kari23abc

  • Dokumenty125
  • Odsłony38 716
  • Obserwuję47
  • Rozmiar dokumentów151.8 MB
  • Ilość pobrań25 381

Shepard Sara - PLL- 06 - Zabójcze

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :657.8 KB
Rozszerzenie:pdf

Shepard Sara - PLL- 06 - Zabójcze.pdf

kari23abc EBooki Shepard Sara Pretty Little Liars
Użytkownik kari23abc wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 205 stron)

PROLOG O ILE MNIE PAMIĘĆ NIE MYLI... Jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś mogła zapamiętać każdą jego sekundę? Nie tylko ważne wydarzenia, które i tak wszyscy pamiętają, ale również drobiazgi. Na przykład to, że z twoją przyjaciółką połączyła cię nienawiść do brzydkiego zapachu kleju kauczukowego w trzeciej klasie na zajęciach z plastyki. Albo że chłopaka, w którym podkochiwałaś się w ósmej klasie, po raz pierwszy zobaczyłaś, jak idzie na boisko szkolne z piłką w jednej ręce, a iPodem w drugiej. Ale każde błogosławieństwo może obrócić się w przekleństwo. Twoja nowa superpamięć zarejestrowałaby też każdą kłótnię z najlepszą przyjaciółką. Bez końca przeżywałabyś ten moment, kiedy twój piłkarz usiadł w czasie lunchu obok innej dziewczyny. Z taką pamięcią przeszłość nagle zrobiłaby się znacznie bardziej paskudna. Wydaje ci się, że to twój sprzymierzeniec? Przyjrzyj się lepiej. Może ten ktoś wcale nie jest taki miły, na jakiego wygląda. A czy ta przyjaciółka zawsze stała za tobą murem? Ups! Chyba jednak nie zawsze. Gdyby cztery śliczne dziewczyny z Rosewood nagle posiadły taką właśnie superpamięć, może lepiej wiedziałyby, komu ufać, a od kogo trzymać się z daleka. Ale może wtedy ich przeszłość wydawałaby się im jeszcze bardziej pozbawiona sensu. Pamięć to dziwna rzecz. I czasem jesteśmy skazani na powtarzanie tego, o czym zapomnieliśmy. Na rogu ślepej uliczki stał wiktoriański dom otoczony krzewami różanymi, z tarasem wyłożonym tekowym drewnem. Tylko garstka wybrańców miała okazję wejść do środka, ale wszyscy wiedzieli, kto tam mieszka: najpopularniejsza dziewczyna w szkole. Dziewczyna, która dyktowała modę, łamała serca chłopakom i decydowała o tym, kto był popularny, a kto nie. Każdy facet chciał z nią chodzić, każda dziewczyna chciała nią być. Oczywiście mowa o Alison DiLaurentis. Był spokojny poranek na początku września w Rosewood w stanie Pensylwania, sielskim miasteczku oddalonym o czterdzieści kilometrów od Filadelfii. Pan Cava-naugh, który mieszkał naprzeciwko DiLaurentisów, wyszedł przed dom po gazetę. Brązowy retriever Vanderwaalów, którzy mieszkali kilka domów dalej, biegał wzdłuż

ogrodzenia i szczekał na wiewiórki. Tu każdy kwiatek i każdy liść miał swoje miejsce... Cztery szóstoklasistki zakradały się na podwórko DiLaurentisów w tym samym momencie. Emily Fields ukryła się za wysokimi krzakami pomidorów. Nerwowo pociągała za sznurki od swojej bluzy z emblematem drużyny pływackiej. Nigdy wcześniej nie weszła nieproszona na teren czyjegoś domu, a już na pewno nie domu najładniejszej i najpopularniejszej dziewczyny w szkole. Aria Montgomery stanęła skulona za potężnym dębem, dotykając dłonią wyszywanej tuniki. Tata przywiózł ją jej z kolejnej konferencji na temat historii sztuki, na którą pojechał do Niemiec, przyjmując zaproszenie dosłownie w ostatniej chwili. Hanna Marin zostawiła rower za wielkim kamieniem obok szopy na narzędzia. W my-ślach układała plan ataku. Spencer Hastings przyszła od strony sąsiadującego z domem DiLaurentisów podwórka i kucnęła za bujnym krzakiem malin. Wdychała trochę słodkawy, trochę kwaskowy zapach owoców. Wszystkie w milczeniu obserwowały olbrzymie okno w tylnej ścianie domu DiLaurentisów. W kuchni przesuwały się cienie domowników. Z łazienki na piętrze dobiegały jakieś krzyki. Trzasnęła gałązka. Ktoś zakaszlał. Dokładnie w tym samym momencie każda z nich zdała sobie sprawę, że nie jest sama. Spencer zauważyła Emily stojącą pod samym lasem. Emily dostrzegła Hannę skuloną za wielkim kamieniem. Hanna zauważyła Arię schowaną za drzewem. Wszystkie wyszły na podwórko Ali i stanęły w kole. — Co tu robicie? — zapytała Spencer. Znała Emily, Hannę i Arię z konkursu dla czytelników biblioteki w Rosewood. Wszystkie brały w nim udział, ale to Spencer wygrała. Nie przyjaźniły się. Emily należała do tych dziewczyn, które się czerwienią, gdy nauczyciel wywoła je do tablicy. Hanna, ubrana tego dnia w nieco za ciasne dżinsy, wyglądała na osobę bardzo zakompleksioną. AAria — no cóż, chyba tego dnia miała na sobie skórzane szorty. Spencer była pewna, że Aria nie przyjaźni się z nikim, co najwyżej z przyjaciółkami ze swojej wyobraźni. — Hm, nic — odparła Hanna. — Nic. — Aria podejrzliwie patrzyła na pozostałe dziewczyny. Emily tylko wzruszyła ramionami. — A co ty tu robisz? — spytała Hanna, zwracając się do Spencer. Spencer westchnęła. Było oczywiste, że przyszły tu z tego samego powodu. Dwa dni wcześniej w elitarnej szkole, do której wszystkie

chodziły, ogłoszono początek gry w kapsułę czasu. Co roku wszyscy czekali na ten moment. Dyrektor Appleton ciął na kawałki jasnoniebieski sztandar Rosewood Day, uczniowie starszych klas ukrywali je w całym mieście, a w głównym holu szkoły nauczyciele rozmieszczali podpowiedzi dla poszukiwaczy przygód. Ten, kto znalazł kawałek sztandaru, mógł go udekorować według swego uznania, a kiedy już odszukano wszystkie fragmenty, zszywano sztandar. Odbywał się uroczysty apel na cześć zwycięzców, a kapsułę czasu zakopywano za boi-skiem do piłki nożnej. Uczniowie, którzy znajdowali kawałki sztandaru, przechodzili do legendy. Pamięć o nich miała trwać wiecznie. W szkole takiej jak Rosewood Day trudno było się wyróżnić, a jeszcze trudniej było zdobyć kawałek sztandaru. Szanse wszystkich wyrównywała jednak specjalna klauzula w regulaminie gry, która pozwalała wykraść zdobywcy jego trofeum, póki nie zakopano kapsuły. Dwa dni wcześniej pewna śliczna osóbka chwaliła się wszem wobec, że jeden kawałek ma już w kieszeni. A teraz cztery szare myszki chciały skorzystać z prawa, które dawała im klauzula o kradzieży. Chciały wykraść trofeum, gdy jego właścicielka najmniej się tego spodziewała. Pomysł, by zabrać Alison jej kawałek sztandaru, był niezwykle ekscytujący. Z jednej strony można było się do niej zbliżyć. Z drugiej, najładniejsza dziewczyna w Rosewood Day przekonałaby się wreszcie, że nie zawsze może dostać to, czego chce. Alison DiLaurentis z pewnością zasługiwała na konfrontację z twardą rzeczywistością. Spencer przeszyła wzrokiem pozostałe dziewczyny. — Ja tu byłam pierwsza. Trofeum należy do mnie. — Ja przyszłam przed tobą — zaprotestowała Hanna. — Widziałam, jak kilka minut temu wychodziłaś ze swojego domu. Aria tupnęła obcasem swoich fioletowych zamszowych butów i wbiła wzrok w Hannę. — Ty też się tu zjawiłaś dopiero przed chwilą. Ja byłam tu przed wami. Hanna dumnie uniosła głowę i obrzuciła wzrokiem nieporządnie zaplecione warkoczyki Arii oraz plątaninę naszyjników, które nosiła. — A kto ci uwierzy? — Dziewczyny, patrzcie. Emily wskazała podbródkiem na dom DiLaurentisów i położyła palec na ustach. Z kuchni dobiegały jakieś głosy. — Nie — mówił głos Ali. Dziewczyny wytężyły słuch. — Nie— przedrzeźniał ją wysoki głos. — Przestań! — krzyknęła Ali.

