kari23abc

  • Dokumenty125
  • Odsłony37 942
  • Obserwuję47
  • Rozmiar dokumentów151.8 MB
  • Ilość pobrań24 865

Shepard Sara - PLL- 05 - Zepsute

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :650.6 KB
Rozszerzenie:pdf

Shepard Sara - PLL- 05 - Zepsute.pdf

kari23abc EBooki Shepard Sara Pretty Little Liars
Użytkownik kari23abc wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 139 osób, 99 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 208 stron)

PROLOG WNIKLIWY UMYSŁ DOMAGA SIĘ WIEDZY... Jak wspaniale byłoby wiedzieć dokładnie, co ludzie sobie myślą. Gdyby ludzkie głowy przypominały przezroczyste torby od Marca Jacobsa i gdyby skrywane opinie i sądy widać było tak wyraźnie jak kluczyki samochodowe czy tubkę błyszczyku do ust. Wtedy dowiedziałabyś się, co dokładnie miała na myśli kobieta kierująca castingiem do serialu, kiedy po twoim przesłuchaniu powiedziała: „Dobra robota". Albo co ten śliczny chłopak, twój partner w grze w miksta, myśli o twojej opiętej spódniczką Lacoste pupie, kiedy biegasz po korcie tenisowym. A co najważniejsze, nie musiałabyś się domyślać, czy twoja naj-lepsza przyjaciółka jest na ciebie zła, bo zamiast pójść z nią na imprezę sylwestrową wybrałaś trochę starszego przystojniaka z niebezpiecznym błyskiem w oku. Wystarczyłoby zajrzeć jej do głowy. Niestety, ludzkie głowy są pozamykane tak szczelnie jak drzwi do Pentagonu. Czasem ludzie pokazują, co naprawdę sobie myślą. Kobieta prowadząca casting może się skrzywić, kiedy zafałszujesz na wysokich tonach, a twoja przyjaciółka może ignorować twoje SMS-y w Nowy Rok. Najczęściej jednak przegapiamy nawet najbardziej oczywiste sygnały. Na przykład cztery lata temu pewien złoty chłopiec z Rosewood wyraźnie pokazywał, co się dzieje w jego chorej główce. Ale prawie nikt się tym nie zainteresował. A może gdyby wtedy ktoś zwrócił na to uwagę, pewna śliczna dziewczyna nadal by żyła. Przed budynkiem liceum w Rosewood stało mnóstwo kolorowych rowerów z dwudziestoma jeden przerzutkami, a wśród nich Trek z limitowanej serii, którego tata Noela Kahna dostał od agenta Lance'a Armstronga, oraz różowy skuter Razor, wypolerowany na wysoki połysk. Kilka sekund po ostatnim dzwonku przed szkołę wyległ tłum szóstoklasistów. Jakaś dziewczynka z burzą włosów podeszła niezdarnie do skutera, poklepała go czule i otworzyła żółte zapięcie wokół kierownicy. Jej uwagę zwrócił wiszący na ścianie targany wiatrem plakat. — Dziewczyny! — zawołała do swoich koleżanek stojących przy fontannie. — Chodźcie na chwilę. — Co jest, Mona? — Phi Templeton próbowała rozsupłać zaplątany

sznurek swojego nowego jo-jo w kształcie motyla. Mona Vanderwaal pokazała palcem na plakat. — Patrzcie! Chassey Bledsoe zsunęła na czubek nosa okulary w kształcie kocich oczu z czerwonymi szkłami. — Nieźle. Jenna Cavanaugh włożyła do ust pomalowany na różowo paznokieć. — Ale super — zawołała wysokim, słodkim głosikiem. Silny wiatr rozdmuchał pieczołowicie zagrabione liście. Była połowa września i kilka tygodni wcześniej zaczął się rok szkolny. Nadeszła jesień. Co roku do Rosewood przyjeżdżali turyści z całego Wschodniego Wybrzeża, żeby podziwiać tutejsze drzewa, jesienią przepięknie zabarwione na czerwono, pomarańczowo, żółto i bordowo. Jakby w powietrzu było coś, co nadawało liściom szczególnie intensywną barwę. Ten magiczny składnik sprawiał, że wszystko w Rosewood wydawało się niezwykłe i wyjątkowe. W świetnie utrzymanych parkach biegały złote retrievery 0 błyszczącej sierści. W wózkach od Burberry Maclaren leżały sobie dzidziusie o różowych policzkach. A piękni i wysportowani chłopcy biegali w tę i z powrotem po boisku piłkarskim Rosewood Day, najlepszej prywatnej szkoły w mieście. Aria Montgomery obserwowała Monę i jej przyjaciółki, siedząc w swoim ulubionym punkcie obserwacyjnym, na niskim kamiennym murku, z otwartym szkicownikiem na kolanach. Na ostatniej lekcji Aria miała zajęcia z plastyki, a jej nauczycielka, pani Cross, pozwalała jej błąkać się wokół szkoły i rysować, co tylko dusza zapragnie. Pani Cross twierdziła, że pozwala jej na to, bo Aria ma niezwykły talent. Aria podejrzewała jednak, że to dlatego, iż nauczycielka nie czuła się swobodnie w jej obecno ści. W końcu Aria była jedyną dziewczyną w klasie, która nie plotkowała z koleżankami w czasie lekcji i nie flirtowała z chłopakami, kiedy rysowali pastelami martwe natury. Aria też chciała mieć przyjaciółki, ale pani Cross wcale jej tego nie ułatwiała, wykluczając ją z uczestnictwa w lekcjach. Scott Chin, inny szóstoklasista, również zwrócił uwagę na plakat. - Słodkie — odwrócił się do swojej przyjaciółki Hanny Marin, która obracała w palcach nową bransoletkę ze srebra wysokiej próby. Dostała ją od taty w ramach przeprosin za jego kolejną kłótnię z mamą. - Han, spójrz! - Scott szturchnął Hannę w bok. - Nie rób tak! - warknęła Hanna i skuliła się z bólu. Była prawie pewna, że Scott jest gejem - podobnie jak ona zaczytywał się w „Teen Vogue'u" - ale i tak nie cierpiała, kiedy

dotykał jej miękkiego, pulchnego brzucha. Spojrzała na plakat i zdziwiona uniosła brwi. — O kurczę. Spencer Hastings szła obok Kirsten Cullen, rozprawiając z nią o młodzieżowej lidze hokeja na trawie. Prawie wpadły na powszechnie nielubianą Monę, której skuter stał na samym środku ścieżki. Spencer też zauważyła plakat. — Jutro? — otworzyła szeroko usta. Emily Fields nie zauważyłaby tego plakatu, gdyby nie zwróciła na niego uwagi jej przyjaciółka z drużyny pływackiej, Gemma Curran. — Em! — zawołała, pokazując palcem na mur. Emily przeczytała napis na plakacie. Nie potrafiła ukryć podekscytowania. Prawie wszyscy szóstoklasiści z Rosewood zebrali się koło stojaków na rowery i gapili się na plakat. Aria zeszła z murka i podeszła bliżej, żeby przeczytać, co tam jest napisane. „JUTRO OTWARCIE KAPSUŁY CZASU Przygotuj się! To twoja szansa na nieśmiertelność!" Węgiel do rysowania wyślizgnął się Arii z ręki. Gra w kapsułę czasu stanowiła jedną ze szkolnych tradycji od 1899 roku, kiedy założono Rosewood Day. Zabawa przeznaczona była dla uczniów szóstej klasy i starszych, dlatego udział w niej stanowił ważny rytuał przejścia. Tak samo istotny dla każdej dziewczyny był zakup pierwszego stanika Victoria's Secret, a dla chłopaka... no cóż, pierwszy katalog Victoria's Secret, oglądany z wypiekami na twarzy. Wszyscy znali reguły tej gry. Zazwyczaj przekazywano je młodszym braciom i siostrom, spisywano na blogach w portalu MySpace lub gryzmolono na pierwszych stronach książek w bibliotece. Co roku administracja Rosewood Day cięła na kawałki sztandar szkoły, a specjalnie wybrani uczniowie ukrywali je w różnych miejscach na szkolnym terenie. Na tablicy w głównym holu wieszano kartki z podpowiedziami. Szczęśliwcy, którzy znaleźli kawałek sztandaru, mieli prawo udekorować go wedle swojego uznania. Otrzymywali gratulacje w czasie uroczystego apelu, a potem fragmenty sztandaru zszywano i wkładano do kapsuły czasu zakopanej za boiskiem do piłki nożnej. Nic dziwnego, że każdy chciał znaleźć kawałek, który potem trafiał do kapsuły. — Chcesz w tym brać udział? — zapytała Gemma, zapi nająć pod szyją swoją długą ciepłą kurtkę z logo YMCA. — Chyba tak — zachichotała nerwowo Emily. — Myślisz, że mamy

