kakarota

  • Dokumenty646
  • Odsłony172 136
  • Obserwuję120
  • Rozmiar dokumentów1.7 GB
  • Ilość pobrań78 193

Wampiry z Morganville - ROZDZIAŁ 5

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Wampiry z Morganville - ROZDZIAŁ 5.pdf

kakarota EBooki Serie / Autorzy Wampiry z Morganville Caine Rachel - Wampiry z Morganville 14 - Fall of night (tłum. nieof.
Użytkownik kakarota wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 9 z dostępnych 9 stron)

Shane Znajdowałem się po łokcie w gorącej wodzie. Nie w przenośni. Naprawdę znajdowałem się w gorącej wodzie z pianą i zmywałem szklanki wychodzące z baru. Mój drugi cały dzień w Cambridge i miałem pracę – gównianą, taka jaka była – w miejscu, które nazywano Bar & Grill u Florey’a, mimo, że jak widziałem jedyną rzeczą, którą do tej pory grillowali były burgery i ostre skrzydełka. To był rodzaj miejsca, gdzie oferowali menu z jedzeniem tak małe, że mogłoby się zmieścić na wizytówce i dziewięciostronicową listę napojów. Więc mimo tego, że moim oficjalnym tytułem był 1 pomywacz, zmywałem szklanki. Co jakiś czas, bardzo rzadko, trafiał się jakiś talerz dla odmiany. Może widelec. Ale nic więcej. Jak we wszystkich przemysłowych kuchniach w każdym miejscu, było tu wilgotno, gorąco i odrobinę paskudnie; budynek był stary i prawdopodobnie widział różnorodnych właścicieli sprzedających drinki przez przynajmniej sto lat. Instalacja wodociągowa prawdopodobnie nie była znacznie unowocześniana przez cały ten czas. Cholera, prawdopodobnie były w niej szczury starsze ode mnie, albo nawet większe. Kiedy skończyłbym ze szklankami – jeśli to kiedykolwiek mogłoby nastąpić – miałem przelecieć mopem po tym całym miejscu i je wyszorować. Kuchnia jest prowadzona niczym wojsko; właściwie nazywają to systemem brygadowym. 2 Szef kuchni (Tak, szefie!) jest generałem; jego drugim dowódcą jest kucharz odpowiedzialny za produkcję; potem są szefowie poszczególnych partii, którzy mają swoje własne stanowiska. Gdzieś głęboko na dnie tego zorganizowanego wykresu 1 Org. Dishwasher – (dish – półmisek, misa, naczynie; wash – myć) gra słów (przyp. Tłum.); 2 Org. Chef – czyli po prostu kucharz, ale słowo „szef”, w niedosłownym znaczeniu, lepiej mi tu pasuje (przyp. Tłum.);

jest coś zwane nurkiem – czyli w rzeczy samej, pomywacz. To właśnie to, co robiłem. W poważnej restauracji byłoby znacznie więcej pozycji, ale w tej małej- brygadzie był szef kuchni (Tak, szefie!) Roger, który był w marynarce wojennej, jak również przeklinał niczym żeglarz, potem Bridget, która była jego następczynią i robiła wszystko to co on, nie licząc przeklinania. Tak, znałem system. To nie była, najwyraźniej, moja pierwsza przygoda jako pomywacz. Niesamowite było to, że ta mała ilość jedzenia, którą gotowali, była dość niesamowita. Zatrudnili mnie, żebym pobierał, przenosił i czyścił, więc odkąd mam ważny dowód osobisty, byli uszczęśliwieni (i zdziwieni). Teoretycznie nie mogłem pić w miejscach takich jak te, ale dostawałem w zamian darmowe posiłki. A Bridget była urocza, w matczynym typie. Zaprzyjaźniłem się już z facetem trzymającym porządek w lokalu, Pete’em, niskim, muskularnym typem, który mimochodem wspomniał, że celuje, żeby kiedyś dostać się do drużyny olimpijskiej, w trójboju. Cholera. Co mnie jednak martwiło, to barmanka. Miała na imię Jesse i była oszałamiająco, bezkonkurencyjnie czerwono-włosa i ubierała się w obcisłą skórę. Zazwyczaj jest to mój typ, z czysto teatralnego punktu widzenia, ale było w niej coś, co włączało alarm – alarm typu z Morganville. Przekonywałem się, że popadam w paranoję, ale w dalszym ciągu zastanawiałem się nad tymi dwoma dniami, które przepracowałem we Florey’u. Pete był jednym z tych lakonicznych typów, którzy nie mówili za wiele o innych, ale w końcu się poddał i powiedział, że Jesse przyjechała do miasta kilka lat temu i była cholernie dobrą barmanką; wiedziała jak dać sobie radę z ludźmi, którzy przeholowali i wyrzucić ich za drzwi bez zbędnych problemów, co w jego opinii było w dziewięćdziesięciu procentach zaletą pracy dobrego barmana. Innymi słowami, nie lubił się forsować. Zgodziłem się z tym. Wartość nadzorcy nie liczy się po tym jak często napręża swoje muskuły, ale jak rzadko musi ich używać. To ochroniarze są tymi, którzy zawsze szukają okazji do bójki, co oznacza kłopoty. Dlatego właśnie nie zostałem zatrudniony jako nadzorca. Wiedziałem lepiej na co powinienem zaaplikować. Wypełniłem prośbę o przyjęcie na zmywak – dużą, przemysłową rzecz – ponownie i zacząłem pracę, zająłem się przelewaniem, potem sprzątaniem i wynoszeniem śmieci, zanim był czas na moją przerwę obiadową. Niebo na zewnątrz zbliżało się ku zmierzchowi, a ja

