kasia-m-90

  • Dokumenty50
  • Odsłony6 430
  • Obserwuję8
  • Rozmiar dokumentów65.8 MB
  • Ilość pobrań2 919

Darynda Jones - 6.

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Darynda Jones - 6..pdf

kasia-m-90 EBooki
Użytkownik kasia-m-90 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 395 stron)

Szósty Grób na krawędzi Darynda Jones Dla Michaela i Cathy, którzy sprawiają, że sobotnie noce są bardziej rozrywkowe od nocy w Comedy Club Tłumaczenie: justakuk

1 Pustka jest jedyną rzeczą, którą potrafię dobrze narysować. - T-SHIRT „Dziewczyna, mocha latte i nagi martwy mężczyzna weszli razem do baru,” powiedziałam, odwracając się do nagiego martwego mężczyzny siedzącego na moim miejscu pasażera. Starszy nagi martwy mężczyzna, który woził nagą broń w moim wiśniowym Jeepie Wranglerze, zwanym Misery, już od dwóch dni. Byliśmy na zwiadzie. Czy coś w tym stylu. Ja obserwowałam panią i pana Foster, więc stanowczo byłam na zwiadzie. Nie wiem, co obserwował Nagi Martwy Mężczyzna. Zważając na fakt, że spoglądał na 112, prawdopodobnie heparynę. Lek na cholesterol. I, biorąc pod uwagę stan jego męskości, którą widziałam za każdym razem, gdy na niego patrzyłam, Viagrę. Gdybym mogła opisać tą chwilę hashtagiem, brzmiałby on #podwrażeniem. Pokazałam mu dwa kciuki w górę i ponownie odwróciłam się w stronę domu, szczęśliwa, że siedzę w Misery. Jeepie, a nie uczuciu (*misery-tajemnica). Odebrałam ją ze szpitala dla samochodów dwa dni temu. Miała kilka operacji mających naprawić jej uszkodzenia, ponieważ staranował ją bredzący lunatyk. Wbił ją w stan

zniekształconej ruiny, a mnie, jako, że siedziałam wtedy na fotelu kierowcy, w stan nieświadomości. Pozostałam w tym stanie wystarczająco długo dla pana Bredzącego Lunatyka, by mógł mnie zaciągnąć na opustoszały most i próbować zabić. Nie udało mu się i umarł w trakcie, ale Misery zapłaciła wysoką cenę za jego nikczemne machinacje. Dlaczego źli kolesie zawsze chcą zranić tych, których kocham? I temu się udało. Misery została zraniona. Poważnie. Nikt nie chciał jej pomóc. Mówili, że nie da się jej uratować. Mówili, że powinnam oddać ją na złomowisko. Na szczęście, przyjaciel rodziny z warsztatem blacharsko – lakierniczym i kilkoma dyskryminującymi zdjęciami, które przypadkiem znalazły się w moim posiadaniu, z wielką niechęcią zgodził się pomóc. Noni trzymał ją dwa tygodnie zanim zadzwonił do mnie, by powiedzieć, że niemal stracił ją kilka razy, ale jest już w formie. Kiedy dostałam zielone światło, by ją odebrać, wyrwałam się ze swojego mieszkania jak rakieta, ciągnąc za sobą moją speszoną najlepszą przyjaciółkę, która właśnie mówił mi o parze spod 3C. Byli najprawdopodobniej nowożeńcami, jeśli ich energia do robienia tego – jej słowa – mogły być podpowiedzią. Ciągnęłam ją za sobą, natomiast, ponieważ nie miałam auta i potrzebowałam podwózki. Kiedy odebrałyśmy Misery, Noni próbował powiedzieć mi o wszystkim, co musiał zrobić, by ją doprowadzić do życia, ale uniosłam rękę, by go uciszyć, bo nie byłam w stanie go słuchać.

