RECENZJA KSIĄŻKI W. W.
BIESZANOWA OBRONA
LENINGRADU
Już ponad 60 lat głosimy chwałę naszego zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej.
Jednakże podczas tych sześciu dziesiątków lat mało kto próbował w ZSRR krytycznie
analizować uwarunkowania zwycięstw i przyczyny porażek Armii Czerwonej. Tymczasem
taka analiza jest niezwykle pożyteczna; uświadomienie sobie powodów porażek pomaga
nie powtarzać ich w przyszłości.
Książka Bieszanowa stanowi właśnie taką próbę. My, weterani Wielkiej Wojny
Ojczyźnianej, uczestnicy obrony Leningradu, jesteśmy pokrzepieni tym, że ktoś w końcu
opowiedział prawdę o wojnie. Czekaliśmy na to długo i doczekaliśmy się! Weterani, którzy
nie wysiadywali w sztabach, nie chowali się w formacjach na tyłach, ale szli do ataku,
doświadczyli na sobie, czym są bombardowania, marzli w okopach, poniewierali się po
szpitalach, zawsze będą odrzucać uczesaną i lakierowaną literaturę o wojnie, napisaną
przez oficerów politycznych i generałów. Czytając ich opracowania, absolutnie nie można
zrozumieć, jak i dlaczego Armia Czerwona odepchnięta została do Wołgi, jak i dlaczego
straciliśmy w wojnie 27 milionów ludzi!
Uczciwa opowieść o naszych niepowodzeniach i ofiarach, pomyłkach i w ogóle
głupocie — wcale nie umniejsza wielkości zwycięstwa, ale odwrotnie, pokazuje, jak
wysoką cenę zapłaciliśmy za nie.
Książka Bieszanowa jest napisana znakomicie, tak że trudno oderwać się od czytania
przed dokończeniem lektury. W książce widoczna jest mądrość autora, jest w niej także
niezwykle celny humor. Autor widzi najgłębszy sens tych dawnych wydarzeń, a jego
wnioski, oparte na mnogości faktów, są więcej niż przekonujące.
Ta książka odpowiada duchowi oraz sensowi zmian, zachodzących obecnie w Rosji.
Analizujemy od nowa naszą przeszłość po to, by nie powtórzyć swoich poprzednich
pomyłek i popełnionych błędów. Wszyscy już dawno powinniśmy przestać patrzeć na świat
oczyma stalinowskich generałów, komisarzy politycznych czy śledczych z NKWD.
W 60–lecie zwycięstwa książka Obrona Leningradu staje się dobrym upominkiem na
ten jubileusz. My, weterani obrony Leningradu, gratulujemy wydawnictwu „Harwest”
edycji tej książki i prosimy o kontynuowanie publikacji uczciwych, prawdziwych książek o
Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej.
W imieniu grupy weteranów Frontu Wołchowskiego i Leningradzkiego N. N. Nikulin,
byty szeregowiec piechoty i artylerzysta, inwalida wojenny, obecnie kierownik Katedry
Historii Sztuki Sankt Petersburskiego Instytutu Malarstwa, Rzeźby i Architektury im.
Riepina, członek–korespondent Rosyjskiej Akademii Sztuki.
Sankt Petersburg, 20 października 2004 r.
OD AUTORA
BLOKADA to szczególna forma prowadzenia działań bojowych, polegająca na izolacji
blokowanego obiektu poprzez naruszenie jego zewnętrznej łączności. Cele blokad są
następujące: zmuszenie nieprzyjaciela do kapitulacji, nadszarpnięcie potencjału
wojskowo–gospodarczego wrogiego państwa, wyniszczenie sił i środków blokowanego
ugrupowania sił zbrojnych nieprzyjaciela oraz stworzenie warunków sprzyjających ich
rozgromieniu i zawładnięciu obiektem blokady.
Wiadomo, że Niemcy zamierzali miasto nad Newą unicestwić poprzez blokadę; nawet
nim nie zawładnąć, ale po prostu zniszczyć, nie przyjmując kapitulacji. O blokowanym
Leningradzie napisano mnóstwo książek, głównie o wytrwałości jego mieszkańców,
bombardowaniach, ostrzale artyleryjskim, głodzie, „drodze życia”, o radości z dokonania
wyłomu w blokadzie i podwyższenia racji przydzielanego chleba. Ale bardzo mało
zrozumiałych wyjaśnień można znaleźć w literaturze o wojskowych aspektach bitwy
leningradzkiej, z wyjątkiem pierwszej fazy operacji „Iskra”.
Armia niemiecka, zgodnie z definicją, zastosowała blokadę — szczególną formę
prowadzenia działań wojennych. A czym zajmowały się jednostki Armii Czerwonej, w
wielkiej liczebności skoncentrowane wokół Leningradu? Powiedzieć, że obroną — byłoby
błędem. Profesor Akademii Wojskowej Sztabu Generalnego Robotniczo–Chłopskiej Armii
Czerwonej, Aleksander Iwanowicz Wierchowski (1886–1938), klasycznie zdefiniował w
swoim czasie pojęcie obrony:
Bój nazywamy obronnym, jeśli wojska rozlokowane na miejscu dobrowolnie oddają
nieprzyjacielowi inicjatywę działań i dzięki uzyskanemu w ten sposób czasowi
przeprowadzają: 1) zawczasu organizację ognia; 2) umocnienie miejsca rozlokowania i
jego maskowanie; 3) przygotowanie kontruderzeń. Taka wcześniejsza, wstępna
organizacja umożliwia związanie dużych sił wroga mniejszymi siłami własnymi, a
uwolnione w wyniku obrony siły własne mogą zostać użyte do zadania decydującego
ciosu tam, gdzie wyższy dowódca chce osiągnąć zwycięstwo.
Pod Leningradem wszystko było odwrotnie: wojska radzieckie nie stały na miejscu, nie
oddawały inicjatywy przeciwnikowi i dysponowały siłami o wiele większymi aniżeli
wróg.
Wojna o Leningrad — unikatowa w swoim rodzaju walka, to jedno zwarte natarcie,
niewyobrażalnie krwawe, bezskuteczne, często bezsensowne. Uczestniczące w niej wojska
Frontu Leningradzkiego i Wołchowskiego nigdy się nie broniły. Wojska te bez przerwy
nacierały, a Niemcy prowadzili głównie „bój obronny”, wiążący „wielkie siły wroga”.
Radzieckie armie całymi miesiącami atakowały w tych samych kierunkach. Liczebnością to
właśnie one przewyższały nieprzyjaciela. W całkowitej zgodzie z teorią wojen, wojska
atakujące ponosiły znacznie większe ofiary aniżeli broniące się wojska nieprzyjaciela.
A te ofiary zwiększały się dziesięciokrotnie w wyniku braków w wyszkoleniu
czerwonoarmistów, słabego przygotowania profesjonalnego ich dowódców oraz
całkowitego lekceważenia przez najwyższe dowództwo życia współobywateli. Wyżsi
zwierzchnicy tak bardzo chcieli jak najszybciej osiągnąć zwycięstwo, że bitwa przedłużyła
się do trzech lat i kosztowała trzy miliony zabitych, zaginionych i rannych żołnierzy. W
samym mieście zginęło w tym czasie ponad milion osób cywilnych.
Tajemnicę tego, jak to się stało, zacni „czerwoni wodzowie” zabrali ze sobą do grobu.
Radzieccy „historycy w pagonach” pisali później swoje „wypracowania” na podstawie
ich pamiętników, z których można zaczerpnąć bajki o bohaterstwie czerwonoarmistów,
rąbiących toporami (!) niemieckie czołgi i ich załogi albo szukających na linii frontu pod
huraganowym ogniem… zgubionej legitymacji partyjnej, ale czasem trudno zrozumieć, z
kim dany generał wojował.
Powstaje wrażenie, iż większość z nich była po prostu pacyfistami, którzy
zafascynowani karierą, niewiele interesowali się sprawami wojny. Na przykład, gen. W. S.
Popow (1894–1967), dowodzący w 1944 r. 70. Armią, wszystkie etapy operacji
„Bagration” zapamiętał jedynie w związku z bankietami, wydawanymi na cześć
wyzwolenia takiego czy innego miasta.
Tylko w ostatnim dziesięcioleciu opublikowano szereg dokumentów na temat
„utknięcia” leningradzkiego i wydano także przetłumaczone wspomnienia niemieckich
uczestników wydarzeń.
I już zupełnie niedawno, dzięki współczesnym „piterskim”[1] entuzjastom, pojawiła się
możliwość zobaczenia wojny od dołu, „z punktu widzenia żołnierza pełznącego na
brzuchu w błocie frontowym, a czasem ryjącego w tym błocie nosem”. Tych żołnierzy
pozostało już niewielu, ale ci, którzy żyją, mają nadzieję, że my ich usłyszymy.
OD TŁUMACZA
Jest to lektura niezwykła, książka pełna prawdy, przepojona szacunkiem dla zwykłych
żołnierzy radzieckich, którzy często padali ofiarą nie tylko Niemców, ale i własnych
dowódców. Nie bez przyczyny proponuję jej podtytuł „Historia bez retuszu”. Blokadzie
Leningradu podczas II wojny światowej poświęcono wiele publikacji, ale ośmielam się
potwierdzić, że jest to jedna z pierwszych tak uczciwie napisanych pozycji na ten temat,
wydanych w Federacji Rosyjskiej i na Białorusi. Zawiera ogromnie dużo prawdy, często
niezwykle gorzkiej, staje się lekturą pasjonującą, ale i czasem trudną, z opisami na
pograniczu horroru…
To bardzo dobrze, iż autorem tej książki jest były radziecki oficer i stosunkowo młody
historyk. Jego praca różni się zasadniczo od dziesiątków podobnych publikacji autorstwa,
jak sam pisze, „historyków w pagonach” lub tzw. sowietologów, których wiedza opiera
się często na przyczynkarskich materiałach oraz na bardzo skromnych archiwaliach —
wiadomo, iż Rosjanie udostępniają swe dokumenty w niezwykle ograniczonym stopniu.
Są Polacy, którym radzieccy NKWD–ziści zamordowali najbliższych, oraz są Polacy,
którym żołnierze radzieccy uratowali życie. Ja należę do tej drugiej grupy. Jeśliby żołnierze
Armii Czerwonej (i Ludowego Wojska Polskiego) wyzwolili niemieckie obozy
koncentracyjne pod Berlinem o pół roku później — prawdopodobnie nie miałbym
możliwości przetłumaczenia tej książki. Dlatego podszedłem do niej ze szczególnym
pietyzmem.
Władimir Bieszanow pisze prawdę — i to solidnie udokumentowaną. Ujawnia wiele
nieznanych nam faktów. A prawda ta jest często tak straszna, że paradoksalnie powinno to
zbliżać Polaków i Rosjan, dwa narody, które stały się ofiarami totalitarnych reżimów.
Witold Stefanowicz
ROZDZIAŁ I. ROZGROMIENIE
ARMII CZERWONEJ W PAŃSTWACH
NADBAŁTYCKICH (CZERWIEC–
SIERPIEŃ 1941 R.)
Jak wiadomo, plan „Barbarossa” przewidywał jednoczesne zadanie przez Wehrmacht
druzgocących uderzeń w trzech strategicznych kierunkach: leningradzkim, moskiewskim i
kijowskim. Przy czym zdobycie Leningradu i zawładnięcie wybrzeżem Morza Bałtyckiego
uznawano za najważniejszy cel natarcia niemieckich wojsk.
Dowództwo hitlerowskie, starając się zdobyć „kolebkę rosyjskiej rewolucji”,
uwzględniało nie tylko strategiczne, ale także ogromne znaczenie gospodarcze miasta nad
Newą. Tu znajdowały się główne zakłady najważniejszych dziedzin przemysłu, w tym
silników lotniczych, przemysłu maszynowego, optycznego, radiotechnicznego,
stoczniowego, fabryki czołgów, elektromechaniczne i inne. W przybliżeniu 75% całości
produkcji przemysłowej miasta dawał przemysł obronny.
Poza tym Leningrad był wielkim węzłem transportowo–komunikacyjnym. Jego zdobycie
pozwalało Niemcom opanować duży obszar — od państw nadbałtyckich do Skandynawii,
w sposób pewny zabezpieczając morskie szlaki wywozu do Rzeszy szwedzkiej rudy i
fińskiego niklu, a także ustanawiając kontakt z potencjalnym sojusznikiem — Finlandią —
na lądowym teatrze działań wojennych.
Do natarcia na Leningrad została rozwinięta w Prusach Wschodnich Grupa Armii
„Północ” pod dowództwem feldmarszałka Wilhelma Josepha Franza von Leeba (1876–
1965). W jej skład weszły 18. i 16. Armia Polowa i 4. zgrupowanie czołgów[2]. Liczyła
ona 29 dywizji (w tym 3 pancerne i 3 zmotoryzowane), 787 tys. żołnierzy, 8348 dział i
moździerzy, 679 czołgów i dział pancernych. Operacje sił naziemnych miało wspierać 830
samolotów I Floty Powietrznej Luftwaffe gen. broni Kellera, w tym 203 myśliwce i 271
bombowców.
W myśl dyrektywy nr 21 z 18 grudnia 1940 r. grupa „Północ” otrzymała następujące
zadania: zlikwidować znajdujące się w krajach nadbałtyckich oddziały Armii Czerwonej i
zawładnąwszy portami Morza Bałtyckiego, Leningradem i Kronsztadem, pozbawić flotę
radziecką jej baz.
W ramach tego zadania grupa uderzała głównie w kierunku Dźwińska (Daugawpils),
wysuwając jak najszybciej swoje wzmocnione prawe skrzydło w rejon na północnym
wschodzie od miejscowości Opoczka, by nie dopuścić do wycofania wojsk radzieckich z
państw nadbałtyckich. Do wykonania pierwszego uderzenia w kierunku północno–
zachodnim włączono również część sił Grupy Armii „Środek”, rozmieszczonych w
Prusach Wschodnich: dwa korpusy armijne 9. Armii Polowej i 3. grupę czołgów.
Całe niemieckie zgrupowanie skoncentrowane na granicy z Litwą liczyło 43 dywizje, w
tym 7 pancernych i 6 zmotoryzowanych, ponad 13 tys. dział i moździerzy, około 1500
czołgów, ponad 1000 samolotów.
Ze strony radzieckiej Grupie Armii „Północ” przeciwstawiono wojska Nadbałtyckiego
Specjalnego Okręgu Wojskowego, na początku wojny przekształconego we Front
Północno–Zachodni. Dowodził nimi gen. broni Fiodor I. Kuzniecow (1898–1961), który do
1941 r. nie był zwierzchnikiem jednostki większej aniżeli pułk (!). Jego trzy armie — 8.,
11. i 27. liczyły 25 dywizji (w tym cztery pancerne i dwie zmechanizowane), ponadto
obejmowały 1. brygadę strzelecką i trzy brygady powietrzno–desantowe. W sumie dawało
to 440 tys. żołnierzy, 7467 dział i moździerzy, 1514 czołgów, 1814 samolotów.
Na terytorium wschodniej Finlandii rozlokowywały się trzy zgrupowania: niemiecka
armia „Norwegia” i dwie armie fińskie — Południowo–Wschodnia i Karelska. Niemcy
zamierzali atakować w kierunku Uchty, Kandałakszy i Murmańska, a Finowie — na
Przesmyku Karelskim i na północ od niego, by połączyć się z wojskami armii „Północ” w
rejonie Leningradu i nad rzeką Świr’. Fińskie oddziały miały także zlikwidować radziecką
bazę na półwyspie Hanko i osłaniać armię „Norwegia” od południa. W sumie w Finlandii
skoncentrowano 21,5 etatowych dywizji, liczących 404,5 tys. żołnierzy, 3084 działa i
moździerze, 192 czołgi, 424 samoloty 5. Floty Powietrznej fińskiego lotnictwa
wojskowego.
W tych warunkach niemieckie dowództwo liczyło na zdobycie Leningradu podwójnym
uderzeniem: od północy — wojsk fińskich, a od południa — siłami niemieckiej Grupy
Armii „Północ”. W niemieckim sztabie generalnym zdawano sobie sprawę, że siły
Wehrmachtu mogą okazać się niewystarczające do jednoczesnych pomyślnych działań na
wszystkich kierunkach strategicznych.
Ponieważ Hitler uważał zdobycie Leningradu za „niezwłoczne zadanie”, w planie
„Barbarossa” przewidziano pomysł zatrzymania ofensywy Grupy Armii „Środek” na
rubieży Dniepru i przerzucenia części jej sił na północ dla zwycięskiego zakończenia
operacji zawładnięcia północną stolicą ZSRR. Ofensywy na Moskwę — marzenia
niemieckiej generalicji — przed zajęciem Leningradu nie planowano.
Obronę „miasta imienia wielkiego Lenina” od strony lądu, przede wszystkim przed
zakusami „faszystowskiej Finlandii”, miały zapewnić wojska Leningradzkiego Okręgu
Wojskowego pod dowództwem gen. dyw. Markiana M. Popowa (1902–1969). Liczyły one
15 dywizji strzeleckich, które średnio składały się z 12 tys. żołnierzy — znacznie więcej
aniżeli w innych okręgach pogranicznych. Oddziały artyleryjskie jednostek strzeleckich
miały pełny skład osobowy i całkowite wyposażenie bojowe.
Tuż przed wojną okręg liczył 436 tys. żołnierzy i dowódców oraz 9599 dział i
moździerzy. W jego skład wchodziły 1. i 10. korpus zmechanizowany. Wojska pancerne w
czerwcu 1941 r. dysponowały 1857 czołgami i 514 jednostkami innej broni pancernej, a
wojska lotnicze — 2104 samolotami. Poza tym na kierunku północno–zachodnim
znajdowało się 656 samolotów wojsk lotniczych Floty Bałtyckiej (wśród nich 172
bombowce i 353 myśliwce) oraz 115 samolotów Floty Północnej.
Dwie dywizje myśliwców (3. i 54.) przeznaczone do obrony przeciwlotniczej miasta
liczyły 200 samolotów. Od 19 czerwca z oddziałów lotnictwa myśliwskiego zaczęto
formowanie 7. korpusu lotniczego obrony przeciwlotniczej. Sześć pułków artyleryjskich 2.
korpusu obrony przeciwlotniczej broniących Leningradu miało około 600 nowych 85–
milimetrowych dział zenitowych 52K, wzór 1939.
Flota Bałtycka składała się z 2 przestarzałych liniowców („Marat” i „Rewolucja
Październikowa”), 2 najnowszych krążowników („Kirow” i „Maksym Gorki”), 2 okrętów
prowadzących inne jednostki do ataku torpedowego, tzw. liderów, 21 stawiaczy min, 66
okrętów podwodnych, 6 stawiaczy minowych i sieciowych zapór podwodnych, 33
trałowców, 7 dozorowców, 48 kutrów torpedowych i kilkudziesięciu okrętów wsparcia. W
systemie obrony przeciwlotniczej floty były 352 działa.
Całością tych sił dowodził wiceadmirał Władimir F. Tribuc (1900–1977), który podczas
dwóch lat czystek w siłach zbrojnych został przeniesiony z mostka niszczyciela na
stanowisko dowodzącego flotą; w ciągu przedwojennych czterech i pół roku[3] ten
„flagowiec” kroczył po najwyższe stanowiska w dowództwie Floty Bałtyckiej. Towarzysz
Stalin śmiało awansował nowe kadry, ale również bez wahania je strącał.
