PROLOG
ODNALEZIONA ZGUBA
Zdarzyło ci się kiedyś, że coś ci zginęło, jakby się zapadło pod
ziemię? Na przykład ta apaszka od Pucciego, którą włożyłaś, idąc
na bal w drugiej klasie? Miałaś ją na szyi przez cały wieczór i
nagle zniknęła. A ten prześliczny złoty naszyjnik od babci? Nagle
wyrosły mu nogi i poszedł sobie, gdzie pieprz rośnie? Przecież
nic nie rozpływa się w powietrzu. Gd zie ś musi być.
Cztery dziewczyny z Rosewood też straciły kilka ważnych
rzeczy. O wiele ważniejszych niż apaszka czy naszyjnik. Na
przykład, zaufanie rodziców. Świetlaną przyszłość na jednym z
renomowanych uniwersytetów. Dziewictwo. Wydawało im się
nawet, że straciły przyjaciółkę z dzieciństwa... Ale może nie.
Może wszechświat zwrócił im ją, całą i zdrową. Pamiętajcie
jednak, że światem rządzi zasada równowagi: jeśli coś zostanie
wam oddane, coś innego będzie wam odebrane.
A w Rosewood mogą odebrać wam wszystko. Wiarygodność.
Zdrowie psychiczne. Ż yci e.
Aria Montgomery przyjechała pierwsza. Rzuciła rower na
wysypany żwirem podjazd, stanęła pod wierzbą płaczącą,
schyliła się i przeczesała palcami trawę. Jeszcze wczoraj trawa
pachniała wakacjami i wolnością, ale po tym, co się stało, jej
zapach nie wypełniał już Arii uczuciem wyzwolenia i radości.
Potem przyszła Emily Fields. Od wczoraj nie zmieniła
wypłowiałych, workowatych dżinsów ani żółtego T-shirtu Old
Navy. Pomięte ubranie wyglądało tak, jakby w nim spała.
— Hej — powiedziała chropawym głosem, siadając obok
Arii.
Dokładnie w tym samym momencie Spencer Hastings z
ponurą miną wyszła frontowymi drzwiami ze swojego domu, a
Hanna Marin zatrzasnęła drzwi mercedesa mamy.
— No i? — Emily przerwała wreszcie ciszę, kiedy zebrały się
wszystkie.
— No i? — powtórzyła Aria jak echo.
Jak na sygnał odwróciły się i spojrzały na domek na tyłach
posiadłości Hastingsów. To właśnie w nim zeszłej nocy Spencer,
Aria, Emily, Hanna i Alison DiLaurentis, ich najlepsza
przyjaciółka i przywódczyni, urządziły całonocną imprezę, aby
uczcić niecierpliwie wyczekiwany koniec roku szkolnego. Nie
trwała ona jednak do świtu. Zakończyła się jeszcze przed
północą. Wbrew oczekiwaniom całej czwórki impreza nie stała
się początkiem
idealnych wakacji. Wprost przeciwnie, zakończyła się
tragicznie.
Dziewczyny nie potrafiły spojrzeć sobie w oczy. Celowo
odwróciły też wzrok od wielkiej wiktoriańskiej willi należącej do
rodziny Alison. Za kilka chwil i tak musiały tam pójść, choć tym
razem zaprosiła je nie Alison, lecz jej matka Jessica. Z samego
rana zadzwoniła do każdej z przyjaciółek córki, która nie
pojawiła się na śniadaniu. Myślała, że nocowała u którejś z
dziewczyn. Nie wydawała się zbyt przejęta, kiedy za pierwszym
razem nie znalazła Ali. Gdy jednak zadzwoniła znowu po kilku
godzinach, by przekazać wiadomość, że Ali nadal nie wróciła,
mówiła już wysokim, pełnym napięcia głosem.
Aria mocniej związała kucyk.
— Żadna z nas nie widziała, dokąd poszła Ali, tak?
Pokręciły głowami. Spencer musnęła palcami fioletowego
siniaka na nadgarstku, którego zauważyła rano. Nawet nie
wiedziała, skąd się wziął. Na rękach dostrzegła też kilka
zadrapań, jakby się zaplątała w dzikie wino.
— I nikomu nie mówiła, dokąd idzie? — zapytała Hanna.
Wszystkie wzruszyły ramionami.
— Pewnie świetnie się teraz bawi — podsumowała Emily
głosem Kłapouchego i zwiesiła głowę.
Dziewczyny przezywały Emily „Zabójcą", jakby była
pitbulem Ali. Na samą myśl o tym, że Ali mogłaby lepiej bawić
się w innym towarzystwie, pękało jej serce.
— Fajnie, że nas z sobą zabrała. — W głosie Arii słychać było
rozgoryczenie. Kopnęła kępkę trawy czubkiem buta do jazdy na
motocyklu.
Gorące czerwcowe słońce bezlitośnie paliło ich bladą skórę.
Słyszały plusk wody w pobliskim basenie, a w oddali
warczała kosiarka do trawy. Tak właśnie wyglądały wszystkie
sielskie poranki w Rosewood, bogatym i nieskazitelnie czystym
miasteczku w stanie Pensylwania, oddalonym o czterdzieści
kilometrów od Filadelfii. Zazwyczaj o tej porze dziewczyny
siedziały na brzegu basenu w klubie golfowym i gapiły się na
przystojnych chłopaków z elitarnej prywatnej szkoły Rosewood
Day. Właściwie teraz też mogły to zrobić, ale czułyby się
dziwnie, świetnie się bawiąc bez Ali. Bez niej dryfowały jak
aktorki bez reżysera albo marionetki bez swojego właściciela.
Zeszłej nocy w czasie imprezy Ali dokuczała im bardziej niż
zwykle. Wydawała się też dziwnie rozkojarzona. Chciała je
zahipnotyzować, ale kiedy Spencer upierała się, żeby zostawić
uniesione rolety, Ali koniecznie chciała je opuścić. Wtedy Ali
wyszła bez pożegnania. I wszystkie się domyślały, dlaczego je
zostawiła. Zapewne znalazła sobie jakieś ciekawsze zajęcie, ze
starszymi i o wiele fajniejszymi przyjaciółkami.
Choć żadna by się do tego nie przyznała, od dawna czuły
pismo nosem. W Rosewood Day Ali należała do szkolnych
gwiazd, tych, które dyktują modę i znajdują się na szczycie listy
wymarzonych dziewczyn każdego chłopaka, i decydowała, kto
był fajny, a kogo należało uznać za frajera i fajtłapę. Wszyscy
tańczyli tak, jak im zagrała — począwszy od jej ponurego
starszego brata Jasona, a skończywszy na nauczycielu historii,
najsurowszym w całej szkole. Rok wcześniej Ali wyciągnęła
Spencer, Hannę, Arię i Emily z dna zapomnienia i uczyniła z nich
krąg swoich najbliższych przyjaciółek. Przez kilka pierwszych
miesięcy ich przyjaźń kwitła, a one rządziły na szkolnych
korytarzach, gwiazdorzyły na imprezach
szóstoklasistów i zawsze zajmowały najlepszy stolik w restauracji
Rive Gauche w centrum handlowym, każąc mniej
lubianym dziewczynom ustąpić sobie miejsca, jeśli tamte zajęły
go wcześniej. Jednak pod koniec siódmej klasy Ali zaczęła się od
swoich przyjaciółek stopniowo oddalać. Już nie dzwoniła do nich
zaraz po powrocie do domu ze szkoły. Nie wysyłała im
ukradkiem SMS-ów w czasie lekcji. Kiedy z nią rozmawiały, ona
patrzyła na nie nieobecnym wzrokiem, jakby myślami błądziła
gdzieś daleko. Była pochłonięta wyłącznie swoimi własnymi,
mrocznymi tajemnicami. Aria spojrzała na Spencer.
— Wybiegłaś za Ali z domku. Naprawdę nie wiesz, dokąd
poszła!? — Aria musiała przekrzykiwać hałas kosiarki.
— Nie — odparła natychmiast Spencer, wbijając wzrok w
swoje białe japonki od J. Crew.
— Wybiegłaś z domku? — Emily pociągnęła za jeden ze
swoich kucyków. — Nie przypominam sobie.
— Zaraz po tym, jak wyrzuciła Ali — poinformowała
przyjaciółki Aria z nutką irytacji w głosie.
— Nie sądziłam, że mnie posłucha — wymamrotała Spencer,
obrywając płatki jasnożółtego mlecza rosnącego pod wierzbą.
Hanna i Emily nerwowo skubały skórki wokół paznokci.
Lekki podmuch wiatru przyniósł słodki zapach lilii i
wiciokrzewu. Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętały, był przedziwny
seans hipnozy, urządzony przez Ali. Odliczyła od stu do jednego,
dotknęła kciukiem czoła każdej z dziewczyn i ogłosiła, że teraz
znalazły się w jej władaniu. Kiedy otworzyły oczy i zaczęły się
budzić z głębokiego snu, wydawało im się, że upłynęły całe
godziny.
Emily naciągnęła na nos kołnierzyk koszulki. Zawsze tak
robiła, kiedy się denerwowała. Materiał pachniał delikatnie
płynem do płukania tkanin i dezodorantem.
— I co powiemy jej mamie?
— Musimy ją kryć — odparła rzeczowo Hanna. — Powiemy,
że Ali pojechała zobaczyć się z koleżankami z drużyny
hokejowej.
Aria uniosła głowę i machinalnie śledziła tor lotu odrzutowca
przelatującego po bezchmurnym niebie.
— Chyba powinnyśmy.
Jednak tak naprawdę nie miała najmniejszej ochoty świecić
oczami za Ali. Zeszłej nocy Ali raz po raz robiła aluzje do
strasznego sekretu ojca Arii. Czy rzeczywiście zasługiwała na
pomoc?
Emily obserwowała biedronkę, która wędrowała z kwiatka na
kwiatek w ogródku przed domem Spencer. Też nie miała ochoty
kłamać dla Ali. Była prawie pewna, że Ali imprezuje ze starszymi
koleżankami z drużyny hokejowej, ze światowymi, budzącymi
postrach dziewczynami, które paliły marlboro w swoich rangę
roverach i chodziły na domowe imprezy, gdzie piwo pito całymi
beczkami. Czy źle to o niej świadczyło, że życzyła Ali, żeby
wreszcie wpadła w tarapaty za karę, że je zostawiła? Czy była złą
przyjaciółką, bo chciała mieć Ali tylko dla siebie?
Spencer też spochmurniała. Uważała, że to nie fair, że Ali
próbowała wymusić na nich kłamstwo. Zeszłej nocy nie
pozwoliła Ali, by ją zahipnotyzowała. Zerwała się z miejsca,
zanim Ali dotknęła jej czoła kciukiem. Miała serdecznie dość
dominacji Ali, która zawsze usiłowała narzucić innym swoją
wolę.
— Nawet nie żartujcie. — Hanna nie dawała za wygraną, choć
doskonale wyczuwała, że dziewczyny nie chcą jej posłuchać. —
Musimy kryć Ali. — Nie miała najmniejszej ochoty dawać Ali
powód, by je opuściła. To by oznaczało, że znowu stałaby się
brzydką, grubą frajerką. A to i tak nie było najgorsze, co im się
mogło przytrafić. — Jak nie będziemy jej chronić, to ona może
powiedzieć wszystkim o...
Hanna urwała, spoglądając na dom po drugiej stronie ulicy,
gdzie mieszkali Toby i Jenna Cavanaugh. Dom wyglądał na
zaniedbany — w ciągu zeszłego roku nikt nie kosił trawnika, a
bramę garażu zżerała od dołu zielonkawa, oślizgła pleśń.