Mówił tu o Misery. Nie o jakimś przypadkowym Wranglerze z ulicy. To był mój Wrangler. Moja najlepsza przyjaciółka. Moje maleństwo. Jasna cholera, potrzebowałam życia towarzyskiego. Musiałam coś przyznać Noniemu. Misery była jak nowa. A nawet lepsza. Od tamtej nocy miałam problemy z zasypianiem. Budziłam się z wyniszczających koszmarów, po których krzyczałam w poduszkę i podskakiwałam na najmniejszy hałas. Ale przynajmniej z Misery wszystko było w porządku. Naprawdę w porządku. To było dziwne. Zniknął jej kaszel. Jej powolne reakcje nie były już problemem. Jej niechęć do budzenia się rano i krztuszenie się w proteście, gdy próbowałam uruchomić silnik, już nie istniały. Teraz odpalała przy pierwszej próbie, bez jęczenia i marudzenia, i mruczała jak nowonarodzone kocię. Nie wiem, jak Noni naprawił ją zarówno w środku, jak i na zewnątrz, ale facet był dobry. I stał się moim nowym najlepszym przyjacielem. Cóż, zaraz po Misery. I Cookie, mojej prawdziwej najlepszej przyjaciółce. I Garetcie, moim pewnego rodzaju najlepszym przyjacielu. I Reyesie, moim... moim... Kim był Reyes? Poza tym, że mrocznym i gorącym synem zła? Moim chłopcem – zabawką? Moim seksualnym niewolnikiem? Moim całodobowym ochraniarzem? Nie. Cóż, poniekąd. Był tym wszystkim, ale był także moim prawie – narzeczonym. Wszystko, co musiałam zrobić, to zgodzić się na jego propozycję,

którą wypisał na samoprzylepnej karteczce i stałby się moim prawdziwym narzeczonym. Do tego czasu, był moim prawie – narzeczonym. Nie, moim przyszłym – narzeczonym. Nie! Moim niemal – narzeczonym. Tak, to mi się podoba. Odwróciłam się z powrotem do nagiego martwego mężczyzny, wrzucił do ust kilka chrupek serowych i wyznałam swoje ostatnie grzechy. „Tylko sobie żartuję,” powiedziałam pomiędzy chrupnięciami, żałując, że nie dostałam żadnej reakcji na mój brak reakcji. Żadnej zabawnej puenty. „Nie znam żadnych żartów o dziewczynie, mocha latte i nagim martwym mężczyźnie. Wybacz, że cię w ten sposób zawiodłam.” Nie wydawał się tym przejmować. Siedział i jak zawsze patrzył prosto przed siebie, jego szare oczy były zamglone i załzawione od wieku, mojego niewątpliwego uroku, bystrej riposty i genialnego dowcipu. Ignorował mnie! Właśnie tak. „Chrupka?” zaproponowałam. Nic. „Dobra, ale nie masz pojęcia, co tracisz.” Mogłam tylko mieć nadzieję, że pewnego dnia się do mnie odezwie; inaczej to będzie bardzo jednostronny związek. Otrzepałam

dłonie z chrupek i wróciłam do pracy. Dopóki się nie odzywał, nie miałam szansy na odgadnięcie jego tożsamości. W moich próbach uniknięcia wzroku penisa Nagiego Martwego Mężczyzny, zauważyłam kilka wskazówek do jego tożsamości. Po pierwsze, miał długą bliznę biegnącą od jego lewego ramienia, przez klatkę piersiową, aż do pępka. To, co mu się przytrafiło niekoniecznie było miłe, ale mogło okazać się pomocne w zidentyfikowaniu go. Po drugie, miał tatuaż na lewym bicepsie, który zalatywał staromodnym wojskiem. Był wyblakły, a tusz się rozlazł, ale wciąż mogłam dostrzec orła z flagą Stanów Zjednoczonych w szponach. I po trzecie, dokładnie pod jego tatuażem widniało nazwisko, prawdopodobnie jego: ANDRULIS. Wyciągnęłam mój notesik i przerysowałam tatuaż, żałując, że nie mam aparatu, który uchwyciłby zmarłego. Starałam się jak mogłam, by wiernie przerysować tatuaż, jednocześnie wkładając do ust chrupki bez użycia rąk i obserwując dom Fosterów. Niestety utknęłam przy dwóch z tych rzeczy. Zwłaszcza przy rysowaniu. Nigdy nie byłam w tym dobra. W przedszkolu nie umiałam nawet narysować palców u rąk. To powinna być wskazówka, ale zawsze chciałam zostać kolejnym Varmeer albo Picasso, albo przynajmniej Clydem Brewsterem, chłopakiem, który chodził ze mną do szkoły i rysował eksplodujące ściany, domy i budynki. Niestety, moje przeznaczenie nie splotło się z grafitowymi liniami ani maźnięciami farby, ale zachciankami martwych ludzi z NPŚS: Nieuporządkowanymi Przed Śmiercią Sprawami.