W sumie siły wojsk radzieckich w „kolebce rewolucji” i wokół niej były niemałe. Tak
więc opowieści radzieckich marszałków i generałów o liczebnej przewadze nieprzyjaciela
można włożyć między bajki dla obywateli ZSRR, przed którymi przedstawione wyżej
liczby ukrywano przez pół wieku jako największą tajemnicę państwową. Tylko z
oczywistych przyczyn (ignorancji szerokiego audytorium) były szef Sztabu Generalnego
marsz. Aleksandr M. Wasilewski (1895–1977) mógł autorytatywnie rozprawiać o „całych
armadach faszystowskiego lotnictwa” i „trzykrotnej przewadze” Grupy Armii „Północ”
z jej 679 czołgami i 830 samolotami nad Okręgiem Nadbałtyckim, posiadającym 1514
czołgów i 1814 samolotów. Należało jakoś wyjaśnić, dlaczegóż to początek wojny dla
wojsk i dla tego okręgu (tj. Frontu Północno–Zachodniego) oraz dla całej „niezwyciężonej,
legendarnej” armii oznaczał serię katastrofalnych klęsk.
Pod koniec dnia 22 czerwca 1941 r. Niemcy, pokonując od 20 do 70 km, przechwycili
przeprawy przez Niemen. Radziecka obrona została przerwana w kilku miejscach, system
łączności zakłócony lub zniszczony, możliwość scentralizowanego kierowania wojskami
utracona. W odpowiedzi na ofensywę wojska gen. F. I. Kuzniecowa, nie orientujące się w
realnej sytuacji i nie współdziałające ze sobą, próbowały zrealizować przedwojenne plany
wyzwolenia zagranicznych proletariuszy od ucisku tamtejszych kapitalistów i obszarników.
Lotnictwo radzieckie, zamiast wspierać siły naziemne, dokonywało nalotów na obiekty
w Prusach Wschodnich, co przy dobrze zorganizowanej obronie przeciwlotniczej
nieprzyjaciela, przynosiło wielkie straty. A korpusy zmechanizowane dostały rozkaz
kontruderzenia w rejonie 8. Armii gen. broni P. P. Sobiennikowa, wzdłuż szosy Szaulai
(Szawły) — Tilsit (Tylża, obecnie Sowieck).
Podczas trzydniowego boju spotkaniowego z 41. korpusem zmotoryzowanym gen.
Georga Reinhardta (dywizje: 1. i 6. pancerna, 36. zmotoryzowana, 269. piechoty — około
400 czołgów) radzieckie korpusy zmechanizowane 12. i 3., działające bez wsparcia
piechoty, lotnictwa, zabezpieczenia tyłów i wzajemnej łączności — zostały rozgromione,
tracąc prawie 1300 czołgów. W doniesieniu szefa zarządu wojsk pancernych Frontu
Północno–Zachodniego z 2 lipca czytamy:
3. korpus zmechanizowany nie istnieje. Niezbędne jest, aby resztki 12. korpusu
zmechanizowanego i pozostałości składu osobowego 3. korpusu zmechanizowanego
prowadzić razem, rozlokowując je w rejonie miasta Ługa w celu nowego
przeformowania.
Rozbiwszy oddziały radzieckie, Reinhardt skierował swój korpus w stronę Dźwiny.
Dywizje 11. Armii gen. dyw. Wasilija I. Morozowa (1897–1964) także nie wytrzymały
skoncentrowanego uderzenia jednostek pancernych nieprzyjaciela. Armia, która poniosła
ciężkie straty i została rozbita na dwie części, zaczęła wycofywać się na północny wschód.
Kierunek Kowno–Dźwińsk znalazł się praktycznie bez osłony. Weszły tam klinem dwie
dywizje — 8. pancerna i 3. zmotoryzowana z 56. korpusu gen. Ericha von Mansteina
(1887–1964), liczące około 200 czołgów.
Pod naciskiem jednostek 4. grupy czołgów, wspartej przez lotnictwo bombowe, wojska
Frontu Północno–Zachodniego cofały się w rozchodzących się kierunkach: dywizje 8.
Armii — ku Rydze, część 11. Armii — w rejon Święciany–Dzisna. Konieczne stało się
podjęcie pilnych działań, by przygotować obronę po zachodniej stronie Dźwiny i
zlikwidować wyrwę w centralnej części frontu.
Obronę na rubieży Dźwiny dowództwo frontu zdecydowało się zorganizować siłami 8.
Armii gen. Sobiennikowa i ściągniętej z głębi kraju 27. Armii gen. bryg. Nikołaja E.
Bierzarina (1904–1945). Zgodnie z rozkazem dowódcy frontu 8. Armia, do której
wchodziły resztki 10. i 11. korpusu strzeleckiego oraz 202. dywizji zmechanizowanej,
powinna była zająć rubieże obronne od Rygi do Liwan; na lewo od Liwan cofały się
jednostki 16. korpusu strzeleckiego.
Dla połączenia działań tych zgrupowań dowódca frontu zadecydował o przesunięciu do
przodu sztabu 27. Armii wraz z jednostkami logistycznymi. Sztab gen. Bierzarina
przebazował się samochodami w rejon Rezekne i wieczorem 28 czerwca przystąpił do
dowodzenia oddziałami na kierunku daugawpilskim. Z Moskiewskiego Okręgu
Wojskowego Stawka — Kwatera Główna Naczelnego Dowództwa — przerzucała tu
nieukompletowany 21. korpus zmechanizowany gen. bryg. Dmitrija D. Leluszenki (1901–
1987) — „zaledwie” 175 czołgów i 129 dział. Do czasu nadejścia nieprzyjaciela gen.
Bierzarin nie zdążył jednak zorganizować obrony.
Już rano 26 czerwca, w czwartym dniu wojny, 8. dywizja pancerna gen. Branderbergera,
pokonawszy około 400 km, wdarła się w okolice Daugawpilsu, przechwytując dwa
nieuszkodzone duże mosty przez Dźwinę, i zajęła przyczółek na prawym brzegu rzeki; w
następnym dniu sforsowała ją 3. dywizja zmotoryzowana gen. Jahna.
28 czerwca Niemcy z powodzeniem odparli kontratak korpusu Leluszenki i rzuconego do
„boju piechoty” 5. korpusu wojsk powietrzno–desantowych, spychając żołnierzy
radzieckich o 40 km od Daugawpilsu. Gen. Manstein pragnął kontynuować swój dziarski
rajd wzdłuż tyłów wojsk radzieckich, ale dowódca zgrupowania czołgów wydał mu rozkaz
zatrzymania się. Gen. Hoepner obawiał się, iż 56. korpus zmotoryzowany, oderwawszy się
od głównych sił o 100–130 km, może znaleźć się w okrążeniu i dlatego zdecydował się
kontynuować marsz ku Dźwinie siłami 16. Armii gen. broni Ernsta Buscha (1885–1945) z
korpusu Reinhardta.
W pasie obrony radzieckiej 8. Armii do 29 czerwca przeciwnik nie prowadził
aktywnych działań bojowych, podciągając wojska ku brzegowi Dźwiny. Oddzielne
jednostki radzieckie przedzierały się na wschód; były to głównie resztki 12. korpusu
zmechanizowanego, posiadającego jeszcze 40 czołgów, które przeprawiły się przez rzekę
w rejonie Rygi. Sztab korpusu, utraciwszy łączność z wyższym dowództwem i własnymi
oddziałami, został w tym dniu okrążony w lasach na południe od Boriseli i zniszczony
przez Niemców.
Dowódca korpusu gen. brygady N. M. Szestopałow został wzięty do niewoli i zmarł od
ran 6 sierpnia w obozie jeńców wojennych w Szaulai (Szawły).
29 czerwca niemiecki 41. korpus zmotoryzowany forsował Dźwinę w rejonie Krustpils,
a 30 czerwca czołowy oddział 26. korpusu 18. Armii gen. broni Georga von Kuechlera
zajął mosty w Rydze. To wszystko niewątpliwie skomplikowało sytuację 8. Armii
radzieckiej, która wycofywała się na prawy brzeg wolniej, aniżeli atakował przeciwnik. 1
lipca Niemcy zajęli całą Rygę.
W okresie od 29 czerwca do 1 lipca dowództwo Grupy Armii „Północ” zbierało siły na
przyczółkach do następnego natarcia i porządkowało jednostki. Zgodnie z rozkazem
Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych Wehrmachtu (OKH), jednostki 4. grupy czołgów
miały przeprowadzić intensywne natarcie przez miasto Rezekne w kierunku na Ostrow–
Psków w celu odcięcia radzieckim wojskom możliwości wycofania się na południe od
Jeziora Czudzkiego.
W tym czasie korpus Mansteina skoncentrował się w całości w rejonie Daugawpilsu,
włączając do swego składu 3. Dywizję Pancerną „Trupia Czaszka” (dywizja SS
„Totenkopf”), a korpus Reinhardta — w rejonie Krustpils. Jednocześnie w stronę Dźwiny
nadciągała piechota dwóch armii — 18. i 16. W sumie pod koniec czerwca Grupa Armii
„Północ” liczyła 25 dywizji, w tym 3 wartownicze, wchodzące w skład 101.
pozafrontowego korpusu tyłowego.
Wydawałoby się, że przed dowództwem Frontu Północno–Zachodniego otwarła się
możliwość umocnienia swych pozycji i zorganizowania szczelnej obrony za przegrodą
wodną. Właśnie tego obawiał się Manstein:
Po nieoczekiwanym rajdzie korpusu na Daugawpils minęło już sześć dni.
Nieprzyjaciel miał szanse przezwyciężenia szoku, jakiego doznał po pojawieniu się
niemieckich czołgów na wschodnim brzegu Dźwiny.
Jednakże dowództwo radzieckie popełniało błąd za błędem. 29 czerwca wojskom 24. i
wydzielonego z Odwodu Kwatery Głównej Naczelnego Dowództwa 41. korpusu
strzeleckiego rozkazano skoncentrować się w rejonie Buliaka–Ostrow, zakończyć
uzupełnianie jednostek i być w gotowości do kontruderzenia na Daugawpils w celu
odzyskania możliwości obrony 27. Armii wzdłuż brzegu Dźwiny. Na drugi dzień
Kuzniecow zmienił tę decyzję i wydał rozkaz wycofania się do umocnionych rejonów —
pskowskiego, ostrowskiego i siebieskiego. Prawdopodobnie była to wówczas najbardziej
słuszna decyzja.
1 lipca Niemcy nie prowadzili aktywnych działań bojowych. Radziecki wywiad
frontowy meldował, że wojska nieprzyjaciela w daugawpilskiej bazie wypadowej składają
się z jednej dywizji piechoty, wzmocnionej czołgami. Dowiedziawszy się o tym i
uwzględniwszy żądania Kwatery Głównej zlikwidowania wrogich przyczółków, gen.
Kuzniecow wycofał swój rozkaz z 30 czerwca. Ponownie polecił wojskom przygotować
się do ofensywy, która powinna rozpocząć się 2 lipca. Na przygotowanie wyznaczono
dziewięć godzin, pozycję wyjściową do ataku należało zająć do 10.00 rano. Zadaniem 8.
Armii było zlikwidowanie przyczółka krustpilskiego, 27. — zniszczenie nieprzyjaciela w
rejonie Daugawpilsu.
W armiach radzieckich podjęto działania, których celem było powstrzymanie odwrotu
swoich wojsk i powrót oddziałów na rubież Dźwiny, czyli w rejony zajmowane wcześniej.
Rano 2 lipca wojska frontowe ciągle jeszcze pozostawały w ruchu i nie były gotowe ani do
ataku, ani do obrony. Natomiast o piątej rano Niemcy, przy wsparciu całego swojego
lotnictwa, rozpoczęli atak. Radzieckim armiom nie udało się w końcu umocnić nad
Dźwiną. Resztki ich wojsk w walkach ariergardowych wycofywały się w gwiaździstych
kierunkach: 8. Armia — do Estonii, 27. — na wschód w stronę rzeki Wielkiej, 11. — w
rejon miejscowości Newel.
Dobiegała końca całkowita klęska Frontu Północno–Zachodniego. Na kierunku
pskowskim powstał wyłom, w który wdarła się niemiecka 4. grupa czołgów. Pod koniec
dnia jednostki zmotoryzowane nieprzyjaciela, przemieszczające się szosą Daugawpils–
Ostrow, dotarły na odległość 20–25 km od Rezekne i nazajutrz zajęły to miasto.
Obserwując rozwój wydarzeń w tym rejonie, Kwatera Główna Naczelnego Dowództwa
jeszcze 29 czerwca poleciła zorganizować z wyprzedzeniem obronę na rubieży rzeki
Wielka i pewnie zamknąć dostęp do Leningradu od tej strony. Wydano rozkaz
skoncentrowania w rejonie Psków–Ostrow–Porchow czterech korpusów: 22., 24. i 41.
strzeleckiego oraz 1. zmechanizowanego. Wykorzystując umocnienia w tym rejonie,
jednostki te miały przygotować szczelną obronę kierunku leningradzkiego.
1. korpus zmechanizowany, dowodzony przez gen. bryg. M. Ł. Czerniawskiego, był
całkowicie skompletowany i na początek dysponował 1039 czołgami. Jednakże już przed
rozwinięciem działań bojowych został organizacyjnie porozbijany na części i całkowicie
stracił znaczenie wielkiego, mobilnego zgrupowania. Jego 1. Dywizję Pancerną im.
Czerwonego Sztandaru przerzucono na front północny, a 163. dywizję zmotoryzowaną
oddano pod dowództwo 27. Armii. Gen. Czerniawskiemu pozostała faktycznie tylko 3.
dywizja pancerna gen. bryg. I. M. Kuzniecowa, rozlokowana w lesie w odległości 20 km
na północny zachód od Pskowa, ale i z jej składu pułk czołgów i pułk zmechanizowany
przekazano do 41. korpusu strzeleckiego.
41. korpus pod dowództwem gen. I. S. Kosobuckiego (90., 111., 118., 235. dywizje
strzeleckie) od 1 lipca zaczął wyładowywać się na stacjach kolejowych Psków,
Karamyszewo, Czerskaja. Po zakończeniu koncentracji korpus ten miał zająć umocnione
pozycje w rejonach staro–pskowskim, nowo–pskowskim i ostrowskim. Jego wszystkie
dywizje dysponowały pełnym składem osobowym, ale, jak absolutna większość jednostek
Armii Czerwonej, nie miały wyposażenia inżynieryjnego i środków łączności, a już na
pewno nie posiadały ani jednej radiostacji. 22. korpus strzelecki skoncentrował się w
rejonie Porchowa, 24. — w rejonie Ostrowa.
Wieczorem 3 lipca gen. Sobiennikow nieoczekiwanie otrzymał polecenie (przekazane
przez motocyklistę) objęcia dowództwa Frontu Północno–Zachodniego. 8. Armię przejął
od niego gen. dyw. F. S. Iwanow. W tym samym dniu na stanowisko szefa sztabu frontu
został powołany gen. dyw. Nikołaj F. Watutin (1901–1944). Poprzednie dowództwo
zaginęło w okrążeniu, a jego losy były zrazu nieznane. Później wyjaśniło się, że gen.
Fiodor Kuzniecow nie zginął i pod koniec lipca dotarł do swoich wojsk.
W tym czasie grupa pancerna Ericha Hoepnera rozdzieliła się: korpus Mansteina,
przekazawszy 3. dywizję zmotoryzowaną pod dowództwo gen. Reinhardta, ostro skręcił w
kierunku Siebierz–Opoczka; 41. korpus zmotoryzowany uderzył na Ostrów. Niemcy
wygrywali na czasie; w rejonie ostrowskim broniły się wówczas tylko 154. samodzielny
batalion karabinów maszynowych i 398. pułk piechoty 118. dywizji, nie mające artylerii,
granatów moździerzowych i min przeciwczołgowych. Na pomoc miała tam przybyć 235.
dywizja piechoty, ale jej eszelony, jadące z Iwanowa, zatrzymały się po drodze.
Następnego dnia, 4 lipca rano 1. dywizja pancerna gen. bryg. Friedricha Kirchnera
dotarła do południowego skraju Ostrowa, z marszu sforsowała rzekę Wielką i pod wieczór
zawładnęła miastem. Manewr ten znacznie ułatwił fakt, że „czerwoni bohaterowie” znowu
nie zdążyli wysadzić w powietrze mostów kolejowego i drogowego, które przechwycili
niemieccy motocykliści. Oddziały radzieckie, wchodzące do walki prosto z eszelonów, nie
mogły sprostać przeciwnikowi i pośpiesznie przygotowywały i zajmowały pozycje
obronne. Niemiecki 56. korpus zmotoryzowany z trudem pokonywał w tym czasie błota i
bagna, zmierzając w stronę siebierskiego rejonu umocnionego, gdzie okopały się oddziały
21. korpusu zmechanizowanego gen. Leluszenki.
Oceniwszy sytuację, Sobiennikow wydał dowódcom korpusów — 41. strzeleckiego i 1.
zmechanizowanego — rozkaz zniszczenia o świcie 5 lipca niemieckich oddziałów w
rejonie Ostrowa i przywrócenia linii obrony wzdłuż rzeki Wielkiej. Gen. Watutin uprzedził
w rozmowie telefonicznej gen. Kosobuckiego:
Miejcie na uwadze, że likwidacja i zniszczenie wroga obarcza was bezpośrednio i
jesteście za to osobiście odpowiedzialni. Za wykonanie tego rozkazu odpowiadacie
głową.
Do wykonania tego zadania wyznaczono 468. pułk strzelecki 111. dywizji i 3. dywizję
pancerną z ciężkimi czołgami KW–1 i KW–2.
O godzinie 16.00 radzieccy czołgiści wdarli się do miasta, zmuszając nieprzyjaciela do
ucieczki. W następnym dniu walki w rejonie Ostrowa rozgorzały z nową siłą i stawały się
coraz bardziej zacięte. Jak zwykle „czerwoni dowódcy” nie zorganizowali wspólnych
działań, w wyniku czego poszczególne jednostki walczyły oddzielnie — to znaczy czołgi
bez piechoty, piechota bez czołgów, każdy na własny rachunek. Dlatego nie udało się
umocnić pierwszych zdobyczy. Dwukrotnie radzieccy czołgiści zdobywali Ostrów, tracąc
w atakach 140 pojazdów bojowych, ale bez wsparcia jednostek piechoty nie mogli
utrzymać miasta.
Niemcy, podciągnąwszy dodatkowe siły, złamali 6 lipca opór wykrwawionych
oddziałów radzieckich i zmusili je do wycofania się. 1. dywizja pancerna zaczęła szybko
cofać się do Pskowa, a 6. — w stronę Porchowa. W pisemnym meldunku dla członka Rady
Wojennej Frontu Północno–Zachodniego M. Kosariew, korespondent gazety „Krasnaja
Zwiezda”, pisał:
Dowódca 5. pułku pancernego Posienczuk relacjonował walki o Ostrów. Z jego
wypowiedzi wynika, że Niemcy mieli bardzo niewielkie siły w uderzeniu na miasto i że
jego zajęcie przez nasze oddziały nie powiodło się, bo z pola walki zawstydzająco
zdezerterowała 11. dywizja strzelecka, jej dowódcy uciekali pierwsi, ukrywając naszywki
i zrywając dystynkcje. Naszych jednostek skoncentrowano pod Ostrowem bardzo dużo,
ale każda z nich działała bezładnie, nie podejmując żadnej współpracy.