Ubiegłej wiosny przez przypadek oślepiły Jennę, kiedy razem
z bratem siedziała w domku na drzewie. Nikt się nie dowiedział,
że to one odpaliły petardę, a Ali kazała im przysiąc, że nigdy nie
powiedzą nikomu, co się naprawdę wydarzyło. Twierdziła, że ten
sekret przypieczętuje ich przyjaźń na wieki. Ale gdyby ich
przyjaźń się rozpadła? Ali potrafiła zachowywać się
bezwzględnie wobec ludzi, których nienawidziła. Kiedy ni z
tego, ni z owego zerwała kontakty z Naomi Zeigler i Riley Wolfe
na początku szóstej klasy, sprawiła, że przestano je zapraszać na
imprezy. Koledzy Ali robili im głupie kawały przez telefon, Ali
zaś włamała się na ich strony na MySpace i wypisywała na nich
bardzo złośliwe i zarazem bardzo zabawne notki, ujawniając ich
najgłębsze sekrety. Gdyby Ali zostawiła swoje nowe najlepsze
przyjaciółki, które obietnice by złamała? I które sekrety ujrzałyby
światło dzienne?
Drzwi frontowe domu DiLaurentisów otworzyły się i mama
Ali wyjrzała na ganek. Zazwyczaj nie pokazywała się światu bez
pełnego makijażu, dziś jednak związała
jasnopopielate włosy w niedbały kucyk. Miała na sobie szorty
z niskim stanem i głęboko wycięty, postrzępiony T-shirt.
Dziewczyny wstały i kamienną ścieżką podeszły do drzwi
domu Ali. Jak zwykle w korytarzu pachniało płynem do płukania
tkanin, a na ścianach wisiały zdjęcia Alison i jej brata Jasona.
Wzrok Arii powędrował automatycznie w stronę fotografii
Jasona z czwartej klasy liceum. Miał na niej długie, założone za
uszy blond włosy i delikatny uśmiech. Dziewczyny nie zdążyły
wykonać swojego rytuału, który polegał na dotykaniu prawego
dolnego rogu ich wspólnej fotografii z wycieczki nad jezioro w
górach Pocono w lipcu zeszłego roku. Pani DiLaurentis
poprowadziła
je prosto do kuchni i gestem pokazała im miejsca przy
ogromnym drewnianym stole. Dziwnie się czuły w domu Ali,
kiedy jej tu nie było. Jakby przyszły na przeszpiegi. Wszędzie
widziały jakieś znaki jej obecności: przy drzwiach do pralni stały
jej turkusowe buty na koturnie, na stoliku obok telefonu leżała
tubka jej ulubionego kremu do rąk o zapachu wanilii, a na
stalowych drzwiach lodówki przypięte magnesem w kształcie
pizzy wisiało jej świadectwo, oczywiście z szóstkami z góry na
dół.
Pani DiLaurentis usiadła z nimi i zakaszlała cicho.
- Wiem, że wczoraj wieczorem widziałyście się z Alison.
Spróbujcie sobie przypomnieć, czy nie wspominała, dokąd chce
pójść?
Dziewczyny potrząsnęły głowami, wlepiając wzrok w
plecione podstawki pod talerze.
- Mnie się wydaje, że pojechała zobaczyć się z koleżankami z
drużyny hokejowej - rzuciła Hanna, kiedy nikt inny nie chciał
zabrać głosu.
Pani DiLaurentis darła na drobne kawałki listę zakupów.
- Już dzwoniłam do wszystkich jej koleżanek z drużyny. I do
dziewczyn z obozu hokejowego. Nikt jej nie widział.
Przyjaciółki spojrzały po sobie zaniepokojone. Poczuły, jak
ich mięśnie się napinają, a serca zaczynają walić jak młotem. Jeśli
żadna z koleżanek Ali nie widziała jej zeszłej nocy, to gdzie ona
się podziewała?
Pani DiLaurentis zabębniła palcami w stół. Jej nierówne
paznokcie wyglądały tak, jakby je obgryzała.
- A może wspominała, że wróci do domu? Wydawało mi się,
że widziałam ją w korytarzu, kiedy rozmawiałam z... - Urwała i
wbiła wzrok w tylne drzwi. - Wydawała się smutna.
- Nic nam o tym nie wiadomo — wyszeptała Aria.
- Och. - Mama Ali drżącymi rękami sięgnęła po filiżankę z
kawą. - A czy wspominała kiedyś, że ktoś ją prześladuje?
- Nikt by się nie ośmielił - odparła natychmiast Emily. —
Wszyscy ją kochali.
Pani DiLaurentis otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale w
ostatniej chwili zmieniła zdanie.
- Na pewno masz rację. I nigdy nie wspominała, że chce uciec
z domu?
Spencer parsknęła.
- Wykluczone.
Tylko Emily schyliła głowę. Czasem z Ali puszczały wodze
fantazji i wyobrażały sobie, że uciekną razem. Często
powtarzały, że polecą do Paryża pod przybranymi nazwiskami.
Emily wydawało się zawsze, że to tylko żarty.
— A nie wydawała się wam ostatnio smutna? — pytała dalej
pani DiLaurentis.
Dziewczyny miały coraz bardziej zdezorientowany wyraz
twarzy.
-S mu tn a ? - powtórzyła Hanna jak echo. - W depresji?
— Na pewno nie — oświadczyła Emily a przed oczami stanął
jej obraz Ali, która radośnie kręci piruety w ogrodzie, ciesząc się
z ostatniego dnia szkoły.
— Gdyby coś ją gnębiło, powiedziałaby nam — dodała Aria,
choć wcale nie była tego pewna.
Aria unikała towarzystwa Ali, od kiedy kilka tygodni
wcześniej razem odkryły druzgocący sekret taty Arii. Miała
nadzieję, że w czasie imprezy zeszłego wieczoru nareszcie
odłożą tę sprawę ad acta.
Zmywarka do naczyń zająknęła się i rozpoczęła kolejny cykl
mycia. Pan DiLaurentis wszedł do kuchni z nieobecnym,
zagubionym wzrokiem. Spojrzał na żonę z zakłopotaniem,
odwrócił się na pięcie i wyszedł, drapiąc się energicznie w swój
duży, haczykowaty nos.
— Na pewno nic nie wiecie? - zapytała pani DiLaurentis. Na
jej czole pojawiły się bruzdy. - Szukałam jej pamiętnika, bo
myślałam, że będzie w nim jakaś podpowiedz, ale nigdzie nie
mogę go znaleźć.
Hanna uśmiechnęła się radośnie.
— Ja wiem, jak wygląda jej pamiętnik. Możemy pójść na górę
i go poszukać.
Kilka dni temu widziały, jak Ali pisze pamiętnik, kiedy pani
DiLaurentis pozwoliła im wejść na górę do pokoju Ali, nie
uprzedzając jej o tym. Ali była tak pochłonięta pisaniem, że gdy
zobaczyła przyjaciółki, wpadła w popłoch,
jakby zapomniała, że je zaprosiła. Za chwilę pani DiLaurentis
poprosiła, żeby dziewczyny zeszły na dół, bo chciała udzielić Ali
jakiejś reprymendy. A kiedy później Ali pojawiła się na patio,
wydawała się zła na przyjaciółki za to, że przyszły, jakby
popełniły przestępstwo, zostając w jej domu, kiedy mama na nią
krzyczała.
— Nie, nie, nie trzeba — odparła pani DiLaurentis, pospiesznie
odstawiając filiżankę na stół.
— Ale czemu? — Hanna odsunęła krzesło i ruszyła w stronę
korytarza. — To żaden kłopot.
— Hanno — warknęła mama Ali głosem ostrym jak brzytwa.
— Powiedziałam nie.
Hanna zatrzymała się pod wielkim żyrandolem. Przez twarz
pani DiLaurentis przebiegł jakiś trudny do odczytania cień.
— No dobrze — bąknęła Hanna pod nosem, wracając do stołu.
— Przepraszam.
Potem pani DiLaurentis podziękowała dziewczynom, że
przyszły. Wyszły gęsiego, mrużąc oczy przed ostrym słońcem.
Na końcu ślepej uliczki Mona Vanderwaal, najbardziej
nielubiana dziewczyna w ich klasie, jeździła na swoim skuterze,
robiąc ósemki. Kiedy zobaczyła dziewczyny, pomachała im.
Żadna nie zareagowała. Emily kopnęła leżący na chodniku
kawałek cegły.
— Mama Ali chyba świruje. Ali nic nie będzie.
— I nie ma d ep resj i — powtórzyła z naciskiem Hanna. —
Co za brednia.
Aria wbiła pięści w kieszenie swojej minispódniczki.
— A jeśli uciekła? Może nie dlatego że była nieszczęśliwa, ale
dlatego że chciała zamieszkać w fajniejszym miejscu. Pewnie
nawet by za nami nie tęskniła.
— Oczywiście, że by tęskniła — warknęła Emily. I w jednej
chwili po jej policzkach popłynęły łzy.
Spencer spojrzała na nią i przewróciła oczami.
— Bo że , Emily. Musisz nam to fundować właśnie teraz?
— Daj jej spokój. — Aria broniła Emily. Spencer zmierzyła
Arię wzrokiem.
— Kolczyk w nosie ci się przekrzywił — powiedziała do niej
głosem ociekającym żółcią.
Aria dotknęła palcami samoprzylepnego kolczyka, który
przymocowała na lewym płatku nosa. Z niewiadomego powodu
przesunął się jej prawie na policzek. Przykleiła go z powrotem na
nos, a potem, nagle zawstydzona, oderwała go.
Usłyszały szelest i głośnie chrupnięcie. Odwróciły się i
zobaczyły, jak Hanna sięga do torebki i wyjmuje z niej garść
chipsów. Kiedy poczuła na sobie wzrok wszystkich, zamarła.
— No co? — zapytała. Wokół ust miała pomarańczową
otoczkę z okruszków.
Przez chwilę stały w milczeniu. Emily otarła łzy. Hanna
ukradkiem podjadała chipsy. A Spencer złożyła ramiona na piersi
i zrobiła znudzoną minę. Kiedy nagle zabrakło Ali, cała grupa
wydawała się niekompletna. I zupełnie niefajna.
Z podwórka domu Ali dobiegł ogłuszający ryk. Odwróciły się
i zobaczyły czerwoną betoniarkę stojącą obok wielkiej dziury w
ziemi. DiLaurentisowie budowali przy domu olbrzymią altanę na
dwadzieścia osób. Nieogolony, chudy robotnik z niedbale
zawiązanym blond kucykiem na widok dziewczyn uniósł swoje
ciemne okulary. Uśmiechnął się do nich obleśnie, pokazując na
przodzie złoty ząb. Drugi robotnik, łysy, chudy jak patyk i
wytatuowany,
w obcisłym podkoszulku na ramiączkach i wytartych
dżinsach, zagwizdał. Dziewczyny przeszył dreszcz niepokoju.
Ali opowiadała im wielokrotnie, jak robotnicy ciągle do niej coś
wołali, a gdy przechodziła obok, pozwalali sobie na
niedwuznaczne komentarze. Jeden z robotników dał znak
kierowcy betoniarki, która zaczęła się powoli wycofywać. Szary
cement lał się strumieniem do wielkiego dołu.
Ali od kilku tygodni opowiadała im o tej altanie. Po jednej
stronie miało się mieścić jacuzzi, a po drugiej miał być grill.
Altanę miały otaczać egzotyczne rośliny, krzewy i drzewa, żeby
wewnątrz stworzyć przytulną, tropikalną atmosferę.
— Ali na pewno się tu spodoba — powiedziała Emily
pewnym głosem. — Urządzi tu najlepsze przyjęcia.
Dziewczyny pokiwały głowami bez większego przekonania.
Miały nadzieję, że zostaną zaproszone. Miały nadzieję, że nie
nadszedł jeszcze koniec ich ery.
Potem każda z nich ruszyła w stronę swojego domu. Spencer
poszła do kuchni i przez okno patrzyła w stronę domku, gdzie
odbyła się ta przerażająca impreza. I co z tego, jeśli Ali zostawiła
je na zawsze? Jej przyjaciółki wydawały się zdruzgotane, ale
przecież to nie była taka zła wiadomość. Spencer miała po dziurki
w nosie Ali i jej wszechwładzy.
Kiedy usłyszała chrząknięcie, podskoczyła ze strachu. Jej
mama siedziała przy kuchennym stole z nieobecnym wzrokiem i
szklistymi oczami.
— Mamo? — szepnęła Spencer, ale pani Hastings nie
odpowiedziała.