jakieś szanse? Podobno zawsze ukrywają wskazówki w budynku liceum. Byłam tam tylko dwa razy. To samo pomyślała Hanna. Ona nie była w budynku liceum ani razu. Trochę się bała tam wchodzić. Szczególnie onieśmielały ją te śliczne dziewczyny, które przechadzały się korytarzami. Kiedy Hanna szła z mamą na zakupy do centrum handlowego, zawsze spotykała tłum cheerleaderek w sklepie z kosmetykami. Często podglądała je zza wieszaków z ubraniami, podziwiając ich smukłe nogi i kształtne biodra w opiętych dżinsach z niskim stanem, ich proste, lśniące włosy opadające na plecy i ich gładką, brzoskwiniową cerę, bez choćby jednego wyprysku. Każdego wieczoru przed zaśnięciem Hanna się modliła, by rano obudzić się jako piękna cheerleaderka z Rosewood. Ale na drugi dzień znowu z lusterka w kształcie serca spoglądała na nią dobrze znana twarz dziewczyny o nijakich brązowych włosach, cerze z trądzikiem i pulchnych ramionach przypominających tłuste kiełbaski. — Przynajmniej znasz Melissę — Kirsten szepnęła Spencer na ucho, podsłuchując jednocześnie rozmowę Emily i Gemmy. — Może to ją wybrano, by ukryła kawałek flagi. — Już bym o tym wiedziała. — Spencer pokręciła głową. Uczniowie, którym powierzano misję ukrycia fragmentów sztandaru, czuli się równie wyróżnieni, jak zdobywcy trofeów. A siostra Spencer Melissa nie przegapiła żadnej okazji, żeby pochwalić się tym, jak wielka odpowiedzialność spoczywa na jej barkach. Szczególnie że jej rodzina bawiła się w gwiazdę dnia — wszyscy siadali wieczorem wokół stołu i opowiadali o swoich największych sukcesach, jakie udało się im osiągnąć od rana. Ciężka szkolna brama otworzyła się i pozostali szóstoklasiści wyszli przed budynek. W tłumie wyróżniała się grupka dzieciaków, które wyglądały tak, jakby zeszły ze stron żurnala. Aria wróciła na murek i udawała, że nie może się oderwać od szkicownika. Nie miała najmniejszej ochoty na towarzystwo swoich rówieśników. Kilka dni wcześniej Naomi Zeigler zauważyła, że Aria gapi się na nią. - Co, zakochałaś się w nas? - zaskrzeczała. Przyjaciół Naomi uznawano powszechnie za elitę wśród szóstoklasistów. Aria mówiła na nich „arystokracja z Rose-wood". Każde z nich mieszkało w wielkiej willi, w posiadłości z wielohektarowym ogrodem lub w luksusowym domu ze stajnią i garażem na dziesięć samochodów. Obowiązywały wśród nich ścisłe zasady

dotyczące wyglądu i zachowania. Chłopcy grali w piłkę nożną i mieli bardzo krótko ścięte włosy. Dziewczyny śmiały się w dokładnie taki sam sposób, używały niemal tego samego odcienia uwydatniającego wargi błyszczyku od Laury Mercier, a każda miała przewieszoną przez ramię torbę z logo Dooney & Bourke. Gdy Aria zmrużyła oczy, nie potrafiła odróżnić jednej dziewczyny od drugiej. Poza Alison DiLaurentis. Jej nie można było z nikim pomylić. To Alison szła na czele grupki „arystokratów", prowadząc ją po kamiennej ścieżce. Kroczyła dumnie z rozwianymi włosami, a jej szafirowe oczy błyskały radośnie. Ani razu się me zachwiała, choć miała buty na siedmiocenty-metrowych koturnach. Naomi Zeigler i Riley Wolfe, jej dwie najbliższe powierniczki, dreptały posłusznie za nią i śledziły uważnie każdy jej ruch. Wszyscy nadskakiwali Ali, od kiedy w trzeciej klasie pojawiła się w Rosewood. Ali podeszła do Emily i jej koleżanek z drużyny. Emily już myślała, że Ali znowu zacznie nabijać się z jej wysuszonych i zielonkawych od chloru włosów. Ale okazało się, że nie zwróciła na nią najmniejszej uwagi. Przeczytała informację na plakacie z tajemniczym uśmieszkiem na twarzy. Jednym ruchem zerwała plakat ze ściany i odwróciła się do przyjaciółek. - Dziś wieczorem mój brat będzie chował jeden z kawałków flagi - oznajmiła tak głośno, że słyszeli na pewno wszyscy zebrani przed szkołą. - Już obiecał, że powie mi gdzie. Przez tłumek przebiegł szmer. Hanna z uznaniem pokiwała głową. Podziwiała Ali nawet bardziej niż cheerleaderki z liceum. Natomiast Spencer wyglądała na zdegustowaną. Przecież brat Ali powinien dochować tajemnicy. Wyjawienie jej oznaczało złamanie reguł gry! Aria wypuściła z dłoni na papier kawałek węgla i wlepiła wzrok w twarz Ali. Emily poczuła waniliowy zapach perfum Ali. Drażniły lekko jej nos i pachniały niebiańską słodyczą, jak wnętrze cukierni. Na monumentalnych schodach wiodących do szkoły pojawili się starsi uczniowie. Schodzili na parking, przerywając krótkie przemówienie Ali. Wysokie, wyniosłe dziewczyny i przystojni chłopcy mijali szóstoklasistów, traktując ich jak powietrze, a potem wsiadali do swoich samochodów. Ali obserwowała ich spokojnie, wachlując się złożonym na pół plakatem. Jacyś ofermowaci licealiści z drugiej klasy, ze zwisającymi na szyi białymi słuchawkami od iPodów, spojrzeli z niepokojem na Ali, kiedy odpinali rowery od stojaka. Naomi i Riley patrzyły na nich z pogardą. Nagle przed Ali zatrzymał się wysoki trzecioklasista z blond włosami.

