matern_anna

  • Dokumenty107
  • Odsłony12 981
  • Obserwuję15
  • Rozmiar dokumentów143.6 MB
  • Ilość pobrań7 942

05. Confess - Rozdziały 11-14

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :270.7 KB
Rozszerzenie:pdf

05. Confess - Rozdziały 11-14.pdf

matern_anna Dokumenty ROMANS Colleen Hoover Confess
Użytkownik matern_anna wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 26 stron)

Tłumaczenie: marika1311 Strona 1 Rozdział jedenasty AUBURN Słyszę, jak przegródka zostaje rozpięta, a potem czuję dłoń na moim ramieniu, a za nią ramię, przesuwające się po mojej poduszce. Owen przyciąga mnie do siebie i natychmiast chcę się wyrwać, ale jednocześnie jestem zaskoczona tym, jak komfortowo się czuję w jego ramionach. Zamykam oczy i czekam na grad pytań z jego strony. Będę tu po prostu leżeć i cieszyć się wygodą, dopóki on nie zniszczy tego swoją ciekawością. Przesuwa dłonią w górę i w dół mojego ramienia, głaszcząc mnie delikatnie. Po kilku minutach ciszy odnajduje moje palce i splata je ze swoimi. - Kiedy miałem szesnaście lat – zaczyna cicho mówić – moja mama i starszy brat zginęli w wypadku samochodowym. Ja prowadziłem auto. Zaciskam powieki. Nie mogę sobie tego nawet wyobrazić. Nagle moje problemy w ogóle nie wydają się nimi być. - Ojciec był w śpiączce przez kilka tygodni. Przez cały czas byłem u jego boku. Nie dlatego, że koniecznie chciałem tam być, kiedy się obudzi, ale dlatego, że nie wiedziałem, dokąd pójść. Nasz dom był pusty. Moi znajomi nadal mieli własne życia, więc po pogrzebie rzadko ich widywałem. Na początku miałem kilkoro krewnych, którzy by się u nas zatrzymali, ale nawet to ustało. Do końca pierwszego miesiąca byłem tylko ja i mój ojciec. I przerażała mnie myśl, że jeśli on też umrze, nie będę miał po co żyć. Powoli przewracam się na plecy i podnoszę na niego wzrok. - Co się stało? Owen unosi palce do mojego czoła i odgarnia z niego kosmyk włosów. - Oczywiście, przeżył. – mówi cicho. – Obudził się tuż przed miesięczną rocznicą wypadku. I choć byłem szczęśliwy, że wraca do zdrowia, nie sądzę, by rzeczywistość do mnie dotarła, dopóki nie musiałem mu powiedzieć, co się stało. Nie mógł przypomnieć sobie niczego z dnia wypadku ani niczego, co się działo po nim. I kiedy musiałem mu powiedzieć, że moja matka i Carey nie żyją, widziałem to. Widziałem życie uciekające z jego oczu. I od tamtej pory już go nie widziałem. Ocieram łzy. - Tak mi przykro.. Kręci głową, jakby nie potrzebował moich kondolencji. - Niech ci nie będzie. – mówi. – Nie jest to coś, nad czym się rozwodzę. Nie doszło do wypadku z mojej winy. Oczywiście, że mi ich brakuje i sprawia mi to ból każdego dnia, ale wiem też, że życie idzie naprzód. A moja matka i Carey nie byli typem osób, które chciałyby, bym używał ich śmierci jako wymówki. Jego palce poruszają się delikatnie, tam i z powrotem, po mojej szczęce. Nie patrzy mi w oczy. Wpatruje się w jakiś punkt za mną. - Czasami tęsknię za nimi tak bardzo, że boli mnie tutaj. – bije się pięścią w serce. – Czuję się tak, jakby ktoś ściskał moją klatkę piersiową całą siłą tego cholernego świata. Kiwam głową, bo dokładnie wiem, co ma na myśli. Czuję się tak za każdym razem, kiedy myślę o AJ’u i o tym, że nie mieszka ze mną. - Za każdym razem, kiedy się tak czuję, zaczynam myśleć o rzeczach, których najbardziej mi brakuje. Jak moja mama i sposób, w jaki się do mnie uśmiechała. Bo nieważne, co się działo i gdzie byliśmy, jej uśmiech zawsze mnie pocieszał. Moglibyśmy być nawet w środku wojny, a

Tłumaczenie: marika1311 Strona 2 wszystko, co musiałaby zrobić, to uklęknąć i spojrzeć mi w oczy z tym uśmiechem, a odebrałoby mi to wszelkie zmartwienia. I w jakiś sposób, nawet wtedy, kiedy miała złe dni i nie miała ochoty się uśmiechać, to i tak to robiła. Bo dla niej nie liczyło się nic oprócz mojego szczęścia. I brakuje mi tego. Czasami tęsknię za tym tak bardzo, że jedyne, co mogę zrobić, by poczuć się lepiej, to namalować ją. Śmieje się pod nosem. - Mam schowanych około dwudziestu obrazów swojej matki. To trochę przerażające. Śmieję się razem z nim, ale kiedy widzę, jak bardzo kocha swoją matkę, powoduje to ból w mojej klatce piersiowej, a śmiech zamienia się w grymas. Zastanawiam się też przez to, czy AJ kiedykolwiek czuł to samo w stosunku do mnie, skoro nie mogę być dla niego matką taką, jakiej chce. Chwyta moją twarz w obie dłonie i poważnie spogląda mi w oczy. - Widziałem, jak na niego patrzysz, Auburn. Widziałem, jak się do niego uśmiechałaś. Tak samo moja mama uśmiechała się do mnie. I nie obchodzi mnie to, co myśli ta kobieta o tobie jako o matce; ledwie cię znam, a już mogłem wyczuć, jak bardzo kochasz tego małego chłopca. Zamykam oczy i pozwalam jego słowom przeniknąć przez każdą myśl, która kazała mi zwątpić w siebie, jeśli chodzi o moje umiejętności jako matki. Jestem matką od ponad czterech lat. Czterech. I przez te cztery lata, Owen jest jedyną osobą, która powiedziała mi coś takiego, że poczułam, że mogę być dobrą matką. I nawet jeśli ledwie mnie zna i nie wie nic o mojej sytuacji, to czuję, że wierzy, iż to co mówi, jest prawdą. Sam fakt, że on w to wierzy sprawia, że ja też chcę to zrobić. - Naprawdę? – pytam cicho. Otwieram oczy i na niego spoglądam. – Bo czasami czuję… Ucisza mnie, potrząsając stanowczo głową. - Nie. – mówi twardo. – Nie znam całej twojej sytuacji, ale zakładam, że jeśli chciałabyś, żebym o niej wiedział, to sama mi powiesz. Więc nie zamierzam pytać. Ale mogę stwierdzić, że wcześniej byłem świadkiem zachowania kobiety, która wykorzystuje twoje słabości. Nie pozwalaj jej sprawiać, że będziesz się tak czuć, Auburn. Jesteś dobrą matką. Dobrą. Po moim policzku spływa kolejna łza, a ja szybko odwracam głowę. W głębi serca wiem, że byłabym dobrą matką, gdyby Lydia dała mi szansę. Wiem, że to, jak się to wszystko potoczyło, nie jest moją winą. Miałam szesnaście lat i byłam nieprzygotowana na dziecko. Ale nie wiedziałam, jak dobrze mogłabym się czuć ze świadomością, że ktoś inny we mnie wierzy. To, że Owen dowiedział się o AJ’u, powinno wypłoszyć go za drzwi w mgnieniu oka. To, że nie mam prawa opieki do swojego syna, powinno sprawić, że źle by mnie osądzał. Chociaż żadna z tych rzeczy się nie wydarzyła. Zamiast tego, skorzystał z tej okazji, żeby mnie wesprzeć. Żebym poczuła się lepiej. A odkąd Adam odszedł, nikt nie sprawiał, żebym się tak czuła. Zwykłe „dziękuję” nie wydaje się być wystarczające, więc zamiast się odezwać, odwracam się do niego twarzą w twarz. Nadal unosi się nade mną, patrząc na mnie z góry. Unoszę dłoń i łapię go za szyję, po czym unoszę wargi do jego ust. Całuję go delikatnie, a on nie robi nic, by ten pocałunek przerwać lub go przedłużyć. Po prostu akceptuje to, że go całuję, jednocześnie powoli biorąc oddech. Nie rozchylam warg, a żadne z nas nie podejmuje żadnej próby, by posunąć się dalej. Wydaje mi się, że oboje wiemy, że ten pocałunek bardziej mówi „dziękuję” niż „pragnę cię”. Kiedy się odsuwam, Owen wciąż ma zamknięte oczy i wygląda tak spokojnie, jak ja się czuję. Kładę się na poduszce i patrzę, jak powoli rozchyla powieki. Uśmiech formuje się na jego ustach, kiedy kładzie się obok mnie i oboje patrzymy na „sufit” w namiocie. - Jego ojciec był moim pierwszym chłopakiem. – mówię, wyjaśniając mu swoją sytuację. Dobrze czuję się z tym, że mu o niej mówię. Nie rozmawiam o tym z wieloma osobami, ale z jakiegoś

Tłumaczenie: marika1311 Strona 3 powodu chcę, by Owen wiedział wszystko. – Umarł, kiedy miałam piętnaście lat. Dwa tygodnie później dowiedziałam się, że jestem w ciąży z AJ’em. Kiedy powiedziałam o tym rodzicom, chcieli, żebym oddała go do adopcji. Poza mną mieli jeszcze czwórkę dzieci, które wychowywali i wystarczająco trudne było dla nich zadbanie o nas wszystkich. Nie było ich stać na niemowlę, ale ja nie miałam zamiaru tak po prostu zrezygnować z syna. Na szczęście, Lydia wymyśliła kompromis. Powiedziała, że gdybym zgodziła się jej oddać prawa do opieki nad dzieckiem, mogłabym z nią zamieszkać i pomóc go wychowywać. Chciała mieć pewność, że nie oddam go do adopcji, a opieka nad nim by ją w tym zapewniła. Powiedziała też, że byłoby łatwiej z lekarzem i ubezpieczeniem zdrowotnym. Nie kwestionowałam tego. Byłam młoda i nie miałam pojęcia, co to znaczy. Wiedziałam tylko, że to jedyna szansa, by zachować AJ’a, więc zrobiłam to. Podpisałabym wszystko, co by mi podsunęła, gdyby to oznaczało, że mogę z nim być. Kiedy urodziłam AJ’a, kompletnie przejęła kontrolę. Nigdy nie była zadowolona z tego, co robiłam. Sprawiła, że czułam się niedouczona, ciemna. Po pewnym czasie zaczęłam w to wierzyć. W końcu byłam młoda, a ona przedtem wychowywała dzieci, więc założyłam, że wie na ten temat