Aria podeszła pod podjazd DiLaurentisów. Kubły stały na
chodniku, czekając na sobotni wywóz śmieci. Z jednego odpadła
pokrywa i Aria dostrzegła na czarnym, plastikowym worku pustą
buteleczkę po jakimś leku na receptę. Etykieta była właściwie
zdrapana, ale pozostało na niej imię Ali wypisane drukowanymi
literami. Aria zastanawiała się, czy to antybiotyki, czy może leki
na wiosenną alergię — w tym roku drzewa pyliły wyjątkowo
intensywnie.
Hanna usiadła na kamiennym murku otaczającym posiadłość
Hastingsów i czekała na mamę. Mona Vanderwaal jeździła po
ulicy swoim skuterem. Czy to możliwe, że pani DiLaurentis ma
rację? Czy ktoś ośmielił się drwić z Ali, tak jak one drwiły z
Mony?
Emily wzięła rower i poszła w kierunku lasu za domem Ali,
wybierając drogę na skróty. Robotnicy zrobili sobie przerwę.
Chudzielec ze złotym zębem bił się na żarty z jakimś facetem z
sumiastym wąsem i w ogóle nie zwracał uwagi na beton lejący się
z betoniarki do dziury w ziemi. Ich samochody — honda z
powgniataną karoserią, dwa pickupy i jeep cherokee ze
zderzakiem pokrytym naklejkami — stały zaparkowane przy
krawężniku. Na samym końcu tego szeregu stał znajomo
wyglądający czarny sedan z lat siedemdziesiątych. Wyglądał
ładniej niż pozostałe, a kiedy Emily mijała go na rowerze,
dostrzegła swe odbicie w jego lśniącej karoserii. Miała
zamyślony wyraz twarzy. Co zrobi, jeśli Ali nie zechce się z nią
dalej przyjaźnić?
Kiedy słońce stanęło w zenicie, wszystkie dziewczyny
zastanawiały się, co się stanie, jeśli Ali się od nich odwróci, tak
jak zrobiła z Naomi i Riley. Ale żadna z nich
nie martwiła się panicznymi pytaniami pani DiLaurentis. Ona
była mamą Ali i do niej należało zamartwianie się.
Żadna z nich nie spodziewała się, że następnego dnia przed
domem DiLaurentisów zaroi się od furgonetek stacji
telewizyjnych i samochodów policyjnych. Nie dowiedziały się
też, gdzie podziewała się Ali i z kim planowała się spotkać, kiedy
wybiegła z domku zeszłej nocy. Nie, tego pięknego czerwcowego
dnia, pierwszego dnia wakacji, odsunęły od siebie wszystkie
obawy pani DiLaurentis. W miejscu takim jak Rosewood nie
miało prawa zdarzyć się nic złego. A już na pewno nie
dziewczynie takiej jak Ali. „Nic jej nie jest — upewniały się w
myślach. — Wróci".
A trzy lata później być może, być może miało się okazać, że
się nie myliły.
ROZDZIAŁ 1
WSTRZYMAJ ODDECH
Emily Fields otworzyła oczy i się rozejrzała. Leżała pośrodku
podwórza na tyłach domu Spencer Hastings, otoczona ścianą
dymu i ognia. Poskręcane konary drzew pękały z trzaskiem i
uderzały o ziemię z ogłuszającym hukiem. Od strony lasu
promieniowało ciepło. Zrobiło się tak gorąco, jakby był środek
lipca, a nie koniec stycznia.
Tuż obok Emily zauważyła swoje dwie przyjaciółki, Arię
Montgomery i Hannę Marin, ubrane w ubłocone jedwabne
sukienki z cekinami i histerycznie kaszlące. W oddali wyły
syreny i błyskały światła wozów strażackich. Cztery karetki
zajechały pod dom Hastingsów, niszcząc idealnie przycięte
krzewy i zostawiając ślady na mokrej ziemi. Z dymu wyłonił się
nagle sanitariusz w białym uniformie.
— Nic ci nie jest!? — zawołał, klękając obok Emily. Poczuła
się jak obudzona ze snu trwającego rok. Właśnie wydarzyło się
coś ważnego... Ale c o?
Sanitariusz chwycił ją za ramię, zanim przewróciła się na
ziemię.
- Nawdychałaś się dymu! - krzyknął. - Twojemu mózgowi
brakuje tlenu. Powoli tracisz świadomość. — Założył jej maskę
tlenową.
Stanął przed nią ktoś jeszcze, jakiś policjant z Rosewood,
którego nigdy wcześniej nie widziała. Miał siwe włosy i łagodne,
zielone oczy.
— Czy w lesie jest jeszcze ktoś poza wami czterema!? —
próbował przekrzyczeć hałas.
Emily otworzyła usta, szukając gorączkowo odpowiedzi,
której nie mogła znaleźć. I nagle przypomniała sobie wszystko,
co się wydarzyło w ciągu ostatnich kilku godzin.
Dostawała wiadomości od A. - od kogoś, kto podobnie jak
Mona dręczył ją i jej przyjaciółki, twierdząc, że łan Thomas nie
zabił Alison DiLaurentis. W czasie przyjęcia w hotelu Radley
Emily znalazła stary rejestr, w którym figurowało nazwisko
Jasona DiLaurentisa. To oznaczało, że mógł się tam leczyć
wtedy, kiedy w tym budynku mieścił się szpital psychiatryczny.
Potem przez Skype'a łan potwierdził, że Jason i Darren Wilden,
policjant pracujący nad sprawą morderstwa Ali, zabili ją.
Ostrzegał też, że nie cofną się przed niczym, byle tylko mieć
pewność, że żadna z dziewczyn nie puści pary z ust.
A potem błysk. I ten paskudny zapach siarki. Pięć hektarów
lasu w jednej chwili stanęło w płomieniach.
Pobiegły w panice na podwórko Spencer, szukając Arii, która
miała przejść przez las skrótem łączącym jej nowy dom z
posiadłością Hastingsów. Aria przyprowadziła z sobą jakąś
dziewczynę, której pomogła się wydostać
z płonącego lasu. Dziewczynę, z którą Emily pożegnała się na
zawsze już dawno temu. Emily zdjęła maskę tlenową.
— Al iso n ! — krzyknęła. — Nie zapomnijcie o Alison!
Policjant przekrzywił głowę. Sanitariusz przyłożył dłoń
do ucha.
— O kim?
Emily odwróciła się, pokazując miejsce, na którym jeszcze
przed chwilą leżała Ali. Cofnęła się o krok. Ali zniknęła.
— N i e — wyszeptała.
Odwróciła się. Sanitariusze pomagali jej przyjaciółkom wejść
do karetki.
— Aria! — zawołała Emily. — Spencer! Hanna! Dziewczyny
odwróciły się.
— Ali! — krzyknęła jeszcze głośniej, pokazując gestem puste
miejsce, gdzie ostatni raz widziały swoją zaginioną przyjaciółkę.
— Nie widziałyście, dokąd ona poszła?
Aria pokręciła głową. Hanna przyciskała do twarzy maskę
tlenową, spoglądając to w prawo, to w lewo. Spencer zbladła z
przerażenia, ale w tej samej chwili kilku sanitariuszy wsadziło ją
do karetki.
Emily w panice odwróciła się do sanitariusza. Jego twarz
oświetlały płomienie palącego się młyna Hastingsów.
— Gdzieś tu jest Alison. Przed chwilą ją widziałyśmy!
Sanitariusz popatrzył na nią z niedowierzaniem.
— Masz na myśli Alison DiLaurentis, tę, która... umarła?
— Nie umarła! — zaprotestowała Emily.
Zrobiła kolejny krok w tył i potknęła się o wystający z ziemi
korzeń drzewa. Pokazała w kierunku rozszalałych płomieni.
— Jest ranna! Mówiła, że ktoś próbował ją zabić!
— Spokojnie. — Policjant położył jej dłoń na ramieniu. —
Spróbuj się opanować.
Kilka metrów od niej trzasnęła gałązka i Emily zamarła.
Czterech reporterów stało tuż obok patio przy domu Hastingsów i
bacznie ją obserwowało.
— Panno Fields! — zawołał jeden z nich, podbiegając do niej i
podstawiając jej mikrofon. Kamerzysta i dźwiękowiec podbiegli
do niej pędem. — Co pani powiedziała? Ko go pani widziała?
Emily słyszała bicie własnego serca.
— Musimy pomóc Alison!
Jeszcze raz się rozejrzała. Na podwórku przy domu Spencer
roiło się od policjantów i lekarzy pogotowia. Natomiast
podwórko przy dawnym domu Ali było puste i nieoświetlone.
Nagle Emily zauważyła jakiś cień przemykający wzdłuż
ogrodzenia z giętego żelaza, oddzielającego posesję Hastingsów
od willi DiLaurentisów. Serce mocniej jej zabiło. Ali? Nie, to
tylko odbite światło reflektorów wozów policyjnych.
Nadchodziło coraz więcej dziennikarzy. Nadciągali z
wszystkich stron na podwórko Hastingsów. Rozległ się klakson
wozu strażackiego, strażacy wyskakiwali z niego i w
okamgnieniu rozpoczynali gaszenie lasu. Łysawy reporter w
średnim wieku dotknął ramienia Emily.
— Jak Alison wyglądała? — dopytał się. — Skąd się tu
wzięła?
— Wystarczy. — Policjant odsuwał gromadzący się wokół
Emily tłum. — Proszę dać jej przejść.
Reporter podstawił mu mikrofon.
— Zamierza pan zbadać ten trop? I szukać Alison?
— Kto podłożył ogień!? Widziała pani!? — Ktoś próbował
przekrzyczeć hałas spowodowany wodą płynącą z węży
strażackich.
Sanitariusz wyprowadził Emily z tłumu.
— Musimy cię stąd wydostać.
Emily jęknęła, z desperacją wpatrując się w puste miejsce na
trawie. To samo im się przydarzyło, kiedy w zeszłym tygodniu
znalazły martwe ciało lana w lesie. Leżał na trawie, napuchnięty i
siny, a po chwili... z n i k n ą ł. To niemożliwe, że znowu
wydarzyło się coś podobnego. To po prostu n iemo żli we.
Emily kilka lat zajęło pogodzenie się ze śmiercią Ali. Wciąż
przypominała sobie jej rysy twarzy, chciała zapamiętać każdy
najmniejszy szczegół. A ta dziewczyna z lasu wyglądała
dokładnie jak Ali. Miała ten sam niski, zmysłowy głos, a gdy
ścierała z twarzy sadzę, Emily od razu rozpoznała jej małe,
delikatne dłonie.
Siedziała w karetce. Sanitariusz ponownie zakrył jej usta i nos
maską tlenową i pomógł jej położyć się na noszach. Inni
sanitariusze usiedli obok niej i zapięli pasy bezpieczeństwa.
Syrena zawyła, a samochód powoli ruszył. Kiedy wyjechał na
ulicę, Emily zauważyła przez okno w tylnych drzwiach karetki
jakiś samochód policyjny. Miał wyłączoną syrenę i światła. I nie
jechał w kierunku domu Hastingsów.
Spojrzała na dom Hastingsów, szukając wzrokiem Ali.
Dostrzegła jednak tylko tłum gapiów. Zobaczyła panią
McClellan mieszkającą kilka domów dalej. Obok skrzynki na
listy stali państwo Vanderwaalowie, rodzice Mony, która — jak
się okazało — była pierwszym A. Emily nie widziała ich od
pogrzebu Mony, który odbył się przed kilkoma miesiącami. W
tłumie zauważyła nawet państwa
Cavanaughów, którzy z przerażeniem patrzyli na płomienie.
Pani Cavanaugh położyła dłoń na ramieniu Jenny, jakby chciała
ochronić córkę. Choć Jenna ukryła swoje niewidzące oczy za
olbrzymimi okularami od Gucciego, wydawało się, że patrzy
prosto na Emily.
Ale pośród tego zamieszania nigdzie nie było widać Ali.
Zniknęła. Znowu.
ROZDZIAŁ 2
ZNIKNIĘCIE BEZ ŚLADU
Jakieś sześć godzin później pogodna pielęgniarka z długimi
włosami spiętymi w kucyk odsunęła zasłonkę wokół łóżka Arii w
izbie przyjęć na pogotowiu ratunkowym. Wręczyła tacie Arii,
Byronowi, jakieś dokumenty i kazała mu podpisać na dole każdej
strony.
