matern_anna

  • Dokumenty107
  • Odsłony12 981
  • Obserwuję15
  • Rozmiar dokumentów143.6 MB
  • Ilość pobrań7 942

04. Confess - Rozdział 8, 9 i 10

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :245.0 KB
Rozszerzenie:pdf

04. Confess - Rozdział 8, 9 i 10.pdf

matern_anna Dokumenty ROMANS Colleen Hoover Confess
Użytkownik matern_anna wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 32 stron)

Tłumaczenie: marika1311 Strona 1 Rozdział ósmy OWEN - Jest tu ktoś, kto należy do ciebie. Zajmuje mi chwilę, zanim rozbudzam się na tyle, by rozumieć coś z telefonu w środku nocy. Siadam na łóżku i pocieram oczy. - Harrison? - Spałeś? – pyta zdumiony. – Nie ma jeszcze nawet pierwszej w nocy. Przerzucam nogi przez krawędź łóżka i przykładam dłoń do czoła. - Miałem ciężki tydzień. Nie spałem za wiele. – wstaję i rozglądam się w poszukiwaniu swoich jeansów. – Czemu dzwonisz? Nie odpowiada, a ja słyszę szmery w tle. - Nie! Nie możesz tego dotykać! Usiądź! Odsuwam telefon od ucha, żeby ochronić swoją błonę bębenkową. - Owen, lepiej przywlecz tu swój tyłek. Zamykam za piętnaście minut, a ona nie przyjęła zbyt dobrze ostatniego zamówienia. - O czym ty gadasz? O kim? I wtedy do mnie dociera. Auburn. - Cholera. Zaraz tam będę. Harrison rozłącza się bez pożegnania, a ja wciągam koszulkę przez głowę i zbiegam w dół po schodach. Czemu tam jesteś, Auburn? I czemu jesteś tam sama? Dochodzę do frontowych drzwi i butem odsuwam na bok kupkę wyznań, które piętrzą się na podłodze. Zwykle dostaję około dziesięciu w dni robocze, ale sobota potraja tę liczbę. Zwykle odkładam je wszystkie na bok bez czytania, dopóki nie jestem gotowy, by zacząć nowy obraz, ale jedna z kartek przykuwa mój wzrok. Zauważam ją, bo widzę na niej moje imię, więc ją podnoszę. Poznałam naprawdę świetnego kolesia trzy tygodnie temu. Nauczył mnie tańczyć, przypominając mi, jakie to uczucie z kimś flirtować, odprowadził mnie do domu, sprawił, że się uśmiechałam, a potem JESTEŚ DUPKIEM, OWEN! P.S. Twoje inicjały są głupie.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 2 Wyznania powinny być anonimowe, Auburn. To takie nie jest. I chociaż mam ochotę wybuchnąć śmiechem, to jednak przypomina mi to o tym, jak bardzo ją zawiodłem i że prawdopodobnie jestem ostatnią osobą, którą ona chce zobaczyć. I tak przechodzę przez ulicę i otwieram drzwi do baru, natychmiast się za nią rozglądając. Harrison zauważa, że się zbliżam i kiwa głową w kierunku toalety. - Ukrywa się przed tobą. Rozmasowuję sobie kark dłonią i zerkam w tamtym kierunku. - Co ona tu robi? Harrison wzrusza ramionami. - Chyba świętuje swoje urodziny. To są chyba jakieś jaja. Mógłbym czuć się jeszcze gorzej? - To jej urodziny? – pytam, zaczynając iść w stronę łazienek. – Dlaczego nie zadzwoniłeś do mnie wcześniej? - Kazała mi przysiąc, że tego nie zrobię. Pukam w drzwi od toalety, ale odpowiada mi cisza. Powoli otwieram je pchnięciem i natychmiast widzę jej stopy wystające z ostatniej kabiny. Cholera, Auburn. Pędzę do miejsca, w którym ona się znajduje, ale tak samo szybko zatrzymuję się, kiedy widzę, że nie zemdlała. W rzeczywistości jest całkowicie przytomna. Wygląda na trochę zbyt rozluźnioną jak na kogoś rozpartego na podłodze w łazience w barze. Opiera głowę o ścianę i patrzy na mnie. Nie jestem zaskoczony gniewem w jej oczach. Ja też prawdopodobnie nie chciałbym teraz ze sobą rozmawiać. W zasadzie nie będę nawet próbował zmusić jej do rozmowy ze mną. Po prostu usiądę obok niej i będę tak siedział. Obserwuje mnie, kiedy podchodzę i siadam bezpośrednio przed nią. Przyciągam do siebie kolana i owijam wokół nich ramiona, a następnie opieram głowę o kabinę. Nie odwraca ode mnie wzroku, nie odzywa się, nie uśmiecha. Bierze po prostu oddech i powoli kręci głową, z najmniejszym śladem rozczarowania. - Wyglądasz jak gówno, Owen. Uśmiecham się, bo nie brzmi na tak pijaną, jaką obawiałem się ją zobaczyć. Ale prawdopodobnie ma rację. Nie zaglądałem w lustro przez ponad trzy dni. To się zdarza, kiedy nadrabiam zaległości w pracy. Nie ogoliłem się, więc na pewno mam na twarzy kilkudniowy zarost. Chociaż ona nie wygląda jak gówno i prawdopodobnie powinienem powiedzieć to na głos. Wygląda na smutną i trochę pijaną, ale jak na dziewczynę rozwaloną na podłodze w łazience barowej, wygląda cholernie seksownie.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 3 Wiem, że powinienem ją przeprosić za to, co zrobiłem. Wiem, że to jedyna rzecz, która powinna w tej chwili wyjść z moich ust, ale boję się, że kiedy przeproszę, to ona zacznie zadawać pytania, a nie chcę musieć powiedzieć jej prawdy. Raczej wolałbym, żeby była rozczarowana tym, że ją wystawiłem, niż gdyby miała poznać prawdziwy powód tego wystawienia. - Wszystko w porządku? Przewraca oczami i wbija wzrok w sufit. Widzę, że mruga, próbując nie pozwolić płynąć łzom. Unosi dłonie do twarzy i pociera nimi swoje policzki, próbując się otrzeźwić, a może dlatego, że jest sfrustrowana tym, że się tu pojawiłem. Prawdopodobnie jedno i drugie. - Wystawiono mnie dziś. Wciąż patrzy się na sufit. Nie jestem pewny, jak się czuć w związku z jej wyznaniem, ale moja pierwsza reakcja to zazdrość i wiem, że to nie fair. Po prostu nie podoba mi się myśl, że jest tak zdenerwowana na kogoś, kto nie jest mną, kiedy tak naprawdę to nie moja sprawa. - Wystawił cię jakiś facet, więc spędzasz resztę nocy, upijając się w barze? To do ciebie niepodobne. Jej podbródek natychmiast opada do klatki, a ona patrzy na mnie pod rzęs. - Nie wystawił mnie facet, Owen. To bardzo aroganckie z twojej strony. I dla twojej informacji, zdarza mi się pić. Po prostu nie lubię twoich drinków. Nie powinienem się skupiać na tym jednym słowie w zdaniu, ale… - Wystawiła cię dziewczyna? Nie mam nic przeciwko lesbijkom, ale proszę, nie bądź nią. Nie tak to sobie wyobrażałem między nami. - Dziewczyna też nie. – odpowiada. – Wystawiła mnie suka. Wielka, wredna, samolubna suka. Jej słowa sprawiają, że się uśmiecham, chociaż nie powinienem. W jej sytuacji nie ma nic wartego uśmiechu, ale sposób, w jaki marszczy nos, kiedy kogoś obraża, jest naprawdę uroczy. Prostuję nogi, umieszczając je po zewnętrznych stronach jej nóg. Wygląda na tak pokonaną, na jakiego ja się czuję. Ale z nas parka. Cholernie chcę powiedzieć jej prawdę, ale wiem też, że to nie poprawi między nami i tak już złej sytuacji. Prawda jest mniej sensowna niż kłamstwo, a ja już nawet nie wiem, którego z nich powinienem używać. Wiem jedynie to, że nieważne, czy Auburn jest wściekła, szczęśliwa, smutna czy podekscytowana, to promieniuje z niej ta uspokajająca energia. Każdego dnia swojego życia czuję się tak, jakbym wchodził po ruchomych schodach, które wciąż poruszają się w dół. I nieważne jak szybko biegnę, żeby spróbować dotrzeć na szczyt, pozostaję w tym samym miejscu, biegnąc donikąd. Ale kiedy jestem z nią, wcale nie czuję się jak na schodach. Czuję się tak, jakbym szedł po chodniku, bez wysiłku po prostu parł na przód. Jakbym w końcu mógł się zrelaksować, wziąć oddech i nie czuć tego stałego ciśnienia, żeby sprintem biec w celu uniknięcia uderzenia o dno. Jej obecność mnie uspokaja, relaksuje, sprawia, że czuję się tak, jakby inne rzeczy nie były takie trudne, jakie wydają się być, gdy nie ma jej w pobliżu. Więc bez względu na to, jak żałośni

