Przyjemności próżniaków
Do czytania pod prysznicem
Nowym zjawiskiem u nas jest wyłonienie się plutokracji – grupy obywateli
o wyróżniającej się zamożności. Plutokracja jest nieodłączna od demokracji;
stwierdził to już Platon dwa i pół tysiąca lat temu na przykładzie Aten (dialog
„Republika”). Uważał on, że jedna jest gwarancją drugiej: szansę na
bogacenie daje demokracja, zaś z kolei istnienie plutokracji dowodzi, że
demokracja jest pełna, ponieważ nie przeszkadza ona w robieniu majątku
każdemu, kto ma do tego sposobność. Plutokracja ma wpływ na kulturę i to
również już Platon zauważył.
ZYGMUNT KAŁUŻYŃSKI
Zdaniem Platona artyści w rezultacie nacisku plutokracji wzięli się do twórczości
luksusowej i zaniedbali misję klasycznej sztuki greckiej: służbę moralności.
Ciekawe, czy i u nas osoby z rankingów na „Tysiąc najbogatszych Polaków”
wywierają presję na bieg kultury? Co do mnie, obserwuję ten wpływ w
niespotykanym jak dotąd rozroście życia towarzyskiego, celebracyjnego,
pokazowego, nieproporcjonalnego wobec wątłych, zaś bywa że nijakich, rezultatów
artystycznych. Film Stuhra, nie więcej jak przyzwoity – ale to już go wyróżnia –
otrzymał, jak obliczyli koledzy dziennikarze, 18 różnych nagród, odznaczeń,
dyplomów, złotych kryształów bądź też kryształowego złota.
Mnożą się zjazdy filmowe, a to w Gdyni, a to w Krakowie, a to w Toruniu, a to w
Międzyzdrojach, a to w Łagowie, zaś wymieniam najbardziej głośne, bo jest też
tuzin innych, przy jednoczesnym smutnym rachityzmie wartościowej produkcji
filmowej. Imprezy związane z uroczystymi bankietami, premiery z wręczaniem
wagonów kwiatów, darów, żetonów pamiątkowych, które otrzymują nawet
buchalterzy, którzy przygotowali za te prezenty rachunki; wyjazdy autokarami z
poczęstunkiem szampanem do atelier, gdzie ktoś coś próbuje sklecić, co może
będzie występem, który z kolei dostarczy okazji do następnej uroczystości. Bywa,
że koszty tego publicznego rozmachu są większe od wkładu w ewentualny kawałek
muzyki, filmu, pokazu, który wreszcie następuje. Podobnej nierównowagi między
zgiełkiem publicznym oraz mizernymi osiągnięciami nie było u nas nigdy; otóż
spowodował ją sponsoring, uprawiany przez firmy kierowane przez „Tysiąc
najbogatszych Polaków”.
Tu wyłania się pytanie, czy mecenat ten ma dające się określić upodobania,
kierunki, posłania? Nie rysuje tu się, jak dotąd, wyraźna strategia. Wydaje mi się,
ale jest to mój osobisty pogląd, który należałoby sprawdzić na dokładnie
obserwowanych przykładach, że owa promocja najchętniej tyczy imprez, które
odwracają uwagę od stanu społeczeństwa i bywa że od jego interesu; popiera się
1
chętnie tematy unikowe: historyczne albo też marginesowe, np. wyczyny
gangstersko-strzelające na wzór hollywoodzki w filmie.
Na razie spróbujmy ograniczyć się do samego w sobie zjawiska. Otóż tutaj warto
przypomnieć autora, o którym u nas mało słychać, lecz który uchodzi za klasyka
ekonomii i który studiował zjawisko mentalności plutokracji w Ameryce: Thorstein
Veblen, zmarły w 1929 r. Po polsku wyszła jego „Teoria klasy próżniaczej” w
minimalnym nakładzie, w tłumaczeniu J. i K. Zagórskich, w 1971 r.; znalazłem też
jego „Theory of business enterprise” z 1927 r.
Majątek to fason
Lektura Veblena, jako ekonomisty, robi zaskakujące wrażenie. Wygląda, jakby nie
miał nic wspólnego z klasykami tej wiedzy, która jest racjonalna, logiczna i
sprowadza się do zdefiniowanych działań. W podręcznikach opisuje się „człowieka
ekonomicznego”. Wiadomo, jak się on zachowuje: stara się o zysk, unika straty,
pozbywa się mniejszego, by zyskać większe.