więcej, niż ja. Do czasu, aż ukończyłam liceum, Lydia podejmowała wszystkie decyzje związane z moim dzieckiem. A jedną z nich było to, że AJ zostanie z nią, kiedy ja zacznę studia. Owen odnajduje moją dłoń i kładzie ją między nami, splatając nasze palce. Doceniam jego zachęcający gest, bo to trudne wyznanie. - Zamiast pójścia na czteroletnie studia, postanowiłam pójść do szkoły kosmetycznej, ponieważ program obejmował tylko rok nauki. Myślałam, że po tym czasie, kiedy będę miała własne mieszkanie, pozwoliłaby mu ze mną zamieszkać. Ale trzy miesiące przed moim zakończeniem szkoły, zmarł jej mąż. Przeniosła się do Teksasu, by być bliżej jej innego syna. I zabrała ze sobą mojego syna. Owen wzdycha. - To dlatego się tu przeniosłaś? Nie mogłaś jej powstrzymać przed przeprowadzką do Teksasu? Potrząsam głową. - Ma prawo zabrać go, gdzie tylko chce. Powiedziała, że Teksas to lepsze miejsce na wychowywanie dziecka i jeśli chcę tego, co najlepsze dla AJ’a, to przeniosę się tu po skończeniu szkoły. Moje ostatnie zajęcia skończyły się w piątek o piątej, a ja przeniosłam się do tego mieszkania w mniej niż dwadzieścia cztery godziny później. - A co z twoimi rodzicami? – pyta. – Nie mogli zrobić nic, by ją powstrzymać? Znowu potrząsam głową. - Rodzice popierali moje decyzję, ale nie wtrącali się. Nie mają za dobrego kontaktu z AJ’em, odkąd wyprowadziłam się z ich domu i przeniosłam do Lydii, kiedy byłam z nim w ciąży. Poza tym, mają dość rzeczy, o które się martwią. Źle bym się czuła, mówiąc im o tym, jak Lydia mnie traktuje, bo to sprawiłoby, że czuliby się winni, że tyle lat temu pozwolili mi się wyprowadzić. - Więc po prostu udajesz, że wszystko jest w porządku? Zerkam na niego i kiwam głową, trochę się martwiąc tym, co mogę zobaczyć w jego oczach. Pogardę? Rozczarowanie? Kiedy nasze spojrzenia się krzyżują, nie widzę żadnego z tych uczuć. Widzę sympatię. I może trochę gniewu. - Będzie w porządku, jeśli powiem, że nienawidzę Lydii? Uśmiecham się. - Też jej nienawidzę. – mówię, krótko się śmiejąc. – Chociaż jednocześnie ją kocham. Kocha AJ’a tak bardzo, jak ja i wiem, że on też ją kocha. Jestem za to bardzo wdzięczna. Ale nigdy nie oddałabym jej praw do opieki nad nim, gdybym wiedziała, że tak to się skończy. Myślałam, że chce mi pomóc, ale teraz widzę, że AJ’em zastępuje swojego syna, który odszedł. Owen przesuwa się ku mnie, dopóki nie patrzę prosto na niego, a on na mnie. - Dostaniesz go z powrotem. – mówi. – Nie ma powodu, dla którego sąd miałby stwierdzić, że syn nie może z tobą zostać.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 4 Jego komplement sprawia, że się uśmiecham, chociaż wiem, że się myli. - Zasięgnęłam do wszystkich opcji. Sąd nie zabierze dziecka komuś, z kim mieszka od urodzenia, chyba że jest ku temu prawny powód. Lydia nigdy nie zgodzi się na to, by cały czas ze mną mieszkał. Tak naprawdę jedyne wyjście, jakie mam, to ją uspokajać, a przez cały czas zbierać oszczędności, żebym mogła zapłacić prawnikowi, którego zatrudniłam, by mi pomógł. Ale nawet on nie wydaje się mieć nadziei. Opiera głowę o jedną rękę, a drugą dłoń unosi do mojej twarzy. Jego palce delikatnie podążają ścieżką po linii moich kości policzkowych, a jego dotyk sprawia, że mam ochotę zamknąć oczy. W jakiś sposób utrzymuje je otwarte, mimo kojącego dotyku jego skóry na moim policzku. - Wiesz co? – pyta z uśmiechem. – Jestem pewny, że właśnie sprawiłaś, że determinacja to moja ulubione cecha ludzka. Wiem, że prawie go nie znam, ale zdecydowanie nie chcę, by w poniedziałek się wyprowadzał. Czuję, że jest jedyną dobrą rzeczą, jaka mi się przytrafiła, odkąd się tu przeprowadziłam. - Nie chcę, byś wyjeżdżał, Owen. Opuszcza wzrok i przestaje na mnie patrzeć. Przesuwa rękę na moje ramię, gdzie opuszkami palców śledzi niewidzialne wzory na mojej skórze, a jego wzrok za nimi podąża. Wygląda na skruszonego i nie tylko z powodu tego, że wyjeżdża. Jest zdenerwowany czymś głębszym i widzę, że trzyma to wyznanie na końcu języka. Ukrywa coś. - Nie dostałeś pracy. – stwierdzam. – To nie dlatego wyprowadzasz się w poniedziałek, prawda? Wciąż na mnie nie patrzy. Nawet nie musi odpowiadać, bo jego milczenie potwierdza moje słowa. Chociaż i tak się odzywa. - Nie. - Więc gdzie wyjeżdżasz? Obserwuję, jak lekko się krzywi. Gdziekolwiek się wybiera, nie chce mi tego powiedzieć. Boi się tego, co sobie pomyślę. I szczerze mówiąc, boję się to usłyszeć. Miałam wystarczająco dużo negatywnych przeżyć jak na jeden dzień. W końcu unosi wzrok, by na mnie spojrzeć, a żal na jego twarzy sprawia, że żałuję, iż zaczęłam ten temat. Otwiera usta, żeby się odezwać, ale potrząsam przecząco głową. - Nie chcę jeszcze wiedzieć. – mówię szybko. – Powiesz mi potem. - Potem? - Po tym weekendzie. Nie chcę myśleć o wyznaniach. Nie chcę myśleć o Lydii. Po prostu spędźmy kolejne dwadzieścia cztery godziny, unikając naszych żałosnych realiów. Uśmiecha się z uznaniem. - Podoba mi się ten pomysł. I to bardzo. Ten moment zostaje przerwany przez donośne burczenie z mojego żołądka. Z zażenowaniem ściskam brzuch dłońmi. Owen wybucha śmiechem. - Też jestem głodny. – mówi. Wychodzi z namiotu i podaje mi rękę. – Chcesz zjeść u mnie, czy tutaj? Potrząsam głową. - Nie jestem pewna, czy wytrzymam piętnaście przecznic. – mówię, zmierzając w stronę kuchni. – Lubisz mrożoną pizzę?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 5 *** Wszystko, co robiliśmy, to tylko pizza, ale to była najzabawniejsza chwila z facetem od czasów Adama. Zajście w ciążę w wieku piętnastu lat nie pozostawia wiele czasu na interakcje społeczne, więc mówienie, że jestem trochę niedoświadczona, jest niedopowiedzeniem. Kiedyś stawałam się nerwowa na myśl o zbliżeniu się do innego faceta, ale Owen wywołuje we mnie coś przeciwnego. Kiedy z nim jestem, czuję się bardzo spokojna. Moja mama mówi, że są ludzie, których spotykasz i poznajesz, ale są też ludzie, których spotykasz, a już ich znasz. Mam wrażenie, że Owen należy do tej drugiej kategorii. Nasze osobowości wydają się uzupełniać, jakbyśmy znali się całe życie. Aż do dzisiaj nie miałam pojęcia, jak bardzo potrzebuję w swoim życiu kogoś takiego jak on. Kogoś, kto wypełniłby dziury w mojej samoocenie, które zrobiła Lydia. - Gdyby tak ci się nie śpieszyło do skończenia szkoły, jaką karierę byś wybrała zamiast kosmetologii? - Nic. – wypalam. – Wszystko. Wybucha śmiechem. Opiera się o szafkę obok pieca, a ja siedzę przy barku, naprzeciw niego. - Jestem kiepska w obcinaniu włosów. Nie cierpię słuchania problemów innych ludzi, kiedy siedzą na fotelu w salonie. Przysięgam, ludzie biorą za dużo rzeczy za pewnik, a słuchanie ich wszystkich marudnych opowieści sprawia, że wpadam w zły nastrój. - Jesteśmy w tej samej branży, jakby nie patrzeć – mówi Owen – ja obrazuję wyznania, a ty ich wysłuchujesz. Kiwam w zgodzie głową, ale również czuję się trochę niewdzięczna. - Ale odwiedzają nas też naprawdę dobrzy klienci. Tacy, na których czekam. Myślę, że nie chodzi o ludzi, za którymi nie przepadam, tylko o fakt, że wybrałam coś, czego nie chcę robić. Przygląda mi się przez chwilę. - Cóż, dobra wiadomość jest taka, że jesteś młoda. Mój ojciec mawiał, że żadna decyzja w życiu nie jest na stałe. Oprócz tatuaży. - Mogłabym się spierać z tą logiką. – odpowiadam ze śmiechem. – A co z tobą? Zawsze chciałeś być artystą? Piekarnik zaczyna pikać, a Owen natychmiast go otwiera, by sprawdzić pizzę. Za chwilę ponownie go zamyka. Wiem, że to tylko mrożona pizza, ale widok faceta przejmującego kontrolę w kuchni jest trochę podniecający. Znowu opiera się o szafkę. - Nie wybrałem bycia artystą. Myślę, że sztuka tak jakby sama mnie wybrała. Uwielbiam tą odpowiedź. Jestem też o to zazdrosna, bo chciałabym się urodzić z naturalnym talentem do czegoś. Coś, co też mogłoby mnie wybrać, żebym ja nie musiała ścinać włosów cały dzień. - Myślałaś kiedyś o powrocie do szkoły? – pyta. – Może wybierając coś, czym faktycznie jesteś zainteresowana? Wzruszam ramionami. - Może pewnego dnia. Teraz moim celem jest AJ. Uśmiecha się z uznaniem, słysząc moją odpowiedź. Nie mogę myśleć o żadnym z pytań, którymi chcę go zarzucić, bo ta cisza jest miła. Podoba mi się sposób, w jaki na mnie patrzy, milcząc. Uśmiecha się powoli, a jego wzrok owija mnie jak koc. Przyciskam dłonie do blatu pode mną i spoglądam na moje zwisające nogi. Nagle trudne staje się obserwowanie go, bo obawiam się, że zobaczy, jak mi się to podoba.