No cóż. Mogło być gorzej. Clyde Brewster, na przykład, skończył w więzieniu po próbie wysadzenia w powietrze Sack-N- Save. Na szczęście, był lepszy w rysowaniu niż demolce. Zapraszał mnie też kilka razy na randkę. #Uniknąćprzeznaczenia. „Wiem, że nie chcesz symbolicznie obnażać swojej duszy,” powiedziałam, zerkając na obnażoną, nagą duszę pana Andrulis, „odzywając się, ale jeśli czegoś chcesz lub potrzebujesz, jestem do twojej dyspozycji. Głównie dlatego, że niewielu ludzi na Ziemi może cię zobaczyć.” Dodałam cień na orlim dziobie za pomocą mojego niebieskiego długopisu, starając się, by wyglądał dostojnie. Nie pomogło. Dalej miał zeza. „A ci, którzy czują twoją obecność, zwykle widzą tylko szarą mgłę w miejscu, gdzie stoisz. Albo czują zimny dreszcz, gdy przechodzisz. Ale ja widzę cię, czuję cię, słyszę cię, praktycznie wszystko ‘cię’.” Może gdybym dodała odbicie światła na jego dziobie, wyglądałby bardziej jak orzeł, a mniej jak kaczka. „Mam na imię Charley.” Ale używałam długopisu. Nie mogłam nic wymazać. Cholera. Mogłam wcześniej pomyśleć. Prawdziwi artyści zawsze myślą odpowiednio wcześniej. W ten sposób nigdy nie dostanę się na ścianę Luwru. „Charley Davidson.”

Próbowałam wydrapać trochę tuszu, pocierając notesem o kierownicę. Zamiast tego zrobiłam dziurkę w papierze i wysyczałam pod nosem przekleństwo. „Jestem Ponurym Żniwiarzem,” powiedziałam zza zaciśniętych zębów, „ale niech to cię nie niepokoi. To tylko tak źle brzmi. Jestem też prywatnym detektywem. To też nie jest takie złe, jak się wydaje. I nie powinnam była rysować twojemu orłowi rzęs. Wygląda jak naćpany Kaczor Duffy.” Ostatecznie, napisałam nazwisko pod orłopodobnym rysunkiem, pocieszając się faktem, że sztuka abstrakcyjna była ostatnim krzykiem mody zanim wyciągnęłam telefon i zrobiłam zdjęcie mojego dzieła. Po poobracaniu kartką na różne strony, próbując złapać ostrość, zauważyłam, że orzeł wygląda lepiej odwrócony na drugą stronę. Bardziej męski. Mniej... jak ptactwo wodne. Zapisałam najlepsze zdjęcie i usunęłam pozostałe, gdy jakiś zatrzymał się przed domem Fosterów. Nerwowy dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie. Odłożyłam długopis i notes, i pociągnęłam łyk mojej mocha latte, zmuszając się do zachowania spokoju, gdy czekałam, by zobaczyć, kto wysiada ze złotego Priusa. Szpiegowałam Fosterów, którzy mieszkali w najmodniejszej dzielnicy w Northern Heights, ponieważ zostałam o to poproszona przez przyjaciółkę. Była agentką specjalną FBI, jak wcześniej jej ojciec, a to była jego sprawa, której nie zdążył rozwiązać przed śmiercią. Próbowałam pomóc jej ją rozwiązać, przy czym rozwiązanie było dość dużym słowem. Jeśli moje przeczucie mnie nie myliło, a lubiłam myśleć, że tak jest,

miałam poufne informacje, których ojciec mojej przyjaciółki nigdy nie znalazł. Pan Foster posiadał firmę ubezpieczeniową, a pani Foster zarządzała prywatnym biurem pediatrycznym. Blisko trzydzieści lat temu, ich syn został im odebrany i nigdy więcej go nie zobaczyli. Miałam prawie sto procent pewności co się z nim stało. Pochyliłam się do przodu i oparłam o kierownicę, by mieć lepszy widok, gdy dobiegł mnie głos mojej ciotki Lil. „Co słychać, cukiereczku?” zapytała, gdy jej niebieskie włosy i kwiatowa hawajska sukienka pojawiły się na tylnym siedzeniu. Rzuciłam jej spojrzenie przez ramię. „Cześć, ciociu Lil. Jak tam twoja wycieczka do Bangladeszu?” „Oh, to jedzenie!” Wyrzuciła ręce na boki. „Ludzie! Było mi tam jak w niebie, mówię ci. Nie dosłownie, oczywiście.” Zachichotała ze swojego żarciku. Ciocia Lil zmarła w latach 60, ale odkryła to dopiero niedawno. Więc nie mogła za bardzo jeść ani komunikować się ze społeczeństwem. A przynajmniej, nie z żyjącą częścią społeczeństwa. Nigdy nie zastanawiałam się, jak właściwie podróżowała. Wskazała palcem na mojego nowego przyjaciela i uniosła wymalowaną brew. „Przedstawisz nas?” Drzwi garażowe otwarły się, a kierowca wjechał do środka, ale nie zamknął drzwi od razu. To dało mi nadzieję. Chciałam tylko krótkiego spojrzenia. Malutkiego zerknięcia.