stałem przez jakiś czas na alejce, ciesząc się zimnym powietrzem, tak niepodobnym do zimnego, pustynnego wiatru w Morganville, zanim zapach śmieci dopadł mnie ze środka. Roger przeklinał na coś, a ja nie zawracałem sobie głowy czym, odkąd nie dotyczyło to szklanek, talerzy, naczyń, garnków, patelni albo sprzątania; Bridget siekała seler, a jej nóż mknął z niebagatelną szybkością, ale mrugnęła do mnie okiem i uśmiechnęła się, więc wylogowałem się z obiadu, zdjąłem mój kuchenny fartuch i odłożyłem go. Poszedłem szukać Pete’a. Bar zaczął się już zapełniać, nawet o tak wczesnej porze, ze szczęśliwymi ludźmi, którzy byli po robocie; barman z dziennej zmiany, w dalszym ciągu był na warcie. Jesse nie przychodziła przed siódmą, a było już w pół do szóstej. Pete zazwyczaj zaczynał swój dzień wcześnie, obiadem, więc doszedłem do w wniosku, że usiądę i na niego poczekam… ale zauważyłem go po drugiej stronie, w drzwiach, zmierzającego w stronę ulicy. Podążyłem za nim, zamierzając klepnąć go w ramię i zapytać, czy jest wolny, ale potem zobaczyłem, że zaczął zmierzać do samochodu, który był już zapalony i czekał na krawężniku. Drzwi od strony pasażera otworzyły się i zobaczyłem za kierownicą Jesse, wszystkie całkowite kontrasty białego i czarnego, nie licząc ognisto czerwonego połysku jej włosów… … i jej oczu. Zatrzymałem się martwy w drzwiach, patrząc się, jak Pete wślizgnął się na przednie siedzenie, zatrzasnął drzwi i odjechali. Czy naprawdę widziałem czerwony błysk w jej oczach? Albo to odbicie deski rozdzielczej, może? A może znowu halucynowałem o Morganville przez cały czas? Może. Tja, prawdopodobnie. Nie każda gorąca dziewczyna z bladym, modnym makijażem musiała być autentycznym wampirem. Ale może, tylko może, mogła to ukryć. Zabawne fakty: pracowała nocami, nigdy nie pojawiała się zanim nie zaszło słońce. Kierowała samochodem, który miał tak przyciemniane okna, jak żadne prawo nie-z-Morganville, na to by nie pozwoliło. Zawsze wyglądała jak Gotka. Nigdy nie miała problemu z poradzeniem sobie z osobą pijaną. Dodaj to wszystko do siebie i daje ci to wynik… no weź, mówiłem sobie. Serio? Przeprowadziłeś się z jednego miasta, które miało ogromną populację wampirów i teraz myślisz, że wpadniesz na kolejne, które znajduje się na drugim krańcu kraju?