— Trochę się poobijała i nawdychała dymu, ale nic jej nie
będzie — wyjaśniła.
— Dzięki Bogu - westchnął z ulgą Byron, składając swój
zamaszysty podpis.
Byron razem z Mikiem, bratem Arii, zjawili się w szpitalu
chwilę po tym, jak z karetki trafiła do ambulatorium. Mama Arii,
Ella, spędzała ten wieczór w Vermont ze swoim dwulicowym
chłopakiem Xavierem, a Byron uspokoił ją i upewnił, że nie ma
powodu, by wracała natychmiast do domu. Pielęgniarka spojrzała
na Arię.
— Twoja przyjaciółka Spencer chciałaby się z tobą zobaczyć,
zanim pójdziesz do domu. Leży na drugim piętrze. W sali
dwieście sześć.
— Dobrze — odparła Aria drżącym głosem, przesuwając
stopy po szorstkim szpitalnym prześcieradle.
Byron wstał z białego plastikowego krzesła stojącego przy
łóżku i popatrzył córce prosto w oczy.
— Poczekam na ciebie na korytarzu. Nie spiesz się. Aria
podniosła się powoli. Przeczesała dłońmi swoje
czarne włosy z granatowym połyskiem. Na prześcieradło
posypały się drobiny sadzy. Kiedy schyliła się, żeby włożyć
dżinsy i buty, poczuła ból wszystkich mięśni, jakby wspięła się
właśnie na Mount Everest. Przez całą noc nie zmrużyła oka,
gorączkowo przypominając sobie to, co się stało w lesie. Jej
przyjaciółki też przywieziono do tego szpitala, ale umieszczono
je w oddzielnych salach, więc Aria nie mogła z nimi
porozmawiać. Kiedy tylko próbowała podnieść się z łóżka, zaraz
zjawiała się koło niej jakaś pielęgniarka, która kazała jej leżeć i
spać. No p e wn ie. Jakby to było takie proste.
Aria nie potrafiła logicznie poukładać dramatycznych
wydarzeń zeszłej nocy. Biegła pędem przez las do domku
Spencer, a w tylnej kieszeni spodni miała wykradziony Ali
kawałek sztandaru z gry w kapsułę czasu. Przez cztery długie lata
nawet nie spojrzała na lśniący niebieski skrawek materiału, ale
Hanna była przekonana, że na nim właśnie znajdą jakieś
wskazówki dotyczące prawdziwego zabójcy Ali. I kiedy Aria
poślizgnęła się na mokrych liściach, poczuła ostry zapach
benzyny, a potem cichy trzask zapalanej zapałki. W jednej chwili
las wokół niej stanął w płomieniach. Czuła na skórze palące
ciepło ognia, a jego blask ją oślepiał. Po chwili usłyszała
dobiegające z lasu desperackie wołanie o pomoc. Okazało się, że
ten ktoś to osoba, której ciało rzekomo znaleziono w wykopanych
do połowy fundamentach pod altanę przy domu DiLaurentisów.
Ali.
Przynajmniej tak się wtedy wydawało Arii. Ale teraz... No
cóż, teraz sama już nie wiedziała. Spojrzała w lustro wiszące na
drzwiach. Miała blade policzki i zaczerwienione oczy. Lekarz w
ambulatorium wyjaśnił jej, że bardzo często pod wpływem dużej
ilości toksycznego dymu można doświadczać halucynacji. Mózg
wariuje z braku tlenu. A w lesie rzeczywiście nie było czym
oddychać. Postać Ali wydawała się taka rozmyta i nierealna, jak
ze snu. Aria nie słyszała wcześniej o grupowych przywidzeniach,
ale przecież zeszłej nocy wszystkie myślały tylko o Ali. Może to
dlatego, kiedy tylko zabrakło tlenu, każda z nich w wyobraźni
zobaczyła Ali.
Aria przebrała się w dżinsy i sweter przywiezione z domu
przez Byrona i poszła na drugie piętro, do sali Spencer. W
poczekalni po drugiej stronie korytarza siedzieli państwo
Hastingsowie i sprawdzali pocztę w swoich telefonach
komórkowych. Hanna i Emily przyszły wcześniej, ubrane w
dżinsy i bluzy. Tylko Spencer nadal nie zdjęła szpitalnej piżamy.
Miała poszarzałą cerę, ciemnofioletowe podkowy pod błękitnymi
oczami i siniaka na ostro zarysowanej szczęce.
— Wszystko w porządku? — wykrzyknęła Aria. Nikt jej nie
powiedział, że Spencer została ranna.
Spencer lekko pokiwała głową i za pomocą małego pilota przy
poręczy łóżka podniosła trochę wyżej zagłówek.
— Czuję się o niebo lepiej niż wczoraj. Podobno ludzie różnie
reagują na wdychanie większych ilości dymu.
Aria się rozejrzała. W pokoju unosił się duszący zapach
chlorowego wybielacza. W rogu zauważyła monitor pokazujący
rytm pracy serca Spencer. Na małej chromowanej umywalce
stało pudełko z gumowymi rękawiczkami.
Ściany miały seledynowy kolor, a koło okna wisiał plakat
demonstrujący, jak przeprowadzać samodzielnie comiesięczną
kontrolę piersi. Oczywiście, jakiś dzieciak tuż obok ryciny
przedstawiającej kobiecą pierś dorysował penisa.
Emily przycupnęła na malutkim dziecięcym krzesełku pod
oknem. Miała zmierzwione włosy i popękane wargi. Wierciła się
ciągle, bo jej muskularne ciało pływaczki nie mieściło się na
taboreciku. Hanna stała przy drzwiach i opierała się o tabliczkę
przypominającą o obowiązku używania przez personel szpitalny
lateksowych rękawiczek. Patrzyła na przyjaciółki lśniącymi,
pustymi oczami. Wyglądała tak, jakby od zeszłej nocy jeszcze
bardziej zeszczuplała. Wąskie ciemne dżinsy zwisały jej z bioder.
Aria bez słowa wyciągnęła ze swojej torby ze skóry jaka
kawałek sztandaru należący niegdyś do Ali i rozłożyła go na
łóżku Spencer. Dziewczyny zbliżyły się i spojrzały na niego.
Materiał pokrywały rysunki wykonane lśniącą srebrną farbą.
Rozpoznały logo Chanel, monogram LV znajdujący się zawsze
na torbach od Louisa Vuittona i imię Ali napisane pękatymi
literami. W rogu widniała kamienna studnia życzeń z
drewnianym zadaszeniem i wiadrem na kołowrocie. Aria
przesunęła palcem po konturze studni. Jakoś nie potrafiła
wyczytać z tych rysunków żadnej widocznej na pierwszy rzut oka
wskazówki, która pomogłaby rozwiązać tajemnicę zabójstwa Ali.
Właściwie bardzo podobne rysunki można było znaleźć na
innych fragmentach sztandaru z kapsuły czasu.
Spencer dotknęła brzegu tkaniny.
— Zupełnie zapomniałam, że Ali zawsze pisała takimi
pękatymi literami.
Hannę przeszył dreszcz.
— Widok tego pisma sprawia, że czuję wśród nas jej
obecność.
Podniosły głowy i spojrzały po sobie z niepokojem.
Oczywiście w tej samej chwili pomyślały: „Tak jak kilka godzin
temu, kiedy znalazłyśmy ją w lesie".
I nagle zaczęły mówić wszystkie naraz.
— Musimy... — zaczęła Aria.
— Co my... — wyszeptała Hanna.
— Lekarz powiedział... — syknęła Spencer pół sekundy
później.
Zamilkły i popatrzyły po sobie z policzkami bladymi jak
poduszka pod głową Spencer. Potem odezwała się Emily:
— Musimy coś zrobić. Ali gdzieś tam jest. Musimy się
dowiedzieć gdzie. Czy któraś z was słyszała, że szukają jej w
lesie? Mówiłam glinom, że ją widziałyśmy, ale nawet się nie
ruszyli, żeby to sprawdzić!
Serce Arii zabiło szybciej. Spencer patrzyła na Emily z
niedowierzaniem.
— Powiedziałaś glinom? - powtórzyła, odsuwając z oczu
pasmo blond włosów o popielatym odcieniu.
— Oczywiście — rzuciła cicho Emily.
— Ale... Emily...
— No co? — odburknęła Emily.
Gapiła się na Spencer, tak jakby na czole przyjaciółki wyrósł
bawoli róg.
— Em, miałyśmy halucynacje. Tak powiedzieli lekarze. Ali
ni e ż yj e.
Emily otworzyła szeroko oczy.
-Ale przecież wszystkie ją widziałyśmy. Twierdzisz, że niby
wszystkie miałyśmy takie same zwidy?
Spencer nawet nie drgnęła powieka. Minęło kilka pełnych
napięcia sekund. Z korytarza dobiegło głośne piknięcie. Za
drzwiami ktoś przesuwał łóżko szpitalne na skrzypiących
kółkach. Emily jęknęła. Zaróżowiły się jej policzki. Spojrzała na
Hannę i Arię.
— Nie uważacie, że naprawdę spotkałyśmy Ali.
— To mogła być ona, faktycznie — odparła Aria, siadając na
wózku dla niepełnosprawnych stojącym przy drzwiach do małej
łazienki. — Ale Emily, lekarz powiedział mi, że to wszystko
przez nadmiar dymu. To chyba logiczne. Niby jak udałoby się jej
zniknąć?
— No właśnie — zawtórowała jej Hanna cicho. — I gdzie się
niby ukrywała przez te wszystkie lata?
Emily uderzyła dłońmi w uda tak mocno, że aż zatrząsł się
stojący obok stojak na kroplówki.
— Hanna, twierdziłaś, że kiedy ostatnim razem ty tu leżałaś,
obok twojego łóżka stanęła Ali. Może wcale ci się to nie śniło?
Hanna wbiła w podłogę obcas swojego zamszowego kozaka.
Miała niewyraźną minę.
— Hanna była w śpiączce, kiedy widziała Ali — wtrąciła się
Spencer. — To był tylko sen.
Emily niezrażona pokazała na Arię.
— A ty wyprowadziłaś wczoraj kogoś z lasu. Jeśli nie Ali, to
kogo? Aria wzruszyła ramionami i bezwiednie zacisnęła dłonie
na uchwytach przy kołach wózka. Za wielkim oknem wstawało
słońce. Na parkingu stały rzędami lśniące bmw, mercedesy i audi.
To zadziwiające, że po tej wariackiej nocy wszystko wydawało
się teraz takie zwyczajne.
— Sama nie wiem — przyznała. — W lesie było tak ciemno.
No i... o cholera. — Włożyła dłoń do kieszeni torby. — Wczoraj
znalazłam to.
Otworzyła dłoń i pokazała im pierścionek z jasnoniebieskim
kamieniem i emblematem szkoły. Wszystkie od razu go
rozpoznały. Po wewnętrznej stronie wygrawerowano: „IAN
THOMAS". Ten sam pierścionek miał na palcu łan, kiedy tydzień
wcześniej znalazły w lesie jego rzekomo martwe ciało.
— Leżał na ziemi - wyjaśniła. — Nie wiem, jakim cudem
policja go nie znalazła.
Emily westchnęła. Spencer wydawała się zdezorientowana.
Hanna wyrwała Arii pierścionek z ręki i podniosła do światła nad
łóżkiem Spencer.
— Może zsunął mu się z palca, kiedy uciekał?
— Co z nim zrobimy? — zapytała Emily. — Oddamy policji?
— Na pewno nie — zaprotestowała natychmiast Spencer. —
Od razu pomyślą, że najpierw zobaczyłyśmy ciało lana w lesie,
zmusiłyśmy policję do przeszukania terenu, a jak nic nie znaleźli,
to nagle v o i l à !, ni stąd, ni zowąd znajdujemy pierścionek. Od
razu zaczną nas podejrzewać. Trzeba było tego w ogóle nie
ruszać. To dowód rzeczowy.
Aria założyła ręce na piersi.
— A niby skąd miałam to wiedzieć? I co mam teraz zrobić?
Odnieść go tam, gdzie go znalazłam?
