PROLOG
PRZYJACIOL TRZYMAJ BLISKO...
Czy zdradził cię kiedyś przyjaciel? Znienacka zmienił się z kogoś,
kogo znasz, w zupełnie inną... osobę? Nie mam na myśli twojego
chłopaka z przedszkola, który dorasta, robi się niezdarny i pryszczaty,
ani koleżanki z kolonii, z którą nie masz o czym rozmawiać, gdy
przyjeżdża odwiedzić cię na Boże Narodzenie, ani nawet dziewczyny z
twojej kliki, która znienacka zmienia się w gotkę albo jednego z tych
uciekających z domu dzieciaków. Nie. Mówię o twojej bratniej duszy.
Dziewczynie, o której wiesz wszystko. Która wie wszystko o tobie.
Pewnego dnia się zmienia i jest kimś kompletnie innym.
Takie rzeczy się zdarzają. Zdarzyły się w Rosewood.
- Aria, uważaj, bo ci tak zostanie. – Spencer Hastings odwinęła
pomarańczowe lody na patyku i wsunęła je do ust. Mówiła o minie
zezowatego pijanego pirata na twarzy swojej przyjaciółki, Arii
Montgomery, gdy ta próbowała ustawić ostrość na ekranie swojej
komórki Sony.
- Mówisz, jak moja mama, Spence. – roześmiała się Emily Fields,
poprawiając koszulkę z obrazkiem kurczaka w goglach i napisem pod
spodem: „INSTANT SWIM CHICK! JUST ADD WATER!” („PŁYWACZKA
W PROSZKU! WYSTARCZY KROPLA WODY!”). Przyjaciółki zakazały
jej noszenia zwariowanych „pływackich” koszulek…
- „Pływająca dziwaczka w proszku! Wystarczy dodać frajera!” –
Alison DiLaurentis wyśmiała Emily, gdy ta weszła.
- Twoja mama też tak mówi? – zapytała Hanna Marin, wyrzucając
zabarwiony na zielono patyczek od loda. Hanna zawsze jadła szybciej
od innych. – „Tak ci zostanie.” – przedrzeźniła.
Alison spojrzała na Hannę i zachichotała.
- Matka powinna cię ostrzec, że taki tyłek może ci zostać.
Hanna opuściła twarz, obciągając koszulkę w biało-różowe paski –
pożyczyła ją od Ali, a t-shirt wciąż podjeżdżał do góry, odkrywając biały
pasek brzucha.
- Tylko żartowałam. – Ali poklepała łydkę Hanny klapkiem.
Tej majowej piątkowej nocy pod koniec 7 klasy Alison, Hanna,
Spencer, Aria i Emily zebrały się w luksusowo wyposażonym pokoju
rodzinnym w domu Spencer, zoapatrzone w pudełko lodów na patyku,
dużą butlę napoju dieteycznego Dr Peppera o smaku
wiśniowowaniliowym
i komórkami rozłożonymi na stoliku deserowym. W zeszłym
miesiącu Ali przyszła do szkoły z nowiutkim LG z klapką, i pozostałe
dziewczyny poleciały kupić własne tego samego dnia. Wszystkie miały
pasujące do należącego do Ali skórzane różowe etui – to znaczy,
wszystkie oprócz Arii, która miała etui z moheru w tym kolorze. Sama je
zrobiła na drutach.
Aria przyciskiem kamery zrobiła zbliżenie i oddalenie.
- Poza tym moja twarz nie pozostanie taka. Koncentruję się na
zrobieniu sesji. To zachowam dla potomnych. Na czasy, kiedy będziemy
sławne.
- Wszystkie wiemy, że ja będę sławna. – Alison odrzuciła ramiona i
odchyliła głowę, ukazując swoją łabędzią szyję.
- A dlaczego będziesz sławna? – rzuciła jej wyzwanie Spencer,
brzmiąc bardziej jędzowato niż zapewne chciała.
- Będę miała własny show. Będę mądrzejszą i ładniejszą Paris
Hilton.
Spencer prychnęła. Ale Emily zacisnęła swoje blade wargi w
namyśle, a Hanna z przekonaniem pokiwała głową. Mowa była o Ali. Na
pewno nie zostanie na długo w Rosewood, w stanie Pensylwania.
Oczywiście, że według większości standardów Rosewood było czarujące
– mieszkańcy wyglądali jak modele podczas sesji fotograficznej – ale
wszyscy zdawali sobie sprawę, że przeznaczeniem Ali jest coś więcej.
Wyrwała je z zapomnienia półtora roku temu, i zostały najlepszymi
przyjaciółkami. Z Ali przy boku, stały się tymi dziewczynami z Rosewood
Day, prywatnej szkoły. Teraz miały ogromną władzę: decydowały kto jest
fajny, a kto nie, wydawały najlepsze imprezy, do nich należały najlepsze
miejsca w świetlicy, mogły startować do wyborów w samorządzie
szkolnym i wygrywały przytłaczającą ilością głosów. Choć, co prawda, to
ostatnie odnosiło się tylko do Spencer. Nie licząc kilku razy, kiedy zeszły
na złą drogę (jak przypadkowe oślepienie Jenny, o czym usilnie starały
się nie myśleć), ich życie zmieniło się ze znośnego w doskonałe.
- Może nakręcimy talk show? – zasugerowała Aria. Uważała się za
oficjalnego filmowca przyjaciółek – jednym z jej marzeń było m.in. zostać
w przyszłości następczynią Jean-Luca Godarda, jakiegoś francuskiego
reżysera – abstrakcjonisty.
- Ali, ty jesteś sławna. Spencer, przeprowadzasz wywiad.
- Ja będę charakteryzatorką. – zgłosiła się Hanna, grzebiąc w
plecaku w poszukiwaniu swojej winylowej kosmetyczki w grochy.
- Ja zajmę się włosami. – Emily założyła za uszy blond rude włosy
obcięte na pazia, i ruszyła w stronę Ali. – Masz cudne włosy, chérie. –
powiedziała do niej ze sztucznym francuskim akcentem.
- "Chérie" chyba oznacza przyjaciółeczkę? – Ali wysunęła lody z
ust.
Pozostałe szybko się roześmiały, ale Emily zbladła.
- Nie, na to jest określenie "petite amie". – ostatnio Em była
drażliwa, gdy Ali sobie z niej żartowała. Wcześniej tak nie było.
- Okay. – powiedziała Aria upewniając się, że kamera jest równo
ustawiona. – Jesteście gotowe?
Spencer opadła na kanapę i włożyła pozostawioną po zabawie
sylwestrowej tiarę z kryształów górskich. Obnosiła się z nią całą noc.
- Nie możesz tego mieć na głowie. – warknęła Ali.
- Dlaczego nie? – Spencer wyprostowała diadem.
- Bo nie. Jeśli już, to ja będę księżniczką.
- Dlaczego zawsze ty jesteś księżniczką? – mamrotała Spencer
pod nosem. Fala niepokoju ogarnęła pozostałe dziewczyny. Spencer i Ali
kłóciły się, a one nie wiedziały o co chodzi.
Telefon Ali zawibrował. Sięgnęła po niego, otworzyła i pochyliła tak,
żeby nikt nie mógł zobaczyć.
- Urocze. – jej palce fruwały nad klawiaturą, gdy pisała sms-a.
- Do kogo piszesz? – głos Emily wydawał się cienki i kruchy jak
skorupka jajka.
- Nie mogę powiedzieć. Sorry. – Ali nawet nie podniosła wzroku.
- Nie możesz? – Spencer była zirytowana. – Co to ma znaczyć, że
nie możesz powiedzieć?
Ali zerknęła.
- Przykro mi, księżniczko. Nie musisz wiedzieć wszystkiego. – Ali
zamknęła telefon i odłożyła na skórzaną kanapę. – Nie zaczynaj jeszcze
kręcić, Aria. Muszę się wysikać. – wybiegła z pokoju do łazienki,
wyrzucając po drodze patyczek.
Gdy zamknęły się za nią drzwi łazienki, pierwsza odezwała się
Spencer.
- Nie macie czasem ochoty jej zabić?
Reszta się wzdrygnęła. Nigdy nie obgadywały Ali. To byłoby
bluźnierstwo – jak spalenie szkolnej flagi na terenie Rosewood Day, albo
powiedzenie, że Johnny Depp nie jest aż tak przystojny.
Ale w głebi duszy uważały inaczej. Tej wiosny Ali nie pojawiała się
tak często. Związała się bliżej z koleżankami z liceum z IV drużyny
hokeja na trawie i w ogóle nie zaprosiła Arii, Emily, Spencer czy Hanny
na lunch albo na wspólne zakupy w Centrum Handlowym King James.
Zaczęła też mieć sekrety. Potajemne sms-y, rozmowy telefoniczne,
chichoty o rzeczach, których nie chciała im zdradzić. Czasem
dostrzegały nick Ali na komunikatorze, ale gdy wysyłały jej wiadomość -
nie odpowiadała. Obnażyły przed nią dusze mówiąc rzeczy, których nie
powiedziały nikomu innemu, których nikomu nie chciały powierzyć - i
spodziewały się, że ona postąpi podobnie. Czyż w zeszłym roku Ali nie
obiecywała, po tej koszmarnej sprawie z Jenną, że będą sobie mówić
wszystko o wszystkim, do końca świata?
Nienawidziły myśli, jak będzie wyglądać 8 klasa, jeśli będzie się tak
dalej działo. Ale nie znaczyło to, że nienawidzą Ali.
Aria owinęła pasmo brązowych włosów wokół palców i roześmiała
się nerwowo.
- Zabić? Może za to, że jest taka słodka. – włączyła kamerę.
- I za to, że nosi ubrania w rozmiarze zerowym. – dodała Hanna.
- O tym właśnie mówię. – Spencer zerknęła na telefon Ali,
upchnięty między dwoma poduszkami. – Chcecie przeczytać ten sms?
- Ja chcę. – wyszeptała Hanna.
Emily wstała ze swojego siedziska na oparciu kanapy.
- Czy ja wiem... – zaczęła się odsuwać od telefonu Ali, jakby sama
jego bliskość ją pogrążała.
Spencer wygrzebała komórkę Ali. Zerknęła ciekawie na pusty
ekran.
- Dajcie spokój. Nie chcecie się dowiedzieć, kto jej przysłał tą
wiadomość?
- To pewnie od Katy. – szepnęła Emily, mówiąc o jednej z
kumpelek Ali z drużyny. – Lepiej to odłóż, Spence.
Aria zdjęła kamerę ze statywu i podeszła do Spencer.
- Zróbmy to.
Zgromadziły się. Spencer otworzyła telefon i wcisnęła guzik.
- Zablokowany.
- Znasz hasło? – zapytała Aria filmując.
- Spróbuj datę urodzin. – szeptała Hanna. Wzięła telefon od
Spencer i wpisała cyfry. Ekran pozostał bez zmian. – I co teraz?
Usłyszały głos Ali, zanim ją zobaczyły.
- Co robicie?
Spencer upuściła komórkę Ali z powrotem na kanapę. Hanna
cofnęła się tak gwałtownie, że obiła sobie piszczel o stolik deserowy.
Ali weszła do pokoju ze zmarszczonymi brwiami.
- Patrzyłyście na mój telefon?
- Oczywiście, że nie! – krzyknęła Hanna.
- Tak. – przyznała Emily, siadając i wstając znowu z kanapy. Aria
na nią spojrzała i ukryła się za obiektywem kamery.
Ale Ali nie zwracała już na nie uwagi. Melissa, starsza siostra
Spencer, "starszak" z liceum, wparowała do kuchni z garażu. Z jej
nadgarstka zwisała torba z jedzeniem na wynos z Otto, restauracji w
pobliżu domu Hastingsów. Był z nią jej uroczy chłopak, Ian. Ali się
wyprostowała, Spencer wygładziła ciemne blond włosy i wyprostowała
tiarę.
- Cześć, dziewczyny. – Ian wszedł do pokoju.
- Cześć. – powiedziała głośno Spencer. – Jak się masz?
- Super. - uśmiechnął się do niej Ian. – Fajna korona.
- Dzięki. – Spencer zatrzepotała smoliście czarnymi rzęsami.
Ali przewróciła oczami.
- Nie bądź taka oczywista. – zaśpiewała pod nosem.
Ale trudno było nie dać się zauroczyć Ianowi. Miał kręcone blond
włosy, idealne białe zęby i oszałamiające błękitne oczy. Żadna z nich nie
potrafiła zapomnieć ostatniego meczu piłki nożnej, gdy w przerwie
zmieniał koszulkę i przez 5 cudownych sekund miały pełen obraz jego
nagiej klatki piersiowej. Prawie powszechnie wierzono, że jego
doskonałość marnuje się przy Melissie, która była bardzo pruderyjna i
zachowywała się prawie jak własna matka.
Ian opadł na kanapę w pobliżu Ali.
- Co robicie, dziewczyny?
- Nic takiego. – powiedziała Aria ustawiając ostrość kamery. –
Kręcimy film.
- Film? – Ian wyglądał na rozbawionego. – Mogę w nim wystąpić?
- Oczywiście. – rzuciła szybko Spencer. Usiadła z jego drugiej
strony.
- Jak brzmi mój tekst? – Ian uśmiechnął się do kamery.
- To talk show. – wyjaśniła Spencer. Zerknęła na Ali sprawdzając
jej reakcję, ale ona nie odpowiedziała. – Ja jestem prowadzącą, ty i Ali –
moimi gościami. Ty będziesz pierwszy.
Ali ironicznie prychnęła, i policzki Spencer zapłonęły jak jej t-shirt
Ralpha Laurenta. Ian puścił to mimo uszu.
- Okay. Pytaj.
Spencer wyprostowała się na kanapie i skrzyżowała swoje
muskularne nogi jak gospodarze talk show'ów. Podniosła różowy
mikrofon od maszyny karaoke Hanny i podniosła do podbródka.
- Witamy Spencer Hastings Show. Moje pierwsze pytanie...
- Zapytaj, kto jest jego ulubionym nauczycielem w Rosewood. –
zawołała Aria.