„Nie jest zbyt gadatliwy,” powiedziałam unosząc się dla lepszego widoku, gdy drzwi kierowcy otwarły się, „ale myślę, że ma na nazwisko Andrulis. Tak ma napisane na tatuażu.” „Ma tatuaż?” Pochyliła się do przodu i zobaczyła bagaż pana A. Ciężko było przegapić. „Na niebiosa,” powiedziała z szeroko otwartymi ze zdumienia oczami. Zanim mogłam dojrzeć kierowcę, drzwi garażowe zaczęły się zamykać. „Psiakrew,” wyszeptałam, obniżając głowę wraz z bramą dopóki ta całkowicie nie zasłoniła mi widoku. Widziałam tylko kobiecą stopę, wychodzącą z auta. I tyle. „Z pewnością został hojnie obdarzony,” powiedziała. Oparłam głowę o kierownicę z głośnym westchnieniem, gdy rozczarowanie przetoczyło się przez moje ciało. Chciałam zdobyć kawałek układanki, która odpowiadała na pytanie kim był Reyes Alexander Farrow, mój niemal – narzeczony, a Fosterowie byli sporym kawałkiem. Ich pierwszy syn został porwany podczas drzemki w swoim pokoju. Jako, że nie było żadnego sensownego wyjaśnienia i zero świadków, śledztwo utknęło w miejscu już na początku, pomimo dużego medialnego nagłośnienia i publicznych próśb od zrozpaczonych rodziców. Ale pewien agent FBI nigdy się nie poddał. Zawsze wierzył, że to było coś więcej niż zwykłe porwanie. I tak samo postąpiła jego córka. Pracowałyśmy już wcześniej razem przy kilku sprawach. Wiedziała o moich umiejętnościach szybkiego

rozwiązywania trudnych spraw i poprosiła mnie o spojrzenie na tą dawno wygasłą sprawę, która była plamą na karierze jej ojca. I to był dzień, kiedy porwanie Reyesa Farrowa trafiło do mnie. To on był dzieckiem, które zostało porwane prawie trzydzieści lat wcześniej. Popatrzyłam na dokumenty, które leżały wciśnięte między siedzenie i skrzynię biegów. Tyle w tym potencjału. Tyle bólu serca. „Nie sądzisz?” Odwróciłam się do cioci Lil. „Co sądzę?” „Że został hojnie obdarzony.” „Oh, tak, jasne.” Nie mogłam powstrzymać się od zerknięcia. „Ale jest taki... tutaj. Taki nieprzystępny.” Podniosłam spojrzenie na tatuaż. „Więc, nazwisko Andrulis. Nic ci to nie mówi?” „Nie, ale mogę przeprowadzić małe śledztwo. Zobaczyć, co się dzieje. Chcę przez to ci coś zaproponować.” Skręciłam mocniej głowę, by lepiej ją widzieć. „Strzelaj.” „Myślę, że powinnyśmy razem pracować.” Wyciągnęła kościste ramię w moją stronę, jej ręka przeniknęła przez siedzenie, by mnie klepnąć. „Oooo-kej,” powiedziałam z lekkim chichotem. „Ha! Wiedziałam, że to dobry pomysł.” Jej twarz się rozjaśniła, szare odcienie nieżycia cofnęły się odrobinę.

