ROZDZIAŁ DWUNASTY
SHANE
Wiedziałem, że mogę spodziewać się wszystkiego, ale na to
kompletnie nie byłem przygotowany. Ze wszystkich ludzi na ziemi,
nigdy nie powiedziałbym, że to Claire wyda Myrnina. Może Oliver; obaj
mieliśmy powody by to zrobić. Ale bez żadnego ostrzeżenia, bez
jakiejkolwiek oznaki wahania, ona po prostu go wydała, wiedząc, że
Anderson trafi go swoim promieniem.
Nie mogę powiedzieć, że nie zrobiłbym tego samego, ale ja nigdy
nie lubiłem tego gościa. Mieliśmy radosny rodzaj wzajemnej odrazy; z
czystego obowiązku uratował mi życie, a ja to samo zrobiłbym dla
niego, ale żaden z nas nie rozpaczałby po tragicznym wypadku tego
drugiego.
Ale Claire... Wiedziałem, że łączy ją to coś z Myrninem. Nie
miłość, może; przynajmniej nie ten romantyczny rodzaj. Ale cokolwiek
do siebie czuli, było to głębokie, tak jak ich lojalność. A ona tak
wbijająca mu nóż w plecy... to mnie zszokowało. Zacząłem się nawet
przez to zastanawiać, czy w ogóle ją znam.
Myślałem o tym, że wciąż możemy się uratować – pozwolić
Myrninowi zająć się Anderson, wziąć Olivera, wynieść się w cholerę,
zanim Dr Davis wróci ze swoją kalwarią. Ale Claire... Claire to wszystko
zmieniła. Claire się poddała – porzuciła całą możliwość wygrania. A ja
nie wiedziałem, co planuje. Po szoku malującym się na twarzy
Myrnina, kiedy wskazała miejsce jego ukrycia, widział, że ten też się
tego nie spodziewał.
Nie przepadałem za kolesiem, ale skrzywiłem się i odwróciłem,
kiedy Anderson w niego strzelała. Nie było żadnych widocznych ran,
żadnego krwawienia, ale i tak udręka była widoczna. Raniła go, a
widząc w jej oczach okrutny błysk, bardzo jej się to podobało.
Zastanawiałem się co takiego musiała czuć do Myrnina przez te
wszystkie lata, żeby potem zobaczyć jak Claire zajmuje jej miejsce w
laboratorium i być może również w uczuciach wampira.
Chciałem podejść, ale Anderson zamachnęła się na mnie, gotowa
do strzału, więc byłem zmuszony zatrzymać się z wysoko uniesionymi
rękoma. „Ta, dobra, okej,” powiedziałem, utrzymując mój głos
spokojny i cichy. „Pani, on już leży, leży. Możesz już przestać. Nie jest
już dla Ciebie zagrożeniem.”
Dr Anderson przestała strzelać i przez moment wyglądała tak,
jakby robiło jej się niedobrze od tego, co sama przed chwilą zrobiła –
ale tylko przez ułamek sekundy. Potem uczucia te zastąpiła maska,
którą tak dobrze pamiętał u swojego ojca. Ten błysk przekonania o
słuszności swoich działań. Zrobiłby wszystko by osiągnąć cel,
poświęcając dla tego wszystkich i wszystko. Włączając w to mnie,
oczywiście.
Zastanawiałem się co i kogo poświęciła do tej pory. Szalone było
to, że Myrnin wciąż jej ufał – tak samo jak ufał Claire. Nigdy nie
podejrzewał, że zwróci się przeciwko niemu. A teraz Claire też wbiła
mu nóż w plecy. To zdecydowanie nie był dobry dzień dla Drużyny
Wampirów.
Nie próbowałem zobaczyć, czy Myrninowi nic nie jest; całkiem
oczywiste było, że był w złym stanie – tak jak Oliver, który jęczał i
kołysał się w rogu. I trzęsący się Michael, którego zostawiliśmy z Eve,
wyglądającego jak przestraszone małe dziecko. Zabijałem wampiry,
nie zrozumcie mnie źle; nie rozpaczałem, kiedy działy się rzeczy, które
musiały się stać.
Ale to co zrobiła, co robiła Dr Anderson... to było okrutne.
Claire była kredowobiała, a jej oczy stały się ogromne; bałem się,
że też może upaść, kiedy spadnie na nią ciężar tego, co zrobiła, ale
zamiast tego, podniosła brodę i spojrzała mi prosto w oczy, bez choćby
mrugnięcia. Jakby starała się coś mi przekazać. Nie miałem pojęcia co,
ale może, tylko może, Claire miała jakiś plan.
To miało więcej sensu, niż fakt, że nagle okazała się być
zdrajczynią.
Zaufaj jej, powiedziało coś wewnątrz mnie. Nieważne jak to
wygląda. Nieważne co zrobi albo powie, ani cokolwiek zrobi reszta. Na
Boga, zaufaj jej.
Bo to była lekcja, której uczyłem się przez ostatnie kilka tygodni.
Kiedy wszystko stawało się szalone, kiedy nic nie miało już sensu...
Claire go miała. Musiałem jej zaufać nawet, jeśli nic nie rozumiałem.
Pogłaskałem wierzch jej dłoni swoją, tą cichą czułością pragnąc
powiedzieć jej, że zamierzam grać razem z nią. Miałem nadzieję, że
zrozumiała przekaz, bo pierwszą rzeczą, którą potem zrobiłem było
popchnięcie jej i wyrzuty. „Co do cholery Claire? Był naszą ostatnią
nadzieją! Coś Ty sobie myślała do cholery?”
Potknęła się, spojrzała na mnie ze zdziwieniem i przez chwilę
myślałem już, że kompletnie nie zrozumiała mojego zamiaru – ale
wiedziałem, że tak nie było. Nawet nie wiem jak to wiedziałem... ale
ona i ja byliśmy razem i doskonale się rozumieliśmy. „Nie był naszą
ostatnią szansą i nie mieliśmy szans na wyjście z tego cało,”
powiedziała. „I nie pchaj mnie Shane. Nigdy więcej nie waż się tego
robić.”
„Bo co? Każesz swojej przyjaciółce trafić mnie tym wampirzym
paralizatorem?” Anderson uważnie się nam przyglądała, więc
musiałem upewnić się, że wlewam w swoje słowa tyle goryczy, ile
tylko mogę. „Claire, wbiłaś Myrninowi nóż w plecy. Myślałem, że
naprawdę go lubisz.”
„Na pewno bardziej od Ciebie,” odgryzła się. „Zostawiłam Cię,
Shane. Zostawiłam Morganville. Zostawiłam Myrnina. Przyjechałam
tutaj, żeby zacząć nowe życie i zostać kimś innym, a Ty za mną
przyjechałeś, śledziłeś mnie! Czemu nagle to ja jestem tą złą? Ona ich
nie rani, tylko... tylko je obezwładnia. Tak jak powiedziałeś. Taki
paralizator, tylko dla wampirów.”
„Spójrz na nich. Spójrz! Jesteś pewna, że to nie ma żadnych
trwałych skutków?” zapytałem. „Jesteś pewna, że Michael wstanie i
zacznie się z tego wszystkiego śmiać? I tak, nawet jeśli to tylko
tymczasowe, jestem pewien, że Oliver zniesie to całkiem nieźle, kiedy
tylko przestanie płakać jak mała dziewczynka. Właśnie
zagwarantowałaś nam prawdziwą śmierć, naprawdę, rozumiesz to?
Jeśli chciałaś wojny z Amelie to ją masz. Nigdy Ci tego nie wybaczy.”
„Amelie nigdy się o tym nie dowie,” powiedziała Dr Anderson.
„Oliver był na wygnaniu. Wysłała Michaela, żeby złapał jej szalonego
pieska i przyprowadził jej go z powrotem. Jeśli wszyscy zginą po
drodze, cóż... Wypadki się zdarzają, nawet wampirom. I nikt nawet nie
może poświadczyć, że tu dotarli.”
„Poza Petem, Liz, Claire, Eve i mną,” powiedziałem. „Więc, sądzę,
że będziemy robić za nawóz w Twoim ogrodzie różanym, nie? Och,
czekaj, to Ty jesteś tą dobrą. Wybacz, przez moment wszystko mi się
pomieszało.”
„Mogę Cię zapewnić, że te cztery wampiry nie zostaną zabite. Są
bezcenne dla eksperymentów, przynajmniej tak długo jak będziemy
mogli utrzymać je w posłuszeństwie, a to urządzenie świetnie sobie z
tym radzi,” powiedziała Dr Anderson. „I myślę, że mogę przekonać
resztę z was, że trzymanie języka za zębami jest dla was najlepszym
rozwiązaniem. Liz jest młodą, wrażliwą dziewczyną. Shane – cóż, jeśli
nie będzie przekonany, jestem pewna, że mogę przekonać Liz, żeby
obwiniła Ciebie za porwanie. Spędzisz połowę swojego życia we
więzieniu.”
„Nie musisz tego robić,” powiedziała Claire. „On nic nie powie.
Shane – posłuchaj mnie. Jeśli będziemy trzymać się razem, jeśli
wszyscy powiemy to samo, możemy być bezpieczni. Po raz pierwszy w
życiu, bezpieczni. Amelie tu nie przyjedzie, to zbyt wielkie ryzyko.
Możemy tu zostać, żyć nie bojąc się o nasze życie dla odmiany.
Możemy być szczęśliwi.”
„I oczywiście, jeśli zdecydujesz się pozostać rzy swoich zasadach,
jestem pewna, że możemy wrócić do pierwszej opcji,” dodała Dr
Anderson. „Przyznaję, wolałabym tego uniknąć. Nie lubię krzywdzić
ludzi. Chcę tylko stworzyć świat, w którym wampiry mogą być
kontrolowane, dla naszego i ich bezpieczeństwa. Jeśli się z tym
zgadzasz, myślę, że możemy się jakoś dogadać.”
„Zamierzasz przekonać do tego też Eve? Z zamienieniem
Michaela w szczura laboratoryjnego?” dopytywałem się. „Cholera,
Claire, wiesz, że to się nigdy nie uda. Może mogłabyś przekonać mnie
co do reszty z nich, ale nie co do Michaela. On jest naszym
przyjacielem. Jest moim bratem.”
„Tak właściwie to nie do końca potrzebuję czterech obiektów,”
powiedziała wtedy Dr Anderson, gotowa na ustępstwa w odpowiednim
czasie. Mój ojciec byłby dumny. „Trzy wystarczą. Michael może być
cały i zdrów, ale w jakimś bezpiecznym miejscu. Czy ta odpowiedź Cię
zadowala?”