Ali się ożywiła, jej niebieskie oczy błysnęły.
- To pytanie dobre dla ciebie, Aria. Powinnaś raczej zapytać, czy
chciałby umawiać się z nauczycielem. Na parkingu.
Arii opadła szczęka. Stojące w pobliżu kredensu Hanna i Emily
wymieniły zakłopotane spojrzenia.
- Wszyscy moi nauczyciele to faceci. – powoli powiedział Ian,
najwyraźniej nie rozumiejąc co się dzieje.
- Ian, mógłbyś mi pomóc, proszę? – Melissa stukała naczyniami w
kuchni.
- Chwileczkę. – zawołał Ian.
- Ian. – Melissa wydawała się rozdrażniona.
- Ja mam pytanie. – Spencer założyła długie blond włosy za uszy.
Rozkoszowała się tym, że Ian większą uwagę zwracał na nią niż na
Melissę. – Jaki chciałbyś prezent na zakończenie szkoły?
- Ian. – Melissa cedziła przez zęby, i Spencer rzuciła okiem na
siostrę przez szerokie przeszklone drzwi kuchni. Światło z otwartej
lodówki rzucało cień na jej twarz. - Potrzebuję. Pomocy.
- To proste. - odpowiedział Ian ignorując ją. - Chciałbym lekcje
base-jumping'u.
- Base-jumping? – krzyknęła Aria. – A cóż to?
- Skoki ze spadochronem ze szczytu budynku. – wyjaśnił Ian.
Gdy opowiadał o Hunterze Queenanie, jednym ze swoich
przyjaciół, który uprawiał base-jumping, dziewczęta pochyliły się
skwapliwie w jego stronę. Aria skupiła kamerę na szczęce Iana, która
wyglądała jak wykuta z kamienia. Jej spojrzenie na moment przeniosło
się na Ali. Siedział obok Iana, i patrzyła niewidzącym wzrokiem w
przestrzeń. Czyżby Ali się nudziła? Pewnie miała lepsze rzeczy do
roboty - ten sms dotyczył pewnie jakichś wspólnych planów z jej
wspaniałymi starszymi koleżankami.
Aria ponownie spojrzała na komórkę Ali, która leżała na poduszce
kanapy obok ramienia właścicielki. Co przed nimi ukrywała? Co
zamierzała?
"Nie macie czasem ochoty jej zabić?" Pytanie Spencer krążyło po
głowie Arii, podczas gdy Ian dalej ciągnął temat. W głębi duszy
wiedziała, że wszystkie tak myślą. Byłoby lepiej, gdyby Ali... zniknęła,
zamiast je porzucać.
- A więc Hunter powiedział, że najbardziej niesamowity odjazd miał
po base-jumping'u. Był lepszy od wszystkiego. Nawet od seksu.
- Ian. – ostrzegła go Melissa.
- Brzmi niesamowicie. – Spencer spojrzała na Ali siedzącą przy
drugim boku Iana. – Prawda?
- Tak. – Ali wyglądała na zaspaną, prawie jakby była w transie. –
Niesamowite.
Reszta tygodnia rozmyła się w niewyraźną smugę: egzaminy,
planowanie imprez, więcej spotkań i więcej napięcia. A potem,
ostatniego dnia szkolnego, Ali zniknęła. Tak po prostu. W jednej chwili
była, a za chwilę... wyparowała.
Policja przeszukiwała Rosewood w poszukiwaniu śladów.
Oddzielnie przesłuchali dziewczyny, pytając, czy Ali dziwnie się
zachowywała, albo czy ostatnio wydarzyło się coś niezwykłego.
Wszystkie zastanawiały się długo i intensywnie. Noc jej zniknięcia była
dziwna - Ali hipnotyzowala je i wybiegła ze stodoły po głupiej sprzeczce
o zasłony i po prostu... nigdy nie wróciła. Ale czy były inne dziwne
wieczory? Zastanawiały się nad nocą, kiedy próbowały odczytać sms-a
Ali, ale niezbyt długo: po wyjściu Iana i Melissy Ali otrząsnęła się z
chandry. Urządziły konkurs tańca i bawiły się maszynką karaoke Hanny.
Tajemniczy sms na telefonie Ali popadł w zapomnienie.
Potem gliniarze pytali, w pobliżu Ali był może ktoś, kto chciałby ją
skrzywdzić. Hanna, Aria i Emily pomyślały to samo: o warknięciu
Spencer "Nie macie czasem ochoty jej zabić?". Ale nie. Przecież
żartowała. Prawda?
- Nikt nie chciał skrzywdzić Ali. – powiedziała Emily, spychając
wątpliwości w głąb umysłu.
- Absolutnie nikt. – odpowiedziała również Aria, na oddzielnym
przesłuchaniu, odwracając spojrzenie oczy od krzepkiego policjanta
siedzącego obok niej na huśtawce na ganku.
- Nie sądzę. – powiedziała Hanna podczas przesłuchania bawiąc
się wąską niebieską bransoletką, jedną z tych które Ali zrobiła dla nich
po wypadku Jenny. – Ali nie przyjaźniła się aż tak blisko z wieloma
osobami. Tylko z nami. A my kochałyśmy ją na zabój.
Oczywiście, że Spencer wydawała się być zła na Ali. Ale tak
naprawdę, w głębi serca, czy wszystkie się na nią nie złościły? Ali była
doskonała - piękna, mądra, seksowna, nie do powstrzymania - i
opuszczała je. Może ją za to nienawidziły.
Ale to nie znaczy, że chciały, żeby zniknęła.
Mimo wszystko to zdumiewające, ilu rzeczy można nie zauważyć.
Chociaż ma się je przed samym nosem.
ROZDZIAL 1
CIEZKA PRACA SPENCER PRZYNOSI OWOCE
W poniedziałkowy ranek o 06:30 Spencer Hastings powinna
wciąż spać. Zamiast tego, siedziała w niebiesko-zielonej poczekalni u
terapeuty, i miała wrażenie, że jest uwięziona w akwarium. Melissa, jej
starsza siostra, siedziała na szmaragdowym krześle naprzeciwko.
Melissa spojrzała na nią znad podręcznika pt. "Zasady powstawania
rynków" (robiła magisterkę na Uniwesytecie Pensylwanii), i obdarzyła
macierzyńskim uśmiechem.
- Czuję się o wiele czystsza, odkąd spotykam się z dr Evans. -
zamruczała Melissa, które miała spotkanie zaraz po Spencer. -
Pokochasz ją, jest niesamowita.
"Oczywiście, że jest niesamowita" pomyślała Spencer złośliwie.
Melissa każdego chętnego słuchać jej bez przerwy przez godzinę uzna
za wspaniałą osobę.
- Dla ciebie może być trochę surowsza. - ostrzegła Melissa,
zamykając książkę z trzaskiem. - Powie ci takie rzeczy o tobie, które
mogą ci się nie spodobać.
Spancer przesunęła się.
- Nie jestem dzieckiem, potrafię przyjąć krytykę.
Melissa lekko podniosła brwi w niedowierzaniu. Spencer
schowała się za swoją gazetą, zastanawiając się, dlaczego tu się
znalazła. Jej matka, Veronica, umówiła ją na spotkanie z terapeutką -
terapeutką Melissy - gdy znaleziono ciało dawnej przyjaciółki Spencer,
Alison DiLaurentis, a Toby Cavanaugh popełnił samobójstwo. Spencer
podejrzewała, że chodzi także o ustalenie, dlaczego obściskiwała się z
chłopakiem Melissy, Wrenem. Ale Spencer nieźle sobie radziła.
Naprawdę. Poza tym, czy spotkanie z terapeutką najgorszego wroga nie
było jak wizyta brzydkiej dziewczyny u chirurga plastycznego? Spencer
obawiała się, że z pierwszej sesji może wyjść z umysłowym
odpowiednikiem obrzydliwie asymetrycznych sztucznych piersi.
W tym momencie otworzyły się drzwi do gabinetu otworzyły się i
wyjrzała przez nie drobna blondynka w czarnej tunice, czarnych
spodniach i okularach w szylkretowych oprawkach.
- Spencer? - odezwała się. - Jestem dr Evans. Wejdź.
Spencer weszła do jasnego i przestronnego gabinetu dr Evans,
który, dzięki Bogu, w ogóle nie przypominał poczekalni. Stała w nim
czarna skórzana kanapa i szare zamszowe krzesło. Na słusznych
rozmiarów biurku stał telefon, stos papierowych teczek na akta,
chromowana lampka i jedna z tych ciężkich zabaweczek w kształcie
ptaka, które tak uwielbiał pan Craft, wykładowca nauki o środowisku. Dr
Evans usadowiła się na krześle, i gestem wskazała Spencer kanapę.
- A zatem - powiedziała, gdy już obie usiadły - sporo o tobie
słyszałam.
- Zapewne od Melissy? - Spencer zmarszczyła nos, patrząc w
kierunku poczekalni.
- Od twojej mamy. - Dr Evans otworzyła czerwony notatnik na
pierwszej stronie. - Wspomniała, że w twoim życiu, zwłaszcza ostatnio,
doszło do pewnych zawirowań.
Spencer skupiła spojrzenie na stoliku obok kanapy. Była na nim
waza z cukierkami, pudełko Kleenex'ów (oczywiście), i jedna z tych
mierzących IQ gier, w której trzeba jednym z kołeczków przeskoczyć
pozostałe, aż zostanie tylko jeden. Jedna z takich gier była w domu
państwa DiLaurentis, rozwiązały ją wspólnie z Ali. To chyba znaczyło, że
obie były geniuszami.
- Chyba sobie radzę. - wymamrotała. - Nie mam myśli
samobójczych, ani nic w tym stylu.
- Zginęła bliska przyjaciółka i sąsiad. Musi ci być trudno.
Spencer odchyliła głowę na oparcie kanapy i spojrzała do góry.
Nierówno otynkowany sufit wyglądał, jakby miał trądzik. Chyba
faktycznie musiała z kimś porozmawiać - przecież nie mogła z rodziną
mówić o Ali, Toby'm czy o przerażających liścikach od prześladowcy
podpisującego się jako "A". Jej dawne przyjaciółki unikały jej, odkąd
przyznała, że Toby cały czas wiedział, że przyłożyły rękę do oślepienia
jego przyrodniej siostry - Jenny. Ukrywała ten sekret przez 3 długie lata.
Od samobójstwa Toby'ego minęły trzy tygodnie, a prawie
miesiąc, odkąd robotnicy znaleźli ciało Ali. Spencer coraz lepiej sobie z
tym wszystkim radziła, przede wszystkim dlatego, że "A" zniknął.
Ostatnią wiadomość dostała przed Foxy, dużą imprezą charytatywną w
Rosewood. Początkowo milczenie "A" denerwowało Spencer - mogło
oznaczać ciszę przed burzą, ale im więcej czasu mijało tym była
spokojniejsza. Przestała wbijać swoje wymanikiurowane paznokcie w
nasady dłoni. Znowu zaczęła sypiać przy zgaszonej lampce. Z
ostatniego sprawdzianu z rachunków dostała 5+, a za wypracowanie o
"Państwie" Platona 5. Zerwanie z Wrenem (rzucił ją dla Melissy, która w
odwecie rzuciła jego) już tak nie bolało, a jej rodzina powróciła na utarte
codzienne szlaki. Nawet obecność Melissy, która zatrzymała się w domu
dopóki mała armia nie wyremontuje jej domu w Filadelfii, dawała się
znieść.
Może ten koszmar się skończył.
Spencer przebierała palcami w swoich płowo-żółtych kozakach z
mięciutkiej koziej skórki. Punktem spornym było, czy powiedzieć dr
Evans o "A", nawet jeśli czuła się z nią na tyle dobrze, żeby to zrobić. Po
co zaczynać ten temat, skoro "A" już nie ma?
- Jest trudno, ale Alison zaginęła wiele lat temu. Pogodziłam się z
tym. - powiedziała Spencer w końcu. Może dr Evans zrozumie, że
Spencer nie będzie rozmawiać i skończy spotkanie wcześniej.
Dr Evans zapisała coś w notatniku. Spencer zastanawiała się co.
- Słyszałam też, że miałyście z siostrą nieporozumienie dotyczące
chłopaka.
Spencer zjeżyła się. Mogła sobie wyobrazić Melissę
przedstawiającą mocno przesadzoną wersję fiaska z Wrenem: pewnie w
jej opowieści Spencer zlizywała bitą śmietanę z brzucha leżącego na
łóżku Melissy Wrena, podczas gdy jej siostra bezradnie patrzyła przez
okno.
- Nic wielkiego się nie stało. - wymamrotała.
Dr Evans opuściła ramiona i rzuciła jej takie samo spojrzenie jak
matka, z gatunku "mnie nie oszukasz".
- Był chłopakiem twojej siostry, prawda? A ty potajemnie się z nim
spotykałaś?
- Słuchaj, wiem, że postąpiłam źle, okay? Niepotrzebny mi
kolejny wykład. - Spencer zacisnęła zęby.
Dr Evans patrzyła na nią.
- Nie robię ci wykładu. Może... - przyłożyła palec do policzka. -
Może miałaś powody, żeby to zrobić.
Spencer wytrzeszczyła oczy. Czy dobrze słyszała - dr Evans na
poważnie sugerowała, że Spencer nie jest w 100% winna? Może 175$
za godzinę terapii nie było jednak takim marnotrawstwem.
- Czy spędzasz czas z siostrą? - zapytała dr Evans po chwili.
Spencer sięgnęła do wazy z cukierkami po Hershey's Kiss.
Jednym długim ruchem odwinęła sreberko, zwinęła folię w dłoni i
wrzuciła cukierek do ust.
- Nigdy. Chyba, że są z nami rodzice, ale ze mną Melissa nie
rozmawia. Ciągle tylko opowiada o swoich osiągnięciach i szaleńczo
nudnym remoncie domu w mieście. - Spencer spojrzała wprost na dr
Evans. - Chyba wie pani, że kupili jej dom w Old City tylko dlatego, że
skończyła college.