Tłumaczenie: marika1311 Strona 4 możemy się komuś wydawać w tej chwili, siedzący na podłodze w damskiej toalecie, to nie ma żadnego innego miejsca, w którym chciałbym być. - OMG. – pochyla się, żeby pociągnąć mnie za włosy. Wykrzywia twarz w dezaprobacie, a ja nie rozumiem, dlaczego moje włosy tak jej się nie podobają. – Musimy naprawić ten bałagan. – mamrocze. Opiera jedną dłoń o ścianę, a drugą o moje ramię i podnosi się, stając na nogi. Sięga po moją dłoń. - Chodź, Owen. Naprawię twój bałagan. Naprawdę nie wiem, czy jest na tyle trzeźwa, by to zrobić. Ale nie szkodzi, bo wciąż idę swoim chodnikiem, więc bez wysiłku pójdę za nią wszędzie tam, gdzie ona będzie tego chciała. - Umyjmy nasze ręce, Owen. Podłoga jest obrzydliwa. – podchodzi do zlewu i tryska mydłem na moje dłonie. Zerka na mnie w lustrze, po czym spuszcza wzrok na moje ręce. – Masz mydło. – mówi, rozcierając je po mojej dłoni. Nie mogę się odezwać. Nie mam pojęcia, ile ona wypiła, ale nie takiej interakcji się po niej spodziewałem. Zwłaszcza po przeczytaniu wyznania, które mi zostawiła. Myjemy dłonie w ciszy. Wyciąga dwa ręczniki papierowe i wręcza mi jeden z nich. - Osusz ręce, Owen. Biorę od niej papier i robię to, co każe. Jest pewna siebie i teraz przejmuje dowodzenie i myślę, że najlepiej zostawić to tak, jak jest. Dopóki nie rozgryzę jej poziomu trzeźwości, nie chcę zrobić nic, co wywoła dowolny typ reakcji niż ten, który otrzymuję teraz. Podchodzę do drzwi i je otwieram. Ona odchodzi od zlewu i widzę, że lekko się chwieje, więc podtrzymuje się ściany. Natychmiast spuszcza wzrok na swoje buty i się na nie gapi. - Cholerne obcasy. – mamrocze. Tyle że nie ma ubranych wysokich butów. Ma założone czarne, niskie balerinki, ale i tak je obwinia. Wchodzimy z powrotem do baru, a Harrison już go zamknął i zgasił niektóre światła. Unosi brwi, kiedy przechodzimy obok niego. - Harrison? – mówi do niego, wskazując palcem w jego kierunku. - Auburn. – odpowiada ten stanowczo. Ona macha palcem i widzę, że Harrison ma ochotę się roześmiać, ale się powstrzymuje. - Dopisz te cudowne drinki do mojego rachunku, dobrze? Potrząsa głową. - Na koniec nocy zamykamy wszystkie rachunki. Auburn gładzie ręce na biodrach i wydyma wargę. - Ale ja nie mam pieniędzy. Zgubiłam torebkę. Harrison pochyla się i wyciąga jej torebkę spod baru. - Nie zgubiłaś. – popycha ją po blacie, a ona się na nią gapi, zupełnie jakby była zmartwiona, że wcale jej nie zgubiła.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 5 - No cóż. Cholera. Teraz muszę ci zapłacić. – podchodzi bliżej i bierze do ręki swoją własność. – Zapłacę ci tylko za jeden drink, bo nie sądzę, żebyś dodał alkoholu do tego drugiego. Harrison spogląda na mnie i przewraca oczami. Przesuwa pieniądze z powrotem do niej. - Na koszt firmy. Wszystkiego najlepszego. – mówi. – A żeby było jasne, to wypiłaś trzy drinki. Wszystkie z alkoholem. Zarzuca sobie torebkę na ramię. - Dziękuję. Jesteś jedyną osobą w całym stanie Teksas, która złożyła mi dziś życzenia. Czy jest możliwe, żebym nienawidził siebie jeszcze bardziej, niż robiłem to trzy tygodnie temu? Tak. Absolutnie. Odwraca się i unosi podbródek, kiedy widzi wyraz mojej twarzy. - Czemu jesteś taki smutny, Owen? Idziemy naprawić twój bałagan, pamiętasz? – podchodzi do mnie bliżej i łapie mnie za rękę. – Na razie, Harrison. Nienawidzę cię za to, że do niego zadzwoniłeś. Harrison uśmiecha się i rzuca mi nerwowe spojrzenie, jakby chciał powiedzieć „powodzenia”. Wzruszam ramionami i pozwalam jej pociągnąć mnie w kierunku wyjścia. - Dostałam dziś prezenty z Portland. – mówi, kiedy jesteśmy blisko drzwi. – Ludzie w Portland mnie kochają. Moja mama i tata. Brat i siostry. Popycham drzwi i czekam, aż ona wyjdzie pierwsza. Jest pierwszy dzień września – wszystkiego najlepszego – i noc jest chłodna, nietypowo dla Teksasu. - Ale jak wiele ludzi z Teksasu, którzy twierdzą, że mnie kochają, dali mi prezent? Zaryzykuj i zgadnij. Naprawdę nie mam ochoty zgadywać. Odpowiedź jest oczywista, a ja chcę naprawić fakt, że nie otrzymała prezentu. Powiedziałbym, że powinniśmy teraz iść po jakiś teraz, ale nie kiedy jest pijana i wściekła. Patrzę na nią, kiedy pociera dłońmi nagą skórę ramion i spogląda w niebo. - Nienawidzę twojej teksańskiej pogody, Owen. Jest głupia. W ciągu dnia jest gorąco, w nocy chłodno, a przez resztę czasu jest niepewna. Chcę jej powiedzieć, że połączenie nocy i dnia daje niewiele miejsca na „resztę czasu”. Ale nie sądzę, że w tym momencie jest dobra. Prowadzi mnie w kierunku, w którym nie ma ani mojego studia, ani jej mieszkania. - Gdzie idziemy? Puszcza moją rękę i zwalnia, dopóki nie idziemy obok siebie. Chcę ją objąć, żeby nie potknęła się na swoich „obcasach”, ale wiem też, że prawdopodobnie powoli trzeźwieje, więc pewnie niedługo wróci do siebie. Wątpię, żeby chciała mnie obok siebie, a tym bardziej mojego ramienia dookoła niej. - Prawie jesteśmy na miejscu. – stwierdza, grzebiąc w swojej torebce. Potyka się kilka razy i za każdym potknięciem wyrzucam ręce w powietrze, przygotowując się do tego, by ją złapać, ale zawsze jakoś odzyskuje równowagę.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 6 Wyciąga dłoń z torebki i unosi ją do góry, kołysząc zestawem kluczy przed moją twarzą na tyle blisko, że dotykają mojego nosa. - Klucze. – mówi. – Znalazłam. Uśmiecha się tak, jakby była z siebie dumna, więc uśmiecham się razem z nią. Macha dłonią przed moją piersią, więc się zatrzymuję. Wskazuje palcem na salon, przed którym stoimy, a moja dłoń od razu wystrzela w górę, do moich włosów, w odruchu obronnym. Wkłada klucz do zamka i niestety, drzwi otwierają się z łatwością. Popycha je i pokazuje mi, bym wszedł pierwszy. - Włącznik światła jest na lewo od drzwi. – mówi. Odwracam się więc w lewo. – Nie, O-wen. To drugie lewo. Powstrzymuję się, żeby się nie uśmiechnąć, po czym sięgam w prawą stronę i zapalam światło. Patrzę, jak podchodzi do jednego ze stanowisk. Rzuca torebkę na blat, a następnie chwyta oparcie jednego z krzeseł i obraca je w moją stronę. - Siadaj. Jest naprawdę niedobrze. Jaki facet pozwoliłby pijanej dziewczynie zbliżyć się do siebie z nożyczkami? Taki, który wystawił tę pijaną dziewczynę i czuje się przez to naprawdę winny. Biorę głęboki oddech i siadam na wskazanym miejscu. Okręca mnie, dopóki nie siedzę bezpośrednio przed lustrem. Trzyma w dłoniach grzebień i nożyczki, jakby była chirurgiem próbującym zdecydować, którego narzędzia użyć. - Naprawdę się zapuściłeś. – mówi, zostawiając w dłoni grzebień. Stoi przede mną i koncentruje się na moich włosach, kiedy zaczyna je rozczesywać. – Kąpiesz się chociaż? Wzruszam ramionami. - Okazjonalnie. Potrząsa głową, rozczarowana i sięga za siebie, by ponownie wziąć do ręki nożyczki. Kiedy znowu obraca się w moją stronę, ma skupioną minę. Jak tylko przybliża nożyczki do mojej głowy, panikuję i próbuję wstać. - Owen, przestań. – mówi, kładąc dłonie na moich ramionach i zmuszając mnie, bym z powrotem usiadł. Ruchami ramienia staram się delikatnie strząsnąć jej ręce, więc mogę wstać, ale znowu popycha mnie na krzesło. Nadal trzyma nożyczki w lewej dłoni i chociaż wiem, że to nie jest celowe, to jednak są zbyt blisko mojego gardła, bym czuł się komfortowo. Jej dłonie leżą na mojej klatce i widzę, że wkurzyłem ją moją nieudaną próbą ucieczki. - Musisz się ostrzyc, Owen. – mówi. – Nie ma sprawy. Nie wezmę od ciebie pieniędzy, potrzebuję praktyki. – unosi jedną nogę i przyciska kolano do mojego uda, po czym to samo robi z drugą nogą. – Siedź spokojnie. – teraz, gdy fizycznie zablokowała mnie na krześle, unosi się trochę i zaczyna bawić się moimi włosami. Nie musi się martwić o to, że nadal będę próbował uciec, teraz, gdy siedzi na moich kolanach. To się nie wydarzy. Jej klatka piersiowa jest przed moimi oczami, a nawet jeśli jej bluzka zapinana na guziki nie odsłania zbyt wiele, ale sam fakt, że tak blisko mnie jest ta intymna część jej ciała sprawia, że