Co działo się od momentu, w którym Claire wydała Myrnina było
całkiem zdumiewające, bo ze śmiertelnych opałów przeszliśmy do
negocjacji, a ja nie sądziłem, że Dr Anderson zauważyła w ogóle, że
jest manipulowana tak starannie i po mistrzowsku, jak wcześniej
Claire. To robiło wrażenie. I było trochę przerażające. Ta śmieszna
broń nie była już wycelowana we mnie, nawet minimalnie; była
skierowana w dół. To nie znaczyło, że nie mogła wrócić na swoją
poprzednią pozycję, jeśli zrobiłbym coś głupiego, ale kierując swoją
złość na Claire, przestałem już być celem. Postawiłem Claire i
Anderson po jednej stronie, a teraz jedynie uzgadnialiśmy szczegóły.
Miałem tylko nadzieję, że Claire nie kupowała tego, co mówię.
Naprawdę już tego nie wiedziałem. Wciąż wyglądała blado, krucho i na
zszokowaną i chciałem ją przytulić tak bardzo, że aż mnie to bolało...
ale to by nam w tym momencie nie pomogło.
„Będziesz musiała przekonać do tego Eve, a nie mnie,”
odpowiedziałem. „Ale wycofasz z tego Michaela i może będę w stanie
pogodzić się z całą resztą. Może.”
„Nie ma żadnego może, Shane. Może wyśle cię do więzienia.
Więc sugeruję, żebyś pomyślał dokładnie nad swoją kolejną
odpowiedzią, tak?”
Zwlekałem przez moment, po czym w końcu pokiwałem.
Starałem się nie patrzeć na Myrnina, bo był zwinięty w pozycji
embrionalnej na podłodze, szepcąc sam do siebie i jeśli kiedykolwiek
wcześniej myślałem, że wygląda szalenie, cóż, byłem w błędzie.
Wyglądał teraz na rozbitego i nie byłem pewien, czy kiedykolwiek
będzie w stanie poskładać się do kupy. Myrnin był kruchy, a teraz
wyglądał na zdruzgotanego.
Claire miała ciemne, mocne spojrzenia, które rozpoznawałem;
starała się trzymać wszystko w środku, by przeżyć moment, nie
odczuwając bólu. Znałem to spojrzenie, bo to ja je wymyśliłem.
„Więc co mam powiedzieć?” zapytałem i spojrzałem prosto na
nią. „Claire, powiedz mi, co chcesz, żebym powiedział. Wiesz dobrze,
że zrobię dla Ciebie wszystko. Zawsze.”
Wzięła ostry, drżący wdech i powiedziała, „Po prostu powiedz, że
będziesz ze mną, kiedy będę rozmawiać z Amelie. Powiesz jej, że
nigdy ich nie widziałeś, tego nie widziałeś... Powiesz, że o ile Ci się
wydaje, wszystko jest tu w porządku.”
„A co z Jesse? Amelie wysłała ją tu, by pilnowała Twojej szefowej.
Będzie coś podejrzewać, kiedy Jesse też zaginie.”
„Poradzimy sobie z Jesse,” powiedziała Anderson. „Ma swoje
słabe punkty, a ja wiem jak ich używać. Zrobi co jej każę, kiedy będzie
musiała, a zresztą i tak niezbyt przepada za Amelie.”
Wiedziałem z całą pewnością, że tym słabym punktem był …
Myrnin. Jesse miała specyficzny błysk w oku kiedy z nim rozmawiała; z
Oliverem miała dobry kontakt, ale lepszy z Hrabią Pękulą (no więc:
org. Crackula, crack – ang. pęknąć, trzasnąć, więc tyle mi wyszło ;P
gra słów w każdym razie ;P – przyp.tłum.). Dr Anderson mogła
utrzymać Jesse w szachu wyrządzając więcej szkód Myrninowi. I
wszystko było w porządku, ponieważ do cholery oni byli wampirami,
tak? Nie liczyło się to, że cierpieli. Szczury laboratoryjne.
Mogłem czuć ducha mojego ojca popierającego to, i to sprawiało,
że gdzieś głęboko czułem odrazę. „Myślałem, że ty i Jesse byłyście
swojego rodzaju przyjaciółkami,” powiedziałem.
„Kiedyś byłyśmy”. Powiedziała Dr Anderson. „A ty, ze wszystkich
ludzi powinieneś rozumieć, że nie można polegać na wampirzym
sentymentalizmie. Oni po prostu nie mają takich połączeń nerwowych
w głowach, aby naprawdę czuć to co my. To udawanie, maska którą
noszą, by nabrać swoje ofiary i trzymać je blisko. Są drapieżnikami, to
proste. Są w tym po prostu wyjątkowo dobrzy.”
Słychać było jakieś dźwięki w korytarzu i usłyszałem jakiś rodzaj
pojazdów ciągnących się wzdłuż parkingu. Zabawa dobiegła końca;
Claire kontynuowała swoją grę, a ja byłem w tym razem z nią, i teraz…
teraz właśnie mieliśmy się dowiedzieć czy dr Anderson naprawdę nam
uwierzyła.
Patrick Kupa Łajna Davis pojawił się w wejściu.
„Zabezpieczyliśmy pojazdy na zewnątrz,” powiedział. „Możemy
przykuć wampiry srebrem, nigdzie się nie ruszą. A co z tą dwójką? Są
więźniami?”
Czułem na sobie ciężar spojrzenia dr Anderson. Byłem w opałach,
tego byłem pewien; nie żartowała, mówiąc, że przekona Liz, by ta
wypaplała, że to ja ją porwałem, a co wyśle mnie do więzienia na
długie lata. Przywykłem do więziennych cel Morganville, ale to było
coś innego.
„Muszę wykazać dobrą wolę,” powiedziała dr Anderson. „Więc
pokażecie nam gdzie zostawiliście swoich przyjaciół Michael’a i Eve.
Musimy odnaleźć też Pete’a i Liz. Dla ich własnego bezpieczeństwa.”
Ostatnie zdanie sprawiło, że zacisnąłem zęby, ale starałem się
tego nie pokazywać. „Pewnie,” powiedziałem. „Zabiorę was tam.”
„Pewnie, że zabierzesz,” powiedziała. „bo jeśli nie, i tak ich
znajdę, i obiecuję, że rezultat nie będzie miły. Chcę od Claire
współpracy i wsparcia, a ona wyraźnie mi to zaoferowała. Ale nie
potrzebuję tego od ciebie, Shane. Możesz zaginąć tak łatwo jak
wampiry, i zaskakująco duża liczba John Does (powszechne nazwisko
jak u nas np. Jan Kowalski, - przyp.tłum.), którzy giną w Bostonie
każdego roku. Możesz być jednym z nich, ofiarowując swoje ciało
szkole medycznej. Rozumiemy się?”
Tak jasne, że mogłem niemal zobaczyć jak te słowa świecą.
Skinąłem głową bez mówienia czegokolwiek i kiedy Patrick Davis
wskazał na mnie, poszedłem za nim. Zanim jednak wszedłem do
czarnego vana, obróciłem się. Dr Anderson była za mną, a Claire obok
niej.
„Jeszcze jedna rzecz,” powiedziałem do Anderson. „Jestem coś
winien Dr Davis’owi.”
Prawdopodobnie wiedziała co ma się stać, bo nie poruszyła się, a
ja nie czekałem na pozwolenie.
Czasem, jest po prostu lepiej poprosić o przeprosiny.
Uderzyłem go w twarz i cholera, poczułem się naprawdę dobrze.
Od ręki aż po wnętrzności. Trochę przemocy sprawiło, że para uszła z
kipiącego garnka.
„To od Liz,” powiedziałem. „Dupku.”
Dr Anderson się zaśmiała. Davis się skulił, łapiąc za swój
prawdopodobnie złamany nos; ktoś zażartował na temat krwawienia z
nosa i wampirów, ale nie słuchałem, ponieważ wbiłem się na miejsce
pasażera, zapiąłem pasy i ułożyłem wygodnie głowę na oparciu. Przez
sekundę lub dwie, czerwona mgiełka nie chciała zniknąć.
Niebezpiecznie jest popuścić łańcuch bestii; czasami po prostu nie
chce potem wrócić. Po chwili kierowca był już zapięty, drzwi były
zatrzaśnięte,a ja byłem znów starym, pogodnym sobą i pokazałem mu
przemądrzały gest uniesienia do góry kciuków.
„Masz cholerne szczęście, że żadne z nas nie umieściło w tobie
kulki.” powiedział do mnie.
„Moje życie to sielanka,” zgodziłem się. “Teraz skręć w lewo.
Będę ci mówił jak masz jechać.”
Claire i Dr Anderson nie wsiadły z nami do vana. Wystawiłem
głowę i zobaczyłem je stojące z kilkoma facetami w garniturach, więc
miałem cholerną nadzieję, że to co robię, jest właściwą rzeczą, bo jeśli
nie, jeśli w jakikolwiek sposób nie było…
Wtedy wszyscy będziemy cierpieć.
Magazyn wyglądał na opuszczony, jak wcześniej. Kazałem
zaparkować kierowcy blok dalej, na wypadek gdyby Michael doszedł
do siebie na tyle, by mógł dać jakieś ostrzeżenie; ostatecznie zostałem
otoczony kolumną czterech facetów, łącznie z kierowcą. Wyglądał na
zwykłego i łagodnego faceta, ale gdy dać takiemu czarny garnitur,
wszyscy zaczynają podobnie wyglądać.
Był Afro-Amerykaninem, ale to nie czyniło go innym od
pozostałych, oprócz zwykłego wzrostu, wagi i rozmiaru kurtki.
‘Jaki jest w tym twój interes?’ zapytałem go, kiedy dotarliśmy do
magazynu. ‘Pracujesz dla jakiejś organizacji?’
‘Tak, dzieciaku, jestem vice przewodniczącym Korporacji Van
Helsing.’
‘Ha ha, bardzo śmieszne, tak czytałem Draculę, niespodzianka.’
Dupek. ‘Miałem na myśli, to czy jesteś jakimś prawdziwym wyznawcą
czy tylko cię do tego zatrudnili?’
‘Pytasz czy straciliśmy ludzi przez wampiry? Tak, straciliśmy.
Więc zamknij gębę I wykonuj swoją robotę, a nam pozwól wykonywać
naszą.’
Właściwie była to dość dobra odpowiedź na moje pytanie.