Jednak u Veblena osobnik ten wygląda inaczej: jest zdezorientowany,
niedorzecznie impulsywny i kieruje się przesądami, z których sam sobie nie zdaje
sprawy. Ale mimo takiej wizji irracjonalnej obserwowanych przez Veblena
obywateli, jego własny system jest precyzyjny. Opisuje on istnienie plutokratycznej
klasy, którą określa jako „próżniaczą”: ma ona wpływ, środki i stoi na szczycie
drabiny społecznej. Jej charakter jest pasożytniczy oraz reprezentacyjny, co jest
bardzo ważne: głównym środkiem działania jest rytuał. Tutaj Veblen nawiązuje do
etnologii: już w czasach prymitywnych istniała podobna grupa, operująca
umownymi zakazami kulturowymi „tabu”. Układ ten trwa poprzez całą cywilizację aż
do naszych czasów: jesteśmy w głębi ciągle takimi samymi, nie uświadamiając tego
sobie.
I tak np. głównym sposobem zachowania się owej klasy jest podkreślanie, że nie
wykonuje ona osobiście pracy, tylko nią kieruje, co w pewnych okresach miało
charakter sakralny. Veblen przytacza, jak w plemieniu polinezyjskim, w którym
zasadą było, że patriarcha karmiony jest przez sługę wkładającego mu jedzenie do
ust, pewien wódz skonał z głodu, pozbawiony podobnej pomocy, lecz nie pozwolił
sobie sięgnąć sam po leżący obok posiłek. W czasach feudalnych, gdzie
powstawały całe kodeksy podobnych przepisów, król francuski (Veblen nie
wymienia jaki), obowiązany na zebraniu usiąść w pobliżu rozpalonego kominka, nie
przesunął fotela sam, bo mu nie było wolno, i zmarł z poparzenia.
Przykłady te wydają się niedorzeczne, tymczasem Veblen udowadnia, że podobna
2
sugestia z okazji osób należących do plutokracji działa wciąż. Przytacza on
zachowania uprawiane przez przedstawicieli owej grupy: mają one charakter
podobnie rytualny, bez uzasadnienia racjonalnego. Analizuje on instytucję giełdy,
kierownictwo monopoli, mechanizm sportu, który stanowi jedną z domen
pokazowych owej klasy. Wszędzie tam wykrywa nieuzasadnione pozerstwo,
absurdalną rozrzutność, niepotrzebne marnotrawstwo, których celem – od dawna
dla nas nieuchwytnym! do tego stopnia nastąpiła niewidoczna dla nas, lecz
automatycznie działająca sugestia! – jest tylko i wyłącznie zafiksowanie sytuacji
owej grupy.
Veblen opisuje różne zwyczaje; jego zdaniem klasa plutokratyczna funkcjonuje nie
tylko na pokaz, lecz również dla samej siebie, np. w zamożnych domach
amerykańskich podaje się obiad, do którego – na jedną osobę – służy serwis tuzina
naczyń i komplet sztućców, mimo że wystarczyłyby dwa talerze. Oto np. jak Veblen
opisuje modę noszenia laski, panującą za jego czasów: „Laskę ma się po to, by
pokazać, że ręce są zajęte czymś innym niż doraźną pracą, a więc jest ona oznaką
próżnowania na pokaz. Jednocześnie jest rodzajem broni i reprezentuje agresora”.
Elita jest nie do uniknięcia
Dlaczego jednak społeczeństwo nie stara się pozbyć owej klasy czy przynajmniej
podważyć ją? W założeniu Veblena jest, że wyrasta ona z potrzeby
podświadomości zbiorowej i będzie ona dla niej zawsze konieczna. Tu Veblen
polemizuje z Marksem, który był zdania, że proletariat zlikwiduje plutokrację.
Zdaniem Veblena nie nastąpi to, bo zarówno mieszczaństwo jak proletariat
przesiąknięte są podobnym poglądem, jaki wyraża owa grupa i bunty tych obydwu
klas są sporadyczne, stanowią tylko powierzchowną demonstrację, która może być
nawet gwałtowna, lecz przemijająca, gdyż w gruncie rzeczy wszyscy szanują styl
Leisure Class i sami chcieliby go uprawiać. Robotnik bynajmniej nie uwielbia pracy
i życzy sobie być mieszczaninem, zaś mieszczanin również wolałby rzucić swój
sklepik i dostać się do towarzystwa.