Tłumaczenie: marika1311 Strona 7 czuję się, jakbym był przyklejony do krzesła. Delikatnie unoszę dłonie do jej talii, żeby ją podtrzymać. Kiedy ją dotykam, przerywa to, co robi i zerka na mnie. Żadne z nas się nie odzywa, ale wiem, że też to czuje. Jestem zbyt blisko jej klatki piersiowej, żeby nie zauważyć jej reakcji. Jej oddech jest tak samo przerywany, jak mój. Jak tylko nasze spojrzenia się spotykają, nerwowo odwraca spojrzenie i zaczyna podcinać moje włosy. Mogę szczerze powiedzieć, że nigdy tak ktoś mi nie obcinał włosów. U fryzjera męskiego nie są tak uprzejmi. Czuję ruchy nożyczek na swoich włosach, a ona wzdycha. - Masz naprawdę grube włosy, Owen. – mówi to tak, jakby to była moja wina i to ją denerwowało. - Nie powinnaś ich najpierw zmoczyć? Jak tylko zadaję to pytanie, Auburn zamiera. Obniża się, aż jej uda nie dotykają łydek. Siedzimy teraz oko w oko. Moje dłonie wciąż trzymają jej talię, ona wciąż siedzi na moich kolanach, a ja wciąż cieszę się z tej pozycji dla spontanicznego cięcia włosów, ale z nagłego drżenia jej dolnej wargi widzę, że tylko ja się cieszę. Jej ramiona bezwładnie opadają, a nożyczki i grzebień wypadają z jej rąk na podłogę. Widzę, że w jej oczach pojawiają się łzy i nie wiem, co zrobić, żeby je powstrzymać, bo nie jestem pewny, co je wywołało. - Zapomniałam je zmoczyć. – mówi, dąsając się. Zaczyna kręcić przecząco głową. – Jestem najgorszą fryzjerką na całym świecie, Owen. A teraz płacze. Unosi dłonie do twarzy, próbując zakryć swoje łzy albo zażenowanie. Lub oba. Pochylam się i odciągam jej ręce. - Auburn. Nie otwiera oczu, by na mnie spojrzeć. Trzyma głowę spuszczoną i potrząsa nią, odmawiając mi odpowiedzi. - Auburn. – mówię ponownie, tym razem unosząc ręce do jej policzków. Trzymam jej twarz w swoich dłoniach, zachwycając się delikatnością jej skóry. Jakby połączenie jedwabiu, satyny i grzechu, przyciskanych do moich rąk. Boże, nienawidzę tego, że już to aż tak spieprzyłem. Nienawidzę tego, że nie mam pojęcia, jak to naprawić. Przyciągam ją do siebie i, co jest zaskakujące, pozwala mi na to. Ręce wciąż trzyma spuszczone wzdłuż tułowia, ale twarz chowa w zagłębieniu mojej szyi i dlaczego to spieprzyłem, Auburn? Gładzę ją po plecach, po czym przechodzę dłońmi do tyłu jej głowy i przysuwam usta do jej ucha. Musi mi wybaczyć, ale nie wiem, czy będzie mogła to zrobić, nie otrzymując wyjaśnienia. Jedynym problemem jest to, że ja czytam wyznania. Nie jestem przyzwyczajony do ich zapisywania, a już na pewno nie do mówienia o nich. Ale wciąż chcę, by wiedziała, że chciałbym, by rzeczy miały się inaczej. Chciałbym, by były inne trzy tygodnie temu. Trzymam ją ciasno, żeby mogła czuć szczerość w moich oczach. - Przepraszam, że nie przyszedłem.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 8 Natychmiast sztywnieje, jakby moje przeprosiny sprawiły, że wytrzeźwiała. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Uważnie obserwuję, jak powoli się unosi i trochę się ode mnie odsuwa. Czekam na odpowiedź lub jakąś reakcję z jej strony, ale ona jest pełna rezerwy. Nie winię jej. Nie jest mi niczego winna. Odwraca w głowę w lewo tak, żeby strząsnąć z niej moją dłoń. Zabieram więc rękę, a ona łapie się krzesła i odpycha od niego, wstając. - Dostałeś moje wyznanie, Owen? – jej głos jest stanowczy, bez względu na ilość łez, które wylała zaledwie przed chwilą. - Tak. Kiwa głową, zaciskając usta w cienką linię. Zerka na swoją torebkę, po czym bierze ją do ręki. Chwyta też klucze. - To dobrze. – zaczyna iść w kierunku drzwi. Powoli wstaję, bojąc się spojrzeć w lustro na niedokończone ścięcie włosów. Na szczęście wyłącza światła, zanim mam okazję na siebie spojrzeć. – Idę do domu. – mówi, trzymając otwarte drzwi. – Nie czuję się za dobrze.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 9 Rozdział dziewiąty AUBURN Mam czwórkę młodszego rodzeństwa, którzy mają od sześciu do dwunastu lat. Kiedy ja się urodziłam, moi rodzice wciąż byli w liceum i z następnymi dziećmi zaczekali kilka lat. Żadne z moich rodziców nie poszło na studia, a ojciec pracuje w firmie produkcyjnej, odkąd skończył osiemnaście lat. Przez to żyliśmy o ograniczonym budżecie. Bardzo surowym. Takim, który nie pozwalał na włączanie klimatyzatora na noc. „Po to są okna” – mówił mój ojciec za każdym razem, kiedy ktoś narzekał. Mogłam przejąć po nim zwyczaj liczenia każdego grosza, ale tak naprawdę nie było to problemem, odkąd zamieszkałam z Emory. Była o krok od bycia wyeksmitowaną po tym, jak jej poprzednia współlokatorka przerwała swoją połowę leasingu, więc takie rzeczy jak klimatyzacja nie są brane pod uwagę jako potrzeby. To luksusy. I nie było z tym problemu, kiedy mieszkałam w Portland, ale mieszkanie w Teksasie, gdzie jest dwubiegunowa pogoda przez cały miesiąc sprawiło, że musiałam dostosować się do warunków spania. Zamiast korzystać z kołdry, śpię pod kilkoma warstwami prześcieradeł. W ten sposób, jeśli w nocy zrobi się gorąco, mogę po prostu zrzucić z siebie jedno czy dwa. Więc dlaczego jest mi teraz tak zimno? I dlaczego jestem owinięta w coś, co chyba jest kołdrą? Za każdym razem, gdy próbuję otworzyć oczy, żeby znaleźć odpowiedzi na swoje pytania, ponownie zasypiam, bo nigdy nie czułam, że tak mi wygodnie. Jakbym była małym cherubinkiem śpiącym spokojnie ma miękkiej chmurce. Chwila. Nie powinnam czuć się jak anioł. Umarłam? Siadam prosto na łóżku i otwieram oczy. Jestem zbyt zdezorientowana i przestraszona, by się poruszyć, więc utrzymuję głowę w kompletnym bezruchu, a oczami przesuwam po pomieszczeniu. Widzę kuchnię, drzwi do łazienki i schody, prowadzące do studia. Jestem w mieszkaniu Owena. Dlaczego? Jestem w wielkim, wygodnym łóżku Owena. Dlaczego? Natychmiast się odwracam, żeby spojrzeć na drugą stronę łóżka, ale Owena tam nie ma. Dzięki Bogu. Następnie sprawdzam swoje ubrania. Wciąż mam je na sobie. Dzięki Bogu. Myśl, myśl, myśl. Dlaczego tu jesteś, Auburn? I dlaczego czujesz się tak, jakby ktoś przez całą noc używał twojej głowy jako trampoliny? Powoli wszystko do mnie wraca. Najpierw przypominam sobie o tym, że zostałam wystawiona. Suka. Pamiętam Harrisona. Pamiętam bieg do łazienki po tym, jak mnie zdradził i zadzwonił do

Tłumaczenie: marika1311 Strona 10 Owena. Nienawidzę Harrisona. Pamiętam także, że byliśmy w salonie i… o Boże. Serio, Auburn? Serio? Byłam na jego kolanach. Siedziałam na jego kolanach i obcinałam mu cholerne włosy. Unoszę dłoń do czoła. To by było na tyle. Nigdy więcej nie będę pić. Alkohol sprawia, że ludzie robią głupie rzeczy, a ja nie mogę sobie pozwolić, by być przyłapaną na robieniu głupot. Mądrą rzeczą, którą powinnam teraz zrobić, jest zabranie się stąd jak najszybciej, co jest do bani, bo chciałabym móc zabrać to wygodne łóżko ze sobą. Cicho się z niego zsuwam i ruszam w kierunku toalety. Zamykam za sobą drzwi i od razu zaczynam przeszukiwać szuflady, żeby znaleźć nieużywaną szczoteczkę, ale zostaję z pustymi rękami. Zamiast tego używam swojego palca, pasty do zębów oraz bezbożną ilość niesamowicie miętowego płynu do płukania ust. Owen ma doskonały gust co do przyborów w łazience, to na pewno. A swoją drogą, gdzie on w ogóle jest? Kiedy kończę w łazience, wychodzę i rozglądam się w poszukiwaniu moich butów. Znajduję je w nogach jego łóżka. Mogłabym przysiąc, że w pewnym momencie wczoraj w nocy miałam ubrane obcasy. Taa, zdecydowanie więcej nie piję. Idę w stronę schodów, mając nadzieję, że Owena nie w studiu. Nie wygląda na to, żeby tu był, więc może wyszedł, żeby uniknąć stanięcia ze mną twarzą w twarz, kiedy się obudzę. Najwyraźniej ma swoje powody, by się nie pojawić, więc wątpię, żeby teraz zmienił zdanie co do tego, co czuje. Co oznacza, że to prawdopodobnie najlepsza okazja, by się stąd do cholery wydostać i nigdy nie wracać. - Nie możesz ciągle mnie unikać, Owen. Musimy o tym porozmawiać przed poniedziałkiem. Zatrzymuję się u szczytu schodów i przyciskam plecy