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 6 Bez odzywania się, zaczyna zmniejszać dystans między nami. Przygryzam nerwowo dolną wargę, bo podchodzi do mnie z zamiarem, a nie sądzę, żeby jego zamiarem było zadanie większej ilości pytań. Patrzę, jak jego dłonie spotykają moje kolana i powoli posuwają się wyżej. Przesuwa nimi po całych udach i zatrzymuje je na biodrach. Kiedy unoszę wzrok i zerkam w jego oczy, kompletnie się w nich zatracam. Patrzy na mnie z takim poziomem potrzeby, że nie jestem pewna, iż będę w stanie ją zaspokoić. Przesuwa dłonie na dół moich pleców i przyciąga mnie do siebie. Kładę dłonie na jego ramionach i mocno je chwytam, nie będąc pewną, co się za chwilę stanie, ale będąc przygotowaną na to, by na to pozwolić. Cień uśmiechu znika z jego twarzy, im bliżej jego usta znajdują się moich. Zamykam oczy, kiedy delikatnie ociera się wargami o moje usta. - Czekałem na to od chwili, kiedy cię zobaczyłem. – szepce. Nasze usta łączą się w pocałunku, który z początku jest taki, jak ten w namiocie. Delikatny, słodki i niewinny. Ale potem zostaje odarty z niewinności w sekundzie, gdy jedną z dłoni wplata w moje włosy, a językiem wślizguje się między wargi. Nie wiem, jak mogę czuć się jednocześnie tak ciężko i tak lekko, ale jego pocałunek sprawia, że tak jest. Przesuwam dłonie na jego szyję i robię co w mojej mocy by całować go tak, jak on całuje mnie, ale nie ma mowy, ale obawiam się, że moje usta nie są na to przygotowane. Nie ma mowy, żebym umiała sprawić, by czuł się tak jak ja w tej chwili. Podnosi moje nogi tak, że owijam je wokół jego bioder, następnie unosi mnie i kieruje nas do salonu bez przerywania pocałunku. Staram się ignorować zapach pizzy w piekarniku, bo nie chcę, by Owen przerywał. Ale jestem także bardzo, bardzo głodna i nie chcę, żeby pizza się spaliła. - Chyba pizza się pali. – szepcę, kiedy trafiamy na kanapę. Delikatnie opuszcza mnie na plecy, jednocześnie kręcąc głową. - Zrobię ci kolejną. – ponownie schyla się do moich ust, a ja nagle jakby mniej przejmuję się jedzeniem. Opuszcza się na kanapie, ale nie kładzie się całkowicie na mnie. Trzyma ramiona po obu stronach mojej głowy i nie wykonuje żadnego ruchu, który by pokazywał, że oczekuje czegoś więcej poza tym pocałunkiem. Więc właśnie to mu daję. Ja całuję go, on całuje mnie i nie przestajemy, dopóki nie włącza się czujnik dymu. Jak tylko zdajemy sobie sprawę, że dźwięk dochodzi z mojego mieszkania, odsuwamy się od siebie i podskakujemy. Biegnie do piekarnika i go otwiera, a ja łapię kartonowe pudełko po pizzy i zaczynam machać nim pod czujnikiem dymu. Owen wyciąga pizzę z pieca, która jest tak spalona, że niestety nie nadaje się do jedzenia. - Może po prostu powinniśmy zjeść na mieście w drodze do mojego mieszkania. Alarm nareszcie milknie, więc rzucam pudełko na szafkę. - Lub możemy po prostu zjeść niektóre z tych rzeczy, które dziś kupiłeś. Ściąga z dłoni rękawicę kuchenną i rzuca ją na kuchenkę. Sięga po moją dłoń i przyciąga mnie do siebie, a nasze usta ponownie się spotykają. Jestem dość pewna, że jego pocałunki to najlepsza forma diety, bo za każdym razem, gdy dotyka swoimi wargami moich ust, całkowicie zapominam o fakcie, że jestem cholernie głodna. Jak tylko nasze języki się dotykają, nagle rozlega się głośne pukanie do frontowych drzwi. Nasze usta się rozdzielają i oboje obracamy się i patrzymy, jak drzwi się otwierają. Kiedy widzę Trey’a stojącego w progu, natychmiast odsuwam się od Owena. Nienawidzę tego, że moim pierwszym odruchem jest odsunięcie się od niego, bo naprawdę nie chcę, by pomyślał, że jestem w jakikolwiek sposób zaangażowana w znajomość z Trey’em. Prawda jest taka, że odsunęłabym się od niego, nieważne, kto stałby za tymi drzwiami. Po prostu chciałabym, by nie był to Trey.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 7 - Cholera. – mamrocze Owen. Spoglądam na niego i widzę, że opuścił głowę, tak samo ramiona. Od razu mogę powiedzieć, że musiał błędnie zinterpretować pojawienie się tutaj Trey’a. Zerkam na Trey’a, który zmierza do kuchni i z jakiegoś powodu mierzy Owena morderczym spojrzeniem. - Co ty tutaj robisz? Zerkam na Owena, ale on zdaje się nie zwracać uwagi na brata Adama. Patrzy prosto na mnie. - Auburn. – mówi. – Musimy porozmawiać. Śmiech Trey’a sprawia, że się krzywię. - O czym musisz z nią porozmawiać, Owen? Jeszcze jej nie powiedziałeś? Owen zamyka oczy na parę sekund, a kiedy je otwiera, spojrzenie kieruje na Trey’a. - Kiedy w końcu przestaniesz, Trey? Kurwa. Serce wali mi w piersi, jakby było wielkim młotem i mam przeczucie, że za chwilę dowiem się, dlaczego tak się do siebie odnoszą, ale w tym momencie nie jestem pewna, czy chcę to wiedzieć. To nie może być nic dobrego. Trey zbliża się do Owena na tyle, że ich twarze dzieli kilka centymetrów. - Wynoś się z jej mieszkania. Wynoś się z jej życia. Jeśli możesz zrobić te dwie rzeczy, wtedy prawdopodobnie będę zadowolony. - Auburn. – mówi Owen stanowczo. Trey zbliża się do mnie, stając między mną a Owenem tak, że już go nie widzę. Spoglądam w oczy Trey’a i nie widzę w nich nic, poza gniewem. Wskazuje palcem za siebie. - Tamten koleś, którego sprowadziłaś do swojego mieszkania..? Któremu pozwoliłaś przebywać w pobliżu swojego syna..? Został aresztowany za posiadanie, Auburn. Potrząsam przecząco głową, wybuchając śmiechem. Nie wierzę. Nie wiem, dlaczego Trey mówi takie rzeczy. Odsuwa się na bok i znowu widzę Owena. Moje serce staje się zbyt ciężkie, by utrzymać je w piersi, bo wyraz twarzy Owena mówi wszystko. Widzę przeprosiny i żal. To właśnie to zamierzał powiedzieć mi wcześniej. To jest ta rzecz, o której ja stwierdziłam, że może zaczekać do poniedziałku. - Owen? – wymawiam jego imię prawie szeptem. - Chciałem ci powiedzieć. – mówi. – Nie jest tak źle, jak brzmi to w jego ustach, Auburn. Przysięgam. Owen zaczyna iść w moim kierunku, ale Trey natychmiast się odwraca i popycha go na ścianę. Ramieniem przyciska jego szyję do ściany. - Masz pięć sekund na to, żeby stąd wypierdalać. Owen wciąż patrzy na mnie, pomimo tego, że Trey trzyma go w bolesnym uścisku. - Pozwól mi tylko zabrać swoje rzeczy z jej pokoju i sobie pójdę. Trey przygląda mu się uważnie przez kilka sekund, po czym go puszcza. Obserwuję, jak Owen idzie do mojego pokoju po swoje „rzeczy”. Wiem na pewno, że z niczym tu nie przyszedł. Trey patrzy teraz na mnie. - Wujek twojego dziecka jest pieprzonym policjantem, a ty nie pomyślałaś o tym, żeby sprawdził osobę, której pozwalasz wejść do twojego życia? Nie mam na to odpowiedzi. Ma rację. Ten kręci głową, rozczarowany, w momencie, gdy Owen wychodzi z mojej sypialni. Zanim Trey odwraca się do niego twarzą, Owen zerka krótko w kierunku namiotu. Jego oczy mówią mi coś,

Tłumaczenie: marika1311 Strona 8 czego nie może powiedzieć głośno. Mija Trey’a i wychodzi przez frontowe drzwi, bez oglądania się wstecz. Trey podchodzi do drzwi i z trzaskiem je zamyka. Stoi z rękami opartymi o biodra i przygląda mi się, czekając na wyjaśnienie. Gdybym nie sądziła, że pójdzie potem do Lydii i wszystko jej wyśpiewa, powiedziałabym mu, żeby spierdalał. Zamiast tego, robię to, co zawsze. Mówię coś, co by ich zadowoliło. - Przepraszam. Nie wiedziałam. Podchodzi do mnie i delikatnie ściska moje ramiona, patrząc mi w oczy. - Martwię się o ciebie, Auburn. Proszę, nie ufaj nikomu, zanim ja ich nie sprawdzę. Mogłem cię ostrzec do co niego. Przytula mnie i to dla mnie ogromny wysiłek, ale odwzajemniam gest. - Nie potrzebujesz tego, by jego reputacja wkraczała między ciebie i twojego syna. To nie byłoby dla ciebie dobre. Kiwam głową przy jego klatce piersiowej, ale mam ochotę odepchnąć go od siebie przez tą zawoalowaną groźbę. Jest taki sam jak jego matka. Zawsze używa mojej sytuacji z AJ’em, by mną manipulować. Odziera mnie to z całej pewności siebie, którą zdobyłam w ramionach Owena. Odsuwam się od niego i próbuję się uśmiechnąć. - Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. – mówię. Ciężko mi to przechodzi przez gardło, bo w rzeczywistości może to być prawda. Nawet nie mogę myśleć o tym, jaka jestem na niego zła, kiedy Trey stoi przede mną. – Dziękuję, że mi powiedziałeś. – dodaję, idąc do drzwi. Otwieram je tak, by załapał, o co chodzi. – Chociaż chciałabym zostać na trochę sama. To był długi dzień. Trey idzie w kierunku drzwi i odwraca się. - Widzimy się w niedzielę na kolacji? Kiwam potwierdzająco głową i zmuszam się do fałszywego uśmiechu, żeby go uspokoić. Jak tylko zamykam za nim drzwi, przekręcam klucz w zamku i biegnę do swojego pokoju. Wczołguję się do namiotu i zauważam skrawek papieru leżący na poduszce. Podnoszę ją i czytam treść. Proszę, przyjdź dziś wieczorem do mojego studia. Musimy porozmawiać. Czytam tą notatkę tak wiele razy, że mogłabym idealnie odwzorować styl jego pisania. Kładę się na poduszce i wzdycham ciężko, bo nie mam pojęcia, co teraz zrobić. Nie ma nic, co mogłoby usprawiedliwić fakt, że Owen idzie do więzienia lub tego, że mnie okłamał. Ale mimo wszystkiego, co się wydarzyło, każda część mnie pogrąża się w bólu dla niego. Ledwie znam tego faceta, ale w jakiś sposób czuję to znajome zaciskanie się serca. Muszę się z nim zobaczyć jeszcze raz, nawet jeśli miałoby to być nasze pożegnanie.