— Przestań! — powtórzył jak echo drugi głos. Emily się skrzywiła. Jej starsza siostra Carolyn w taki sam sposób przedrzeźniała ją piskliwym głosem. Emily tego nienawidziła. Zastanawiała się, czy ten drugi głos należy do brata Alison Jasona, który chodził do czwartej klasy liceum. — Dość tego! — zawołał ktoś dorosły. Rozległ się głuchy odgłos i dźwięk rozbijanego szkła. Kilka sekund później otworzyły się drzwi na patio i z domu wybiegł Jason, w byle jak naciągniętej bluzie, z rozsznurowanymi butami i purpurowymi policzkami. — Cholera — szepnęła Spencer. Wszystkie cztery ukryły się w krzakach. Jason przeszedł przez podwórko i stanął na skraju lasu. Spojrzał w lewo. Wyglądał tak, jakby miał ochotę komuś przyłożyć. Dziewczyny podążyły za jego wzrokiem. Jason patrzył na podwórko przy domu Spencer. Siostra Spencer Melissa i jej nowy chłopak łan Thomas siedzieli na krawędzi jacuzzi. Kiedy zobaczyli, że Jason się na nich gapi, zamarli. Minęło kilka sekund ciężkiej jak ołów ciszy. Dwa dni wcześniej, kiedy Ali przechwalała się przed całą szkołą, łan i Jason pokłócili się o nią przy wszystkich. Może ich kłótnia się nie skończyła. Jason odwrócił się sztywno i wszedł do lasu. Drzwi do domu zamknęły się z hukiem i dziewczyny się skuliły. Ali stała przed domem i rozglądała się. Długie blond włosy spływały jej na ramiona, a ciemnoróżowy T-shirt podkreślał bladość jej cery. — Możecie już wyjść! — krzyknęła. Emily otworzyła szeroko swoje brązowe oczy. Aria nadal siedziała skulona. Spencer i Hanna mocno zacisnęły usta. - Mówię poważnie. — Ali w sandałkach na koturnie z gracją zeszła na taras po schodach. Jako jedyna szóstoklasistka miała dość odwagi, by chodzić do szkoły w butach na obcasach, choć pozwalano na to dopiero uczniom klas licealnych. - W i e m, że tam jesteście. Jeśli przyszliście po mój kawałek sztandaru, to już go nie ma. Ktoś go ukradł. Spencer wyszła zza krzaka. Zżerała ją ciekawość. - Co? Kto? Aria wyszła jako druga. Potem Emily i Hanna. Ktoś je ubiegł? Ali westchnęła i usiadła na kamiennej ławeczce obok małej sadzawki z rybami koi. Dziewczyny stały nieruchomo, ale ona przywołała je gestem. Z bliska pachniała mydłem waniliowym i miała niewiarygodnie długie rzęsy. Zsunęła buty i zanurzyła stopy w miękkiej, zielonej trawie. Paznokcie u nóg miała pomalowane na jasnoczerwony kolor. - Nie wiem kto — odparła. — Jeszcze chwilę temu miałam sztandar w

torebce. A potem zniknął. Już go ozdobiłam. Narysowałam naprawdę fajną żabę z mangi, logo Chanel i hokeistkę. Masę czasu zajęło mi rysowanie inicjałów Louisa Vuittona, które skopiowałam z torebki mamy. Wyszło mi perfekcyjnie. - Spojrzała na nie swoimi szafirowymi oczami i wydęła usta. - Ten frajer, który mi to zabrał, zniszczy moją pracę, jestem tego pewna. Dziewczyny powiedziały, jak bardzo im przykro, i nagle każda poczuła ulgę, że to nie ona ukradła Ali trofeum. Przecież nikt nie chciałby zasłużyć na miano frajerki. -Ali? Wszystkie odwróciły się w jednej chwili. Pani DiLaurentis wyszła przed dom. Wyglądała tak, jakby wybierała się na uroczysty lunch. Miała na sobie szarą sukienkę od Diane von Furstenberg i buty na wysokich obcasach. Przez chwilę przyglądała się niepewnie dziewczynom. Przecież nigdy żadnej nie spotkała na swoim podwórku. - Jedziemy, dobrze? - Dobra. — Ali uśmiechnęła się słodko i pomachała jej. — Pa! Pani DiLaurentis stała jeszcze chwilę, jakby chciała coś dodać. Ali odwróciła się i zupełnie ją zignorowała. Pokazała palcem na Spencer. - Ty jesteś Spencer, prawda? Spencer pokiwała nieśmiało głową. Ali przyjrzała się badawczo pozostałym. Aria przypomniała jej swoje imię. Potem przedstawiły się Hanna i Emily Ali skinęła każdej z nich. Uwielbiała takie gierki. Oczywiście pamiętała ich imiona, ale udając, że nie pamięta, dała im do zrozumienia, że w wielkiej hierarchii szkolnej ich imiona nie znaczą zupełnie nic. Dziewczyny nie wiedziały, czy powinny czuć się poniżone czy docenione. Przecież Ali teraz zapytała je o imiona. - Gdzie byłaś, kiedy cię okradziono? - zapytała Spencer, próbując zwrócić na siebie uwagę Ali. Ali zamrugała zdumiona. - Hm, w centrum handlowym. - Zaczęła obgryzać paznokieć u małego palca. - W którym sklepie? - dopytywała się Hanna. -W Tiffanym? W Seph orze? — Hanna myślała, że zrobi na Ali wrażenie, udowadniając, że zna nazwy wszystkich luksusowych sklepów. - Może — zamruczała Ali. Spojrzała na las. Jakby czegoś wypatrywała. Albo kogoś. Drzwi do domu znowu trzasnęły. Pani DiLaurentis wróciła do środka. — Tych kradzieży powinno się zabronić. — Aria przewróciła oczami. — To zwykłe chamstwo...