do ściany. Cholera. Owen wciąż tu jest, co więcej, na towarzystwo. Czemu, czemu, czemu? Chcę stąd po prostu wyjść. - Wiem, jakie mam opcje, tato. Tato? Świetnie. Ostatnią rzeczą, jaką mam ochotę zrobić, to przejść się ścieżką wstydu tuż przed jego bzikującym ojcem. Niedobrze. Słyszę zbliżające się kroki, więc natychmiast zaczynam ponownie wspinać się po schodach, ale kroki oddalają się tak szybko, jak się zbliżyły. Zatrzymuję się, ale wtedy kroki znowu stają się głośniejsze. Biorę kolejne dwa kroki w górę, ale te znowu się oddalają. Ktokolwiek tak chodzi, po prostu krąży po pokoju. W końcu staje w miejscu. - Muszę się przygotować do zamknięcia studia. – mówi Owen. – Może minąć kilka miesięcy, zanim będę mógł je ponownie otworzyć, więc naprawdę chcę się po prostu dzisiaj na tym skupić. Zamknąć studio? Przyłapuję się na skradaniu w dół po schodach, by usłyszeć więcej z rozmowy. Jestem tak nietypowo dla siebie wścibska, że czuję się w tej chwili trochę jak Emory. - Studio jest ostatnią rzeczą, jaką powinieneś się w tej chwili martwić. – odpowiada jego ojciec ze złością. Więcej kroków. - To jedyna rzecz, o którą się teraz martwię. – mówi głośno Owen. Brzmi na nawet jeszcze bardziej wściekłego niż jego tata. Kroki się zatrzymują.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 11 Mężczyzna wzdycha tak ciężko, że mogłabym przysiąc, że słyszałam echo tego dźwięku w całym studio. Zalega długa cisza, zanim ponownie się odzywa. - Masz opcje, Owen. Ja tylko próbuję ci pomóc. Nie powinnam tego słuchać. Nie jestem typem osoby, która ingeruje w czyjąś prywatność i czuję się z tego powodu winna. Ale nie mogę się zmusić, by wrócić na górę. - Próbujesz mi pomóc? – pyta Owen, śmiejąc się z niedowierzeniem. Najwyraźniej nie spodobało mu się to, co powiedział jego ojciec. Lub czego nie powiedział. – Chcę, żebyś wyszedł, tato. Moje serce podskakuje tak bardzo, że czuję je w gardle. Mój żołądek podpowiada mi, żeby znaleźć alternatywną drogę ucieczki. - Owen… - Wyjdź! Zaciskam powieki. Nie wiem, kogo jest mi teraz żal – Owena, czy jego ojca. Nie wiem, o co się kłócili i oczywiście to nie jest moja sprawa, ale jeśli za chwilę mam stanąć twarzą w twarz z Owenem, to muszę się przygotować na jakikolwiek nastrój, w jakim on będzie. Kroki. Znowu słyszę kroki, ale niektóre zmierzają do wyjścia, a niektóre… Powoli otwieram jedno oko, potem drugie. Próbuję się do niego uśmiechnąć, bo wygląda na cholernie pokonanego, kiedy tak stoi u dołu schodów i patrzy na mnie. Ma ubraną niebieską czapkę baseballową, którą unosi i obraca daszkiem do tyłu. Ściska swój kark i wzdycha. Nigdy wcześniej nie widziałam go w żadnym nakryciu głowy, ale dobrze tak wygląda. Z jakiegoś powodu ciężko sobie wyobrazić artystę w czapce z daszkiem. Ale on nim jest, a czapka zdecydowanie mu pasuje. Nie wygląda na tak wściekłego, na jakiego brzmiał jakąś minutę temu, ale zdecydowanie wygląda na zestresowanego. Nie wydaje się być tym samym facetem, którego poznałam trzy tygodnie temu. - Przepraszam – mówię, próbując przygotować sobie usprawiedliwienie, dlaczego tutaj stoję i podsłuchuję. – Już miałam wychodzić, kiedy usłyszałam… Podchodzi na kilka kroków, zbliżając się do mnie, więc milknę. - Dlaczego wychodzisz? Oczami szuka mojego spojrzenia i wygląda na rozczarowanego. Jestem zdezorientowana jego reakcją, bo założyłam, że chce, żebym wyszła. I szczerze mówiąc, to nie wiem, dlaczego wygląda na speszonego, że wolałabym stąd wyjść po tym, jak przez trzy tygodnie się do mnie nie odzywał. Nie może spodziewać się, że będę chciała zostać tu i spędzić z nim dzień. Wzruszam ramionami, nie bardzo wiedząc, co właściwie odpowiedzieć. - Ja tylko… obudziłam się i… i chcę wyjść. Owen kładzie dłoń na dole moich pleców i popycha mnie, bym weszła do góry po schodach. - Nigdzie nie idziesz. – mówi.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 12 Próbuje zmusić mnie, bym się ruszyła, ale odpycham jego rękę. Bardziej niż prawdopodobne jest to, że widzi szok malujący się na mojej twarzy, bo nie zamierzam wykonywać jego poleceń. Otwieram usta, żeby się odezwać, ale on mnie uprzedza. - Nie, dopóki nie naprawisz mojej fryzury. – dodaje. Och. Ściąga czapkę i przebiega dłonią po swoich nierówno ściętych włosach. - Mam nadzieję, że lepiej radzisz sobie z nożyczkami, kiedy jesteś trzeźwa. Zakrywam usta dłonią, żeby stłumić śmiech. Z przodu i na środku ma wycięte dwa wielkie kosmyki włosów. - Tak mi przykro. Zniszczenie takich pięknych włosów jak jego, powinno zdecydowanie nadrobić to, że zachował się jak dupek trzy tygodnie temu. Teraz, jeśli tylko mogłabym dostać w swoje ręce włosy Lydii, czułabym się o wiele lepiej. Ponownie zakłada czapkę i zaczyna wchodzić po schodach. - Moglibyśmy pójść teraz? Dzisiaj mam wolne, więc mam czas, żeby naprawić szkody, które wyrządziłam jego włosom, ale to trochę podejrzane, że zjawię się w salonie wtedy, kiedy nie muszę. Emory zaznaczyła na planie, że ten weekend mam wolny, skoro miałam wczoraj urodziny. Prawdopodobnie zrobiła to, bo większość dwudziestojednolatków robią ciekawe rzeczy z okazji swoich urodzin i chcą mieć cały weekend na świętowanie. Mieszkamy razem od miesiąca, więc jeśli jeszcze tego nie zauważyła, to wkrótce odkryje, że nie mam życia i nie potrzebuję specjalnych dni na „dojście do siebie”. Zdaję sobie sprawę, że przestałam iść, a Owen jest na górze, więc wznawiam kroki i wchodzę z powrotem do jego mieszkania. Kiedy docieram do szczytu schodów, ponownie się zatrzymuję. Owen jest w trakcie zmieniania koszulki. Stoi obrócony do mnie plecami i ściąga przez głowę koszulkę poplamioną farbą. Patrzę, jak mięśnie w jego ramionach się poruszają i zastanawiam się, czy kiedykolwiek namalował siebie na obrazie. Kupiłabym to. Przyłapuje mnie na tym, że mu się przyglądam, kiedy obraca się, by wziąć inną bluzkę. Szybko odwracam wzrok, ale jest oczywiste, że się w niego wgapiałam, bo teraz mam przed sobą tylko białą ścianę, a on patrzy na mnie i och, mój Boże, chcę stąd po prostu wyjść. - Zgadzasz się? – pyta, z powrotem przyciągając do siebie moją uwagę. - Na co? – pytam szybko, czując ulgę na dźwięk naszych głosów, które teraz eliminują tą niezręczność, w której o mało co nie utonęłam. - Żebyśmy teraz poszli? Naprawić moją fryzurę? Wciąga koszulkę przez głowę, a ja jestem rozczarowana, że teraz muszę patrzeć na nudny, szary t-shirt, a nie na cudo pod nim. Co to za śmieszne, płytkie myśli, który nawiedzają mój mózg? Nie obchodzą mnie mięśnie, sześciopaki czy skóra, która wygląda na nieskazitelną, co sprawia, że mam ochotę ściągnąć tutaj jego ojca i przybić mu piątkę za stworzenie tak nienagannego syna.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 13 Odchrząkam. - Tak, możemy teraz iść. Nie mam planów. Wcale nie jesteś przez to bardziej żałosna, Auburn. Tak, przyznaj, że nie masz nic do robienia w sobotę, po tym, jak pożerałaś wzrokiem jego do połowy nagie ciało. Bardzo atrakcyjne. Podnosi czapkę i ją zakłada, po czym ubiera buty. - Gotowa? Kiwam potwierdzająco głową i odwracam się, żeby zejść na dół. Zaczynam nienawidzić tych schodów. Kiedy Owen otwiera frontowe drzwi, słońce świeci tak jasno, że zaczynam kwestionować własną śmiertelność i rozważać fakt, czy nie stałam się wampirem i w ciągu nocy. Zakrywam oczy przedramieniem i zamieram w pół kroku. - Cholera, ale jasno. Jeśli to jest kac, to nie mam pojęcia, jak ktokolwiek może zostać alkoholikiem. Owen zamyka drzwi i podchodzi do mnie. - Proszę. – umieszcza swoją czapkę na mojej głowie i zniża daszek, by zakryć moje oczy. – To powinno pomóc. Uśmiecha się, a ja dostrzegam jego przekrzywionego, lewego siekacza, który sprawia, że też się uśmiecham, pomimo faktu, że moja głowa nienawidzi mnie za poruszanie jakimikolwiek mięśniami. Unoszę dłoń, chwytam za daszek i ciągnę go jeszcze trochę niżej. - Dziękuję. Owen otwiera drzwi, a ja spuszczam wzrok na stopy, żeby uniknąć starcia ze słońcem. Wychodzę na zewnątrz i czekam, aż przekręci klucz w zamku, po czym zaczynamy iść. Na szczęście, idziemy w przeciwnym kierunku niż słońce, więc jestem w stanie podnieść wzrok i zwracać uwagę na to, dokąd zmierzamy. - Jak się czujesz? – pyta mnie. Zajmuje mi to około sześciu kroków, zanim mu odpowiadam. - Zdezorientowana. – mówię. – Dlaczego, do cholery, ludzie piją, jeśli tak się czują następnego dnia? Dalej liczę kroki – po około ośmiu Owen odpowiada. - To ucieczka. Zerkam na niego, ale szybko odwracam głowę, bo obracanie nią wcale nie jest przyjemne. - Rozumiem to, ale czy ucieczka na kilka godzin jest warta tego kaca następnego dnia? Jest cicho przez osiem kroków. Dziewięć. Dziesięć. Jedenaście. - Myślę, że to zależy od tego, od jakiej rzeczywistości starasz się uciec. To głęboka myśl, Owen.