- Słyszałam o tym. - dr Evans uniosła ramiona do góry,
rozciągając je; dwie wąskie srebrne bransoletki zsunęły się do jej łokcia.
- Fascynująca sprawa.
I puściła do niej oko.
Spencer miała wrażenie, że serce jej zaraz wyskoczy z piersi.
Najwyraźniej dr Evans nie miała zamiaru brać strony którejkolwiek z
nich. Nareszcie.
Rozmowa z każdą chwilą sprawiała Spencer większą
przyjemność, aż w końcu dr Evans wskazała zegar stylizowany na
"Topniejący czas" Salvadora Dali, sygnalizując koniec sesji. Spencer
pożegnała się i otworzyła drzwi gabinetu, drapiąc się w głowę, jakby
terapeutka ją rozłupała jak orzech i grzebała w jej mózgu. Nie
spodziewała się, że to spotkanie nie będzie przypominało tortury.
Zamknęła drzwi gabinetu i odwróciła się. Zaskoczona, dostrzegła
matkę siedzącą obok Melissy na jasno-zielonym krześle i czytającą
magazyn o modzie "Main Line".
- Mamo. - spojrzała z ukosa Spencer. - Co ty tu robisz?
Veronica Hastings wyglądała, jakby przyszła tu prosto ze stajni.
Miała na sobie białą koszulkę Petit Bateu, wąskie dżinsy i buty do konnej
jazdy. We włosach miała nawet kilka źdźbeł siana.
- Mam nowe wieści. - ogłosiła.
Zarówno pani Hastings, jak i Melissa wyglądały bardzo poważnie.
Spencer zaczęła wewnętrznie skręcać się ze zdenerwowania. Ktoś
umarł. Ktoś - zabójca Ali - kogoś zamordował. Albo wrócił "A". "Błagam,
tylko nie to." pomyślała.
- Dzwonił pan McAdam. - powiedziała wstając pani Hastings. Pan
McAdam był wykładowcą ekonomii Spencer. - Chciał z nami
porozmawiać o esejach, które pisałaś kilka tygodni temu. - Podeszła
bliżej, zapach Chanel No. 5 zakręcił Spencer w nosie. - Jedno z nich
chce zgłosić do nagrody Złotej Orchidei.
Spencer zrobiła krok w tył.
- Złota Orchidea?
Złota Orchidea była najbardziej prestiżowym konkursem na eseje
w kraju, szkolnym odpowiednikiem Oscara. Gdyby wygrała znalazłaby
się w "People" i "Time'ie". Yale, Harvard i Stanford błagałyby, żeby się
do nich zapisała. Inni ludzie śledzą losy gwiazd, Spencer śledziła
sukcesy zdobywców Złotej Orchidei. Zwycięzca konkursu z 1998 roku
kierownikiem produkcji sławnego magazynu mody, zwycięzca z 1994
roku został kongresmenem w wieku 28 lat.
- Zgadza się. - na twarzy jej matki wykwitł olśniewający uśmiech.
- O mój Boże. - Spencer poczuła, że robi się jej słabo. Nie ze
strach - z przerażenia. To nie ona napisała eseje, które oddała tylko
Melissa. Spencer śpieszyła się, żeby oddać prace, a "A" zasugerował
"pożyczenie" starych wypracowań Melissy. W ciągu ostatnich tygodni
tyle się wydarzyło, że kompletnie o tym zapomniała.
Spencer skrzywiła się. Pan McAdam - wszyscy nazywali go
Kałamarnicą - kochał się w Melissie, kiedy ta była jego uczennicą. Jak
mógł nie pamiętać jej esejów, zwłaszcza jeśli były aż tak dobre?
Matka chwyciła ją za ramię i Spencer się wzdrygnęła - jej matka
miała zawsze lodowate dłonie.
- Jesteśmy z ciebie tacy dumni, Spence!
Spencer nie kontrolowała mięśni wokół ust. Musiała wszystko
wyjaśnić, zanim zabrnie zbyt daleko.
- Mamo, nie mogę...
Ale pani Hastings nie słuchała.
- Dzwoniłam już do Jordany z "Philadelphia Sentinel". Pamiętasz
ją? Uczyła się u nas jeździć konno. W każdym razie, była zachwycona.
Nikt z tego rejonu nie został nigdy nominowany. Chce napisać o tobie
artykuł!
Spencer zamrugała. Wszyscy czytali "Philadelphia Sentinel".
- Wywiad i sesja zdjęciowa są już umówione. - ekscytowała się
pani Hastings, podnosząc dużą szafranową torbę marki Tod i
podzwaniając kluczykami od samochodu. - W środę przed lekcjami.
Przywiozą stylistę. Uri na pewno przyjdzie i zrobi z ciebie bóstwo.
Spencer bała się spojrzeć matce w oczy, więc wbiła wzrok w
czasopisma w poczekalni - asortyment numerów "New Yorkera" i
"Economist" i dużą książkę z bajkami, która balansowała na szczycie
pudła z klockami Lego. Nie mogła powiedzieć mamie o skradzionej
pracy, nie teraz. Zresztą, przecież i tak nie wygra Złotej Orchidei. Setki
osób z najlepszych liceów w kraju było nominowanych. Pewnie nawet
nie przejdzie pierwszych eliminacji.
- Brzmi super. - wybąkała Spencer.
Jej mama wyszła dumnym krokiem. Spencer zamarudziła jeszcze
chwilę, sparaliżowana obrazkiem wilka na okładce książki z bajkami.
Taką samą miała, gdy była mała. Wilk przebrany w szlafrok i czepiec
rzucał pożądliwe spojrzenie na naiwnego blond Czerwonego Kapturka.
Spencer ten obrazek przyprawiał o koszmary.
Melissa odchrząknęła. Kiedy Spencer podniosła na nią wzrok, jej
siostra na nią patrzyła.
- Gratuluję, Spence. - powiedziała Melissa płaskim głosem. -
Złota Orchidea, duża sprawa.
- Dzięki. - wyjąkała Spencer. Melissa miała dziwnie znajomą
minę. I wtedy Spencer skojarzyła: Melissa wyglądała dokładnie jak zły
wilk.
ROZDZIAL 2
KOLEJNA PODNIECAJACA
LEKCJAANGIELSKIEGO
Kiedy Aria Montgomery usiadła na poniedziałkowej porannej
lekcji angielskiego, powietrze za oknem pachniało nadchodzącym
deszczem. Wzmacniacz zatrzeszczał, i wszyscy w klasie spojrzeli na
mały głośnik pod sufitem.
- Witajcie, uczniowie! Mówi Spencer Hastings,
wiceprzewodnicząca klas trzecich! – głos Spencer brzmiał głośno i
wyraźnie. Był dziarski i pewny siebie, jakby Spencer brała udział w kursie
z wygłaszania ogłoszeń. – Chciałam wszystkim przypomnieć, że jutro
drużyna Hammerheads z Rosewood Day bierze udział w zawodach
pływackich przeciwko Drury Academy Eels. To najważniejsze zawody w
sezonie, więc okażmy trochę entuzjazmu i przyjdźmy jutro wesprzeć
naszą drużynę! – chwila przerwy. – Yeah!
Niektórzy w klasie parsknęli śmiechem. Aria poczuła dreszcz
niepokoju. Pomimo wszystkiego, co się stało – zabójstwa Alison,
samobójstwa Toby’ego, A – Spencer była przewodniczącą (albo
wiceprzewodniczącą) każdego klubu. Ale dla Arii cały ten zapał Spencer
brzmiał… nieszczerze. Widziała Spencer inną od tej znanej pozostałym.
Spencer od lat wiedziała, że Ali groziła Toby’emu, żeby zapewnić sobie
jego milczenie w sprawie wypadku Jenny, i Aria nie potrafiła jej
wybaczyć ukrywania przed nimi tak niebezpiecznego sekretu.
- Okay, klaso. – powiedział nauczyciel angielskiego Arii, Ezra
Fitz. Wrócił do pisania na tablicy swoim kanciastym charakterem pisma
słów „Szkarłatna Litera”, po czym podkreślił je cztery razy.
- W dziele Nathaniela Hawthorne’a Hester Prynne zdradza męża,
i zostaje przez współmieszkańców miasta zmuszona do noszenia na
piersi dużej, czerwonej, hańbiącej litery A, jako przypomnienie tego, co
zrobiła. – pan Fitz odwrócił się od tablicy i popchnął kwadratowe okulary
w górę swojego pochyłego nosa. – Czy ktoś zna jeszcze jakieś inne
opowieści z tym samym motywem upadku i utraty łaski? O ludziach
wyśmiewanych lub wygnanych z powodu swoich błędów?
Noel Kahn uniósł rękę i bransoleta jego Rolexa zsunęła się w dół
nadgarstka.
- Może ten odcinek „The Real World”, kiedy mieszkańcy
przegłosowali wykluczenie psychopatki?
Klasa wybuchła śmiechem, a pan Fitz wyglądał na
zakłopotanego.
- Ludzie, to jest lekcja angielskiego. – pan Fitz zwrócił się w
stronę rzędu Arii. – Aria? A ty? Jakieś pomysły?
Aria zamarła. Jej życie było niezłym przykładem. Nie tak dawno
temu jej rodzina mieszkała w harmonii na Islandii, Alison nie była jeszcze
oficjalnie martwa, a „A” nie istniał. Ale potem, sześć tygodni temu,
koszmarnym zbiegiem okoliczności Aria wróciła do szkoły w Rosewood,
ciało Ali odnaleziono pod betonową płytą za jej starym domem, a „A”
ujawnił największy rodzinny sekret Montgomery’ch: ojciec Arii, Byron,
zdradzał jej matkę, Ellę, z jedną ze swoich studentek, Meredith.
Wiadomość mocno zraniła Ellę, i natychmiast wyrzuciła Byrona.
Świadomość, że Aria przez trzy lata ukrywała przed nią sekret Byrona,
też nie pomogła Elli. Od tamtej pory kontakty matki z córką nie były zbyt
ciepłe i serdeczne.
Oczywiście, mogło być gorzej. Od trzech tygodni Aria nie dostała
żadnej wiadomości od „A”. I chociaż Byron najprawdopodobniej mieszkał
teraz z Meredith, to przynajmniej Ella zaczęła znowu odzywać się do Arii.
W Rosewood nie zostało jeszcze najechane przez kosmitów, chociaż po
wszystkich dziwacznych wydarzeniach w tym miasteczku, Aria wcale by
się nie zdziwiła, gdyby teraz nadeszła kolej na nich.
- Aria? – ponaglał pan Fitz. – Jakieś pomysły?
Arię uratował Mason Byers.
- Na przykład Adam, Ewa i wąż?
- Świetnie. – powiedział nieobecnym głosem pan Fitz. Zanim
odwrócił wzrok od Arii jeszcze przez sekundę na nią patrzył. Aria poczuła
ciepłą, kłującą gorączkę. Poderwała pana Fitza – Ezrę – w „Snooker’s”
studenckim barze, zanim którekolwiek z nich się zorientowało, że będzie
ją uczyć angielskiego. To on wszystko zakończył, a później Aria
dowiedziała się, że w Nowym Jorku ma dziewczynę. Ale nie miała do
niego żalu. Dobrze jej szło z nowym chłopakiem, Seanem Ackardem,
który był uprzejmy i słodki, a także, przy okazji, bardzo atrakcyjny.
Poza tym, Ezra był najlepszym nauczycielem angielskiego,
jakiego miała Aria. W ciągu miesiąca od rozpoczęcia roku szkolnego
zadał cztery wspaniałe książki i wystawił satyrę na podstawie sztuki „The
Sandbox” Edwarda Albee1. Wkrótce klasa miała wystawić stylizowaną na
„Gotowe na wszystko” interpretację „Medei”, greckiej sztuki, gdzie matka
zabija swoje dzieci. Ezra chciał, żeby myśleli niekonwencjonalnie, a to
było silną stroną Arii. Teraz, zamiast nazywać ją jak do tej pory
„Finlandia”, Noel Kahn nadał jej nowe przezwisko: „Lizuska”. Mimo to,
przyjemnie było znowu cieszyć się z chodzenia do szkoły, i czasami
prawie zapominała o wcześniejszych komplikacjach z Ezrą.
Tak oczywiście było, dopóki Ezra nie rzucił jej krzywego
uśmiechu. Nie mogła nic poradzić na to, że poczuła motylki w żołądku.
Tylko troszeczkę.
Hanna Marin, która siedziała tuż przed Arią, uniosła rękę.
- Albo ta książka, gdzie dwie dziewczyny są przyjaciółkami, a
potem znienacka jedna z nich staje się zła i kradnie chłopaka drugiej?
Ezra podrapał się w głowę.
- Przykro mi… Chyba tego nie czytałem.
Aria zacisnęła pięści. Ona wiedziała, o czym mówi Hanna.
- Mówię to po raz ostatni, Hanna, nie ukradłam ci Seana!
Przecież wcześniej zerwaliście-ze-sobą!
Po klasie przeleciał chichot. Ramiona Hanny zesztywniały.
- Ktoś tutaj jest trochę egocentryczny. – mruknęła do Arii nie
odwracając się. – Kto twierdzi, że mówiłam o tobie?
Ale Aria była tego pewna. Kiedy wróciła z Islandii była zdumiona
przemianą Hanny: z pulchnej, niezdarnej sługuski Ali w szczupłą, piękną,
modnie ubraną boginkę. Wyglądało na to, że Hanna ma wszystko, czego
chciała: ze swoją najlepszą przyjaciółką Moną Vanderwaal – kolejnym
przemienionym odmieńcem – rządziły szkołą, a Hanna złapała nawet
Seana Ackarda, chłopaka, za którym wzdychała od szóstej klasy. Aria
zainteresowała się Seanem dopiero, kiedy usłyszała, że Hanna go
rzuciła. Ale szybko dowiedziała się, że sytuacja wyglądała zupełnie
inaczej.