Prawdziwi wyznawcy. Niezbyt dobre wieści, biorąc pod uwagę to, że
miałem już doświadczenie z tego rodzaju ludźmi. Znacznie lepiej jest
mieć do czynienia z wynajętymi gośćmi którzy nie są związani
emocjonalnie z tym co się dzieje.
‘Jestem Shane,’ Powiedziałem. Krok pierwszy, spróbuj nawiązać
więź. Każdy negocjator powie ci, że to ważna rzecz, aby pozostać przy
życiu.
‘Nie obchodzi mnie jak cię nazwali twoi rodzice,’powiedział.
‘Teraz się zamknij i pokaż nam gdzie ich zostawiłeś.’
To tyle, jeśli chodzi o nawiązywanie więzi. Posłuchałem go i
poprowadziłem do miejsca w magazynie gdzie byliśmy wcześniej.
Wskazałem miejsce i spojrzałem na niego, oczekując znaku na moje
niewypowiedziane pytanie czy mam iść dalej przodem. Skinął głową.
Nie wziąłem tego jednak jako obietnicy, że poczeka. Mógł dać mi
minutę lub po prostu wrzeszczeć na mnie i mieć broń w gotowości.
Wszedłem i nagle miłe okoliczności się skończyły, bo kawałek
stłuczonej butelki wylądował w moim gardle. ‘Ej, ej, ej, dziewczyno,
jestem po twojej stronie,’ Powiedziałem do Eve.
Wydała z siebie okrzyk, cofnęła się i upuściła butelkę, a potem
rzuciła się by otoczyć mnie ramionami. Pachniała łzami i desperacją.
‘O Boże, dziękuję, tak się bałam, – Shane, jemu się nie poprawia,
musimy go stąd zabrać, musimy —’ Jej głos ucichł i odsunęła się ode
mnie. Nie musiałem nic mówić, ale wiedziałem, że język mojego ciała
utwierdził ją w tym, że coś było nie tak.
‘Gdzie Claire?’
‘Zaufaj mi,’ powiedziałem. Nie miałem czasu, więc musiałem
mówić szybko. ‘Zaufaj mi, cokolwiek się stanie, ok?’
‘Ok,’ powiedziała, ale jej głos drżał i wyglądała na przerażoną.
‘Shane—’
I wtedy kierowca wtargnął do pomieszczenia, przygwoździł ją do
miejsca w którym stała nagłym błyskiem latarki i kiedy próbowała
zablokować wiązkę światła, odsunął się, aby pozwolić wejść reszcie.
‘Stać, na kolana!’ krzyczał, wszystko trwało kilka sekund.
Liz była przytomna, ale przerażona; krzyczała i próbowała
schować się w kącie; Pete zadał parę ciosów, ale był niezdecydowany i
wylądował na brudnej posadzce w przeciągu dziesięciu sekund.
Eve, przyciśnięta ramieniem kierowcy, spojrzała na mnie z
gniewem w oczach i nie powiedziała zupełnie nic.
Zaufaj mi, powiedziałem bezgłośnie i miałem nadzieję, że mogła
to zrozumieć. Jeśli miałaby w tym momencie w ręku zbitą butelkę,
byłem pewien, że leżałbym teraz na podłodze, zwłaszcza po tym kiedy
dwóch z czterech mężczyzn, podeszło do Michael’a, chwycili go i
wyciągnęli na zewnątrz.
Nie miał się lepiej. Nawet odrobinę. Przeraziłem się, widząc go
drżącego i płaczącego, jakby każdy demon na świecie chciał w tym
samym momencie wejść do jego głowy.
Przeraziłem się jeszcze bardziej widząc czarną obietnicę w
oczach Eve, kiedy zakuwali ją w kajdanki i pchali za nim. Potem
patrzyłem jak Pete’a i Liz też zabierają.
Kierowca podszedł do mnie i skinął. ‘Nieźle,’ powiedział. ‘Jednak
możesz mieć nadzieję. Jeśli nienawidzisz wampirów, możesz nam się
przydać. Zawsze przyda nam się dobry człowiek.’
‘Myślę, że nie rozumiesz, co znaczy właściwie to słowo,’
Powiedziałem i poszedłem do vana. Po drodze, odkryłem nagłą i pilną
potrzebę zwymiotowania obok śmietnika. Śmierdział jak zjełczałe
chińskie jedzenie, ale byłem pewien, że nie to było przyczyną, że
czułem się tak źle.
Zdrada miała okropnie gorzki smak i nieważne, ile razy płukałem
usta wodą, nie mogłem się go pozbyć.
Zastanawiałem się czy Claire też to czuła. Jeśli ja się tak czułem,
to jak ona musiała cierpieć? Ona była tą, która odczuwała wszystko
głębiej, zbyt się wszystkim przejmowała.
Miałem nadzieję, że nie była tak zniszczona jak Myrnin, po tym
jak to wszystko zostało powiedziane I zrobione.
Jazda trwała zaskakująco długo; gdy dojechaliśmy, słońce już
wschodziło… byliśmy pod jakimś gospodarstwem, z tego co mogłem
zobaczyć w otaczającym nas krajobrazie. Wyjechaliśmy z miasta w
głąb kraju, gdzie było mnóstwo małych miasteczek ze Starbucksami
(znana sieć kawiarni w prawie każdym, nawet małym miasteczku USA-
przyp. tłum.). Na zachodnim wybrzeżu, ‘na wsi’ nie było tak samo, jak
na zachodzie Texasu, gdzie mogłeś jechać przez dwieście mil i trudno
było dostrzec zrujnowaną chatę, a jeszcze trudniej obszar miasta.
Ostatnim miastem jakiego nazwę byłem w stanie dostrzec było
Meldon, ale po prostu nie chciałem sprawdzać mapy i zobaczyć gdzie
się znajdujemy, po prostu odłożyłem to na później.
Niewiele mogłem się dowiedzieć od nowych przyjaciół, nie byli
zbyt rozmowni. Eve była, ale to co mówiła było złośliwe, więc starałem
się tego nie słuchać. Wszystko sprowadzało się do tego, że winiła
mnie.
Nie było to jednak zbyt zaskakujące. W każdym razie lepiej mnie,
niż Claire. Po chwili wybiegła na drogę, by powiedzieć mi, że jestem
złym, wbijającym nóż w plecy zdrajcą i chciałaby mnie nigdy nie
poznać. Ale i tak, jak się okazało, bardziej bałem się ciszy. I to bolało.
Bardzo. Mogłem dokuczać Eve, może nawet za bardzo, ale kochałem
ją jak siostrę; myślałem, że jest błyskotliwa, zabawna i ostra jak mój
najlepszy nóż. Myśl, że mnie nienawidzi, nawet jeśli później się
wszystkiego dowie… tak, to mnie raniło bardzo głęboko.
Kiedy furgonetka wreszcie zwolniła, chciałem już mieć to piekło
za sobą; miałem nadzieję, że pozwolą mi po prostu odejść, ale oni
wcale nie mieli zamiaru mi tego ułatwiać. Kierowca złapał mnie za
kaptur i odciągnął w kierunku furgonetki. ‘Ty tu rządzisz pyskaty,’
powiedział. ‘Ucisz ją albo zrobię to za ciebie, a to na pewno ci się nie
spodoba.’
Zrobiło mi się niedobrze, ale nie mogłem za wiele z tym zrobić.
Skinąłem tylko głową, złapałem Eve za ramię i zabrałem z furgonetki.
Kopała i krzyczała, szarpnąłem ją na tyle blisko, że wschodzące słońce
ją oślepiło i zamrugała.
‘Puść mnie, dupku!’ powiedziała i popchnęła mnie mimo
skrępowanych rąk. ‘Przysięgam na Boga, jeśli jeszcze raz mnie tkniesz,
odetnę ci wszystkie palce!’
‘Eve, wyluzuj. Czy nie mówiłem ci, żebyś mi zaufała?’
Powiedziałem to nisko, prawie szeptem, ale ścisnąłem ją za ramię tak,
że kierowca, który był tego światkiem zobaczył jak grymas bólu
przeszywa jej twarz. ‘Staram się utrzymać cię przy życiu, ciebie,
siebie, Michael’a, Claire i wszystkich pozostałych. Więc się po prostu
uspokój. Nienawidź mnie jeśli chcesz, to rzeczywiście pomaga. Ale rób
to trochę ciszej, ok? Albo on cię skrzywdzi.’
Spiorunowała mnie wzrokiem, ale mogłem zauważyć, jej lekkie
skinienie głową. Nie żeby zaczęła mi ufać; z ognia w jej oczach
mogłem wyczytać, że nie. Dawała mi jakąś linę, którą później miała
zamiar mnie udusić.
Śmierć przez powieszenie, powiedziałaby, jest dla mnie za dobra.
‘Jeśli cokolwiek stanie się jemu albo Claire, obedrę cię ze skóry i użyję
jej jako dywanika.’ powiedziała.
To miejsce pachniało jak farma; można było czuć smród nawozu,
jaki wywozi się na pola, z daleka mogłem słyszeć muczenie krów,
ukrytych za grubą warstwą mgły. Miałem nadzieję, że nie są to krowy-
wampiry. Nie chciałbym zostać zjedzony jak stek. Był tam też
dwupiętrowy dom ze staromodną werandą owiniętą dookoła budynku,
a na niej krzesła pomalowane na biało; na schodach prowadzących do
domu były poustawiane małe, ceramiczne rzeźby kaczek. Eve
powiedziałaby, że dom jest uroczy, jeśli tylko byłaby w lepszym
humorze. We mgle można było zobaczyć zarysy jakiejś stodoły. Mogła
być czerwona, ale ciężko było to stwierdzić.
‘Do środka,’ rozkazał kierowca, wziąłem Eve i zaniosłem ją po
schodach do tego domu.
Było tam tak, jakby czas zatrzymał się w latach osiemdziesiątych.
Z wszystkimi tymi pastelowymi tkaninami, plisami i białą podłogą. Jeśli
był to dom Worka Łajna Davisa, to definitywnie urządzała go jego
żona. Potem prawdopodobnie rozwiodła się z nim, a on nie zawracał
sobie głowy, żeby go przemeblowywać; warstwy kurzu na tych
bufiastych zasłonach i dekoracjach rozsianych wkoło utwierdziły mnie
w tym przekonaniu.