Bywa że przewrót polityczny usuwa Leisure Class, ale wkrótce sam tworzy
podobną, bo jest ona koniecznością mitologii zbiorowej. Veblen przytacza
przykłady, jak np. robotnicy podczas kryzysu kupowali drogie białe koszule, a to w
celu zachowania fasonu zgoła niepotrzebnego, lecz który zbliżał ich do „klasy”.
Owa adoracja, zresztą otwarcie wyznawana, trzyma cały ów system, mimo że
tęskniący do owego szczytu z góry wiedzą, że na niego nie wejdą.
Tu mi się przypomniało, jak Hemingway opowiada o rozmowie z Fitzgeraldem,
który żywił kult dla bogaczy (proszę czytać jego „Diament wielki jak góra”!).
3
Hemingway tłumaczył mu, że milionerzy bywają głupsi od każdego z nas, że kto ma
dolary, staje się ich niewolnikiem itd. Fitzgerald na to: „A jednak przyznaj, Erneście,
że są oni inni niż my”. „Dlaczego?” „Bo są bogaci”. Argumenty nie działały na
Fitzgeralda, ponieważ i on był pogrążony w mitologii.
Ale może najciekawszy w teorii Veblena jest jego pogląd, że mentalność
plutokratyczna wpływa hamująco na rozwój gospodarczy i stanowi sabotaż
postępu. Co wydaje się zaskakujące, bo przecież sądzi się, że to plutokracja daje
napęd przedsiębiorstwom. Bynajmniej, twierdzi Veblen. Celem gospodarki jest
wytwarzanie dóbr; natomiast w interesie Leisure Class leży ocalenie posiadanego
bogactwa oraz jego dalsze gromadzenie. Toteż ludzie interesu konspirują
przeciwko produkcji, ponieważ lepiej wychodzą na manewrowaniu nią, przerywaniu
jej oraz zmianie jej kierunków, co pozwala im obracać walorami i korzystać z
niejasności w celu zysków. Dlatego popierają oni całą nadbudowę kredytów,
pożyczek, akcji papierów giełdowych i trudnej do uchwycenia kapitalizacji.
Veblen pokładał nadzieję na zmianę nie w klasie mieszczańskiej czy robotniczej,
bo, jak już była mowa, uważał, że pragną one tylko rywalizacji z Leisure Class i
życzą sobie osiągnąć jej miejsce, zaś są nie mniej drapieżne jak ona; gdy zaś to im
się nie udaje, przystają na nią pod wpływem szacunku dla niej. Sądził natomiast, że
sytuację może zmienić rozwój techniki, powstanie nowych maszyn oraz
eksploatacja wynalazków, czego plutokracja nie będzie w stanie powstrzymać.
Powstanie wtedy nowa grupa: specjaliści, którym będzie zależało na rozwoju
gospodarczym i którzy będą niezależni od Leisure Class i także nie ulegną jej
czarowi. Ale z kolei – rozumował dalej Veblen – ci fachowcy mogą uformować
nową klasę uprzywilejowaną... końca nie widać. Ludzkość, nawet w swoim stanie
najmądrzejszym, musi mieć elitę... powiedzielibyśmy w dzisiejszym słownictwie, że
jest to, zdaniem Veblena, genetyczna konieczność społeczna.
Veblen miał kłopoty z publikowaniem swoich poglądów; przez całe życie obijał się
na marginesie i dziś też o nim nie słychać; pisał 80 lat temu, zaś od tego czasu
świat zmienił się niby w elektronicznym kalejdoskopie. A jednak, gdy człowiek
pomyśli, jak trudno znaleźć sponsora na zbiór esejów krytykujących aktualną
równowagę społeczną (mam na myśli znany mi wypadek), jak natomiast bez
kłopotu finansuje się film, w którym Linda powiada: „Co to, kurwa, jest” i strzela do
Pazury; jak nie sposób zorganizować koncert z udziałem pianisty, który proponuje
cykl Bartoka (mam na myśli znany mi wypadek), jak tymczasem bez problemu
znajduje się kapitał dla wyjca z disco polo; jak prywatna stacja TV odmawia
reportażu o skutkach ludzkich nierówności w zapadłej gminie (mam na myśli znany
mi wypadek), lecz tłucze w najlepszych godzinach pajaca licytującego się z
podobnymi sobie nieszczęśnikami o wygraną sto, dwieście czy trzysta złotych,
stawiam sobie pytanie, czy duch nieboszczyka Veblena nie straszy nocą w
nieczynnych już wtedy lokalach wyposażonych w najnowocześniejsze komputery?