To mogło zadziałać. Mogłyśmy być Dynamic Duo. Tylko, że bez czapek, niestety. Zawsze chciałam robić dobre uczynki w czerwonej czapce. Albo chociaż w fiołkoworóżowych ręcznikach. Po kolejnym łyku mojej zimnej już mocha latte – która była wciąż lepsza od żadnej mocha latte – zapytałam, „Zamierzasz dostawać wypłatę?” „Myślę, że powinnyśmy podzielić się pół na pół.” Prychnęłam. „Tak właśnie to widzisz, co?” „Oh, i potrzebujemy tajnych przezwisk.” Jej propozycja sprawiła, że niemal zakrztusiłam się kawą. „Tajne przezwiska?” wykrztusiłam, kaszląc. „I tajnych haseł, jak na przykład ‘Słońce nigdy nie wschodzi na zachodzie.’ To może znaczyć, ‘Zmiana planu na plan B.’ Albo, ‘Zjedzmy to zanim ten człowiek tu przyjdzie.’” „Ten człowiek?” Naprawdę się na to napaliła. „Albo to może znaczyć, ‘Jak spierasz krew z jedwabiu?’ Ponieważ jako prywatne detektyw powinnyśmy wiedzieć takie rzeczy.” „Na pewno masz rację.” Układanka z powrotem przyciągnęła moją uwagę do domu Fosterów. „Krew potrafi być uparta.” Może powinnam po prostu tam podejść i zapukać do drzwi. Mogłabym powiedzieć, że pomagam przyjaciółce przy starej sprawie. Zapytać, czy nie ma nic nowego w związku z nią. Zagadnąć, czy wiedzą, że

mężczyzna ostatnio wypuszczony po latach z więzienia, w którym siedział za niepopełnioną zbrodnię jest ich synem. Czy wiedzą, przez co przechodził, co przetrwał, co znosił z rąk mężczyzny, który się nad nim znęcał. Ale co dobrego przyniosłoby dodawanie winy do win niczyich? „Wszystko w porządku, pysiaczku?” Potrząsnęłam głową. „Tak, tylko po prostu... cóż, dwie godziny siedzenia w samochodzie tylko dlatego?” Wskazałam na dom Fosterów. „Dla stopy w delikatnym bucie, prowadzącej delikatny samochód?” Podniosła oczy na dom. „Co miałaś nadzieję zobaczyć?” Jej pytanie mnie zaskoczyło. Nie zastanawiałam się, co w zasadzie tu robię. Czy chciałam po prostu zobaczyć na własne oczy kobietę, która dała życie mojemu wymarzonemu mężczyźnie? Czy chciałam rzucić spojrzeniem na mężczyznę, który mógł być jego ludzkim ojcem?” Reyes był synem Szatana, wykutym z ognia piekielnego, ale narodził się na ziemi, by być ze mną. By dorastać przy mnie. Odrobił zadanie domowe i wybrał sobie stateczną, odpowiedzialną parę, która miała być jego ludzkimi rodzicami. Planował, że pójdziemy do tych samych szkół, będziemy robić zakupy w tych samych sklepach i jadać w tych samych restauracjach. Niestety, nawet najlepsze plany czasem idą źle. „Nie jestem pewna, ciociu Lil.”

„Kochanie, to nie zadziała. Nie możesz mnie nazywać ciociu Lil. Definitywnie potrzebujemy tajnych przezwisk. Co myślisz o Kleopatrze?” Zachichotałam. „Jest idealne.” „O! Maskujące płaszcze! Potrzebujemy maskujących płaszczy!” „Maskujące płaszcze?” „I kapelusze!” Zanim zdążyłam zapytać o coś jeszcze, już jej nie było. Zniknęła. Rozpłynęła się. Kochałam tą kobietę. Przenosiła pojęcie ekscentryczność na nowy poziom. Wciąż miałam pracę do wykonania, a tkwienie tu tylko po to, by patrzeć na dom było niedorzeczne. Uruchomiłam Misery i wrzuciłam garść chrupków do ust, gdy zadzwonił telefon. Oczywiście. Co jeszcze mogło dzwonić? Przełknęłam serowe pyszności przed odebraniem telefonu od mojej przyjaciółki. Cookie pracowała za grosze, co czyniło z niej najlepszą recepcjonistkę w całym Albuquerque. Była bardzo dobra w swojej pracy. Kazałam jej poszukać wszystko na temat Fostersów. Była tym równie podekscytowana, co ja. „Czy myślisz, że gdybym jadła tylko serowe chrupki i kawę, umarłabym z głodu?” „Mają drugiego syna,” powiedziała głosem pełnym zgrozy. Nie miałam pojęcia, jak to się ma do mojego pytania. „Czy on żywi się serowymi chrupkami?”