Nie mieliśmy zbyt wiele czasu by podziwiać dekoracje. Na prawo
znajdowała się kuchnia, która dawała boskie możliwości z tymi
wszystkimi różnego rodzaju ostrymi przedmiotami i wybuchowymi
chemikaliami, ale kierowca był tuż za nami ze swoją bronią. Pete był
za nim, ale miał Liz na ramionach, poza tym było po nim widać
wszystkie walki, które do tej pory musiał stoczyć. Za nim szedł inny
facet, a dwóch innych wlokło Michael’a, który nadal strasznie się
trząsł.
Poza salonem z zakurzonymi ceramicznymi kaczkami i
kwiecistymi tapetami, wszystko się zmieniło. Następny pokój został
odnowiony w stalowe drzwi, winylową podłogę i białe ściany z
wbudowanymi u góry świetlówkami. Laboratorium. Wiedziałem jak
wyglądają laboratoria, choć nie jestem jednym z tych, którzy spędzają
dużo czasu w klasach chemicznych. To miało różnorodne klatki na
ścianach, od małych, które mogły pomieścić szczura, do większych,
które mogły spokojnie zmieścić tygrysa. Umieścili Michael’a w jednej z
nich.
‘Nie, spokojnie, wszystko jest ok.,’ Powiedziałem, kiedy Eve
próbowała mi się wyrwać. Odezwałem się cicho i delikatnie,
wyczuwając w niej desperację, wiedziałem, że jest na skraju
załamania. ‘Jest bezpieczny. Nic mu się nie stanie. Bardziej martwię
się o nas.’
‘O nas?’ Skrzywiła się, nadal rozproszona; Rozumiałem to, gdyby
w klatce znajdowała się Claire, też nie mógłbym się skoncentrować.
‘Do czego jesteśmy im potrzebni?’
‘Nie jesteśmy’ Powiedziałem. ‘I właśnie to mnie martwi.’
Kierowca, obrócił się do czwórki z nas – mnie, Eve, Pete’a i
zwiotczałej formy Liz – I powiedział, ‘Tam.’ Podkreślił to ruchem
pistoletu w kierunku innych drzwi. Stalowych. Z widocznym na nich
zamkiem.
‘Hey,’ Powiedziałem, podnosząc ręce do góry. ‘Jestem po twojej
stronie, pamiętasz?’
Zaśmiał się. ‘Tak chłopcze, pewnie, że jesteś. Do środka. Nie
martw się, nic ci nie grozi. Potrzebujemy cię, by utrzymać twoją małą,
bystrą dziewczynę w ryzach.’
‘Czekaj,’ powiedziała Eve. Myślałem, że znów będzie zmierzała do
walki, ale podeszła do kolesia spokojnie, pomału i kiedy skinął jej
głową, kontynuowała, ‘Może moglibyśmy najpierw zrobić przerwę na
siusiu? Bo strasznie chce mi się sikać.’
Spojrzał na nią z irytacją, ale nie było to spojrzenie bandziora,
którego nie rozumie tego, że ktoś musi się wysikać. Każdy tak ma. Nie
każdego to jednak obchodzi, wstrzymałem oddech na sekundę mając
nadzieję, że nie ma zamiaru wrzucić nam wiadra do tego
pomieszczenia czy coś w tym rodzaju, ale wtedy skinął głową,
niechętnie. ‘Idź z nią,’ powiedział i wskazał na jednego z mężczyzn,
którzy trzymali Michael’a. ‘Drzwi zostają otwarte.’
‘Żartujesz?’ Głos Eve zaskrzeczał i położyła ręce na swoich
biodrach. ‘Jesteś jakimś perwersem? Dochodzisz oglądając nastolatki
—’
Wzdrygnął się. ‘Dobra, ale masz minutę i nawet jeśli nie zdążysz,
otwieram drzwi.’ Kiwnął głową i jego człowiek poprowadził Eve do
innych drzwi. ‘Ktoś jeszcze musi załatwić wstydliwe sprawy?’
Pete i ja potrząsnęliśmy głowami. Podniosłem rękę. ‘Ale jednak
nie powiedziałbym nie na łazienkę.’
‘Ja też,’ powiedział Pete. ‘W razie gdyby pobyt w areszcie się
przedłużył.’
‘Możesz na to liczyć,’ powiedział kierowca. ‘Dobra. Kiedy
dziewczyna wróci, ty idziesz następny.’ Skinął na Pete’a. ‘Ty idziesz
ostatni, Shane.’
‘Dlaczego ja?’
‘Bo ciebie najbardziej nie lubię.’
I vice versa, pomyślałem, I uśmiechnąłem się do niego. A on do
mnie. Myślałem o tym jak odebrać mu broń, a on prawdopodobnie
myślał jak zacznie do mnie strzelać, kiedy będę próbował to zrobić.
Dyplomacja.
Kątem oka zobaczyłem Michael’a w klatce, podnoszącego głowę.
Zabawne. Z mojego punktu widzenia, jego oczy były płonąco
czerwone. Pamiętałem co powiedział Myrnin o pragnieniu krwi
Michael’a, że pokona każdą siłę jaka na niego zadziała … i nie ważne
na jak mocną wyglądała ta klatka, nie była wystarczająco mocna by
wytrzymać pragnienie Michael’a, albo któregokolwiek innego wampira,
jeśli naprawdę chcieli się wydostać.
Okazało się, że jednak się myliłem. Michael chciał rozgiąć kraty –
trochę mu się to udało. Ale nie rozgięły się zbyt mocno. Próbował
dalej, ale z czegokolwiek była zrobiona ta klatka, stworzona została by
dać radę wampirzym muskułom. Nie była ze srebra, bo nie parzyła go.
Po prostu była … mocniejsza.
Poddał się kiedy jeden ze strażników spojrzał w jego stronę, po
czym skurczył się nędznie z powrotem jak piłka.
Nieźle, pomyślałem. Przynajmniej mieliśmy jednego asa w
rękawie, nawet jeśli był zamknięty. Wcześniej czy później, nie docenią
go i go wypuszczą.
A wtedy joker na pewno zaszaleje.
Eve wróciła z łazienki i poszedł do niej Pete; dziewczyna oparła
się o ścianę i skrzyżowała ramiona, patrząc wyzywająco na naszego
kierowcę. Poszedł sprawdzić Liz, która leżała oparta o ścianę. Już
wcześniej sprawdzałem co u niej. Jej oddech był w porządku, ale nie
podobała mi się jej kredowo blada skóra. Cokolwiek dali jej kiedy ją
porywali, to naprawdę sprawiło, że odleciała. Przypuszczałem, że
mieliśmy szczęście że nie dali nam tego samego środka na
uspokojenie… jeszcze.
‘Myślałam o tym,’ powiedziała Eve.
‘O czym?’ zapytałem, nadal obserwując kierowcę.
‘O tym, że nadal jesteś dupkiem.’ Odwróciła się i dała mi po
gębie. Wystarczająco mocno, by zostawić ślad. Mrugnąłem i złapałem
jej rękę, kiedy chciała to zrobić ponownie, i poczułem jej drugą rękę,
wkładającą coś do kieszeni moich jeansów, ruchem zamaskowanym
swoim przedstawieniem. Nie spojrzałem na dół, tylko patrzyłem jej w
twarz.
‘No cóż,’ powiedziałem, ‘Myślę, że cię rozumiem.’ Pchnąłem ją do
tyłu, kierowca podniósł się i zmarszczył brwi. Otworzył stalowe drzwi.
Pokazał na Eve, że ma wejść do środka, potem na mnie i na na
nieprzytomną Liz.
‘Jeśli chcecie się bić, zróbcie to tam,’ powiedział. ‘Ale nie dam
wam żadnych bandaży. Chcecie się bić, możecie krwawić do woli.’
‘Nie jest wart choćby jednego mojego ciosu,’ powiedziała Eve.
Odwróciła się i odeszła, znów krzyżując ręce. Pete wrócił i został
wepchnięty do środka z hukiem. Nie załapałem się na wycieczkę do
łazienki. Prawdopodobnie było to ukaranie mnie za bycie sobą.
Pokój, po dokonaniu inspekcji, okazał się zwykłym betonowym
boksem, bez okien, bez niczego. Unosił się tam antyseptyczny zapach,
jak by pokój był wcześniej magazynem jakichś medykamentów, teraz
nie było tu nic oprócz nas i małego odpływu na środku podłogi,
wielkości dłoni. Mój ojciec powiedział mi kiedyś, że ludzkie ciało może
przecisnąć się przez każdego rozmiaru dziurę, dużą na tyle, by
zmieściła się głowa; była to tylko kwestia przemieszczania kości. Tak,
czasami bywał zabawny.
Ale ta dziura nie była nawet na tyle duża by zmieściła się tam
moja zaciśnięta pięść, a co dopiero czaszka. Więc to nie wchodziło w
grę. Niestety.
Sprawdziłem drzwi sufit i kąty. Nie widziałem żadnych kamer,
które by nas obserwowały, ale nie mogłem myśleć, że zachowuję
prywatność; technika była na tyle zaawansowana, by nie było widać
kamer. Byliśmy kiedyś szpiegowani przez kogoś, kogo uważaliśmy za
przyjaciela, i nie chciałem, żeby Kupa Łajna Davis i jego przyjaciele
pokrzyżowali moje plany.
Strasznie bałem się o Claire. Bałem się tak, że aż serce
przestawało mi bić. Była sama, otoczona przez wilki, które mogłyby
mieć ją w każdej chwili a jedyne czego mogła użyć to jej odwaga i
rozum.
A więc była w pełni uzbrojona. Ale nadal mnie to przerażało.
Wsadziłem ręce do kieszeni i schyliłem się, niczym jakiś żebrak.
Dajcie mi jeszcze tylko jakąś czapkę, luźny sweter i brudne spodnie a
będzie jak znalazł. Ale tu nie chodziło o moje nastawienie. W ten
sposób miałem szansę zobaczyć, co Eve wsunęła mi do kieszeni – a
była to rzecz, o której nie miałem zamiaru mówić Claire.
Był to kawałek zardzewiałego metalu, prawdopodobnie jakiś
rodzaj osłony do syfonu. Miał jakieś cztery cale (cal=2,54cm –
przyp.tłum.) i na końcu był wyszczerbiony. Jako broń, było to zajebiście
paskudne. W tym wypadku, było idealne. Szkoda, że ja nie
doczekałem się wycieczki do łazienki; musiało tam być z tysiąc innych
okazji do stworzenia sobie zabawnych, ręcznie robionych broni. Można
kogoś zabić nawet kostką mydła, jeśli tylko się postara.
„Więc,” wymamrotała Eve opuszczając głowę tak, by kamery
tego nie widziały. „Co w takim razie mamy robić?”