— Nie — pouczyła ją Spencer. — Pożar zmusi policję do
wznowienia poszukiwań w lesie. Jeszcze zobaczą, że się tam
kręcisz, i zaczną zadawać pytania. Teraz po prostu go zatrzymaj.
Emily wierciła się niecierpliwie na krześle.
— Spotkałaś Ali po znalezieniu pierścionka, zgadza się?
— Sama już nie wiem — przyznała się Aria. Próbowała
przywołać w pamięci te szaleńcze chwile w lesie. Ale
wspomnienia coraz bardziej się rozmywały. — Właściwie
nawet jej nie dotknęłam... Emily wstała.
— Powariowałyście do reszty? Czemu nie wierzycie własnym
oczom?
— Em — uspokoiła ją Spencer. — Trochę za bardzo się
ekscytujesz.
— Nieprawda! — zawołała Emily, a jej policzki zrobiły się
tak purpurowe, że widać było na nich każdego piega.
PROLOG ODNALEZIONA ZGUBA Zdarzyło ci się kiedyś, że coś ci zginęło, jakby się zapadło pod ziemię? Na przykład ta apaszka od Pucciego, którą włożyłaś, idąc na bal w drugiej klasie? Miałaś ją na szyi przez cały wieczór i nagle zniknęła. A ten prześliczny złoty naszyjnik od babci? Nagle wyrosły mu nogi i poszedł sobie, gdzie pieprz rośnie? Przecież nic nie rozpływa się w powietrzu. Gd zie ś musi być. Cztery dziewczyny z Rosewood też straciły kilka ważnych rzeczy. O wiele ważniejszych niż apaszka czy naszyjnik. Na przykład, zaufanie rodziców. Świetlaną przyszłość na jednym z renomowanych uniwersytetów. Dziewictwo. Wydawało im się nawet, że straciły przyjaciółkę z dzieciństwa... Ale może nie. Może wszechświat zwrócił im ją, całą i zdrową. Pamiętajcie jednak, że światem rządzi zasada równowagi: jeśli coś zostanie wam oddane, coś innego będzie wam odebrane. A w Rosewood mogą odebrać wam wszystko. Wiarygodność. Zdrowie psychiczne. Ż yci e. Aria Montgomery przyjechała pierwsza. Rzuciła rower na wysypany żwirem podjazd, stanęła pod wierzbą płaczącą, schyliła się i przeczesała palcami trawę. Jeszcze wczoraj trawa pachniała wakacjami i wolnością, ale po tym, co się stało, jej zapach nie wypełniał już Arii uczuciem wyzwolenia i radości. Potem przyszła Emily Fields. Od wczoraj nie zmieniła wypłowiałych, workowatych dżinsów ani żółtego T-shirtu Old Navy. Pomięte ubranie wyglądało tak, jakby w nim spała. — Hej — powiedziała chropawym głosem, siadając obok Arii. Dokładnie w tym samym momencie Spencer Hastings z ponurą miną wyszła frontowymi drzwiami ze swojego domu, a Hanna Marin zatrzasnęła drzwi mercedesa mamy.
— No i? — Emily przerwała wreszcie ciszę, kiedy zebrały się wszystkie. — No i? — powtórzyła Aria jak echo. Jak na sygnał odwróciły się i spojrzały na domek na tyłach posiadłości Hastingsów. To właśnie w nim zeszłej nocy Spencer, Aria, Emily, Hanna i Alison DiLaurentis, ich najlepsza przyjaciółka i przywódczyni, urządziły całonocną imprezę, aby uczcić niecierpliwie wyczekiwany koniec roku szkolnego. Nie trwała ona jednak do świtu. Zakończyła się jeszcze przed północą. Wbrew oczekiwaniom całej czwórki impreza nie stała się początkiem idealnych wakacji. Wprost przeciwnie, zakończyła się tragicznie. Dziewczyny nie potrafiły spojrzeć sobie w oczy. Celowo odwróciły też wzrok od wielkiej wiktoriańskiej willi należącej do rodziny Alison. Za kilka chwil i tak musiały tam pójść, choć tym razem zaprosiła je nie Alison, lecz jej matka Jessica. Z samego rana zadzwoniła do każdej z przyjaciółek córki, która nie pojawiła się na śniadaniu. Myślała, że nocowała u którejś z dziewczyn. Nie wydawała się zbyt przejęta, kiedy za pierwszym razem nie znalazła Ali. Gdy jednak zadzwoniła znowu po kilku godzinach, by przekazać wiadomość, że Ali nadal nie wróciła, mówiła już wysokim, pełnym napięcia głosem. Aria mocniej związała kucyk. — Żadna z nas nie widziała, dokąd poszła Ali, tak? Pokręciły głowami. Spencer musnęła palcami fioletowego siniaka na nadgarstku, którego zauważyła rano. Nawet nie wiedziała, skąd się wziął. Na rękach dostrzegła też kilka zadrapań, jakby się zaplątała w dzikie wino. — I nikomu nie mówiła, dokąd idzie? — zapytała Hanna. Wszystkie wzruszyły ramionami. — Pewnie świetnie się teraz bawi — podsumowała Emily głosem Kłapouchego i zwiesiła głowę. Dziewczyny przezywały Emily „Zabójcą", jakby była pitbulem Ali. Na samą myśl o tym, że Ali mogłaby lepiej bawić
się w innym towarzystwie, pękało jej serce. — Fajnie, że nas z sobą zabrała. — W głosie Arii słychać było rozgoryczenie. Kopnęła kępkę trawy czubkiem buta do jazdy na motocyklu. Gorące czerwcowe słońce bezlitośnie paliło ich bladą skórę. Słyszały plusk wody w pobliskim basenie, a w oddali warczała kosiarka do trawy. Tak właśnie wyglądały wszystkie sielskie poranki w Rosewood, bogatym i nieskazitelnie czystym miasteczku w stanie Pensylwania, oddalonym o czterdzieści kilometrów od Filadelfii. Zazwyczaj o tej porze dziewczyny siedziały na brzegu basenu w klubie golfowym i gapiły się na przystojnych chłopaków z elitarnej prywatnej szkoły Rosewood Day. Właściwie teraz też mogły to zrobić, ale czułyby się dziwnie, świetnie się bawiąc bez Ali. Bez niej dryfowały jak aktorki bez reżysera albo marionetki bez swojego właściciela. Zeszłej nocy w czasie imprezy Ali dokuczała im bardziej niż zwykle. Wydawała się też dziwnie rozkojarzona. Chciała je zahipnotyzować, ale kiedy Spencer upierała się, żeby zostawić uniesione rolety, Ali koniecznie chciała je opuścić. Wtedy Ali wyszła bez pożegnania. I wszystkie się domyślały, dlaczego je zostawiła. Zapewne znalazła sobie jakieś ciekawsze zajęcie, ze starszymi i o wiele fajniejszymi przyjaciółkami. Choć żadna by się do tego nie przyznała, od dawna czuły pismo nosem. W Rosewood Day Ali należała do szkolnych gwiazd, tych, które dyktują modę i znajdują się na szczycie listy wymarzonych dziewczyn każdego chłopaka, i decydowała, kto był fajny, a kogo należało uznać za frajera i fajtłapę. Wszyscy tańczyli tak, jak im zagrała — począwszy od jej ponurego starszego brata Jasona, a skończywszy na nauczycielu historii, najsurowszym w całej szkole. Rok wcześniej Ali wyciągnęła Spencer, Hannę, Arię i Emily z dna zapomnienia i uczyniła z nich krąg swoich najbliższych przyjaciółek. Przez kilka pierwszych miesięcy ich przyjaźń kwitła, a one rządziły na szkolnych korytarzach, gwiazdorzyły na imprezach szóstoklasistów i zawsze zajmowały najlepszy stolik w restauracji
Rive Gauche w centrum handlowym, każąc mniej lubianym dziewczynom ustąpić sobie miejsca, jeśli tamte zajęły go wcześniej. Jednak pod koniec siódmej klasy Ali zaczęła się od swoich przyjaciółek stopniowo oddalać. Już nie dzwoniła do nich zaraz po powrocie do domu ze szkoły. Nie wysyłała im ukradkiem SMS-ów w czasie lekcji. Kiedy z nią rozmawiały, ona patrzyła na nie nieobecnym wzrokiem, jakby myślami błądziła gdzieś daleko. Była pochłonięta wyłącznie swoimi własnymi, mrocznymi tajemnicami. Aria spojrzała na Spencer. — Wybiegłaś za Ali z domku. Naprawdę nie wiesz, dokąd poszła!? — Aria musiała przekrzykiwać hałas kosiarki. — Nie — odparła natychmiast Spencer, wbijając wzrok w swoje białe japonki od J. Crew. — Wybiegłaś z domku? — Emily pociągnęła za jeden ze swoich kucyków. — Nie przypominam sobie. — Zaraz po tym, jak wyrzuciła Ali — poinformowała przyjaciółki Aria z nutką irytacji w głosie. — Nie sądziłam, że mnie posłucha — wymamrotała Spencer, obrywając płatki jasnożółtego mlecza rosnącego pod wierzbą. Hanna i Emily nerwowo skubały skórki wokół paznokci. Lekki podmuch wiatru przyniósł słodki zapach lilii i wiciokrzewu. Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętały, był przedziwny seans hipnozy, urządzony przez Ali. Odliczyła od stu do jednego, dotknęła kciukiem czoła każdej z dziewczyn i ogłosiła, że teraz znalazły się w jej władaniu. Kiedy otworzyły oczy i zaczęły się budzić z głębokiego snu, wydawało im się, że upłynęły całe godziny. Emily naciągnęła na nos kołnierzyk koszulki. Zawsze tak robiła, kiedy się denerwowała. Materiał pachniał delikatnie płynem do płukania tkanin i dezodorantem. — I co powiemy jej mamie? — Musimy ją kryć — odparła rzeczowo Hanna. — Powiemy, że Ali pojechała zobaczyć się z koleżankami z drużyny hokejowej. Aria uniosła głowę i machinalnie śledziła tor lotu odrzutowca
przelatującego po bezchmurnym niebie. — Chyba powinnyśmy. Jednak tak naprawdę nie miała najmniejszej ochoty świecić oczami za Ali. Zeszłej nocy Ali raz po raz robiła aluzje do strasznego sekretu ojca Arii. Czy rzeczywiście zasługiwała na pomoc? Emily obserwowała biedronkę, która wędrowała z kwiatka na kwiatek w ogródku przed domem Spencer. Też nie miała ochoty kłamać dla Ali. Była prawie pewna, że Ali imprezuje ze starszymi koleżankami z drużyny hokejowej, ze światowymi, budzącymi postrach dziewczynami, które paliły marlboro w swoich rangę roverach i chodziły na domowe imprezy, gdzie piwo pito całymi beczkami. Czy źle to o niej świadczyło, że życzyła Ali, żeby wreszcie wpadła w tarapaty za karę, że je zostawiła? Czy była złą przyjaciółką, bo chciała mieć Ali tylko dla siebie? Spencer też spochmurniała. Uważała, że to nie fair, że Ali próbowała wymusić na nich kłamstwo. Zeszłej nocy nie pozwoliła Ali, by ją zahipnotyzowała. Zerwała się z miejsca, zanim Ali dotknęła jej czoła kciukiem. Miała serdecznie dość dominacji Ali, która zawsze usiłowała narzucić innym swoją wolę. — Nawet nie żartujcie. — Hanna nie dawała za wygraną, choć doskonale wyczuwała, że dziewczyny nie chcą jej posłuchać. — Musimy kryć Ali. — Nie miała najmniejszej ochoty dawać Ali powód, by je opuściła. To by oznaczało, że znowu stałaby się brzydką, grubą frajerką. A to i tak nie było najgorsze, co im się mogło przytrafić. — Jak nie będziemy jej chronić, to ona może powiedzieć wszystkim o... Hanna urwała, spoglądając na dom po drugiej stronie ulicy, gdzie mieszkali Toby i Jenna Cavanaugh. Dom wyglądał na zaniedbany — w ciągu zeszłego roku nikt nie kosił trawnika, a bramę garażu zżerała od dołu zielonkawa, oślizgła pleśń. Ubiegłej wiosny przez przypadek oślepiły Jennę, kiedy razem z bratem siedziała w domku na drzewie. Nikt się nie dowiedział, że to one odpaliły petardę, a Ali kazała im przysiąc, że nigdy nie