4
Przyjemności próżniaków Do czytania pod prysznicem Nowym zjawiskiem u nas jest wyłonienie się plutokracji – grupy obywateli o wyróżniającej się zamożności. Plutokracja jest nieodłączna od demokracji; stwierdził to już Platon dwa i pół tysiąca lat temu na przykładzie Aten (dialog „Republika”). Uważał on, że jedna jest gwarancją drugiej: szansę na bogacenie daje demokracja, zaś z kolei istnienie plutokracji dowodzi, że demokracja jest pełna, ponieważ nie przeszkadza ona w robieniu majątku każdemu, kto ma do tego sposobność. Plutokracja ma wpływ na kulturę i to również już Platon zauważył. ZYGMUNT KAŁUŻYŃSKI Zdaniem Platona artyści w rezultacie nacisku plutokracji wzięli się do twórczości luksusowej i zaniedbali misję klasycznej sztuki greckiej: służbę moralności. Ciekawe, czy i u nas osoby z rankingów na „Tysiąc najbogatszych Polaków” wywierają presję na bieg kultury? Co do mnie, obserwuję ten wpływ w niespotykanym jak dotąd rozroście życia towarzyskiego, celebracyjnego, pokazowego, nieproporcjonalnego wobec wątłych, zaś bywa że nijakich, rezultatów artystycznych. Film Stuhra, nie więcej jak przyzwoity – ale to już go wyróżnia – otrzymał, jak obliczyli koledzy dziennikarze, 18 różnych nagród, odznaczeń, dyplomów, złotych kryształów bądź też kryształowego złota. Mnożą się zjazdy filmowe, a to w Gdyni, a to w Krakowie, a to w Toruniu, a to w Międzyzdrojach, a to w Łagowie, zaś wymieniam najbardziej głośne, bo jest też tuzin innych, przy jednoczesnym smutnym rachityzmie wartościowej produkcji filmowej. Imprezy związane z uroczystymi bankietami, premiery z wręczaniem wagonów kwiatów, darów, żetonów pamiątkowych, które otrzymują nawet buchalterzy, którzy przygotowali za te prezenty rachunki; wyjazdy autokarami z poczęstunkiem szampanem do atelier, gdzie ktoś coś próbuje sklecić, co może będzie występem, który z kolei dostarczy okazji do następnej uroczystości. Bywa, że koszty tego publicznego rozmachu są większe od wkładu w ewentualny kawałek muzyki, filmu, pokazu, który wreszcie następuje. Podobnej nierównowagi między zgiełkiem publicznym oraz mizernymi osiągnięciami nie było u nas nigdy; otóż spowodował ją sponsoring, uprawiany przez firmy kierowane przez „Tysiąc najbogatszych Polaków”. Tu wyłania się pytanie, czy mecenat ten ma dające się określić upodobania, kierunki, posłania? Nie rysuje tu się, jak dotąd, wyraźna strategia. Wydaje mi się, ale jest to mój osobisty pogląd, który należałoby sprawdzić na dokładnie obserwowanych przykładach, że owa promocja najchętniej tyczy imprez, które odwracają uwagę od stanu społeczeństwa i bywa że od jego interesu; popiera się 1
chętnie tematy unikowe: historyczne albo też marginesowe, np. wyczyny gangstersko-strzelające na wzór hollywoodzki w filmie. Na razie spróbujmy ograniczyć się do samego w sobie zjawiska. Otóż tutaj warto przypomnieć autora, o którym u nas mało słychać, lecz który uchodzi za klasyka ekonomii i który studiował zjawisko mentalności plutokracji w Ameryce: Thorstein Veblen, zmarły w 1929 r. Po polsku wyszła jego „Teoria klasy próżniaczej” w minimalnym nakładzie, w tłumaczeniu J. i K. Zagórskich, w 1971 r.; znalazłem też jego „Theory of business enterprise” z 1927 r. Majątek to fason Lektura Veblena, jako ekonomisty, robi zaskakujące wrażenie. Wygląda, jakby nie miał nic wspólnego z klasykami tej wiedzy, która jest racjonalna, logiczna i sprowadza się do zdefiniowanych działań. W podręcznikach opisuje się „człowieka ekonomicznego”. Wiadomo, jak się on zachowuje: stara się o zysk, unika straty, pozbywa się mniejszego, by zyskać większe. Jednak u Veblena osobnik ten wygląda