Ali założyła włosy za uszy i wzruszyła ramionami. W pokoju na górze ktoś zapalił światło. — A gdzie Jason ukrył ten kawałek? - zapytała Emily. Ali obudziła się z zamyślenia i nagle zesztywniała. -Hm? Emily przestraszyła się, że palnęła jakieś głupstwo. — Parę dni temu mówiłaś, że Jason powie ci, gdzie ukrył kawałek sztandaru. To ten znalazłaś, tak? Tak naprawdę Emily o wiele bardziej zainteresował hałas, który usłyszały wcześniej z wnętrza domu. Czy Ali pokłóciła się z Jasonem? Czy Jason ją przedrzeźniał? Nie ośmieliła się jednak o to zapytać. — Och. - Ali coraz szybciej obracała srebrny pierścionek, który zawsze nosiła na palcu. - A tak, ten właśnie znalazłam. Odwróciła się w stronę ulicy. Kremowy mercedes, który często przywoził ją do szkoły, powoli wyjechał na podjazd, zatrzymał się, a potem skręcił w prawo. Ali westchnęła i spojrzała na dziewczyny tak, jakby ich wcześniej w ogóle nie widziała. — No to... na razie. Odwróciła się i weszła do domu. Za chwilę światło na górze zgasło, a potem znowu się zapaliło. Zadźwięczały dzwoneczki na tarasie DiLaurentisów. Przez podwórko kilkoma susami przebiegła wiewiórka. Dziewczyny przez chwilę stały nieruchomo. Kiedy zdały sobie sprawę, że Ali nie wróci, pożegnały się sztywno i każda ruszyła w swoją stronę. Emily przeszła przez podwórko na ulicę. Była wdzięczna losowi, że Ali w ogóle do nich przemówiła. Aria ruszyła w stronę lasu, zła na siebie za to, że tu przyszła. Spencer powlokła się do domu, zażenowana tym, że Ali zbyła ją tak jak pozostałe, łan i Melissa weszli do domu i teraz pewnie całowali się na kanapie w salonie. Jakie to wstrętne. Hanna wyciągnęła rower zza kamienia. Zauważyła czarnego kota siedzącego na chodniku przed domem Ali. Zaniepokoiła się. Czy siedział tam już wcześniej? Wzruszyła ramionami i odwróciła się. Skręciła ze ślepej uliczki na główną drogę. Każda czuła tę samą gorycz porażki. Co sobie wyobrażały, myśląc, że zdołają wykraść trofeum najpopularniejszej dziewczynie w szkole? Niby czemu w ogóle ośmieliły się o tym pomyśleć? Pewnie Ali wróciła do domu, zadzwoniła do swoich najlepszych przyjaciółek Naomi Zeigler i Riley Wolfe i wyśmiała cztery fajtłapy, które zakradły się na jej podwórko. Przez krótką chwilę wydawało się im, że Ali zaoferuje im swoją przyjaźń, ale teraz szanse na nią zostały definitywnie pogrzebane. A może jednak nie?

W poniedziałek gruchnęła wieść, że Ali ukradziono jej zdobycz. Pojawiła się też druga plotka. Ali pokłóciła się na śmierć i życie z Naomi i Riley. Nikt nie wiedział o co ani kiedy. Nikt nie wiedział, kiedy to się zaczęło. Wiadomo było tylko, że najbardziej pożądana paczka w szóstej klasie teraz zmniejszyła się o kilka osób. Kiedy Ali zaczęła rozmawiać ze Spencer, Hanną, Emily i Arią w czasie charytatywnej imprezy w następną sobotę, wszystkie pomyślały, że to jej kolejny złośliwy kawał. Ale tym razem pamiętała ich imiona. Pochwaliła Spencer za jej świetne wyniki z ortografii. Z podziwem przyglądała się nowym butom Hanny 1 kolczykom z pawich piór, które tata przywiózł Arii z Maroka. Zdumiała się, że Emily potrafi unieść pudło pełne zimowych kurtek. Nawet się me spodziewały, że Ali zaprosi je na piżamową imprezę do siebie do domu. A potem na kolejną i jeszcze jedną. Pod koniec września, kiedy zabawa w kapsułę czasu dobiegła końca i wszyscy zwycięzcy oddali swoje łupy, w szkole rozeszła się jeszcze jedna plotka. Ali miała cztery nowe przyjaciółki. Siedziały obok siebie w czasie apelu ku czci zwycięzców gry w auli szkoły i patrzyły, jak dyrektor Appleton wywołuje na środek każdego, kto znalazł kawałek sztandaru. Kiedy ogłosił, że ten fragment, który znalazła Alison DiLaurentis, me został oddany i dlatego wyeliminowano go z gry, dziewczyny ścisnęły dłonie swojej nowej przyjaciółki. - To nie fair - szeptały. - To należało do ciebie. Tak ciężko nad tym pracowałaś. Ale jedna z nowych przyjaciółek Ali, siedząca na końcu rzędu, trzęsła się tak, że musiała dłońmi przytrzymywać kolana. Aria wiedziała, gdzie przepadło trofeum Ali. Czasem po wieczornej rozmowie konferencyjnej z wszystkimi przyjaciółkami jej wzrok wędrował w stronę pudełka po butach stojącego w szafie na górnej półce. Wtedy czuła w środku gorzki ból. Nie wątpiła jednak, że postąpiła właściwie, nie przyznając się do tego, że weszła w posiadanie skarbu Ali. I nigdy go nie oddała. Jej życie zmieniło się na lepsze. Miała przyjaciółki. Miała z kim siedzieć w czasie obiadu i z kim spędzać weekendy. Najlepiej było zapomnieć o tym wszystkim... na zawsze. Może Aria nie zapomniała o wszystkim tak szybko, jak sobie tego życzyła. Może powinna była wyciągnąć pudełko i przyjrzeć się dokładnie kawałkowi sztandaru. Mieszkała w Rosewood, a tutaj wszystko miało swoje szczególne znaczenie. Może Aria potrafiłaby wyczytać z trofeum Ali jej najbliższą przyszłość. Jej śmierć.

ROZDZIAŁ 1 ZABAWA W CHOWANEGO Spencer Hastings cała się trzęsła w mroźnym wieczornym powietrzu. Schyliła głowę, żeby ominąć kolczastą gałąź dzikiej róży. - Tędy! - zawołała przez ramię, wchodząc w leśną gęstwinę rozciągającą się za domkiem, w którym kiedyś mieszkała Melissa. - To tu go widziałyśmy. Jej dawne najlepsze przyjaciółki - Aria Montgomery, Emily Fields i Hanna Marin - szybko za nią podążyły. Wszystkie człapały niezdarnie w butach na wysokich obcasach, podnosząc do góry swoje eleganckie sukienki. Była sobotnia noc. Właśnie wyszły z imprezy charytatywnej, która odbywała się w domu Spencer. Emily pojękiwała, a po twarzy płynęły jej łzy. Aria szczękała zębami, jak zawsze, kiedy się bardzo bała. Hanna nie mogła wydobyć z siebie głosu, patrzyła tylko przed siebie szero-ko otwartymi oczami. W ręku trzymała srebrny świecznik, który zabrała z jadalni Hastingsów. Inspektor Darren Wilden, najmłodszy policjant w mieście, szedł za nimi krok w krok, kierując snop światła z latarki na ogrodzenie z giętego żelaza, które oddzielało podwórko domu Spencer od domu, który niegdyś należał do rodziny Alison DiLaurentis. - Leży na polanie! Musimy iść dalej tą drogą! - zawołała Spencer. Zaczął padać śnieg. Najpierw z nieba posypał się biały puch, a potem ciężkie, mokre płatki. Spencer zobaczyła po lewej stronie domek, w którym trzy i pół roku wcześniej po raz ostatni widziała Ali żywą. Po prawej mijała odkopany w połowie dół, gdzie we wrześniu znaleziono ciało Ali. Przed nią rozciągała się polana, na której kilka chwil wcześniej natknęła się na martwe ciało lana Thomasa, byłego chłopaka jej siostry Melissy, który zamordował Ali. To znaczy, prawdopodobnie ją zamordował. Spencer poczuła taką ulgę, kiedy lana aresztowano za zabójstwo Ali. Jego wina nie budziła najmniejszych wątpliwości. W siódmej klasie, w ostatni dzień roku szkolnego, Ali postawiła mu ultimatum: albo zerwie z Melissą, albo Ali powie całemu światu, że ma romans z łanem. Znudzony jej gierkami łan spotkał się z Ali tamtego wieczoru. Emocje wzięły górę i... zabił ją. Tamtej nocy Spencer widziała Ali z łanem w lesie, choć to traumatyczne wspomnienie wypierała z pamięci przez trzy i pół roku. Ale w przededniu swojego procesu łan złamał zasady aresztu domowego i