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 9 Rozdział dwunasty OWEN Powinienem był jej powiedzieć. W chwili, gdy zostałem wypuszczony z aresztu, powinienem był iść prosto do jej mieszkania i wszystko jej powiedzieć. Chodzę w kółko po podłodze mojego studia już przez ponad godzinę. Robię tak tylko wtedy, kiedy jestem wkurzony, a nie jestem pewien, czy kiedykolwiek odczuwałem taki gniew, jak w tym momencie. Wydepczę tutaj dziurę, jeśli się nie zatrzymam. Ale wiem, że musiała już przeczytać moją wiadomość. Minęły ponad dwie godziny, odkąd zostawiłem ją na jej poduszce i zaczynam myśleć, że już ze mnie zrezygnowała. Nie winię jej za to. I chociaż bardzo chcę spróbować ją przekonać, że Trey nie jest dla niej, a ja nie jestem taki zły, jak jej się wydaje, mam wrażenie, że nawet nie będę miał takiej możliwości. Nie wiadomo, co ona teraz o mnie mówi. Jak tylko zaczynam iść w kierunku schodów, słyszę pukanie do drzwi. Nie idę do nich w pośpiechu. Biegnę sprintem. Kiedy je otwieram, Auburn zerka krótko w moje oczy, po czym patrzy nad swoim ramieniem. Łapie framugę drzwi i szybko wślizguje się do środka, zamykając je za sobą. Nienawidzę tego. Nienawidzę, że boi się tutaj być i obawia się tego, że ktoś mógłby zobaczyć, jak do mnie wchodzi. Nie ufa mi. Odwraca się i staje do mnie twarzą w twarz, a ja nie cierpię rozczarowania, które wypełnia jej spojrzenie. Musimy porozmawiać, a nie chcę robić tego tutaj, więc sięgam za nią i przekręcam klucz w zamku. - Dzięki, że przyszłaś. Nie odpowiada. Czeka, aż powiem coś jeszcze. - Pójdziesz ze mną na górę? Zerka na korytarz nad moim ramieniem i kiwa potwierdzająco głową. Idzie za mną przez studio, a potem do góry po schodach. To szalone, jak jest teraz między nami. Dwie godziny temu wszystko było idealne. A teraz… To niesamowite, jaki dystans między dwojgiem ludzi może stworzyć prawda. Idę do kuchni i oferuję jej coś do picia. Może jeśli naleję jej napój, rozmowa potrwa trochę dłużej. Jest tak wiele rzeczy, które chcę i muszę jej wyjaśnić, jeśli tylko da mi taką możliwość. Nie chce nic do picia. Stoi na środku pomieszczenia i wydaje się, że boi się do mnie zbliżyć. Rozgląda się po całym pokoju, jakby nigdy wcześniej tu nie była. Widzę wyraz jej twarzy. Odkąd wie, widzi mnie w innym świetle. W ciszy obserwuję ją. W końcu wraca wzrokiem do mnie, a między nami zalega jeszcze dłuższa cisza, zanim zbiera się na odwagę, żeby zapytać o to, po co tutaj przyszła. - Jesteś uzależniony, Owen?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 10 W ogóle nie owija w bawełnę. Jej bezpośredniość sprawia, że się wzdrygam, bo to nie jest proste pytanie na NIE lub TAK. A nie wygląda na to, by chciała czekać na dłuższe wyjaśnienie, sądząc po sposobie, w jaki zerka na schody. - Jeśli powiem, że nie, zrobi to jakąś różnicę? Przygląda mi się w ciszy przez kilka sekund, po czym kręci głową. - Nie. Miałem przeczucie, że taka będzie jej odpowiedź. I tak po prostu, nie czuję już chęci, by wyjaśniać tą sprawę z mojego punktu widzenia. Jaki byłby w tym sens, skoro moja odpowiedź i tak nic by nie zmieniła? Wyznanie prawdy mogłoby jeszcze bardziej to skomplikować. - Idziesz do więzienia? – pyta. – To dlatego powiedziałeś, że się wyprowadzasz? Przechylam butelkę i wlewam sobie wina. Biorę długi, powolny łyk, zanim kiwam potwierdzająco głową. - Prawdopodobnie. To moje pierwsze wykroczenie, więc wątpię, żeby nie było mnie długo. Oddycha głęboko i zamyka oczy. Kiedy znowu je otwiera, wzrok ma spuszczony na swoje stopy. Unosi dłonie do bioder i nadal unika ze mną kontaktu wzrokowego. - Chcę odzyskać opiekę nad swoim synem, Owen. Wykorzystaliby się przeciwko mnie. - Co za oni? - Lydia i Trey. – spogląda na mnie. – Nigdy mi nie zaufają, jeśli dowiedzą się, że jestem zaangażowana w znajomość z tobą w jakikolwiek sposób. Spodziewałem się czegoś w rodzaju pożegnania, kiedy się tutaj pojawiła, ale nie spodziewałem się tego, że tak mnie to zaboli. Czuję się głupio, że nie pomyślałem o tym, jakby to na nią wpłynęło. Tak bardzo martwiłem się o to, co sobie o mnie pomyśli, kiedy się dowie, że aż do teraz nie przyszło mi do głowy, że jej związek z synem może być zagrożony. Wlewam sobie kolejny kieliszek wina. Prawdopodobnie to nie jest zbyt dobry pomysł, by widziała mnie opijającego się winem, skoro teraz już wie o moim aresztowaniu. Spodziewam się, że teraz odwróci się i wyjdzie, ale tego nie robi. Zamiast tego, daje kilka powolnych kroków w moją stronę. - Pozwolą ci zamiast tego wybrać odwyk? Wychylam drugi kieliszek wina. - Nie potrzebuję go. – odstawiam kieliszek do zlewu. Widzę, że rozczarowanie przejmuje nad nią kontrolę. Dobrze znam to spojrzenie. Widziałem go wystarczająco dużo razy, by wiedzieć, co to oznacza i nie podoba mi się, że jej uczucia wobec mnie tak szybko zmieniły się z pożądania mnie, do odczuwania wobec mnie litości. - Nie mam problemu z narkotykami, Auburn. – pochylam się, by się do niej zbliżyć. – Mam problem z tym, że wygląda na to, że wydajesz się być powiązana z Trey’em. I może to ja jestem tym widniejącym w rejestrze kryminalnym, ale to na niego powinnaś uważać. Śmieje się pod nosem. - Jest policjantem, Owen. Idziesz do więzienia za posiadanie. Któremu z was mam ufać? - Swojemu instynktowi. – mówię od razu. Spuszcza wzrok na swoje dłonie. Przyciska do siebie swoje kciuki. - Mój instynkt mówi mi, by zadbać o to, co najlepsze dla mojego syna. - Dokładnie. – odpowiadam. – I właśnie dlatego mówię, byś ufała swojemu instynktowi. Spogląda na mnie, a w jej oczach widzę ból. Nie powinienem był tego wyciągać, wiem. Dokładnie wiem, co teraz czuję, patrząc na mnie. Frustrację, rozczarowanie, złość. Widzę to za każdym razem, gdy patrzę w lustro.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 11 Okrążam barek i chwytam ją za nadgarstki. Przyciągam ją do siebie i przytulam. Przez kilka sekund pozwala mi na to. Ale potem odpycha mnie, stanowczo kręcąc głową. - Nie mogę. To tylko dwa słowa, ale oznaczają jedno. Koniec. Odwraca się i idzie prosto w stronę schodów. - Auburn, zaczekaj! – wołam za nią. Nie czeka. Docieram do szczytu schodów i słucham echa jej kroków niosących się po moim studiu. To nie tak powinno się to zakończyć. Nie chcę pozwolić jej odejść w ten sposób, bo jeśli odejdzie z takim uczuciem, będzie dla niej łatwe, żeby już nigdy nie wrócić. Zbiegam za nią po schodach. Dotykam jej w momencie, gdy ona sięga do zamka w drzwiach. Odciągam jej rękę i okręcam ją, następnie przyciągam do siebie i przyciskam usta do jej warg.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 12 Rozdział trzynasty AUBURN Całuje mnie z przekonaniem, przeprosinami i gniewem, a to wszystko, w jakiś sposób, jest objęte czułością. Kiedy nasze języki się spotykają, następuje chwilowe wytchnienie od rzeczywistości naszego rozstania. Oboje powoli wypuszczamy z siebie oddech, bo dokładnie tak powinno się odczuwać pocałunek. Moje kolana pragną się zgiąć od dotyku jego warg na moich ustach. Też go całuję, chociaż wiem, że ten gest do niczego nas nie zaprowadzi. To niczego nie naprawi. Nie naprawi żadnego z jego błędów, ale wiem też, że to może być ostatni raz, kiedy tak się czuję, a nie chcę sobie tego odmawiać. Obejmuje mnie, wślizgując się jedną dłonią na moją szyję, a potem we włosy. Kołysze delikatnie moją głową i czuję się tak, jakby próbował zapamiętać każdy aspekt tego, jak się czuje, kiedy się całujemy, bo wie, że kiedy przestaniemy, to będzie wszystko, co mu zostanie. Wspomnienia. Myśl o tym, że to jest pożegnanie, złości mnie, bo wiem, że dał mi nadzieję, a potem pozwolił Trey’owi odebrać mi ją powiedzeniem prawdy. Pocałunek staje się bolesny, ale nie w sensie fizycznym. Im bardziej się całujemy, tym bardziej zdajemy sobie sprawę z tego, co tracimy, a to boli. Przeraża mnie, że wiem, że jest szansa na to, że odnalazłam jedną z niewielu osób na tym świecie, które potrafią sprawić, bym tak się czuła, a już mam z tego zrezygnować. Jestem już zmęczona z konieczności rezygnowania z rzeczy, których pragnę. Odsuwa się i przygląda się mi z bolesnym wyrazem twarzy. Przesuwa dłoń z mojej szyi do policzka i delikatnie pociera kciukiem moją dolną wargę. - To już boli. Ponownie przybliża usta do moich, a jego pocałunek jest tak delikatny, jak aksamit. Powoli się przesuwa, aż jego usta dotykają mojego ucha. - To koniec? Właśnie tak to się skończy? Kiwam potwierdzająco głową, nawet jeśli to ostatnia rzecz, którą chcę zrobić. Ale to już koniec. Nawet jeśli miałby całkowicie zmienić swoje życie, to jego ostatnie wybory wciąż wpływają na moje własne życie. - Czasami nie mamy drugich szans, Owen. Czasami rzeczy po prostu się kończą. Krzywi się. - My nawet nie mieliśmy pierwszej szansy. Chcę mu powiedzieć, że to nie jest moja wina; tylko jego. Ale wiem, że on jest tego świadomy. Nie prosi mnie, bym dała mu kolejną szansę. Jest po prostu zdenerwowany, że to już koniec. Przyciska dłonie do drzwi za mną, trzymając mnie w klatce ze swoich ramion. - Przepraszam, Auburn. – mówi. – Masz swoje problemy, z którymi musisz sobie w życiu radzić i absolutnie nie chciałem sprawić, żeby coś było dla ciebie jeszcze trudniejsze. – przyciska usta do mojego czoła i odpycha się od drzwi. Daje dwa kroki w tył i lekko kiwa głową. – Rozumiem. I przykro mi. Nie mogę znieść jego zbolałego spojrzenia ani akceptacji w jego słowach. Sięgam za siebie i otwieram drzwi, po czym odwracam się i wychodzę.