7 lipca udało się niemieckim czołgom przedrzeć przez formacje bojowe korpusu
Kosobuckiego i szybko dotrzeć do południowych przedmieść Ostrowa. W celu likwidacji
tej wyrwy radzieckie dowództwo rano 8 lipca rozkazało 41. korpusowi strzeleckiemu i 1.
korpusowi zmechanizowanemu przystąpić do kontrataku i pokonać nieprzyjaciela.
Gdy jednak wojska te przygotowywały się do uderzenia, oddziały niemieckie o 12.00 w
południe wznowiły ofensywę. Zgrupowania 41. niemieckiego korpusu zmotoryzowanego
zaatakowały oddziały 41. radzieckiego korpusu strzeleckiego, które w bezładzie wycofały
się za rzekę Wielką. Jednocześnie artylerii radzieckich dywizji strzeleckich zabrakło
amunicji; wojsko było zdemoralizowane widokiem cofających się na wschód, poprzez
własne pozycje bojowe, jednostek tyłowych 8. i 27. Armii; artylerzyści nierzadko
samowolnie porzucali swoje stanowiska, przyłączając się do uciekających. Sytuację
pogarszały jeszcze bezkarne działania niemieckiego lotnictwa. Resztki 1. korpusu
zmechanizowanego cofały się do Porchowa.
Całego tego pogromu Niemcy dokonali siłami trzech dywizji!
Co prawda, nie udało się im wziąć Pskowa z marszu. Tym razem radzieccy saperzy
zdążyli wysadzić w powietrze mosty przez rzekę Wielką i jej dopływy, nie czekając nawet
na wycofanie się własnych oddziałów. Pozostałe na zachodnim brzegu pododdziały 118. i
11. dywizji strzeleckiej oraz 25. rejonu umocnionego, porzuciwszy pojazdy i ciężką broń,
forsowały rzekę używając podręcznych środków.
8 lipca gen. Sobiennikow wydał wojskom frontu rozkaz przejścia do zdecydowanej
obrony na rubieży od umocnień pskowskich wzdłuż rzek Wielka i Czerecha do Otoczki.
Jednocześnie zażądał utworzenia zgrupowania na flankach kierunku pskowskiego, by
stworzyć warunki do kontruderzenia w celu likwidacji przeprawiającego się
nieprzyjaciela. Takie manewry w radzieckiej teorii działań wojennych otrzymały nazwę
aktywnej obrony.
Gen. Morozowowi, który już postradał wszystkie wojska 11. Armii, wydano 9 lipca
rozkaz przybycia do miasta Dna w obwodzie pskowskim, by objąć dowodzenie
działaniami 41. i 22. korpusu strzeleckiego oraz 1. korpusu zmechanizowanego.
I znowu Niemcy byli szybsi. Pod wieczór 9 lipca zmotoryzowany korpus Reinhardta
ominął Psków od wschodu i zaczął rozwijać ofensywę na Ługę. Przez nikogo
niedowodzone wojska radzieckiego 41. korpusu rozpierzchły się. Jego porozdzielane
oddziały, utraciwszy łączność ze swoimi sztabami, zostały odnalezione przez dowództwo
dopiero 13 lipca pod Czerwonymi Strugami i Ługą. Gen. Kosobućki i odpowiadający za
obronę Pskowa dowódca 118. dywizji strzeleckiej gen. bryg. N. M. Głowacki „za
tchórzostwo, bezczynność, dopuszczenie do dezintegracji kierowania wojskami, oddanie
broni nieprzyjacielowi bez walki i samowolne porzucenie stanowisk bojowych” stanęli
przed trybunałem — by odpowiedzieć za to głową.
Do tego czasu dowództwo niemieckie zrozumiało, że Manstein z dwiema dywizjami nie
ma szans przerwania wzmocnionej obrony w rejonie Siebierza i dlatego jego wojska
zawrócono w okolice Ostrowa.
Upadek Pskowa oznaczał, że Grupa Armii „Północ” z powodzeniem wypełniła
pierwszą połowę swojego strategicznego zadania — wdarcia się jednostkami
zmotoryzowanymi w granice obwodu leningradzkiego. Bitwa w krajach nadbałtyckich
trwała zaledwie 18 dni. Wzięło w niej udział 40 dywizji radzieckich, w tym 7 pancernych i
4 zmechanizowane. Bez względu na swoją przewagę, Armia Czerwona ostatecznie
przegrała tę bitwę. Jej straty wynosiły prawie 90 tys. żołnierzy (w większości trafili oni do
niewoli), 2523 czołgi (po 140 maszyn na dobę!), 3651 dział i moździerzy, 990 samolotów.
Wojska radzieckie cofnęły się o 400–450 km, okręty Floty Bałtyckiej zostały zmuszone do
przebazowania się z Liepäji i Ventspils do Tallina.
8 lipca 1941 r. w kwaterze Führera odbyła się narada Naczelnego Dowództwa
Niemieckich Sił Zbrojnych (OKW). Jednym z najważniejszych tematów obrad była
ofensywa Wehrmachtu na Leningrad oraz rozpoczęcie od strony północnej natarcia wojsk
fińskich. Hitler zatwierdził przedstawiony przez szefa Sztabu Generalnego Wojsk
Lądowych gen. broni Franza Haldera (1884–1972) plan dalszych działań, podkreślając
konieczność odcięcia Leningradu od wschodu i południowego wschodu siłami 4. grupy
pancernej gen. Hoepnera.
Właśnie na tej naradzie Führer przedstawił swoją nieodwołalną decyzję, by „zrównać z
ziemią Moskwę i Leningrad i uniemożliwić pozostanie w nich ludności, którą Niemcy
musieliby karmić zimą”. Zniszczenie dwóch stolic Rosji, w pojęciu Hitlera, miało
symbolizować zwycięstwo „wyższej rasy” i powinno zadać „podludziom” nieodparty
cios moralno–psychologiczny, a także spowodować „tragedię narodową, która pozbawi
centralnych ośrodków nie tylko bolszewizm, ale i Rosjan w ogóle”.
Wobec możliwości bezpośredniego zagrożenia i dotarcia nieprzyjaciela do Leningradu
radziecki Sztab Generalny zadecydował o włączeniu części sił Frontu Północnego do
obrony południowo–zachodnich i południowych rejonów dostępu do miasta. 4 lipca gen.
Popow otrzymał rozkaz zorganizowania głębokiej strefy obrony — z zapewnionymi
wszelkimi możliwościami dostaw — na rubieży wzdłuż rzeki Ługa od Zatoki Fińskiej do
jeziora Ilmeń. Sztab zażądał utworzenia na tej rubieży przedpola o głębokości 10–15 km ze
zwartymi przeszkodami, pozostawiając jedynie przejścia dla wycofania się wojsk Frontu
Północno–Zachodniego.
Nad Ługę pośpiesznie ściągnięto 10 lipca 177. i 191. dywizję strzelecką, 24. dywizję
pancerną, 1. samodzielną brygadę strzelców górskich, elewów leningradzkiej! szkół i
uczelni strzeleckich, karabinów maszynowych i piechoty oraz prawie wszystkie pułki
artyleryjskie Odwodu Naczelnego Dowództwa.
Jednostki te stanowiły Grupę Operacyjną Ługa. Dowodził nią gen. dywizji Konstantin P.
Piadyszew. W swoich wspomnieniach tak charakteryzował go marsz. art. G. F. Odincow:
Piadyszew to utalentowany dowódca, ściśle przestrzegający metod wyszkolenia wojsk
stosowanych przez gen. Suworowa, dysponujący wyjątkowym darem intuicji i
przewidywania — tak wiele znaczących w walce. Gen. Piadyszew wyprowadził przednie
oddziały nad rzekę Plussę, natychmiast przystąpił do tworzenia szczelnych umocnień i
przegród na szosie kijowskiej oraz po obu stronach linii kolejowej do Warszawy.
Do grupy Ługa dołączały cofające się na północ oddziały 41. korpusu strzeleckiego. By
skoncentrować działania bojowe lotnictwa, wojska lotnicze Frontu Północnego i
Północno–Zachodniego, Floty Bałtyckiej i 7. korpus lotniczy obrony powietrznej oddano
pod dowództwo gen. Aleksandra A. Nowikowa (1900–1976).
Działaniami wojennymi Frontu Północnego i Północno–Zachodniego oraz Floty
Bałtyckiej i Północnej kierowało Północno–Zachodnie Dowództwo Naczelne. Jego sztab
pośpiesznie sklecono przede wszystkim z wykładowców leningradzkich akademii
wojskowych. Głównodowodzącym został „niezwyciężony marszałek klasy robotniczej”,
jak go wychwalano w przedwojennych publikacjach, Klimient Jeffiemowicz Woroszyłow
(1881–1969)[4].
Jeszcze 27 czerwca 1941 r. Rada Wojenna Frontu Północnego powzięła decyzję o
zobowiązaniu do pracy mieszkańców Leningradu oraz okolicznych miast i osiedli. Każdy
leningradczyk niezależnie od płci, niezwiązany z produkcją wojskową, został skierowany
do budowy umocnień i obiektów obronnych. Codziennie pracowało przy nich około 150
tys. osób. Za unikanie obowiązku pracy groziło sześć miesięcy więzienia lub kara do 3 tys.
rubli.
Podstawowe obciążenie przy budowie fortyfikacji spadło na barki kobiet. To one kopały
transzeje, okopy, rowy i skarpy przeciwczołgowe, ścinały drzewa na leśne zawały i
przeszkody. Niemieccy lotnicy zrzucali im ulotki takiej treści:
Dziewczynki!
Przestańcie kopać te dziurki w ziemi,
I tak nasze czołgi przejdą ponad nimi!
Jeśli wierzyć pamiętnikom partyjnego propagandzisty A. D. Okorokowa, ulotki te
wywoływały śmiech:
Niby to kobiety, pozostawiwszy w domach małe dzieci i starych rodziców, łopatami i
kilofami kopią rów przeciwczołgowy. Pod samym Leningradem. W pantofelkach. Nad
nimi latają niemieckie samoloty, czasem zrzucają ulotki, częściej bomby. Obok uciekają
rozbite dywizje radzieckie, ratując się przed niemieckimi czołgami. Ale wszystkim jest
wesoło: «Pod Ługą okrążyły mnie roześmiane kobiety… Ja także nie mogłem się nie
roześmiać» — pisze dziarsko generał — komisarz.
Na obrzeżach Leningradu wznoszono barykady, zamknięto wszystkie budowy cywilne,
by skierować ludzi i zasoby techniczne do wznoszenia wojskowych umocnień i przeszkód,
przede wszystkim na linii obrony Ługi. Na bliskich przedpolach Leningradu od strony
południowo–zachodniej i od południa budowano ufortyfikowane rejony krasnogwardyjski i
słucko–kołpiński, na północy rozbudowywano i doskonalono fortyfikacje karelskie. Pas
umocnień obronnych z oddzielnymi punktami oporu powstawał także na linii Peterhof–
Pułkowo.
Wraz z poborem rekrutów od 29 czerwca intensywnie tworzono, dla wsparcia
kadrowych oddziałów, Leningradzką Armię Pospolitego Ruszenia (dalej w tekście —
Armię Ochotniczą, AO) liczącą 200 tys. ludzi. Rada Wojenna Frontu początkowo
wnioskowała o 100 tys. „wytrzymałych fizycznie i pewnych politycznie” ochotników w
wieku od 18 do 35 lat. Ale leningradzki wódz partyjny i członek Rady Wojennej Andriej A.
Żdanow własnoręcznie podwoił limit, a wiek podniósł do 50 lat.
Prawdziwą cenę gotowości bojowej Armii Czerwonej i wartość hasła o zwycięstwie „z
małym upływem krwi” poznał Żdanow jeszcze podczas kampanii fińskiej. Radzieccy
dowódcy w latach trzydziestych byli wdrażani do „zaszczytnego posłuszeństwa i
jednomyślności”, wychowywani w bezgranicznym oddaniu sprawie Lenina — Stalina, a
znali tylko jeden „manewr taktyczny”: zalewać wroga aż po same uszy krwią
czerwonoarmistów.
Zorganizowano Radę Wojenną i sztab Leningradzkiej Armii Ochotniczej. Na jej
dowódcę wyznaczono gen. bryg. A. I. Subbotina. 4 lipca powzięto decyzję o sformowaniu
piętnastu dywizji Armii Ochotniczej po 12 tys. ludzi, natychmiast wysłanych na front.
Wyboru ochotników dokonywały komitety rejonowe partii. Do 10 lipca udało się powołać
110 tys. ludzi. Większość z nich stanowili robotnicy, przedstawiciele inteligencji i
studenci. W szeregi ochotników wstąpiło 80 leningradzkich pisarzy oraz kompozytor
Dmitrij D. Szostakowicz. Wkrótce w leningradzkich dzielnicach: Kirowskiej,
Moskiewskiej, Dzierżyńskiej, Kujbyszewskiej i Frunzeńskiej, sformowano 3 pierwsze
dywizje liczące 31 tys. ludzi oraz 15 samodzielnych batalionów artyleryjskich i karabinów
maszynowych — dodatkowo około 15 tys. osób.
Pośpiech, z jakim tworzono te formacje, nie mógł nie odbić się na ich jakości.
Bojownicy Armii Ochotniczej prawie nie mieli ciężkiego uzbrojenia, liczba karabinów
maszynowych w pododdziałach była o wiele mniejsza od przewidzianej etatem, ponieważ
poszczególne dzielnice formujące dywizje same, w miarę własnych możliwości,
zapewniały im wyposażenie, broń i całe zaopatrzenie. Bojownicy dostawali zalegające w
magazynach od 1916 r. karabiny produkcji kanadyjskiej, czasem nawet ćwiczebne, z
przewierconym zamkiem, a zdarzało się, iż w ogóle niczego nie otrzymywali. W zasadzie
nie miało to znaczenia, gdyż na pierwszej linii frontu i tak nie było do nich nabojów.
Skład osobowy Leningradzkiej Armii Ochotniczej, przejawiający niezwykle wysokie
morale, nie miał żadnego przygotowania wojskowego. Wielu mężczyzn wcześniej nie
odbyło służby wojskowej i nigdy nie miało w ręku karabinu. 1. dywizja Armii Ochotniczej
składała się w 60% z rezerwistów i ludzi bez przygotowania wojskowego, w 2. dywizji
„szeregowych niewyszkolonych” było 3894, młodszych oficerów — 205, w 3. dywizji
50% osób nie miało wyszkolenia wojskowego.
W związku z tym trzeba je było zaczynać od nauki prawidłowego zawijania onuc i
umiejętności jedzenia żytnich sucharów, bez spowodowania w jamie ustnej krwawiącej
rany, ale nawet te nieskomplikowane umiejętności przyswajano sobie już w drodze na
front. Na przykład 1. dywizję Armii Ochotniczej gen. bryg. F. P. Rodina formowano
zaledwie przez tydzień, od 4 do 10 lipca, a już 11 lipca zajęła ona pozycje obronne na
jednym z odcinków rubieży Ługi. 2. dywizja Armii Ochotniczej płk. N. Ugriumowa
zakończyła formowanie 12 lipca, a dobę później przybyła na front i zajęła pozycję wzdłuż
rzeki Ługa, w rejonie Poriecze–Iwanowskoje–Sabsk.
Dowództwa dywizji Armii Ochotniczej zostały w większości powołane z rezerwy i były
słabo przygotowane do kierowania działaniami wojennymi. Cała 3. dywizja miała
zaledwie sześciu zawodowych dowódców. Oto co wspomina były bojownik batalionu
iżorskiego S. W. Sorokin:
My, bojownicy maleńkiego, fabrycznego oddziału, poszliśmy na wojnę, gdzie śmierć
czaiła się na każdym kroku, gdzie trzeba samemu bić wroga. Jak bić — nie wiedzieliśmy.
Bić i to wszystko. Choćby pięścią, choć karabinem, ale tylko bić! I rzeczywiście, co
mogliśmy wtedy przeciwstawić wrogowi? Swoją wiedzę wojskową? Nie mieliśmy jej.
Doświadczenie w walce? Też go nie mieliśmy. Broń? Początkowo była w stanie wręcz
opłakanym. No więc co? Własną pierś! I nadstawialiśmy ją.
Od 10 do 14 lipca dywizje Armii Ochotniczej, 1. Kirowska, 2. Moskiewska i 3.
Frunzeńska, zostały przekazane Grupie Operacyjnej Ługa i „skierowane na rubieże
bojowe”. Trochę później skompletowano 4. dywizję Armii Ochotniczej pod dowództwem
płk. P. I. Radygina, liczącą 4267 ludzi, i nazywano jeszcze „lekkostrzelecką” lub „dywizją
typu lżejszego pod względem uzbrojenia i składu osobowego”. Co to oznaczało, można
sobie łatwo wyobrazić, ale można też przeczytać we wspomnieniach P. A. Czugaja, byłego
mechanika–kierowcy 84. batalionu czołgów:
Trzeciego lub czwartego podeszła do nas 4. dywizja Armii Ochotniczej. Wyglądali
opłakanie: wielu bez umundurowania, karabiny mieli tylko starsi, a pozostali — nic.
W drugiej połowie lipca zaczęło się formowanie czterech „gwardyjskich” dywizji
Armii Ochotniczej. Honorowa nazwa, zdaniem Woroszyłowa i Żdanowa, powinna
oznaczać, że w skład tych dywizji wchodzi „prawdziwa gwardia klasy robotniczej”.
Twierdzi się, iż gwardia robotnicza była „trochę lepiej uzbrojona”, ale mimo wszystko jej
główną bronią, jak poprzednio, pozostawała własna pierś.
Z czasem poprawiono uzbrojenie, dywizje Armii Ochotniczej przemianowano na
strzeleckie, ale zasady tworzenia nowych jednostek nie zmieniły się. Pod koniec 1941 r.
Niemcy rozgromili i zniszczyli 186 radzieckich dywizji — a to oznacza 109% stanu z 22
lipca! Ze składu kadrowego Armii Czerwonej pozostało nie więcej niż 8%.
Nowe dywizje formowano masowo. Tylko w 1941 r. bolszewickie kierownictwo
państwa skompletowało 419 dywizji i 305 brygad i natychmiast rzuciło je na front. A tam
dowódcy akurat prowadzili kolejne ważne operacje, niezmiennie obiecując towarzyszowi
Stalinowi rozgromić jakąś „podłą kreaturę Guderiana” lub zdobyć Kijów przed rocznicą
rewolucji proletariackiej; skarżyli się przy tym na niedostatek własnych sił i
niewspółmierną moc nieprzyjaciela, żądając od głównodowodzącego uzupełnień,
uzupełnień, uzupełnień…
I znowu świeżo upieczeni żołnierze jeszcze w wagonach uczyli się zakładać onuce, po
raz pierwszy dowiadywali się o regulaminie wojskowym, toteż wchodzili do walki i
ginęli, nie zdążywszy zapamiętać nazwiska swojego bezpośredniego przełożonego.
Ponieważ straty przy takiej metodzie szkolenia były ogromne, doświadczenie w walce
zbierano bardzo długo. Podobna praktyka zachowała się aż do zwycięstwa. W tym sensie
całą Armię Czerwoną z lat 1941–1945 można nazwać Armią Armii Ochotniczej.