- Co jest, Al? - Nic. - Ali wydęła usta i wyprostowała plecy. - A co u ciebie, I i i? Scott Chin dźgnął Hannę łokciem, a ona natychmiast się zaczerwieniła, łan Thomas - zwany również jako Iii -chłopak o pięknej opalonej twarzy, kręconych blond włosach i zachwycających, głębokich, orzechowych oczach, zajmował drugie miejsce na jej prywatnej liście największych ciach wszech czasów. Na miejscu pierwszym królował niepodzielnie Sean Ackard, w którym kochała się, od kiedy w trzeciej klasie podstawówki chodzili razem na WE Nikt nie wiedział, skąd Ali znała lana, ale plotka głosiła, że koledzy ze starszych klas często zapraszali Ali na imprezy, choć była od nich o wiele młodsza. łan oparł się o stojak na rowery. - Czy dobrze słyszałem, że wiesz, gdzie ukryto kawałek sztandaru? Policzki Ali zaróżowiły się. - A co? Ktoś jest zazdrosny? - Rzuciła łanowi szeroki, uwodzicielski uśmiech. łan pokręcił głową. - Na twoim miejscu nie rozgłaszałbym tego. Ktoś może cię okraść. To część gry, przecież wiesz. Ali zaśmiała się, jakby nie rozumiała, co łan do niej mówi, ale po chwili zmarszczyła nos. Miał rację. Wedle oficjalnego regulaminu gry w kapsułę czasu, który przechowywał w szufladzie biurka dyrektor Appleton, trofeum wolno było ukraść. W zeszłym roku jakiś fan gotyku z dziewiątej klasy ukradł fragment sztandaru, który wystawał z torby na sprzęt sportowy należącej do jakiegoś maturzysty. Dwa lata temu ósmoklasistka zakradła się do sali baletowej i zabrała dwa kawałki dwóm ślicznym i szczupłym tancerkom. Klauzula o kradzieży - jak oficjalnie nazwano ten przepis - pozwalała zresztą na znacznie więcej. Jeśli komuś nie starczało sprytu, by kierując się wskazówkami, dotrzeć do trofeum, mógł wykraść je z czyjejś szafki. Spencer przyglądała się zatroskanej Ali. Nagle przyszła jej do głowy pewna myśl: „Powinnam ukraść Ali kawałek sztandaru". Nie miała większych wątpliwości, że na coś takiego nie poważyłby się żaden szóstoklasista, choćby wszyscy wiedzieli, że Ali zdobyła go zupełnie nie fa i r. Spencer miała już dość tego, że Ali wszystko przychodzi z taką łatwością. Na taki sam pomysł wpadła Emily. „A gdybym tak zabrała Ali kawałek sztandaru?", pomyślała i przeszedł ją dziwny dreszcz. Co powiedziałaby Ali, gdyby przyłapała ją na gorącym uczynku?

„A może wykradnę Ali kawałek sztandaru?", Hanna włożyła do ust obgryziony do żywego ciała paznokieć. Ale przecież... nigdy w życiu niczego nie ukradła. Gdyby było inaczej, może Ali zaliczyłaby ją do swojej świty? „Ale by było, gdybym ukradła Ali jej zdobycz", pomyślała Aria, próbując dokończyć szkic. A gdyby ktoś taki jak Aria zdetronizował główną „arystokratkę" z Rosewood? Biedna Ali musiałaby sama wyruszyć na poszukiwanie, przeczytać wskazówki i po raz pierwszy w życiu użyć swoich szarych komórek. - Niczego się nie obawiam - Ali nagle przerwała milczenie. - Nikt nie ośmieliłby się ukraść mi tego. Kiedy tylko dostanę fragment sztandaru w swoje ręce, mam zamiar nie rozstawać się z nim ani przez chwilę. — Mrugnęła zalotnie do lana i wygładziła fałdę na spódniczce. — Zeby mi go wydrzeć, trzeba będzie mnie zabić, łan nachylił się do niej. — Skoro to jedyny sposób... Ali drgnął mięsień na policzku. Nagle zbladła. Uśmiech zniknął z twarzy Naomi Zeigler. Przez sekundę łan miał kamienny, zimny wyraz twarzy, ale w jednej chwili uśmiechnął się, jakby chciał powiedzieć: „Tylko żartowałem!". Ktoś zakaszlał, łan i Ali odwrócili się. Brat Ali, Jason, zszedł ze schodów i kierował się prosto na lana. Chyba usłyszał ich rozmowę, bo miał mocno zaciśnięte usta i zgarbione plecy. — Co powiedziałeś? — Jason stanął twarzą w twarz z łanem. Chłodny podmuch wiatru rozwiał mu złote włosy. łan kołysał się w przód i w tył. — Nic. Wygłupiamy się. — Na pewno? — Jason gniewnie popatrzył na lana. — Jason! — syknęła Ali, jakby chciała przepędzić brata. Weszła między obu chłopaków. — Co cię ugryzło? Jason spojrzał z gniewem na Ali, a potem na plakat, który trzymała w ręce, i znowu na lana. Wszyscy zebrani patrzyli po sobie zdezorientowani, jakby nie wiedzieli, czy to kłótnia na niby czy na serio, łan i Jason byli w tym samym wieku i obaj grali w szkolnej reprezentacji piłki nożnej. Może tylko się przekomarzali, bo łan dzień wcześniej uniemożliwił Jasonowi zdobycie gola w czasie meczu przeciwko szkole w Pritchard. łan milczał, a Jason położył dłonie na biodrach. — Świetnie. Rób, co chcesz. Odwrócił się i wsiadł do czarnego sedana z końca lat sześćdziesiątych, czekającego na niego na przystanku au-tobusowym. Zajął miejsce

pasażera, kazał kierowcy ruszać i zatrzasnął drzwi. Samochód zarzęził, z rury wydechowej wydobyły się kłęby duszącego dymu. Kiedy odjechał, łan wzruszył ramionami i oddalił się z triumfalnym uśmiechem na ustach. Ali przeczesała włosy dłonią. Przez ułamek sekundy miała zagubiony wyraz twarzy, jakby coś wymknęło się jej spod kontroli. Ale szybko odzyskała pewność siebie. — Idziemy do mnie, poleżeć w jacuzzi? — zaszczebiotała do swojej świty i wzięła pod rękę Naomi. Przyjaciółki poszły z nią w kierunku lasu za szkołą, drogą na skróty prowadzącą do jej domu. Znajomy kawałek papieru wystawał z bocznej kieszeni jej torby. Napis na nim głosił: „JUTRO OTWARCIE KAPSUŁY CZASU. Przygotuj się!". O tak, przygotuj się. Kilka tygodni później, kiedy już odnaleziono i zakopano w kapsule czasu prawie wszystkie kawałki sztandaru, Ali zmieniła towarzystwo. Nagle dawne przyjaciółki poszły w odstawkę, a ich miejsce zajęły nowe. Ali znalazła cztery nowe najbliższe przyjaciółki: Spencer, Hannę, Emily i Arię. Żadna z nich nie zapytała Ali, dlaczego to właśnie ją wybrała spośród wszystkich szóstoklasistek. Nie chciały zapeszyć. Od czasu do czasu przypominały sobie swoje życie, zanim zagościła w nim Ali. Były godne pożałowania, zagubione i pewne, że w Rosewood nie zwraca na nich uwagi pies z kulawą nogą. Przywoływały też w pamięci konkretne chwile, między innymi ten dzień, kiedy ogłoszono kolejną edycję gry w kapsułę czasu. Raz czy dwa przypomniały sobie słowa lana i lęk w oczach Ali. Przecież nie tak łatwo było ją zapędzić w kozi róg. Nie marnowały jednak zbyt wiele czasu na wspomnienia. Wolały raczej snuć plany na przyszłość. Były teraz najpopularniejszymi dziewczynami w Rosewood, a z tym wiązała się ogromna odpowiedzialność. Najlepsze miały przed sobą. Może jednak nie powinny były tak łatwo zapominać tego dnia. I może Jason powinien był lepiej chronić Ali. Przecież wszyscy wiemy, jak to się skończyło. Półtora roku później łan spełnił swoją groźbę. Naprawdę zabił Ali.