Niektórzy ludzie po prostu rodzą się z takim szczęściem. Jak również, nie dostałem tej pracy tak po prostu, bez żadnego dobrego powodu… wyśledziłem nową panią profesor, która uczyła Claire, aż do tego miejsca, gdzie jadła lunch i miło plotkowała z Jesse i Pete’em. Zrobiłem to wyłącznie z tego powodu, żeby dowiedzieć się jaka była dr Anderson; ktokolwiek miał Pieczęć Aprobaty Amelie, w moim mniemaniu, był automatycznie kimś kogo należało ostrożnie sprawdzić, a rozszerzając sprawdzałem również Jesse i Pete’a. Skutkiem tego, zmywakowy koncert. A teraz, Jesse błyszczała czerwonymi oczami. Więc to nie był zbytni zbieg okoliczności, kiedy rozważałem ze swojej strony wszczęcie śledztwa. Chciałem, żeby Claire była bezpieczna i chciałem być absolutnie pewny, że nie wchodziła, nie spodziewając się niczego, do paszczy lwa. Teraz, nie byłem tego taki pewien. Wykorzystałem swoje oszczędności, które zostawiłem sobie po tym, jak zabezpieczyłem się w postaci małego, brudnego pokoiku nad barem i kupiłem poobijany motocykl, więc nie tracąc czasu wsiadłem na niego, żeby podążyć za zmodyfikowanym wampirzym mobilem Jesse. Claire wkurzyłaby się, że to robię; pomyślałaby, że wtrącam się w nie swoje sprawy. Co z resztą robiłem. Ale tylko między wierszami. Nie miałem w planach, żeby w ogóle dowiedziała się, że znajdowałem się w mieście; wystarczyło, że byłem blisko, na wypadek, gdyby mnie potrzebowała. Albo gdyby powiedziała, że chce mnie zobaczyć. Nie miałem w planach zrobić jakiegoś ruchu rodem z romantycznego filmu i pojawić się nieproszony w jej drzwiach. Potrzebowała przestrzeni; a ja dawałem ją jej. Ale Jesse sprawiała, że bardzo, ale to bardzo się denerwowałem. Stałem się jeszcze bardziej nerwowy, kiedy zobaczyłem, że samochód Jesse zaparkował na krawężniku, obok szeregowego domu, gdzie już wcześniej jednokrotnie przejeżdżałem i wszystko sobie o nim przypomniałem. Opierałem się, żeby przejechać tamtędy ponownie, w gruncie dlatego, że wiedziałem, iż doprowadzi mnie to do szału by być tu, tak blisko i nie zatrzymać się. Teraz, dalej się poruszałem, mijając Jesse i blok, gdzie stanąłem i zszedłem z motoru. Obrałem strategiczny punkt w rogu, gdzie mogłem zobaczyć wszystko co się dzieje. Jesse i Pete weszli po schodach do wąskiego, domu Claire, zapukali i po chwili i po rozmowie w drzwiach, Pete wszedł do środka. Nie

wiedziałem czy była to Liz, współlokatorka Claire wpuszczająca ich, albo czy ona sama. Jesse została na zewnątrz, co było ulgą. W następnej chwili, która nastąpiła, zobaczyłem Jesse świdrującą wzrokiem kogoś, kto stał na przeciw ulicy, od jej strony – dużo bliżej niż ja. Nie mogłem o nim za wiele powiedzieć, nie licząc tego, że był duży i nie wydawał się zaprzątać sobie głowy, że Jesse na niego patrzyła. Wiedziałem z doświadczenia jak niepokojąca mogła być obecność wampira, więc byłem odrobinę zdziwiony, że nie dostrzegł tego. Poczym drzwi otworzyły się ponownie i Claire wraz z Pete’em wyszli na zewnątrz. Kiedy Claire zamykała zamki, zatonąłem w niej wzrokiem, niczym woda na pustyni… cholera, wyglądała nieźle. W dalszym ciągu była tą samą dziewczyną, która pocałowała mnie kilka dni wcześniej. W ogóle się nie zmieniła – ale w końcu, czy naprawdę oczekiwałem, że się zmieni, w tak krótkim czasie? Pete miał obszernie wyglądający karton w swoich rękach i niósł go na dół, do samochodu Jesse. Nie wsiadaj, pomyślałem obserwując Claire. Niebezpieczeństwo. No, dalej. Wiem, że masz lepsze instynkty niż to. Ale wsiadła do samochodu i odjechali, zmierzając w nieznane. Zapaliłem motor i ruszyłem w drogę za nimi, włączając się do ruchu, tak by pozostać nierozpoznany. Wielu studentów przejeżdżało na takich pojazdach, więc nie wyróżniałem się. Jasna sprawa, że ich droga zakończyła się przy budynku, gdzie pracowała dr Anderson, a Claire odbywała swoje zajęcia. Martwy koniec – haha – ponieważ byłem cholernie pewien, że nie mógłbym przechadzać się tamtędy do środka, albo zdecydowanie zaryzykować spotkania twarzą w twarz z Claire i podjęcia niekomfortowej rozmowy o tym, co tam właściwie robiłem. Zacząłbym od tego, że martwiłem się o ciebie i skończył na niej mówiącej (prawdopodobnie mającej rację), że mówiła mi, że musi to zrobić sama. Rozważyłem to odrobinę, po czym zdecydowałem, że pojadę z powrotem do baru. W dalszym ciągu mogłem złapać przyzwoity obiad, zanim miałem wrócić do regularnie, ciepłego rodzaju wody. Dla żadnego cholernie dobrego powodu, cofnąłem się trasą prowadzącą obok szeregowca Claire i kiedy zwolniłem, zobaczyłem faceta próbującego otworzyć drzwi. Powiedziałem „próbującego”, ponieważ najwyraźniej mu się nie powodziło. Miał w ręku coś, co mogło przypominać klucz, ale nie sądziłem, że tym było. Również