spotkał się ze Spencer na patio przy jej domu. Błagał ją, żeby nie zeznawała przeciwko niemu. Twierdził, że ktoś inny zabił Ali, a on jest o krok od odkrycia jakiegoś przerażającego sekretu, który dowiedzie jego niewinności i wywoła rewolucję w życiu Spencer. Cały problem polegał na tym, że łan nie zdążył zdradzić Spencer tej wielkiej tajemnicy. Zniknął w zeszły piątek, zanim rozpoczęła się pierwsza rozprawa przeciwko niemu. Kiedy wszystkie siły porządkowe w Rosewood ruszyły na poszukiwanie zbiega, przeczesując całą okolicę, Spencer musiała zrewidować wszystko, w co do tej pory święcie wierzyła. To łan popełnił morderstwo... czy nie? Czy naprawdę widziała go wtedy z Ali... czy może stał obok niej ktoś inny? Nagle, w czasie przyjęcia w jej rodzinnym domu, ktoś przedstawiający się jako Ian_T przysłał jej SMS-a: „Spencer, spotkajmy się w lesie, tam gdzie ona umarła. Pokażę ci coś". Spencer pobiegła do lasu, zastanawiając się, jak poskładać do kupy wszystkie elementy tej układanki. Kiedy dotarła do polany, spojrzała w dół i krzyknęła. Na ziemi leżał łan, cały siny, z pustymi, szklanymi oczami. Za moment obok niej pojawiły się Aria, Hanna i Emily. W tej samej chwili wszystkie dostały dokładnie takiego samego SMS-a od nowego A.: „Musiał odejść". Pobiegły do domu Spencer po Wildena, który gdzieś się zaszył. Kiedy Spencer wyszła jeszcze raz na podjazd dla samochodów, inspektor zjawił się tam, jakby wyrósł spod ziemi. Stał obok jednego z zaparkowanych aut. Gdy ją zobaczył, spojrzał na nią spłoszony, jakby Spencer przyłapała go na jakimś przestępstwie. Zanim zdążyła go zapytać, gdzie się podziewał przez tyle czasu, pozostałe dziewczyny wybiegły z domu. W panice błagały go, żeby poszedł z nimi do lasu. Dlatego teraz wszyscy szli w kierunku polany. Spencer zatrzymała się, bo rozpoznała jedno z drzew o poskręcanych konarach. Minęła stary pień po ściętym dębie. Widziała, że trawa jest wydeptana. Wiatr ustał zupełnie. Wydawało się jej, że w powietrzu brakuje tlenu. - To tutaj! — zawołała. Spojrzała w dół, przygotowana na przerażający widok. - O Boże — wyszeptała. Ciało lana... zniknęło. Zachwiała się i zrobiła krok w tył. Złapała się za głowę. Zamrugała oczami i spojrzała ponownie w dół. Jeszcze pół godziny temu dokładnie tutaj leżało ciało lana. Teraz miejsce to pokrywała cieniutka warstwa śniegu. Ale... jak to możliwe? Emily zasłoniła usta dłonią i westchnęła przerażona.

- Spencer - wyszeptała z niepokojem w głosie. Aria krzyknęła cicho. - Gdzie on jest!? - zawołała, rozglądając się z przerażeniem. - Przecież leżał tutaj. Hanna zbladła. Słowa nie chciały przejść jej przez gardło. Za nimi rozległ się niepokojący, wysoki skrzekot. Wszyscy podskoczyli, a Hanna mocniej ścisnęła świecznik w dłoni. Okazało się, że to tylko krótkofalówka, którą Wilden nosił przy pasku. Popatrzył na przerażone twarze dziewczyn, a potem na puste miejsce na ziemi. - Może widziałyście go gdzie indziej? Spencer pokręciła głową. Czuła, jak niewidzialne kleszcze zaciskają się wokół jej klatki piersiowej. - Nie. Znalazłyśmy go tutaj. Chwiejąc się i potykając, podeszła do zbocza wąwozu i uklękła na ziemi pokrytej roztapiającym się śniegiem. Zgnieciona trawa wskazywała na to, że niedawno leżało na niej coś ciężkiego. Wyciągnęła dłoń, by dotknąć ziemi, ale nagle ją cofnęła w przerażeniu. Nie miała odwagi dotknąć miejsca, na którym przed chwilą leżało martwe ciało. - Może łan był tylko ranny, a nie martwy? - Wilden kręcił w palcach metalowy kapsel kurtki. - Może uciekł, kiedy odeszłyście? Spencer otworzyła szeroko oczy, jakby rozważała taką możliwość. Emily pokręciła energicznie głową. - To niemożliwe, że był tylko ranny. - Na pewno nie żył - przytaknęła Hanna. - Był... cały siny. - Może ktoś zabrał stąd ciało - włączyła się Aria. - Zostawiłyśmy go tu ponad pół godziny temu. To sporo czasu. - Ja widziałam tu jeszcze kogoś - wyszeptała Hanna. -Stał nade mną, kiedy upadłam. Spencer odwróciła się gwałtownie i spojrzała na mą. - Co takiego? No dobra, w ciągu ostatnich trzydziestu minut sporo się wydarzyło, ale Hanna mogła wspomnieć o tym wcześniej. Emily też wlepiła wzrok w Hannę. - Wiesz, kto to był? Hanna się zawahała. - Miał na głowie kaptur. Wydawało mi się, że to facet, ale nie mam pewności. Może to on zaciągnął ciało lana w inne miejsce. - Może to A. - Spencer czuła, jak serce wali jej w piersi. Wyjęła z kieszeni kurtki swój telefon i podsunęła Wil- denowi ostatnią wiadomość od A. „Musiał odejść". Wilden rzucił okiem na telefon Spencer, a po chwili jej go oddał. Zacisnął

mocno zęby. — Nie wiem, ile razy jeszcze muszę to powtórzyć. Mona nie żyje. Ten A. to jakiś naśladowca. Ucieczka lana to żaden sekret. Cały kraj się o niej dowiedział. Spencer spojrzała zakłopotana na pozostałe dziewczyny. Zeszłej jesieni Mona Vanderwaal, ich koleżanka z klasy i najlepsza przyjaciółka Hanny, szantażowała je, przysyłając im SMS-y z pogróżkami, podpisane tylko jedną literą — A. Mona zrujnowała życie każdej z nich, a nawet planowała je zabić. Potrąciła Hannę samochodem i próbowała zepchnąć Spencer na dno kamieniołomu. Mona spadła ze skał i skręciła sobie kark. Dziewczynom wydawało się, że nic im nie grozi... ale w zeszłym tygodniu zaczęły dostawać kolejne pogróżki od nowego A. Naj-pierw myślały, że przysyłał je łan, bo SMS-y zaczęły przy-chodzić, kiedy łan został tymczasowo zwolniony z więzienia. Ale Wilden nie chciał w to wierzyć. Powtarzał, że to niemożliwe, łan nie miał dostępu do telefonu komórkowego, a poza tym pozostawał w areszcie domowym, więc nie mógł swobodnie poruszać się po okolicy i stale ich obserwować. — A. istnieje. — Emily pokręciła gwałtownie głową. — A jeśli A. to zabójca lana, który zabrał też gdzieś jego ciało? — Może A. to również zabójca Ali — dodała Hanna, nadal zaciskając palce wokół świecznika. Wilden polizał wargi. Przez chwilę myślał. Wielkie płatki śniegu lądowały na jego głowie, ale on nawet ich nie odgarniał. — Dziewczyny, nie dajcie się zwariować. To I a n zabił Ali. I wiecie o tym tak dobrze jak ja. Aresztowaliśmy go na podstawie dowodów, które wy dostarczyłyście. - A jeśli ktoś go wrobił? - Spencer nie dawała za wygraną. - A jeśli zabójstwo Ali to sprawka A., a łan się o tym dowiedział? Już miała na końcu języka zdanie: „Może właśnie to próbuje zatuszować policja?". To właśnie zasugerował łan w czasie ich rozmowy. Wilden dotknął palcami emblematu policji Rosewood wyszytego na kieszeni kurtki. - Czy łan nakładł ci do głowy tych bzdur w czasie waszej rozmowy na patio w czwartek, Spencer? Spencer zamarła. - Skąd pan o tym wie? Wilden wbił w nią wzrok. - Właśnie telefonowano do mnie z posterunku. Dostaliśmy taką informację. Ktoś was wtedy widział. -Kto?