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 13 Słyszę, jak drzwi się za mną zamykają, a ten dźwięk staje się moim najmniej lubianym dźwiękiem na całym świecie. Unoszę pięść do serca, bo czuję się dokładnie tak, jak on, kiedy za kimś tęskni. I nie rozumiem tego, bo poznałam go dopiero kilka tygodni temu. „Są ludzie, których spotykasz i poznajesz, ale są też ludzie, których spotykasz, a już ich znasz.” Nie obchodzi mnie, jak długo go znam. Nie obchodzi mnie też to, że mnie okłamał. Zamierzam pozwolić sobie na bycie smutną i na użalanie się nad sobą, bo pomimo tego, co zrobił w przeszłości, nikt inny nie sprawia, że czułam się tak, jak dzisiaj z nim. Sprawił, że czułam się dumna z siebie jako matki. W związku z tym fakt, że musiałam się z nim pożegnać jest warty kilku łez i nie pozwolę sobie czuć się winną dlatego, że będę z tego powodu płakać. Jestem w połowie drogi do domu i w tym samym momencie, kiedy ocieram ostatnie z łez, na jakie pozwoliłam sobie przez to rozstanie, obok mnie zatrzymuje się samochód i zaczyna powoli się toczyć. Zerkam na niego kątem oka i widzę natychmiast, że jest to samochód policyjny. Staję w miejscu, kiedy Trey opuszcza szybę i przechyla się przez siedzenie. - Wsiadaj, Auburn. Nie kłócę się. Otwieram drzwi i wchodzę do środka, a on zaczyna jechać w kierunku mojego mieszkania. Nie podoba mi się atmosfera. Nie jestem pewna, czy zachowuje się jak zazdrosny chłopak, czy nadopiekuńczy brat. Technicznie rzecz biorąc, ani jedno ani drugie do niego nie pasuje. - Byłaś przed chwilą w jego studiu? Patrzę przez okno i rozważam swoją odpowiedź. Będzie wiedział, że kłamię, jeśli powiem, że nie, a potrzebuję tego, by Trey mi ufał. Ze wszystkich ludzi na świecie potrzebuję zarówno Trey’a, jak i Lydii, by wiedzieli, że wszystko, co robię, robię dla AJ’a. - Tak. Wisiał mi pieniądze. Słyszę jego ciężki oddech, kiedy bierze wdech i wydech. W końcu jedzie na drugą stronę ulicy i parkuje samochód. Nie chcę patrzeć bezpośrednio na niego, ale widzę, że nakrywa szczękę dłonią, poruszając nią z frustracją. - Dopiero co powiedziałem ci, że jest niebezpieczny, Auburn. – patrzy prosto na mnie. – Jesteś głupia? Tylko tyle mogę znieść. Otwieram drzwi, wysiadam z auta i zamykam je z trzaskiem. Zanim stawiam trzy kroki, on już stoi przede mną. - Nie jest niebezpieczny, Trey. Ma nałóg. I nic się między nami nie dzieje, poszłam tam, by po prostu odebrać moje wynagrodzenie za pracę. Trey obserwuje moją twarz, bardziej niż prawdopodobnie sprawdzając, czy próbuję go okłamać. Wypuszczam z siebie powietrze i przewracam oczami. - Gdyby coś między nami było, byłabym tam dłużej niż tylko pięć minut. – przechodzę obok niego i idę w kierunku swojego mieszkania. – Jezu, Trey. Zachowujesz się, jakbyś miał powód, by być zazdrosnym. Znowu staje przede mną, zmuszając mnie, bym się zatrzymała. Gapi się na mnie przez kilka cichych sekund. - Jestem zazdrosny, Auburn. Natychmiast muszę przełknąć wielką gulę, która powstała w moim gardle. Kontynuuję też przyglądanie się mu i czekam, aż cofnie to, co powiedział, ale tego nie robi. Patrzy na mnie i nie widzę w nim nic, oprócz szczerości. Jest bratem Adama. Wujkiem AJ’a. Nie mogę. To Trey.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 14 Mijam go i idę dalej. Jesteśmy tylko jedną przecznicę dalej od mojego mieszkania, więc nie zaskakuje mnie, kiedy słyszę, że zaczyna iść za mną. Nie zwracam na niego uwagi i kontynuuję chód, starając się przemyśleć ostatnie dwie godziny swojego życia, ale to trochę trudne, kiedy śledzi mnie zazdrosny brat mojego nieżyjącego chłopaka. Kiedy docieram do drzwi, otwieram je i odwracam się, by stanąć z nim twarzą w twarz. Jego oczy są jak noże, które drążą we mnie dziury. Już mam zamiar powiedzieć mu „dobranoc”, kiedy ten unosi dłoń i opiera ją o framugę drzwi, tuż obok mojej głowy. - Myślałaś kiedyś o tym? Dokładnie wiem, o co pyta, ale udaję głupią. - O czym? Jego wzrok opada na moje usta. - O nas. My. Ja i Trey. Mogę szczerze powiedzieć, że nie, nie zastanawiałam się nad tym. Ale nie chcę ranić jego uczuć, więc zamiast tego w ogóle nie odpowiadam. - To ma sens, Auburn. Kręcę głową, prawie stanowczo. Nie chcę wyglądać na tak oporną, ale właśnie tak się czuję. - To nie ma sensu. – odpowiadam. – Byłeś bratem Adama. Jesteś wujkiem AJ’a. Miałby przez to zamęt w głowie. Robi krok do przodu. Jego bliskość odczuwam inaczej, niż kiedy Owen się do mnie zbliżał. Bliskość Trey’a sprawia, że czuję się, jakbym się dusiła, jakbym musiała zrobić dziurę w atmosferze, żeby wziąć oddech. - Kocham go, Auburn. Jestem jedynym ojcem, którego ma twój mały chłopczyk. – mówi. – Mieszka w moim domu razem z mamą, a gdybyśmy ty i ja byli razem… Od razu się prostuję. - Mam nadzieję, że nie zamierzasz użyć mojego synka jako wymówki do tego, że powinnam się z tobą umawiać. Gniew w moim głosie mnie zaskakuje, więc wiem, że jego też. Przebiega dłońmi po włosach. - Słuchaj – mówi, znowu na mnie spoglądając. – Nie staram się użyć go, by się do ciebie zbliżyć. Wiem, że to tak zabrzmiało. Ja tylko mówię… że to ma sens. My razem, to ma sens. Nie odpowiadam, bo we wszystkim, co mówi, jest trochę prawdy. Lydia ufa Trey’owi bardziej niż komukolwiek na świecie. A jeśli ja i Trey bylibyśmy razem… - Pomyśl o tym. – mówi, nie chcąc odpowiedzi już teraz. – Możemy zacząć powoli. Zobaczyć, czy do siebie pasujemy. – odrywa dłoń od framugi i trochę się odsuwa, dając mi tym samym przestrzeń do oddychania. – Porozmawiamy o tym w niedzielę wieczorem. Muszę wracać do pracy. Obiecasz mi, że będziesz zakluczać drzwi? Kiwam potwierdzająco głową, nienawidząc siebie za to, że to robię, bo nie chcę, żeby pomyślał, że zgadzam się na te wszystkie rzeczy, o których mówi. Ale… to ma sens. Mieszka w tym samym domu co AJ i Lydia, a jedyną rzeczą, której pragnę, jest więcej czasu z moim synem. Doszłam do momentu, kiedy nie przejmuję się już tym, co pozwoli mi więcej z nim przebywać; po prostu tego potrzebuję. Bardzo za nim tęsknię.. Nie podoba mi się fakt, że rozważam jego ofertę. Nie czuję do Trey’a nawet ułamka z tego, co czułam do Adama. Nawet nie mogę tego porównać do swoich uczuć do Owena.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 15 Ale ma rację. Będąc z nim, zbliżę się do AJ’a. A do niego czuję więcej niż do czegokolwiek lub kogokolwiek na tym świecie. Zrobię wszystko, co będzie trzeba, by odzyskać swojego synka. Wszystko. *** Zanim się tutaj przeniosłam, Lydia zapewniła mnie, że ruch uliczny w Dallas nie jest taki zły. Kiedy zapytałam, jak długo zajęłoby mi dotarcie z mojego potencjalnego nowego mieszkania do ich mieszkania, powiedziała „Och, nie więcej, niż piętnaście kilometrów.” Nie wspomniała jednak o tym, że te piętnaście kilometrów w Dallas oznaczają dobre czterdzieści pięć minut jazdy taksówką. Przez większość wieczorów nawet nie wracam z pracy przed siódmą. Do czasu, aż wsiądę do samochodu i pojadę do jej domu, nadchodzi czas, by AJ szedł spać. Z tego powodu stwierdziła, że to niedogodność, żebym odwiedzała go wieczorami. „To sprawia, że jest niespokojny”, powiedziała. Więc kolacje w niedziele wieczorem i jakieś inne dni w tygodni, w które mogę namówić ją na to, żeby pozwoliła mi przyjść, to wszystko, co mam ze swoim synem. Oczywiście, niedziele przeciągam jak tylko się da. Czasami pojawiam się w czasie obiadu i nie wychodzę, dopóki AJ nie pójdzie spać. Wiem, że to ją irytuje, ale mam to gdzieś. To mój syn i nie powinnam się prosić o zgodę na to, by go odwiedzić. Dzisiaj spędzam z nim wyjątkowo długi dzień i kocham z niego każdą sekundę. Jak tylko obudziłam się tego ranka, wzięłam prysznic i zadzwoniłam po taksówkę. Jestem tu od śniadania, a AJ nie odstępuje mnie na krok. Zaraz po tym, jak skończyliśmy