„Wciąż mnie nienawidzisz?” Ja również mówiłem do swoich butów
i starałem się mówić jak najciszej, w razie gdyby gdzieś umieszczone
były też mikrofony.
“Jeszcze trochę czasu minie, zanim mi to przejdzie, taa.
Dlaczego? Czyżbym raniła twoje wrażliwe uczucia?”
Tak, pomyślałem, ale odpowiedziałem co innego, “Litości.
Przecież wiesz, że nie mam uczuć.”
“Więc co z naszym planem?”
“Taaak, co do tego,” zacząłem. “Wygląda na to, że będziesz
musiała mnie zabić.”
“Słodko.”
ROZDZIAŁ DWUNASTY SHANE Wiedziałem, że mogę spodziewać się wszystkiego, ale na to kompletnie nie byłem przygotowany. Ze wszystkich ludzi na ziemi, nigdy nie powiedziałbym, że to Claire wyda Myrnina. Może Oliver; obaj mieliśmy powody by to zrobić. Ale bez żadnego ostrzeżenia, bez jakiejkolwiek oznaki wahania, ona po prostu go wydała, wiedząc, że Anderson trafi go swoim promieniem. Nie mogę powiedzieć, że nie zrobiłbym tego samego, ale ja nigdy nie lubiłem tego gościa. Mieliśmy radosny rodzaj wzajemnej odrazy; z czystego obowiązku uratował mi życie, a ja to samo zrobiłbym dla niego, ale żaden z nas nie rozpaczałby po tragicznym wypadku tego drugiego. Ale Claire... Wiedziałem, że łączy ją to coś z Myrninem. Nie miłość, może; przynajmniej nie ten romantyczny rodzaj. Ale cokolwiek do siebie czuli, było to głębokie, tak jak ich lojalność. A ona tak wbijająca mu nóż w plecy... to mnie zszokowało. Zacząłem się nawet przez to zastanawiać, czy w ogóle ją znam. Myślałem o tym, że wciąż możemy się uratować – pozwolić Myrninowi zająć się Anderson, wziąć Olivera, wynieść się w cholerę, zanim Dr Davis wróci ze swoją kalwarią. Ale Claire... Claire to wszystko zmieniła. Claire się poddała – porzuciła całą możliwość wygrania. A ja nie wiedziałem, co planuje. Po szoku malującym się na twarzy Myrnina, kiedy wskazała miejsce jego ukrycia, widział, że ten też się tego nie spodziewał. Nie przepadałem za kolesiem, ale skrzywiłem się i odwróciłem, kiedy Anderson w niego strzelała. Nie było żadnych widocznych ran, żadnego krwawienia, ale i tak udręka była widoczna. Raniła go, a widząc w jej oczach okrutny błysk, bardzo jej się to podobało. Zastanawiałem się co takiego musiała czuć do Myrnina przez te wszystkie lata, żeby potem zobaczyć jak Claire zajmuje jej miejsce w laboratorium i być może również w uczuciach wampira. Chciałem podejść, ale Anderson zamachnęła się na mnie, gotowa do strzału, więc byłem zmuszony zatrzymać się z wysoko uniesionymi rękoma. „Ta, dobra, okej,” powiedziałem, utrzymując mój głos spokojny i cichy. „Pani, on już leży, leży. Możesz już przestać. Nie jest już dla Ciebie zagrożeniem.” Dr Anderson przestała strzelać i przez moment wyglądała tak, jakby robiło jej się niedobrze od tego, co sama przed chwilą zrobiła –
ale tylko przez ułamek sekundy. Potem uczucia te zastąpiła maska, którą tak dobrze pamiętał u swojego ojca. Ten błysk przekonania o słuszności swoich działań. Zrobiłby wszystko by osiągnąć cel, poświęcając dla tego wszystkich i wszystko. Włączając w to mnie, oczywiście. Zastanawiałem się co i kogo poświęciła do tej pory. Szalone było to, że Myrnin wciąż jej ufał – tak samo jak ufał Claire. Nigdy nie podejrzewał, że zwróci się przeciwko niemu. A teraz Claire też wbiła mu nóż w plecy. To zdecydowanie nie był dobry dzień dla Drużyny Wampirów. Nie próbowałem zobaczyć, czy Myrninowi nic nie jest; całkiem oczywiste było, że był w złym stanie – tak jak Oliver, który jęczał i kołysał się w rogu. I trzęsący się Michael, którego zostawiliśmy z Eve, wyglądającego jak przestraszone małe dziecko. Zabijałem wampiry, nie zrozumcie mnie źle; nie rozpaczałem, kiedy działy się rzeczy, które musiały się stać. Ale to co zrobiła, co robiła Dr Anderson... to było okrutne. Claire była kredowobiała, a jej oczy stały się ogromne; bałem się, że też może upaść, kiedy spadnie na nią ciężar tego, co zrobiła, ale zamiast tego, podniosła brodę i spojrzała mi prosto w oczy, bez choćby mrugnięcia. Jakby starała się coś mi przekazać. Nie miałem pojęcia co, ale może, tylko może, Claire miała jakiś plan. To miało więcej sensu, niż fakt, że nagle okazała się być zdrajczynią. Zaufaj jej, powiedziało coś wewnątrz mnie. Nieważne jak to wygląda. Nieważne co zrobi albo powie, ani cokolwiek zrobi reszta. Na Boga, zaufaj jej. Bo to była lekcja, której uczyłem się przez ostatnie kilka tygodni. Kiedy wszystko stawało się szalone, kiedy nic nie miało już sensu... Claire go miała. Musiałem jej zaufać nawet, jeśli nic nie rozumiałem. Pogłaskałem wierzch jej dłoni swoją, tą cichą czułością pragnąc powiedzieć jej, że zamierzam grać razem z nią. Miałem nadzieję, że zrozumiała przekaz, bo pierwszą rzeczą, którą potem zrobiłem było popchnięcie jej i wyrzuty. „Co do cholery Claire? Był naszą ostatnią nadzieją! Coś Ty sobie myślała do cholery?” Potknęła się, spojrzała na mnie ze zdziwieniem i przez chwilę myślałem już, że kompletnie nie zrozumiała mojego zamiaru – ale wiedziałem, że tak nie było. Nawet nie wiem jak to wiedziałem... ale ona i ja byliśmy razem i doskonale się rozumieliśmy. „Nie był naszą ostatnią szansą i nie mieliśmy szans na wyjście z tego cało,” powiedziała. „I nie pchaj mnie Shane. Nigdy więcej nie waż się tego
robić.” „Bo co? Każesz swojej przyjaciółce trafić mnie tym wampirzym paralizatorem?” Anderson uważnie się nam przyglądała, więc musiałem upewnić się, że wlewam w swoje słowa tyle goryczy, ile tylko mogę. „Claire, wbiłaś Myrninowi nóż w plecy. Myślałem, że naprawdę go lubisz.” „Na pewno bardziej od Ciebie,” odgryzła się. „Zostawiłam Cię, Shane. Zostawiłam Morganville. Zostawiłam Myrnina. Przyjechałam tutaj, żeby zacząć nowe życie i zostać kimś innym, a Ty za mną przyjechałeś, śledziłeś mnie! Czemu nagle to ja jestem tą złą? Ona ich nie rani, tylko... tylko je obezwładnia. Tak jak powiedziałeś. Taki paralizator, tylko dla wampirów.” „Spójrz na nich. Spójrz! Jesteś pewna, że to nie ma żadnych trwałych skutków?” zapytałem. „Jesteś pewna, że Michael wstanie i zacznie się z tego wszystkiego śmiać? I tak, nawet jeśli to tylko tymczasowe, jestem pewien, że Oliver zniesie to całkiem nieźle, kiedy tylko przestanie płakać jak mała dziewczynka. Właśnie zagwarantowałaś nam prawdziwą śmierć, naprawdę, rozumiesz to? Jeśli chciałaś wojny z Amelie to ją masz. Nigdy Ci tego nie wybaczy.” „Amelie nigdy się o tym nie dowie,” powiedziała Dr Anderson. „Oliver był na wygnaniu. Wysłała Michaela, żeby złapał jej szalonego pieska i przyprowadził jej go z powrotem. Jeśli wszyscy zginą po drodze, cóż... Wypadki się zdarzają, nawet wampirom. I nikt nawet nie może poświadczyć, że tu dotarli.” „Poza Petem, Liz, Claire, Eve i mną,” powiedziałem. „Więc, sądzę, że będziemy robić za nawóz w Twoim ogrodzie różanym, nie? Och, czekaj, to Ty jesteś tą dobrą. Wybacz, przez moment wszystko mi się pomieszało.” „Mogę Cię zapewnić, że te cztery wampiry nie zostaną zabite. Są bezcenne dla eksperymentów, przynajmniej tak długo jak będziemy mogli utrzymać je w posłuszeństwie, a to urządzenie świetnie sobie z tym radzi,” powiedziała Dr Anderson. „I myślę, że mogę przekonać resztę z was, że trzymanie języka za zębami jest dla was najlepszym rozwiązaniem. Liz jest młodą, wrażliwą dziewczyną. Shane – cóż, jeśli nie będzie przekonany, jestem pewna, że mogę przekonać Liz, żeby obwiniła Ciebie za porwanie. Spędzisz połowę swojego życia we więzieniu.” „Nie musisz tego robić,” powiedziała Claire. „On nic nie powie. Shane – posłuchaj mnie. Jeśli będziemy trzymać się razem, jeśli wszyscy powiemy to samo, możemy być bezpieczni. Po raz pierwszy w życiu, bezpieczni. Amelie tu nie przyjedzie, to zbyt wielkie ryzyko.