- To był anonim. Spencer zakręciło się w głowie. Spojrzała na przyjaciółki. Tylko im powiedziała o swoim spotkaniu z łanem. Wy glądały teraz na zupełnie zdezorientowane i zszokowane. O jej spotkaniu z łanem wiedziała jeszcze jedna osoba. A. - Dlaczego natychmiast nas nie powiadomiłaś? - Wilden nachylił się do Spencer. Jego oddech pachniał kawą. -Wsadzilibyśmy go od razu za kratki. Nigdy by nie uciekł. - Dostałam takiego SMS-a od A. Pokazała Wildenowi wiadomość: „Gdyby nasza mała Miss Nieporządnicka nagle zniknęła, to czy kogoś by to obeszło?". Wilden kołysał się na piętach. Wpatrywał się przez chwilę w to miejsce na ziemi, gdzie jeszcze niedawno leżał łan, a potem westchnął. — Słuchajcie, wrócę do domu i zbiorę ekipę. Na waszym miejscu nie wierzyłbym, że wszystko jest sprawką A. Spencer przyglądała się krótkofalówce przy jego biodrze. — Dlaczego nie wezwie ich pan tutaj? — zapytała. — Moglibyście zacząć poszukiwania od razu. Wilden spojrzał na nią z zakłopotaniem, jakby nie spodziewał się takiego pytania. - Pozwólcie, że zajmę się swoją robotą. Muszę... trzymać się przepisów. — Przepisów? — powtórzyła jak echo Emily. - O Boże - westchnęła Aria. - On nam nie wierzy. - Wierzę wam, naprawdę. - Wilden schylił się, żeby przejść pod kilkoma nisko zwisającymi gałęziami. - Ale najlepiej zrobicie, jak pójdziecie do domu i położycie się do łóżek. Zajmę się wszystkim. Podmuch zimnego wiatru rozwiał frędzle przy szarym wełnianym szaliku, który Spencer zdążyła na siebie narzucić, zanim wyszli z domu. Zza mgły wyłonił się srebrny księżyc. W ciągu kilku sekund snop światła z latarki Wil-dena zniknął wśród drzew. Spencer zastanawiała się, dlaczego tak bardzo chciał się ich pozbyć. Chciał jak najszybciej znaleźć w lesie ciało lana... a może uciekł przed nimi z innego powodu? Odwróciła się i patrzyła na pusty wąwóz. Modliła się w myślach, by ciało lana wróciło tam, gdzie je znalazła. Oczyma wyobraźni wciąż widziała jego nienaturalnie wykręconą szyję i oczy, jedno otwarte, a drugie zamknięte, jakby je ktoś zalepił. Na prawej dłoni wciąż miał platynowy pierścionek z emblematem szkoły i błękitnym kamieniem, który połyskiwał w świetle księżyca. Wszystkie dziewczyny wpatrywały się w to samo miejsce. Nagle daleko w lesie rozległ się głośny trzask. Hanna

chwyciła Spencer za rękę, a Emily pisnęła ze strachu. Zamarły. Spencer słyszała w uszach własny, dudniący puls. - Chcę do domu - oznajmiła Emily ze łzami w oczach. Pokiwały głowami. Każda z nich myślała o tym samym. Pozostawione bez opieki policji, nie czuły się bezpiecznie. Ruszyły w stronę domu Spencer. Kiedy wyszły z wąwozu, Spencer dostrzegła pośród drzew złotą poświatę latarki Wildena. Stanęła, a serce podeszło jej do gardła. — Dziewczyny - wyszeptała i pokazała przed siebie palcem. Nagle Wilden zgasił latarkę, jakby przeczuwał, że idą za nim. Słychać było, jak jego kroki coraz bardziej się oddalały, a po chwili zapadła cisza. Wbrew temu, co powiedział, wcale nie wrócił do domu Spencer, żeby zebrać ekipę. Zaczął szybko wchodzić w głąb lasu... w dokładnie przeciwnym kierunku.

ROZDZIAŁ 2 CO MA BYĆ, TO BĘDZIE Następnego dnia rano Aria siedziała przy żółtym plastikowym stole w kuchni w domu swojego ojca w Old Hollis, miasteczku uniwersyteckim. Jadła płatki kukurydziane z mlekiem sojowym i próbowała czytać „Gońca Filadelfijskiego". Jej tata Byron rozwiązał już krzyżówkę, zostawiając na stronie rozmazane plamy tuszu. Meredith, była studentka Byrona i jego obecna narzeczona, siedziała w salonie przylegającym do kuchni. Zapaliła kilka kadzidełek o zapachu paczuli i w całym domu zaczęło pachnieć jak w sklepie zielarskim. Z telewizora dobiegały kojące dźwięki fal i pisk mew. - Gdy rozpocznie się skurcz, weź głęboki, oczyszczający oddech przez nos - mówił kobiecy głos. - Wydychając powietrze, powtarzaj: „Hee, hee, hee". Spróbujmy razem. — Hee, hee, hee - dyszała Meredith. Aria jęknęła i przewróciła oczami. Meredith była w piątym miesiącu ciąży i od godziny oglądała film instruktażowy dla przyszłych matek. Dzięki temu Aria dowiedziała się wszystkiego na temat technik oddechowych, piłek porodowych i niebezpieczeństw związanych ze znieczuleniem zewnątrzoponowym. Po nieprzespanej nocy Aria zadzwoniła do ojca i zapytała, czy może na trochę się u niego zatrzymać. Zanim jej mama Ella się obudziła, Aria spakowała kilka najpotrzebniejszych rzeczy do torby z podszewką w kwiaty, którą przywiozła sobie z Norwegii, i wyszła z domu. Chciała uniknąć konfrontacji z mamą. Wiedziała, że Ella zdziwi się, że Aria woli mieszkać z ojcem i jego dziewczyną, która zrujnowała życie rodziny Montgomerych. Szczególnie, że ostatnio Ella i Aria odbudowały wreszcie wzajemne relacje, po tym jak Mona Vanderwaal (jako A.) niemalże zniszczyła je na zawsze. Zresztą Aria nienawidziła kła-mać, a nie mogła powiedzieć mamie, dlaczego naprawdę chce uciec z domu. Już sobie wyobrażała, jak mówi do niej: „Wiesz, trochę się podobam twojemu nowemu chłopakowi, a on myśli, że ja też na niego lecę". Ella pewnie już nigdy by się do niej nie odezwała. Meredith pogłośniła telewizor. Chyba trochę za mocno dyszała. Aria usłyszała fale, a potem dźwięk gongu. „Razem ze swoim partnerem nauczycie się naturalnych metod uśmierzania bólu i przyspieszania porodu