ROZDZIAŁ 1 PO MOIM TRUPIE Emily Fields rozparła się na skórzanej kanapie koloru kasztanowego, owijając wokół palca kosmyk zniszczonych chlorem włosów. Jej dawne najlepsze przyjaciółki — Aria Montgomery, Spencer Hastings i Hanna Marin — siedziały obok, sącząc gorącą czekoladę z ceramicznych filiżanek w paski. Spencer przyjęła je w salonie wypełnionym najnowocześniejszym sprzętem. Pod ścianą stał olbrzymi telewizor i głośniki z zestawu kina domowego. Na stoliku leżały chipsy, ale żadna z nich nawet ich nie tknęła. Kobieta o nazwisku Marion Graves siedziała naprzeciwko nich, na małej kanapie obitej płótnem w kratkę. Na kolanach trzymała złożony worek na śmieci. Dziewczyny miały na sobie podarte dżinsy i kaszmirowe swetry, a Aria znoszoną dżinsową spódniczkę i jaskrawoczerwone legginsy. Marion natomiast była ubrana w elegancki i drogi żakiet z błękitnej wełny i dobraną kolorystycznie spódnicę. Jej ciemnobrązowe włosy lśniły, a skóra pachniała lawendowym kremem nawilżającym. — No dobrze — Marion uśmiechnęła się do dziewczyn. — Kiedy widziałyśmy się ostatnim razem, poprosiłam was, abyście przyniosły pewne przedmioty. Połóżcie je teraz na stoliku. Emily wyjęła portmonetkę z różowej skóry z krętą literą E wyhaftowaną na kieszonce. Aria sięgnęła do swojej torby ze skóry jaka i wyciągnęła z niej pomięty i pożółkły rysunek. Hanna rzuciła na blat złożony karteluszek, który wyglądał jak sekretny liścik. Spencer ostrożnie położyła na stoliku czarno-białe zdjęcie i sfatygowaną bransoletkę z niebieskiego sznurka. Oczy Emily napełniły się łzami. Od razu rozpoznała tę bransoletkę. Ali zrobiła taką dla każdej z nich tego lata, kiedy zdarzył się wypadek Jenny. Bransoletki miały nie tylko scementować ich przyjaźń. Przypominały im też, że wiąże je wspólna tajemnica. Kiedyś przez przypadek oślepiły Jennę Cavanaugh. Nie miały zielonego pojęcia, że to Ali ukrywała przed nimi prawdę o „sprawie Jenny", a ich wspólny sekret był wierutną bzdurą. Okazało się bowiem, że Jenna poprosiła Ali, żeby odpaliła petardę i zrzuciła winę na przyrodniego brata Jenny, Toby'ego. Był to tylko jeden z porażających faktów, które odkryły całkiem niedawno. Emily poczuła, że ołowiana kula, którą nosiła w piersi od początku września, zaczęła pulsować.

Był drugi stycznia. Nazajutrz rozpoczynały się zajęcia w szkole, a Emily się modliła, by ten semestr nie był tak pełen wrażeń, jak poprzedni. Dokładnie w chwili kiedy razem przekroczyły próg liceum w nowym roku szkolnym, każda z nich dostała tajemniczą wiadomość od kogoś, kto podpisywał się literą A. Najpierw wszystkie myślały — a Emily nawet miała nadzieję — że to Alison, ich zaginiona przyjaciółka. Ale robotnicy wkrótce znaleźli jej ciało w zalanym cementem dole na tyłach jej dawnego domu. Wiadomości nadal przychodziły i okazywało się, że A. zna wszystkie mroczne sekrety czterech dziewczyn. Po dwóch miesiącach wyszło na jaw, że SMS-y i e-maile przysyłała Mona Vanderwaal. W podstawówce uważano ją za potencjalną pacjentkę szpitala psychiatrycznego. Była wtedy szurniętą wieśniarą, która szpiegowała Emily, Ali i pozostałe dziewczyny w czasie ich piątkowych spotkań. Kiedy jednak Ali zniknęła, Mona przeistoczyła się z poczwarki w motyla i została najlepszą przyjaciółką Hanny. Tej jesieni Mona ukradła pamiętnik Alison i z niego dowiedziała się o wszystkich sekretach jej przyjaciółek. Postanowiła zniszczyć ich życie z zemsty za to, że Emily, Ali i ich koleżanki bezlitośnie jej kiedyś dokuczały, zamieniając jej życie w piekło. Co więcej, petarda, która oślepiła Jennę, zo-stawiła również blizny na ciele Mony. Tej samej nocy, kiedy Mona spadła na dno kamieniołomu i skręciła sobie kark — niemalże zabierając z sobą do grobu także Spencer — policja aresztowała lana Thomasa, z którym Ali spotykała się w najgłębszej tajemnicy. Oskarżono go o zamordowanie Ali. Proces miał się zacząć pod koniec nadchodzącego tygodnia. Dziewczyny miały zeznawać przeciwko niemu. Emily wydawało się, że zeznawanie w sądzie to o wiele gorsza tortura niż jej solowy występ w czasie wakacyjnego koncertu, ale wierzyła głęboko, że po tej rozprawie jej problemy naprawdę i definitywnie się skończą. Rodzice dziewczyn uznali, że przeszły więcej, niż są w stanie znieść. Dlatego postanowili zwrócić się o pomoc do specjalisty. I tu na scenę wkroczyła Marion, najbardziej znana w okolicach Filadelfii terapeutka, pomagająca tym, którzy stracili kogoś bliskiego. Już trzecią niedzielę z rzędu spotykała się z dziewczynami. Dzięki tym sesjom miały się uporać z przerażającymi wspomnieniami z ostatnich miesięcy. Marion wygładziła spódnicę na kolanach i przyjrzała się przedmiotom leżącym na stoliku. - To wszystko przypomina wam o Alison, tak? Dziewczyny pokiwały głowami. Marion otworzyła worek na śmieci.

- Włóżmy to tutaj. Kiedy już pójdę, zakopcie ten worek w ogrodzie u Spencer. Ten rytuał stanie się symbolem odprowadzenia Alison na miejsce spoczynku. Razem z nią pogrzebiecie całą negatywną energię, która cementowała waszą przyjaźń. Marion zawsze okraszała swoje wypowiedzi terminami z książek o New Age. Wciąż mówiła o „negatywnej energii" albo „duchowej potrzebie zamknięcia", albo „konfrontacji z procesem żałoby". W czasie ostatniej sesji musiały w nieskończoność powtarzać chórem zdanie: „Śmierć Ali to nie moja wina", i pić śmierdzącą zieloną herbatę, która miała oczyścić ich czakry winy. Marion zalecała im też, żeby mówiły do lustra takie rzeczy, jak: „A. nie żyje i nigdy nie wróci" albo „Nikt nie chce mnie skrzywdzić". Emily miała nadzieję, że te mantry zadziałają. Niczego na świecie nie pragnęła bardziej niż powrotu do swojego dawnego życia. - Świetnie — oznajmiła Marion i podniosła worek do góry. — Do roboty. Wszystkie wstały. Emily trzęsła się dolna warga, kiedy spoglądała na różową portmonetkę. Dostała ją od Ali, kiedy zaprzyjaźniły się w szóstej klasie. Może powinna była przynieść coś innego na tę sesję oczyszczającą emocje, na przykład jakieś stare zdjęcie Ali ze szkoły. Miała ich chyba setkę. Marion spojrzała Emily głęboko w oczy i brodą wskazała jej, by wrzuciła portfelik do worka. Emily, łkając cicho, posłusznie wykonała polecenie. Aria podniosła szkic przedstawiający Ali przed szkołą. — Narysowałam to, zanim jeszcze się zaprzyjaźniłyśmy. Spencer trzymała bransoletkę ostrożnie, kciukiem i palcem wskazującym, jak kawałek starej śmierdzącej ryby— Do widzenia — wyszeptała, choć w jej głosie nie było słychać wahania. Hanna, przewracając oczami, wrzuciła do worka złożoną karteczkę. Nie zadała sobie trudu, by wyjaśnić, co to jest. Spencer podniosła czarno-białą fotografię. Przedstawiała Ali i dużo młodszego Noela Kahna. Oboje się śmiali. To zdjęcie wywołało w Emily jakieś odległe wspomnienia. Chwyciła Spencer za rękę, zanim fotografia trafiła do worka. — Skąd to masz? — Z pokoju redakcji albumu rocznego — przyznała się Spencer zawstydzona. — Wzięłam, zanim mnie wyrzucili. Pamiętacie ten kolaż fotografii z Ali? Jedna z nich leżała na podłodze. — Nie wyrzucaj tego — poprosiła Emily, ignorując karcące spojrzenie,