powiedzą nikomu, co się naprawdę wydarzyło. Twierdziła, że ten sekret przypieczętuje ich przyjaźń na wieki. Ale gdyby ich przyjaźń się rozpadła? Ali potrafiła zachowywać się bezwzględnie wobec ludzi, których nienawidziła. Kiedy ni z tego, ni z owego zerwała kontakty z Naomi Zeigler i Riley Wolfe na początku szóstej klasy, sprawiła, że przestano je zapraszać na imprezy. Koledzy Ali robili im głupie kawały przez telefon, Ali zaś włamała się na ich strony na MySpace i wypisywała na nich bardzo złośliwe i zarazem bardzo zabawne notki, ujawniając ich najgłębsze sekrety. Gdyby Ali zostawiła swoje nowe najlepsze przyjaciółki, które obietnice by złamała? I które sekrety ujrzałyby światło dzienne? Drzwi frontowe domu DiLaurentisów otworzyły się i mama Ali wyjrzała na ganek. Zazwyczaj nie pokazywała się światu bez pełnego makijażu, dziś jednak związała jasnopopielate włosy w niedbały kucyk. Miała na sobie szorty z niskim stanem i głęboko wycięty, postrzępiony T-shirt. Dziewczyny wstały i kamienną ścieżką podeszły do drzwi domu Ali. Jak zwykle w korytarzu pachniało płynem do płukania tkanin, a na ścianach wisiały zdjęcia Alison i jej brata Jasona. Wzrok Arii powędrował automatycznie w stronę fotografii Jasona z czwartej klasy liceum. Miał na niej długie, założone za uszy blond włosy i delikatny uśmiech. Dziewczyny nie zdążyły wykonać swojego rytuału, który polegał na dotykaniu prawego dolnego rogu ich wspólnej fotografii z wycieczki nad jezioro w górach Pocono w lipcu zeszłego roku. Pani DiLaurentis poprowadziła je prosto do kuchni i gestem pokazała im miejsca przy ogromnym drewnianym stole. Dziwnie się czuły w domu Ali, kiedy jej tu nie było. Jakby przyszły na przeszpiegi. Wszędzie widziały jakieś znaki jej obecności: przy drzwiach do pralni stały jej turkusowe buty na koturnie, na stoliku obok telefonu leżała tubka jej ulubionego kremu do rąk o zapachu wanilii, a na stalowych drzwiach lodówki przypięte magnesem w kształcie pizzy wisiało jej świadectwo, oczywiście z szóstkami z góry na
dół. Pani DiLaurentis usiadła z nimi i zakaszlała cicho. - Wiem, że wczoraj wieczorem widziałyście się z Alison. Spróbujcie sobie przypomnieć, czy nie wspominała, dokąd chce pójść? Dziewczyny potrząsnęły głowami, wlepiając wzrok w plecione podstawki pod talerze. - Mnie się wydaje, że pojechała zobaczyć się z koleżankami z drużyny hokejowej - rzuciła Hanna, kiedy nikt inny nie chciał zabrać głosu. Pani DiLaurentis darła na drobne kawałki listę zakupów. - Już dzwoniłam do wszystkich jej koleżanek z drużyny. I do dziewczyn z obozu hokejowego. Nikt jej nie widział. Przyjaciółki spojrzały po sobie zaniepokojone. Poczuły, jak ich mięśnie się napinają, a serca zaczynają walić jak młotem. Jeśli żadna z koleżanek Ali nie widziała jej zeszłej nocy, to gdzie ona się podziewała? Pani DiLaurentis zabębniła palcami w stół. Jej nierówne paznokcie wyglądały tak, jakby je obgryzała. - A może wspominała, że wróci do domu? Wydawało mi się, że widziałam ją w korytarzu, kiedy rozmawiałam z... - Urwała i wbiła wzrok w tylne drzwi. - Wydawała się smutna. - Nic nam o tym nie wiadomo — wyszeptała Aria. - Och. - Mama Ali drżącymi rękami sięgnęła po filiżankę z kawą. - A czy wspominała kiedyś, że ktoś ją prześladuje? - Nikt by się nie ośmielił - odparła natychmiast Emily. — Wszyscy ją kochali. Pani DiLaurentis otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie. - Na pewno masz rację. I nigdy nie wspominała, że chce uciec z domu? Spencer parsknęła. - Wykluczone. Tylko Emily schyliła głowę. Czasem z Ali puszczały wodze fantazji i wyobrażały sobie, że uciekną razem. Często
powtarzały, że polecą do Paryża pod przybranymi nazwiskami. Emily wydawało się zawsze, że to tylko żarty. — A nie wydawała się wam ostatnio smutna? — pytała dalej pani DiLaurentis. Dziewczyny miały coraz bardziej zdezorientowany wyraz twarzy. -S mu tn a ? - powtórzyła Hanna jak echo. - W depresji? — Na pewno nie — oświadczyła Emily a przed oczami stanął jej obraz Ali, która radośnie kręci piruety w ogrodzie, ciesząc się z ostatniego dnia szkoły. — Gdyby coś ją gnębiło, powiedziałaby nam — dodała Aria, choć wcale nie była tego pewna. Aria unikała towarzystwa Ali, od kiedy kilka tygodni wcześniej razem odkryły druzgocący sekret taty Arii. Miała nadzieję, że w czasie imprezy zeszłego wieczoru nareszcie odłożą tę sprawę ad acta. Zmywarka do naczyń zająknęła się i rozpoczęła kolejny cykl mycia. Pan DiLaurentis wszedł do kuchni z nieobecnym, zagubionym wzrokiem. Spojrzał na żonę z zakłopotaniem, odwrócił się na pięcie i wyszedł, drapiąc się energicznie w swój duży, haczykowaty nos. — Na pewno nic nie wiecie? - zapytała pani DiLaurentis. Na jej czole pojawiły się bruzdy. - Szukałam jej pamiętnika, bo myślałam, że będzie w nim jakaś podpowiedz, ale nigdzie nie mogę go znaleźć. Hanna uśmiechnęła się radośnie. — Ja wiem, jak wygląda jej pamiętnik. Możemy pójść na górę i go poszukać. Kilka dni temu widziały, jak Ali pisze pamiętnik, kiedy pani DiLaurentis pozwoliła im wejść na górę do pokoju Ali, nie uprzedzając jej o tym. Ali była tak pochłonięta pisaniem, że gdy zobaczyła przyjaciółki, wpadła w popłoch, jakby zapomniała, że je zaprosiła. Za chwilę pani DiLaurentis poprosiła, żeby dziewczyny zeszły na dół, bo chciała udzielić Ali jakiejś reprymendy. A kiedy później Ali pojawiła się na patio,
wydawała się zła na przyjaciółki za to, że przyszły, jakby popełniły przestępstwo, zostając w jej domu, kiedy mama na nią krzyczała. — Nie, nie, nie trzeba — odparła pani DiLaurentis, pospiesznie odstawiając filiżankę na stół. — Ale czemu? — Hanna odsunęła krzesło i ruszyła w stronę korytarza. — To żaden kłopot. — Hanno — warknęła mama Ali głosem ostrym jak brzytwa. — Powiedziałam nie. Hanna zatrzymała się pod wielkim żyrandolem. Przez twarz pani DiLaurentis przebiegł jakiś trudny do odczytania cień. — No dobrze — bąknęła Hanna pod nosem, wracając do stołu. — Przepraszam. Potem pani DiLaurentis podziękowała dziewczynom, że przyszły. Wyszły gęsiego, mrużąc oczy przed ostrym słońcem. Na końcu ślepej uliczki Mona Vanderwaal, najbardziej nielubiana dziewczyna w ich klasie, jeździła na swoim skuterze, robiąc ósemki. Kiedy zobaczyła dziewczyny, pomachała im. Żadna nie zareagowała. Emily kopnęła leżący na chodniku kawałek cegły. — Mama Ali chyba świruje. Ali nic nie będzie. — I nie ma d ep resj i — powtórzyła z naciskiem Hanna. — Co za brednia. Aria wbiła pięści w kieszenie swojej minispódniczki. — A jeśli uciekła? Może nie dlatego że była nieszczęśliwa, ale dlatego że chciała zamieszkać w fajniejszym miejscu. Pewnie nawet by za nami nie tęskniła. — Oczywiście, że by tęskniła — warknęła Emily. I w jednej chwili po jej policzkach popłynęły łzy. Spencer spojrzała na nią i przewróciła oczami. — Bo że , Emily. Musisz nam to fundować właśnie teraz? — Daj jej spokój. — Aria broniła Emily. Spencer zmierzyła Arię wzrokiem. — Kolczyk w nosie ci się przekrzywił — powiedziała do niej głosem ociekającym żółcią.
Aria dotknęła palcami samoprzylepnego kolczyka, który przymocowała na lewym płatku nosa. Z niewiadomego powodu przesunął się jej prawie na policzek. Przykleiła go z powrotem na nos, a potem, nagle zawstydzona, oderwała go. Usłyszały szelest i głośnie chrupnięcie. Odwróciły się i zobaczyły, jak Hanna sięga do torebki i wyjmuje z niej garść chipsów. Kiedy poczuła na sobie wzrok wszystkich, zamarła. — No co? — zapytała. Wokół ust miała pomarańczową otoczkę z okruszków. Przez chwilę stały w milczeniu. Emily otarła łzy. Hanna ukradkiem podjadała chipsy. A Spencer złożyła ramiona na piersi i zrobiła znudzoną minę. Kiedy nagle zabrakło Ali, cała grupa wydawała się niekompletna. I zupełnie niefajna. Z podwórka domu Ali dobiegł ogłuszający ryk. Odwróciły się i zobaczyły czerwoną betoniarkę stojącą obok wielkiej dziury w ziemi. DiLaurentisowie budowali przy domu olbrzymią altanę na dwadzieścia osób. Nieogolony, chudy robotnik z niedbale zawiązanym blond kucykiem na widok dziewczyn uniósł swoje ciemne okulary. Uśmiechnął się do nich obleśnie, pokazując na przodzie złoty ząb. Drugi robotnik, łysy, chudy jak patyk i wytatuowany, w obcisłym podkoszulku na ramiączkach i wytartych dżinsach, zagwizdał. Dziewczyny przeszył dreszcz niepokoju. Ali opowiadała im wielokrotnie, jak robotnicy ciągle do niej coś wołali, a gdy przechodziła obok, pozwalali sobie na niedwuznaczne komentarze. Jeden z robotników dał znak kierowcy betoniarki, która zaczęła się powoli wycofywać. Szary cement lał się strumieniem do wielkiego dołu. Ali od kilku tygodni opowiadała im o tej altanie. Po jednej stronie miało się mieścić jacuzzi, a po drugiej miał być grill. Altanę miały otaczać egzotyczne rośliny, krzewy i drzewa, żeby wewnątrz stworzyć przytulną, tropikalną atmosferę. — Ali na pewno się tu spodoba — powiedziała Emily pewnym głosem. — Urządzi tu najlepsze przyjęcia. Dziewczyny pokiwały głowami bez większego przekonania.