Aria miała nadzieję, że mogłaby się znowu zjednoczyć ze swoimi
dawnymi przyjaciółkami, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że wszystkie
dostawały wiadomości od „A”. Mimo to nawet ze sobą nie rozmawiały –
wszystko wyglądało tak, jak w ciągu tych kłopotliwych, niespokojnych
tygodni po zaginięciu Ali. Aria nawet im nie powiedziała, co „A” zrobił jej
rodzinie. Jedyną byłą najlepszą przyjaciółką, z którą Arię wciąż wiązało
coś w rodzaju przyjaźni, była Emily Fields – ale ich rozmowy obracały się
głównie wokół szlochu Emily i jej poczucia winy za śmierć Toby’ego, aż
Aria musiała zdecydowanie ją przekonywać, że to nie była jej wina.
- W każdym razie – powiedział Ezra kładąc na pierwszych
ławkach kopie „Szkarłatnej Litery” i nakazując podać je dalej –
chciałbym, żebyście przeczytali w tym tygodniu pierwsze pięć rozdziałów
i napisali na piątek trzystronicowe wypracowanie na jeden z tematów
podanych na początku książki. Okay?
Wszyscy jęknęli i zaczęli rozmawiać. Aria wsunęła swoją książkę
do torby z futra jaka. Hanna sięgnęła w dół po swoją torebkę. Aria
dotknęła jej szczupłego, bladego ramienia.
- Słuchaj, przepraszam. Naprawdę mi przykro.
Hanna wyszarpnęła ramię, zacisnęła wargi i bez słowa
wepchnęła „Szkarłatną Literę” do torebki. Torba ciągle się zacinała, i
wyrwał się jej sfrustrowany jęk.
W głośniku rozległa się muzyka klasyczna sygnalizując koniec
lekcji. Hanna poderwała się ze swojego miejsca, jakby stanęło w ogniu.
Aria wstała powoli, chowając do torby długopis i notes, i ruszyła w stronę
drzwi.
- Aria.
Odwróciła się. Ezra pochylał się nad swoim dębowym biurkiem,
przciskając do biodra obszarpaną, skórzaną teczkę w kolorze karmelu.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
- Przepraszam za to wszystko. – powiedziała. – Mamy z Hanną
pewne problemy. To się nie powtórzy.
- Nie ma sprawy. – Ezra odstawił kubek chai2. – A poza tym
okay?
Aria zagryzła wargę i rozważyła powiedzienie mu, co się działo.
Ale po co? Z tego co wiedziała, Ezra był równie parszywy, co jej ojciec.
Jeśli naprawdę miał dziewczynę w Nowym Jorku, to zdradzał ją, kiedy
spotykał się z Arią.
- Wszystko gra. – wydusiła.
- Dobrze. Świetnie ci idzie na zajęciach. – w uśmiechu pokazał
dwa uroczo zachodzące na siebie dolne zęby.
- Jasne, znakomicie się bawię. – powiedziała, robiąc krok w
kierunku drzwi. Ale w tym samym momencie potknęła się na swoich
super wysokich kozakach na koturnach, i wpadła na biurko Ezry. Chwycił
ją w talii i podciągnął do góry… i do siebie. Jego ciało było ciepłe i
budziło poczucie bezpieczeństwa, i ładnie pachniał mieszaniną zapachu
chili w proszku, papierosów i starych książek.
Aria szybko się odsunęła.
- Nic ci się nie stało? – zapytał Ezra.
- Nie. – zajęła się wygładzaniem szkolnego blezera. –
Przepraszam.
- To nic. – odpowiedział Ezra, wcisnął ręce w kieszenie
marynarki. – No to… na razie.
- Aha. Na razie.
Aria wyszła z klasy, miała płytki, przyspieszony oddech. Może jej
odbiło, ale była prawie pewna, że Ezra trzymał ją sekundę dłużej niż to
było konieczne. A jej to się zdecydowanie spodobało.
ROZDZIAL 3
ZLA REKLAMA NIE ISTNIEJE
W poniedziałkowe popołudnie w czasie przerwy między
lekcjami Hanna Marin i jej najlepsza przyjaciółka, Mona Vanderwaal,
siedziały w narożnej loży w „Steam”, szkolnej kawiarni, i robiły to, co
potrafiły najlepiej: obgadywały tych, którzy nie byli równie fantastyczni,
jak one.
Mona szturchnęła Hannę końcem oblanego czekoladą
cantucci 3 . Dla Mony jedzenie było raczej rekwizytem, niż czymś, co
faktycznie jadła.
- Ale Jennifer Feldman ma kloce, prawda?
- Biedaczka. – Hanna z drwiną wydęła wargi. Kloce były
skrótem Mony na pieńkowate nogi: masywne i bezkształtne uda i łydki, o
takim samym obwodzie od kolan do kostek.
- A w tych obcasach jej stopy wyglądają jak za bardzo
wypchane kiełbaski! – wychrypiała Mona.
Hanna parsknęła śmiechem, obserwując jak Jennifer, należąca
do drużyny pływackiej, wiesza na ścianie plakat z napisem: „Jutro
zawody pływackie! Rosewood Day Hammerheads vs. Drury Academy
Eels!”. Jej kostki naprawdę były ohydnie grube.
- Tak mają dziewczyny z grubymi kostkami, kiedy próbują nosić
Louboutin. – westchnęła Hanna. Oczywiście, to Hanna i Mona były tymi
sylfami 4 o cienkich kostkach, dla których zostały stworzone buty
Christiana Louboutina.
Mona pociągnęła duży łyk cafe Americano i wyjęła z
oberżynowej torebki Botkiera oprawiony dziennik od Gucciego. Hanna z
aprobatą pokiwała głową. Dzisiaj oprócz krytykowania innych miały do
zrobienia jeszcze inne rzeczy, na przykład zaplanowanie nie jednej, a
dwóch imprez: jednej dla nich dwóch, i drugiej dla reszty elity Rosewood
Day.
- Na początek to, co najważniejsze. – Mona zdjęła nakładkę
długopisu. – Frenniversary. Co dzisiaj robimy? Zakupy? Masaż?
Kolacja?
- Wszystko. – odpowiedziała Hanna. – I zdecydowanie musimy
wybrać się do „Otter”. – to był nowy ekskluzywny butik w centrum
handlowym.
- Uwielbiam „Otter”. – zgodziła się Mona.
- Gdzie powinnyśmy zjeść kolację? – zapytała Hanna.
- Oczywiście w „Rive Gauche”. – powiedziała głośno Mona,
zagłuszając jęczenie młynka do kawy.
- Masz rację. U nich na pewno dostaniemy wino.
- Zaprosimy chłopaków? – błękitne oczy Mony zabłysły. – Eric
Kahn wciąż do mnie dzwoni. Może ty byś mogła przyjść z Noelem?
Hanna zmarszczyła brwi. Noel był uroczy, niewiarygodnie
bogaty i należał do super seksownego klanu Kahnów – ale mimo to nie
był w jej typie.
- Żadnych chłopaków. – zdecydowała. – Ale super z powodu
Erica.
- To będzie cudowna Frenniversary. – Mona uśmiechnęła się
tak szeroko, że w jej policzkach pojawiły się dołeczki. – Uwierzysz, że to
już nasza trzecia?
Hanna uśmiechnęła się. Frenniversary była rocznicą dnia, kiedy
Hanna i Mona przez trzy i pół godziny rozmawiały przez telefon -
oczywista wskazówka, że zostały najlepszymi przyjaciółkami. Chociaż
znały się od przedszkola nigdy tak naprawdę ze sobą nie rozmawiały,
dopiero kilka tygodni przed początkiem ósmej klasy podczas naboru do
cheerleaderek. Wtedy Ali była już od dwóch miesięcy zaginiona, a
dawne przyjaciółki Hanny stały się odległe, więc zdecydowała się dać
Monie szansę. Było warto – Mona była zabawna, sarkastyczna, oraz
(pomimo słabości do plecaków ze zwierzakami i hulajnogi) pochłaniała
każdy numer „Vogue” oraz „Teen Vogue” równie łapczywie jak Hanna. W
ciągu kilku tygodni zdecydowały się zaprzyjaźnić i przemienić w
najpopularniejsze dziewczyny w szkole. No i proszę: udało im się.
- A teraz większe plany. – powiedziała Mona przerzucając
kolejną stronę dziennika. „Słodka Siedemnastka” zanuciła do melodii z
programu MTV „My Super Sweet Sixteen”.
- Będzie ekstra. – tryskała entuzjazmem Hanna. W tą sobotę
były urodziny Mony, i prawie każdy szczegół imprezy został już
zaplanowany. Zabawa miała odbyć się w Planetarium Hollis, gdzie w
każdym pomieszczeniu – nawet w łazienkach – były teleskopy.
Zarezerwowała DJa, katering i trapez (żeby goście mogli kołysać się nad
parkietem), a także kamerzystę, który będzie równocześnie filmował
imprezę i przesyłał na billboard. Mona przezornie poinformowała gości
na zaproszeniach o konieczności formalnego stroju. Gdyby ktoś
przyszedł w dżinsach albo dresach, ochrona, niezbyt uprzejmie, by go
wyprosiła.
- Tak się zastanawiałam. – powiedziała Mona wpychając do
pustego papierowego kubka po kawie serwetkę. – Trochę to w ostatniej
chwili, ale muszę iść do sądu.
- Do sądu? – Hanna uniosła idealnie wymodelowaną brew
- To taka wymówka, żeby pójść po tą rewelacyjną sukienkę
Zaca Posena, nad którą tak się rozczulałaś u Saksa-jutro jest
przymiarka. Nałożymy jeszcze tiary i chłopaki przed nami padną.
Hanna zdławiła chichot.
- Ale chyba nie zrobimy tego numeru z otwierającym tańcem? –
w zeszłym roku była z Moną na zabawie organizowanej przez Julię
Rubinstein na dziedzińcu, i Julia kazała im wykonać układ taneczny z
bandą czwartorzędnych modeli. Partner Hanny śmierdział czosnkiem i
natychmiast zapytał ją, czy pójdzie z nim do szatni. Resztę imprezy
spędziła ukrywając się przed nim.
- Czy zrobiłabym coś tak durnego? – zakpiła Mona, łamała
swoje cantucci na drobniejsze kawałeczki.
- Jasne, że nie. – Hanna oparła podbródek na dłoniach.
Mona przewróciła oczami.
- No, pewnie.
Hanna wzruszyła ramionami.
- Miałam tylko na myśli, że nie wiem, kogo mogłabyś wybrać.
- Musimy znaleźć ci chłopaka. – Mona włożyła do ust
najmniejszy kawałeczek cantucci.
- Nie chcę nikogo z Rosewood Day. – powiedziała szybko
Hanna. – Może zaproszę kogoś z Hollis. I przyprowadzę więcej niż
jednego chłopaka. – zaświeciły jej oczy. – Cała grupa mogłaby mnie
nosić przez całą noc, jak Kleopatrę.
- I teraz mówisz z sensem. – Mona przybiła z nią piątkę.
Hanna żuła koniec słomki.
- Ciekawe, czy Sean przyjdzie.
- Nie wiem. – Mona uniosła brwi. – Ale już go przebolałaś,
tak?
- Oczywiście. – Hanna odgarnęła za ramię kasztanowe włosy.
Wciąż odczuwała drgnięcie goryczy, kiedy myślała o tym, że Sean
zostawił ją dla tej o-wiele-za-szczupłej-lizuski-od-angielskiego-
którauważa-
się za-ostrą-laskę-bo mieszkała-w-Europie, czyli Arii
Montgomery, ale to nieważne. Jego strata. Teraz, kiedy inni wiedzieli, że
Hanna jest wolna, na jej BlackBerry co kilka minut przychodziło kilka
propozycji randek.
- Dobrze. – powiedziała Mona. – Bo jesteś dla niego o wiele za
gorąca, Han.
- Wiem. – odparła żartobliwie Hanna i dotknęły lekko swoich
nadgarstków w kolejnej piątce. Hanna rozsiadła się wygodnie, z
przyjemnym, ciepłym, dodającym poczucia pewności uczuciem
zadowolenia. Trudno było uwierzyć, że jak napięte zaledwie miesiąc
temu były stosunki między nią a Moną. Pomyśleć tylko: Mona sądziła, że
Hanna wolałaby przyjaźnić się z Arią, Emily i Spencer zamiast niej!
No, dobrze, Hanna miała przed Moną tajemnice, chociaż
większość z nich wyznała: okazjonalne wymioty, kłopoty z ojcem, dwa
aresztowania oraz że na imprezie Noela Kahna rozebrała się dla Seana,
a on ją odrzucił. Celowo to bagatelizowała, zmartwiona, że Mona
mogłaby wyrzec się jej za tak okropne tajemnice, ale Mona do
wszystkiego podeszła spokojnie. Powiedziała, że każda diva czasem
pakuje się w kłopoty, a Hanna uznała, że przesadnie się przejmowała.
Co z tego, że już nie jest z Seanem? Co z tego, że od Foxy nie
rozmawiała z ojcem? Co z tego, że wciąż jest wolontariuszką w klinice
oparzeń pana Ackarda, żeby odpokutować zniszczenie jego
samochodu? Co z tego, że jej największe nieprzyjaciółki, Naomi Ziegler i
Riley Wolfe, wiedziały o jej problemie z jedzeniem i teraz po całej szkole
rozsiewały plotki? Jej przyjaźń z Moną była wciąż silna, a „A” przestał ją
prześladować.
Dzieciaki zaczęły wychodzić z kawiarni, co oznaczało, że
przerwa zaraz się skończy. Kiedy Hanna i Mona kroczyły do wyjścia,
dziewczyna zauważyła, że zbliżają się do Naomi i Riley, które do tej pory
ukrywały się za ogromną wirującą maszyną do Frappucino5 . Hanna
wysunęła brodę i usiłowała trzymać dumnie uniesioną głowę.
- Błeeeee. – wysyczała do ucha przechodzącej Hanny Naomi.
- Fuuuuj. – szydziła zza jej pleców Riley.