jakie posłała jej Marion. — Naprawdę ładnie na nim wygląda. Spencer uniosła brew, ale bez słowa położyła zdjęcie na mahoniowej szafce, obok pomniejszonej repliki wieży Eiffla odlanej z żelaza. Spośród wszystkich dawnych przy-jaciółek Ali to Emily najboleśniej przeżyła jej śmierć. Nigdy przedtem ani nigdy potem nie miała tak bliskiej przyjaciółki jak Ali. Poza tym Ali była jej pierwszą wielką miłością i z nią po raz pierwszy w życiu się całowała. Gdyby to zależało od Emily, nie urządzałaby Ali fikcyjnego pogrzebu. Nie miała nic przeciwko temu, żeby zachować wszystkie pamiątki po niej i trzymać je na nocnym stoliku do końca życia. - To wszystko? - Marion wydęła usta koloru czerwonego wina. Zawiązała mocno worek i przekazała go Spencer. - Obiecajcie, że go zakopiecie. To wam pomoże. Naprawdę. Myślę, że powinnyście się spotkać we wtorek po południu. To pierwszy tydzień nowego roku w szkole, dlatego chciałabym, byście były w kontakcie i się spotykały. Możecie to dla mnie zrobić? Dziewczyny ponuro pokiwały głowami. Razem z Marion wyszły z salonu do wyłożonego marmurem holu w domu Hastingsów, a potem odprowadziły terapeutkę do drzwi. Marion pożegnała się i wsiadła do swojego granatowego range rovera. Włączyła wycieraczki, żeby odgarnąć śnieg z przedniej szyby. W holu stary zegar, należący kiedyś do dziadka Spencer, wybił godzinę. Spencer zamknęła drzwi i odwróciła się do przyjaciółek. W jej dłoni kołysał się worek na śmieci z zawiązanymi na supeł czerwonymi tasiemkami. - Co robimy? - zapytała Spencer. - Zakopiemy to? - Ale gdzie? — szepnęła Emily. - Może koło domku? - zaproponowała Aria, dotykając palcem dziury w legginsach. - W końcu tam ją widziałyśmy po raz ostatni. Emily pokiwała głową. Czuła ucisk w gardle. — Jak myślisz, Hanno? — Wszystko jedno — mruknęła Hanna monotonnym głosem, jakby miała ochotę uciec i nigdy nie wrócić. Włożyły kurtki i buty i tonąc w zaspach, poszły na tyły domu Spencer. Przez całą drogę milczały. Choć w czasie całej historii z A. znowu się z sobą zżyły, to rzadko się widywały od chwili aresztowania lana. Emily próbowała czasem organizować wspólne wypady na zakupy do centrum handlowego i spotkania między lekcjami w szkolnej kawiarni, ale pozostałe dziewczyny nie przejawiały większego entuzjazmu dla jej

inicjatyw. Przypuszczała, że unikały się z tego samego powodu, z jakiego oddaliły się od siebie po zniknięciu Ali — po prostu czuły się nieswojo w swoim towarzystwie. Po prawej stronie miały dawny dom DiLaurentisów. Drzewa i krzewy dzielące posesję od ogrodu Hastingsów były nagie. Gruba warstwa lodu pokrywała ganek. Na chodniku przed domem nadal stała kapliczka dla Ali, pełna świec, pluszowych zwierzątek, kwiatów i wyblakłych zdjęć. Na szczęście zniknęły wszystkie furgonetki stacji telewizyjnych i kamery, które przez kilka miesięcy, od kiedy znaleziono ciało Ali, stały tu dzień i noc. Teraz centrum zainteresowania mediów przeniosło się przed budynek sądu i stanowe więzienie, gdzie dziennikarze polowali na każdą informację na temat rozpoczynającego się wkrótce procesu lana Thomasa. Dom DiLaurentisów zajęła rodzina Mai St. Germain, byłej dziewczyny Emily. SUV acura należące do jej rodziców stało na podjeździe, bo cała rodzina, która w czasie oblężenia przez media opuściła dom, teraz wróciła. Emily poczuła ukłucie, kiedy zobaczyła wiszący na drzwiach kolorowy stroik i opakowania po gwiazdkowych prezentach wystające z kosza na śmieci. Kiedy jeszcze chodziła z Mayą, razem zastanawiały się, co sobie kupią na święta. Maya chciała najnowocześniejsze didżejskie słuchawki, a Emily nowego iPoda. Emily bez trudu pozbierała się po rozstaniu z Mayą, ale nadal nie mogła przywyknąć do tego, że nie stanowi już części jej życia. Szła na końcu - dziewczyny docierały do krańca ogrodu. Emily podbiegła do nich, mocząc nogawkę w błotnistej kałuży. Po lewej stronie stał mały domek Spencer, gdzie odbyła się ich ostatnia całonocna impreza. Graniczył z gęstym lasem, który ciągnął się dwa kilometry. Po prawej stronie domku nadal w ziemi była dziura, w której znaleziono ciało Ali. Wpadły do niej kawałki żółtej taśmy policyjnej. Teraz przykrywał je śnieg. Wokół widać było wiele świeżych śladów, należących zapewne do cie- kawskich gapiów. Emily z bijącym sercem zajrzała do dołu. Było w nim tak ciemno. Do oczu napłynęły jej łzy, kiedy wyobraziła sobie, jak łan brutalnie wpycha do niego Ali i zostawia ją tam na pewną śmierć. — To straszne, prawda? — Aria mówiła cicho, ze wzrokiem wbitym w dół. — Ali przez cały czas tu leżała. — Dobrze, że sobie wszystko przypomniałaś, Spence — powiedziała Hanna, dygocąc z zimna. Było już późne mroźne popołudnie. — W przeciwnym razie łan nadal byłby na wolności. Aria zbladła i posmutniała. Emily zaczęła obgryzać paznokieć. Tej

nocy, kiedy aresztowano lana, powiedziały gliniarzom, że wszystko, co powinni wiedzieć o wydarzeniach tamtej nocy, znajdą w pamiętniku Ali. Ostatni wpis poświęcony był planowanemu spotkaniu z łanem, jej sekretnym chłopakiem, które miało się odbyć w czasie ich całonocnej imprezy. Ali postawiła łanowi ultimatum - albo zerwie z Melissą, siostrą Spencer, albo Ali ogłosi wszem wobec, że z sobą chodzą. Ale policję przekonało ostatecznie wspomnienie, które wróciło do Spencer. Pod domkiem pokłóciła się z Ali, a ta pobiegła na spotkanie z kimś - z łanem. Wtedy po raz ostatni ją widziano i wszyscy domyślali się, co się stało później. Emily wiedziała, że nigdy nie zapomni, jak łan wszedł na salę sądową i ośmielił się twierdzić, że nie zabił Ali. Kiedy sędzia nie wyraził zgody na kaucję, a strażnicy odprowadzali lana do wyjścia, posłał dziewczynom lodowate spojrzenie, jakby chciał powiedzieć: „Nie powinny-ście ze mną zadzierać". Nie miały wątpliwości, że to właśnie je wini za swoje aresztowanie. Emily jęknęła cicho, a Spencer spojrzała na nią karcąco. — Przestań, mamy nie rozmyślać już nad łanem... ani nad całą tą sprawą. - Zatrzymała się na samym końcu posiadłości i nasunęła głęboko na oczy swoją grubą wełnianą czapkę w biało-niebieskie pasy. — Myślicie, że to dobre miejsce? Emily zagwizdała na palcach, a pozostałe dziewczyny pokiwały głowami. Spencer zaczęła wykopywać grudy zmrożonej ziemi łopatą przyniesioną z garażu. Kiedy zrobiła dostatecznie głęboką dziurę, wrzuciła do niej worek. Głucho uderzył o ziemię. Wszystkie zasypały dziurę ziemią i śniegiem. — To co? - Spencer oparła się o łopatę. - Ktoś chce coś powiedzieć? Spojrzały po sobie. — Pa, Ali — powiedziała wreszcie Emily i po raz kolejny łzy napłynęły jej do oczu. Aria spojrzała na nią i się uśmiechnęła. — Pa, Ali — powtórzyła jak echo. Spojrzała na Hannę, która wzruszyła ramionami, ale również pożegnała się słowami: — Pa, Ali. Emily poczuła się lepiej, kiedy Aria chwyciła ją za rękę. Rozluźniła się. Nagle w powietrzu rozszedł się jakiś świeży zapach, jakby gdzieś obok rozkwitły kwiaty. Wydawało jej się, że Ali — śliczna, wspaniała dziewczyna z jej wspomnień — stoi obok nich i mówi im, że wszystko będzie w porządku.