inaczej: jest zdezorientowany, niedorzecznie impulsywny i kieruje się przesądami, z których sam sobie nie zdaje sprawy. Ale mimo takiej wizji irracjonalnej obserwowanych przez Veblena obywateli, jego własny system jest precyzyjny. Opisuje on istnienie plutokratycznej klasy, którą określa jako „próżniaczą”: ma ona wpływ, środki i stoi na szczycie drabiny społecznej. Jej charakter jest pasożytniczy oraz reprezentacyjny, co jest bardzo ważne: głównym środkiem działania jest rytuał. Tutaj Veblen nawiązuje do etnologii: już w czasach prymitywnych istniała podobna grupa, operująca umownymi zakazami kulturowymi „tabu”. Układ ten trwa poprzez całą cywilizację aż do naszych czasów: jesteśmy w głębi ciągle takimi samymi, nie uświadamiając tego sobie. I tak np. głównym sposobem zachowania się owej klasy jest podkreślanie, że nie wykonuje ona osobiście pracy, tylko nią kieruje, co w pewnych okresach miało charakter sakralny. Veblen przytacza, jak w plemieniu polinezyjskim, w którym zasadą było, że patriarcha karmiony jest przez sługę wkładającego mu jedzenie do ust, pewien wódz skonał z głodu, pozbawiony podobnej pomocy, lecz nie pozwolił sobie sięgnąć sam po leżący obok posiłek. W czasach feudalnych, gdzie powstawały całe kodeksy podobnych przepisów, król francuski (Veblen nie wymienia jaki), obowiązany na zebraniu usiąść w pobliżu rozpalonego kominka, nie przesunął fotela sam, bo mu nie było wolno, i zmarł z poparzenia. Przykłady te wydają się niedorzeczne, tymczasem Veblen udowadnia, że podobna 2
sugestia z okazji osób należących do plutokracji działa wciąż. Przytacza on zachowania uprawiane przez przedstawicieli owej grupy: mają one charakter podobnie rytualny, bez uzasadnienia racjonalnego. Analizuje on instytucję giełdy, kierownictwo monopoli, mechanizm sportu, który stanowi jedną z domen pokazowych owej klasy. Wszędzie tam wykrywa nieuzasadnione pozerstwo, absurdalną rozrzutność, niepotrzebne marnotrawstwo, których celem – od dawna dla nas nieuchwytnym! do tego stopnia nastąpiła niewidoczna dla nas, lecz automatycznie działająca sugestia! – jest tylko i wyłącznie zafiksowanie sytuacji owej grupy. Veblen opisuje różne zwyczaje; jego zdaniem klasa plutokratyczna funkcjonuje nie tylko na pokaz, lecz również dla samej siebie, np. w zamożnych domach amerykańskich podaje się obiad, do którego – na jedną osobę – służy serwis tuzina naczyń i komplet sztućców, mimo że wystarczyłyby dwa talerze. Oto np. jak Veblen opisuje modę noszenia laski, panującą za jego czasów: „Laskę ma się po to, by pokazać, że ręce są zajęte czymś innym niż doraźną pracą, a więc jest ona oznaką próżnowania na pokaz. Jednocześnie jest rodzajem broni i reprezentuje agresora”. Elita jest nie do uniknięcia Dlaczego jednak społeczeństwo nie stara się pozbyć owej klasy czy przynajmniej podważyć ją? W założeniu Veblena jest, że wyrasta ona z potrzeby podświadomości zbiorowej i będzie ona dla niej zawsze konieczna. Tu Veblen polemizuje z Marksem, który był zdania, że proletariat zlikwiduje plutokrację. Zdaniem Veblena nie nastąpi to, bo zarówno mieszczaństwo jak proletariat przesiąknięte są podobnym poglądem, jaki wyraża owa grupa i bunty tych obydwu klas są sporadyczne, stanowią tylko powierzchowną demonstrację, która może być nawet gwałtowna, lecz przemijająca, gdyż w gruncie rzeczy wszyscy szanują styl Leisure Class i sami chcieliby go uprawiać. Robotnik bynajmniej nie uwielbia pracy i życzy sobie być mieszczaninem, zaś mieszczanin również wolałby rzucić swój sklepik i dostać się do towarzystwa. Bywa że przewrót polityczny usuwa Leisure Class, ale wkrótce sam tworzy podobną, bo jest ona koniecznością mitologii zbiorowej. Veblen przytacza przykłady, jak np. robotnicy podczas kryzysu kupowali drogie białe koszule, a to w celu zachowania fasonu zgoła niepotrzebnego, lecz który zbliżał ich do „klasy”. Owa adoracja, zresztą otwarcie wyznawana, trzyma cały ów system, mimo że tęskniący do owego szczytu z góry wiedzą, że na niego nie wejdą. Tu mi się przypomniało, jak Hemingway opowiada o rozmowie z Fitzgeraldem, który żywił kult dla bogaczy (proszę czytać jego „Diament wielki jak góra”!). 3