Miały nadzieję, że zostaną zaproszone. Miały nadzieję, że nie nadszedł jeszcze koniec ich ery. Potem każda z nich ruszyła w stronę swojego domu. Spencer poszła do kuchni i przez okno patrzyła w stronę domku, gdzie odbyła się ta przerażająca impreza. I co z tego, jeśli Ali zostawiła je na zawsze? Jej przyjaciółki wydawały się zdruzgotane, ale przecież to nie była taka zła wiadomość. Spencer miała po dziurki w nosie Ali i jej wszechwładzy. Kiedy usłyszała chrząknięcie, podskoczyła ze strachu. Jej mama siedziała przy kuchennym stole z nieobecnym wzrokiem i szklistymi oczami. — Mamo? — szepnęła Spencer, ale pani Hastings nie odpowiedziała. Aria podeszła pod podjazd DiLaurentisów. Kubły stały na chodniku, czekając na sobotni wywóz śmieci. Z jednego odpadła pokrywa i Aria dostrzegła na czarnym, plastikowym worku pustą buteleczkę po jakimś leku na receptę. Etykieta była właściwie zdrapana, ale pozostało na niej imię Ali wypisane drukowanymi literami. Aria zastanawiała się, czy to antybiotyki, czy może leki na wiosenną alergię — w tym roku drzewa pyliły wyjątkowo intensywnie. Hanna usiadła na kamiennym murku otaczającym posiadłość Hastingsów i czekała na mamę. Mona Vanderwaal jeździła po ulicy swoim skuterem. Czy to możliwe, że pani DiLaurentis ma rację? Czy ktoś ośmielił się drwić z Ali, tak jak one drwiły z Mony? Emily wzięła rower i poszła w kierunku lasu za domem Ali, wybierając drogę na skróty. Robotnicy zrobili sobie przerwę. Chudzielec ze złotym zębem bił się na żarty z jakimś facetem z sumiastym wąsem i w ogóle nie zwracał uwagi na beton lejący się z betoniarki do dziury w ziemi. Ich samochody — honda z powgniataną karoserią, dwa pickupy i jeep cherokee ze zderzakiem pokrytym naklejkami — stały zaparkowane przy krawężniku. Na samym końcu tego szeregu stał znajomo wyglądający czarny sedan z lat siedemdziesiątych. Wyglądał
ładniej niż pozostałe, a kiedy Emily mijała go na rowerze, dostrzegła swe odbicie w jego lśniącej karoserii. Miała zamyślony wyraz twarzy. Co zrobi, jeśli Ali nie zechce się z nią dalej przyjaźnić? Kiedy słońce stanęło w zenicie, wszystkie dziewczyny zastanawiały się, co się stanie, jeśli Ali się od nich odwróci, tak jak zrobiła z Naomi i Riley. Ale żadna z nich nie martwiła się panicznymi pytaniami pani DiLaurentis. Ona była mamą Ali i do niej należało zamartwianie się. Żadna z nich nie spodziewała się, że następnego dnia przed domem DiLaurentisów zaroi się od furgonetek stacji telewizyjnych i samochodów policyjnych. Nie dowiedziały się też, gdzie podziewała się Ali i z kim planowała się spotkać, kiedy wybiegła z domku zeszłej nocy. Nie, tego pięknego czerwcowego dnia, pierwszego dnia wakacji, odsunęły od siebie wszystkie obawy pani DiLaurentis. W miejscu takim jak Rosewood nie miało prawa zdarzyć się nic złego. A już na pewno nie dziewczynie takiej jak Ali. „Nic jej nie jest — upewniały się w myślach. — Wróci". A trzy lata później być może, być może miało się okazać, że się nie myliły.
ROZDZIAŁ 1 WSTRZYMAJ ODDECH Emily Fields otworzyła oczy i się rozejrzała. Leżała pośrodku podwórza na tyłach domu Spencer Hastings, otoczona ścianą dymu i ognia. Poskręcane konary drzew pękały z trzaskiem i uderzały o ziemię z ogłuszającym hukiem. Od strony lasu promieniowało ciepło. Zrobiło się tak gorąco, jakby był środek lipca, a nie koniec stycznia. Tuż obok Emily zauważyła swoje dwie przyjaciółki, Arię Montgomery i Hannę Marin, ubrane w ubłocone jedwabne sukienki z cekinami i histerycznie kaszlące. W oddali wyły syreny i błyskały światła wozów strażackich. Cztery karetki zajechały pod dom Hastingsów, niszcząc idealnie przycięte krzewy i zostawiając ślady na mokrej ziemi. Z dymu wyłonił się nagle sanitariusz w białym uniformie. — Nic ci nie jest!? — zawołał, klękając obok Emily. Poczuła się jak obudzona ze snu trwającego rok. Właśnie wydarzyło się coś ważnego... Ale c o? Sanitariusz chwycił ją za ramię, zanim przewróciła się na ziemię. - Nawdychałaś się dymu! - krzyknął. - Twojemu mózgowi brakuje tlenu. Powoli tracisz świadomość. — Założył jej maskę tlenową. Stanął przed nią ktoś jeszcze, jakiś policjant z Rosewood, którego nigdy wcześniej nie widziała. Miał siwe włosy i łagodne, zielone oczy. — Czy w lesie jest jeszcze ktoś poza wami czterema!? — próbował przekrzyczeć hałas. Emily otworzyła usta, szukając gorączkowo odpowiedzi, której nie mogła znaleźć. I nagle przypomniała sobie wszystko, co się wydarzyło w ciągu ostatnich kilku godzin.
Dostawała wiadomości od A. - od kogoś, kto podobnie jak Mona dręczył ją i jej przyjaciółki, twierdząc, że łan Thomas nie zabił Alison DiLaurentis. W czasie przyjęcia w hotelu Radley Emily znalazła stary rejestr, w którym figurowało nazwisko Jasona DiLaurentisa. To oznaczało, że mógł się tam leczyć wtedy, kiedy w tym budynku mieścił się szpital psychiatryczny. Potem przez Skype'a łan potwierdził, że Jason i Darren Wilden, policjant pracujący nad sprawą morderstwa Ali, zabili ją. Ostrzegał też, że nie cofną się przed niczym, byle tylko mieć pewność, że żadna z dziewczyn nie puści pary z ust. A potem błysk. I ten paskudny zapach siarki. Pięć hektarów lasu w jednej chwili stanęło w płomieniach. Pobiegły w panice na podwórko Spencer, szukając Arii, która miała przejść przez las skrótem łączącym jej nowy dom z posiadłością Hastingsów. Aria przyprowadziła z sobą jakąś dziewczynę, której pomogła się wydostać z płonącego lasu. Dziewczynę, z którą Emily pożegnała się na zawsze już dawno temu. Emily zdjęła maskę tlenową. — Al iso n ! — krzyknęła. — Nie zapomnijcie o Alison! Policjant przekrzywił głowę. Sanitariusz przyłożył dłoń do ucha. — O kim? Emily odwróciła się, pokazując miejsce, na którym jeszcze przed chwilą leżała Ali. Cofnęła się o krok. Ali zniknęła. — N i e — wyszeptała. Odwróciła się. Sanitariusze pomagali jej przyjaciółkom wejść do karetki. — Aria! — zawołała Emily. — Spencer! Hanna! Dziewczyny odwróciły się. — Ali! — krzyknęła jeszcze głośniej, pokazując gestem puste miejsce, gdzie ostatni raz widziały swoją zaginioną przyjaciółkę. — Nie widziałyście, dokąd ona poszła? Aria pokręciła głową. Hanna przyciskała do twarzy maskę tlenową, spoglądając to w prawo, to w lewo. Spencer zbladła z przerażenia, ale w tej samej chwili kilku sanitariuszy wsadziło ją
do karetki. Emily w panice odwróciła się do sanitariusza. Jego twarz oświetlały płomienie palącego się młyna Hastingsów. — Gdzieś tu jest Alison. Przed chwilą ją widziałyśmy! Sanitariusz popatrzył na nią z niedowierzaniem. — Masz na myśli Alison DiLaurentis, tę, która... umarła? — Nie umarła! — zaprotestowała Emily. Zrobiła kolejny krok w tył i potknęła się o wystający z ziemi korzeń drzewa. Pokazała w kierunku rozszalałych płomieni. — Jest ranna! Mówiła, że ktoś próbował ją zabić! — Spokojnie. — Policjant położył jej dłoń na ramieniu. — Spróbuj się opanować. Kilka metrów od niej trzasnęła gałązka i Emily zamarła. Czterech reporterów stało tuż obok patio przy domu Hastingsów i bacznie ją obserwowało. — Panno Fields! — zawołał jeden z nich, podbiegając do niej i podstawiając jej mikrofon. Kamerzysta i dźwiękowiec podbiegli do niej pędem. — Co pani powiedziała? Ko go pani widziała? Emily słyszała bicie własnego serca. — Musimy pomóc Alison! Jeszcze raz się rozejrzała. Na podwórku przy domu Spencer roiło się od policjantów i lekarzy pogotowia. Natomiast podwórko przy dawnym domu Ali było puste i nieoświetlone. Nagle Emily zauważyła jakiś cień przemykający wzdłuż ogrodzenia z giętego żelaza, oddzielającego posesję Hastingsów od willi DiLaurentisów. Serce mocniej jej zabiło. Ali? Nie, to tylko odbite światło reflektorów wozów policyjnych. Nadchodziło coraz więcej dziennikarzy. Nadciągali z wszystkich stron na podwórko Hastingsów. Rozległ się klakson wozu strażackiego, strażacy wyskakiwali z niego i w okamgnieniu rozpoczynali gaszenie lasu. Łysawy reporter w średnim wieku dotknął ramienia Emily. — Jak Alison wyglądała? — dopytał się. — Skąd się tu wzięła? — Wystarczy. — Policjant odsuwał gromadzący się wokół
Emily tłum. — Proszę dać jej przejść. Reporter podstawił mu mikrofon. — Zamierza pan zbadać ten trop? I szukać Alison? — Kto podłożył ogień!? Widziała pani!? — Ktoś próbował przekrzyczeć hałas spowodowany wodą płynącą z węży strażackich. Sanitariusz wyprowadził Emily z tłumu. — Musimy cię stąd wydostać. Emily jęknęła, z desperacją wpatrując się w puste miejsce na trawie. To samo im się przydarzyło, kiedy w zeszłym tygodniu znalazły martwe ciało lana w lesie. Leżał na trawie, napuchnięty i siny, a po chwili... z n i k n ą ł. To niemożliwe, że znowu wydarzyło się coś podobnego. To po prostu n iemo żli we. Emily kilka lat zajęło pogodzenie się ze śmiercią Ali. Wciąż przypominała sobie jej rysy twarzy, chciała zapamiętać każdy najmniejszy szczegół. A ta dziewczyna z lasu wyglądała dokładnie jak Ali. Miała ten sam niski, zmysłowy głos, a gdy ścierała z twarzy sadzę, Emily od razu rozpoznała jej małe, delikatne dłonie. Siedziała w karetce. Sanitariusz ponownie zakrył jej usta i nos maską tlenową i pomógł jej położyć się na noszach. Inni sanitariusze usiedli obok niej i zapięli pasy bezpieczeństwa. Syrena zawyła, a samochód powoli ruszył. Kiedy wyjechał na ulicę, Emily zauważyła przez okno w tylnych drzwiach karetki jakiś samochód policyjny. Miał wyłączoną syrenę i światła. I nie jechał w kierunku domu Hastingsów. Spojrzała na dom Hastingsów, szukając wzrokiem Ali. Dostrzegła jednak tylko tłum gapiów. Zobaczyła panią McClellan mieszkającą kilka domów dalej. Obok skrzynki na listy stali państwo Vanderwaalowie, rodzice Mony, która — jak się okazało — była pierwszym A. Emily nie widziała ich od pogrzebu Mony, który odbył się przed kilkoma miesiącami. W tłumie zauważyła nawet państwa Cavanaughów, którzy z przerażeniem patrzyli na płomienie. Pani Cavanaugh położyła dłoń na ramieniu Jenny, jakby chciała
ochronić córkę. Choć Jenna ukryła swoje niewidzące oczy za olbrzymimi okularami od Gucciego, wydawało się, że patrzy prosto na Emily. Ale pośród tego zamieszania nigdzie nie było widać Ali. Zniknęła. Znowu.