Obok dywizji i brygad Armii Ochotniczej organizowano w Leningradzie w lipcu i
sierpniu inne formacje ochotnicze: oddziały niszczycielskie i partyzanckie, bataliony
robotnicze.
Skompletowano także siedem liczących 6600 osób pułków partyzanckich
(dywersyjnych), w skład których obok cywilnych ochotników, milicjantów, pracowników
NKWD, weszło około tysiąca funkcjonariuszy służby ochrony pogranicza. Sześć takich
pułków samobójców przerzucono na tyły wroga jeszcze w pierwszej połowie lipca. Było
to nieprzemyślane awanturnictwo, skazane na finał wynikający z natury rzeczy.
Po pierwsze — ciężkie, duże formacje, nie posiadające ani zamaskowanych baz, ani
środków łączności, były pozbawione manewrowości i możliwości działania w ukryciu, nie
potrafiły stosować taktyki partyzanckiej, nawet nie miały takiej możliwości, a nieprzyjaciel
z łatwością je lokalizował. Po drugie — stawiano przed nimi zadania zupełnie nie
partyzanckie, a dokładnie „walkę z oddziałami wrogiej armii”. W rezultacie uzbrojone
tylko w broń strzelecką, słabo przygotowane wojskowo pułki działały głównie w pasie
przyfrontowym, gdzie nasycenie wojskami niemieckimi było maksymalne. Przystępowały
do otwartej walki z regularnymi jednostkami nieprzyjaciela, używającymi czołgów,
artylerii, lotnictwa, i szybko ginęły, nie przynosząc szczególnego pożytku. Później z ich
resztek wracających do Leningradu utworzono samodzielne grupy dywersyjno–
zwiadowcze.
W celu przygotowania niezbędnej rezerwy obrońców miasta 13 lipca powzięto decyzję
o obowiązkowym szkoleniu wojskowym wszystkich mężczyzn w wieku od 17 do 55 lat.
Zgodnie z decyzją Rady Komisarzy Ludowych ZSRR, z dniem 8 lipca w Leningradzie,
tak jak w całym kraju, wprowadzono system kartkowy rozdziału artykułów
żywnościowych. Robotnicy otrzymywali 800 gramów chleba na dzień, urzędnicy — 600,
osoby na cudzym utrzymaniu i dzieci — 400. Na kartki wydawano ustalone ilości kaszy,
mięsa, tłuszczów i wyrobów cukierniczych.
Wiele rodzajów towarów pozostawało jednak w sklepach w wolnej sprzedaży, po
stałych cenach państwowych, a niektóre podstawowe artykuły żywnościowe można było
nabyć po cenach komercyjnych. Dla większości mieszkańców wojna wydawała się jeszcze
czymś dalekim i wcale niestrasznym:
Oczekiwali szybkich zwycięstw naszej armii, niezwyciężonej i najlepszej na świecie,
jak o tym stale pisali w gazetach. W pierwszych dniach wojny w mieście zapanowała
swojego rodzaju świąteczna atmosfera. Była jasna, słoneczna pogoda, zieleniły się
ogrody i skwery, kwitło wiele kwiatów. Miasto ozdobiły nieudolne plakaty o tematyce
wojennej. Ulice ożyły. Mnóstwo poborowych w nowiutkich mundurach z przejęciem snuło
się po trotuarach. Wszędzie było słychać śpiewy, dźwięki patefonów i harmonii;
zmobilizowani śpieszyli napić się ostatni raz i uczcić odjazd na front.
Nie uwzględniając faktu, że wydarzenia wojenne już otwarcie nie kolidowały z
wojenno–patriotycznymi utopiami pisarzy, Piotra Pawlenki i Nikołaja Szpanowa, naród
radziecki jeszcze wierzył, że tuż–tuż, a nadejdzie chwila, gdy „nasze stalowe pułki
przyniosą wolność i szczęście całej pracującej ludzkości”[5].
Dzień 10 lipca 1941 roku jest oficjalną datą rozpoczęcia bitwy o Leningrad. W tym dniu
wojska niemieckie i fińskie jednocześnie uderzyły na Ługę, na rejony nowogrodzki i
staroruski, w Estonii oraz we wschodniej Karelii.
Na przesmyku między jeziorami Onega i Ładoga przeszła do ofensywy fińska armia
„Karelia”.
W sprawie jak najszybszego zawładnięcia Leningradem Hitler pokładał wielkie nadzieje
w „śmiałym narodzie” Finlandii „przepełnionym żądzą zemsty”. Chociaż żadnego
formalnego porozumienia z Rzeszą nie podpisano i niczego konkretnego Finowie nie
obiecali Niemcom, jednak państwo Suomi, znalazłszy się po upadku Norwegii i Francji
między niemieckim młotem a radzieckim kowadłem, ze swoją czteromilionową ludnością,
przy największych chęciach nie miało żadnych szans zachowania neutralności.
Gorzkie doświadczenie wojny zimowej 1939/1940 r., ciągłe naciski polityczne i groźby
Kremla, jego bezceremonialne mieszanie się w wewnętrzne sprawy sąsiada umacniały
tylko przekonanie narodu fińskiego o wrogości ZSRR. Finowie zaczęli szukać wsparcia
politycznego wszędzie, gdzie tylko można było je znaleźć. Niezatarte wrażenie wywarły na
nich okupacja i przyłączenie do „szczęśliwej rodziny narodów radzieckich” niezawisłych
republik nadbałtyckich, urzeczywistnione przez Armię Czerwoną latem 1940 r. Rząd fiński
na własne oczy zobaczył przyszłość przygotowywaną dla jego kraju. W dodatku do Finów
dotarły informacje o dotyczących Finlandii żądaniach, przedstawionych przez Mołotowa w
czasie jego listopadowej wizyty w Berlinie.
Finowie obawiali się, że bezwarunkowa neutralność, którą zachowywali wcześniej,
doprowadzi do wojny jednocześnie przeciwko Niemcom i ZSRR. Należało więc zawczasu
wybrać jedną ze stron. Perspektywy przyjaźni ze Stalinem rysowały się wystarczająco
jasno, by absolutna większość „białych” Finów kategorycznie nie chciała przekształcić się
w „czerwonych”. Głównodowodzący marsz. Carl Gustaf Mannerheim (1867–1951) w
jednym z wywiadów powiedział, że z punktu widzenia Finów przejście na stronę Związku
Radzieckiego oznaczałoby „dokładnie to samo, co klęska”:
Nie było niczego zadziwiającego w tym, że nastroje narodu cechowała głęboka
nieufność do ZSRR. Czyż mogliśmy zaufać sąsiadowi, który rozpoczął wojnę w celu
podporządkowania sobie naszego kraju i który już po określeniu podstawowych
warunków pokojowego porozumienia zaczął przedstawiać nowe żądania?
Mocarstwa zachodnie nie mogły pomóc Finlandii w niczym. Jednocześnie Niemcy
zaproponowały zawarcie porozumienia tranzytowego i zorganizowanie dostaw uzbrojenia.
Jesienią 1940 r. Finowie zdecydowali się na zbliżenie z Rzeszą. Mannerheim pisał później:
Wszyscy rozumieli, że zainteresowanie Niemiec Finlandią stało się dla nas brzytwą,
której chwyta się tonący, choć nikt nie wiedział, jak to się dla nas skończy. Inicjatywa
Niemiec dała Finlandii długo oczekiwaną chwilę wytchnienia po przeszło półrocznym,
nieprzerwanym nacisku na nas. Na jakiś czas żądania Rosjan ustały.
Jeszcze ściślejszej współpracy obu państw sprzyjały działania radzieckiego
kierownictwa, które nieoczekiwanie jednostronnie zerwało porozumienie handlowe,
pozbawiając Finów dostaw zbóż, paliw i surowców. Wkrótce po tym ponad 90% fińskiego
importu pochodziło z Niemiec.
Pod koniec maja 1941 r. w Salzburgu odbyły się fińsko–niemieckie konsultacje
wojskowe, podczas których Niemcy napomknęli o możliwości konfliktu zbrojnego między
Rzeszą a ZSRR. Gen. Dietmar przedstawił poglądy zespołu opracowującego plan
„Barbarossa”:
Decydującą przesłanką prowadzenia operacji przeciw Leningradowi od północy, a
także przechwycenia linii kolejowej do Murmańska było przystąpienie Finlandii do
wojny po stronie Niemiec.
Związek Radziecki sam temu sprzyjał. Wojna rozpoczęta z błahego powodu zimą 1939–
1940 r., surowe warunki moskiewskiego traktatu pokojowego kończącego tę wojnę i
prawie nieukrywane zagrożenie samego istnienia Finlandii ze strony Związku
Radzieckiego — wywołały wśród Finów poczucie takiej rozpaczy i trwogi, że
przyłączenie się do silnych Niemiec, będących wtedy u szczytu potęgi, wydawało się
Finom jedynym wyjściem z ówczesnej sytuacji.
Niemcy nie naciskali na Finów, nie dzielili się z nimi konkretnymi planami, rozmowy
toczyły się w trybie przypuszczającym, a i Finlandia nie śpieszyła się z zapewnieniami o
wierności sojuszniczej, unikając jakichkolwiek zobowiązań. Na początku lipca osiągnięto
porozumienie o przemieszczeniu niemieckich wojsk z Norwegii w polarny rejon Finlandii,
a także o prowadzeniu wspólnych działań bojowych w razie napaści Związku
Radzieckiego na Finlandię. Jej prezydent Risto Heikki Ryti szczególnie podkreślił, że
Finlandia zamierza pozostawać państwem neutralnym do chwili, kiedy sama stanie się
ofiarą agresji Rosjan. Hitlera takie stanowisko nie niepokoiło, nie wątpił bowiem, że do
niej dojdzie. Wiedział o tym też marsz. Mannerheim:
Pole manewru w polityce zagranicznej, jeśli w ogóle można mówić o jakimś polu, było
bardzo ograniczone. Tak naprawdę można powiedzieć, że wszystko (w tym niezawisłość
Finlandii) zależało od stosunków z Niemcami… Wybór między Niemcami a Związkiem
Radzieckim wprowadził nas w ślepy zaułek. Finlandia nie miała możliwości swobodnego
decydowania o swoim losie. Praktycznie nie było żadnej ewentualności pozostawania na
uboczu zbliżającego się konfliktu.
15 czerwca 1942 r. rząd fiński otrzymał telegram od feldmarsz. Wilhelma Keitla (1882–
1946), oświadczający, że wojna z ZSRR jest nieunikniona. Po dwóch dobach w Finlandii
ogłoszono powszechną mobilizację. Do armii powołano „wszystkie rezerwy ludzkie
państwa, w tym poborowych najstarszych roczników”.
Neutralność Finlandii stała w tym czasie pod znakiem zapytania, czemu sprzyjało
przerzucanie niemieckich wojsk do Laplandii, zgoda udzielona niemieckim niszczycielom
na ukrywanie się u fińskich wybrzeży, a także zezwolenie bombowcom Luftwaffe na
lądowanie 22 lipca na lotnisku w Kuovila.
Już pierwszego dnia niemieckiej agresji na ZSRR samoloty radzieckie zaatakowały
fińskie okręty wojenne i umocnienia brzegowe. Baterie artyleryjskie radzieckiej bazy na
półwyspie Hanko rozpoczęły ostrzał fińskiego terytorium, a dzielni pogranicznicy naruszyli
granicę w kilku miejscach. Finowie, beznadziejnie próbując zachować resztki neutralności,
przez trzy dni cierpliwie znosili te łajdactwa. Armia fińska otrzymała rozkaz „unikania
wszelkich działań, które mogłyby dać Rosjanom pretekst do prowokacji”. Fińscy
dyplomaci we wszystkich stolicach wyrażali protesty i przedstawiali stanowisko swojego
rządu. W rezultacie 24 lipca zarówno Londyn jak i Berlin uznały Finlandię za kraj
neutralny. Ale Moskwy pokojowe rozwiązanie sytuacji nie zadowalało.
Bez względu na przygotowania Finlandii do wojny powodem do rozpoczęcia działań
wojennych stały się zmasowane radzieckie bombardowania, wszczęte 25 lipca 1941 r.
Oczywiście — bez wypowiedzenia wojny. To tylko rządy obszarników i kapitalistów
powinny przestrzegać zasad prawa międzynarodowego; pierwsza na świecie „republika
ludu pracującego” z nikim nie walczyła, ona tylko „udzielała pomocy” uciskanym
klasom. W Historii Leningradzkiego Okręgu Wojskowego z dumą oświadczono:
24 lipca (fiński ambasador próbował w tym czasie wyjaśnić z Wiaczesławem
Mołotowem, czy Finlandia może uważać się za państwo neutralne) Kwatera Główna
Naczelnego Dowództwa informowała Rady Wojenne Frontu Północnego, Floty Północnej
i Bałtyckiej, że na terytorium Finlandii koncentrują się niemieckie wojska i lotnictwo w
celu uderzenia na Leningrad oraz zagarnięcia Murmańska i Kandałakszy.
By uprzedzić ich atak, radzieckie lotnictwo na rozkaz Kwatery Głównej 25 lipca o
świcie uderzyło na 18 lotnisk nieprzyjaciela, wykonując 487 lotów bojowych. Zniszczono
30 samolotów nieprzyjaciela na ziemi i 14 zestrzelono w walkach powietrznych. Ataki na
wrogie lotniska kontynuowano w następnych dniach.
Jednocześnie z powodzeniem „pobombardowano sobie” fińskie miasta, w tym Helsinki
i Turku. Finowie zaliczyli 36 zestrzelonych bombowców, wykonujących zadania bojowe
oczywiście bez osłony myśliwców. Ciekawe, że trzy dni wcześniej Stalin jeszcze obawiał
się wszelkich prowokacji, a teraz rozkazał bombardować północnego sąsiada, niczego tak
naprawdę nie wiedząc o jakichkolwiek planach „zagarnięcia Murmańska i
Kandałakszy”. Ale za to święcie wierzył, że Armia Czerwona potężnymi uderzeniami
przeniesie działania wojenne na cudze terytorium.
Tego samego wieczoru na posiedzeniu fińskiego parlamentu oświadczono, że wojna
zaczęła się tak samo jak poprzednia — wojna zimowa — od napadu ZSRR. 26 lipca
prezydent Risto Heikki Ryti w radiowym wystąpieniu ogłosił oświadczenie o stanie wojny
między Finlandią a Związkiem Radzieckim. Wojskom fińskim zezwolono na otwieranie
ognia do jednostek naruszających granicę. Jednakże, zgodnie z radzieckim sposobem
traktowania wydarzeń, agresorem — rzecz jasna — była Finlandia:
Rząd radziecki i Najwyższe Dowództwo, nie chcąc dać armii fińskiej pretekstu do
rozpoczęcia działań wojennych, rozkazały swoim wojskom nie otwierać ognia dopóty,
dopóki fińskie wojska lądowe nie przejdą do ofensywy… 23 i 24 lipca lotnictwo fińskie
próbowało bombardować Leningrad, Kronsztad i miasta Karelo–Fińskiej SRR.
To wszystko jest po prostu kłamstwem. Finowie na ZSRR pierwsi nie napadali, a
Leningradu i Kronsztadu przez całą wojnę konsekwentnie nie bombardowali ani razu.
Specjalnym rozkazem kategorycznie zabroniono ich lotnictwu wojskowemu nawet
przelotów nad miastem.
Za najważniejszy cel Talvisoty[6] Finowie uznali przywrócenie terytoriów utraconych w
wyniku Moskiewskiego Traktatu Pokojowego. Dalej wszystko zależało od przebiegu wojny
i chęci Niemców dzielenia się zdobyczą z partnerami „braterstwa broni”. Plan kampanii
fińskiej przewidywał trzy etapy: ofensywę na północ od jeziora Ładoga z wyjściem nad
rzekę Świr’ i jezioro Onega; wyzwolenie Przesmyku Karelskiego; wkroczenie do Karelii.
Ponieważ żadnych planów ofensywnych fiński Sztab Generalny do tej pory nie miał, musiał
poświęcić trzy tygodnie na opracowanie operacji i przegrupowanie wojsk.
Do wykonania pierwszego zadania skoncentrowano 100–tysięczną armię pod
dowództwem szefa Sztabu Generalnego gen. bryg. Ajaxa Erika Heinrichsa. W jej skład
weszły 6. i 7. korpus armijny, a także grupa „O” gen. bryg. Ojnonena. W sumie — pięć
dywizji i dwie brygady piechoty oraz brygada kawalerii.
Przeciwko nim stanęły: 54., 71. i 168. dywizja strzelecka, 26. (sortawalski) rejon
umocnień obronnych i 55. mieszana dywizja lotnicza, podporządkowane 7. Armii gen. dyw.
Filippa D. Gorielenki (1888–1956).
Wychodzące na linię granicy państwowej wojska radzieckie nie oczekiwały
szczególnych niespodzianek ze strony Finów, nie przygotowywały rubieży obronnych, nie
miały żadnych informacji o nieprzyjacielu, nawet nie zauważyły skoncentrowanego 100–
tysięcznego ofensywnego zgrupowania wojsk, zajmującego pozycje wzdłuż jedynej w tej
okolicy linii kolejowej.
10 lipca armia gen. Heinrichsa przeszła do ofensywy, której najbliższym celem było
wyjście na północno–wschodni brzeg jeziora Ładoga, a później rozwinięcie uderzenia na
Pietrozawodsk i Ołoniec.
Główny atak na miejsce styku 71. i 168. dywizji radzieckiej prowadził 6. korpus gen.
bryg. Hiagglunda, wzmocniony przez brygadę piechoty.
Wojska gen. Gorielenki, rozciągnięte na szerokim froncie (tylko 71. dywizja
utrzymywała 125 km granicy), nie potrafiły odeprzeć uderzenia i zaczęły wycofywać się na
wschód i południowy wschód. Przez powstałą w ten sposób wyrwę przeciwnik ruszył w
stronę stacji Łojmoła i 14 lipca przeciął jedyną linię kolejową w strefie działania 7.
Armii.
16 lipca Finowie zajęli Pitkjarantę, dotarli do brzegu Ładogi, a walcząca w
awangardzie 1. brygada piechoty płk. Larusa doszła do rzeki Łoksa. Armia Gorielenki
została rozdzielona na dwie części. Grupa sortawalska (168. dywizja strzelecka, 74.
samodzielny batalion zwiadu, jeden pułk 71. dywizji strzeleckiej i jej jednostki wsparcia)
utraciła kontakt z podstawowymi siłami, wobec czego 21 lipca podporządkowano ją 23.
armii. Finowie nadal rozwijali natarcia w trzech kierunkach: na Pietrozawodzk, Ołoniec i
Sortawalsk.
W tej sytuacji Rada Wojenna Frontu Północnego wzmocniła 7. Armię jednym pułkiem
198. dywizji zmechanizowanej, pułkiem 36. brygady przedwczołgowej, dwoma
batalionami strzelców górskich, dwiema kompaniami czołgów i pociągiem pancernym.
Dla likwidacji wdarcia się nieprzyjaciela z jednostek i pododdziałów skierowanych na
przesmyk między jeziorami Onega i Ładoga sformowano dwie grupy operacyjne:
pietrozawodzką gen. bryg. M. A. Antoniuka oraz południową gen. bryg. W. D. Cwietajewa
(1893–1950). Grupy te uderzeniami ze wschodu i południowego wschodu miały zniszczyć
oddziały wroga, wtargnąć w rejon Wiedłoziero–Salmi i później zdobyć stację Lojmoła.