Możemy tu zostać, żyć nie bojąc się o nasze życie dla odmiany. Możemy być szczęśliwi.” „I oczywiście, jeśli zdecydujesz się pozostać rzy swoich zasadach, jestem pewna, że możemy wrócić do pierwszej opcji,” dodała Dr Anderson. „Przyznaję, wolałabym tego uniknąć. Nie lubię krzywdzić ludzi. Chcę tylko stworzyć świat, w którym wampiry mogą być kontrolowane, dla naszego i ich bezpieczeństwa. Jeśli się z tym zgadzasz, myślę, że możemy się jakoś dogadać.” „Zamierzasz przekonać do tego też Eve? Z zamienieniem Michaela w szczura laboratoryjnego?” dopytywałem się. „Cholera, Claire, wiesz, że to się nigdy nie uda. Może mogłabyś przekonać mnie co do reszty z nich, ale nie co do Michaela. On jest naszym przyjacielem. Jest moim bratem.” „Tak właściwie to nie do końca potrzebuję czterech obiektów,” powiedziała wtedy Dr Anderson, gotowa na ustępstwa w odpowiednim czasie. Mój ojciec byłby dumny. „Trzy wystarczą. Michael może być cały i zdrów, ale w jakimś bezpiecznym miejscu. Czy ta odpowiedź Cię zadowala?” Co działo się od momentu, w którym Claire wydała Myrnina było całkiem zdumiewające, bo ze śmiertelnych opałów przeszliśmy do negocjacji, a ja nie sądziłem, że Dr Anderson zauważyła w ogóle, że jest manipulowana tak starannie i po mistrzowsku, jak wcześniej Claire. To robiło wrażenie. I było trochę przerażające. Ta śmieszna broń nie była już wycelowana we mnie, nawet minimalnie; była skierowana w dół. To nie znaczyło, że nie mogła wrócić na swoją poprzednią pozycję, jeśli zrobiłbym coś głupiego, ale kierując swoją złość na Claire, przestałem już być celem. Postawiłem Claire i Anderson po jednej stronie, a teraz jedynie uzgadnialiśmy szczegóły. Miałem tylko nadzieję, że Claire nie kupowała tego, co mówię. Naprawdę już tego nie wiedziałem. Wciąż wyglądała blado, krucho i na zszokowaną i chciałem ją przytulić tak bardzo, że aż mnie to bolało... ale to by nam w tym momencie nie pomogło. „Będziesz musiała przekonać do tego Eve, a nie mnie,” odpowiedziałem. „Ale wycofasz z tego Michaela i może będę w stanie pogodzić się z całą resztą. Może.” „Nie ma żadnego może, Shane. Może wyśle cię do więzienia. Więc sugeruję, żebyś pomyślał dokładnie nad swoją kolejną odpowiedzią, tak?” Zwlekałem przez moment, po czym w końcu pokiwałem. Starałem się nie patrzeć na Myrnina, bo był zwinięty w pozycji embrionalnej na podłodze, szepcąc sam do siebie i jeśli kiedykolwiek
wcześniej myślałem, że wygląda szalenie, cóż, byłem w błędzie. Wyglądał teraz na rozbitego i nie byłem pewien, czy kiedykolwiek będzie w stanie poskładać się do kupy. Myrnin był kruchy, a teraz wyglądał na zdruzgotanego. Claire miała ciemne, mocne spojrzenia, które rozpoznawałem; starała się trzymać wszystko w środku, by przeżyć moment, nie odczuwając bólu. Znałem to spojrzenie, bo to ja je wymyśliłem. „Więc co mam powiedzieć?” zapytałem i spojrzałem prosto na nią. „Claire, powiedz mi, co chcesz, żebym powiedział. Wiesz dobrze, że zrobię dla Ciebie wszystko. Zawsze.” Wzięła ostry, drżący wdech i powiedziała, „Po prostu powiedz, że będziesz ze mną, kiedy będę rozmawiać z Amelie. Powiesz jej, że nigdy ich nie widziałeś, tego nie widziałeś... Powiesz, że o ile Ci się wydaje, wszystko jest tu w porządku.” „A co z Jesse? Amelie wysłała ją tu, by pilnowała Twojej szefowej. Będzie coś podejrzewać, kiedy Jesse też zaginie.” „Poradzimy sobie z Jesse,” powiedziała Anderson. „Ma swoje słabe punkty, a ja wiem jak ich używać. Zrobi co jej każę, kiedy będzie musiała, a zresztą i tak niezbyt przepada za Amelie.” Wiedziałem z całą pewnością, że tym słabym punktem był … Myrnin. Jesse miała specyficzny błysk w oku kiedy z nim rozmawiała; z Oliverem miała dobry kontakt, ale lepszy z Hrabią Pękulą (no więc: org. Crackula, crack – ang. pęknąć, trzasnąć, więc tyle mi wyszło ;P gra słów w każdym razie ;P – przyp.tłum.). Dr Anderson mogła utrzymać Jesse w szachu wyrządzając więcej szkód Myrninowi. I wszystko było w porządku, ponieważ do cholery oni byli wampirami, tak? Nie liczyło się to, że cierpieli. Szczury laboratoryjne. Mogłem czuć ducha mojego ojca popierającego to, i to sprawiało, że gdzieś głęboko czułem odrazę. „Myślałem, że ty i Jesse byłyście swojego rodzaju przyjaciółkami,” powiedziałem. „Kiedyś byłyśmy”. Powiedziała Dr Anderson. „A ty, ze wszystkich ludzi powinieneś rozumieć, że nie można polegać na wampirzym sentymentalizmie. Oni po prostu nie mają takich połączeń nerwowych w głowach, aby naprawdę czuć to co my. To udawanie, maska którą noszą, by nabrać swoje ofiary i trzymać je blisko. Są drapieżnikami, to proste. Są w tym po prostu wyjątkowo dobrzy.” Słychać było jakieś dźwięki w korytarzu i usłyszałem jakiś rodzaj pojazdów ciągnących się wzdłuż parkingu. Zabawa dobiegła końca; Claire kontynuowała swoją grę, a ja byłem w tym razem z nią, i teraz… teraz właśnie mieliśmy się dowiedzieć czy dr Anderson naprawdę nam uwierzyła.
Patrick Kupa Łajna Davis pojawił się w wejściu. „Zabezpieczyliśmy pojazdy na zewnątrz,” powiedział. „Możemy przykuć wampiry srebrem, nigdzie się nie ruszą. A co z tą dwójką? Są więźniami?” Czułem na sobie ciężar spojrzenia dr Anderson. Byłem w opałach, tego byłem pewien; nie żartowała, mówiąc, że przekona Liz, by ta wypaplała, że to ja ją porwałem, a co wyśle mnie do więzienia na długie lata. Przywykłem do więziennych cel Morganville, ale to było coś innego. „Muszę wykazać dobrą wolę,” powiedziała dr Anderson. „Więc pokażecie nam gdzie zostawiliście swoich przyjaciół Michael’a i Eve. Musimy odnaleźć też Pete’a i Liz. Dla ich własnego bezpieczeństwa.” Ostatnie zdanie sprawiło, że zacisnąłem zęby, ale starałem się tego nie pokazywać. „Pewnie,” powiedziałem. „Zabiorę was tam.” „Pewnie, że zabierzesz,” powiedziała. „bo jeśli nie, i tak ich znajdę, i obiecuję, że rezultat nie będzie miły. Chcę od Claire współpracy i wsparcia, a ona wyraźnie mi to zaoferowała. Ale nie potrzebuję tego od ciebie, Shane. Możesz zaginąć tak łatwo jak wampiry, i zaskakująco duża liczba John Does (powszechne nazwisko jak u nas np. Jan Kowalski, - przyp.tłum.), którzy giną w Bostonie każdego roku. Możesz być jednym z nich, ofiarowując swoje ciało szkole medycznej. Rozumiemy się?” Tak jasne, że mogłem niemal zobaczyć jak te słowa świecą. Skinąłem głową bez mówienia czegokolwiek i kiedy Patrick Davis wskazał na mnie, poszedłem za nim. Zanim jednak wszedłem do czarnego vana, obróciłem się. Dr Anderson była za mną, a Claire obok niej. „Jeszcze jedna rzecz,” powiedziałem do Anderson. „Jestem coś winien Dr Davis’owi.” Prawdopodobnie wiedziała co ma się stać, bo nie poruszyła się, a ja nie czekałem na pozwolenie. Czasem, jest po prostu lepiej poprosić o przeprosiny. Uderzyłem go w twarz i cholera, poczułem się naprawdę dobrze. Od ręki aż po wnętrzności. Trochę przemocy sprawiło, że para uszła z kipiącego garnka. „To od Liz,” powiedziałem. „Dupku.” Dr Anderson się zaśmiała. Davis się skulił, łapiąc za swój prawdopodobnie złamany nos; ktoś zażartował na temat krwawienia z nosa i wampirów, ale nie słuchałem, ponieważ wbiłem się na miejsce pasażera, zapiąłem pasy i ułożyłem wygodnie głowę na oparciu. Przez sekundę lub dwie, czerwona mgiełka nie chciała zniknąć.
Niebezpiecznie jest popuścić łańcuch bestii; czasami po prostu nie chce potem wrócić. Po chwili kierowca był już zapięty, drzwi były zatrzaśnięte,a ja byłem znów starym, pogodnym sobą i pokazałem mu przemądrzały gest uniesienia do góry kciuków. „Masz cholerne szczęście, że żadne z nas nie umieściło w tobie kulki.” powiedział do mnie. „Moje życie to sielanka,” zgodziłem się. “Teraz skręć w lewo. Będę ci mówił jak masz jechać.” Claire i Dr Anderson nie wsiadły z nami do vana. Wystawiłem głowę i zobaczyłem je stojące z kilkoma facetami w garniturach, więc miałem cholerną nadzieję, że to co robię, jest właściwą rzeczą, bo jeśli nie, jeśli w jakikolwiek sposób nie było… Wtedy wszyscy będziemy cierpieć. Magazyn wyglądał na opuszczony, jak wcześniej. Kazałem zaparkować kierowcy blok dalej, na wypadek gdyby Michael doszedł do siebie na tyle, by mógł dać jakieś ostrzeżenie; ostatecznie zostałem otoczony kolumną czterech facetów, łącznie z kierowcą. Wyglądał na zwykłego i łagodnego faceta, ale gdy dać takiemu czarny garnitur, wszyscy zaczynają podobnie wyglądać. Był Afro-Amerykaninem, ale to nie czyniło go innym od pozostałych, oprócz zwykłego wzrostu, wagi i rozmiaru kurtki. ‘Jaki jest w tym twój interes?’ zapytałem go, kiedy dotarliśmy do magazynu. ‘Pracujesz dla jakiejś organizacji?’ ‘Tak, dzieciaku, jestem vice przewodniczącym Korporacji Van Helsing.’ ‘Ha ha, bardzo śmieszne, tak czytałem Draculę, niespodzianka.’ Dupek. ‘Miałem na myśli, to czy jesteś jakimś prawdziwym wyznawcą czy tylko cię do tego zatrudnili?’ ‘Pytasz czy straciliśmy ludzi przez wampiry? Tak, straciliśmy. Więc zamknij gębę I wykonuj swoją robotę, a nam pozwól wykonywać naszą.’ Właściwie była to dość dobra odpowiedź na moje pytanie. Prawdziwi wyznawcy. Niezbyt dobre wieści, biorąc pod uwagę to, że miałem już doświadczenie z tego rodzaju ludźmi. Znacznie lepiej jest mieć do czynienia z wynajętymi gośćmi którzy nie są związani emocjonalnie z tym co się dzieje. ‘Jestem Shane,’ Powiedziałem. Krok pierwszy, spróbuj nawiązać więź. Każdy negocjator powie ci, że to ważna rzecz, aby pozostać przy życiu. ‘Nie obchodzi mnie jak cię nazwali twoi rodzice,’powiedział. ‘Teraz się zamknij i pokaż nam gdzie ich zostawiłeś.’