- Nie słuchaj ich, Han. – powiedziała głośno Mona. – Są
wkurzone, bo wchodzisz w te dżinsy „Rich and Skinny6” w „Otter”, a one
nie.
- To nic. – powiedziała beztrosko Hanna, nos uniosła wysoko
do góry. – Chodzi też o to, że ja nie mam wklęsłych sutków.
Drobne usta Naomi zacisnęły się.
- To był taki stanik. – powiedziała przez zaciśnięte zęby.
Tydzień wcześniej Hanna widziała piersi Naomi, kiedy przebierały się po
WF-ie. Może to była wina dziwnego stanika, ale cóż – w miłości i na
wojnie o popularność wszystkie chwyty dozwolone.
Hanna rzuciła Naomi i Riley przez ramię wyniosłe,
protekcjonalne spojrzenie. Czuła się jak królowa ucierająca nosa dwóm
niechlujnym dziewuchom. I z ogromną satysfakcją zauważyła, że
dokładnie tak samo spojrzała na nie Mona. W końcu od tego są
przyjaciółki.
PROLOG PRZYJACIOL TRZYMAJ BLISKO... Czy zdradził cię kiedyś przyjaciel? Znienacka zmienił się z kogoś, kogo znasz, w zupełnie inną... osobę? Nie mam na myśli twojego chłopaka z przedszkola, który dorasta, robi się niezdarny i pryszczaty, ani koleżanki z kolonii, z którą nie masz o czym rozmawiać, gdy przyjeżdża odwiedzić cię na Boże Narodzenie, ani nawet dziewczyny z twojej kliki, która znienacka zmienia się w gotkę albo jednego z tych uciekających z domu dzieciaków. Nie. Mówię o twojej bratniej duszy. Dziewczynie, o której wiesz wszystko. Która wie wszystko o tobie. Pewnego dnia się zmienia i jest kimś kompletnie innym. Takie rzeczy się zdarzają. Zdarzyły się w Rosewood. - Aria, uważaj, bo ci tak zostanie. – Spencer Hastings odwinęła pomarańczowe lody na patyku i wsunęła je do ust. Mówiła o minie zezowatego pijanego pirata na twarzy swojej przyjaciółki, Arii Montgomery, gdy ta próbowała ustawić ostrość na ekranie swojej komórki Sony. - Mówisz, jak moja mama, Spence. – roześmiała się Emily Fields, poprawiając koszulkę z obrazkiem kurczaka w goglach i napisem pod spodem: „INSTANT SWIM CHICK! JUST ADD WATER!” („PŁYWACZKA W PROSZKU! WYSTARCZY KROPLA WODY!”). Przyjaciółki zakazały jej noszenia zwariowanych „pływackich” koszulek… - „Pływająca dziwaczka w proszku! Wystarczy dodać frajera!” – Alison DiLaurentis wyśmiała Emily, gdy ta weszła. - Twoja mama też tak mówi? – zapytała Hanna Marin, wyrzucając zabarwiony na zielono patyczek od loda. Hanna zawsze jadła szybciej od innych. – „Tak ci zostanie.” – przedrzeźniła. Alison spojrzała na Hannę i zachichotała. - Matka powinna cię ostrzec, że taki tyłek może ci zostać. Hanna opuściła twarz, obciągając koszulkę w biało-różowe paski – pożyczyła ją od Ali, a t-shirt wciąż podjeżdżał do góry, odkrywając biały pasek brzucha. - Tylko żartowałam. – Ali poklepała łydkę Hanny klapkiem. Tej majowej piątkowej nocy pod koniec 7 klasy Alison, Hanna, Spencer, Aria i Emily zebrały się w luksusowo wyposażonym pokoju rodzinnym w domu Spencer, zoapatrzone w pudełko lodów na patyku, dużą butlę napoju dieteycznego Dr Peppera o smaku wiśniowowaniliowym
i komórkami rozłożonymi na stoliku deserowym. W zeszłym miesiącu Ali przyszła do szkoły z nowiutkim LG z klapką, i pozostałe dziewczyny poleciały kupić własne tego samego dnia. Wszystkie miały pasujące do należącego do Ali skórzane różowe etui – to znaczy, wszystkie oprócz Arii, która miała etui z moheru w tym kolorze. Sama je zrobiła na drutach. Aria przyciskiem kamery zrobiła zbliżenie i oddalenie. - Poza tym moja twarz nie pozostanie taka. Koncentruję się na zrobieniu sesji. To zachowam dla potomnych. Na czasy, kiedy będziemy sławne. - Wszystkie wiemy, że ja będę sławna. – Alison odrzuciła ramiona i odchyliła głowę, ukazując swoją łabędzią szyję. - A dlaczego będziesz sławna? – rzuciła jej wyzwanie Spencer, brzmiąc bardziej jędzowato niż zapewne chciała. - Będę miała własny show. Będę mądrzejszą i ładniejszą Paris Hilton. Spencer prychnęła. Ale Emily zacisnęła swoje blade wargi w namyśle, a Hanna z przekonaniem pokiwała głową. Mowa była o Ali. Na pewno nie zostanie na długo w Rosewood, w stanie Pensylwania. Oczywiście, że według większości standardów Rosewood było czarujące – mieszkańcy wyglądali jak modele podczas sesji fotograficznej – ale wszyscy zdawali sobie sprawę, że przeznaczeniem Ali jest coś więcej. Wyrwała je z zapomnienia półtora roku temu, i zostały najlepszymi przyjaciółkami. Z Ali przy boku, stały się tymi dziewczynami z Rosewood Day, prywatnej szkoły. Teraz miały ogromną władzę: decydowały kto jest fajny, a kto nie, wydawały najlepsze imprezy, do nich należały najlepsze miejsca w świetlicy, mogły startować do wyborów w samorządzie szkolnym i wygrywały przytłaczającą ilością głosów. Choć, co prawda, to ostatnie odnosiło się tylko do Spencer. Nie licząc kilku razy, kiedy zeszły na złą drogę (jak przypadkowe oślepienie Jenny, o czym usilnie starały się nie myśleć), ich życie zmieniło się ze znośnego w doskonałe. - Może nakręcimy talk show? – zasugerowała Aria. Uważała się za oficjalnego filmowca przyjaciółek – jednym z jej marzeń było m.in. zostać w przyszłości następczynią Jean-Luca Godarda, jakiegoś francuskiego reżysera – abstrakcjonisty. - Ali, ty jesteś sławna. Spencer, przeprowadzasz wywiad. - Ja będę charakteryzatorką. – zgłosiła się Hanna, grzebiąc w plecaku w poszukiwaniu swojej winylowej kosmetyczki w grochy. - Ja zajmę się włosami. – Emily założyła za uszy blond rude włosy
obcięte na pazia, i ruszyła w stronę Ali. – Masz cudne włosy, chérie. – powiedziała do niej ze sztucznym francuskim akcentem. - "Chérie" chyba oznacza przyjaciółeczkę? – Ali wysunęła lody z ust. Pozostałe szybko się roześmiały, ale Emily zbladła. - Nie, na to jest określenie "petite amie". – ostatnio Em była drażliwa, gdy Ali sobie z niej żartowała. Wcześniej tak nie było. - Okay. – powiedziała Aria upewniając się, że kamera jest równo ustawiona. – Jesteście gotowe? Spencer opadła na kanapę i włożyła pozostawioną po zabawie sylwestrowej tiarę z kryształów górskich. Obnosiła się z nią całą noc. - Nie możesz tego mieć na głowie. – warknęła Ali. - Dlaczego nie? – Spencer wyprostowała diadem. - Bo nie. Jeśli już, to ja będę księżniczką. - Dlaczego zawsze ty jesteś księżniczką? – mamrotała Spencer pod nosem. Fala niepokoju ogarnęła pozostałe dziewczyny. Spencer i Ali kłóciły się, a one nie wiedziały o co chodzi. Telefon Ali zawibrował. Sięgnęła po niego, otworzyła i pochyliła tak, żeby nikt nie mógł zobaczyć. - Urocze. – jej palce fruwały nad klawiaturą, gdy pisała sms-a. - Do kogo piszesz? – głos Emily wydawał się cienki i kruchy jak skorupka jajka. - Nie mogę powiedzieć. Sorry. – Ali nawet nie podniosła wzroku. - Nie możesz? – Spencer była zirytowana. – Co to ma znaczyć, że nie możesz powiedzieć? Ali zerknęła. - Przykro mi, księżniczko. Nie musisz wiedzieć wszystkiego. – Ali zamknęła telefon i odłożyła na skórzaną kanapę. – Nie zaczynaj jeszcze kręcić, Aria. Muszę się wysikać. – wybiegła z pokoju do łazienki, wyrzucając po drodze patyczek. Gdy zamknęły się za nią drzwi łazienki, pierwsza odezwała się Spencer. - Nie macie czasem ochoty jej zabić? Reszta się wzdrygnęła. Nigdy nie obgadywały Ali. To byłoby bluźnierstwo – jak spalenie szkolnej flagi na terenie Rosewood Day, albo powiedzenie, że Johnny Depp nie jest aż tak przystojny. Ale w głebi duszy uważały inaczej. Tej wiosny Ali nie pojawiała się tak często. Związała się bliżej z koleżankami z liceum z IV drużyny hokeja na trawie i w ogóle nie zaprosiła Arii, Emily, Spencer czy Hanny
na lunch albo na wspólne zakupy w Centrum Handlowym King James. Zaczęła też mieć sekrety. Potajemne sms-y, rozmowy telefoniczne, chichoty o rzeczach, których nie chciała im zdradzić. Czasem dostrzegały nick Ali na komunikatorze, ale gdy wysyłały jej wiadomość - nie odpowiadała. Obnażyły przed nią dusze mówiąc rzeczy, których nie powiedziały nikomu innemu, których nikomu nie chciały powierzyć - i spodziewały się, że ona postąpi podobnie. Czyż w zeszłym roku Ali nie obiecywała, po tej koszmarnej sprawie z Jenną, że będą sobie mówić wszystko o wszystkim, do końca świata? Nienawidziły myśli, jak będzie wyglądać 8 klasa, jeśli będzie się tak dalej działo. Ale nie znaczyło to, że nienawidzą Ali. Aria owinęła pasmo brązowych włosów wokół palców i roześmiała się nerwowo. - Zabić? Może za to, że jest taka słodka. – włączyła kamerę. - I za to, że nosi ubrania w rozmiarze zerowym. – dodała Hanna. - O tym właśnie mówię. – Spencer zerknęła na telefon Ali, upchnięty między dwoma poduszkami. – Chcecie przeczytać ten sms? - Ja chcę. – wyszeptała Hanna. Emily wstała ze swojego siedziska na oparciu kanapy. - Czy ja wiem... – zaczęła się odsuwać od telefonu Ali, jakby sama jego bliskość ją pogrążała. Spencer wygrzebała komórkę Ali. Zerknęła ciekawie na pusty ekran. - Dajcie spokój. Nie chcecie się dowiedzieć, kto jej przysłał tą wiadomość? - To pewnie od Katy. – szepnęła Emily, mówiąc o jednej z kumpelek Ali z drużyny. – Lepiej to odłóż, Spence. Aria zdjęła kamerę ze statywu i podeszła do Spencer. - Zróbmy to. Zgromadziły się. Spencer otworzyła telefon i wcisnęła guzik. - Zablokowany. - Znasz hasło? – zapytała Aria filmując. - Spróbuj datę urodzin. – szeptała Hanna. Wzięła telefon od Spencer i wpisała cyfry. Ekran pozostał bez zmian. – I co teraz? Usłyszały głos Ali, zanim ją zobaczyły. - Co robicie? Spencer upuściła komórkę Ali z powrotem na kanapę. Hanna cofnęła się tak gwałtownie, że obiła sobie piszczel o stolik deserowy. Ali weszła do pokoju ze zmarszczonymi brwiami.