„Fosterowie.” To mnie otrzeźwiło. „Możesz powtórzyć?” „Fosterowie mają kolejnego syna.” „Nie gadaj.” „Serio.” Słyszałam jak jej palce uderzają o klawiaturę, gdy czyniła swoje czary. „Bardzo serio.” „Po Reyesie?” „Tak. Trzy lata po porwaniu.” „Czy wiesz, co to oznacza?” zapytałam, moja zgroza dorównywała jej. „Owszem.” „Reyes Farrow–” „–ma brata.” #Cholercia.

2 Wiadomość do samej siebie: Dziękuję wam wszystkim za obecność. - T-SHIRT Siedziałam ogarnięta mglistym poczuciem zdziwienia. Tak samo jak Cook. Siedziałyśmy w absolutnej ciszy, zakłócanej jedynie przez chrupnięcia spomiędzy moich zębów. „Dalej jesteś na posterunku?” zapytała w końcu Cookie. Przełknęłam. „Tak. Myślę, że pani Foster wróciła już do domu, ale jej drzwi garażowe zamknęły się zanim cokolwiek zobaczyłam. Poza tym mam na siedzeniu pasażera nagiego martwego mężczyznę.” „Oh, nieźle.” „Prawda? Ma nawet tatuaż. Wyślę ci zdjęcie.” „Jego tatuażu?” zapytała, zaskoczona. „Mojego rysunku jego tatuażu. Trzymaj.” Wysłałam jej zdjęcie z podpisem Nie oceniaj. „Okej, jak się mają sprawy?” „Pan Joyce przyszedł i chciał się z tobą zobaczył. Wydawał się bardzo poruszony. Nie zostawił swojego numeru ani nic. Powiedziałam, że będziesz w biurze po południu. Czy to jakiś rodzaj testu Rorschacha?” Mówiła o moim rysunku.

„Obróć to do góry nogami.” „A, okej. Andrulis.” „Znasz go?” zapytałam z nadzieją. „Nie. Wybacz. Znałam jakiegoś Andrusa. Był włochaty.” Spojrzałam na pana A. „Ten gościu nie jest włochaty. Ale za to całkiem nieźle obdarzony.” „Charley,” powiedziała ostrzegawczo. „Wyciągnij myśli z rynsztoka.” „Mam to tuż obok siebie. Nie łatwo to ignorować.” „Oh, biedaczek. Jak ty byś się czuła, gdybyś musiała paradować całą wieczność na golasa?” „Właśnie opisałaś mój najgorszy koszmar.” „Myślałam, że twoim najgorszym koszmarem był ten, w którym zjadasz gorącą piklę, a ta wypala ci usta i puchną aż wyglądasz jakbyś miała botoks.” „A tak, ten też jest najgorszy. Dzięki za przypomnienie. Będę dziś miała piękne sny.” „Dzwoniłaś do wujka?” Mój wujek Bob, detektyw pracujący dla Departamentu Policji w Albuquerque, interesował się Cookie, a Cookie interesowała się nim – ale żadne z nich nie chciało zrobić pierwszego kroku. Byłam już zmęczona ich podchodami, więc postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Ustawiłam Cookie na randkę z moim znajomym, by wprawić

wujka Boba lub Wubka, jak lubiłam go nazywać podczas moich sesji terapeutycznych mających znaleźć podłoże mojego panicznego lęku przed wąsami, w zazdrość. Może nutka rywalizacji zaświeci płomień pod jego tyłkiem. Tym samym tyłkiem, na którym oko zawieszała Cookie. „No jasne. Jak tam działa nasz plan?” „Masz na myśli twój plan?” „Okej, jak tam działa mój plan?” „Nie wiem, Charley. Gdyby Robert chciał iść ze mną na randkę, to by poprosił, prawda? Nie wiem czy wywoływanie w nim zazdrości to dobry pomysł.” Zajęło mi minutę zanim zorientowałam się, kim jest Robert. „Żartujesz sobie? To świetny plan. Wujek Bob potrzebuje motywacji.” Rzuciłam ostatnie spojrzenie na dom Fosterów przed odjazdem. „A jeśli straci zainteresowanie?” „Cook, czy kiedykolwiek straciłaś zainteresowanie parą butów, tylko dlatego, że ktoś inny na nie patrzył?” „Myślę, że nie.” „Czy to nie sprawiło, że pragnęłaś ich bardziej?” „Nie posuwałabym się tak daleko.” Zaparkowałam przed barem i ruszyłam w jego stronę. „Skoro tak mówisz. Co powiesz na lunch?”