To tyle, jeśli chodzi o nawiązywanie więzi. Posłuchałem go i poprowadziłem do miejsca w magazynie gdzie byliśmy wcześniej. Wskazałem miejsce i spojrzałem na niego, oczekując znaku na moje niewypowiedziane pytanie czy mam iść dalej przodem. Skinął głową. Nie wziąłem tego jednak jako obietnicy, że poczeka. Mógł dać mi minutę lub po prostu wrzeszczeć na mnie i mieć broń w gotowości. Wszedłem i nagle miłe okoliczności się skończyły, bo kawałek stłuczonej butelki wylądował w moim gardle. ‘Ej, ej, ej, dziewczyno, jestem po twojej stronie,’ Powiedziałem do Eve. Wydała z siebie okrzyk, cofnęła się i upuściła butelkę, a potem rzuciła się by otoczyć mnie ramionami. Pachniała łzami i desperacją. ‘O Boże, dziękuję, tak się bałam, – Shane, jemu się nie poprawia, musimy go stąd zabrać, musimy —’ Jej głos ucichł i odsunęła się ode mnie. Nie musiałem nic mówić, ale wiedziałem, że język mojego ciała utwierdził ją w tym, że coś było nie tak. ‘Gdzie Claire?’ ‘Zaufaj mi,’ powiedziałem. Nie miałem czasu, więc musiałem mówić szybko. ‘Zaufaj mi, cokolwiek się stanie, ok?’ ‘Ok,’ powiedziała, ale jej głos drżał i wyglądała na przerażoną. ‘Shane—’ I wtedy kierowca wtargnął do pomieszczenia, przygwoździł ją do miejsca w którym stała nagłym błyskiem latarki i kiedy próbowała zablokować wiązkę światła, odsunął się, aby pozwolić wejść reszcie. ‘Stać, na kolana!’ krzyczał, wszystko trwało kilka sekund. Liz była przytomna, ale przerażona; krzyczała i próbowała schować się w kącie; Pete zadał parę ciosów, ale był niezdecydowany i wylądował na brudnej posadzce w przeciągu dziesięciu sekund. Eve, przyciśnięta ramieniem kierowcy, spojrzała na mnie z gniewem w oczach i nie powiedziała zupełnie nic. Zaufaj mi, powiedziałem bezgłośnie i miałem nadzieję, że mogła to zrozumieć. Jeśli miałaby w tym momencie w ręku zbitą butelkę, byłem pewien, że leżałbym teraz na podłodze, zwłaszcza po tym kiedy dwóch z czterech mężczyzn, podeszło do Michael’a, chwycili go i wyciągnęli na zewnątrz. Nie miał się lepiej. Nawet odrobinę. Przeraziłem się, widząc go drżącego i płaczącego, jakby każdy demon na świecie chciał w tym samym momencie wejść do jego głowy. Przeraziłem się jeszcze bardziej widząc czarną obietnicę w oczach Eve, kiedy zakuwali ją w kajdanki i pchali za nim. Potem patrzyłem jak Pete’a i Liz też zabierają. Kierowca podszedł do mnie i skinął. ‘Nieźle,’ powiedział. ‘Jednak
możesz mieć nadzieję. Jeśli nienawidzisz wampirów, możesz nam się przydać. Zawsze przyda nam się dobry człowiek.’ ‘Myślę, że nie rozumiesz, co znaczy właściwie to słowo,’ Powiedziałem i poszedłem do vana. Po drodze, odkryłem nagłą i pilną potrzebę zwymiotowania obok śmietnika. Śmierdział jak zjełczałe chińskie jedzenie, ale byłem pewien, że nie to było przyczyną, że czułem się tak źle. Zdrada miała okropnie gorzki smak i nieważne, ile razy płukałem usta wodą, nie mogłem się go pozbyć. Zastanawiałem się czy Claire też to czuła. Jeśli ja się tak czułem, to jak ona musiała cierpieć? Ona była tą, która odczuwała wszystko głębiej, zbyt się wszystkim przejmowała. Miałem nadzieję, że nie była tak zniszczona jak Myrnin, po tym jak to wszystko zostało powiedziane I zrobione. Jazda trwała zaskakująco długo; gdy dojechaliśmy, słońce już wschodziło… byliśmy pod jakimś gospodarstwem, z tego co mogłem zobaczyć w otaczającym nas krajobrazie. Wyjechaliśmy z miasta w głąb kraju, gdzie było mnóstwo małych miasteczek ze Starbucksami (znana sieć kawiarni w prawie każdym, nawet małym miasteczku USA- przyp. tłum.). Na zachodnim wybrzeżu, ‘na wsi’ nie było tak samo, jak na zachodzie Texasu, gdzie mogłeś jechać przez dwieście mil i trudno było dostrzec zrujnowaną chatę, a jeszcze trudniej obszar miasta. Ostatnim miastem jakiego nazwę byłem w stanie dostrzec było Meldon, ale po prostu nie chciałem sprawdzać mapy i zobaczyć gdzie się znajdujemy, po prostu odłożyłem to na później. Niewiele mogłem się dowiedzieć od nowych przyjaciół, nie byli zbyt rozmowni. Eve była, ale to co mówiła było złośliwe, więc starałem się tego nie słuchać. Wszystko sprowadzało się do tego, że winiła mnie. Nie było to jednak zbyt zaskakujące. W każdym razie lepiej mnie, niż Claire. Po chwili wybiegła na drogę, by powiedzieć mi, że jestem złym, wbijającym nóż w plecy zdrajcą i chciałaby mnie nigdy nie poznać. Ale i tak, jak się okazało, bardziej bałem się ciszy. I to bolało. Bardzo. Mogłem dokuczać Eve, może nawet za bardzo, ale kochałem ją jak siostrę; myślałem, że jest błyskotliwa, zabawna i ostra jak mój najlepszy nóż. Myśl, że mnie nienawidzi, nawet jeśli później się wszystkiego dowie… tak, to mnie raniło bardzo głęboko. Kiedy furgonetka wreszcie zwolniła, chciałem już mieć to piekło za sobą; miałem nadzieję, że pozwolą mi po prostu odejść, ale oni wcale nie mieli zamiaru mi tego ułatwiać. Kierowca złapał mnie za kaptur i odciągnął w kierunku furgonetki. ‘Ty tu rządzisz pyskaty,’
powiedział. ‘Ucisz ją albo zrobię to za ciebie, a to na pewno ci się nie spodoba.’ Zrobiło mi się niedobrze, ale nie mogłem za wiele z tym zrobić. Skinąłem tylko głową, złapałem Eve za ramię i zabrałem z furgonetki. Kopała i krzyczała, szarpnąłem ją na tyle blisko, że wschodzące słońce ją oślepiło i zamrugała. ‘Puść mnie, dupku!’ powiedziała i popchnęła mnie mimo skrępowanych rąk. ‘Przysięgam na Boga, jeśli jeszcze raz mnie tkniesz, odetnę ci wszystkie palce!’ ‘Eve, wyluzuj. Czy nie mówiłem ci, żebyś mi zaufała?’ Powiedziałem to nisko, prawie szeptem, ale ścisnąłem ją za ramię tak, że kierowca, który był tego światkiem zobaczył jak grymas bólu przeszywa jej twarz. ‘Staram się utrzymać cię przy życiu, ciebie, siebie, Michael’a, Claire i wszystkich pozostałych. Więc się po prostu uspokój. Nienawidź mnie jeśli chcesz, to rzeczywiście pomaga. Ale rób to trochę ciszej, ok? Albo on cię skrzywdzi.’ Spiorunowała mnie wzrokiem, ale mogłem zauważyć, jej lekkie skinienie głową. Nie żeby zaczęła mi ufać; z ognia w jej oczach mogłem wyczytać, że nie. Dawała mi jakąś linę, którą później miała zamiar mnie udusić. Śmierć przez powieszenie, powiedziałaby, jest dla mnie za dobra. ‘Jeśli cokolwiek stanie się jemu albo Claire, obedrę cię ze skóry i użyję jej jako dywanika.’ powiedziała. To miejsce pachniało jak farma; można było czuć smród nawozu, jaki wywozi się na pola, z daleka mogłem słyszeć muczenie krów, ukrytych za grubą warstwą mgły. Miałem nadzieję, że nie są to krowy- wampiry. Nie chciałbym zostać zjedzony jak stek. Był tam też dwupiętrowy dom ze staromodną werandą owiniętą dookoła budynku, a na niej krzesła pomalowane na biało; na schodach prowadzących do domu były poustawiane małe, ceramiczne rzeźby kaczek. Eve powiedziałaby, że dom jest uroczy, jeśli tylko byłaby w lepszym humorze. We mgle można było zobaczyć zarysy jakiejś stodoły. Mogła być czerwona, ale ciężko było to stwierdzić. ‘Do środka,’ rozkazał kierowca, wziąłem Eve i zaniosłem ją po schodach do tego domu. Było tam tak, jakby czas zatrzymał się w latach osiemdziesiątych. Z wszystkimi tymi pastelowymi tkaninami, plisami i białą podłogą. Jeśli był to dom Worka Łajna Davisa, to definitywnie urządzała go jego żona. Potem prawdopodobnie rozwiodła się z nim, a on nie zawracał sobie głowy, żeby go przemeblowywać; warstwy kurzu na tych bufiastych zasłonach i dekoracjach rozsianych wkoło utwierdziły mnie
w tym przekonaniu. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu by podziwiać dekoracje. Na prawo znajdowała się kuchnia, która dawała boskie możliwości z tymi wszystkimi różnego rodzaju ostrymi przedmiotami i wybuchowymi chemikaliami, ale kierowca był tuż za nami ze swoją bronią. Pete był za nim, ale miał Liz na ramionach, poza tym było po nim widać wszystkie walki, które do tej pory musiał stoczyć. Za nim szedł inny facet, a dwóch innych wlokło Michael’a, który nadal strasznie się trząsł.