— informowała instruktorka z ekranu. — Możesz zanurzyć się w wodzie, wykorzystać siłę wizualizacji lub poprosić partnera, by doprowadził cię do orgazmu". — O Boże. — Aria zasłoniła uszy. Zdziwiła się, że nie ogłuchła od słuchania tych bzdur. Spojrzała na gazetę. Na pierwszej stronie widniał wielki nagłówek: „Gdzie jest Ian Thomas?". „Dobre pytanie", pomyślała. Wciąż wracała pamięcią do wydarzeń z ubiegłej nocy. Jak to możliwe, że ciało lana nagle zniknęło z lasu? Ktoś go zabił, a potem zaciągnął gdzieś zwłoki, kiedy dziewczyny pobiegły do domu po Wildena? Czy łan zginął, bo odkrył tę wielką tajemnicę, o której mówił Spencer? A może Wilden miał rację? Może łan żył, ale był ranny, i kiedy one pobiegły do domu, łan uciekł? Ale jeśli to prawda, to znaczy, że łan nadal przebywa na wolności. Zadrżała, łan nienawidził jej i jej przyjaciółek za to, że doprowadziły do jego aresztowania. I pewnie pałał żądzą zemsty. Aria włączyła mały telewizor stojący na kuchennym stole. Chciała na chwilę oderwać się od tych strasznych myśli. Na kanale szóstym pokazywano rekonstrukcję morderstwa Ali. Aria widziała to już dwa razy. Przełączyła program. Na ekranie pojawił się szef policji w Rosewood, który rozmawiał z reporterami. Był ubrany w grubą, podbitą futrem, granatową kurtkę. Stał na tle sosnowego zagajnika. Chyba udzielał wywiadu na terenie posiadłości Hastingsów. Na dole ekranu pojawił się wielki napis: „Czy łan Thomas nie żyje?". Aria nachyliła się do przodu, a serce zaczęło jej mocniej bić. — Nie zweryfikowaliśmy jeszcze informacji o tym, że zeszłej nocy widziano w tym lesie ciało pana Thomasa -oznajmił szef policji. - Zebraliśmy dużą ekipę i od dziesiątej rano mamy zamiar przeszukiwać lasy wokół Rosewood. Śnieg nie ułatwia... Żołądek Arii się zacisnął. Chwyciła leżący na stole telefon i wystukała numer Emily, która natychmiast odebrała. Aria nawet się nie przywitała, tylko od razu krzyknęła: — Oglądasz wiadomości!? — Właśnie włączyłam - odparła Emily, wyraźnie zirytowana. — Jak myślisz, dlaczego czekali tyle czasu, zanim zaczęli poszukiwania? Wilden zeszłej nocy twierdził, że natychmiast zbierze ekipę. — Ale wspominał też coś o przepisach — przypomniała Emily cicho. — Może to dlatego. — Jakoś wcześniej Wilden nie troszczył się specjalnie o przepisy — parsknęła Aria z pogardą.

— Zaraz, co powiedziałaś? — Emily jakby jej nie dowierzała. Aria skubała krawędź podkładki pod talerz, utkanej ze sznurka przez przyjaciółkę Meredith. Ciało lana widziały w lesie dwanaście godzin temu, przez ten czas wiele mogło się wydarzyć. Ktoś mógł zatrzeć ślady i ukryć dowody... albo zmylić trop. Ale cała policja - z Wildenem na czele - zachowywała się tak beztrosko. Wilden nie znalazł nawet podejrzanego o zabójstwo Ali. Aria, Spencer i pozostałe dziewczyny musiały mu go podać na tacy. Zawiódł też, kiedy łan uciekł z domu i odwiedził Spencer i kiedy zniknął pierwszego dnia procesu. Hanna uważała, że Wilden chciał posłać lana za kratki tak bardzo jak one, ale jakoś nie udało się mu go upilnować. — Nie wiem — odparła wreszcie Aria. — To dziwne, że dopiero teraz się do tego zabierają. — Dostałaś jakieś wiadomości od A.? — zapytała Emily. — Nie. A ty? — W głosie Arii słychać było napięcie. — Ja też nie, ale spodziewam się ich w każdej chwili. — Jak myślisz, kto podszywa się pod A.? — zapytała Aria. Sama nie potrafiła wskazać żadnych podejrzanych. Czy to ktoś, kto pragnął śmierci lana? A może to sam łan? A może ktoś inny? Wilden uważał, że SMS-y od nowego A. to sprawka jakiegoś żartownisia, który najprawdopodobniej mieszkał w odległym stanie. Ale w zeszłym tygodniu Aria dostała od A. zdjęcia przedstawiające ją i Xavie-ra w dość dwuznacznej sytuacji. To znaczyło, że A. nadal przebywa w Rosewood. To od A. dowiedziały się, że ciało lana leży w lesie. Wszystkie dostały taką samą wiadomość, która sprawiła, że ruszyły na poszukiwanie. Ale czemu A. tak bardzo zależało na tym, żeby pokazać im ciało lana? To miała być groźba czy ostrzeżenie? Poza tym, kiedy Han-na upadła, ktoś do niej podszedł. Czy to prawdopodobne, że ktoś przez przypadek znalazł się w lesie w tym samym momencie, kiedy zabito tam lana? Ta osoba musiała maczać palce w całej sprawie. - Nie wiem - odparła Emily. - I chyba nie chcę się dowiedzieć. - Może A. da nam spokój? - W głosie Arii słychać było nutkę nadziei. Emily westchnęła i oznajmiła, że musi kończyć. Aria wstała, nalała sobie do szklanki soku z jagód acai, który Meredith kupiła w sklepie ze zdrową żywnością, i potarła palcami skronie. Czy słusznie podejrzewały Wildena o to, że celowo opóźnił rozpoczęcie poszukiwań? A jeśli tak, to dlaczego? Zeszłej nocy zachowywał się tak dziwnie, był niespokojny i wyraźnie skrępowany. Potem zamiast do domu Spencer ruszył w głąb lasu. Może i o n coś ukrywa? A może Emily miała rację i opóźnienie wyniknęło z konieczności dopełnienia procedury policyjnej? Może Wilden po prostu

postępował zgodnie z regulaminem. Aria nadal nie mogła wyjść z podziwu, że Wilden został policjantem, i to takim, który kurczowo trzyma się przyjętych zasad. Wilden chodził w liceum do jednej klasy z Ja-sonem DiLaurentisem i łanem. W dawnych czasach bynajmniej nie udawał grzecznego chłopca. W szóstej klasie podstawówki Aria w czasie wolnych lekcji często wymykała się do budynku liceum i szpiegowała Jasona. Zakochała się w nim na zabój i kiedy tylko miała możliwość, próbowała się do niego zbliżyć. Podglądała go, jak w szkolnym warsztacie polerował własnoręcznie zrobione podpórki do książek albo jak rozciągał swoje muskularne nogi w czasie treningu na szkolnym boisku. Zawsze dbała o to, żeby nikt jej nie złapał na terenie liceum. Ale raz została przyłapana na gorącym uczynku. Stało się to tydzień po rozpoczęciu roku szkolnego. Stała w szkolnym korytarzu i przez szklaną ścianę biblioteki oglądała Jasona, który właśnie szukał książek. Nagle usłyszała za sobą pstryknięcie. Darren Wilden stał z uchem przyciśniętym do drzwiczek szafki i powoli przekręcał szyfrowy zamek. Kiedy go otworzył, Aria zobaczyła w schowku lusterko w kształcie serca i piidełko z podpaskami w rozmiarze maxi na górnej półce. Wilden sięgnął po dwudziestodolarowy banknot wciśnięty między dwa podręczniki. Aria uniosła brwi i badawczo przyglądała się Wildenowi. Kiedy wstał, zauważył ją. Wcale jednak nie wyglądał na zbitego z tropu. — Nie masz prawa się tu kręcić — warknął. — Ale tym razem... nie doniosę na ciebie. Kiedy Aria znowu spojrzała na telewizor, na ekranie pojawiła się reklama lokalnego sklepu z tanimi meblami, który nazywał się uroczo — Zsyp. Gdy spojrzała na swoją komórkę leżącą na stole, przypomniało się jej, że ma do wykonania jeszcze jeden telefon. Dochodziła jedenasta. Ella na pewno już nie spała. Wystukała numer do domu. Rozległ się sygnał. Po kliknięciu odezwał się głos: -Halo? Słowa uwięzły jej w gardle. Odebrał Xavier, nowy chłopak jej matki. Jego głos brzmiał tak naturalnie i na luzie, jakby czuł się u Montgomerych jak u siebie w domu. Po wczorajszej imprezie został na całą noc u mamy? Nieźle. — Halo? — powtórzył Xavier. Aria zaniemówiła, jakby ktoś zawiązał jej język na supeł. Zeszłej nocy w czasie imprezy w domu Spencer poprosił ją o rozmowę. Myślała, że chce przeprosić za to, że ją pocałował kilka dni wcześniej. Jak się okazało, w