Spojrzała na przyjaciółki. Wszystkie uśmiechały się łagodnie, jakby i one czuły się podobnie. Może Marion miała rację. Może taki rytuał miał swoją moc. Nadeszła pora, by zostawić za sobą okropne wydarzenia zeszłej jesieni. Zabójcę Ali ujęto i skończył się koszmar zgotowany im przez A. Teraz mogły tylko czekać na lepszą, spokojniejszą przyszłość. Słońce szybko zachodziło za drzewami, zabarwiając na lawendowo niebo i spadające z niego płatki śniegu. Lekki wiatr powoli poruszał ramionami młyna Hastingsów, a u stóp olbrzymiej sosny walczyło z sobą kilka wiewiórek. „Jeśli jedna z nich wejdzie na drzewo, w moim życiu wkrótce wszystko wróci do normy", pomyślała Emily. Od zawsze grała z sobą w tę grę. I nagle jedna z wiewiórek pędem wspięła się na sam czubek drzewa.

ROZDZIAŁ 2 JESTEŚMY RODZINĄ Pół godziny później Hanna Marin wpadła do domu przez frontowe drzwi, ucałowała w pyszczek swojego pinczera miniaturkę Dota i rzuciła torbę z wężowej skóry na kanapę w salonie. — Przepraszam za spóźnienie! — zawołała. W kuchni pachniało sosem pomidorowym i pieczywem czosnkowym. Przy stole siedział tata Hanny, jego narzeczona Isabel i jej córka Kate. Pośrodku stołu stała ceramiczna miska z makaronem i sałatka. W miejscu zaś zajmowanym zazwyczaj przez Hannę — talerz o falbaniastej krawędzi, serwetka i wysoka szklanka z wodą mineralną Perrier. Kiedy Isabel zjawiła się w domu Marinów — właściwie w kilka sekund po tym, jak mama Hanny wsiadła do samolotu do Singapuru, gdzie miała rozpocząć nową pracę — zdecydowała, że w każdą niedzielę wszyscy do-mownicy będą wspólnie zasiadać przy stole, żeby mogli poczuć szczególną rodzinną atmosferę. Hanna usiadła przy stole i próbowała ignorować wbite w nią spojrzenia. Tata posłał jej pełen nadziei uśmiech, a Isabel miała taki wyraz twarzy, jakby usiłowała powstrzymać pierdnięcie. Może w ten sposób okazywała swoje wielkie rozczarowanie z powodu spóźnienia Hanny na rodzinną uroczystość? Kate przekrzywiła głowę, jakby miała dla Hanny tylko wielką litość. Hanna doskonale wiedziała, które z nich pierwsze zabierze głos. Kate wygładziła swoje irytująco idealnie ułożone kasztanowe włosy i spojrzała na Hannę okrągłymi, błękitnymi oczami. — Wracasz z terapii? Trafiony, zatopiony! — Mhm. — Hanna wzięła ogromny łyk wody. — I jak było? — zapytała Kate głosem Oprah Winfrey. — Pomaga? Hanna parsknęła z pogardą. Tak naprawdę uważała, że spotkania z Marion to jedna wielka ścierna. Może jej przyjaciółki jakoś sobie radziły w życiu bez Ali i A., ale Hanna musiała pogodzić się ze śmiercią aż dwóch najlepszych przyjaciółek. Mona przypominała się jej na każdym kroku, codziennie. Kiedy wypuszczała Dota, by pobiegał sobie po oblodzonym podwórku w kraciastym ubranku Burberry, które kupiła mu Mona na urodziny w zeszłym roku. Kiedy otworzyła szafę i jej oczom ukazała się srebrna sukienka od Jill Stuart, którą pożyczyła od Mony i nigdy nie oddała. Kiedy patrzyła w lustro, próbując powtarzać te idiotyczne zaklęcia

Marion, okazało się, że ma w uszach kolczyki ze sztucznymi perłami, które ukradły razem z Moną z Banana Republic zeszłej wiosny. Zauważyła też na pod-bródku blaknącą bliznę w kształcie litery Z, pamiątkę po wypadku spowodowanym przez Monę, kiedy Hanna dowiedziała się, że A. to ona. Nie mogła pogodzić się z tym, że jej przyszła przyrodnia siostra wie o wszystkim, co jej się przydarzyło tej jesieni, szczególnie o tym, że Hannę chciała zabić jej najlepsza przyjaciółka. Ale przecież wiedziało o tym całe Rosewood. Lokalne media nadal trąbiły o tym każdego dnia. Co jeszcze dziwniejsze, cały kraj ogarnęła mania A. Nastolatki w całym kraju dostawały SMS-y od osób podpisujących się jako A., które okazywały się porzuconymi chłopakami albo zazdrosnymi koleżankami z klasy. Hanna dostała nawet kilka fałszywych wiadomości od A. — wszystkie były tanimi reklamami. „Znam wszystkie twoje brudne sekrety! Hej, chcesz kupić trzy nowe dzwonki na komórkę za dolara?" Żenada. Kate nie odrywała wzroku od Hanny, jakby czekając, aż ta zacznie się wywnętrzać. Hanna szybko chwyciła wielką kromkę chleba czosnkowego i ugryzła spory kęs, żeby nie musieć dalej rozmawiać. Od kiedy Kate i Isabel postawiły nogę w jej domu, Hanna spędzała cały czas zamknięta w sypialni. Czasem poprawiała sobie humor, robiąc zakupy w centrum handlowym, albo ukrywała się w domu swojego chłopaka Lucasa. Choć przed śmiercią Mony ich relacje bardzo się skomplikowały, teraz Lucas wspierał ją i nie odstępował na krok. Hanna wolała nie pokazywać się w domu, bo kiedy tylko natknęła się na tatę, wymyślał jakieś drobne prace domowe, które miała wykonać wspólnie z Kate. Musiały razem uprzątnąć ubrania Hanny z szafy przeznaczonej dla Kate, wynieść śmieci albo odgarnąć śnieg sprzed domu. Zaraz, zaraz. Od tego chyba były służące i ekipy odśnieżające. Hanna nie miałby nic przeciwko temu, gdyby razem ze śniegiem zabrali także Kate. — Cieszycie się, że jutro znowu idziecie do szkoły? — Isabel owinęła spaghetti wokół widelca. Hanna wzruszyła ramionami i poczuła dobrze znany ból w prawej ręce. Złamała ją, kiedy Mona wjechała w nią swoim SUV. Kolejna urocza pamiątka przypomniała jej o tym, że jej przyjaźń z Moną okazała się zwykłym matactwem. — Ja się cieszę — przerwała milczenie Kate. — Przejrzałam katalog liceum. Szkoła oferuje wspaniałe zajęcia pozalekcyjne. W ciągu roku wystawiają cztery sztuki teatralne! Pan Marin i Isabel spojrzeli na nią z czułością. Hanna tak mocno