był większy niż ja i nie uważałem że miał jakiekolwiek prawo rozpierdalać drzwi mojej dziewczyny, więc zatrzymałem się, zeskoczyłem z motoru, stanąłem na krańcu schodów blokując mu drogę i powiedziałem: -Hej, mogę ci w czymś pomóc, kolego? Odwrócił się i zobaczyłem furię zmiksowaną ze strachem, zanim to wszystko wygładziło się pod uprzejmą, ale w dalszym niemiłą maską. -Masz jakiś problem? – odszczeknął do mnie i rozciągnął ramiona, żeby pokazać mi swoje muskuły, które były naładowane. Pozostałem bez wyrazu. – Po prostu mam problem ze swoim kluczem. Tydzień temu ktoś się do mnie włamał, więc musiałem zmienić zamki, ten pasuje. Jedna rzecz o kłamcach, nigdy nie tracą szansy, żeby pójść o jeden krok za daleko. Jeżeli zakończyłby na pierwszej części o kluczu, to mogło być wiarygodne, ale on po prostu w dalszym ciągu mówił i to udowodniło, że kłamie. Plus, oczywiście, tam nie mieszkał. Najwyraźniej, to zdradziło tajemnicę. -Pozwól mi spojrzeć, - powiedziałem i podszedłem jeden stopień. -Odwal się. – Włożył tą rzecz, która nie była kluczem do swojej kieszonki, szybko i zmniejszył między nami dystans, schodząc dwa schodki do dołu, pokazując mi przy tym, że był w gotowości. Ponownie: nie byłem pod wrażeniem. – Nie twój interes, punk’u, możesz sobie już iść. Miałem niezliczoną ilość naprawdę świetnych pomysłów przede mną. Po pierwsze, mogłem podejść kilka kroków do góry i rozwalić facetowi twarz swoją pięścią, co brzmiało świetnie; po drugie, mogłem podejść kolejny krok do góry, pozwolić, żeby mnie wykonał pierwszy ruch, zrobić unik i potem rozwalić jego twarz swoją pięścią. Albo – mniej świetny wybór – mógłbym uniknąć wywoływania scen i możliwego incydentu policyjnego, wycofując się i od tej pory przykładać uwagę do tego frajera, żeby zobaczyć do czego jest zdolny. Poszedłem z mniej świetną opcją. Claire mnie zmieniła, jak się okazało – sprawiła, że myślę odrobinę bardziej o konsekwencjach, więc nie byłem w trybie atakowania, przez cały czas. Niekoniecznie mi się to podobało, ale widziałem w tym filozofię, więc skinąłem głową do dużego faceta, zszedłem z jego drogi i poruszyłem się w jego stronę.

-Sory, - powiedziałem, niezbyt serdecznie. – Chciałem tylko pomóc, facet. -Odpierdol się, - warknął i minął mnie. Nie musiał uderzać mnie swoim ramieniem, ale zrobił to i przez sekundę rozważałem pokazanie mu lekcji, ale odpuściłem. Niewielki dyskomfort wystarczył, żebym poczuł się sprawiedliwie i wszystko co zrobiłem to patrzyłem jak odchodzi po schodach i znika za rogiem. Miałem dziwne uczucie, że nie zaszedł za daleko, więc wskoczyłem na motor i na pokaz warknąłem nim za rogiem, po czym zjechałem z górki, żeby cicho się zatrzymać i rzucić okiem. Oczywiście, facet wrócił z powrotem. Nie próbował ponownie dobrać się do drzwi, ale przeszedł wzdłuż ulicy i poddał się opierając się o plakat na ścianie. Wyglądał jakby był zdolny robić to całą noc. Wyglądał jakby robił to wcześniej i to mnie martwiło. Musiał być szpiegiem, którego widziałem wcześniej. Co się do cholery działo? Czy było to związane z Jesse będącą wampirem? Dr Anderson? Z czymś innym? Nie chciałem odjeżdżać, ale po tym jak obserwowałem go przez jakieś dziesięć minut, wsiadłem na motor i ruszyłem z powrotem do Florey’a. To albo straciłbym pracę, a teraz, musiałem zapłacić czek. Zanim wyjechałem, wyciągnąłem swój telefon i zgłosiłem próbę włamania glinom, tylko żeby upewnić się, żeby dobrze i prawdziwie wkurzyć tego kutasa. Facet, prawdziwy świat był do dupy. I to tak bardzo, że właściwie zacząłem tęsknić za Morganville.