jeść kolację, wzięłam go na kanapę, a on zasnął na moich kolanach po obejrzeniu połowy odcinka bajki. Zazwyczaj zmywam naczynia i sprzątam po kolacji, ale tym razem tego nie oferuję. Dzisiaj chcę tylko trzymać mojego małego chłopca, kiedy ten śpi. Nie wiem, czy Trey stara się udowodnić, że potrafi się troszczyć o dom, czy to może ja widzę go w nieco innym świetle, ale faktycznie przejął kontrolę nad sprzątaniem kuchni. Z tego, co słyszę, właśnie załadował zmywarkę i ją włączył. Spoglądam w górę, kiedy Trey pojawia się w progu między kuchnią a salonem. Opiera się o framugę i uśmiecha na nasz widok, przytulonych na kanapie. Obserwuje nas przez chwilę, aż wchodzi Lydia i przerywa tą spokojną chwilę. - Mam nadzieję, że nie śpi długo. – mówi, spoglądając na AJ’a w moich ramionach. – Jeśli pozwolisz zasnąć mu tak wcześnie, obudzi się w środku nocy. - Dopiero co zasnął. – odpowiadam. – Nic mu nie będzie. Siada na jednym z krzeseł obok kanapy i przenosi wzrok na Trey’a, który nadal stoi w drzwiach. - Pracujesz dziś? – pyta. Trey kiwa głową i się prostuje. - Tak. Właściwie to muszę już iść. – odpowiada. Spogląda na mnie. – Podwieźć cię do domu? Zerkam na AJ’a w moich ramionach, zdecydowanie niegotowa na to, by już wyjść, ale nie jestem pewna, czy powinnam robić to, co muszę zrobić, z AJ’em śpiącym na moich kolanach. Zbierałam się na odwagę, by porozmawiać z Lydią o naszym układzie, a dzisiejszy wieczór wydaje się tak dobry, jak każdy.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 16 - Właściwie to miałam nadzieję, że porozmawiam o czymś z twoją mamą, zanim pójdę. – mówię do Trey’a. Czuję, że Lydia na mnie zerka, ale nie odwzajemniam jej spojrzenia. Można by pomyśleć, że po tak długim czasie, kiedy z nią mieszkałam, nie będę już się jej bać. Jednak trudno nie czuć strachu przed kimś, kto ma kontrolę nad jedyną rzeczą w życiu, której pragniesz. - Cokolwiek to jest, może zaczekać, Auburn. – mówi Lydia. – Jestem wykończona, a Trey musi jechać do pracy. Przebiegam dłonią po włosach AJ’a. Odziedziczył je po ojcu. Miękkie i delikatne, jak jedwab. - Lydio. – mówię cicho. Zerkam na nią, serce podchodzi mi do gardła, a żołądek zawiązuje się w supeł. Zawsze mnie ucisza, kiedy chcę z nią porozmawiać, ale muszę mieć to z głowy. – Chcę porozmawiać o prawach do opieki. I naprawdę doceniłabym, gdybyśmy mogły porozmawiać o tym dzisiaj, bo dobija mnie, że nie widuję go tak często, jak kiedyś. Kiedy mieszkałam z nimi w Portland, widywałam go każdego dnia. Wtedy opieka prawna nie była takim problemem, bo wracałam codziennie ze szkoły do domu, gdzie mieszkałam ze swoim synem. Mimo że to Lydia miała decydujący głos co do wszystkiego, co dotyczy AJ’a, to wciąż czułam się jak jego matka. Jednakże, po tym, jak go zabrała i przeniosła się do Dallas kilka miesięcy temu, czułam się jak najgorsza matka na świecie. Nie widywałam go. Za każdym razem, gdy rozmawiałam z nim przez telefon i zbliżał się koniec rozmowy, zalewałam się łzami. Nie mogłam nic poradzić na to, że czułam, że dystans między nami był jej celowym zamiarem. - Auburn, wiesz, że możesz przyjść i go zobaczyć kiedykolwiek chcesz. Potrząsam głową. - Właśnie. – mówię jej. – Nie mogę. – mój głos jest słaby i nienawidzę siebie za to, że brzmię w tej chwili jak dziecko. – Nie podoba ci się, kiedy odwiedzam go w tygodniu i nawet nie pozwalasz mu zostać u mnie na noc. Lydia przewraca oczami. - Z dobrego powodu. – mówi. – Jak mam zaufać ludziom, którym sprowadzasz do domu? Ostatni z nich, który był w twojej sypialni, to skazany przestępca. Przenoszę spojrzenie na Trey’a, a on natychmiast odwraca wzrok. Wie, że fakt, iż powiedział jej o przeszłości Owena, właśnie umieścił klin między mną, a AJ’em. Słyszy gniew w moim głosie, więc wchodzi do salonu. - Położę AJ’a do łóżka. – mówi. Przynajmniej za to jestem mu wdzięczna. AJ nie musi się obudzić i słuchać rozmowy, która rozgrywa się tuż obok niego. Podaję Trey’owi synka i tym razem obracam się twarzą w twarz do Lydii. - Nie pozwoliłabym mu zostać z AJ’em w tym samym mieszkaniu. – mówię w obronie. – Nawet by go tam nie było, gdybym wiedziała, że go przyprowadzisz. Ściąga usta i patrzy na mnie z dezaprobatą. Nienawidzę tego spojrzenia. - O co mnie prosisz, Auburn? Chcesz, żeby twój syn u ciebie nocował? Chcesz pojawiać się każdego wieczoru, zanim pójdzie spać i drażnić go tak, że w końcu nie będzie chciał iść spać? – wstaje, rozdrażniona. – Wychowuję tego chłopca od jego narodzin, więc nie możesz oczekiwać, że po prostu pozwolę na to, by przebywał z kompletnie obcymi ludźmi. Też wstaję. Nie będzie nade mną górować i sprawiać, że poczuję się mała i gorsza. - My wychowujemy go od jego narodzin, Lydia. Byłam tu cały czas. To mój syn. Jestem jego matką. Nie powinnam cię pytać o pozwolenie, kiedy chcę spędzić z nim czas. Gapi się na mnie, a ja mam nadzieję, że rozważa moje słowa i je akceptuje. Musi zobaczyć, jaka jest niesprawiedliwa. - Auburn – mówi, przyklejając na twarz fałszywy uśmiech. – Wychowywałam wcześniej dzieci, więc wiem, jak ważna jest rutyna i harmonogram dla rozwoju dziecka. Jeśli chcesz go odwiedzać,

Tłumaczenie: marika1311 Strona 17 to absolutnie w porządku. Ale będziemy musiały wypracować bardziej spójny plan tak, żeby nie wpłynęło to na niego negatywnie. Pocieram dłońmi twarz, próbując pozbyć się choć odrobiny frustracji, jaką czuję. Robię wydech i spokojnie opieram ręce na biodrach. - Negatywny wpływ? – pytam. – Jaki negatywny wpływ może mieć na niego matka, która codziennie będzie układała go do snu? - Potrzebuje spójności, Auburn… - Właśnie to próbuję mu dać, Lydia! – mówię głośno. Jak tylko podnoszę głos, milknę. Nigdy w życiu na nią nie krzyknęłam. Nigdy. Trey wraca do pokoju i zerka to na mnie, to na Lydię. - Niech Trey odwiezie cię do domu. – mówi ona. – Jest późno. Nie żegna się ze mną ani nawet nie pyta, czy rozmowa jest skończona. Wychodzi z pokoju tak, jakby ją zakończyła, nieważne, czy ja miałam coś jeszcze do powiedzenia, czy nie. - UGH! – jęczę, całkowicie niezadowolona z przebiegu tej rozmowy. Nie tylko nie powiedziałam jej, że chcę, by mój syn mieszkał ze mną, to nawet nie wypracowałam niczego na swoją korzyść. Zawsze wyciąga tą „spójność” i „rutynę”, jakbym co wieczór wyciągała go z łóżka o północy, żeby zjadł naleśniki. Chcę tylko widywać swoje dziecko częściej, niż ona na to pozwala. Nie rozumiem tego, że ona nie widzi, jak przez to cierpię. Powinna być wdzięczna, że chcę wypełniać rolę matki tak, jak powinnam. Zostaję odciągnięta od swoich myśli przez chichot Trey’a. Odwracam się do niego i widzę uśmiech na jego twarzy. Nigdy w życiu nie chciałam komuś zedrzeć uśmiechu z twarzy pięścią, ale jeśli jest jakiś bardziej nieodpowiedni moment, żeby się roześmiać, to nie chciałabym go zobaczyć. Widzi, że nie jestem rozbawiona jego śmiechem, ale go nie ukrywa. Kręci głową, a dłonią sięga po swoje rzeczy, leżące na szafce w przedpokoju. - Właśnie nakrzyczałaś na moją matkę. – mówi. – Wow. Patrzę na niego wściekle, podczas gdy on mocuje kaburę do swojego policyjnego munduru. - Cieszę się, że moja sytuacja cię bawi. – mówię stanowczo. Mijam go i wychodzę za drzwi. Kiedy docieram do jego samochodu, wchodzę do środka i zatrzaskuję drzwi. Jak tylko znajduję się sama w ciemności, zalewam się łzami. Pozwalam sobie płakać tak bardzo, jak tylko umiem, dopóki nie widzę, jak kilka minut później Trey wychodzi z domu. Natychmiast powstrzymuję łzy i wycieram oczy. Kiedy siada i zamyka za sobą drzwi, wyglądam przez okno, mając nadzieję, że to oczywiste, iż nie jestem w nastroju do rozmowy. Wydaje mi się, że rozumie, że mnie wkurzył, bo nie odzywa się przez całą drogę do mojego domu. I nawet jeśli na drodze nie ma korków, to dwadzieścia minut jazdy wydaje się jeszcze dłuższe, kiedy nikt się nie odzywa. Kiedy podjeżdża do mojego mieszkania, wysiada z samochodu i idzie za mną. Kiedy docieram do drzwi, wciąż jestem wkurzona, ale moja próba ucieczki do mieszkania bez odzywania się zostaje udaremniona, kiedy chwyta mnie za ramię i zmusza mnie, bym się odwróciła. - Przepraszam. – mówi. – Nie śmiałem się z twojej sytuacji, Auburn. Potrząsam głową i czuję napięcie rosnące w mojej szczęce. - Ja tylko… nie wiem. Nikt nigdy nie nakrzyczał na moją matkę i pomyślałem, że to było zabawne. – podchodzi krok bliżej i opiera dłoń o framugę drzwi. – W zasadzie – dodaje – sądzę, że to było trochę seksowne. Nigdy wcześniej nie widziałem ciebie rozwścieczonej. W mgnieniu oka patrzę mu w oczy.