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 14 Pomyślałabym, że moja rzeczywistość jest dość do dupy, ale na pewno nie aż tak, by przeżywać taki poranek codziennie. Ale może to wyjaśnia, dlaczego ludzie stają się alkoholikami. Pijesz, żeby uciec przed emocjonalnym bólem, z którym się zmierzasz, a potem, kolejnego dnia, robisz to jeszcze raz, by pozbyć się bólu fizycznego. Więc pijesz coraz częściej i wkrótce chodzisz pijany przez cały czas, a to staje się tak złe – jeśli nie gorsze – jak rzeczywistość, od której starałeś się uciec. Tyle że teraz potrzebujesz ucieczki od ucieczki, więc znajdujesz coś nawet mocniejszego od alkoholu. I może tak alkoholicy zmieniają się w narkomanów. Błędne koło. - Chcesz o tym porozmawiać? – pyta. Nie popełniam błędu i nie patrzę na niego ponownie, ale jestem ciekawa, dokąd zmierza tym pytaniem. - O czym? - O tym, od czego zeszłej nocy próbowałaś uciec. – odpowiada, zerkając na mnie. Potrząsam przecząco głową. - Nie, Owen. Nie chcę. – tym razem na niego spoglądam, nawet jeśli wywołuje to ból w mojej głowie. – A ty chcesz porozmawiać o tym, dlaczego zamykasz studio? Zaskakuję go tym pytaniem. Widzę to w jego oczach, zanim odwraca wzrok. - Nie, Auburn. Nie chcę. Oboje się zatrzymujemy, kiedy docieramy do salonu. Kładę dłoń na drzwiach i ściągam jego czapkę z głowy. Zakładam mu ją, nawet jeśli muszę stanąć na palcach, żeby to zrobić. - Świetnie się rozmawiało. A teraz się zamknijmy i naprawmy twoje włosy. Przytrzymuje otwarte drzwi, bym weszła pierwsza. - Mniej więcej to samo miałem na myśli. Wchodzimy do salonu, a ja pokazuję mu, by szedł za mną. Teraz wiem, że jego włosy będą bardziej skore do współpracy, kiedy będą zmoczone, więc zabieram go prosto do pomieszczenia ze zlewem. Czuję, że Emory mnie obserwuje, kiedy ją mijamy, a ja się zastanawiam, dlaczego nie spanikowała, że nie wróciłam wczoraj na noc lub przynajmniej nie zadzwoniła z hasłem bezpieczeństwa. Zanim ma szansę, by na mnie nakrzyczeć, wyskakuję z przeprosinami, kiedy przechodzę obok miejsca, w którym ona stoi. - Przepraszam, że wczoraj nie zadzwoniłam. – mówię cicho. Zerka na Owena, który idzie za mną. - Bez obaw. Ktoś upewnił się, żebym wiedziała, że żyjesz. Natychmiast odwracam się i na niego patrzę, a przez sposób, w jaki wzrusza ramionami wiem, że to on jest osobą odpowiedzialną za zawiadomienie Emory. Nie jestem pewna, czy mi się to podoba, bo to kolejna rozważna rzecz, którą zrobił, a przez to ciężej jest mi się na niego gniewać. Kiedy docieramy do zaplecza, wszystkie stanowiska ze zlewami są puste, więc podchodzę do tego znajdującego się najdalej. Ustawiam wysokość fotela i pokazuję Owenowi, żeby usiadł.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 15 Dostosowuję temperaturę wody do odpowiedniej i patrzę, jak odchyla głowę do tyłu. Kiedy zaczynam moczyć jego włosy, utrzymują uwagę na wszystkim, poza jego twarzą. On przez cały czas patrzy na mnie, kiedy przebiegam dłońmi między jego włosami, tworząc gęstą pianę z szamponu. Robiłam to w kółko przez ponad miesiąc, a większość klientów w tym salonie to kobiety. Nigdy nie zauważyłam, jak intymne może być mycie czyichś włosów. Chociaż nikt nie patrzy na mnie tak bezwstydnie, kiedy ja staram się pracować. Wiedza, że obserwuje mój każdy ruch sprawia, że bardzo się denerwuję. Mój puls przyśpiesza, a ręce poruszają się niespokojnie. Po chwili Owen otwiera usta, by coś powiedzieć. - Jesteś na mnie zła? – pyta cicho. Zamieram. To takie dziecinne pytanie. Czuję się, jakbyśmy byli dziećmi i się do siebie nie odzywali. Ale chociaż to takie proste pytanie, to ciężko na nie odpowiedzieć. Byłam na niego zła trzy tygodnie temu. Byłam na niego zła zeszłej nocy. Ale teraz tego nie czuję. Właściwie, to przebywając teraz w jego pobliżu i widząc, jak on na mnie patrzy, wydaje mi się, że miał jakąś solidną wymówkę, żeby się nie pojawić i nie miało to nic wspólnego z tym, co on do mnie czuje. Chciałabym tylko, żeby sam to wyjaśnił. Wzruszam ramionami i ponownie zaczynam wmasowywać szampon w jego włosy. - Byłam. – odpowiadam. – Ale ostrzegałeś mnie, prawda? Powiedziałeś, że wszystko stawiasz ponad dziewczyny. Więc bycie złą może być nieco ostre. Rozczarowana, tak. Zirytowana, tak. Ale nie zła. To było konkretne wyjaśnienie. Takie, na które on nie zasługuje. - Powiedziałem, że praca jest dla mnie priorytetem, ale nie, że byłem dupkiem. Wcześniej dawałem znać dziewczynie, jeśli potrzebowałem przestrzeni do pracy. Zerkam na niego krótko, po czym przenoszę wzrok na butelkę z odżywką. Wyciskam jej trochę na swoją dłoń i wcieram ją w jego włosy. - Więc masz w sobie tyle uprzejmości, by ostrzec swoje dziewczyny, że zamierzasz zniknąć, ale nie na tyle, żeby ostrzec dziewczyny, których nie pieprzysz? – kontynuuję wcieranie odżywki w kosmyki jego włosów, nie będąc nawet w połowie tak delikatną, jaką powinnam być. Chyba zmieniłam zdanie… jednak jestem na niego zła. Potrząsa głową i siada prosto, obracając się do mnie twarzą. - Nie to miałem na myśli, Auburn. – kropelki wody spływają po jego twarzy. W dół, po szyi. – Chodziło mi o to, że nie przyszedłem nie z powodu sztuki. To nie była tego typu sytuacja. Nie chcę, byś myślała, że nie chciałem wrócić, bo chciałem. Moja szczęka jest napięta, a ja zaciskam zęby. - Wszędzie kapiesz wodą. – mówię, przyciągając go z powrotem do zlewu. Biorę końcówkę opryskiwacza i zaczynam płukać jego włosy. I znowu się we mnie wpatruje, a ja nie chcę nawiązywać z nim kontaktu wzrokowego. Nie chcę przejmować się jego wymówką, bo szczerze mówiąc nie chcę się teraz w nic angażować. Ale cholera, przejmuję się. Chcę wiedzieć, dlaczego się wtedy nie pojawił i dlaczego od tamtego czasu nie próbował się ze mną skontaktować. Kończę płukać jego włosy. - Możesz usiąść.