23 lipca wojska 7. Armii, po przygotowaniu artyleryjskim, przeszły do kontrofensywy.
Jednostkom pietrozawodzkiej grupy operacyjnej podczas dwóch dni walk udało się
przesunąć kilka kilometrów na zachód. Wojska grupy południowej nie zdołały przejść do
przodu, a 24 lipca zostały odrzucone na wschodni brzeg rzeki Tułoksa.
By wesprzeć grupę Cwietajewa, na tyły i skrzydło fińskiego 6. korpusu, na wyspy
Lunkulunsari i Mantinsari, kutry ładoskiej flotylli wojennej wysadziły desant dwóch
batalionów 4. brygady piechoty morskiej gen. bryg. B. N. Nienaszewa. Uczyniono to w
OBRONA LENINGRADU WŁADIMIR BIESZANOW
RECENZJA KSIĄŻKI W. W. BIESZANOWA OBRONA LENINGRADU Już ponad 60 lat głosimy chwałę naszego zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Jednakże podczas tych sześciu dziesiątków lat mało kto próbował w ZSRR krytycznie analizować uwarunkowania zwycięstw i przyczyny porażek Armii Czerwonej. Tymczasem taka analiza jest niezwykle pożyteczna; uświadomienie sobie powodów porażek pomaga nie powtarzać ich w przyszłości. Książka Bieszanowa stanowi właśnie taką próbę. My, weterani Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, uczestnicy obrony Leningradu, jesteśmy pokrzepieni tym, że ktoś w końcu opowiedział prawdę o wojnie. Czekaliśmy na to długo i doczekaliśmy się! Weterani, którzy nie wysiadywali w sztabach, nie chowali się w formacjach na tyłach, ale szli do ataku, doświadczyli na sobie, czym są bombardowania, marzli w okopach, poniewierali się po szpitalach, zawsze będą odrzucać uczesaną i lakierowaną literaturę o wojnie, napisaną przez oficerów politycznych i generałów. Czytając ich opracowania, absolutnie nie można zrozumieć, jak i dlaczego Armia Czerwona odepchnięta została do Wołgi, jak i dlaczego straciliśmy w wojnie 27 milionów ludzi! Uczciwa opowieść o naszych niepowodzeniach i ofiarach, pomyłkach i w ogóle głupocie — wcale nie umniejsza wielkości zwycięstwa, ale odwrotnie, pokazuje, jak wysoką cenę zapłaciliśmy za nie. Książka Bieszanowa jest napisana znakomicie, tak że trudno oderwać się od czytania przed dokończeniem lektury. W książce widoczna jest mądrość autora, jest w niej także niezwykle celny humor. Autor widzi najgłębszy sens tych dawnych wydarzeń, a jego wnioski, oparte na mnogości faktów, są więcej niż przekonujące. Ta książka odpowiada duchowi oraz sensowi zmian, zachodzących obecnie w Rosji. Analizujemy od nowa naszą przeszłość po to, by nie powtórzyć swoich poprzednich pomyłek i popełnionych błędów. Wszyscy już dawno powinniśmy przestać patrzeć na świat oczyma stalinowskich generałów, komisarzy politycznych czy śledczych z NKWD. W 60–lecie zwycięstwa książka Obrona Leningradu staje się dobrym upominkiem na ten jubileusz. My, weterani obrony Leningradu, gratulujemy wydawnictwu „Harwest” edycji tej książki i prosimy o kontynuowanie publikacji uczciwych, prawdziwych książek o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. W imieniu grupy weteranów Frontu Wołchowskiego i Leningradzkiego N. N. Nikulin, byty szeregowiec piechoty i artylerzysta, inwalida wojenny, obecnie kierownik Katedry Historii Sztuki Sankt Petersburskiego Instytutu Malarstwa, Rzeźby i Architektury im. Riepina, członek–korespondent Rosyjskiej Akademii Sztuki.
Sankt Petersburg, 20 października 2004 r.
OD AUTORA BLOKADA to szczególna forma prowadzenia działań bojowych, polegająca na izolacji blokowanego obiektu poprzez naruszenie jego zewnętrznej łączności. Cele blokad są następujące: zmuszenie nieprzyjaciela do kapitulacji, nadszarpnięcie potencjału wojskowo–gospodarczego wrogiego państwa, wyniszczenie sił i środków blokowanego ugrupowania sił zbrojnych nieprzyjaciela oraz stworzenie warunków sprzyjających ich rozgromieniu i zawładnięciu obiektem blokady. Wiadomo, że Niemcy zamierzali miasto nad Newą unicestwić poprzez blokadę; nawet nim nie zawładnąć, ale po prostu zniszczyć, nie przyjmując kapitulacji. O blokowanym Leningradzie napisano mnóstwo książek, głównie o wytrwałości jego mieszkańców, bombardowaniach, ostrzale artyleryjskim, głodzie, „drodze życia”, o radości z dokonania wyłomu w blokadzie i podwyższenia racji przydzielanego chleba. Ale bardzo mało zrozumiałych wyjaśnień można znaleźć w literaturze o wojskowych aspektach bitwy leningradzkiej, z wyjątkiem pierwszej fazy operacji „Iskra”. Armia niemiecka, zgodnie z definicją, zastosowała blokadę — szczególną formę prowadzenia działań wojennych. A czym zajmowały się jednostki Armii Czerwonej, w wielkiej liczebności skoncentrowane wokół Leningradu? Powiedzieć, że obroną — byłoby błędem. Profesor Akademii Wojskowej Sztabu Generalnego Robotniczo–Chłopskiej Armii Czerwonej, Aleksander Iwanowicz Wierchowski (1886–1938), klasycznie zdefiniował w swoim czasie pojęcie obrony: Bój nazywamy obronnym, jeśli wojska rozlokowane na miejscu dobrowolnie oddają nieprzyjacielowi inicjatywę działań i dzięki uzyskanemu w ten sposób czasowi przeprowadzają: 1) zawczasu organizację ognia; 2) umocnienie miejsca rozlokowania i jego maskowanie; 3) przygotowanie kontruderzeń. Taka wcześniejsza, wstępna organizacja umożliwia związanie dużych sił wroga mniejszymi siłami własnymi, a uwolnione w wyniku obrony siły własne mogą zostać użyte do zadania decydującego ciosu tam, gdzie wyższy dowódca chce osiągnąć zwycięstwo. Pod Leningradem wszystko było odwrotnie: wojska radzieckie nie stały na miejscu, nie oddawały inicjatywy przeciwnikowi i dysponowały siłami o wiele większymi aniżeli wróg. Wojna o Leningrad — unikatowa w swoim rodzaju walka, to jedno zwarte natarcie, niewyobrażalnie krwawe, bezskuteczne, często bezsensowne. Uczestniczące w niej wojska Frontu Leningradzkiego i Wołchowskiego nigdy się nie broniły. Wojska te bez przerwy nacierały, a Niemcy prowadzili głównie „bój obronny”, wiążący „wielkie siły wroga”. Radzieckie armie całymi miesiącami atakowały w tych samych kierunkach. Liczebnością to właśnie one przewyższały nieprzyjaciela. W całkowitej zgodzie z teorią wojen, wojska atakujące ponosiły znacznie większe ofiary aniżeli broniące się wojska nieprzyjaciela. A te ofiary zwiększały się dziesięciokrotnie w wyniku braków w wyszkoleniu
czerwonoarmistów, słabego przygotowania profesjonalnego ich dowódców oraz całkowitego lekceważenia przez najwyższe dowództwo życia współobywateli. Wyżsi zwierzchnicy tak bardzo chcieli jak najszybciej osiągnąć zwycięstwo, że bitwa przedłużyła się do trzech lat i kosztowała trzy miliony zabitych, zaginionych i rannych żołnierzy. W samym mieście zginęło w tym czasie ponad milion osób cywilnych. Tajemnicę tego, jak to się stało, zacni „czerwoni wodzowie” zabrali ze sobą do grobu. Radzieccy „historycy w pagonach” pisali później swoje „wypracowania” na podstawie ich pamiętników, z których można zaczerpnąć bajki o bohaterstwie czerwonoarmistów, rąbiących toporami (!) niemieckie czołgi i ich załogi albo szukających na linii frontu pod huraganowym ogniem… zgubionej legitymacji partyjnej, ale czasem trudno zrozumieć, z kim dany generał wojował. Powstaje wrażenie, iż większość z nich była po prostu pacyfistami, którzy zafascynowani karierą, niewiele interesowali się sprawami wojny. Na przykład, gen. W. S. Popow (1894–1967), dowodzący w 1944 r. 70. Armią, wszystkie etapy operacji „Bagration” zapamiętał jedynie w związku z bankietami, wydawanymi na cześć wyzwolenia takiego czy innego miasta. Tylko w ostatnim dziesięcioleciu opublikowano szereg dokumentów na temat „utknięcia” leningradzkiego i wydano także przetłumaczone wspomnienia niemieckich uczestników wydarzeń. I już zupełnie niedawno, dzięki współczesnym „piterskim”[1] entuzjastom, pojawiła się możliwość zobaczenia wojny od dołu, „z punktu widzenia żołnierza pełznącego na brzuchu w błocie frontowym, a czasem ryjącego w tym błocie nosem”. Tych żołnierzy pozostało już niewielu, ale ci, którzy żyją, mają nadzieję, że my ich usłyszymy.
OD TŁUMACZA Jest to lektura niezwykła, książka pełna prawdy, przepojona szacunkiem dla zwykłych żołnierzy radzieckich, którzy często padali ofiarą nie tylko Niemców, ale i własnych dowódców. Nie bez przyczyny proponuję jej podtytuł „Historia bez retuszu”. Blokadzie Leningradu podczas II wojny światowej poświęcono wiele publikacji, ale ośmielam się potwierdzić, że jest to jedna z pierwszych tak uczciwie napisanych pozycji na ten temat, wydanych w Federacji Rosyjskiej i na Białorusi. Zawiera ogromnie dużo prawdy, często niezwykle gorzkiej, staje się lekturą pasjonującą, ale i czasem trudną, z opisami na pograniczu horroru… To bardzo dobrze, iż autorem tej książki jest były radziecki oficer i stosunkowo młody historyk. Jego praca różni się zasadniczo od dziesiątków podobnych publikacji autorstwa, jak sam pisze, „historyków w pagonach” lub tzw. sowietologów, których wiedza opiera się często na przyczynkarskich materiałach oraz na bardzo skromnych archiwaliach — wiadomo, iż Rosjanie udostępniają swe dokumenty w niezwykle ograniczonym stopniu. Są Polacy, którym radzieccy NKWD–ziści zamordowali najbliższych, oraz są Polacy, którym żołnierze radzieccy uratowali życie. Ja należę do tej drugiej grupy. Jeśliby żołnierze Armii Czerwonej (i Ludowego Wojska Polskiego) wyzwolili niemieckie obozy koncentracyjne pod Berlinem o pół roku później — prawdopodobnie nie miałbym możliwości przetłumaczenia tej książki. Dlatego podszedłem do niej ze szczególnym pietyzmem. Władimir Bieszanow pisze prawdę — i to solidnie udokumentowaną. Ujawnia wiele nieznanych nam faktów. A prawda ta jest często tak straszna, że paradoksalnie powinno to zbliżać Polaków i Rosjan, dwa narody, które stały się ofiarami totalitarnych reżimów. Witold Stefanowicz
ROZDZIAŁ I. ROZGROMIENIE ARMII CZERWONEJ W PAŃSTWACH NADBAŁTYCKICH (CZERWIEC– SIERPIEŃ 1941 R.) Jak wiadomo, plan „Barbarossa” przewidywał jednoczesne zadanie przez Wehrmacht druzgocących uderzeń w trzech strategicznych kierunkach: leningradzkim, moskiewskim i kijowskim. Przy czym zdobycie Leningradu i zawładnięcie wybrzeżem Morza Bałtyckiego uznawano za najważniejszy cel natarcia niemieckich wojsk. Dowództwo hitlerowskie, starając się zdobyć „kolebkę rosyjskiej rewolucji”, uwzględniało nie tylko strategiczne, ale także ogromne znaczenie gospodarcze miasta nad Newą. Tu znajdowały się główne zakłady najważniejszych dziedzin przemysłu, w tym silników lotniczych, przemysłu maszynowego, optycznego, radiotechnicznego, stoczniowego, fabryki czołgów, elektromechaniczne i inne. W przybliżeniu 75% całości produkcji przemysłowej miasta dawał przemysł obronny. Poza tym Leningrad był wielkim węzłem transportowo–komunikacyjnym. Jego zdobycie pozwalało Niemcom opanować duży obszar — od państw nadbałtyckich do Skandynawii, w sposób pewny zabezpieczając morskie szlaki wywozu do Rzeszy szwedzkiej rudy i fińskiego niklu, a także ustanawiając kontakt z potencjalnym sojusznikiem — Finlandią — na lądowym teatrze działań wojennych. Do natarcia na Leningrad została rozwinięta w Prusach Wschodnich Grupa Armii „Północ” pod dowództwem feldmarszałka Wilhelma Josepha Franza von Leeba (1876– 1965). W jej skład weszły 18. i 16. Armia Polowa i 4. zgrupowanie czołgów[2]. Liczyła ona 29 dywizji (w tym 3 pancerne i 3 zmotoryzowane), 787 tys. żołnierzy, 8348 dział i moździerzy, 679 czołgów i dział pancernych. Operacje sił naziemnych miało wspierać 830 samolotów I Floty Powietrznej Luftwaffe gen. broni Kellera, w tym 203 myśliwce i 271 bombowców. W myśl dyrektywy nr 21 z 18 grudnia 1940 r. grupa „Północ” otrzymała następujące zadania: zlikwidować znajdujące się w krajach nadbałtyckich oddziały Armii Czerwonej i zawładnąwszy portami Morza Bałtyckiego, Leningradem i Kronsztadem, pozbawić flotę radziecką jej baz. W ramach tego zadania grupa uderzała głównie w kierunku Dźwińska (Daugawpils), wysuwając jak najszybciej swoje wzmocnione prawe skrzydło w rejon na północnym wschodzie od miejscowości Opoczka, by nie dopuścić do wycofania wojsk radzieckich z państw nadbałtyckich. Do wykonania pierwszego uderzenia w kierunku północno– zachodnim włączono również część sił Grupy Armii „Środek”, rozmieszczonych w
Prusach Wschodnich: dwa korpusy armijne 9. Armii Polowej i 3. grupę czołgów. Całe niemieckie zgrupowanie skoncentrowane na granicy z Litwą liczyło 43 dywizje, w tym 7 pancernych i 6 zmotoryzowanych, ponad 13 tys. dział i moździerzy, około 1500 czołgów, ponad 1000 samolotów. Ze strony radzieckiej Grupie Armii „Północ” przeciwstawiono wojska Nadbałtyckiego Specjalnego Okręgu Wojskowego, na początku wojny przekształconego we Front Północno–Zachodni. Dowodził nimi gen. broni Fiodor I. Kuzniecow (1898–1961), który do 1941 r. nie był zwierzchnikiem jednostki większej aniżeli pułk (!). Jego trzy armie — 8., 11. i 27. liczyły 25 dywizji (w tym cztery pancerne i dwie zmechanizowane), ponadto obejmowały 1. brygadę strzelecką i trzy brygady powietrzno–desantowe. W sumie dawało to 440 tys. żołnierzy, 7467 dział i moździerzy, 1514 czołgów, 1814 samolotów. Na terytorium wschodniej Finlandii rozlokowywały się trzy zgrupowania: niemiecka armia „Norwegia” i dwie armie fińskie — Południowo–Wschodnia i Karelska. Niemcy zamierzali atakować w kierunku Uchty, Kandałakszy i Murmańska, a Finowie — na Przesmyku Karelskim i na północ od niego, by połączyć się z wojskami armii „Północ” w rejonie Leningradu i nad rzeką Świr’. Fińskie oddziały miały także zlikwidować radziecką bazę na półwyspie Hanko i osłaniać armię „Norwegia” od południa. W sumie w Finlandii skoncentrowano 21,5 etatowych dywizji, liczących 404,5 tys. żołnierzy, 3084 działa i moździerze, 192 czołgi, 424 samoloty 5. Floty Powietrznej fińskiego lotnictwa wojskowego. W tych warunkach niemieckie dowództwo liczyło na zdobycie Leningradu podwójnym uderzeniem: od północy — wojsk fińskich, a od południa — siłami niemieckiej Grupy Armii „Północ”. W niemieckim sztabie generalnym zdawano sobie sprawę, że siły Wehrmachtu mogą okazać się niewystarczające do jednoczesnych pomyślnych działań na wszystkich kierunkach strategicznych. Ponieważ Hitler uważał zdobycie Leningradu za „niezwłoczne zadanie”, w planie „Barbarossa” przewidziano pomysł zatrzymania ofensywy Grupy Armii „Środek” na rubieży Dniepru i przerzucenia części jej sił na północ dla zwycięskiego zakończenia operacji zawładnięcia północną stolicą ZSRR. Ofensywy na Moskwę — marzenia niemieckiej generalicji — przed zajęciem Leningradu nie planowano. Obronę „miasta imienia wielkiego Lenina” od strony lądu, przede wszystkim przed zakusami „faszystowskiej Finlandii”, miały zapewnić wojska Leningradzkiego Okręgu Wojskowego pod dowództwem gen. dyw. Markiana M. Popowa (1902–1969). Liczyły one 15 dywizji strzeleckich, które średnio składały się z 12 tys. żołnierzy — znacznie więcej aniżeli w innych okręgach pogranicznych. Oddziały artyleryjskie jednostek strzeleckich miały pełny skład osobowy i całkowite wyposażenie bojowe. Tuż przed wojną okręg liczył 436 tys. żołnierzy i dowódców oraz 9599 dział i moździerzy. W jego skład wchodziły 1. i 10. korpus zmechanizowany. Wojska pancerne w czerwcu 1941 r. dysponowały 1857 czołgami i 514 jednostkami innej broni pancernej, a wojska lotnicze — 2104 samolotami. Poza tym na kierunku północno–zachodnim
znajdowało się 656 samolotów wojsk lotniczych Floty Bałtyckiej (wśród nich 172 bombowce i 353 myśliwce) oraz 115 samolotów Floty Północnej. Dwie dywizje myśliwców (3. i 54.) przeznaczone do obrony przeciwlotniczej miasta liczyły 200 samolotów. Od 19 czerwca z oddziałów lotnictwa myśliwskiego zaczęto formowanie 7. korpusu lotniczego obrony przeciwlotniczej. Sześć pułków artyleryjskich 2. korpusu obrony przeciwlotniczej broniących Leningradu miało około 600 nowych 85– milimetrowych dział zenitowych 52K, wzór 1939. Flota Bałtycka składała się z 2 przestarzałych liniowców („Marat” i „Rewolucja Październikowa”), 2 najnowszych krążowników („Kirow” i „Maksym Gorki”), 2 okrętów prowadzących inne jednostki do ataku torpedowego, tzw. liderów, 21 stawiaczy min, 66 okrętów podwodnych, 6 stawiaczy minowych i sieciowych zapór podwodnych, 33 trałowców, 7 dozorowców, 48 kutrów torpedowych i kilkudziesięciu okrętów wsparcia. W systemie obrony przeciwlotniczej floty były 352 działa. Całością tych sił dowodził wiceadmirał Władimir F. Tribuc (1900–1977), który podczas dwóch lat czystek w siłach zbrojnych został przeniesiony z mostka niszczyciela na stanowisko dowodzącego flotą; w ciągu przedwojennych czterech i pół roku[3] ten „flagowiec” kroczył po najwyższe stanowiska w dowództwie Floty Bałtyckiej. Towarzysz Stalin śmiało awansował nowe kadry, ale również bez wahania je strącał. W sumie siły wojsk radzieckich w „kolebce rewolucji” i wokół niej były niemałe. Tak więc opowieści radzieckich marszałków i generałów o liczebnej przewadze nieprzyjaciela można włożyć między bajki dla obywateli ZSRR, przed którymi przedstawione wyżej liczby ukrywano przez pół wieku jako największą tajemnicę państwową. Tylko z oczywistych przyczyn (ignorancji szerokiego audytorium) były szef Sztabu Generalnego marsz. Aleksandr M. Wasilewski (1895–1977) mógł autorytatywnie rozprawiać o „całych armadach faszystowskiego lotnictwa” i „trzykrotnej przewadze” Grupy Armii „Północ” z jej 679 czołgami i 830 samolotami nad Okręgiem Nadbałtyckim, posiadającym 1514 czołgów i 1814 samolotów. Należało jakoś wyjaśnić, dlaczegóż to początek wojny dla wojsk i dla tego okręgu (tj. Frontu Północno–Zachodniego) oraz dla całej „niezwyciężonej, legendarnej” armii oznaczał serię katastrofalnych klęsk. Pod koniec dnia 22 czerwca 1941 r. Niemcy, pokonując od 20 do 70 km, przechwycili przeprawy przez Niemen. Radziecka obrona została przerwana w kilku miejscach, system łączności zakłócony lub zniszczony, możliwość scentralizowanego kierowania wojskami utracona. W odpowiedzi na ofensywę wojska gen. F. I. Kuzniecowa, nie orientujące się w realnej sytuacji i nie współdziałające ze sobą, próbowały zrealizować przedwojenne plany wyzwolenia zagranicznych proletariuszy od ucisku tamtejszych kapitalistów i obszarników. Lotnictwo radzieckie, zamiast wspierać siły naziemne, dokonywało nalotów na obiekty w Prusach Wschodnich, co przy dobrze zorganizowanej obronie przeciwlotniczej nieprzyjaciela, przynosiło wielkie straty. A korpusy zmechanizowane dostały rozkaz kontruderzenia w rejonie 8. Armii gen. broni P. P. Sobiennikowa, wzdłuż szosy Szaulai (Szawły) — Tilsit (Tylża, obecnie Sowieck).