jego słowniku wyraz „porozmawiać" oznaczał tyle, co „obmacywać". Po kilku minutach ciszy Aria usłyszała jego westchnięcie. — To ty, Aria? — zapytał lepkim, fałszywym głosem. Aria pisnęła cicho. — Po co się ukrywasz — mówił tak, jakby chciał ją spro-wokować. — Przecież zawarliśmy umowę. Aria szybko się rozłączyła. Zawarli tylko jedną umowę: jeśli Aria zdradzi Elli, jaki naprawdę jest Xavier, on poinformuje ją, że Aria przez jedną krótką chwilę uległa jego czarowi. Taka wiadomość zniszczyłaby na zawsze jej relacje z matką. — Aria? Aria podskoczyła i odwróciła się. Jej ojciec stał nad nią w rozciągniętym podkoszulku z logo uniwersytetu. Jak zwykle miał taką fryzurę, jakby dopiero co wyszedł z łóżka. Usiadł obok niej przy stole. Do kuchni weszła Meredith w luźnym sari i wygodnych klapkach Birkenstock. Oparła się o kuchenny blat. — Chcieliśmy z tobą porozmawiać — powiedział Byron. Aria złożyła dłonie na udach. Wyglądali tak poważnie. — Przede wszystkim w środę urządzamy małe przyjęcie na cześć naszego jeszcze nienarodzonego dziecka. Wpadnie kilkoro naszych przyjaciół. Aria zamrugała z niedowierzaniem. Mieli wspólnych przyjaciół? Wydało się jej to mało prawdopodobne. Meredith miała dwadzieścia kilka lat i dopiero co skończyła studia. A Byron... no cóż, miał już swoje lata. — Możesz zaprosić swoich gości — dodała Meredith. — I nie kupuj prezentu. Naprawdę nie trzeba. Aria zastanawiała się, czy Meredith zapisała się na listę stałych klientów w Promyczku, ekologicznym sklepie w Rosewood, gdzie sprzedawano buciki dla dzieci z przetworzonych butelek po wodzie mineralnej po sto dolarów za parę. — Chcieliśmy zorganizować je... — Byron skubał ściągacz swojego białego swetra — w naszym nowym domu. Aria dopiero po chwili zrozumiała, co powiedział ojciec. Otworzyła usta i zaraz je zamknęła. — Nie chcieliśmy ci nic mówić, póki nie byliśmy pewni — dodał pospiesznie Byron. — Ale dziś dostaliśmy potwierdzenie, że bank udzieli nam kredytu. Jutro podpisujemy wszystkie dokumenty. Chcemy się tam jak najszybciej przeprowadzić i bardzo się ucieszymy, jeśli zamieszkasz z nami. — Dom? — powtórzyła jak echo Aria. Nie wiedziała, czy ma się śmiać czy płakać. Tutaj, w byle jak urządzonym sześćdziesięciometrowym

mieszkaniu w dzielnicy zamieszkanej przez studentów i artystów, związek Byrona i Meredith wydawał się jej... zwykłą zabawą. Przeprowadzka do domu zmieniała go w coś poważnego i prawdziwego. — Dokąd się przeprowadzacie? — zapytała wreszcie. Meredith przesunęła palcami po wytatuowanej na nadgarstku pajęczej sieci. — Na Coventry Lane. Dom jest przepiękny. Spodoba ci się. Kręte schody prowadzą do pokoju na poddaszu. Możesz w nim zamieszkać, jeśli tylko zechcesz. Światło na górze jest idealne do malowania. Aria wbiła wzrok w małą plamę na swetrze Byrona. Skądś znała nazwę Coventry Lane, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd. — Pojutrze możesz zacząć przewozić tam swoje rzeczy — powiedział Byron i badawczo przyglądał się Arii, jakby nie wiedział, jak zareaguje. Spojrzała nieobecnym wzrokiem na telewizor. Na ekranie pojawiło się zdjęcie lana, a potem twarz jego matki, bladej i niewyspanej. — Od czwartku nie dostaliśmy żadnych wieści od lana. — Pani Thomas płakała. — Jeśli ktokolwiek wie, co się z nim stało, błagamy o informacje. — Zaraz — powiedziała Aria powoli, bo coś jej zaświtało w głowie. — Czy Coventry Lane nie leży w okolicy domu Spencer? — Zgadza się! — zawołał radośnie Byron. — Będziecie mieszkać blisko siebie. Aria pokręciła głową. Tata niczego nie rozumiał. — Przy tej ulicy mieszkał kiedyś łan Thomas. Byron i Meredith popatrzyli po sobie i zbledli. — Naprawdę? — zapytał Byron. Serce Arii zabiło mocno. Właśnie dlatego tak bardzo kochała swojego tatę. Zupełnie nie obchodziły go plotki. Aż trudno uwierzyć, że nie wiedział. Po prostu cudnie. Zamieszka tuż pod lasem, w którym znalazły ciało lana, niedaleko miejsca, w którym zginęła Ali. A jeśli łan nadal żyje i chowa się w lesie? Spojrzała na ojca. — Nie sądzisz, że na tej ulicy panuje zła karma? Byron założył ręce na piersi. — Przykro mi, Ario, ale kupiliśmy ten dom po naprawdę okazyjnej cenie. Nie możemy przepuścić takiej okazji. Jest tam mnóstwo miejsca i na pewno będzie ci w nim wygodniej niż... tutaj. Pokazał dłonią na całe mieszkanie, a szczególnie na łazienkę, którą musieli dzielić. Aria spojrzała na stojący w rogu kuchni totem z ptasią głową, który miesiąc temu Meredith przywlokła do domu ze sklepu ze starociami. Nie mogła przecież wrócić do mamy. W głowie słyszała wciąż fałszywy ton

głosu Xaviera: „Po co się ukrywasz. Przecież zawarliśmy umowę". — Dobra, przeprowadzę się we wtorek — wymamrotała Aria. Wzięła książki i telefon i powlokła się do swojego pokoiku wydzielonego z pracowni Meredith. Czuła się jak siedem nieszczęść. Kiedy rzuciła swoje rzeczy na łóżko, coś za oknem przyciągnęło jej wzrok. Okno w studio wychodziło na boczną uliczkę i rozpadający się drewniany garaż. W jednym z brudnych okien dostrzegła jakiś cień. Zza szyby patrzyło na nią dwoje oczu. Krzyknęła i przycisnęła plecy do ściany. Jej serce biło mocno. Nagle oczy zniknęły, jakby nigdy ich tam nie było.