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 18 - Mówisz poważnie, Trey? – przysięgam na Boga, że jeśli była jakakolwiek szansa na to, że uważałam go za atrakcyjnego, właśnie zniszczył to tym komentarzem. Zamyka oczy i cofa się o krok. Unosi ręce w obronie. - Nie miałem na myśli nic złego. – mówi. – To był komplement. Ale widocznie nie jesteś w nastroju na komplementy, więc może spróbujemy innym razem. Odwracam się, wchodzę do środka i zamykam za sobą drzwi. Kilka sekund później słyszę, jak woła mnie z korytarza. - Auburn. – mówi cicho. – Otwórz. Przewracam oczami, ale robię to, o co prosi. Stoi przy drzwiach z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Na jego twarzy widać żal. Opiera głowę o framugę, a to przypomina mi noc, kiedy Owen stał dokładnie w tej samej pozycji. O wiele bardziej mi się podobało, kiedy Owen tu był. - Porozmawiaj z moją matką. – mówi. Te słowa sprawiają, że się zatrzymuję i faktycznie poświęcam mu moją całą uwagę. – Masz rację, Auburn. Powinnaś spędzać więcej czasu z AJ’em, a ona to tobie utrudnia. - Porozmawiasz z nią? Naprawdę? Podchodzi bliżej, dopóki nie stoi w progu. - Nie chciałem cię wcześniej zdenerwować. – dodaje. – Chciałem sprawić, byś poczuła się lepiej, ale chyba zabrałem się do tego w zły sposób. Nie bądź zła, dobrze? Nie wiem, czy uda mi się znieść twoją złość. Przełykam jego przeprosiny i kręcę głową. - Nie jestem na ciebie zła, Trey. Ja tylko… - powoli biorę wdech i wydech. – Twoja matka po prostu cholernie mnie czasami irytuje. Uśmiecha się miło. - Wiem, co masz na myśli. – odrywa się od framugi i zerka na korytarz. – Muszę iść do pracy. Porozmawiamy później, dobrze? Kiwam głową i uśmiecham się do niego szczerze. Fakt, że jest dla mnie gotów porozmawiać z Lydią, jest warty uśmiechu czy dwóch. Cofa się kilka kroków, po czym odwraca się i odchodzi. Zamykam drzwi po tym, jak znika za rogiem. Kiedy się odwracam, serce podskakuje mi do gardła, kiedy widzę Emory stojącą kilka metrów ode mną. I trzyma kota. Bardzo znajomo wyglądającego kota. Wskazuję na kota Owena. - Co… - opuszczam ramiona, zupełnie zdezorientowana. – Jak? Spogląda na kota i wzrusza ramionami. - Owen wpadł godzinę temu. – mówi. – Zostawił go i notatkę. Potrząsam głową. - Zostawił swojego kota? Odwraca się i idzie do salonu. - I notatkę. Mówił, że będziesz wiedziała, gdzie ją znaleźć. Idę do swojego pokoju i natychmiast upadam na kolana, po czym wczołguję się do namiotu. Na jednej z poduszek leży złożona kartka papieru. Podnoszę ją i się kładę, po czym ją otwieram.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 19 Jestem zszokowana łzami spływającymi po moich policzkach. Składam kartkę i natychmiast wychodzę z pokoju. Kiedy podchodzę do Emory siedzącej w salonie, biorę kota w swoje ramiona i zabieram ją do swojej sypialni. Zamykam za sobą drzwi i kładę się z nią na łóżku. Kładzie się tuż obok mnie, jakby była dokładnie w tym miejscu, w którym być powinna. Chętnie zadbam o nią tak długo, jak Owen tego potrzebuje. Posiadanie jej łączy mnie z nim. A w jakiś sposób potrzebuję tego połączenia, bo to sprawia, że klatka piersiowa boli mnie trochę mniej, kiedy o nim myślę.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 20 Rozdział czternasty OWEN Patrzę na swojego ojca, stojącego w progu z wyrazem poczucia winy na twarzy. Siedzę przy stole bardzo podobnego do tego, przy którym siedziałem w dniu aresztowania kilka tygodni temu. Dopiero teraz płacę za to cenę. Patrzę w dół na swoje nadgarstki i trochę odsuwam kajdanki, żeby złagodzić ich nacisk. - Co z ciebie za prawnik, jeśli nawet nie umiesz mnie stąd wyciągnąć? Wiem, że to był cios poniżej pasa, ale jestem wkurzony. Sfrustrowany. W stanie szoku przez fakt, że właśnie zostałem skazany na dziewięćdziesiąt dni w więzieniu, mimo że to moje pierwsze wykroczenie. Wiem, że to miało coś wspólnego z tym, że to sędzia Corley prowadził rozprawę. Wygląda na to, że takie jest ostatnio moje szczęście. Mój los spocznie w rękach jednego z „powierzchownych” przyjaciół ojca. Zamyka drzwi do pomieszczenia. To nasza ostatnia wizyta, zanim zabiorą mnie do celi i szczerze mówiąc to wolałbym, żeby go tu nawet nie było. Stawia trzy powolne kroki naprzód i zatrzymuje się przede mną, patrząc na mnie z góry. - Dlaczego, do diabła, odmówiłeś pójścia na odwyk? – warczy. Zamykam oczy, rozczarowany jego centrum zainteresowania. - Nie potrzebuję go. – odpowiadam. - Wszystko, co musiałeś zrobić, to spędzić trochę czasu na odwyku, a cała sprawa zostałaby usunięta z twoich akt. Jest zły. Krzyczy. Jego plan dla mnie był taki, że zaakceptuję pójście na odwyk, ale wiem na pewno, że to był jego sposób na to, by poprawić sobie samopoczucie co do tego, że zostałem aresztowany. Gdybym był na odwyku, a nie w więzieniu, może łatwiej byłoby mu to przełknąć. Może wybrałem więzienie tylko na przekór jemu. - Mogę porozmawiać z sędzią. Powiem mu, że podjąłeś złą decyzję i zobaczymy, czy to przemyśli. Potrząsam przecząco głową. - Po prostu wyjdź, tato. Wyraz jego twarzy jest niezachwiany. Nie wycofuje się z pomieszczenia. - Wyjdź! – mówię, tym razem głośniej. – Zostaw mnie! Nie chcę, żebyś mnie odwiedzał. Nie chcę, żebyś do mnie dzwonił. Nie chcę z tobą rozmawiać, kiedy tu jestem, bo mam cholerną nadzieję, że skorzystasz z własnej rady. Wciąż się nie porusza, więc stawiam krok w jego kierunku, a potem go omijam. Uderzam w drzwi. - Wypuść mnie! – krzyczę do strażnika. Ojciec kładzie dłoń na moim ramieniu, ale ją strząsam. - Nie, tato. Po prostu… nie mogę, nie teraz. Drzwi się otwierają, a ja zostaję wyprowadzony na korytarz, z dala od mojego ojca. Kiedy kajdanki z moich nadgarstków zostają zdjęte, a kraty się za mną zasuwają, siadam na łóżku polowym. Opieram głowę o dłonie i myślami wracam do weekendu, przez który wylądowałem tutaj. Do weekendu, podczas którego powinienem był zrobić wszystko inaczej. Gdybym tylko zobaczył, że to, co robię, nikogo nie chroni. Że nikomu nie pomaga.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 21 Dawałem możliwości i robiłem to przez lata. A teraz mam za to zapłacić najwyższą cenę, bo to kosztuje mnie ciebie, Auburn. TRZY TYGODNIE WCZEŚNIEJ Zerkam na swój telefon i krzywię się, kiedy widzę numer ojca. Jeśli dzwoni do mnie tak późno, to oznacza tylko jedno. - Muszę iść. – mówię, kiedy wyciszam telefon i wkładam go z powrotem do kieszeni. Popycham kubek w jej kierunku i widzę, jak wyraz jej twarzy się zmienia, kiedy kiwa głową, ale szybko odwraca się, by to ukryć. - Cóż, dzięki za pracę. – mówi. – I za odprowadzenie mnie do domu. Opieram się o barek i chowam głowę w dłoniach. Pocieram nimi twarz, podczas gdy tak naprawdę mam ochotę się nimi okładać. Między nami wszystko już szło tak dobrze, a w sekundzie, gdy zadzwonił mój ojciec, rozłączyłem się i sprawiłem, że na pewno odniosła całkiem przeciwne wrażenie. Myśli, że wychodzę, bo ktokolwiek do mnie zadzwonił, był jakąś dziewczyną. To stwierdzenie jest najbardziej oddalone od prawdy i nawet jeśli nienawidzę tego, że właśnie ją rozczarowałem, to uwielbiam to, że jest zazdrosna. Ludzie nie stają się zazdrośni, jeśli czegoś nie czują. Udaje, że jest zajęta zmywaniem mojego kubka, w którym piłem kawę i nie zauważa, że podchodzę do niej od tyłu. - To nie była dziewczyna. – mówię do niej. Bliskość mojego głosu ją zaskakuje i odwraca się na pięcie, patrząc na mnie z szeroko otwartymi oczami. Nie odpowiada, więc podchodzę bliżej i powtarzam to raz jeszcze, żeby upewnić się, że zrozumiała i mi wierzy. – Nie chcę, żebyś pomyślała, że wychodzę, bo zadzwoniła do mnie inna dziewczyna. Widzę ulgę w jej oczach i cień uśmiechu na ustach, ale ponownie odwraca się do zlewu w nadziei, że nie zauważyłem. - To nie moja sprawa, kto do ciebie dzwoni, Owen. Uśmiecham się, nawet jeśli na mnie nie patrzy. Oczywiście, że to nie jest jej sprawa, ale chciałaby, żeby tak było, tak bardzo, jak ja. Zmniejszam przestrzeń między nami i zamykam ją między moimi ramionami, kładąc dłonie na blacie przy jej biodrach. Opieram podbródek o jej ramię i mam ochotę schować twarz w jej szyi i wdychać jej zapach, ale chwytam szafkę i pozostaję tam, gdzie jestem. Kontrolowanie moich impulsów staje się jeszcze trudniejsze, kiedy czuję, że Auburn się o mnie opiera. Jest tak wiele rzeczy, które chcę w tej chwili zrobić. Chcę owinąć wokół niej swoje ramiona. Chcę ją pocałować. Chcę ją podnieść i zanieść do swojego łóżka. Chcę, żeby spędziła ze mną noc. Chcę jej wyznać wszystkie te rzeczy, które ukrywam od momentu, gdy pojawiła się w moim progu. Pragnę tego wszystkiego tak bardzo, że jestem gotowy zrobić ostatnią rzecz, na którą mam ochotę, a mianowicie trochę zwolnić, żeby jej nie odstraszyć. - Chcę się znowu z tobą zobaczyć. Kiedy mówi „okej”, z całych moich sił próbuję nie obrócić jej i nie unieść, by do niej przywrzeć. W jakiś sposób się uspokajam i zbieram do kupy, nawet jeśli odprowadza mnie do drzwi i się żegnamy.