zacisnęła zęby, że zdrętwiała jej szczęka. Od kiedy Kate zjawiła się w Rosewood, gadała tylko o tym, jak się cieszy, że pójdzie tu do liceum. A zresztą — szkoła była ogromna i Hanna nie miała zamiaru widywać się z Kate. — Boję się tylko, że się nie odnajdę — Kate grzecznie wytarła usta serwetką. — Lekcje odbywają się w kilku budynkach. Mają tam osobny pawilon do zajęć z dziennikarstwa, bibliotekę nauk ścisłych i szklarnię. A co, jeśli się zgubię? — Owinęła wokół palca kosmyk kasztanowych włosów. — A może mnie oprowadzisz, Hanno? Byłoby super. Hanna z trudem powstrzymała wybuch śmiechu. Kate mówiła głosem fałszywym jak dziewięćdziesiąt dziewięć procent okularów od Chanel sprzedawanych na eBayu. Kiedyś w restauracji Le Bec-Fin w Filadelfii Kate odegrała przed nią przedstawienie pod tytułem: „Bądźmy najlepszymi przyjaciółkami". Hanna nie zapomniała, jaki miało finał. Gdy podano przystawki, Hanna uciekła do łazienki, a Kate ruszyła za nią. Udawała zainteresowanie i troskę. Hanna straciła panowanie nad sobą i wyznała jej, że dostała właśnie SMS-a od A., to znaczy od Mony, że Sean Ackard, z którym — jak się jej wtedy wydawało — chodziła, przyszedł na Bal Lisa z inną dziewczyną. Kate okazała jej natychmiast współczucie i nakłoniła Hannę, by olała wspólną kolację, od razu pojechała do Rosewood i skopała Seanowi tyłek. Obiecała nawet, że będzie ją kryła. Od tego przecież są przyszłe przyrodnie siostry, no nie? Otóż nie. Kiedy Hanna wróciła do Filadelfii, czekała ją niemiła niespodzianka. Kate zdradziła ją i wygadała panu Marinowi, że Hanna nosi w torebce pokaźną dawkę Per-cocetu. Tata Hanny tak się rozgniewał, że wrócił do Annapolis... i przez kilka tygodni nie odzywał się ani słowem. — Oczywiście że Hanna cię oprowadzi — zapiał pan Marin. Hanna zacisnęła pod stołem pięści i celowo przemówiła urażonym tonem. — Och, super. Bardzo chętnie, ale mam tak napięty plan dnia! Tata spojrzał na nią spod uniesionych brwi. — A może przed zajęciami albo w czasie lunchu? Hanna milczała, choć miała ochotę krzyczeć: „Nieźle mną handlujesz, tato!". Czy ojciec zapomniał już, jak Kate wbiła jej nóż w plecy w czasie tej nieszczęsnej kolacji w Le Bec-Fin — to miało być spotkanie Hanny i taty, tylko ich. Ale tata widział to inaczej. Nie uważał Kate za zdrajczynię. Według niego była idealna. Hanna spoglądała na tatę, Isabel i Kate. Ogarnęła ją narastająca bezradność. Nagle poczuła znajome łaskotanie w gardle. Odgarnęła włosy, wstała, prychnęła wyniośle

i ruszyła do łazienki. Nachyliła się nad umywalką i ciężko dyszała. „Nie rób tego", powtarzała w myślach. Przez kilka miesięcy udawało się jej powstrzymać od wymiotowania, ale Kate działała na nią jak płachta na byka. Po raz pierwszy Hanna sprowokowała wymioty w czasie pierwszej i ostatniej wizyty u taty, Isabel i Kate w Annapolis. Wzięła z sobą Ali, która natychmiast zakolegowała się z Kate — pewnie dlatego że obie były śliczne — a Hanna napchała się popcornem i czuła się gruba i paskudna. Kiedy tata nazwał ją „swoją małą świnką", nie wytrzymała. Pobiegła do łazienki, wzięła szczoteczkę do zębów z kubka stojącego na umy-walce i wywołała wymioty. Ali nakryła wtedy Hannę, ale obiecała, że dochowa tajemnicy. Jednak od tamtej pory Hanna dowiedziała się 0 niej tego i owego. Ali znała wiele sekretów swoich przyjaciółek i dzięki temu mogła nimi manipulować. Na przykład wmówiła Hannie i pozostałym dziewczynom, że to one spowodowały wypadek Jenny, podczas gdy całą sprawę ukartowała z Jenną. Hanna nie zdziwiłaby się, gdyby się okazało, że tamtego popołudnia Ali wyszła z łazienki 1 opowiedziała wszystko Kate. Po kilku minutach mdłości minęły. Hanna wzięła głęboki wdech, wyprostowała się i sięgnęła do kieszeni po telefon. Napisała nową wiadomość: „Nie uwierzysz. Tata chce, żebym zorganizowała komitet powitalny dla Kate Swiruski. Umówimy się jutro na terapeutyczny manicure, żeby to omówić?". Kiedy przeglądała zapisane w telefonie numery, zdała sobie sprawę, że nie ma do kogo wysłać tego SMS-a. Tylko z Moną umawiała się na manicure. — Hanno? Hanna się odwróciła. Tata uchylił drzwi do łazienki na kilka centymetrów. Miał zatroskany wyraz twarzy. — Wszystko w porządku? — zapytał łagodnym tonem, którego nie używał od kilku miesięcy. Pan Marin podszedł do córki i położył jej dłonie na ramionach. Hanna schyliła głowę. Dawniej, kiedy była w siódmej klasie, przed rozwodem rodziców, miała bardzo dobre relacje z tatą. Kiedy wyjechał z Rosewood i zamieszkał z Isabel i Kate, serce pękło jej na pół. Wydawało się jej, że wymienił brzydką, grubą Hannę o szarobrązo-wych włosach na śliczną, szczupłą i idealną Kate. Kilka miesięcy temu, kiedy Hanna leżała w szpitalu po wypadku spowodowanym przez Monę, tata obiecał jej, że znowu stanie się częścią jej życia. Ale w ciągu tygodnia od swojego

powrotu do Rosewood zajmował się głównie przemeb-lowywaniem domu ściśle wedle wskazówek Isabel — która gustowała w pluszach i frędzlach — i nie miał dla Hanny zbyt wiele czasu. Ale może zamierzał ją za to przeprosić. Może przeprosi również za to, że jesienią odwrócił się od niej i nawet nie chciał poznać jej wersji historii. I za to, że porzucił Hannę dla Isabel i Kate na trzy długie lata. Pan Marin niezręcznie poklepał Hannę po ramieniu. — Słuchaj. Przez całą jesień miałaś na głowie mnóstwo problemów. I pewnie piątkowa rozprawa już cię stresuje. Wiem też, że Kate i Isabel wprowadziły się tutaj bardzo... nagle. Ale, Hanno, dla Kate to ogromna zmiana. Zostawiła w Annapolis przyjaciół, żeby przeprowadzić się tutaj, a ty prawie się do niej nie odzywasz. Musisz zacząć traktować ją jak rodzinę. Uśmiech zniknął z twarzy Hanny. Poczuła się tak, jakby tata przywalił jej w głowę jasnozieloną mydelniczką stojącą na porcelanowej umywalce. Kate na pewno nie po-trzebowała pomocy Hanny. Przypominała Ali. Była zgrabna, śliczna i ściągała na siebie uwagę wszystkich wokół... I potrafiła manipulować ludźmi. Kiedy tata spojrzał na nią spod uniesionych brwi, czekając na odpowiedź, Hanna zdała sobie sprawę, że w jego wypowiedzi zabrakło trzech małych słów. Trzech słów, które wskazywałyby na to, jaki porządek zapanuje teraz w jej domu. Hanna miała zacząć traktować Kate jak rodzinę... w przeciwnym razie...