Poza salonem z zakurzonymi ceramicznymi kaczkami i kwiecistymi tapetami, wszystko się zmieniło. Następny pokój został odnowiony w stalowe drzwi, winylową podłogę i białe ściany z wbudowanymi u góry świetlówkami. Laboratorium. Wiedziałem jak wyglądają laboratoria, choć nie jestem jednym z tych, którzy spędzają dużo czasu w klasach chemicznych. To miało różnorodne klatki na ścianach, od małych, które mogły pomieścić szczura, do większych, które mogły spokojnie zmieścić tygrysa. Umieścili Michael’a w jednej z nich. ‘Nie, spokojnie, wszystko jest ok.,’ Powiedziałem, kiedy Eve próbowała mi się wyrwać. Odezwałem się cicho i delikatnie, wyczuwając w niej desperację, wiedziałem, że jest na skraju załamania. ‘Jest bezpieczny. Nic mu się nie stanie. Bardziej martwię się o nas.’ ‘O nas?’ Skrzywiła się, nadal rozproszona; Rozumiałem to, gdyby w klatce znajdowała się Claire, też nie mógłbym się skoncentrować. ‘Do czego jesteśmy im potrzebni?’ ‘Nie jesteśmy’ Powiedziałem. ‘I właśnie to mnie martwi.’ Kierowca, obrócił się do czwórki z nas – mnie, Eve, Pete’a i zwiotczałej formy Liz – I powiedział, ‘Tam.’ Podkreślił to ruchem pistoletu w kierunku innych drzwi. Stalowych. Z widocznym na nich zamkiem. ‘Hey,’ Powiedziałem, podnosząc ręce do góry. ‘Jestem po twojej stronie, pamiętasz?’ Zaśmiał się. ‘Tak chłopcze, pewnie, że jesteś. Do środka. Nie martw się, nic ci nie grozi. Potrzebujemy cię, by utrzymać twoją małą, bystrą dziewczynę w ryzach.’ ‘Czekaj,’ powiedziała Eve. Myślałem, że znów będzie zmierzała do walki, ale podeszła do kolesia spokojnie, pomału i kiedy skinął jej głową, kontynuowała, ‘Może moglibyśmy najpierw zrobić przerwę na siusiu? Bo strasznie chce mi się sikać.’ Spojrzał na nią z irytacją, ale nie było to spojrzenie bandziora, którego nie rozumie tego, że ktoś musi się wysikać. Każdy tak ma. Nie każdego to jednak obchodzi, wstrzymałem oddech na sekundę mając nadzieję, że nie ma zamiaru wrzucić nam wiadra do tego pomieszczenia czy coś w tym rodzaju, ale wtedy skinął głową, niechętnie. ‘Idź z nią,’ powiedział i wskazał na jednego z mężczyzn, którzy trzymali Michael’a. ‘Drzwi zostają otwarte.’ ‘Żartujesz?’ Głos Eve zaskrzeczał i położyła ręce na swoich biodrach. ‘Jesteś jakimś perwersem? Dochodzisz oglądając nastolatki —’
Wzdrygnął się. ‘Dobra, ale masz minutę i nawet jeśli nie zdążysz, otwieram drzwi.’ Kiwnął głową i jego człowiek poprowadził Eve do innych drzwi. ‘Ktoś jeszcze musi załatwić wstydliwe sprawy?’ Pete i ja potrząsnęliśmy głowami. Podniosłem rękę. ‘Ale jednak nie powiedziałbym nie na łazienkę.’ ‘Ja też,’ powiedział Pete. ‘W razie gdyby pobyt w areszcie się przedłużył.’ ‘Możesz na to liczyć,’ powiedział kierowca. ‘Dobra. Kiedy dziewczyna wróci, ty idziesz następny.’ Skinął na Pete’a. ‘Ty idziesz ostatni, Shane.’ ‘Dlaczego ja?’ ‘Bo ciebie najbardziej nie lubię.’ I vice versa, pomyślałem, I uśmiechnąłem się do niego. A on do mnie. Myślałem o tym jak odebrać mu broń, a on prawdopodobnie myślał jak zacznie do mnie strzelać, kiedy będę próbował to zrobić. Dyplomacja. Kątem oka zobaczyłem Michael’a w klatce, podnoszącego głowę. Zabawne. Z mojego punktu widzenia, jego oczy były płonąco czerwone. Pamiętałem co powiedział Myrnin o pragnieniu krwi Michael’a, że pokona każdą siłę jaka na niego zadziała … i nie ważne na jak mocną wyglądała ta klatka, nie była wystarczająco mocna by wytrzymać pragnienie Michael’a, albo któregokolwiek innego wampira, jeśli naprawdę chcieli się wydostać. Okazało się, że jednak się myliłem. Michael chciał rozgiąć kraty – trochę mu się to udało. Ale nie rozgięły się zbyt mocno. Próbował dalej, ale z czegokolwiek była zrobiona ta klatka, stworzona została by dać radę wampirzym muskułom. Nie była ze srebra, bo nie parzyła go. Po prostu była … mocniejsza. Poddał się kiedy jeden ze strażników spojrzał w jego stronę, po czym skurczył się nędznie z powrotem jak piłka. Nieźle, pomyślałem. Przynajmniej mieliśmy jednego asa w rękawie, nawet jeśli był zamknięty. Wcześniej czy później, nie docenią go i go wypuszczą. A wtedy joker na pewno zaszaleje. Eve wróciła z łazienki i poszedł do niej Pete; dziewczyna oparła się o ścianę i skrzyżowała ramiona, patrząc wyzywająco na naszego kierowcę. Poszedł sprawdzić Liz, która leżała oparta o ścianę. Już wcześniej sprawdzałem co u niej. Jej oddech był w porządku, ale nie podobała mi się jej kredowo blada skóra. Cokolwiek dali jej kiedy ją porywali, to naprawdę sprawiło, że odleciała. Przypuszczałem, że mieliśmy szczęście że nie dali nam tego samego środka na
uspokojenie… jeszcze. ‘Myślałam o tym,’ powiedziała Eve. ‘O czym?’ zapytałem, nadal obserwując kierowcę. ‘O tym, że nadal jesteś dupkiem.’ Odwróciła się i dała mi po gębie. Wystarczająco mocno, by zostawić ślad. Mrugnąłem i złapałem jej rękę, kiedy chciała to zrobić ponownie, i poczułem jej drugą rękę, wkładającą coś do kieszeni moich jeansów, ruchem zamaskowanym swoim przedstawieniem. Nie spojrzałem na dół, tylko patrzyłem jej w twarz. ‘No cóż,’ powiedziałem, ‘Myślę, że cię rozumiem.’ Pchnąłem ją do tyłu, kierowca podniósł się i zmarszczył brwi. Otworzył stalowe drzwi. Pokazał na Eve, że ma wejść do środka, potem na mnie i na na nieprzytomną Liz. ‘Jeśli chcecie się bić, zróbcie to tam,’ powiedział. ‘Ale nie dam wam żadnych bandaży. Chcecie się bić, możecie krwawić do woli.’ ‘Nie jest wart choćby jednego mojego ciosu,’ powiedziała Eve. Odwróciła się i odeszła, znów krzyżując ręce. Pete wrócił i został wepchnięty do środka z hukiem. Nie załapałem się na wycieczkę do łazienki. Prawdopodobnie było to ukaranie mnie za bycie sobą. Pokój, po dokonaniu inspekcji, okazał się zwykłym betonowym boksem, bez okien, bez niczego. Unosił się tam antyseptyczny zapach, jak by pokój był wcześniej magazynem jakichś medykamentów, teraz nie było tu nic oprócz nas i małego odpływu na środku podłogi, wielkości dłoni. Mój ojciec powiedział mi kiedyś, że ludzkie ciało może przecisnąć się przez każdego rozmiaru dziurę, dużą na tyle, by zmieściła się głowa; była to tylko kwestia przemieszczania kości. Tak, czasami bywał zabawny. Ale ta dziura nie była nawet na tyle duża by zmieściła się tam moja zaciśnięta pięść, a co dopiero czaszka. Więc to nie wchodziło w grę. Niestety. Sprawdziłem drzwi sufit i kąty. Nie widziałem żadnych kamer, które by nas obserwowały, ale nie mogłem myśleć, że zachowuję prywatność; technika była na tyle zaawansowana, by nie było widać kamer. Byliśmy kiedyś szpiegowani przez kogoś, kogo uważaliśmy za przyjaciela, i nie chciałem, żeby Kupa Łajna Davis i jego przyjaciele pokrzyżowali moje plany. Strasznie bałem się o Claire. Bałem się tak, że aż serce przestawało mi bić. Była sama, otoczona przez wilki, które mogłyby mieć ją w każdej chwili a jedyne czego mogła użyć to jej odwaga i rozum. A więc była w pełni uzbrojona. Ale nadal mnie to przerażało.
Wsadziłem ręce do kieszeni i schyliłem się, niczym jakiś żebrak. Dajcie mi jeszcze tylko jakąś czapkę, luźny sweter i brudne spodnie a będzie jak znalazł. Ale tu nie chodziło o moje nastawienie. W ten sposób miałem szansę zobaczyć, co Eve wsunęła mi do kieszeni – a była to rzecz, o której nie miałem zamiaru mówić Claire. Był to kawałek zardzewiałego metalu, prawdopodobnie jakiś rodzaj osłony do syfonu. Miał jakieś cztery cale (cal=2,54cm – przyp.tłum.) i na końcu był wyszczerbiony. Jako broń, było to zajebiście paskudne. W tym wypadku, było idealne. Szkoda, że ja nie doczekałem się wycieczki do łazienki; musiało tam być z tysiąc innych okazji do stworzenia sobie zabawnych, ręcznie robionych broni. Można kogoś zabić nawet kostką mydła, jeśli tylko się postara. „Więc,” wymamrotała Eve opuszczając głowę tak, by kamery tego nie widziały. „Co w takim razie mamy robić?” „Wciąż mnie nienawidzisz?” Ja również mówiłem do swoich butów i starałem się mówić jak najciszej, w razie gdyby gdzieś umieszczone były też mikrofony. “Jeszcze trochę czasu minie, zanim mi to przejdzie, taa. Dlaczego? Czyżbym raniła twoje wrażliwe uczucia?” Tak, pomyślałem, ale odpowiedziałem co innego, “Litości. Przecież wiesz, że nie mam uczuć.” “Więc co z naszym planem?” “Taaak, co do tego,” zacząłem. “Wygląda na to, że będziesz musiała mnie zabić.” “Słodko.”