Podczas trzydniowego boju spotkaniowego z 41. korpusem zmotoryzowanym gen. Georga Reinhardta (dywizje: 1. i 6. pancerna, 36. zmotoryzowana, 269. piechoty — około 400 czołgów) radzieckie korpusy zmechanizowane 12. i 3., działające bez wsparcia piechoty, lotnictwa, zabezpieczenia tyłów i wzajemnej łączności — zostały rozgromione, tracąc prawie 1300 czołgów. W doniesieniu szefa zarządu wojsk pancernych Frontu Północno–Zachodniego z 2 lipca czytamy: 3. korpus zmechanizowany nie istnieje. Niezbędne jest, aby resztki 12. korpusu zmechanizowanego i pozostałości składu osobowego 3. korpusu zmechanizowanego prowadzić razem, rozlokowując je w rejonie miasta Ługa w celu nowego przeformowania. Rozbiwszy oddziały radzieckie, Reinhardt skierował swój korpus w stronę Dźwiny. Dywizje 11. Armii gen. dyw. Wasilija I. Morozowa (1897–1964) także nie wytrzymały skoncentrowanego uderzenia jednostek pancernych nieprzyjaciela. Armia, która poniosła ciężkie straty i została rozbita na dwie części, zaczęła wycofywać się na północny wschód. Kierunek Kowno–Dźwińsk znalazł się praktycznie bez osłony. Weszły tam klinem dwie dywizje — 8. pancerna i 3. zmotoryzowana z 56. korpusu gen. Ericha von Mansteina (1887–1964), liczące około 200 czołgów. Pod naciskiem jednostek 4. grupy czołgów, wspartej przez lotnictwo bombowe, wojska Frontu Północno–Zachodniego cofały się w rozchodzących się kierunkach: dywizje 8. Armii — ku Rydze, część 11. Armii — w rejon Święciany–Dzisna. Konieczne stało się podjęcie pilnych działań, by przygotować obronę po zachodniej stronie Dźwiny i zlikwidować wyrwę w centralnej części frontu. Obronę na rubieży Dźwiny dowództwo frontu zdecydowało się zorganizować siłami 8. Armii gen. Sobiennikowa i ściągniętej z głębi kraju 27. Armii gen. bryg. Nikołaja E. Bierzarina (1904–1945). Zgodnie z rozkazem dowódcy frontu 8. Armia, do której wchodziły resztki 10. i 11. korpusu strzeleckiego oraz 202. dywizji zmechanizowanej, powinna była zająć rubieże obronne od Rygi do Liwan; na lewo od Liwan cofały się jednostki 16. korpusu strzeleckiego. Dla połączenia działań tych zgrupowań dowódca frontu zadecydował o przesunięciu do przodu sztabu 27. Armii wraz z jednostkami logistycznymi. Sztab gen. Bierzarina przebazował się samochodami w rejon Rezekne i wieczorem 28 czerwca przystąpił do dowodzenia oddziałami na kierunku daugawpilskim. Z Moskiewskiego Okręgu Wojskowego Stawka — Kwatera Główna Naczelnego Dowództwa — przerzucała tu nieukompletowany 21. korpus zmechanizowany gen. bryg. Dmitrija D. Leluszenki (1901– 1987) — „zaledwie” 175 czołgów i 129 dział. Do czasu nadejścia nieprzyjaciela gen. Bierzarin nie zdążył jednak zorganizować obrony. Już rano 26 czerwca, w czwartym dniu wojny, 8. dywizja pancerna gen. Branderbergera, pokonawszy około 400 km, wdarła się w okolice Daugawpilsu, przechwytując dwa nieuszkodzone duże mosty przez Dźwinę, i zajęła przyczółek na prawym brzegu rzeki; w następnym dniu sforsowała ją 3. dywizja zmotoryzowana gen. Jahna.
28 czerwca Niemcy z powodzeniem odparli kontratak korpusu Leluszenki i rzuconego do „boju piechoty” 5. korpusu wojsk powietrzno–desantowych, spychając żołnierzy radzieckich o 40 km od Daugawpilsu. Gen. Manstein pragnął kontynuować swój dziarski rajd wzdłuż tyłów wojsk radzieckich, ale dowódca zgrupowania czołgów wydał mu rozkaz zatrzymania się. Gen. Hoepner obawiał się, iż 56. korpus zmotoryzowany, oderwawszy się od głównych sił o 100–130 km, może znaleźć się w okrążeniu i dlatego zdecydował się kontynuować marsz ku Dźwinie siłami 16. Armii gen. broni Ernsta Buscha (1885–1945) z korpusu Reinhardta. W pasie obrony radzieckiej 8. Armii do 29 czerwca przeciwnik nie prowadził aktywnych działań bojowych, podciągając wojska ku brzegowi Dźwiny. Oddzielne jednostki radzieckie przedzierały się na wschód; były to głównie resztki 12. korpusu zmechanizowanego, posiadającego jeszcze 40 czołgów, które przeprawiły się przez rzekę w rejonie Rygi. Sztab korpusu, utraciwszy łączność z wyższym dowództwem i własnymi oddziałami, został w tym dniu okrążony w lasach na południe od Boriseli i zniszczony przez Niemców. Dowódca korpusu gen. brygady N. M. Szestopałow został wzięty do niewoli i zmarł od ran 6 sierpnia w obozie jeńców wojennych w Szaulai (Szawły). 29 czerwca niemiecki 41. korpus zmotoryzowany forsował Dźwinę w rejonie Krustpils, a 30 czerwca czołowy oddział 26. korpusu 18. Armii gen. broni Georga von Kuechlera zajął mosty w Rydze. To wszystko niewątpliwie skomplikowało sytuację 8. Armii radzieckiej, która wycofywała się na prawy brzeg wolniej, aniżeli atakował przeciwnik. 1 lipca Niemcy zajęli całą Rygę. W okresie od 29 czerwca do 1 lipca dowództwo Grupy Armii „Północ” zbierało siły na przyczółkach do następnego natarcia i porządkowało jednostki. Zgodnie z rozkazem Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych Wehrmachtu (OKH), jednostki 4. grupy czołgów miały przeprowadzić intensywne natarcie przez miasto Rezekne w kierunku na Ostrow– Psków w celu odcięcia radzieckim wojskom możliwości wycofania się na południe od Jeziora Czudzkiego. W tym czasie korpus Mansteina skoncentrował się w całości w rejonie Daugawpilsu, włączając do swego składu 3. Dywizję Pancerną „Trupia Czaszka” (dywizja SS „Totenkopf”), a korpus Reinhardta — w rejonie Krustpils. Jednocześnie w stronę Dźwiny nadciągała piechota dwóch armii — 18. i 16. W sumie pod koniec czerwca Grupa Armii „Północ” liczyła 25 dywizji, w tym 3 wartownicze, wchodzące w skład 101. pozafrontowego korpusu tyłowego. Wydawałoby się, że przed dowództwem Frontu Północno–Zachodniego otwarła się możliwość umocnienia swych pozycji i zorganizowania szczelnej obrony za przegrodą wodną. Właśnie tego obawiał się Manstein: Po nieoczekiwanym rajdzie korpusu na Daugawpils minęło już sześć dni. Nieprzyjaciel miał szanse przezwyciężenia szoku, jakiego doznał po pojawieniu się niemieckich czołgów na wschodnim brzegu Dźwiny.
Jednakże dowództwo radzieckie popełniało błąd za błędem. 29 czerwca wojskom 24. i wydzielonego z Odwodu Kwatery Głównej Naczelnego Dowództwa 41. korpusu strzeleckiego rozkazano skoncentrować się w rejonie Buliaka–Ostrow, zakończyć uzupełnianie jednostek i być w gotowości do kontruderzenia na Daugawpils w celu odzyskania możliwości obrony 27. Armii wzdłuż brzegu Dźwiny. Na drugi dzień Kuzniecow zmienił tę decyzję i wydał rozkaz wycofania się do umocnionych rejonów — pskowskiego, ostrowskiego i siebieskiego. Prawdopodobnie była to wówczas najbardziej słuszna decyzja. 1 lipca Niemcy nie prowadzili aktywnych działań bojowych. Radziecki wywiad frontowy meldował, że wojska nieprzyjaciela w daugawpilskiej bazie wypadowej składają się z jednej dywizji piechoty, wzmocnionej czołgami. Dowiedziawszy się o tym i uwzględniwszy żądania Kwatery Głównej zlikwidowania wrogich przyczółków, gen. Kuzniecow wycofał swój rozkaz z 30 czerwca. Ponownie polecił wojskom przygotować się do ofensywy, która powinna rozpocząć się 2 lipca. Na przygotowanie wyznaczono dziewięć godzin, pozycję wyjściową do ataku należało zająć do 10.00 rano. Zadaniem 8. Armii było zlikwidowanie przyczółka krustpilskiego, 27. — zniszczenie nieprzyjaciela w rejonie Daugawpilsu. W armiach radzieckich podjęto działania, których celem było powstrzymanie odwrotu swoich wojsk i powrót oddziałów na rubież Dźwiny, czyli w rejony zajmowane wcześniej. Rano 2 lipca wojska frontowe ciągle jeszcze pozostawały w ruchu i nie były gotowe ani do ataku, ani do obrony. Natomiast o piątej rano Niemcy, przy wsparciu całego swojego lotnictwa, rozpoczęli atak. Radzieckim armiom nie udało się w końcu umocnić nad Dźwiną. Resztki ich wojsk w walkach ariergardowych wycofywały się w gwiaździstych kierunkach: 8. Armia — do Estonii, 27. — na wschód w stronę rzeki Wielkiej, 11. — w rejon miejscowości Newel. Dobiegała końca całkowita klęska Frontu Północno–Zachodniego. Na kierunku pskowskim powstał wyłom, w który wdarła się niemiecka 4. grupa czołgów. Pod koniec dnia jednostki zmotoryzowane nieprzyjaciela, przemieszczające się szosą Daugawpils– Ostrow, dotarły na odległość 20–25 km od Rezekne i nazajutrz zajęły to miasto. Obserwując rozwój wydarzeń w tym rejonie, Kwatera Główna Naczelnego Dowództwa jeszcze 29 czerwca poleciła zorganizować z wyprzedzeniem obronę na rubieży rzeki Wielka i pewnie zamknąć dostęp do Leningradu od tej strony. Wydano rozkaz skoncentrowania w rejonie Psków–Ostrow–Porchow czterech korpusów: 22., 24. i 41. strzeleckiego oraz 1. zmechanizowanego. Wykorzystując umocnienia w tym rejonie, jednostki te miały przygotować szczelną obronę kierunku leningradzkiego. 1. korpus zmechanizowany, dowodzony przez gen. bryg. M. Ł. Czerniawskiego, był całkowicie skompletowany i na początek dysponował 1039 czołgami. Jednakże już przed rozwinięciem działań bojowych został organizacyjnie porozbijany na części i całkowicie stracił znaczenie wielkiego, mobilnego zgrupowania. Jego 1. Dywizję Pancerną im. Czerwonego Sztandaru przerzucono na front północny, a 163. dywizję zmotoryzowaną
oddano pod dowództwo 27. Armii. Gen. Czerniawskiemu pozostała faktycznie tylko 3. dywizja pancerna gen. bryg. I. M. Kuzniecowa, rozlokowana w lesie w odległości 20 km na północny zachód od Pskowa, ale i z jej składu pułk czołgów i pułk zmechanizowany przekazano do 41. korpusu strzeleckiego. 41. korpus pod dowództwem gen. I. S. Kosobuckiego (90., 111., 118., 235. dywizje strzeleckie) od 1 lipca zaczął wyładowywać się na stacjach kolejowych Psków, Karamyszewo, Czerskaja. Po zakończeniu koncentracji korpus ten miał zająć umocnione pozycje w rejonach staro–pskowskim, nowo–pskowskim i ostrowskim. Jego wszystkie dywizje dysponowały pełnym składem osobowym, ale, jak absolutna większość jednostek Armii Czerwonej, nie miały wyposażenia inżynieryjnego i środków łączności, a już na pewno nie posiadały ani jednej radiostacji. 22. korpus strzelecki skoncentrował się w rejonie Porchowa, 24. — w rejonie Ostrowa. Wieczorem 3 lipca gen. Sobiennikow nieoczekiwanie otrzymał polecenie (przekazane przez motocyklistę) objęcia dowództwa Frontu Północno–Zachodniego. 8. Armię przejął od niego gen. dyw. F. S. Iwanow. W tym samym dniu na stanowisko szefa sztabu frontu został powołany gen. dyw. Nikołaj F. Watutin (1901–1944). Poprzednie dowództwo zaginęło w okrążeniu, a jego losy były zrazu nieznane. Później wyjaśniło się, że gen. Fiodor Kuzniecow nie zginął i pod koniec lipca dotarł do swoich wojsk. W tym czasie grupa pancerna Ericha Hoepnera rozdzieliła się: korpus Mansteina, przekazawszy 3. dywizję zmotoryzowaną pod dowództwo gen. Reinhardta, ostro skręcił w kierunku Siebierz–Opoczka; 41. korpus zmotoryzowany uderzył na Ostrów. Niemcy wygrywali na czasie; w rejonie ostrowskim broniły się wówczas tylko 154. samodzielny batalion karabinów maszynowych i 398. pułk piechoty 118. dywizji, nie mające artylerii, granatów moździerzowych i min przeciwczołgowych. Na pomoc miała tam przybyć 235. dywizja piechoty, ale jej eszelony, jadące z Iwanowa, zatrzymały się po drodze. Następnego dnia, 4 lipca rano 1. dywizja pancerna gen. bryg. Friedricha Kirchnera dotarła do południowego skraju Ostrowa, z marszu sforsowała rzekę Wielką i pod wieczór zawładnęła miastem. Manewr ten znacznie ułatwił fakt, że „czerwoni bohaterowie” znowu nie zdążyli wysadzić w powietrze mostów kolejowego i drogowego, które przechwycili niemieccy motocykliści. Oddziały radzieckie, wchodzące do walki prosto z eszelonów, nie mogły sprostać przeciwnikowi i pośpiesznie przygotowywały i zajmowały pozycje obronne. Niemiecki 56. korpus zmotoryzowany z trudem pokonywał w tym czasie błota i bagna, zmierzając w stronę siebierskiego rejonu umocnionego, gdzie okopały się oddziały 21. korpusu zmechanizowanego gen. Leluszenki. Oceniwszy sytuację, Sobiennikow wydał dowódcom korpusów — 41. strzeleckiego i 1. zmechanizowanego — rozkaz zniszczenia o świcie 5 lipca niemieckich oddziałów w rejonie Ostrowa i przywrócenia linii obrony wzdłuż rzeki Wielkiej. Gen. Watutin uprzedził w rozmowie telefonicznej gen. Kosobuckiego: Miejcie na uwadze, że likwidacja i zniszczenie wroga obarcza was bezpośrednio i jesteście za to osobiście odpowiedzialni. Za wykonanie tego rozkazu odpowiadacie
głową. Do wykonania tego zadania wyznaczono 468. pułk strzelecki 111. dywizji i 3. dywizję pancerną z ciężkimi czołgami KW–1 i KW–2. O godzinie 16.00 radzieccy czołgiści wdarli się do miasta, zmuszając nieprzyjaciela do ucieczki. W następnym dniu walki w rejonie Ostrowa rozgorzały z nową siłą i stawały się coraz bardziej zacięte. Jak zwykle „czerwoni dowódcy” nie zorganizowali wspólnych działań, w wyniku czego poszczególne jednostki walczyły oddzielnie — to znaczy czołgi bez piechoty, piechota bez czołgów, każdy na własny rachunek. Dlatego nie udało się umocnić pierwszych zdobyczy. Dwukrotnie radzieccy czołgiści zdobywali Ostrów, tracąc w atakach 140 pojazdów bojowych, ale bez wsparcia jednostek piechoty nie mogli utrzymać miasta. Niemcy, podciągnąwszy dodatkowe siły, złamali 6 lipca opór wykrwawionych oddziałów radzieckich i zmusili je do wycofania się. 1. dywizja pancerna zaczęła szybko cofać się do Pskowa, a 6. — w stronę Porchowa. W pisemnym meldunku dla członka Rady Wojennej Frontu Północno–Zachodniego M. Kosariew, korespondent gazety „Krasnaja Zwiezda”, pisał: Dowódca 5. pułku pancernego Posienczuk relacjonował walki o Ostrów. Z jego wypowiedzi wynika, że Niemcy mieli bardzo niewielkie siły w uderzeniu na miasto i że jego zajęcie przez nasze oddziały nie powiodło się, bo z pola walki zawstydzająco zdezerterowała 11. dywizja strzelecka, jej dowódcy uciekali pierwsi, ukrywając naszywki i zrywając dystynkcje. Naszych jednostek skoncentrowano pod Ostrowem bardzo dużo, ale każda z nich działała bezładnie, nie podejmując żadnej współpracy. 7 lipca udało się niemieckim czołgom przedrzeć przez formacje bojowe korpusu Kosobuckiego i szybko dotrzeć do południowych przedmieść Ostrowa. W celu likwidacji tej wyrwy radzieckie dowództwo rano 8 lipca rozkazało 41. korpusowi strzeleckiemu i 1. korpusowi zmechanizowanemu przystąpić do kontrataku i pokonać nieprzyjaciela. Gdy jednak wojska te przygotowywały się do uderzenia, oddziały niemieckie o 12.00 w południe wznowiły ofensywę. Zgrupowania 41. niemieckiego korpusu zmotoryzowanego zaatakowały oddziały 41. radzieckiego korpusu strzeleckiego, które w bezładzie wycofały się za rzekę Wielką. Jednocześnie artylerii radzieckich dywizji strzeleckich zabrakło amunicji; wojsko było zdemoralizowane widokiem cofających się na wschód, poprzez własne pozycje bojowe, jednostek tyłowych 8. i 27. Armii; artylerzyści nierzadko samowolnie porzucali swoje stanowiska, przyłączając się do uciekających. Sytuację pogarszały jeszcze bezkarne działania niemieckiego lotnictwa. Resztki 1. korpusu zmechanizowanego cofały się do Porchowa. Całego tego pogromu Niemcy dokonali siłami trzech dywizji! Co prawda, nie udało się im wziąć Pskowa z marszu. Tym razem radzieccy saperzy zdążyli wysadzić w powietrze mosty przez rzekę Wielką i jej dopływy, nie czekając nawet na wycofanie się własnych oddziałów. Pozostałe na zachodnim brzegu pododdziały 118. i 11. dywizji strzeleckiej oraz 25. rejonu umocnionego, porzuciwszy pojazdy i ciężką broń,