„Brzmi dobrze. Spotkamy się na dole.” Moje biuro mieściło się na drugim piętrze najlepszej browarni jaką miasto oferowało obywatelom. Ostatnio zmieniła właściciela, kiedy to Reyes odkupił ją od mojego taty. „Ma brata,” powiedziałam, ciągle tym oszołomiona. „Ma brata,” zgodziła się. Musiałam to zobaczyć. *** Manewrowałam między stolikami i krzesłami, by dostać się do Cookie. Na szczęście, zajęła nam ostatnie wolne miejsce. Biznes zawsze szedł tu całkiem dobrze, ale z nowym właścicielem, który był swego rodzaju lokalną osobistością – Reyes podbił światowe media, kiedy człowiek, za którego zabicie siedział w więzieniu, okazał się żywy – dochody baru połączonego z dobudowaną piwiarnią potroiły się. Teraz to miejsce roiło się od mężczyzn pragnących świeżego naparu i kobiet, które chciały naparzać właściciela. Lafiryndy. Przeszłam tuż obok największej lafiryndy z nich wszystkich: mojej byłej najlepszej przyjaciółce, która postanowiła tu niemal zamieszkać. Jessica była w barze każdego dnia od jakichś dwóch tygodni. Wiedziałam, że była napalona na mojego faceta, no ale do diaska. W zasadzie, to chciałam wkrótce powiedzieć Reyesowi „tak.” To robiło się niedorzeczne. Potrzebował obrączki na palcu – i to szybko. Nie, żeby miało to je powstrzymać.

Wybuch chichotów rozległ się od stołu Jessiki, gdy przechodziłam. Prawdopodobnie opowiadała im historię o Charley Davidson, dziewczynie rozmawiającej z duchami. Gdyby tylko wiedziała. Kiedy umrze, totalnie ją zignoruję. Wtedy będzie chciała ze mną rozmawiać. „Przyniosłaś mi kwiatka,” powiedziała Cookie, gdy dramatycznie opadłam na krzesło naprzeciw niej. „Oczywiście, że tak,” wyciągnęłam rękę ze stokrotką w jej stronę. „Więc co to, bezdomny gościu?” Przytaknęłam. „Taa. Był na rogu ulicy i przedarł się przez tłum, by mi ją wręczyć?” „Za ile?” zapytała, ze wszechwiedzącym uśmieszkiem na twarzy. „Za piątaka.” „Dałaś za to pięć dolarów? Jest plastikowa. I brudna.” Strzepnęła brud z płatków. „Pewnie ukradł ją z czyjegoś grobu.” „Ale zrobił to dla mnie. Złożyłaś już zamówienie?” „Ledwo zdołałam się tu przedrzeć. Ten pan Joyce znowu tu był. Nie był zadowolony, że znowu cię nie było.” „Cóż, musi wstrzymać swojego konia. Prywatni detektywi też muszą jeść.” „I widzę, że twoja przyjaciółeczka znowu tu jest.” Zerknęłam w stronę stołu Jessiki. „Myślę, że powinna zacząć płacić czynsz.”

„Zgadzam się całym sercem.” W miarę, jak mówiłam, rozkoszne ciepło zbliżało się do mnie. Gorąc bijący od Reyesa jak zwykle mnie otoczył. Mogłam go wyczuć w pobliżu. Jego głód, zainteresowanie. Pożądanie. Ale zanim go zobaczyłam, uderzyła mnie kolejna emocja, nie mniej silna: żal. Obróciłam się i zobaczyłam, jak mój tata toruje sobie drogę do naszego stolika. „Cześć, tato,” powiedziałam, odsuwając mu krzesło stopą. Przysunął je z powrotem do blatu. „Przyszedłem tylko dokończyć papierkową robotę.” Rozglądnął się po Calamity’s. „Będę tęsknił za tym miejscem.” To było oczywiste, ale nie nostalgię od niego odbierałam. „Może się przysiądziesz, Lelandzie?” zapytała Cookie. Odwrócił się od nas. „Lepiej nie. Mam kilka spraw do załatwienia, zanim odejdę.” „Tato,” powiedziałam, starając się oddychać pomimo żalu wypełniającego powietrze, „nie musisz odchodzić.” Opuszczał moją macochę dla łodzi. Nie, żebym go winiła. Łódź była przynajmniej użyteczna. Ale dlaczego teraz? Dlaczego po tych wszystkich latach? Machnął ręką. „Nie, to będzie super. Zawsze chciałem nauczyć się żeglować.” „Więc zaczniesz od przepłynięcia wzdłuż Atlantyku?” „Nie wzdłuż,” jego uśmiech był nieszczery. „Niecałą tą drogę.”