ROZDZIAŁ 2 ZNIKNIĘCIE BEZ ŚLADU Jakieś sześć godzin później pogodna pielęgniarka z długimi włosami spiętymi w kucyk odsunęła zasłonkę wokół łóżka Arii w izbie przyjęć na pogotowiu ratunkowym. Wręczyła tacie Arii, Byronowi, jakieś dokumenty i kazała mu podpisać na dole każdej strony. — Trochę się poobijała i nawdychała dymu, ale nic jej nie będzie — wyjaśniła. — Dzięki Bogu - westchnął z ulgą Byron, składając swój zamaszysty podpis. Byron razem z Mikiem, bratem Arii, zjawili się w szpitalu chwilę po tym, jak z karetki trafiła do ambulatorium. Mama Arii, Ella, spędzała ten wieczór w Vermont ze swoim dwulicowym chłopakiem Xavierem, a Byron uspokoił ją i upewnił, że nie ma powodu, by wracała natychmiast do domu. Pielęgniarka spojrzała na Arię. — Twoja przyjaciółka Spencer chciałaby się z tobą zobaczyć, zanim pójdziesz do domu. Leży na drugim piętrze. W sali dwieście sześć. — Dobrze — odparła Aria drżącym głosem, przesuwając stopy po szorstkim szpitalnym prześcieradle. Byron wstał z białego plastikowego krzesła stojącego przy łóżku i popatrzył córce prosto w oczy. — Poczekam na ciebie na korytarzu. Nie spiesz się. Aria podniosła się powoli. Przeczesała dłońmi swoje czarne włosy z granatowym połyskiem. Na prześcieradło posypały się drobiny sadzy. Kiedy schyliła się, żeby włożyć dżinsy i buty, poczuła ból wszystkich mięśni, jakby wspięła się właśnie na Mount Everest. Przez całą noc nie zmrużyła oka, gorączkowo przypominając sobie to, co się stało w lesie. Jej
przyjaciółki też przywieziono do tego szpitala, ale umieszczono je w oddzielnych salach, więc Aria nie mogła z nimi porozmawiać. Kiedy tylko próbowała podnieść się z łóżka, zaraz zjawiała się koło niej jakaś pielęgniarka, która kazała jej leżeć i spać. No p e wn ie. Jakby to było takie proste. Aria nie potrafiła logicznie poukładać dramatycznych wydarzeń zeszłej nocy. Biegła pędem przez las do domku Spencer, a w tylnej kieszeni spodni miała wykradziony Ali kawałek sztandaru z gry w kapsułę czasu. Przez cztery długie lata nawet nie spojrzała na lśniący niebieski skrawek materiału, ale Hanna była przekonana, że na nim właśnie znajdą jakieś wskazówki dotyczące prawdziwego zabójcy Ali. I kiedy Aria poślizgnęła się na mokrych liściach, poczuła ostry zapach benzyny, a potem cichy trzask zapalanej zapałki. W jednej chwili las wokół niej stanął w płomieniach. Czuła na skórze palące ciepło ognia, a jego blask ją oślepiał. Po chwili usłyszała dobiegające z lasu desperackie wołanie o pomoc. Okazało się, że ten ktoś to osoba, której ciało rzekomo znaleziono w wykopanych do połowy fundamentach pod altanę przy domu DiLaurentisów. Ali. Przynajmniej tak się wtedy wydawało Arii. Ale teraz... No cóż, teraz sama już nie wiedziała. Spojrzała w lustro wiszące na drzwiach. Miała blade policzki i zaczerwienione oczy. Lekarz w ambulatorium wyjaśnił jej, że bardzo często pod wpływem dużej ilości toksycznego dymu można doświadczać halucynacji. Mózg wariuje z braku tlenu. A w lesie rzeczywiście nie było czym oddychać. Postać Ali wydawała się taka rozmyta i nierealna, jak ze snu. Aria nie słyszała wcześniej o grupowych przywidzeniach, ale przecież zeszłej nocy wszystkie myślały tylko o Ali. Może to dlatego, kiedy tylko zabrakło tlenu, każda z nich w wyobraźni zobaczyła Ali. Aria przebrała się w dżinsy i sweter przywiezione z domu przez Byrona i poszła na drugie piętro, do sali Spencer. W poczekalni po drugiej stronie korytarza siedzieli państwo Hastingsowie i sprawdzali pocztę w swoich telefonach
komórkowych. Hanna i Emily przyszły wcześniej, ubrane w dżinsy i bluzy. Tylko Spencer nadal nie zdjęła szpitalnej piżamy. Miała poszarzałą cerę, ciemnofioletowe podkowy pod błękitnymi oczami i siniaka na ostro zarysowanej szczęce. — Wszystko w porządku? — wykrzyknęła Aria. Nikt jej nie powiedział, że Spencer została ranna. Spencer lekko pokiwała głową i za pomocą małego pilota przy poręczy łóżka podniosła trochę wyżej zagłówek. — Czuję się o niebo lepiej niż wczoraj. Podobno ludzie różnie reagują na wdychanie większych ilości dymu. Aria się rozejrzała. W pokoju unosił się duszący zapach chlorowego wybielacza. W rogu zauważyła monitor pokazujący rytm pracy serca Spencer. Na małej chromowanej umywalce stało pudełko z gumowymi rękawiczkami. Ściany miały seledynowy kolor, a koło okna wisiał plakat demonstrujący, jak przeprowadzać samodzielnie comiesięczną kontrolę piersi. Oczywiście, jakiś dzieciak tuż obok ryciny przedstawiającej kobiecą pierś dorysował penisa. Emily przycupnęła na malutkim dziecięcym krzesełku pod oknem. Miała zmierzwione włosy i popękane wargi. Wierciła się ciągle, bo jej muskularne ciało pływaczki nie mieściło się na taboreciku. Hanna stała przy drzwiach i opierała się o tabliczkę przypominającą o obowiązku używania przez personel szpitalny lateksowych rękawiczek. Patrzyła na przyjaciółki lśniącymi, pustymi oczami. Wyglądała tak, jakby od zeszłej nocy jeszcze bardziej zeszczuplała. Wąskie ciemne dżinsy zwisały jej z bioder. Aria bez słowa wyciągnęła ze swojej torby ze skóry jaka kawałek sztandaru należący niegdyś do Ali i rozłożyła go na łóżku Spencer. Dziewczyny zbliżyły się i spojrzały na niego. Materiał pokrywały rysunki wykonane lśniącą srebrną farbą. Rozpoznały logo Chanel, monogram LV znajdujący się zawsze na torbach od Louisa Vuittona i imię Ali napisane pękatymi literami. W rogu widniała kamienna studnia życzeń z drewnianym zadaszeniem i wiadrem na kołowrocie. Aria przesunęła palcem po konturze studni. Jakoś nie potrafiła
wyczytać z tych rysunków żadnej widocznej na pierwszy rzut oka wskazówki, która pomogłaby rozwiązać tajemnicę zabójstwa Ali. Właściwie bardzo podobne rysunki można było znaleźć na innych fragmentach sztandaru z kapsuły czasu. Spencer dotknęła brzegu tkaniny. — Zupełnie zapomniałam, że Ali zawsze pisała takimi pękatymi literami. Hannę przeszył dreszcz. — Widok tego pisma sprawia, że czuję wśród nas jej obecność. Podniosły głowy i spojrzały po sobie z niepokojem. Oczywiście w tej samej chwili pomyślały: „Tak jak kilka godzin temu, kiedy znalazłyśmy ją w lesie". I nagle zaczęły mówić wszystkie naraz. — Musimy... — zaczęła Aria. — Co my... — wyszeptała Hanna. — Lekarz powiedział... — syknęła Spencer pół sekundy później. Zamilkły i popatrzyły po sobie z policzkami bladymi jak poduszka pod głową Spencer. Potem odezwała się Emily: — Musimy coś zrobić. Ali gdzieś tam jest. Musimy się dowiedzieć gdzie. Czy któraś z was słyszała, że szukają jej w lesie? Mówiłam glinom, że ją widziałyśmy, ale nawet się nie ruszyli, żeby to sprawdzić! Serce Arii zabiło szybciej. Spencer patrzyła na Emily z niedowierzaniem. — Powiedziałaś glinom? - powtórzyła, odsuwając z oczu pasmo blond włosów o popielatym odcieniu. — Oczywiście — rzuciła cicho Emily. — Ale... Emily... — No co? — odburknęła Emily. Gapiła się na Spencer, tak jakby na czole przyjaciółki wyrósł bawoli róg. — Em, miałyśmy halucynacje. Tak powiedzieli lekarze. Ali ni e ż yj e.
Emily otworzyła szeroko oczy. -Ale przecież wszystkie ją widziałyśmy. Twierdzisz, że niby wszystkie miałyśmy takie same zwidy? Spencer nawet nie drgnęła powieka. Minęło kilka pełnych napięcia sekund. Z korytarza dobiegło głośne piknięcie. Za drzwiami ktoś przesuwał łóżko szpitalne na skrzypiących kółkach. Emily jęknęła. Zaróżowiły się jej policzki. Spojrzała na Hannę i Arię. — Nie uważacie, że naprawdę spotkałyśmy Ali. — To mogła być ona, faktycznie — odparła Aria, siadając na wózku dla niepełnosprawnych stojącym przy drzwiach do małej łazienki. — Ale Emily, lekarz powiedział mi, że to wszystko przez nadmiar dymu. To chyba logiczne. Niby jak udałoby się jej zniknąć? — No właśnie — zawtórowała jej Hanna cicho. — I gdzie się niby ukrywała przez te wszystkie lata? Emily uderzyła dłońmi w uda tak mocno, że aż zatrząsł się stojący obok stojak na kroplówki. — Hanna, twierdziłaś, że kiedy ostatnim razem ty tu leżałaś, obok twojego łóżka stanęła Ali. Może wcale ci się to nie śniło? Hanna wbiła w podłogę obcas swojego zamszowego kozaka. Miała niewyraźną minę. — Hanna była w śpiączce, kiedy widziała Ali — wtrąciła się Spencer. — To był tylko sen. Emily niezrażona pokazała na Arię. — A ty wyprowadziłaś wczoraj kogoś z lasu. Jeśli nie Ali, to kogo? Aria wzruszyła ramionami i bezwiednie zacisnęła dłonie na uchwytach przy kołach wózka. Za wielkim oknem wstawało słońce. Na parkingu stały rzędami lśniące bmw, mercedesy i audi. To zadziwiające, że po tej wariackiej nocy wszystko wydawało się teraz takie zwyczajne. — Sama nie wiem — przyznała. — W lesie było tak ciemno. No i... o cholera. — Włożyła dłoń do kieszeni torby. — Wczoraj znalazłam to. Otworzyła dłoń i pokazała im pierścionek z jasnoniebieskim
kamieniem i emblematem szkoły. Wszystkie od razu go rozpoznały. Po wewnętrznej stronie wygrawerowano: „IAN THOMAS". Ten sam pierścionek miał na palcu łan, kiedy tydzień wcześniej znalazły w lesie jego rzekomo martwe ciało. — Leżał na ziemi - wyjaśniła. — Nie wiem, jakim cudem policja go nie znalazła. Emily westchnęła. Spencer wydawała się zdezorientowana. Hanna wyrwała Arii pierścionek z ręki i podniosła do światła nad łóżkiem Spencer. — Może zsunął mu się z palca, kiedy uciekał? — Co z nim zrobimy? — zapytała Emily. — Oddamy policji? — Na pewno nie — zaprotestowała natychmiast Spencer. — Od razu pomyślą, że najpierw zobaczyłyśmy ciało lana w lesie, zmusiłyśmy policję do przeszukania terenu, a jak nic nie znaleźli, to nagle v o i l à !, ni stąd, ni zowąd znajdujemy pierścionek. Od razu zaczną nas podejrzewać. Trzeba było tego w ogóle nie ruszać. To dowód rzeczowy. Aria założyła ręce na piersi. — A niby skąd miałam to wiedzieć? I co mam teraz zrobić? Odnieść go tam, gdzie go znalazłam? — Nie — pouczyła ją Spencer. — Pożar zmusi policję do wznowienia poszukiwań w lesie. Jeszcze zobaczą, że się tam kręcisz, i zaczną zadawać pytania. Teraz po prostu go zatrzymaj. Emily wierciła się niecierpliwie na krześle. — Spotkałaś Ali po znalezieniu pierścionka, zgadza się? — Sama już nie wiem — przyznała się Aria. Próbowała przywołać w pamięci te szaleńcze chwile w lesie. Ale wspomnienia coraz bardziej się rozmywały. — Właściwie nawet jej nie dotknęłam... Emily wstała. — Powariowałyście do reszty? Czemu nie wierzycie własnym oczom? — Em — uspokoiła ją Spencer. — Trochę za bardzo się ekscytujesz. — Nieprawda! — zawołała Emily, a jej policzki zrobiły się tak purpurowe, że widać było na nich każdego piega.