forsowały rzekę używając podręcznych środków. 8 lipca gen. Sobiennikow wydał wojskom frontu rozkaz przejścia do zdecydowanej obrony na rubieży od umocnień pskowskich wzdłuż rzek Wielka i Czerecha do Otoczki. Jednocześnie zażądał utworzenia zgrupowania na flankach kierunku pskowskiego, by stworzyć warunki do kontruderzenia w celu likwidacji przeprawiającego się nieprzyjaciela. Takie manewry w radzieckiej teorii działań wojennych otrzymały nazwę aktywnej obrony. Gen. Morozowowi, który już postradał wszystkie wojska 11. Armii, wydano 9 lipca rozkaz przybycia do miasta Dna w obwodzie pskowskim, by objąć dowodzenie działaniami 41. i 22. korpusu strzeleckiego oraz 1. korpusu zmechanizowanego. I znowu Niemcy byli szybsi. Pod wieczór 9 lipca zmotoryzowany korpus Reinhardta ominął Psków od wschodu i zaczął rozwijać ofensywę na Ługę. Przez nikogo niedowodzone wojska radzieckiego 41. korpusu rozpierzchły się. Jego porozdzielane oddziały, utraciwszy łączność ze swoimi sztabami, zostały odnalezione przez dowództwo dopiero 13 lipca pod Czerwonymi Strugami i Ługą. Gen. Kosobućki i odpowiadający za obronę Pskowa dowódca 118. dywizji strzeleckiej gen. bryg. N. M. Głowacki „za tchórzostwo, bezczynność, dopuszczenie do dezintegracji kierowania wojskami, oddanie broni nieprzyjacielowi bez walki i samowolne porzucenie stanowisk bojowych” stanęli przed trybunałem — by odpowiedzieć za to głową. Do tego czasu dowództwo niemieckie zrozumiało, że Manstein z dwiema dywizjami nie ma szans przerwania wzmocnionej obrony w rejonie Siebierza i dlatego jego wojska zawrócono w okolice Ostrowa. Upadek Pskowa oznaczał, że Grupa Armii „Północ” z powodzeniem wypełniła pierwszą połowę swojego strategicznego zadania — wdarcia się jednostkami zmotoryzowanymi w granice obwodu leningradzkiego. Bitwa w krajach nadbałtyckich trwała zaledwie 18 dni. Wzięło w niej udział 40 dywizji radzieckich, w tym 7 pancernych i 4 zmechanizowane. Bez względu na swoją przewagę, Armia Czerwona ostatecznie przegrała tę bitwę. Jej straty wynosiły prawie 90 tys. żołnierzy (w większości trafili oni do niewoli), 2523 czołgi (po 140 maszyn na dobę!), 3651 dział i moździerzy, 990 samolotów. Wojska radzieckie cofnęły się o 400–450 km, okręty Floty Bałtyckiej zostały zmuszone do przebazowania się z Liepäji i Ventspils do Tallina. 8 lipca 1941 r. w kwaterze Führera odbyła się narada Naczelnego Dowództwa Niemieckich Sił Zbrojnych (OKW). Jednym z najważniejszych tematów obrad była ofensywa Wehrmachtu na Leningrad oraz rozpoczęcie od strony północnej natarcia wojsk fińskich. Hitler zatwierdził przedstawiony przez szefa Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych gen. broni Franza Haldera (1884–1972) plan dalszych działań, podkreślając konieczność odcięcia Leningradu od wschodu i południowego wschodu siłami 4. grupy pancernej gen. Hoepnera. Właśnie na tej naradzie Führer przedstawił swoją nieodwołalną decyzję, by „zrównać z ziemią Moskwę i Leningrad i uniemożliwić pozostanie w nich ludności, którą Niemcy
musieliby karmić zimą”. Zniszczenie dwóch stolic Rosji, w pojęciu Hitlera, miało symbolizować zwycięstwo „wyższej rasy” i powinno zadać „podludziom” nieodparty cios moralno–psychologiczny, a także spowodować „tragedię narodową, która pozbawi centralnych ośrodków nie tylko bolszewizm, ale i Rosjan w ogóle”. Wobec możliwości bezpośredniego zagrożenia i dotarcia nieprzyjaciela do Leningradu radziecki Sztab Generalny zadecydował o włączeniu części sił Frontu Północnego do obrony południowo–zachodnich i południowych rejonów dostępu do miasta. 4 lipca gen. Popow otrzymał rozkaz zorganizowania głębokiej strefy obrony — z zapewnionymi wszelkimi możliwościami dostaw — na rubieży wzdłuż rzeki Ługa od Zatoki Fińskiej do jeziora Ilmeń. Sztab zażądał utworzenia na tej rubieży przedpola o głębokości 10–15 km ze zwartymi przeszkodami, pozostawiając jedynie przejścia dla wycofania się wojsk Frontu Północno–Zachodniego. Nad Ługę pośpiesznie ściągnięto 10 lipca 177. i 191. dywizję strzelecką, 24. dywizję pancerną, 1. samodzielną brygadę strzelców górskich, elewów leningradzkiej! szkół i uczelni strzeleckich, karabinów maszynowych i piechoty oraz prawie wszystkie pułki artyleryjskie Odwodu Naczelnego Dowództwa. Jednostki te stanowiły Grupę Operacyjną Ługa. Dowodził nią gen. dywizji Konstantin P. Piadyszew. W swoich wspomnieniach tak charakteryzował go marsz. art. G. F. Odincow: Piadyszew to utalentowany dowódca, ściśle przestrzegający metod wyszkolenia wojsk stosowanych przez gen. Suworowa, dysponujący wyjątkowym darem intuicji i przewidywania — tak wiele znaczących w walce. Gen. Piadyszew wyprowadził przednie oddziały nad rzekę Plussę, natychmiast przystąpił do tworzenia szczelnych umocnień i przegród na szosie kijowskiej oraz po obu stronach linii kolejowej do Warszawy. Do grupy Ługa dołączały cofające się na północ oddziały 41. korpusu strzeleckiego. By skoncentrować działania bojowe lotnictwa, wojska lotnicze Frontu Północnego i Północno–Zachodniego, Floty Bałtyckiej i 7. korpus lotniczy obrony powietrznej oddano pod dowództwo gen. Aleksandra A. Nowikowa (1900–1976). Działaniami wojennymi Frontu Północnego i Północno–Zachodniego oraz Floty Bałtyckiej i Północnej kierowało Północno–Zachodnie Dowództwo Naczelne. Jego sztab pośpiesznie sklecono przede wszystkim z wykładowców leningradzkich akademii wojskowych. Głównodowodzącym został „niezwyciężony marszałek klasy robotniczej”, jak go wychwalano w przedwojennych publikacjach, Klimient Jeffiemowicz Woroszyłow (1881–1969)[4]. Jeszcze 27 czerwca 1941 r. Rada Wojenna Frontu Północnego powzięła decyzję o zobowiązaniu do pracy mieszkańców Leningradu oraz okolicznych miast i osiedli. Każdy leningradczyk niezależnie od płci, niezwiązany z produkcją wojskową, został skierowany do budowy umocnień i obiektów obronnych. Codziennie pracowało przy nich około 150 tys. osób. Za unikanie obowiązku pracy groziło sześć miesięcy więzienia lub kara do 3 tys. rubli. Podstawowe obciążenie przy budowie fortyfikacji spadło na barki kobiet. To one kopały
transzeje, okopy, rowy i skarpy przeciwczołgowe, ścinały drzewa na leśne zawały i przeszkody. Niemieccy lotnicy zrzucali im ulotki takiej treści: Dziewczynki! Przestańcie kopać te dziurki w ziemi, I tak nasze czołgi przejdą ponad nimi! Jeśli wierzyć pamiętnikom partyjnego propagandzisty A. D. Okorokowa, ulotki te wywoływały śmiech: Niby to kobiety, pozostawiwszy w domach małe dzieci i starych rodziców, łopatami i kilofami kopią rów przeciwczołgowy. Pod samym Leningradem. W pantofelkach. Nad nimi latają niemieckie samoloty, czasem zrzucają ulotki, częściej bomby. Obok uciekają rozbite dywizje radzieckie, ratując się przed niemieckimi czołgami. Ale wszystkim jest wesoło: «Pod Ługą okrążyły mnie roześmiane kobiety… Ja także nie mogłem się nie roześmiać» — pisze dziarsko generał — komisarz. Na obrzeżach Leningradu wznoszono barykady, zamknięto wszystkie budowy cywilne, by skierować ludzi i zasoby techniczne do wznoszenia wojskowych umocnień i przeszkód, przede wszystkim na linii obrony Ługi. Na bliskich przedpolach Leningradu od strony południowo–zachodniej i od południa budowano ufortyfikowane rejony krasnogwardyjski i słucko–kołpiński, na północy rozbudowywano i doskonalono fortyfikacje karelskie. Pas umocnień obronnych z oddzielnymi punktami oporu powstawał także na linii Peterhof– Pułkowo. Wraz z poborem rekrutów od 29 czerwca intensywnie tworzono, dla wsparcia kadrowych oddziałów, Leningradzką Armię Pospolitego Ruszenia (dalej w tekście — Armię Ochotniczą, AO) liczącą 200 tys. ludzi. Rada Wojenna Frontu początkowo wnioskowała o 100 tys. „wytrzymałych fizycznie i pewnych politycznie” ochotników w wieku od 18 do 35 lat. Ale leningradzki wódz partyjny i członek Rady Wojennej Andriej A. Żdanow własnoręcznie podwoił limit, a wiek podniósł do 50 lat. Prawdziwą cenę gotowości bojowej Armii Czerwonej i wartość hasła o zwycięstwie „z małym upływem krwi” poznał Żdanow jeszcze podczas kampanii fińskiej. Radzieccy dowódcy w latach trzydziestych byli wdrażani do „zaszczytnego posłuszeństwa i jednomyślności”, wychowywani w bezgranicznym oddaniu sprawie Lenina — Stalina, a znali tylko jeden „manewr taktyczny”: zalewać wroga aż po same uszy krwią czerwonoarmistów. Zorganizowano Radę Wojenną i sztab Leningradzkiej Armii Ochotniczej. Na jej dowódcę wyznaczono gen. bryg. A. I. Subbotina. 4 lipca powzięto decyzję o sformowaniu piętnastu dywizji Armii Ochotniczej po 12 tys. ludzi, natychmiast wysłanych na front. Wyboru ochotników dokonywały komitety rejonowe partii. Do 10 lipca udało się powołać 110 tys. ludzi. Większość z nich stanowili robotnicy, przedstawiciele inteligencji i studenci. W szeregi ochotników wstąpiło 80 leningradzkich pisarzy oraz kompozytor Dmitrij D. Szostakowicz. Wkrótce w leningradzkich dzielnicach: Kirowskiej, Moskiewskiej, Dzierżyńskiej, Kujbyszewskiej i Frunzeńskiej, sformowano 3 pierwsze
dywizje liczące 31 tys. ludzi oraz 15 samodzielnych batalionów artyleryjskich i karabinów maszynowych — dodatkowo około 15 tys. osób. Pośpiech, z jakim tworzono te formacje, nie mógł nie odbić się na ich jakości. Bojownicy Armii Ochotniczej prawie nie mieli ciężkiego uzbrojenia, liczba karabinów maszynowych w pododdziałach była o wiele mniejsza od przewidzianej etatem, ponieważ poszczególne dzielnice formujące dywizje same, w miarę własnych możliwości, zapewniały im wyposażenie, broń i całe zaopatrzenie. Bojownicy dostawali zalegające w magazynach od 1916 r. karabiny produkcji kanadyjskiej, czasem nawet ćwiczebne, z przewierconym zamkiem, a zdarzało się, iż w ogóle niczego nie otrzymywali. W zasadzie nie miało to znaczenia, gdyż na pierwszej linii frontu i tak nie było do nich nabojów. Skład osobowy Leningradzkiej Armii Ochotniczej, przejawiający niezwykle wysokie morale, nie miał żadnego przygotowania wojskowego. Wielu mężczyzn wcześniej nie odbyło służby wojskowej i nigdy nie miało w ręku karabinu. 1. dywizja Armii Ochotniczej składała się w 60% z rezerwistów i ludzi bez przygotowania wojskowego, w 2. dywizji „szeregowych niewyszkolonych” było 3894, młodszych oficerów — 205, w 3. dywizji 50% osób nie miało wyszkolenia wojskowego. W związku z tym trzeba je było zaczynać od nauki prawidłowego zawijania onuc i umiejętności jedzenia żytnich sucharów, bez spowodowania w jamie ustnej krwawiącej rany, ale nawet te nieskomplikowane umiejętności przyswajano sobie już w drodze na front. Na przykład 1. dywizję Armii Ochotniczej gen. bryg. F. P. Rodina formowano zaledwie przez tydzień, od 4 do 10 lipca, a już 11 lipca zajęła ona pozycje obronne na jednym z odcinków rubieży Ługi. 2. dywizja Armii Ochotniczej płk. N. Ugriumowa zakończyła formowanie 12 lipca, a dobę później przybyła na front i zajęła pozycję wzdłuż rzeki Ługa, w rejonie Poriecze–Iwanowskoje–Sabsk. Dowództwa dywizji Armii Ochotniczej zostały w większości powołane z rezerwy i były słabo przygotowane do kierowania działaniami wojennymi. Cała 3. dywizja miała zaledwie sześciu zawodowych dowódców. Oto co wspomina były bojownik batalionu iżorskiego S. W. Sorokin: My, bojownicy maleńkiego, fabrycznego oddziału, poszliśmy na wojnę, gdzie śmierć czaiła się na każdym kroku, gdzie trzeba samemu bić wroga. Jak bić — nie wiedzieliśmy. Bić i to wszystko. Choćby pięścią, choć karabinem, ale tylko bić! I rzeczywiście, co mogliśmy wtedy przeciwstawić wrogowi? Swoją wiedzę wojskową? Nie mieliśmy jej. Doświadczenie w walce? Też go nie mieliśmy. Broń? Początkowo była w stanie wręcz opłakanym. No więc co? Własną pierś! I nadstawialiśmy ją. Od 10 do 14 lipca dywizje Armii Ochotniczej, 1. Kirowska, 2. Moskiewska i 3. Frunzeńska, zostały przekazane Grupie Operacyjnej Ługa i „skierowane na rubieże bojowe”. Trochę później skompletowano 4. dywizję Armii Ochotniczej pod dowództwem płk. P. I. Radygina, liczącą 4267 ludzi, i nazywano jeszcze „lekkostrzelecką” lub „dywizją typu lżejszego pod względem uzbrojenia i składu osobowego”. Co to oznaczało, można sobie łatwo wyobrazić, ale można też przeczytać we wspomnieniach P. A. Czugaja, byłego
mechanika–kierowcy 84. batalionu czołgów: Trzeciego lub czwartego podeszła do nas 4. dywizja Armii Ochotniczej. Wyglądali opłakanie: wielu bez umundurowania, karabiny mieli tylko starsi, a pozostali — nic. W drugiej połowie lipca zaczęło się formowanie czterech „gwardyjskich” dywizji Armii Ochotniczej. Honorowa nazwa, zdaniem Woroszyłowa i Żdanowa, powinna oznaczać, że w skład tych dywizji wchodzi „prawdziwa gwardia klasy robotniczej”. Twierdzi się, iż gwardia robotnicza była „trochę lepiej uzbrojona”, ale mimo wszystko jej główną bronią, jak poprzednio, pozostawała własna pierś. Z czasem poprawiono uzbrojenie, dywizje Armii Ochotniczej przemianowano na strzeleckie, ale zasady tworzenia nowych jednostek nie zmieniły się. Pod koniec 1941 r. Niemcy rozgromili i zniszczyli 186 radzieckich dywizji — a to oznacza 109% stanu z 22 lipca! Ze składu kadrowego Armii Czerwonej pozostało nie więcej niż 8%. Nowe dywizje formowano masowo. Tylko w 1941 r. bolszewickie kierownictwo państwa skompletowało 419 dywizji i 305 brygad i natychmiast rzuciło je na front. A tam dowódcy akurat prowadzili kolejne ważne operacje, niezmiennie obiecując towarzyszowi Stalinowi rozgromić jakąś „podłą kreaturę Guderiana” lub zdobyć Kijów przed rocznicą rewolucji proletariackiej; skarżyli się przy tym na niedostatek własnych sił i niewspółmierną moc nieprzyjaciela, żądając od głównodowodzącego uzupełnień, uzupełnień, uzupełnień… I znowu świeżo upieczeni żołnierze jeszcze w wagonach uczyli się zakładać onuce, po raz pierwszy dowiadywali się o regulaminie wojskowym, toteż wchodzili do walki i ginęli, nie zdążywszy zapamiętać nazwiska swojego bezpośredniego przełożonego. Ponieważ straty przy takiej metodzie szkolenia były ogromne, doświadczenie w walce zbierano bardzo długo. Podobna praktyka zachowała się aż do zwycięstwa. W tym sensie całą Armię Czerwoną z lat 1941–1945 można nazwać Armią Armii Ochotniczej. Obok dywizji i brygad Armii Ochotniczej organizowano w Leningradzie w lipcu i sierpniu inne formacje ochotnicze: oddziały niszczycielskie i partyzanckie, bataliony robotnicze. Skompletowano także siedem liczących 6600 osób pułków partyzanckich (dywersyjnych), w skład których obok cywilnych ochotników, milicjantów, pracowników NKWD, weszło około tysiąca funkcjonariuszy służby ochrony pogranicza. Sześć takich pułków samobójców przerzucono na tyły wroga jeszcze w pierwszej połowie lipca. Było to nieprzemyślane awanturnictwo, skazane na finał wynikający z natury rzeczy. Po pierwsze — ciężkie, duże formacje, nie posiadające ani zamaskowanych baz, ani środków łączności, były pozbawione manewrowości i możliwości działania w ukryciu, nie potrafiły stosować taktyki partyzanckiej, nawet nie miały takiej możliwości, a nieprzyjaciel z łatwością je lokalizował. Po drugie — stawiano przed nimi zadania zupełnie nie partyzanckie, a dokładnie „walkę z oddziałami wrogiej armii”. W rezultacie uzbrojone tylko w broń strzelecką, słabo przygotowane wojskowo pułki działały głównie w pasie przyfrontowym, gdzie nasycenie wojskami niemieckimi było maksymalne. Przystępowały