- Patrzyłyście na mój telefon? - Oczywiście, że nie! – krzyknęła Hanna. - Tak. – przyznała Emily, siadając i wstając znowu z kanapy. Aria na nią spojrzała i ukryła się za obiektywem kamery. Ale Ali nie zwracała już na nie uwagi. Melissa, starsza siostra Spencer, "starszak" z liceum, wparowała do kuchni z garażu. Z jej nadgarstka zwisała torba z jedzeniem na wynos z Otto, restauracji w pobliżu domu Hastingsów. Był z nią jej uroczy chłopak, Ian. Ali się wyprostowała, Spencer wygładziła ciemne blond włosy i wyprostowała tiarę. - Cześć, dziewczyny. – Ian wszedł do pokoju. - Cześć. – powiedziała głośno Spencer. – Jak się masz? - Super. - uśmiechnął się do niej Ian. – Fajna korona. - Dzięki. – Spencer zatrzepotała smoliście czarnymi rzęsami. Ali przewróciła oczami. - Nie bądź taka oczywista. – zaśpiewała pod nosem. Ale trudno było nie dać się zauroczyć Ianowi. Miał kręcone blond włosy, idealne białe zęby i oszałamiające błękitne oczy. Żadna z nich nie potrafiła zapomnieć ostatniego meczu piłki nożnej, gdy w przerwie zmieniał koszulkę i przez 5 cudownych sekund miały pełen obraz jego nagiej klatki piersiowej. Prawie powszechnie wierzono, że jego doskonałość marnuje się przy Melissie, która była bardzo pruderyjna i zachowywała się prawie jak własna matka. Ian opadł na kanapę w pobliżu Ali. - Co robicie, dziewczyny? - Nic takiego. – powiedziała Aria ustawiając ostrość kamery. – Kręcimy film. - Film? – Ian wyglądał na rozbawionego. – Mogę w nim wystąpić? - Oczywiście. – rzuciła szybko Spencer. Usiadła z jego drugiej strony. - Jak brzmi mój tekst? – Ian uśmiechnął się do kamery. - To talk show. – wyjaśniła Spencer. Zerknęła na Ali sprawdzając jej reakcję, ale ona nie odpowiedziała. – Ja jestem prowadzącą, ty i Ali – moimi gościami. Ty będziesz pierwszy. Ali ironicznie prychnęła, i policzki Spencer zapłonęły jak jej t-shirt Ralpha Laurenta. Ian puścił to mimo uszu. - Okay. Pytaj. Spencer wyprostowała się na kanapie i skrzyżowała swoje muskularne nogi jak gospodarze talk show'ów. Podniosła różowy
mikrofon od maszyny karaoke Hanny i podniosła do podbródka. - Witamy Spencer Hastings Show. Moje pierwsze pytanie... - Zapytaj, kto jest jego ulubionym nauczycielem w Rosewood. – zawołała Aria. Ali się ożywiła, jej niebieskie oczy błysnęły. - To pytanie dobre dla ciebie, Aria. Powinnaś raczej zapytać, czy chciałby umawiać się z nauczycielem. Na parkingu. Arii opadła szczęka. Stojące w pobliżu kredensu Hanna i Emily wymieniły zakłopotane spojrzenia. - Wszyscy moi nauczyciele to faceci. – powoli powiedział Ian, najwyraźniej nie rozumiejąc co się dzieje. - Ian, mógłbyś mi pomóc, proszę? – Melissa stukała naczyniami w kuchni. - Chwileczkę. – zawołał Ian. - Ian. – Melissa wydawała się rozdrażniona. - Ja mam pytanie. – Spencer założyła długie blond włosy za uszy. Rozkoszowała się tym, że Ian większą uwagę zwracał na nią niż na Melissę. – Jaki chciałbyś prezent na zakończenie szkoły? - Ian. – Melissa cedziła przez zęby, i Spencer rzuciła okiem na siostrę przez szerokie przeszklone drzwi kuchni. Światło z otwartej lodówki rzucało cień na jej twarz. - Potrzebuję. Pomocy. - To proste. - odpowiedział Ian ignorując ją. - Chciałbym lekcje base-jumping'u. - Base-jumping? – krzyknęła Aria. – A cóż to? - Skoki ze spadochronem ze szczytu budynku. – wyjaśnił Ian. Gdy opowiadał o Hunterze Queenanie, jednym ze swoich przyjaciół, który uprawiał base-jumping, dziewczęta pochyliły się skwapliwie w jego stronę. Aria skupiła kamerę na szczęce Iana, która wyglądała jak wykuta z kamienia. Jej spojrzenie na moment przeniosło się na Ali. Siedział obok Iana, i patrzyła niewidzącym wzrokiem w przestrzeń. Czyżby Ali się nudziła? Pewnie miała lepsze rzeczy do roboty - ten sms dotyczył pewnie jakichś wspólnych planów z jej wspaniałymi starszymi koleżankami. Aria ponownie spojrzała na komórkę Ali, która leżała na poduszce kanapy obok ramienia właścicielki. Co przed nimi ukrywała? Co zamierzała? "Nie macie czasem ochoty jej zabić?" Pytanie Spencer krążyło po głowie Arii, podczas gdy Ian dalej ciągnął temat. W głębi duszy wiedziała, że wszystkie tak myślą. Byłoby lepiej, gdyby Ali... zniknęła,
zamiast je porzucać. - A więc Hunter powiedział, że najbardziej niesamowity odjazd miał po base-jumping'u. Był lepszy od wszystkiego. Nawet od seksu. - Ian. – ostrzegła go Melissa. - Brzmi niesamowicie. – Spencer spojrzała na Ali siedzącą przy drugim boku Iana. – Prawda? - Tak. – Ali wyglądała na zaspaną, prawie jakby była w transie. – Niesamowite. Reszta tygodnia rozmyła się w niewyraźną smugę: egzaminy, planowanie imprez, więcej spotkań i więcej napięcia. A potem, ostatniego dnia szkolnego, Ali zniknęła. Tak po prostu. W jednej chwili była, a za chwilę... wyparowała. Policja przeszukiwała Rosewood w poszukiwaniu śladów. Oddzielnie przesłuchali dziewczyny, pytając, czy Ali dziwnie się zachowywała, albo czy ostatnio wydarzyło się coś niezwykłego. Wszystkie zastanawiały się długo i intensywnie. Noc jej zniknięcia była dziwna - Ali hipnotyzowala je i wybiegła ze stodoły po głupiej sprzeczce o zasłony i po prostu... nigdy nie wróciła. Ale czy były inne dziwne wieczory? Zastanawiały się nad nocą, kiedy próbowały odczytać sms-a Ali, ale niezbyt długo: po wyjściu Iana i Melissy Ali otrząsnęła się z chandry. Urządziły konkurs tańca i bawiły się maszynką karaoke Hanny. Tajemniczy sms na telefonie Ali popadł w zapomnienie. Potem gliniarze pytali, w pobliżu Ali był może ktoś, kto chciałby ją skrzywdzić. Hanna, Aria i Emily pomyślały to samo: o warknięciu Spencer "Nie macie czasem ochoty jej zabić?". Ale nie. Przecież żartowała. Prawda? - Nikt nie chciał skrzywdzić Ali. – powiedziała Emily, spychając wątpliwości w głąb umysłu. - Absolutnie nikt. – odpowiedziała również Aria, na oddzielnym przesłuchaniu, odwracając spojrzenie oczy od krzepkiego policjanta siedzącego obok niej na huśtawce na ganku. - Nie sądzę. – powiedziała Hanna podczas przesłuchania bawiąc się wąską niebieską bransoletką, jedną z tych które Ali zrobiła dla nich po wypadku Jenny. – Ali nie przyjaźniła się aż tak blisko z wieloma osobami. Tylko z nami. A my kochałyśmy ją na zabój. Oczywiście, że Spencer wydawała się być zła na Ali. Ale tak naprawdę, w głębi serca, czy wszystkie się na nią nie złościły? Ali była doskonała - piękna, mądra, seksowna, nie do powstrzymania - i opuszczała je. Może ją za to nienawidziły.
Ale to nie znaczy, że chciały, żeby zniknęła. Mimo wszystko to zdumiewające, ilu rzeczy można nie zauważyć. Chociaż ma się je przed samym nosem.
ROZDZIAL 1 CIEZKA PRACA SPENCER PRZYNOSI OWOCE W poniedziałkowy ranek o 06:30 Spencer Hastings powinna wciąż spać. Zamiast tego, siedziała w niebiesko-zielonej poczekalni u terapeuty, i miała wrażenie, że jest uwięziona w akwarium. Melissa, jej starsza siostra, siedziała na szmaragdowym krześle naprzeciwko. Melissa spojrzała na nią znad podręcznika pt. "Zasady powstawania rynków" (robiła magisterkę na Uniwesytecie Pensylwanii), i obdarzyła macierzyńskim uśmiechem. - Czuję się o wiele czystsza, odkąd spotykam się z dr Evans. - zamruczała Melissa, które miała spotkanie zaraz po Spencer. - Pokochasz ją, jest niesamowita. "Oczywiście, że jest niesamowita" pomyślała Spencer złośliwie. Melissa każdego chętnego słuchać jej bez przerwy przez godzinę uzna za wspaniałą osobę. - Dla ciebie może być trochę surowsza. - ostrzegła Melissa, zamykając książkę z trzaskiem. - Powie ci takie rzeczy o tobie, które mogą ci się nie spodobać. Spancer przesunęła się. - Nie jestem dzieckiem, potrafię przyjąć krytykę. Melissa lekko podniosła brwi w niedowierzaniu. Spencer schowała się za swoją gazetą, zastanawiając się, dlaczego tu się znalazła. Jej matka, Veronica, umówiła ją na spotkanie z terapeutką - terapeutką Melissy - gdy znaleziono ciało dawnej przyjaciółki Spencer, Alison DiLaurentis, a Toby Cavanaugh popełnił samobójstwo. Spencer podejrzewała, że chodzi także o ustalenie, dlaczego obściskiwała się z chłopakiem Melissy, Wrenem. Ale Spencer nieźle sobie radziła. Naprawdę. Poza tym, czy spotkanie z terapeutką najgorszego wroga nie było jak wizyta brzydkiej dziewczyny u chirurga plastycznego? Spencer obawiała się, że z pierwszej sesji może wyjść z umysłowym odpowiednikiem obrzydliwie asymetrycznych sztucznych piersi. W tym momencie otworzyły się drzwi do gabinetu otworzyły się i wyjrzała przez nie drobna blondynka w czarnej tunice, czarnych spodniach i okularach w szylkretowych oprawkach. - Spencer? - odezwała się. - Jestem dr Evans. Wejdź. Spencer weszła do jasnego i przestronnego gabinetu dr Evans, który, dzięki Bogu, w ogóle nie przypominał poczekalni. Stała w nim
czarna skórzana kanapa i szare zamszowe krzesło. Na słusznych rozmiarów biurku stał telefon, stos papierowych teczek na akta, chromowana lampka i jedna z tych ciężkich zabaweczek w kształcie ptaka, które tak uwielbiał pan Craft, wykładowca nauki o środowisku. Dr Evans usadowiła się na krześle, i gestem wskazała Spencer kanapę. - A zatem - powiedziała, gdy już obie usiadły - sporo o tobie słyszałam. - Zapewne od Melissy? - Spencer zmarszczyła nos, patrząc w kierunku poczekalni. - Od twojej mamy. - Dr Evans otworzyła czerwony notatnik na pierwszej stronie. - Wspomniała, że w twoim życiu, zwłaszcza ostatnio, doszło do pewnych zawirowań. Spencer skupiła spojrzenie na stoliku obok kanapy. Była na nim waza z cukierkami, pudełko Kleenex'ów (oczywiście), i jedna z tych mierzących IQ gier, w której trzeba jednym z kołeczków przeskoczyć pozostałe, aż zostanie tylko jeden. Jedna z takich gier była w domu państwa DiLaurentis, rozwiązały ją wspólnie z Ali. To chyba znaczyło, że obie były geniuszami. - Chyba sobie radzę. - wymamrotała. - Nie mam myśli samobójczych, ani nic w tym stylu. - Zginęła bliska przyjaciółka i sąsiad. Musi ci być trudno. Spencer odchyliła głowę na oparcie kanapy i spojrzała do góry. Nierówno otynkowany sufit wyglądał, jakby miał trądzik. Chyba faktycznie musiała z kimś porozmawiać - przecież nie mogła z rodziną mówić o Ali, Toby'm czy o przerażających liścikach od prześladowcy podpisującego się jako "A". Jej dawne przyjaciółki unikały jej, odkąd przyznała, że Toby cały czas wiedział, że przyłożyły rękę do oślepienia jego przyrodniej siostry - Jenny. Ukrywała ten sekret przez 3 długie lata. Od samobójstwa Toby'ego minęły trzy tygodnie, a prawie miesiąc, odkąd robotnicy znaleźli ciało Ali. Spencer coraz lepiej sobie z tym wszystkim radziła, przede wszystkim dlatego, że "A" zniknął. Ostatnią wiadomość dostała przed Foxy, dużą imprezą charytatywną w Rosewood. Początkowo milczenie "A" denerwowało Spencer - mogło oznaczać ciszę przed burzą, ale im więcej czasu mijało tym była spokojniejsza. Przestała wbijać swoje wymanikiurowane paznokcie w nasady dłoni. Znowu zaczęła sypiać przy zgaszonej lampce. Z ostatniego sprawdzianu z rachunków dostała 5+, a za wypracowanie o "Państwie" Platona 5. Zerwanie z Wrenem (rzucił ją dla Melissy, która w odwecie rzuciła jego) już tak nie bolało, a jej rodzina powróciła na utarte