„Tato–” „Zacznę powoli. Obiecuję.” „Ale dlaczego? Dlaczego tak nagle?” Pozwolił sobie na krótkie westchnięcie. „Nie wiem. Nie robię się coraz młodszy, a żyje się tylko raz. Lub też dwa, jak w moim przypadku.” „Nie miałam z tym nic wspólnego.” „Miałaś z tym wiele wspólnego,” powiedział i położył dłoń na sercu. „Wiem to. Czuję to tutaj.” Przysięgał, że wyleczyłam go z raka, ale ja nigdy nie uleczyłam nikogo w całym moim życiu. To nie była część mojej pracy. Pracowałam raczej z tą drogą stroną życia. „Nie opuszczaj jej z mojego powodu. Proszę.” Jeśli zostawiał moją macochę z powodu tego, jak mnie traktowała, to trochę się z tym spóźnił. Powinien był to zrobić kiedy miałam siedem lat, a nie dwadzieścia siedem. Cookie z zapałem czytała menu, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Tata poruszył się niespokojnie. „Nie robię tego z twojego powodu, skarbie.” „Robisz.” Kiedy nie odpowiedział, dodałam, „I robisz to ze złego powodu. Jestem już dużą dziewczynką, tato.” Kiedy na mnie spojrzał, jego spojrzenie wyrażało pasję. „Jesteś niesamowita. Powinienem był ci to mówić każdego dnia.”

Położyłam dłoń na jego dłoni. „Tato, usiądź, proszę. Porozmawiajmy o tym.” Popatrzył na zegarek. Mam teraz spotkanie. Przyjdę do ciebie przed wyjazdem. Wtedy porozmawiamy.” Kiedy popatrzyłam na niego podejrzliwie, westchnął. „Obiecuję. Uważaj na siebie, skarbie.” Pochylił się i pocałował mnie w policzek, po czym wyszedł tylnymi drzwiami. „Był bardzo smutny,” powiedziała Cookie. „Jest zagubiony, tak sądzę. Pożera go żal.” „Wszystko z tobą w porządku?” Wzięłam głęboki oddech. „Ze mną zawsze jest w porządku. „Mh-hmm.” Powątpiewanie w jej postawie sprawiło, że miałam ochotę ją pobić publicznie. „Więc, uznałaś, że paski w kolorze fuksji będą dobrze wyglądać z żółtym?” „Zmieniasz temat.” „Tak, właśnie. Co jest dziś w menu?” „Ej, ale czy to wygląda źle?” zapytała, prostując się. Wyglądała fantastycznie, ale przecież nie mogłam jej tego powiedzieć. Poczułam, że Reyes jest blisko, obserwował naszą rozmowę z tata. Obróciłam się akurat kiedy mijał tabliczkę z daniem dnia.

Cookie również go zauważyła. „Święta matko wszystkich seksowności,” westchnęła, spijając go wzrokiem. Zachichotałam. Kobiety mogące być naszymi babciami pomachał do niego, gdy do nas szedł. Zatrzymał się, by wysłuchać pochwał na temat swoich potraw, ale nie odrywał ode mnie wzroku. Wszystko w nim zapierało mi dech. Sposób, w jaki wycierał ręce i opuszczał powieki, gdy kobiety oświadczały się mu. Oświadczały! Co do jasnej–! „Jesteśmy bardzo gibkie,” powiedziała jedna z nich, oplatając ręką biodra Reyesa. Cookie właśnie brała łyk zimnej wody, który uleciał z niej, piękną fontanną. Kiedy Reyes na mnie popatrzył, akurat miałam usta otwarte ze zdumienia. Natychmiast je zamknęłam, z nadzieją, że nie wyglądałam jak krowa. Ale odwrócił się do tych kobiet, jakby był zainteresowany ich propozycją. Jakby był. Cookie świszczała koło mnie, próbując złapać oddech, ale nie mogłam się tym akurat martwić. Musiałam odbić mojego faceta tym srebrnym lisicom. Jedna z nich miała nawet chodzik, na litość boską. Jak gibka mogła być? „Kuchcik,” krzyknęłam, pstrykając palcami w powietrze, by zwrócić jego uwagę.