do otwartej walki z regularnymi jednostkami nieprzyjaciela, używającymi czołgów, artylerii, lotnictwa, i szybko ginęły, nie przynosząc szczególnego pożytku. Później z ich resztek wracających do Leningradu utworzono samodzielne grupy dywersyjno– zwiadowcze. W celu przygotowania niezbędnej rezerwy obrońców miasta 13 lipca powzięto decyzję o obowiązkowym szkoleniu wojskowym wszystkich mężczyzn w wieku od 17 do 55 lat. Zgodnie z decyzją Rady Komisarzy Ludowych ZSRR, z dniem 8 lipca w Leningradzie, tak jak w całym kraju, wprowadzono system kartkowy rozdziału artykułów żywnościowych. Robotnicy otrzymywali 800 gramów chleba na dzień, urzędnicy — 600, osoby na cudzym utrzymaniu i dzieci — 400. Na kartki wydawano ustalone ilości kaszy, mięsa, tłuszczów i wyrobów cukierniczych. Wiele rodzajów towarów pozostawało jednak w sklepach w wolnej sprzedaży, po stałych cenach państwowych, a niektóre podstawowe artykuły żywnościowe można było nabyć po cenach komercyjnych. Dla większości mieszkańców wojna wydawała się jeszcze czymś dalekim i wcale niestrasznym: Oczekiwali szybkich zwycięstw naszej armii, niezwyciężonej i najlepszej na świecie, jak o tym stale pisali w gazetach. W pierwszych dniach wojny w mieście zapanowała swojego rodzaju świąteczna atmosfera. Była jasna, słoneczna pogoda, zieleniły się ogrody i skwery, kwitło wiele kwiatów. Miasto ozdobiły nieudolne plakaty o tematyce wojennej. Ulice ożyły. Mnóstwo poborowych w nowiutkich mundurach z przejęciem snuło się po trotuarach. Wszędzie było słychać śpiewy, dźwięki patefonów i harmonii; zmobilizowani śpieszyli napić się ostatni raz i uczcić odjazd na front. Nie uwzględniając faktu, że wydarzenia wojenne już otwarcie nie kolidowały z wojenno–patriotycznymi utopiami pisarzy, Piotra Pawlenki i Nikołaja Szpanowa, naród radziecki jeszcze wierzył, że tuż–tuż, a nadejdzie chwila, gdy „nasze stalowe pułki przyniosą wolność i szczęście całej pracującej ludzkości”[5]. Dzień 10 lipca 1941 roku jest oficjalną datą rozpoczęcia bitwy o Leningrad. W tym dniu wojska niemieckie i fińskie jednocześnie uderzyły na Ługę, na rejony nowogrodzki i staroruski, w Estonii oraz we wschodniej Karelii. Na przesmyku między jeziorami Onega i Ładoga przeszła do ofensywy fińska armia „Karelia”. W sprawie jak najszybszego zawładnięcia Leningradem Hitler pokładał wielkie nadzieje w „śmiałym narodzie” Finlandii „przepełnionym żądzą zemsty”. Chociaż żadnego formalnego porozumienia z Rzeszą nie podpisano i niczego konkretnego Finowie nie obiecali Niemcom, jednak państwo Suomi, znalazłszy się po upadku Norwegii i Francji między niemieckim młotem a radzieckim kowadłem, ze swoją czteromilionową ludnością, przy największych chęciach nie miało żadnych szans zachowania neutralności. Gorzkie doświadczenie wojny zimowej 1939/1940 r., ciągłe naciski polityczne i groźby Kremla, jego bezceremonialne mieszanie się w wewnętrzne sprawy sąsiada umacniały tylko przekonanie narodu fińskiego o wrogości ZSRR. Finowie zaczęli szukać wsparcia
politycznego wszędzie, gdzie tylko można było je znaleźć. Niezatarte wrażenie wywarły na nich okupacja i przyłączenie do „szczęśliwej rodziny narodów radzieckich” niezawisłych republik nadbałtyckich, urzeczywistnione przez Armię Czerwoną latem 1940 r. Rząd fiński na własne oczy zobaczył przyszłość przygotowywaną dla jego kraju. W dodatku do Finów dotarły informacje o dotyczących Finlandii żądaniach, przedstawionych przez Mołotowa w czasie jego listopadowej wizyty w Berlinie. Finowie obawiali się, że bezwarunkowa neutralność, którą zachowywali wcześniej, doprowadzi do wojny jednocześnie przeciwko Niemcom i ZSRR. Należało więc zawczasu wybrać jedną ze stron. Perspektywy przyjaźni ze Stalinem rysowały się wystarczająco jasno, by absolutna większość „białych” Finów kategorycznie nie chciała przekształcić się w „czerwonych”. Głównodowodzący marsz. Carl Gustaf Mannerheim (1867–1951) w jednym z wywiadów powiedział, że z punktu widzenia Finów przejście na stronę Związku Radzieckiego oznaczałoby „dokładnie to samo, co klęska”: Nie było niczego zadziwiającego w tym, że nastroje narodu cechowała głęboka nieufność do ZSRR. Czyż mogliśmy zaufać sąsiadowi, który rozpoczął wojnę w celu podporządkowania sobie naszego kraju i który już po określeniu podstawowych warunków pokojowego porozumienia zaczął przedstawiać nowe żądania? Mocarstwa zachodnie nie mogły pomóc Finlandii w niczym. Jednocześnie Niemcy zaproponowały zawarcie porozumienia tranzytowego i zorganizowanie dostaw uzbrojenia. Jesienią 1940 r. Finowie zdecydowali się na zbliżenie z Rzeszą. Mannerheim pisał później: Wszyscy rozumieli, że zainteresowanie Niemiec Finlandią stało się dla nas brzytwą, której chwyta się tonący, choć nikt nie wiedział, jak to się dla nas skończy. Inicjatywa Niemiec dała Finlandii długo oczekiwaną chwilę wytchnienia po przeszło półrocznym, nieprzerwanym nacisku na nas. Na jakiś czas żądania Rosjan ustały. Jeszcze ściślejszej współpracy obu państw sprzyjały działania radzieckiego kierownictwa, które nieoczekiwanie jednostronnie zerwało porozumienie handlowe, pozbawiając Finów dostaw zbóż, paliw i surowców. Wkrótce po tym ponad 90% fińskiego importu pochodziło z Niemiec. Pod koniec maja 1941 r. w Salzburgu odbyły się fińsko–niemieckie konsultacje wojskowe, podczas których Niemcy napomknęli o możliwości konfliktu zbrojnego między Rzeszą a ZSRR. Gen. Dietmar przedstawił poglądy zespołu opracowującego plan „Barbarossa”: Decydującą przesłanką prowadzenia operacji przeciw Leningradowi od północy, a także przechwycenia linii kolejowej do Murmańska było przystąpienie Finlandii do wojny po stronie Niemiec. Związek Radziecki sam temu sprzyjał. Wojna rozpoczęta z błahego powodu zimą 1939– 1940 r., surowe warunki moskiewskiego traktatu pokojowego kończącego tę wojnę i prawie nieukrywane zagrożenie samego istnienia Finlandii ze strony Związku Radzieckiego — wywołały wśród Finów poczucie takiej rozpaczy i trwogi, że przyłączenie się do silnych Niemiec, będących wtedy u szczytu potęgi, wydawało się
Finom jedynym wyjściem z ówczesnej sytuacji. Niemcy nie naciskali na Finów, nie dzielili się z nimi konkretnymi planami, rozmowy toczyły się w trybie przypuszczającym, a i Finlandia nie śpieszyła się z zapewnieniami o wierności sojuszniczej, unikając jakichkolwiek zobowiązań. Na początku lipca osiągnięto porozumienie o przemieszczeniu niemieckich wojsk z Norwegii w polarny rejon Finlandii, a także o prowadzeniu wspólnych działań bojowych w razie napaści Związku Radzieckiego na Finlandię. Jej prezydent Risto Heikki Ryti szczególnie podkreślił, że Finlandia zamierza pozostawać państwem neutralnym do chwili, kiedy sama stanie się ofiarą agresji Rosjan. Hitlera takie stanowisko nie niepokoiło, nie wątpił bowiem, że do niej dojdzie. Wiedział o tym też marsz. Mannerheim: Pole manewru w polityce zagranicznej, jeśli w ogóle można mówić o jakimś polu, było bardzo ograniczone. Tak naprawdę można powiedzieć, że wszystko (w tym niezawisłość Finlandii) zależało od stosunków z Niemcami… Wybór między Niemcami a Związkiem Radzieckim wprowadził nas w ślepy zaułek. Finlandia nie miała możliwości swobodnego decydowania o swoim losie. Praktycznie nie było żadnej ewentualności pozostawania na uboczu zbliżającego się konfliktu. 15 czerwca 1942 r. rząd fiński otrzymał telegram od feldmarsz. Wilhelma Keitla (1882– 1946), oświadczający, że wojna z ZSRR jest nieunikniona. Po dwóch dobach w Finlandii ogłoszono powszechną mobilizację. Do armii powołano „wszystkie rezerwy ludzkie państwa, w tym poborowych najstarszych roczników”. Neutralność Finlandii stała w tym czasie pod znakiem zapytania, czemu sprzyjało przerzucanie niemieckich wojsk do Laplandii, zgoda udzielona niemieckim niszczycielom na ukrywanie się u fińskich wybrzeży, a także zezwolenie bombowcom Luftwaffe na lądowanie 22 lipca na lotnisku w Kuovila. Już pierwszego dnia niemieckiej agresji na ZSRR samoloty radzieckie zaatakowały fińskie okręty wojenne i umocnienia brzegowe. Baterie artyleryjskie radzieckiej bazy na półwyspie Hanko rozpoczęły ostrzał fińskiego terytorium, a dzielni pogranicznicy naruszyli granicę w kilku miejscach. Finowie, beznadziejnie próbując zachować resztki neutralności, przez trzy dni cierpliwie znosili te łajdactwa. Armia fińska otrzymała rozkaz „unikania wszelkich działań, które mogłyby dać Rosjanom pretekst do prowokacji”. Fińscy dyplomaci we wszystkich stolicach wyrażali protesty i przedstawiali stanowisko swojego rządu. W rezultacie 24 lipca zarówno Londyn jak i Berlin uznały Finlandię za kraj neutralny. Ale Moskwy pokojowe rozwiązanie sytuacji nie zadowalało. Bez względu na przygotowania Finlandii do wojny powodem do rozpoczęcia działań wojennych stały się zmasowane radzieckie bombardowania, wszczęte 25 lipca 1941 r. Oczywiście — bez wypowiedzenia wojny. To tylko rządy obszarników i kapitalistów powinny przestrzegać zasad prawa międzynarodowego; pierwsza na świecie „republika ludu pracującego” z nikim nie walczyła, ona tylko „udzielała pomocy” uciskanym klasom. W Historii Leningradzkiego Okręgu Wojskowego z dumą oświadczono: 24 lipca (fiński ambasador próbował w tym czasie wyjaśnić z Wiaczesławem
Mołotowem, czy Finlandia może uważać się za państwo neutralne) Kwatera Główna Naczelnego Dowództwa informowała Rady Wojenne Frontu Północnego, Floty Północnej i Bałtyckiej, że na terytorium Finlandii koncentrują się niemieckie wojska i lotnictwo w celu uderzenia na Leningrad oraz zagarnięcia Murmańska i Kandałakszy. By uprzedzić ich atak, radzieckie lotnictwo na rozkaz Kwatery Głównej 25 lipca o świcie uderzyło na 18 lotnisk nieprzyjaciela, wykonując 487 lotów bojowych. Zniszczono 30 samolotów nieprzyjaciela na ziemi i 14 zestrzelono w walkach powietrznych. Ataki na wrogie lotniska kontynuowano w następnych dniach. Jednocześnie z powodzeniem „pobombardowano sobie” fińskie miasta, w tym Helsinki i Turku. Finowie zaliczyli 36 zestrzelonych bombowców, wykonujących zadania bojowe oczywiście bez osłony myśliwców. Ciekawe, że trzy dni wcześniej Stalin jeszcze obawiał się wszelkich prowokacji, a teraz rozkazał bombardować północnego sąsiada, niczego tak naprawdę nie wiedząc o jakichkolwiek planach „zagarnięcia Murmańska i Kandałakszy”. Ale za to święcie wierzył, że Armia Czerwona potężnymi uderzeniami przeniesie działania wojenne na cudze terytorium. Tego samego wieczoru na posiedzeniu fińskiego parlamentu oświadczono, że wojna zaczęła się tak samo jak poprzednia — wojna zimowa — od napadu ZSRR. 26 lipca prezydent Risto Heikki Ryti w radiowym wystąpieniu ogłosił oświadczenie o stanie wojny między Finlandią a Związkiem Radzieckim. Wojskom fińskim zezwolono na otwieranie ognia do jednostek naruszających granicę. Jednakże, zgodnie z radzieckim sposobem traktowania wydarzeń, agresorem — rzecz jasna — była Finlandia: Rząd radziecki i Najwyższe Dowództwo, nie chcąc dać armii fińskiej pretekstu do rozpoczęcia działań wojennych, rozkazały swoim wojskom nie otwierać ognia dopóty, dopóki fińskie wojska lądowe nie przejdą do ofensywy… 23 i 24 lipca lotnictwo fińskie próbowało bombardować Leningrad, Kronsztad i miasta Karelo–Fińskiej SRR. To wszystko jest po prostu kłamstwem. Finowie na ZSRR pierwsi nie napadali, a Leningradu i Kronsztadu przez całą wojnę konsekwentnie nie bombardowali ani razu. Specjalnym rozkazem kategorycznie zabroniono ich lotnictwu wojskowemu nawet przelotów nad miastem. Za najważniejszy cel Talvisoty[6] Finowie uznali przywrócenie terytoriów utraconych w wyniku Moskiewskiego Traktatu Pokojowego. Dalej wszystko zależało od przebiegu wojny i chęci Niemców dzielenia się zdobyczą z partnerami „braterstwa broni”. Plan kampanii fińskiej przewidywał trzy etapy: ofensywę na północ od jeziora Ładoga z wyjściem nad rzekę Świr’ i jezioro Onega; wyzwolenie Przesmyku Karelskiego; wkroczenie do Karelii. Ponieważ żadnych planów ofensywnych fiński Sztab Generalny do tej pory nie miał, musiał poświęcić trzy tygodnie na opracowanie operacji i przegrupowanie wojsk. Do wykonania pierwszego zadania skoncentrowano 100–tysięczną armię pod dowództwem szefa Sztabu Generalnego gen. bryg. Ajaxa Erika Heinrichsa. W jej skład weszły 6. i 7. korpus armijny, a także grupa „O” gen. bryg. Ojnonena. W sumie — pięć dywizji i dwie brygady piechoty oraz brygada kawalerii.
Przeciwko nim stanęły: 54., 71. i 168. dywizja strzelecka, 26. (sortawalski) rejon umocnień obronnych i 55. mieszana dywizja lotnicza, podporządkowane 7. Armii gen. dyw. Filippa D. Gorielenki (1888–1956). Wychodzące na linię granicy państwowej wojska radzieckie nie oczekiwały szczególnych niespodzianek ze strony Finów, nie przygotowywały rubieży obronnych, nie miały żadnych informacji o nieprzyjacielu, nawet nie zauważyły skoncentrowanego 100– tysięcznego ofensywnego zgrupowania wojsk, zajmującego pozycje wzdłuż jedynej w tej okolicy linii kolejowej. 10 lipca armia gen. Heinrichsa przeszła do ofensywy, której najbliższym celem było wyjście na północno–wschodni brzeg jeziora Ładoga, a później rozwinięcie uderzenia na Pietrozawodsk i Ołoniec. Główny atak na miejsce styku 71. i 168. dywizji radzieckiej prowadził 6. korpus gen. bryg. Hiagglunda, wzmocniony przez brygadę piechoty. Wojska gen. Gorielenki, rozciągnięte na szerokim froncie (tylko 71. dywizja utrzymywała 125 km granicy), nie potrafiły odeprzeć uderzenia i zaczęły wycofywać się na wschód i południowy wschód. Przez powstałą w ten sposób wyrwę przeciwnik ruszył w stronę stacji Łojmoła i 14 lipca przeciął jedyną linię kolejową w strefie działania 7. Armii. 16 lipca Finowie zajęli Pitkjarantę, dotarli do brzegu Ładogi, a walcząca w awangardzie 1. brygada piechoty płk. Larusa doszła do rzeki Łoksa. Armia Gorielenki została rozdzielona na dwie części. Grupa sortawalska (168. dywizja strzelecka, 74. samodzielny batalion zwiadu, jeden pułk 71. dywizji strzeleckiej i jej jednostki wsparcia) utraciła kontakt z podstawowymi siłami, wobec czego 21 lipca podporządkowano ją 23. armii. Finowie nadal rozwijali natarcia w trzech kierunkach: na Pietrozawodzk, Ołoniec i Sortawalsk. W tej sytuacji Rada Wojenna Frontu Północnego wzmocniła 7. Armię jednym pułkiem 198. dywizji zmechanizowanej, pułkiem 36. brygady przedwczołgowej, dwoma batalionami strzelców górskich, dwiema kompaniami czołgów i pociągiem pancernym. Dla likwidacji wdarcia się nieprzyjaciela z jednostek i pododdziałów skierowanych na przesmyk między jeziorami Onega i Ładoga sformowano dwie grupy operacyjne: pietrozawodzką gen. bryg. M. A. Antoniuka oraz południową gen. bryg. W. D. Cwietajewa (1893–1950). Grupy te uderzeniami ze wschodu i południowego wschodu miały zniszczyć oddziały wroga, wtargnąć w rejon Wiedłoziero–Salmi i później zdobyć stację Lojmoła. 23 lipca wojska 7. Armii, po przygotowaniu artyleryjskim, przeszły do kontrofensywy. Jednostkom pietrozawodzkiej grupy operacyjnej podczas dwóch dni walk udało się przesunąć kilka kilometrów na zachód. Wojska grupy południowej nie zdołały przejść do przodu, a 24 lipca zostały odrzucone na wschodni brzeg rzeki Tułoksa. By wesprzeć grupę Cwietajewa, na tyły i skrzydło fińskiego 6. korpusu, na wyspy Lunkulunsari i Mantinsari, kutry ładoskiej flotylli wojennej wysadziły desant dwóch batalionów 4. brygady piechoty morskiej gen. bryg. B. N. Nienaszewa. Uczyniono to w