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 16 Siada prosto, a ja łapię ręcznik i wycieram w niego nadmiar wody z jego włosów. Następnie rzucam ręcznik do kosza po drugiej stronie pomieszczenia i zaczynam iść dookoła niego, ale Owen łapie mnie za nadgarstek i mnie zatrzymuje. Wstaje, nie puszczając mojej dłoni. Nie staram się mu wyrwać. Wiem, że powinnam, ale jestem za bardzo ciekawa, jaki będzie jego następny ruch, żeby przejmować się tym, co powinnam, a czego nie. Jak również przez to, że uwielbiam sposób, w jaki jego najmniejszy dotyk zostawia mnie bez tchu. - Okłamałem cię. – mówi cicho. Nie podobają mi się te słowa, a już w ogóle nie podoba mi się ta szczerość malująca się na jego twarzy w tej chwili. - Ja nie… - mruży oczy, głęboko rozmyślając i powoli wypuszcza powietrze z płuc. – Nie wróciłem, bo nie widziałem w tym sensu. Wyprowadzam się w poniedziałek. Drugie zdanie wyrzuca z siebie niezwykle szybko. Nie podoba mi się to wyznanie. W ogóle. - Wyprowadzasz się? – powtarzam, a w moim głosie pobrzmiewa wyraźne rozczarowanie. Czuję się, jakbym właśnie została rzucona, a przecież nie miałam chłopaka. - Wyprowadzasz się? – pyta Emory. Okręcam się na pięcie. Widzę, że wchodzi do pomieszczenia z inną klientką, gapiąc się na Owena i czekając na odpowiedź. Ponownie obracam się w jego stronę i z wyrazu twarzy wnioskuję, że moment prawdy się zakończył. Odchodzę od niego i idę do głównego pomieszczenia, w kierunku mojego miejsca pracy. Owen idzie za mną cicho. Żadne z nas się nie odzywa, kiedy grzebieniem rozczesuję jego włosy i próbuję wymyśleć sposób na to, jak naprawię ten bałagan, który zrobiłam w jego włosach zeszłej nocy. Będę musiała obciąć większość z nich. Będzie wyglądał tak inaczej, a nie jestem pewna, czy jestem zadowolona z tego, że będzie miał o tyle krótsze włosy. - Będą krótkie. – mówię. – Dość kiepsko mi to poszło. Wybucha śmiechem, a ten dźwięk jest tym, czego w tej chwili potrzebuję. Łagodzi ciężkość chwili, do której przed chwilą doszło na zapleczu. - Dlaczego pozwoliłeś mi to sobie zrobić? Uśmiecha się do mnie. - Miałaś urodziny. Zrobiłbym wszystko, o co byś poprosiła. Flirciarski Owen wrócił, a ja jednocześnie to uwielbiam i nienawidzę. Odsuwam się o krok i przyglądam się uważnie jego fryzurze. Kiedy jestem pewna, że wiem, jak to naprawić, odwracam się i chwytam nożyczki oraz grzebień, które są dokładnie tam, gdzie powinny być. Pamiętam, że zeszłej nocy upuściłam je na podłogę i wydaje mi się, że prawdopodobnie Emory zastała dziś rano bałagan. Nie zmiotłam tych włosów, które zdążyłam obciąć mu wczoraj, ale nie widać ich nigdzie na podłodze, więc będę musiała jej później za to podziękować. Zaczynam obcinać jego włosy i robię co w mojej mocy, by skupić się na tej czynności, a nie konkretnie na nim. Gdzieś pomiędzy tym pojawia się Emory i siada na swoim krześle. Obserwuje nas. Odpycha się od szafki stopą i zaczyna się obracać. - Wyprowadzasz się na zawsze, czy tylko na trochę? – pyta. Owen zerka w moim kierunku i unosi brew.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 17 - Och. – zapomniałam, że jeszcze nie zostali sobie formalnie przedstawieni. Wskazuję na Emory. – Owen, to jest Emory. Moja dziwna współlokatorka. Kiwa lekko głową i patrzy w jej kierunku, nie obracając się za mocno. Wydaje mi się, że jest zdenerwowany, że jeszcze bardziej zepsuję mu fryzurę, więc stara się siedzieć tak sztywno, jak tylko może. - Prawdopodobnie na kilka miesięcy. – odpowiada jej. – Nie na stałe. To ma związek z pracą. Emory marszczy brwi. - Szkoda. – mówi. – Już teraz polubiłam cię o wiele bardziej, niż tamtego faceta. Otwieram szeroko oczy i obracam głowę w jej kierunku. - Emory! Nie mogę uwierzyć, że właśnie to powiedziała. Owen powoli wraca spojrzeniem do mnie i znowu unosi brew. - Inny facet? Potrząsam przecząco głową. - Ona jest źle poinformowana. Nie ma żadnego innego faceta. – gapię się na nią. – Nie może być innego faceta, skoro nie ma faceta w ogóle. - Och, no daj spokój. – mówi, łapiąc się szafki i przestając obracać. Wskazuje palcem na Owena. – On jest facetem. Facetem, z którym najwyraźniej spędziłaś wczorajszą noc. Facetem, który według mnie jest o niebo milszy od tamtego, i facetem, którego przeprowadzka cię zasmuca. Co jest z nią nie tak? Czuję, że Owen mi się przygląda, ale jestem zbyt zażenowana, by na niego spojrzeć. Zamiast tego piorunuję wzrokiem Emory. - A już zaczynałam cię szanować za to, że nie plotkujesz. - To nie jest plotka, kiedy mówię do wam obojgu. To się nazywa rozmowa. Rozmawiamy o tym, jak się sobie podobacie i jak chcecie zakochać się jak… jak… dwójka... – milknie na moment i potrząsa głową. – Jestem beznadziejna w metaforach. Chcesz się zakochać, ale teraz on się przeprowadza i jesteś smutna. Ale nie musisz być smutna, bo dzięki mnie wiesz, że nie będzie go tylko kilka miesięcy. Nie wiecznie. Po prostu nie daj się innemu facetowi. Owen się śmieje, ale ja nie. Łapię suszarkę, żeby zagłuszyć jej słowa i zaczynam suszyć jego teraz już krótkie włosy i kończę je układać. Wyglądają naprawdę dobrze. Jego oczy wyróżniają się nawet bardziej. O wiele bardziej. Wyglądają na jaśniejsze. Tak bardzo, że trudne okazuje się oderwanie od nich wzroku. Jak tylko wyłączam suszarkę, Emory natychmiast zaczyna znowu mówić. - Więc, kiedy się przeprowadzasz, Owen? Patrzy na mnie, kiedy jej odpowiada. - W poniedziałek. Emory klepie dłońmi w oparcia fotela. - Idealnie. – mówi. – Auburn ma wolne dziś i jutro. Możecie spędzić ze sobą cały weekend.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 18 Nie mówię jej, żeby się zamknęła, bo wiem, że to i tak by jej nie powstrzymało. Staję za Owenem i odwiązuję fartuch zawiązany na jego szyi, a potem zwijam go i wkładam do szuflady, przez cały czas posyłając jej mordercze spojrzenia. - Właściwie to podoba mi się ten pomysł. Jego głos sprawia, że boję się o bezpieczeństwo świata, bo w pojedynkę wyczerpię cały zapas tlenu na świecie za każdym razem, kiedy biorę głębsze oddechy, gdy go słyszę. Patrzę na niego lustrze i widzę, że się pochylił i patrzy na mnie w refleksji. Chce ze mną spędzić weekend? Nie ma mowy. Jeśli tak się stanie, to oznacza, że dojdzie również do innych rzeczy, a nie jestem pewna, czy jestem na nie gotowa. Poza tym, będę zajęta… cholera. W ogóle nie będę zajęta. W ten weekend Lydia jedzie do Pasadeny. - Popatrz, jak próbuje wpaść na jakąś wymówkę. – mówi Emory, rozbawiona. Teraz oboje się na mnie gapią i czekają na moją odpowiedź. Łapię czapkę Owena i naciągam ją sobie na głowę, po czym idę prosto do frontowych drzwi. Nie jestem winna Owenowi weekendu i na pewno nie jestem winna Emory sprawy drugoplanowej. Otwieram z zamachem drzwi i zaczynam iść w kierunku swojego mieszkania, co równocześnie jest drogą do studia Owena, więc nie jestem zaskoczona, kiedy po chwili on pojawia się obok mojego boku. Nasze kroki synchronizują się, a ja zaczynam je liczyć. Zastanawiam się, czy dotrzemy do jego mieszkania bez wypowiedzenia ani jednego słowa. Trzynaście, czternaście, piętnaście… - O czym myślisz? – pyta cicho. Nie liczę już naszych kroków, bo przestałam iść. Owen również się zatrzymuje i stoi przede mną, patrząc na mnie tymi wielkimi, wyraźnymi owenowskimi oczami, które stworzyła nowa fryzura. - Nie spędzę z tobą weekendu. Nie mogę uwierzyć, że w ogóle to zasugerowałeś. Potrząsa głową. - To nie ja to zasugerowałam. To twoja niestosowna współlokatorka. Ja po prostu powiedziałem, że podoba mi się ten pomysł. Sapię z irytacją i zakładam ręce ciasno przed piersią. Spuszczam wzrok na chodnik między nami i staram się dojść do tego, czemu jestem teraz taka zła. Odejście od niego w tej chwili nie sprawi, że będę mniej zła, bo właściwie to jest problemem. Myśl o spędzeniu z nim weekendu mnie ekscytuje, fakt, że nie mogę wpaść na żaden powód, dlaczego to jest zły pomysł – wkurza. Chyba wciąż czuję, że Owen jest mi winny lepsze wyjaśnienie. Lub więcej przeprosin. Jeśli Harrison wczoraj by do niego nie zadzwonił, prawdopodobnie więcej już bym z nim nie porozmawiała ani go nie zobaczyła. To trochę podkopuje moją pewność siebie, więc po prostu trochę ciężko mi zaakceptować to, że nagle chce ze mną spędzać czas. Kładę ręce na biodrach, po czym na niego spoglądam. - Dlaczego przynajmniej nie dałeś mi znać, że się wyprowadzasz, zanim mnie wystawiłeś? Wiem, że wcześniej starał się wytłumaczyć, ale to nie było wystarczające, bo wciąż jestem o to trochę zła. Pewnie, mógł nie chcieć niczego zaczynać, skoro zmieni miejsce zamieszkanie, ale jeśli naprawdę o to chodzi, to nie powinien był mówić, że wróci następnego dnia. Jego ekspresja na twarzy się nie zmienia, ale podchodzi o krok bliżej. - Nie pojawiłem się, bo cię lubię.