codzienne szlaki. Nawet obecność Melissy, która zatrzymała się w domu dopóki mała armia nie wyremontuje jej domu w Filadelfii, dawała się znieść. Może ten koszmar się skończył. Spencer przebierała palcami w swoich płowo-żółtych kozakach z mięciutkiej koziej skórki. Punktem spornym było, czy powiedzieć dr Evans o "A", nawet jeśli czuła się z nią na tyle dobrze, żeby to zrobić. Po co zaczynać ten temat, skoro "A" już nie ma? - Jest trudno, ale Alison zaginęła wiele lat temu. Pogodziłam się z tym. - powiedziała Spencer w końcu. Może dr Evans zrozumie, że Spencer nie będzie rozmawiać i skończy spotkanie wcześniej. Dr Evans zapisała coś w notatniku. Spencer zastanawiała się co. - Słyszałam też, że miałyście z siostrą nieporozumienie dotyczące chłopaka. Spencer zjeżyła się. Mogła sobie wyobrazić Melissę przedstawiającą mocno przesadzoną wersję fiaska z Wrenem: pewnie w jej opowieści Spencer zlizywała bitą śmietanę z brzucha leżącego na łóżku Melissy Wrena, podczas gdy jej siostra bezradnie patrzyła przez okno. - Nic wielkiego się nie stało. - wymamrotała. Dr Evans opuściła ramiona i rzuciła jej takie samo spojrzenie jak matka, z gatunku "mnie nie oszukasz". - Był chłopakiem twojej siostry, prawda? A ty potajemnie się z nim spotykałaś? - Słuchaj, wiem, że postąpiłam źle, okay? Niepotrzebny mi kolejny wykład. - Spencer zacisnęła zęby. Dr Evans patrzyła na nią. - Nie robię ci wykładu. Może... - przyłożyła palec do policzka. - Może miałaś powody, żeby to zrobić. Spencer wytrzeszczyła oczy. Czy dobrze słyszała - dr Evans na poważnie sugerowała, że Spencer nie jest w 100% winna? Może 175$ za godzinę terapii nie było jednak takim marnotrawstwem. - Czy spędzasz czas z siostrą? - zapytała dr Evans po chwili. Spencer sięgnęła do wazy z cukierkami po Hershey's Kiss. Jednym długim ruchem odwinęła sreberko, zwinęła folię w dłoni i wrzuciła cukierek do ust. - Nigdy. Chyba, że są z nami rodzice, ale ze mną Melissa nie rozmawia. Ciągle tylko opowiada o swoich osiągnięciach i szaleńczo nudnym remoncie domu w mieście. - Spencer spojrzała wprost na dr
Evans. - Chyba wie pani, że kupili jej dom w Old City tylko dlatego, że skończyła college. - Słyszałam o tym. - dr Evans uniosła ramiona do góry, rozciągając je; dwie wąskie srebrne bransoletki zsunęły się do jej łokcia. - Fascynująca sprawa. I puściła do niej oko. Spencer miała wrażenie, że serce jej zaraz wyskoczy z piersi. Najwyraźniej dr Evans nie miała zamiaru brać strony którejkolwiek z nich. Nareszcie. Rozmowa z każdą chwilą sprawiała Spencer większą przyjemność, aż w końcu dr Evans wskazała zegar stylizowany na "Topniejący czas" Salvadora Dali, sygnalizując koniec sesji. Spencer pożegnała się i otworzyła drzwi gabinetu, drapiąc się w głowę, jakby terapeutka ją rozłupała jak orzech i grzebała w jej mózgu. Nie spodziewała się, że to spotkanie nie będzie przypominało tortury. Zamknęła drzwi gabinetu i odwróciła się. Zaskoczona, dostrzegła matkę siedzącą obok Melissy na jasno-zielonym krześle i czytającą magazyn o modzie "Main Line". - Mamo. - spojrzała z ukosa Spencer. - Co ty tu robisz? Veronica Hastings wyglądała, jakby przyszła tu prosto ze stajni. Miała na sobie białą koszulkę Petit Bateu, wąskie dżinsy i buty do konnej jazdy. We włosach miała nawet kilka źdźbeł siana. - Mam nowe wieści. - ogłosiła. Zarówno pani Hastings, jak i Melissa wyglądały bardzo poważnie. Spencer zaczęła wewnętrznie skręcać się ze zdenerwowania. Ktoś umarł. Ktoś - zabójca Ali - kogoś zamordował. Albo wrócił "A". "Błagam, tylko nie to." pomyślała. - Dzwonił pan McAdam. - powiedziała wstając pani Hastings. Pan McAdam był wykładowcą ekonomii Spencer. - Chciał z nami porozmawiać o esejach, które pisałaś kilka tygodni temu. - Podeszła bliżej, zapach Chanel No. 5 zakręcił Spencer w nosie. - Jedno z nich chce zgłosić do nagrody Złotej Orchidei. Spencer zrobiła krok w tył. - Złota Orchidea? Złota Orchidea była najbardziej prestiżowym konkursem na eseje w kraju, szkolnym odpowiednikiem Oscara. Gdyby wygrała znalazłaby się w "People" i "Time'ie". Yale, Harvard i Stanford błagałyby, żeby się do nich zapisała. Inni ludzie śledzą losy gwiazd, Spencer śledziła sukcesy zdobywców Złotej Orchidei. Zwycięzca konkursu z 1998 roku
kierownikiem produkcji sławnego magazynu mody, zwycięzca z 1994 roku został kongresmenem w wieku 28 lat. - Zgadza się. - na twarzy jej matki wykwitł olśniewający uśmiech. - O mój Boże. - Spencer poczuła, że robi się jej słabo. Nie ze strach - z przerażenia. To nie ona napisała eseje, które oddała tylko Melissa. Spencer śpieszyła się, żeby oddać prace, a "A" zasugerował "pożyczenie" starych wypracowań Melissy. W ciągu ostatnich tygodni tyle się wydarzyło, że kompletnie o tym zapomniała. Spencer skrzywiła się. Pan McAdam - wszyscy nazywali go Kałamarnicą - kochał się w Melissie, kiedy ta była jego uczennicą. Jak mógł nie pamiętać jej esejów, zwłaszcza jeśli były aż tak dobre? Matka chwyciła ją za ramię i Spencer się wzdrygnęła - jej matka miała zawsze lodowate dłonie. - Jesteśmy z ciebie tacy dumni, Spence! Spencer nie kontrolowała mięśni wokół ust. Musiała wszystko wyjaśnić, zanim zabrnie zbyt daleko. - Mamo, nie mogę... Ale pani Hastings nie słuchała. - Dzwoniłam już do Jordany z "Philadelphia Sentinel". Pamiętasz ją? Uczyła się u nas jeździć konno. W każdym razie, była zachwycona. Nikt z tego rejonu nie został nigdy nominowany. Chce napisać o tobie artykuł! Spencer zamrugała. Wszyscy czytali "Philadelphia Sentinel". - Wywiad i sesja zdjęciowa są już umówione. - ekscytowała się pani Hastings, podnosząc dużą szafranową torbę marki Tod i podzwaniając kluczykami od samochodu. - W środę przed lekcjami. Przywiozą stylistę. Uri na pewno przyjdzie i zrobi z ciebie bóstwo. Spencer bała się spojrzeć matce w oczy, więc wbiła wzrok w czasopisma w poczekalni - asortyment numerów "New Yorkera" i "Economist" i dużą książkę z bajkami, która balansowała na szczycie pudła z klockami Lego. Nie mogła powiedzieć mamie o skradzionej pracy, nie teraz. Zresztą, przecież i tak nie wygra Złotej Orchidei. Setki osób z najlepszych liceów w kraju było nominowanych. Pewnie nawet nie przejdzie pierwszych eliminacji. - Brzmi super. - wybąkała Spencer. Jej mama wyszła dumnym krokiem. Spencer zamarudziła jeszcze chwilę, sparaliżowana obrazkiem wilka na okładce książki z bajkami. Taką samą miała, gdy była mała. Wilk przebrany w szlafrok i czepiec rzucał pożądliwe spojrzenie na naiwnego blond Czerwonego Kapturka.
Spencer ten obrazek przyprawiał o koszmary. Melissa odchrząknęła. Kiedy Spencer podniosła na nią wzrok, jej siostra na nią patrzyła. - Gratuluję, Spence. - powiedziała Melissa płaskim głosem. - Złota Orchidea, duża sprawa. - Dzięki. - wyjąkała Spencer. Melissa miała dziwnie znajomą minę. I wtedy Spencer skojarzyła: Melissa wyglądała dokładnie jak zły wilk.
ROZDZIAL 2 KOLEJNA PODNIECAJACA LEKCJAANGIELSKIEGO Kiedy Aria Montgomery usiadła na poniedziałkowej porannej lekcji angielskiego, powietrze za oknem pachniało nadchodzącym deszczem. Wzmacniacz zatrzeszczał, i wszyscy w klasie spojrzeli na mały głośnik pod sufitem. - Witajcie, uczniowie! Mówi Spencer Hastings, wiceprzewodnicząca klas trzecich! – głos Spencer brzmiał głośno i wyraźnie. Był dziarski i pewny siebie, jakby Spencer brała udział w kursie z wygłaszania ogłoszeń. – Chciałam wszystkim przypomnieć, że jutro drużyna Hammerheads z Rosewood Day bierze udział w zawodach pływackich przeciwko Drury Academy Eels. To najważniejsze zawody w sezonie, więc okażmy trochę entuzjazmu i przyjdźmy jutro wesprzeć naszą drużynę! – chwila przerwy. – Yeah! Niektórzy w klasie parsknęli śmiechem. Aria poczuła dreszcz niepokoju. Pomimo wszystkiego, co się stało – zabójstwa Alison, samobójstwa Toby’ego, A – Spencer była przewodniczącą (albo wiceprzewodniczącą) każdego klubu. Ale dla Arii cały ten zapał Spencer brzmiał… nieszczerze. Widziała Spencer inną od tej znanej pozostałym. Spencer od lat wiedziała, że Ali groziła Toby’emu, żeby zapewnić sobie jego milczenie w sprawie wypadku Jenny, i Aria nie potrafiła jej wybaczyć ukrywania przed nimi tak niebezpiecznego sekretu. - Okay, klaso. – powiedział nauczyciel angielskiego Arii, Ezra Fitz. Wrócił do pisania na tablicy swoim kanciastym charakterem pisma słów „Szkarłatna Litera”, po czym podkreślił je cztery razy. - W dziele Nathaniela Hawthorne’a Hester Prynne zdradza męża, i zostaje przez współmieszkańców miasta zmuszona do noszenia na piersi dużej, czerwonej, hańbiącej litery A, jako przypomnienie tego, co zrobiła. – pan Fitz odwrócił się od tablicy i popchnął kwadratowe okulary w górę swojego pochyłego nosa. – Czy ktoś zna jeszcze jakieś inne opowieści z tym samym motywem upadku i utraty łaski? O ludziach wyśmiewanych lub wygnanych z powodu swoich błędów? Noel Kahn uniósł rękę i bransoleta jego Rolexa zsunęła się w dół nadgarstka. - Może ten odcinek „The Real World”, kiedy mieszkańcy
przegłosowali wykluczenie psychopatki? Klasa wybuchła śmiechem, a pan Fitz wyglądał na zakłopotanego. - Ludzie, to jest lekcja angielskiego. – pan Fitz zwrócił się w stronę rzędu Arii. – Aria? A ty? Jakieś pomysły? Aria zamarła. Jej życie było niezłym przykładem. Nie tak dawno temu jej rodzina mieszkała w harmonii na Islandii, Alison nie była jeszcze oficjalnie martwa, a „A” nie istniał. Ale potem, sześć tygodni temu, koszmarnym zbiegiem okoliczności Aria wróciła do szkoły w Rosewood, ciało Ali odnaleziono pod betonową płytą za jej starym domem, a „A” ujawnił największy rodzinny sekret Montgomery’ch: ojciec Arii, Byron, zdradzał jej matkę, Ellę, z jedną ze swoich studentek, Meredith. Wiadomość mocno zraniła Ellę, i natychmiast wyrzuciła Byrona. Świadomość, że Aria przez trzy lata ukrywała przed nią sekret Byrona, też nie pomogła Elli. Od tamtej pory kontakty matki z córką nie były zbyt ciepłe i serdeczne. Oczywiście, mogło być gorzej. Od trzech tygodni Aria nie dostała żadnej wiadomości od „A”. I chociaż Byron najprawdopodobniej mieszkał teraz z Meredith, to przynajmniej Ella zaczęła znowu odzywać się do Arii. W Rosewood nie zostało jeszcze najechane przez kosmitów, chociaż po wszystkich dziwacznych wydarzeniach w tym miasteczku, Aria wcale by się nie zdziwiła, gdyby teraz nadeszła kolej na nich. - Aria? – ponaglał pan Fitz. – Jakieś pomysły? Arię uratował Mason Byers. - Na przykład Adam, Ewa i wąż? - Świetnie. – powiedział nieobecnym głosem pan Fitz. Zanim odwrócił wzrok od Arii jeszcze przez sekundę na nią patrzył. Aria poczuła ciepłą, kłującą gorączkę. Poderwała pana Fitza – Ezrę – w „Snooker’s” studenckim barze, zanim którekolwiek z nich się zorientowało, że będzie ją uczyć angielskiego. To on wszystko zakończył, a później Aria dowiedziała się, że w Nowym Jorku ma dziewczynę. Ale nie miała do niego żalu. Dobrze jej szło z nowym chłopakiem, Seanem Ackardem, który był uprzejmy i słodki, a także, przy okazji, bardzo atrakcyjny. Poza tym, Ezra był najlepszym nauczycielem angielskiego, jakiego miała Aria. W ciągu miesiąca od rozpoczęcia roku szkolnego zadał cztery wspaniałe książki i wystawił satyrę na podstawie sztuki „The Sandbox” Edwarda Albee1. Wkrótce klasa miała wystawić stylizowaną na „Gotowe na wszystko” interpretację „Medei”, greckiej sztuki, gdzie matka zabija swoje dzieci. Ezra chciał, żeby myśleli niekonwencjonalnie, a to
było silną stroną Arii. Teraz, zamiast nazywać ją jak do tej pory „Finlandia”, Noel Kahn nadał jej nowe przezwisko: „Lizuska”. Mimo to, przyjemnie było znowu cieszyć się z chodzenia do szkoły, i czasami prawie zapominała o wcześniejszych komplikacjach z Ezrą. Tak oczywiście było, dopóki Ezra nie rzucił jej krzywego uśmiechu. Nie mogła nic poradzić na to, że poczuła motylki w żołądku. Tylko troszeczkę. Hanna Marin, która siedziała tuż przed Arią, uniosła rękę. - Albo ta książka, gdzie dwie dziewczyny są przyjaciółkami, a potem znienacka jedna z nich staje się zła i kradnie chłopaka drugiej? Ezra podrapał się w głowę. - Przykro mi… Chyba tego nie czytałem. Aria zacisnęła pięści. Ona wiedziała, o czym mówi Hanna. - Mówię to po raz ostatni, Hanna, nie ukradłam ci Seana! Przecież wcześniej zerwaliście-ze-sobą! Po klasie przeleciał chichot. Ramiona Hanny zesztywniały. - Ktoś tutaj jest trochę egocentryczny. – mruknęła do Arii nie odwracając się. – Kto twierdzi, że mówiłam o tobie? Ale Aria była tego pewna. Kiedy wróciła z Islandii była zdumiona przemianą Hanny: z pulchnej, niezdarnej sługuski Ali w szczupłą, piękną, modnie ubraną boginkę. Wyglądało na to, że Hanna ma wszystko, czego chciała: ze swoją najlepszą przyjaciółką Moną Vanderwaal – kolejnym przemienionym odmieńcem – rządziły szkołą, a Hanna złapała nawet Seana Ackarda, chłopaka, za którym wzdychała od szóstej klasy. Aria zainteresowała się Seanem dopiero, kiedy usłyszała, że Hanna go rzuciła. Ale szybko dowiedziała się, że sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Aria miała nadzieję, że mogłaby się znowu zjednoczyć ze swoimi dawnymi przyjaciółkami, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że wszystkie dostawały wiadomości od „A”. Mimo to nawet ze sobą nie rozmawiały – wszystko wyglądało tak, jak w ciągu tych kłopotliwych, niespokojnych tygodni po zaginięciu Ali. Aria nawet im nie powiedziała, co „A” zrobił jej rodzinie. Jedyną byłą najlepszą przyjaciółką, z którą Arię wciąż wiązało coś w rodzaju przyjaźni, była Emily Fields – ale ich rozmowy obracały się głównie wokół szlochu Emily i jej poczucia winy za śmierć Toby’ego, aż Aria musiała zdecydowanie ją przekonywać, że to nie była jej wina. - W każdym razie – powiedział Ezra kładąc na pierwszych ławkach kopie „Szkarłatnej Litery” i nakazując podać je dalej – chciałbym, żebyście przeczytali w tym tygodniu pierwsze pięć rozdziałów