Hemingway tłumaczył mu, że milionerzy bywają głupsi od każdego z nas, że kto ma dolary, staje się ich niewolnikiem itd. Fitzgerald na to: „A jednak przyznaj, Erneście, że są oni inni niż my”. „Dlaczego?” „Bo są bogaci”. Argumenty nie działały na Fitzgeralda, ponieważ i on był pogrążony w mitologii. Ale może najciekawszy w teorii Veblena jest jego pogląd, że mentalność plutokratyczna wpływa hamująco na rozwój gospodarczy i stanowi sabotaż postępu. Co wydaje się zaskakujące, bo przecież sądzi się, że to plutokracja daje napęd przedsiębiorstwom. Bynajmniej, twierdzi Veblen. Celem gospodarki jest wytwarzanie dóbr; natomiast w interesie Leisure Class leży ocalenie posiadanego bogactwa oraz jego dalsze gromadzenie. Toteż ludzie interesu konspirują przeciwko produkcji, ponieważ lepiej wychodzą na manewrowaniu nią, przerywaniu jej oraz zmianie jej kierunków, co pozwala im obracać walorami i korzystać z niejasności w celu zysków. Dlatego popierają oni całą nadbudowę kredytów, pożyczek, akcji papierów giełdowych i trudnej do uchwycenia kapitalizacji. Veblen pokładał nadzieję na zmianę nie w klasie mieszczańskiej czy robotniczej, bo, jak już była mowa, uważał, że pragną one tylko rywalizacji z Leisure Class i życzą sobie osiągnąć jej miejsce, zaś są nie mniej drapieżne jak ona; gdy zaś to im się nie udaje, przystają na nią pod wpływem szacunku dla niej. Sądził natomiast, że sytuację może zmienić rozwój techniki, powstanie nowych maszyn oraz eksploatacja wynalazków, czego plutokracja nie będzie w stanie powstrzymać. Powstanie wtedy nowa grupa: specjaliści, którym będzie zależało na rozwoju gospodarczym i którzy będą niezależni od Leisure Class i także nie ulegną jej czarowi. Ale z kolei – rozumował dalej Veblen – ci fachowcy mogą uformować nową klasę uprzywilejowaną... końca nie widać. Ludzkość, nawet w swoim stanie najmądrzejszym, musi mieć elitę... powiedzielibyśmy w dzisiejszym słownictwie, że jest to, zdaniem Veblena, genetyczna konieczność społeczna. Veblen miał kłopoty z publikowaniem swoich poglądów; przez całe życie obijał się na marginesie i dziś też o nim nie słychać; pisał 80 lat temu, zaś od tego czasu świat zmienił się niby w elektronicznym kalejdoskopie. A jednak, gdy człowiek pomyśli, jak trudno znaleźć sponsora na zbiór esejów krytykujących aktualną równowagę społeczną (mam na myśli znany mi wypadek), jak natomiast bez kłopotu finansuje się film, w którym Linda powiada: „Co to, kurwa, jest” i strzela do Pazury; jak nie sposób zorganizować koncert z udziałem pianisty, który proponuje cykl Bartoka (mam na myśli znany mi wypadek), jak tymczasem bez problemu znajduje się kapitał dla wyjca z disco polo; jak prywatna stacja TV odmawia reportażu o skutkach ludzkich nierówności w zapadłej gminie (mam na myśli znany mi wypadek), lecz tłucze w najlepszych godzinach pajaca licytującego się z podobnymi sobie nieszczęśnikami o wygraną sto, dwieście czy trzysta złotych, stawiam sobie pytanie, czy duch nieboszczyka Veblena nie straszy nocą w nieczynnych już wtedy lokalach wyposażonych w najnowocześniejsze komputery? 4