ROZDZIAŁ 3 ZABIERZ MNIE NA KSIĘŻYC W niedzielę wieczorem Emily Fields usiadła z podwiniętymi nogami na krześle w barze U Penelopy niedaleko swojego domu. Naprzeciwko niej siedział jej nowy chłopak Isaac, a przed nim na talerzu leżały dwie kromki chleba grubo posmarowane masłem orzechowym. Właśnie pokazywał jej, jak przyrządza swoje światowej sławy kanapki z masłem orzechowym, po których zjedzeniu życie nabiera nowych barw. — Cała tajemnica tkwi w tym — mówił Isaac — że zamiast dżemu używam miodu. — Wziął do ręki plastikową butelkę w kształcie niedźwiadka, który prychał, kiedy Isaac wyciskał miód. — Daję słowo, że jak je zjesz, od razu się wyluzujesz. Wręczył jej kanapkę. Emily ugryzła ogromny kęs i uśmiechnęła się. — Ale suuuper — powiedziała z pełnymi ustami. Isaac ścisnął jej dłoń i w jednej chwili opuściło ją całe napięcie. Miał łagodne, pełne wyrazu, błękitne oczy i pogodną, zawsze uśmiechniętą twarz. Gdyby Emily go nie znała, pomyślałaby, że jest zbyt przystojny, żeby umawiać się z dziewczyną taką jak ona. Isaac wskazał dłonią na telewizor zawieszony nad barem. — Czy to przypadkiem nie dom twojej przyjaciółki? Emily odwróciła się i zobaczyła na ekranie twarz pani McClellan, sąsiadki Spencer. Stała przed posiadłością Hastingsów, trzymając na smyczy białego pudla. — Nie śpię od soboty — skarżyła się. — Paraliżuje mnie myśl, że gdzieś tam, w lesie za moim domem, leży martwe ciało. Mam nadzieję, że wkrótce je znajdą. Emily znowu poczuła narastającą panikę. Cieszyła się, że policja szuka lana, ale nie chciała o tym słyszeć właśnie w tej chwili. Na ekranie pojawiła się teraz twarz policjanta z Rosewood. — Lokalny oddział policji rozesłał list gończy i rozpoczął poszukiwania. — Twarz policjanta oświetlały lampy z kamer. — Zapewniam, że w tej sprawie nie szczędzimy sił i środków i działamy tak szybko, jak to tylko możliwe. Reporterzy zasypali policjanta gradem pytań. — Dlaczego inspektor, który był na miejscu zbrodni, opóźnił poszukiwania? Czy policja coś ukrywa? Czy to prawda, że łan złamał

zasady aresztu domowego i w zeszłym tygodniu spotkał się z jedną z dziewcząt, które znalazły ciało? Emily zaczęła obgryzać paznokieć u małego palca. Zdziwiła się, że do prasy przeciekła informacja o spotkaniu Spencer i lana. Kto im o tym powiedział? Wilden? Jakiś innym policjant? A.? Policjant uciszył dziennikarzy jednym gestem. — Jak już państwu tłumaczyłem, inspektor Wilden nie opóźnił poszukiwań. Potrzebowaliśmy pisemnej zgody na przeszukanie tej części lasu. To teren prywatny. Natomiast w tej chwili nie mogę jeszcze skomentować pogłoski o złamaniu zasad aresztu domowego przez pana Thomasa. Kelnerka cmoknęła i zmieniła kanał. Wielki żółty napis na ekranie głosił: „Reakcje mieszkańców Rosewood". Emily od razu rozpoznała pokazywaną przez kamerę dziewczynę o kruczoczarnych włosach, w olbrzymich okularach od Gucciego. Jenna Cavanaugh. Emily poczuła kolejną falę strachu. Jenna Cavanaugh. Dziewczyna, którą razem z przyjaciółkami przez przypadek oślepiły w szóstej klasie. Kilka miesięcy temu Jenna powiedziała Arii, że Ali miała jakieś problemy ze swoim bratem Jasonem. Emily wolała nie myśleć, o jakie problemy chodziło. Wstała od stolika. — Chodźmy - rzuciła, odwracając wzrok od telewizora. Isaac podniósł się z miejsca i spojrzał na nią z troską. — Powiem, żeby wyłączyli telewizor. Emily pokręciła głową. — Chcę już iść. — No dobra — odparł łagodnie Isaac. Wyciągnął kilka zmiętych banknotów i położył obok swojej filiżanki. Emily ruszyła do wyjścia. Kiedy podeszła do stanowiska dla kelnerek, poczuła, jak jego dłoń zaciska się wokół jej dłoni. — Przepraszam — powiedziała ze łzami w oczach. Gryzło ją sumienie. - Nawet nie zjadłeś swojej kanapki. Isaac dotknął jej ramienia. — Nie martw się. Nawet sobie nie wyobrażam, co w tej chwili przechodzisz. Emily oparła głowę na jego ramieniu. Kiedy tylko zamknęła oczy, wyobrażała sobie zmasakrowane i napuchnięte zwłoki lana. Wcześniej nie widziała martwego ciała, ani na pogrzebie, ani w szpitalu, a już na pewno nie w środku lasu. Najchętniej wymazałaby to wspomnienie z pamięci, tak jak wykasowuje się spam z konta e-mailowego. Tylko obecność Isaaca łagodziła jej ból i strach.

- Na pewno nie spodziewałeś się takich przygód, kiedy pytałeś, czy chcę z tobą chodzić - wymamrotała. - Daj spokój - Isaac pocałował ją lekko w czoło. -Przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Ekspres do kawy stojący za barem zabulgotał. Za oknem ciężarówka z pługiem odśnieżała ulicę. Po raz setny Emily pomyślała, jak ogromne miała szczęście, że spotkała kogoś takiego jak Isaac. Nie zerwał z nią nawet wtedy, gdy powiedziała mu, że w siódmej klasie zakochała się w Ali, a zeszłej jesieni w Mai St. Germain. Cierpliwie wysłuchał jej opowieści o tym, jak rodzina początkowo nie chciała zaakceptować jej tożsamości seksualnej i jak rodzice chcieli wysłać ją do organizacji Wierzchołki Drzew, leczącej z homoseksualizmu. Trzymał ją za rękę, kiedy opowiadała o tym, że nie może przestać myśleć o Ali. Zwierzyła się mu ze wszystkiego, nawet z tajemnic, których nie ośmieliła się powierzyć swoim najbliższym przyjaciółkom. A te-raz pomagał jej przejść przez ten koszmar. Zapadał zmrok, w powietrzu rozchodził się zapach jajecznicy i kawy podawanych w barze. Trzymając się za ręce, podeszli do zaparkowanego przy krawężniku volvo, które Emily pożyczyła od mamy. Po obu stronach chodnika wznosiły się wysokie zaspy, a na pobliskim wzgórzu, za pustą działką po drugiej stronie ulicy, kilkoro dzieci jeździło na sankach. Kiedy dotarli do samochodu, podszedł do nich jakiś facet w grubej szarej kurtce, z kapturem naciągniętym na głowę. Spojrzał na nich gniewnie. — To twój samochód? — wskazał na volvo. — Tak — wyjąkała zaskoczona Emily. — Popatrz, co zrobiłaś! — Facet odwrócił się lekko i pokazał na bmw stojące przed volvo. Karoseria nad tablicą rejestracyjną była trochę wgnieciona. — Zaparkowałaś tuż za mną — warknął. — Jeździsz z zamkniętymi oczami? — Przepraszam — wymamrotała Emily. Nie przypominała sobie, żeby wjechała w to bmw w czasie parkowania. Ale przecież przez cały dzień snuła się z głową w chmurach. Isaac spojrzał na zakapturzo-nego faceta. — Może to się stało wcześniej, a pan nie zauważył. — Nie — rzucił rozgniewany mężczyzna. Kiedy znowu do nich podszedł, spadł mu kaptur. Miał zmierzwione blond włosy, przeszywające niebieskie oczy i twarz w kształcie serca. Emily wstrzymała oddech. To był Jason Dil^aurentis, brat Ali. Patrzyła na niego wyczekująco. Powinien ją rozpoznać. Przecież w szóstej