i napisali na piątek trzystronicowe wypracowanie na jeden z tematów podanych na początku książki. Okay? Wszyscy jęknęli i zaczęli rozmawiać. Aria wsunęła swoją książkę do torby z futra jaka. Hanna sięgnęła w dół po swoją torebkę. Aria dotknęła jej szczupłego, bladego ramienia. - Słuchaj, przepraszam. Naprawdę mi przykro. Hanna wyszarpnęła ramię, zacisnęła wargi i bez słowa wepchnęła „Szkarłatną Literę” do torebki. Torba ciągle się zacinała, i wyrwał się jej sfrustrowany jęk. W głośniku rozległa się muzyka klasyczna sygnalizując koniec lekcji. Hanna poderwała się ze swojego miejsca, jakby stanęło w ogniu. Aria wstała powoli, chowając do torby długopis i notes, i ruszyła w stronę drzwi. - Aria. Odwróciła się. Ezra pochylał się nad swoim dębowym biurkiem, przciskając do biodra obszarpaną, skórzaną teczkę w kolorze karmelu. - Wszystko w porządku? – zapytał. - Przepraszam za to wszystko. – powiedziała. – Mamy z Hanną pewne problemy. To się nie powtórzy. - Nie ma sprawy. – Ezra odstawił kubek chai2. – A poza tym okay? Aria zagryzła wargę i rozważyła powiedzienie mu, co się działo. Ale po co? Z tego co wiedziała, Ezra był równie parszywy, co jej ojciec. Jeśli naprawdę miał dziewczynę w Nowym Jorku, to zdradzał ją, kiedy spotykał się z Arią. - Wszystko gra. – wydusiła. - Dobrze. Świetnie ci idzie na zajęciach. – w uśmiechu pokazał dwa uroczo zachodzące na siebie dolne zęby. - Jasne, znakomicie się bawię. – powiedziała, robiąc krok w kierunku drzwi. Ale w tym samym momencie potknęła się na swoich super wysokich kozakach na koturnach, i wpadła na biurko Ezry. Chwycił ją w talii i podciągnął do góry… i do siebie. Jego ciało było ciepłe i budziło poczucie bezpieczeństwa, i ładnie pachniał mieszaniną zapachu chili w proszku, papierosów i starych książek. Aria szybko się odsunęła. - Nic ci się nie stało? – zapytał Ezra. - Nie. – zajęła się wygładzaniem szkolnego blezera. – Przepraszam. - To nic. – odpowiedział Ezra, wcisnął ręce w kieszenie
marynarki. – No to… na razie. - Aha. Na razie. Aria wyszła z klasy, miała płytki, przyspieszony oddech. Może jej odbiło, ale była prawie pewna, że Ezra trzymał ją sekundę dłużej niż to było konieczne. A jej to się zdecydowanie spodobało. ROZDZIAL 3 ZLA REKLAMA NIE ISTNIEJE W poniedziałkowe popołudnie w czasie przerwy między lekcjami Hanna Marin i jej najlepsza przyjaciółka, Mona Vanderwaal, siedziały w narożnej loży w „Steam”, szkolnej kawiarni, i robiły to, co potrafiły najlepiej: obgadywały tych, którzy nie byli równie fantastyczni, jak one. Mona szturchnęła Hannę końcem oblanego czekoladą cantucci 3 . Dla Mony jedzenie było raczej rekwizytem, niż czymś, co faktycznie jadła. - Ale Jennifer Feldman ma kloce, prawda? - Biedaczka. – Hanna z drwiną wydęła wargi. Kloce były skrótem Mony na pieńkowate nogi: masywne i bezkształtne uda i łydki, o takim samym obwodzie od kolan do kostek. - A w tych obcasach jej stopy wyglądają jak za bardzo wypchane kiełbaski! – wychrypiała Mona. Hanna parsknęła śmiechem, obserwując jak Jennifer, należąca do drużyny pływackiej, wiesza na ścianie plakat z napisem: „Jutro zawody pływackie! Rosewood Day Hammerheads vs. Drury Academy Eels!”. Jej kostki naprawdę były ohydnie grube. - Tak mają dziewczyny z grubymi kostkami, kiedy próbują nosić Louboutin. – westchnęła Hanna. Oczywiście, to Hanna i Mona były tymi sylfami 4 o cienkich kostkach, dla których zostały stworzone buty Christiana Louboutina. Mona pociągnęła duży łyk cafe Americano i wyjęła z oberżynowej torebki Botkiera oprawiony dziennik od Gucciego. Hanna z aprobatą pokiwała głową. Dzisiaj oprócz krytykowania innych miały do zrobienia jeszcze inne rzeczy, na przykład zaplanowanie nie jednej, a dwóch imprez: jednej dla nich dwóch, i drugiej dla reszty elity Rosewood Day. - Na początek to, co najważniejsze. – Mona zdjęła nakładkę długopisu. – Frenniversary. Co dzisiaj robimy? Zakupy? Masaż? Kolacja? - Wszystko. – odpowiedziała Hanna. – I zdecydowanie musimy
wybrać się do „Otter”. – to był nowy ekskluzywny butik w centrum handlowym. - Uwielbiam „Otter”. – zgodziła się Mona. - Gdzie powinnyśmy zjeść kolację? – zapytała Hanna. - Oczywiście w „Rive Gauche”. – powiedziała głośno Mona, zagłuszając jęczenie młynka do kawy. - Masz rację. U nich na pewno dostaniemy wino. - Zaprosimy chłopaków? – błękitne oczy Mony zabłysły. – Eric Kahn wciąż do mnie dzwoni. Może ty byś mogła przyjść z Noelem? Hanna zmarszczyła brwi. Noel był uroczy, niewiarygodnie bogaty i należał do super seksownego klanu Kahnów – ale mimo to nie był w jej typie. - Żadnych chłopaków. – zdecydowała. – Ale super z powodu Erica. - To będzie cudowna Frenniversary. – Mona uśmiechnęła się tak szeroko, że w jej policzkach pojawiły się dołeczki. – Uwierzysz, że to już nasza trzecia? Hanna uśmiechnęła się. Frenniversary była rocznicą dnia, kiedy Hanna i Mona przez trzy i pół godziny rozmawiały przez telefon - oczywista wskazówka, że zostały najlepszymi przyjaciółkami. Chociaż znały się od przedszkola nigdy tak naprawdę ze sobą nie rozmawiały, dopiero kilka tygodni przed początkiem ósmej klasy podczas naboru do cheerleaderek. Wtedy Ali była już od dwóch miesięcy zaginiona, a dawne przyjaciółki Hanny stały się odległe, więc zdecydowała się dać Monie szansę. Było warto – Mona była zabawna, sarkastyczna, oraz (pomimo słabości do plecaków ze zwierzakami i hulajnogi) pochłaniała każdy numer „Vogue” oraz „Teen Vogue” równie łapczywie jak Hanna. W ciągu kilku tygodni zdecydowały się zaprzyjaźnić i przemienić w najpopularniejsze dziewczyny w szkole. No i proszę: udało im się. - A teraz większe plany. – powiedziała Mona przerzucając kolejną stronę dziennika. „Słodka Siedemnastka” zanuciła do melodii z programu MTV „My Super Sweet Sixteen”. - Będzie ekstra. – tryskała entuzjazmem Hanna. W tą sobotę były urodziny Mony, i prawie każdy szczegół imprezy został już zaplanowany. Zabawa miała odbyć się w Planetarium Hollis, gdzie w każdym pomieszczeniu – nawet w łazienkach – były teleskopy. Zarezerwowała DJa, katering i trapez (żeby goście mogli kołysać się nad parkietem), a także kamerzystę, który będzie równocześnie filmował imprezę i przesyłał na billboard. Mona przezornie poinformowała gości
na zaproszeniach o konieczności formalnego stroju. Gdyby ktoś przyszedł w dżinsach albo dresach, ochrona, niezbyt uprzejmie, by go wyprosiła. - Tak się zastanawiałam. – powiedziała Mona wpychając do pustego papierowego kubka po kawie serwetkę. – Trochę to w ostatniej chwili, ale muszę iść do sądu. - Do sądu? – Hanna uniosła idealnie wymodelowaną brew - To taka wymówka, żeby pójść po tą rewelacyjną sukienkę Zaca Posena, nad którą tak się rozczulałaś u Saksa-jutro jest przymiarka. Nałożymy jeszcze tiary i chłopaki przed nami padną. Hanna zdławiła chichot. - Ale chyba nie zrobimy tego numeru z otwierającym tańcem? – w zeszłym roku była z Moną na zabawie organizowanej przez Julię Rubinstein na dziedzińcu, i Julia kazała im wykonać układ taneczny z bandą czwartorzędnych modeli. Partner Hanny śmierdział czosnkiem i natychmiast zapytał ją, czy pójdzie z nim do szatni. Resztę imprezy spędziła ukrywając się przed nim. - Czy zrobiłabym coś tak durnego? – zakpiła Mona, łamała swoje cantucci na drobniejsze kawałeczki. - Jasne, że nie. – Hanna oparła podbródek na dłoniach. Mona przewróciła oczami. - No, pewnie. Hanna wzruszyła ramionami. - Miałam tylko na myśli, że nie wiem, kogo mogłabyś wybrać. - Musimy znaleźć ci chłopaka. – Mona włożyła do ust najmniejszy kawałeczek cantucci. - Nie chcę nikogo z Rosewood Day. – powiedziała szybko Hanna. – Może zaproszę kogoś z Hollis. I przyprowadzę więcej niż jednego chłopaka. – zaświeciły jej oczy. – Cała grupa mogłaby mnie nosić przez całą noc, jak Kleopatrę. - I teraz mówisz z sensem. – Mona przybiła z nią piątkę. Hanna żuła koniec słomki. - Ciekawe, czy Sean przyjdzie. - Nie wiem. – Mona uniosła brwi. – Ale już go przebolałaś, tak? - Oczywiście. – Hanna odgarnęła za ramię kasztanowe włosy. Wciąż odczuwała drgnięcie goryczy, kiedy myślała o tym, że Sean zostawił ją dla tej o-wiele-za-szczupłej-lizuski-od-angielskiego- którauważa-
się za-ostrą-laskę-bo mieszkała-w-Europie, czyli Arii Montgomery, ale to nieważne. Jego strata. Teraz, kiedy inni wiedzieli, że Hanna jest wolna, na jej BlackBerry co kilka minut przychodziło kilka propozycji randek. - Dobrze. – powiedziała Mona. – Bo jesteś dla niego o wiele za gorąca, Han. - Wiem. – odparła żartobliwie Hanna i dotknęły lekko swoich nadgarstków w kolejnej piątce. Hanna rozsiadła się wygodnie, z przyjemnym, ciepłym, dodającym poczucia pewności uczuciem zadowolenia. Trudno było uwierzyć, że jak napięte zaledwie miesiąc temu były stosunki między nią a Moną. Pomyśleć tylko: Mona sądziła, że Hanna wolałaby przyjaźnić się z Arią, Emily i Spencer zamiast niej! No, dobrze, Hanna miała przed Moną tajemnice, chociaż większość z nich wyznała: okazjonalne wymioty, kłopoty z ojcem, dwa aresztowania oraz że na imprezie Noela Kahna rozebrała się dla Seana, a on ją odrzucił. Celowo to bagatelizowała, zmartwiona, że Mona mogłaby wyrzec się jej za tak okropne tajemnice, ale Mona do wszystkiego podeszła spokojnie. Powiedziała, że każda diva czasem pakuje się w kłopoty, a Hanna uznała, że przesadnie się przejmowała. Co z tego, że już nie jest z Seanem? Co z tego, że od Foxy nie rozmawiała z ojcem? Co z tego, że wciąż jest wolontariuszką w klinice oparzeń pana Ackarda, żeby odpokutować zniszczenie jego samochodu? Co z tego, że jej największe nieprzyjaciółki, Naomi Ziegler i Riley Wolfe, wiedziały o jej problemie z jedzeniem i teraz po całej szkole rozsiewały plotki? Jej przyjaźń z Moną była wciąż silna, a „A” przestał ją prześladować. Dzieciaki zaczęły wychodzić z kawiarni, co oznaczało, że przerwa zaraz się skończy. Kiedy Hanna i Mona kroczyły do wyjścia, dziewczyna zauważyła, że zbliżają się do Naomi i Riley, które do tej pory ukrywały się za ogromną wirującą maszyną do Frappucino5 . Hanna wysunęła brodę i usiłowała trzymać dumnie uniesioną głowę. - Błeeeee. – wysyczała do ucha przechodzącej Hanny Naomi. - Fuuuuj. – szydziła zza jej pleców Riley. - Nie słuchaj ich, Han. – powiedziała głośno Mona. – Są wkurzone, bo wchodzisz w te dżinsy „Rich and Skinny6” w „Otter”, a one nie. - To nic. – powiedziała beztrosko Hanna, nos uniosła wysoko do góry. – Chodzi też o to, że ja nie mam wklęsłych sutków. Drobne usta Naomi zacisnęły się.
- To był taki stanik. – powiedziała przez zaciśnięte zęby. Tydzień wcześniej Hanna widziała piersi Naomi, kiedy przebierały się po WF-ie. Może to była wina dziwnego stanika, ale cóż – w miłości i na wojnie o popularność wszystkie chwyty dozwolone. Hanna rzuciła Naomi i Riley przez ramię wyniosłe, protekcjonalne spojrzenie. Czuła się jak królowa ucierająca nosa dwóm niechlujnym dziewuchom. I z ogromną satysfakcją zauważyła, że dokładnie tak samo spojrzała na nie Mona. W końcu od tego są przyjaciółki.