ROZDZIAŁ 3 ARIA W KRAINIE KONESERÓW SZTUKI -Och. Aria Montgomery zmarszczyła nos, kiedy jej brat Mike zanurzył kawałek chleba w ceramicznej misce z roztopionym szwajcarskim serem. Zakręcił widelcem w naczyniu, wyciągnął go i zlizał długie, ciągnące się pasmo sera. — Czy musisz najprostszą czynność zamieniać w akt seksualny? Mike posłał jej lubieżny uśmiech i sugestywnie żuł chleb. Aria poczuła dreszcze. Nie mogła uwierzyć, że właśnie kończyła się jakże dziwna przerwa świąteczna. Mama Arii i Mike'a, Ella, postanowiła uraczyć ich domowym fondue, bo w piwnicy znalazła przeznaczony do tego zestaw naczyń. Leżał pod pudełkami z ozdobami choinkowymi i zabawkowym torem wyścigowym należącym do Mike'a. Aria była prawie pewna, że Ella i Byron dostali zestaw do fondue w prezencie ślubnym, ale nie ośmieliła się o to zapytać. Próbowała unikać jakichkolwiek rozmów o ojcu. Na przykład nie opowiedziała mamie o kilku godzinach, jakie razem z Mikiem spędzili w towarzystwie Byrona i jego dziewczyny Meredith na stoku narciarskim Niedźwiedzi Pazur w Wigilię. Meredith cały ten czas siedziała w domku, ćwicząc jogę, rozprawiając o swoim nienarodzonym dziecku i błagając Arię, żeby jej pokazała, jak zrobić na drutach buciki dla niemowlęcia. Rodzice Arii od kilku miesięcy pozostawali oficjalnie w separacji, między innymi dlatego że Mona jako A. przysłała Elli list, informując ją o romansie Byrona z Meredith. Aria nie miała wątpliwości, że Ella do dziś się z tym nie pogodziła. Mike spojrzał na butelkę piwa w dłoni Elli. — Na pewno nie mogę łyka? — Nie — odparła Ella. — Trzeci raz ci powtarzam. — Przecież wiesz, że już piłem piwo — Mike uniósł brwi. — Nie w tym domu — Ella wbiła w niego wzrok. — Czemu tak strasznie chce ci się piwa? — zapytała Aria. — Czy mały Mike denerwuje się przed swoją pierwszą randką? — To nie randka. — Mike naciągnął głęboko na czoło swoją grubą wełnianą czapkę. — To tylko spotkanie z koleżanką. Aria uśmiechnęła się chytrze. Nie mogła się nadziwić, że Mike spodobał się jakiejś dziewczynie. Miała na imię Savannah i chodziła do

drugiej klasy w państwowym liceum. Poznali się za pośrednictwem grupy na Facebooku poświęconej — co za niespodzianka! — grze w lacrosse. Najwyraźniej Savannah miała na punkcie tego sportu takiego samego bzika jak Mike. — Mały Mike idzie na randkę do centrum handlowe go — powiedziała śpiewnie Aria. — I co? Pójdziesz na drugą kolację do jakiejś restauracji? Może do Wielkiego Muru z Chińskich Kurczaków pana Wonga? — Zamknij się — warknął Mike. — Idziemy na coś słodkiego do Rive Gauche. I przypominam raz jeszcze, że to nie randka. Przecież ona chodzi do państwowego liceum. — Słowa „państwowe liceum" wypowiedział tak, jak inni mówią „rynsztok pełen szczurów". — Na randki chodzę tylko z bogatymi dziewczynami. Aria zmrużyła oczy. — Jesteś okropny. — A pewnie, miłośniczko Szekspira. Aria zbladła. Mike nazywał Szekspirem Ezrę Fitza, byłego chłopaka Arii i jej byłego nauczyciela literatury. Mona jako A. szantażowała ją także dlatego, że poznała ten sekret. Na szczęście w mediach taktownie nie upub-liczniono wszystkich tajemnic A., Aria jednak podejrzewała, że Mike dowiedział się o niej i Ezrze od Noela Kahna, swojego kolegi z drużyny lacrosse i największego plotkarza w Rosewood Day. Aria kazała Mike'owi przysiąc, że nigdy nie zdradzi tego sekretu Elli, ale on nie mógł się powstrzymać przed nieustannymi aluzjami. Ella nabiła na widelec kawałek chleba. — Może ja też wkrótce pójdę na randkę — wypaliła nagle. Aria odłożyła długi widelec do fondue. Zdziwiła się tak, jakby Ella oznajmiła jej, że zamierza przeprowadzić się z powrotem do Rejkiawiku, gdzie cała rodzina Montgo-merych spędziła prawie trzy lata. — Co? Kiedy? Ella obracała w palcach koraliki niebieskiego naszyjnika. — We wtorek. — Z kim? Ella zniżyła głowę. Aria dostrzegła cieniutkie pasmo siwych włosów. — Z kimś, kogo poznałam na portalu randkowym. Wydawał się miły... ale kto wie? Nie znam go zbyt dobrze. Rozmawialiśmy głównie o muzyce. Oboje lubimy Rolling Stonesów. Aria wzruszyła ramionami. Jeśli chodzi o rocka lat sie-demdziesiątych, to zdecydowanie wolała Velvet Underground. Mick Jagger był chudszy od niej, a Keith Richards po prostu ją przerażał.

— Czym się zajmuje? Ella uśmiechnęła się nieśmiało. — Właściwie nie wiem. Wiem tylko, że ma na imię Wolfgang. — Wolfgang? — Aria o mało nie wypluła na obrus kawałka chleba, który właśnie włożyła do ust. — Jak Wolfgang Amadeusz Mozart? Twarz Elli robiła się coraz bardziej czerwona. — No, może nie pójdę. — Nie, nie, powinnaś pójść! — zawołała Aria. — To świetny pomysł! — Naprawdę się cieszyła. Niby czemu tylko tata ma się dobrze bawić. — Uważam, że to paskudne — odezwał się Mike. — Ludzie po czterdziestce powinni mieć zakaz chodzenia na randki. Aria zignorowała go. — W co się ubierzesz? Ella popatrzyła po sobie. Była w swojej ulubionej bluzce w kolorze bakłażanowym, z kwiatowym motywem wyszytym obok kołnierzyka i plamą po jajecznicy przy szwie. — A to nie może być? Aria otworzyła szeroko oczy i pokręciła głową. — Kupiłam tę bluzkę w zeszłym roku w tej ślicznej wiosce rybackiej w Danii - próbowała się bronić Ella. - Byliście tam ze mną! Sprzedała nam to ta stamszka bez zębów. — Musimy kupić ci coś innego. - Aria nie dawała za wygraną. - I zafarbować ci włosy. I to ja zrobię ci makijaż. Przymknęła oczy, wyobrażając sobie półeczkę z kosmetykami mamy w łazience. Zazwyczaj stały na niej słoiczki z akwarelami, puszki z terpentyną i biżuteria, którą sama robiła, choć rzadko kiedy udawało jej się coś skończyć. — Masz w ogóle jakieś kosmetyki do makijażu? Ella napiła się piwa. — Powinnam mu się spodobać bez tych wszystkich... ozdóbek. ~ Nadal będziesz sobą. Ale w lepszej wersji — przekonywała Aria. Mike spoglądał to na jedną, to na drugą i nagle go oświeciło. — Wiecie, co naprawdę sprawia, że kobiety wyglądają lepiej? Implanty. Ella zebrała talerze i włożyła do zlewu. — Dobrze — powiedziała do Arii. — Pozwolę ci zrobić mnie na bóstwo na moją randkę. Ale teraz muszę zawieźć Mike'a na jego randkę. — To nie randka! — zajęczał Mike i poszedł do swojego pokoju. Aria i Ella parsknęły śmiechem. Kiedy Mike zniknął, spojrzały na siebie nieśmiało, jakby między nimi nawiązała się nagle nić porozumienia.