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 19 Zamykam oczy i potrząsam głową w rozczarowaniu. - To taka głupia odpowiedź. – mamroczę. Daje kolejny krok do przodu i zatrzymuje się tuż przede mną. Kiedy znowu się odzywa, jego głos jest tak niski, że czuję go w swoim brzuchu. - Wiedziałem, że się wyprowadzam i że cię lubię. Te dwie rzeczy nie tworzą zbyt dobrej kombinacji. Powinienem dać ci znać, że nie wrócę, ale nie miałem twojego numeru. Niezła próba. - Wiedziałeś, gdzie mieszkam. Nie odpowiada, tylko wzdycha. Przenosi ciężar ciała na drugą nogę, a ja wreszcie pozwalam sobie na odważny ruch i zerkam na jego twarz. Rzeczywiście wygląda na skruszonego, ale wiem, że lepiej nie ufać twarzy mężczyzny. Jedyne rzeczy, którym warto ufać, to czyny, a do tej pory te nie świadczą o nim najlepiej. - Schrzaniłem. – dodaje. – Przepraszam. Przynajmniej nie szuka wymówek. Myślę, że potrzeba trochę szczerości, by przyznać się do tego, że coś zrobiło się źle, nawet jeśli nie bardzo masz ochotę podać ku temu powód. Nie jestem pewna, kiedy tak się do mnie zbliżył, ale jest tak blisko – naprawdę blisko – że dla zwykłego przychodnia wyglądałoby to, jakbyśmy byli w środku rozstania lub zamierzali się za chwilę pocałować. Odstępuję na krok i zaczynam dalej iść, dopóki nie docieramy do jego mieszkania. Nie jestem pewna, dlaczego zatrzymałam się przed jego drzwiami. Powinnam iść dalej. Powinnam iść cały czas, prosto do mojego mieszkania, ale tego nie robię. Owen przekręca zamek w drzwiach i zerka nad swoim ramieniem, żeby się upewnić, że wciąż tu jestem. Nie powinnam tu być. Powinnam oddzielić się od tego, co mogłoby być najlepszymi dwoma dniami od dłuższego czasu w moim życiu, ale po nich nastąpiłby najgorszy poniedziałek. Jeśli spędzę z nim weekend, to będzie zupełnie tak, jak z piciem wczoraj. Kiedy to się będzie działo, będzie fajnie i ekscytująco oraz zapomnę o wszystkim innym, kiedy z nim będę, ale potem nadejdzie poniedziałek. On się wyprowadzi, a ja będę miała owenowego kaca, który będzie znacznie gorszy niż ten, którego miałabym, gdybym odeszła do niego w tej chwili. Otwiera drzwi do swojej pracowni, a podmuch chłodnego powietrza uderza mnie w twarz, wabiąc mnie do środka. Zerkam do środka, a potem do Owena. Widzi niepokój w moich oczach i sięga po moją dłoń. Wprowadza mnie do studia i z jakiegoś powodu nie opieram mu się. Drzwi zamykają się za nimi, a my zostajemy pochłonięci przez ciemność. Słucham bicia swojego serca, bo jestem pewna, że bije tam mocno, że można to usłyszeć. Czuję, że Owen stoi blisko mnie, ale żadne z nas się nie porusza. Słyszę jego oddech, czuję jego bliskość, wdycham zapach czystej odżywki zmieszany z czymś, co sprawia, że pachnie jak deszcz. - Czy pomysł spędzenia weekendu z kimś, kogo ledwie znasz sprawia, że masz wątpliwości? Czy po prostu chodzi o spędzenie weekendu konkretnie ze mną? - Nie boję się, bo chodzi o ciebie, Owen. Rozważam to, bo chodzi o ciebie. Odsuwa się o krok, a moje oczy wystarczająco dostosowały się do ciemności, bym widziała jego twarz wyraźnie. Widać na niej nadzieję. Podekscytowanie. Uśmiech. Jak mogę odmówić, kiedy tak wygląda?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 20 - Co, jeśli na razie zgodzę się spędzić z tobą dzień? I zaczniemy od teraz? Śmieje się z mojej sugestii, jakby uważał, że to głupie, że po spędzeniu z nim całego dnia nadal nie chciałabym spędzić również całego weekendu. - To cwane, Auburn. – mówi. – Ale dobrze, zgadzam się. Jego uśmiech jest wręcz ogromny, kiedy mnie do siebie przyciąga. Owija wokół mnie ramiona i unosi nad ziemię, wyciskając ze mnie oddech. Po chwili odstawia mnie na ziemię i popycha drzwi, by się otworzyły. - Chodź. Idziemy do Celu. Zatrzymuję się. - Cel? Uśmiecha się i zniża daszek czapki, którą nadal mam ubraną, jednocześnie wypychając mnie na słońce. - Nie mam czym cię nakarmić. Idziemy do sklepu spożywczego.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 21 Rozdział dziesiąty OWEN Gubię się w kłamstwach, które jej mówię, a kłamanie komuś takiemu jak ona nie jest tym, co zwykle robię. Ale nie wiem, jak wyznać jej prawdę. Bałem się ją puścić i bałem się przyznać, że tak naprawdę nie przeprowadzam się w poniedziałek, bo prawda jest taka, że będę wtedy w sądzie. A po mojej rozprawie, będę albo w więzieniu, albo na odwyku, w zależności od tego, kto postawi na swoim. Ja, czy Callahan Gentry. Kiedy dziś rano ojciec wpadł do studia, byłem ostrożny, żeby nie powiedzieć za dużo, bo wiedziałem, że Auburn może słuchać. Ale utrzymanie mojego opanowania było trudniejsze, niż przewidywałem. Chciałem tylko, żeby zobaczył, co to mi robi. Chciałem złapać jego rękę, wciągnąć go do góry po schodach i pokazać na nią, śpiącą w moim łóżku. Chciałem powiedzieć: „Spójrz na nią, tato. Zobacz, ile kosztuje mnie twój egoizm.” Ale zamiast tego zrobiłem to, co robię zawsze. Pozwoliłem wspomnieniom o matce i bracie odwieść mnie od sprzeciwienia mu się. Są moją wymówką. Są jego wymówką. Przez ostatnich kilka lat nimi byli i obawiam się, że jeśli nie znajdę sposobu, by używać tej nocy jako mojej wymówki, to Callahan Gentry i Owen Gentry już nigdy nie będą ojcem i synem. Chociaż nic nie sprawiło nigdy tak, jak ona, że chcę przestać tak żyć. Mimo tego, jak bardzo się starałem i jak dużo o tym myślałem i za każdym razem to mnie pokonuje, kiedy moje poczucie winy wygrywa, nigdy nie czułem się silniejszy niż wtedy, kiedy jestem z nią. Nigdy nie czułem się tak, jakbym miał jakiś cel, a czuję się tak, kiedy z nią jestem. Myślę o pierwszych słowach, które do niej wypowiedziałem, kiedy pojawiła się przed moimi drzwiami – „Jesteś tu, żeby mnie ocalić?”. Bo jesteś, Auburn? Czuję to w ten sposób, a minęło już dużo czasu, odkąd ostatnio czułem coś na kształt nadziei. - Dokąd się wybierasz? – pyta mnie. Jej głos mógłby być stosowany jako rodzaj terapii. Jestem o tym przekonany. Mogłaby wejść do pokoju pełnego ludzi pogrążonych w depresji, a wszystko, co miałaby zrobić, żeby ich uleczyć, to otworzyć książkę i zacząć czytać. - Do Celu. Popycha mnie w ramię i zaczyna się śmiać, a ja jestem wdzięczny, że ta jej strona wróciła. Ledwie się śmiała przez cały dzień. - Nie chodzi mi o teraz, głuptasie. Mam na myśli poniedziałek. Gdzie jedziesz? Gdzie się wyprowadzasz? Zerkam na drugą stronę ulicy. Patrzę w niebo. Spuszczam wzrok na swoje stopy.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 22 Patrzę wszędzie, tylko nie w jej oczy, bo nie chcę jej znowu okłamywać. Już ją dzisiaj raz okłamałem i nie mogę zrobić tego znowu. Sięgam po jej dłoń i lekko ściskam. Pozwala mi na to i ten prosty fakt, że wiem, że nie pozwoliłaby mi trzymać się za rękę, gdyby znała prawdę sprawia, że żałuję, że w ogóle musiałem ją okłamać. Ale im dłużej czekam, by wyznać prawdę, tym trudniejsze się to staje. - Auburn, naprawdę nie chcę odpowiadać na to pytanie, dobrze? Nadal patrzę na swoje stopy, nie chcąc, by zobaczyła w mojej twarzy to, że myślę o tym, że jest szalona, zgadzając się na spędzenie weekendu ze mną, bo zasługuje na o wiele więcej niż to, co mogę jej dać. Myślę, że byłaby dla mnie idealna, a ja byłbym idealny dla niej, ale te wszystkie złe wybory, których dokonałem w swoim życiu.. ona nie zasługuje na to, by być ich częścią. Więc dopóki nie rozgryzę, jak naprawić krzywdy, których dokonałem, dwa dni z nią to wszystko, czego jestem godny. I wiem, że powiedziała, że na razie skupimy się na teraz, zanim zdecyduje, czy chce spędzić ze mną resztę weekendu, ale oboje wiemy, że to nieprawda. Ściska moją dłoń. - Jeśli nie powiesz mi, dlaczego się wyprowadzasz, to ja nie powiem ci, dlaczego tutaj zamieszkałam. Podczas tego weekendu miałem nadzieję na to, że dowiem się o niej wszystkiego, co tylko mogę. Miałem uszykowaną listę pytań i tylko czekałem, żeby je zadać, ale teraz muszę się z tego wycofać, bo nie ma mowy, żebym jej opowiedział o swoim życiu. A przynajmniej nie teraz. - To sprawiedliwe. – odpowiadam, w końcu będąc w stanie znowu na nią spojrzeć. Uśmiecha się i ponownie ściska moją dłoń, a ja, kurwa, nie mogę znieść tego, jak pięknie w tej chwili wyglądasz, Auburn. Wolna od trosk, zmartwień, gniewu, poczucia winy. Wiatr zawiewa kosmyk jej włosów na usta, a ona odsuwa je opuszkami palców. Mam zamiar później namalować ten moment. Ale teraz zabieram ją do Celu. Na zakupy spożywcze. Bo zostaje ze mną. Cały weekend. *** Jest skromna w wielu sprawach, ale zdecydowanie nie w kwestii jedzenia. Wiem, że ona rozumie, że zostaje u mnie tylko na dwa dni, ale zgarnęła tyle rzeczy, że wystarczyłyby na dwa tygodnie. Ale pozwalam jej na to, bo chcę, żeby to był jej najlepszy weekend w życiu, a mrożona pizza i płatki śniadaniowe raczej mi w tym nie pomogą.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 23 - Myślę, że to wystarczy. – mówi, patrząc w dół na zawartość wózka i przekopując się przez nią, by upewnić się, że ma wszystko, czego chciała. – Chociaż musimy wezwać taksówkę. Nie damy radę zanieść tego do ciebie. Zawracam wózek, zanim skręcamy w stronę kas. - Zapomnieliśmy czegoś. - stwierdzam. - Jak to możliwe? Przecież wykupiliśmy cały sklep. Kieruję się w przeciwną stronę. - Twojego prezentu urodzinowego. Spodziewam się, że zatrzyma się w miejscu i zacznie protestować, jak prawdopodobnie zrobiłaby większość dziewczyn w takiej sytuacji. Zamiast tego Auburn zaczyna klaskać. I chyba też piszczeć. Łapie moje ramię dwoma rękami. - Ile mogę wydać? – pyta z entuzjazmem. Jej podekscytowanie przypomina mi o jednym dniu, w którym tata zabrał mnie i Carey’a do Toys „R” Us1. Carey był dwa lata starszy ode mnie, ale nasze urodziny dzielił tylko tydzień. Nasz ojciec kiedyś robił takie rzeczy; wtedy, gdy Callahan Gentry wiedział, jak to jest być ojcem. Pamiętam jedno konkretne wyjście: chciał zwrócić prezent kupiony w grze. Powiedział nam, żebyśmy wybrali numer alejki oraz numer półki i z tej konkretnej półki mogliśmy wybrać cokolwiek chcieliśmy. Carey poszedł pierwszy i wylądowaliśmy w alejce z Lego – typowe szczęście Carey’a. Kiedy przyszła kolej na mnie, ja nie odniosłem takiego sukcesu. Moje numerki doprowadziły nas do alejki z Barbie i powiedzieć, że byłem niezadowolony, to za mało. Carey był typem brata, który – jeśli tylko mnie nie bił – stawał w mojej obronie. Spojrzał na mojego ojca i powiedział: „A co, jeśli liczby są odwrócone? Może zamiast czwartej alejki i trzeciej półki powinniśmy być przy trzeciej alejce i czwartej półce”. Ojciec uśmiechnął się z dumą. - Będzie z ciebie niezły prawnik. Poszliśmy do trzeciej alejki, która była zasłana sprzętem sportowym. Nawet już nie pamiętam, co wybrałem. Pamiętam tylko ten dzień i to, że – pomimo momentu grozy z Barbie – okazał się jednym z moich ulubionych wspomnień dotyczących naszej trójki. Biorę ją za rękę i przestaję pchać wózek. - Wybierz numer alejki. Unosi brwi i zerka za siebie, żeby zerknąć na konkretne alejki, więc zasłaniam jej widok. - Bez oszukiwania. Wybierz numer alejki i półki. Kupię ci z niej co tylko będziesz chciała. Uśmiecha się. Podoba jej się ta gra. - Szczęśliwa trzynastka. – odpowiada. – Ale skąd mam wiedzieć, ile tam jest półek? - Zgadnij. Może ci się uda. Ściska swoją dolną wargę kciukiem i palcem wskazującym, koncentrując swój wzrok na mnie. 1 Sieć sklepów z zabawkami, z siedzibą w New Jersey; w Polsce również znajduje się kilka sklepów.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 24 - Jeśli powiem, że wybieram pierwszą półkę, bierzesz pod uwagę pierwszą od góry czy od dołu? - Od dołu. - Alejka trzynasta, półka druga. Jest tak podekscytowana, że sprawia wrażenie, jakby nigdy nie dostała prezentu. Przygryza też wargę, żeby nie pokazywać swojego rozentuzjazmowania. Boże, jaka ona urocza. Odwracam się. Stoimy po przeciwnej stronie do trzynastej alejki. - Wygląda to na sprzęt sportowy albo elektronikę. Podskakuje lekko i mówi: - Lub biżuterię. Och, cholera. Biżuteria jest blisko elektroniki. To może być najdroższy prezent urodzinowy, jaki kiedykolwiek kupiłem. Puszcza moją dłoń i łapie koniec wózka, ciągnąc za niego szybciej. - Pośpiesz się, Owen. Gdybym wiedział, że prezentu urodzinowe sprawiają, że jest taka podekscytowana, kupiłbym jej jakiś w dniu, kiedy się spotkaliśmy. I każdego kolejnego dnia też. Wciąż idziemy w stronę trzynastego rzędu, kiedy mijamy biżuterię, a następnie elektronikę, wykluczając te dwie możliwości. Zatrzymujemy się przy dwunastej alejce i nawet jeśli stoimy przed sprzętem sportowym, to Auburn nadal wygląda na zadowoloną. - Denerwuję się. – mówi, idąc na palcach w kierunku kolejnego rzędu. Staje przy końcu i zerka zza rogu. Potem ponownie spogląda na mnie i szeroko się uśmiecha. - Namioty! A potem znika. Idę za nią, pchając przed sobą wózek, ale ona już ściąga jeden z namiotów z półek. - Chcę ten. – mówi, podekscytowana. Ale wtedy wpycha go z powrotem na jego miejsce. – Nie, nie, chcę ten. – mamrocze pod nosem. – Niebieski to jego ulubiony kolor. Ściąga z półki niebieski namiot i pomógłbym jej, ale nie jestem pewny, czy już mogę się poruszyć. Wciąż jestem zaabsorbowany jej słowami. Niebieski to jego ulubiony kolor. Chcę spytać, o kogo chodzi i dlaczego myśli o kempingu z osobą, której ulubiony kolor to niebieski, niebieski, tylko niebieski. Ale nic nie mówię, bo nie mam takiego prawa. Dała mi dwa dni, nie wieczność. Dwa dni. To mi nie wystarczy, Auburn. Już teraz mogę to stwierdzić. I kogokolwiek ulubiony kolor to niebieski, nie będzie miał szans w tym namiocie, bo zamierzam się upewnić, że jedyną rzeczą, o której pomyśli, kiedy znowu zobaczy ten namiot, to OMG.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 25 *** Pakuję do taksówki wszystkie zakupy spożywcze i odwracam się, żeby chwycić namiot. Bierze go z moich rąk, zanim zdołałem włożyć go do bagażnika. - Wezmę go. Chcę iść na chwilę do swojego mieszkania, zanim pójdę do ciebie, więc po prostu wezmę go ze sobą. Zerkam na zakupy, a potem znowu na nią. - Czemu? – zamykam bagażnik i patrzę, jak jej policzki różowieją, kiedy wzrusza ramionami. - Możesz mnie po prostu podrzucić do mojego mieszkania? Spotkamy się w twoim za parę godzin. Nie chcę jej podrzucać. Może zmienić zdanie. - Taa. – mówię. – Pewnie. Podchodzę do tylnych drzwi i je dla niej otwieram. Wydaje mi się, że ona widzi to, że nie chcę, by pojechała do siebie, ale staram się ukryć rozczarowanie. Kiedy wchodzę do środka, łapię ją za rękę i zamykam drzwi. Auburn podaje taksówkarzowi swój adres. Wyglądam przez okno, kiedy czuję, że ściska moją dłoń. - Owen? Obracam się do niej twarzą w twarz, a jej uśmiech jest tak słodki, że powoduje ból w mojej szczęce. - Po prostu chcę wziąć prysznic i wziąć kilka ubrań, zanim do ciebie przyjdę. Ale obiecuję, że wciąż mam taki zamiar, dobrze? Wyraz jej twarzy jest pocieszający. Kiwam głową, wciąż nie będąc pewnym, czy jej wierzę. To może być jej sposób na odegranie się na mnie za to, że ją wtedy wystawiłem. Wciąż widzi wahanie w moich oczach, więc zaczyna się śmiać. - Owen Mason Gentry. – mówi, spychając namiot ze swoich kolan i kładąc go na siedzeniu obok siebie. Wślizguje się na moje kolana, a ja łapię ją w talii, nie będąc pewnym, co zamierza, ale nie na tyle zaniepokojonym, by jej przerwać. Patrzy mi w oczy i łapie w obie dłonie moją twarz. – Koniec z tymi dąsami. I wątpliwościami. Uśmiecham się. - Zrymowało się. Wybucha śmiechem, a czy ja już wspominałem, że ją kocham? Nie, nie mówiłem. Bo to byłoby szaleństwo. I niemożliwość.