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 22 A kiedy w końcu zamyka drzwi po raz ostatni, mam ochotę ponownie do nich zapukać. Chcę, żeby otworzyła je po raz czwarty, żebym mógł przycisnąć usta do jej warg i poczuć to, co przyszłość, miejmy nadzieję, mogłaby nam przynieść. Zanim mogę się zdecydować, czy odejść i poczekać do jutra, czy też sprawić, by otworzyła drzwi i pocałować ją już dzisiaj, mój telefon podejmuje decyzję za mnie. Wyciągam go z kieszeni, kiedy zaczyna dzwonić i odbieram połączenie od mojego ojca. - Wszystko w porządku? – pytam go. - Owen… cholera… to… Po brzmieniu jego głosu mogę stwierdzić, że jest pijany. Mamrocze coś niezrozumiale, a potem… nic. - Tato? Cisza. Kiedy wychodzę na zewnątrz, przyciskam dłoń do ucha, żeby lepiej go słyszeć. - Tato! – krzyczę do słuchawki. Słyszę szelest i więcej mamrotania. - Wiem, że nie powinienem tego robić… przepraszam, Owen, po prostu nie mogłem… Zamykam oczy i staram się zachować spokój, ale to po prostu nie ma sensu. - Powiedz mi, gdzie jesteś. Już jadę. Mruczy nazwę ulicy, która nie jest położona daleko jego domu. Mówię mu, żeby się stamtąd nie ruszał, a ja biegnę do mojego mieszkania, nie zatrzymując się, żeby dostać się do swojego samochodu. Nie mam pojęcia, co zastanę, kiedy go znajdę. Mam tylko nadzieję, że nie zrobił czegoś głupiego, przez co mógłby zostać aresztowany. Do teraz miał szczęście, ale nikt nie ma tyle szczęścia, co on miał i wciąż się mu udawało. *** Kiedy wjeżdżam na podaną przez niego ulicę, niczego nie widzę. Stoi tu kilka rozproszonych domów, ale to głównie pusta przestrzeń blisko osiedla, na którym on mieszka. Kiedy zbliżam się do końca ulicy, w końcu zauważam jego auto. Wygląda na to, że zjechał samochodem z drogi. Zatrzymuję się na poboczu drogi i wysiadam, by sprawdzić, co się z nim dzieje. Podchodzę do maski, by ocenić ewentualne szkody, ale nic nie jest zniszczone. Światła są włączone i wygląda na to, że po prostu nie wiedział, jak wjechać z powrotem na drogę. Stracił przytomność na przednim siedzeniu, a drzwi są zamknięte. - Tato! – uderzam dłonią w okno, dopóki się nie budzi. Gmera przy guzikach na drzwiach, a wtedy okno opuszcza się do połowy. - Nie ten przycisk. – mówię mu. Sięgam przez uchylone okno i odblokowuję zamek, następnie otwieram drzwi. – Przesuń się. Opiera się o zagłówek i patrzy na mnie rozczarowany. - Nic mi nie jest. – mamrocze. – Musiałem się po prostu zdrzemnąć. Popycham go ramieniem, żeby przesunął się z miejsca kierowcy. Jęczy i przesiada się na miejsce obok, opadając na drzwi po stronie pasażera. Niestety, to staje się rutyną. Tylko w ubiegłym roku, to już trzeci raz, kiedy muszę przyjść mu na ratunek. Nie było tak źle, kiedy chodziło tylko o tabletki przeciwbólowe, ale teraz, kiedy łączy je z alkoholem, trudniej jest mu to ukryć przed innymi.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 23 Chcę odpalić samochód, ale w stacyjce nie ma kluczyków. Podnoszę je z ziemi i uruchamiam silnik. Wycofuję auto i bez problemu wjeżdżam na drogę. - Jak to zrobiłeś? – pyta. – Nie działało, kiedy ja próbowałem. - Nie było kluczyków, tato. Nie możesz ruszyć samochodem, jeśli nie masz kluczyków. Kiedy mijam swój samochód, wciąż stojący na poboczu, unoszę swój kluczyk i go zamykam. Muszę namówić Harrisona, żeby po mnie przyjechał i podrzucił mnie do mojego auta po tym, jak już odstawię ojca do domu. Przejeżdżamy około kilometra, kiedy zaczyna się jego płacz. Jest skulony przy drzwiach, a jego ciałem wstrząsa szloch. Kiedyś mi to przeszkadzało, ale już się na to uodporniłem. I prawdopodobnie bardziej nienawidzę tego, że uodporniłem się na jego depresję, niż samej tej choroby. - Tak mi przykro, Owen. – mówi, krztusząc się. – Próbowałem. Próbowałem, próbowałem, próbowałem. – Płacze tak bardzo, że jego słowa stają się coraz trudniejsze do zrozumienia, ale nadal kontynuuje. – Jeszcze tylko dwa miesiące, tylko tyle potrzebuję. Potem sięgnę po pomoc, obiecuję. Nadal płacze rzewnymi łzami wstydu, a to jest dla mnie najtrudniejsza część. Mogę znieść wahania nastrojów, rezygnację, telefony późno w nocy. Radzę sobie z nimi od lat. Ale to oglądanie jego łez zżera mnie od środka. Widok tego, że wciąż ma złamane serce przez tę noc, sprawia, że akceptuję jego wymówki. To depresja, którą da się słyszeć w jego głosie, przywraca horror tamtej nocy i chociaż chcę go nienawidzić za to, że jest taki słaby, jednocześnie chcę go pochwalić za to, że jeszcze żyje. Gdybym był na jego miejscu, nie wiem, czy miałbym jeszcze chęci do życia. Jego płacz milknie w sekundzie, gdy światło wypełnia wnętrze samochodu. Zatrzymywałem się na poboczu tak dużo razy, że wiem, iż takie kontrole są rutynowe, kiedy jeździ się tak późno w nocy. Ale fakt, że tym razem mój ojciec jest w środku, denerwuje mnie. - Tato, ja się tym zajmę. – mówię, zatrzymując się na poboczu. – Będzie wiedział, że jesteś pijany, jeśli otworzysz usta i coś powiesz. Kiwa głową i nerwowo patrzy na policjanta, kiedy ten zbliża się do auta. - Gdzie jest ubezpieczenie? – pytam ojca, kiedy policjant podchodzi do okna. Ten szpera w schowku, kiedy ja opuszczam szybę. Policjant wydaje mi się znajomy, ale nie rozpoznaję go od razu. Przypominam sobie, kiedy schyla się i spogląda mi prosto w oczy. Wydaje mi się, że ma na imię Trey. Nie mogę uwierzyć, że nawet to pamiętam. Świetnie. Zatrzymał mnie jedyny facet, jakiego kiedykolwiek uderzyłem. Nie wygląda na to, że mnie pamięta, co jest dobre. - Prawo jazdy i ubezpieczenie. – mówi sztywno. Wyciągam dokument ze swojego portfela, a ojciec wręcza mi kartę ubezpieczeniową. Kiedy wręczam oba Trey’owi, najpierw ogląda moje prawo jazdy. I prawie od razu uśmiecha się złośliwie. - Owen Gentry? – puka dokumentem o drzwi samochodu i zaczyna się śmiać. – Wow. Nie sądziłem, że jeszcze usłyszę to nazwisko. Przebiegam palcami po kierownicy i potrząsam głową. Zgoda, zdecydowanie wszystko pamięta. Niedobrze. Trey unosi latarkę i świeci nią po samochodzie, najpierw po tylnym siedzeniu, potem kieruje promień światła na moim ojcu. Ten unosi łokieć do oczu, żeby zasłonić je przed nagłym światłem. - To ty, Callahan?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 24 Ojciec kiwa głową, ale nie odpowiada. Trey ponownie się śmieje. - Cóż, to będzie prawdziwa uczta. Zakładam, że Trey zna mojego ojca, bo ten jest obrońcą, a nie jestem pewny, czy to w tej chwili wpływa na naszą korzyść. Nie jest niczym niezwykłym dla prawników, którzy bronią przestępców, że policjanci, którzy aresztują tych kryminalistów, odnoszą się do nich z niechęcią. Trey obniża latarkę i daje krok w tył. - Proszę wysiąść z samochodu, proszę pana. Jego słowa są skierowane bezpośrednio do mnie, więc robię, co mi każe. Otwieram drzwi i wysiadam. Niemal natychmiast łapie mnie za ramię i pociąga, aż sam nie odwracam się i nie kładę rąk na masce. - Czy masz w swoim posiadaniu coś, czego powinienem być świadomy? Co, do cholery? Kręcę przecząco głową. - Nie. Po prostu odwożę ojca do domu. - Piłeś coś dzisiaj? Myślę o kilka drinkach, które wypiłem wcześniej w barze, ale to było parę godzin temu. Nie jestem nawet pewny, czy powinienem o tym wspominać. Wahanie w mojej odpowiedzi go nie zadowala. Obraca mnie i świeci mi światłem po oczach. - Jak dużo wypiłeś? Potrząsam głową i próbuję odwrócić wzrok od oślepiającego światła. - Tylko trochę. I to było dużo wcześniej. Cofa się i mówi do mojego ojca, by wysiadł z samochodu. Na szczęście, udaje mu się otworzyć drzwi. Przynajmniej jest na tyle trzeźwy, by to zrobić. - Idź dookoła samochodu. – mówi Trey do ojca. Obserwuje, jak z potknięciem wstaje z siedzenia pasażera i podchodzi do miejsca, gdzie stoję ja, przez całą drogę podtrzymując się samochodu. To oczywiste, że jest pijany, a szczerze mówiąc nie jestem pewny, czy to legalne, by pasażer był pijany. Jak dotąd Trey wie, że mój ojciec na pewno nie prowadził. - Mam pozwolenie na przeszukanie pojazdu? Patrzę na ojca w poszukiwaniu jakieś porady, ale on stoi oparty o auto i ma zamknięte oczy. Wygląda na gotowego do snu. Zastanawiam się, czy odmówić przeszukania czy też nie, ale koniec końców stwierdzam, że to dałoby mu tylko więcej powodów do podejrzeń. Poza tym, mój ojciec zna następstwa podróżowania z czymkolwiek, co mogłoby go wpędzić w kłopoty, więc choć był na tyle głupi, żeby dziś prowadzić po pijaku, to wątpię, że mógłby mieć coś, co mogłoby zagrozić jego karierze. - Śmiało. – mówię. Chcę tylko, żeby Trey się zemścił, żeby mógł z tym skończyć i odejść. Trey każe nam stać w pobliżu pojazdu, podczas gdy on pochyla się przez przednie siedzenie. Mój ojciec jest teraz czujny i przygląda mu się uważnie. Wykręca sobie ręce, a jego oczy są pełne strachu. Wyraz jego twarzy wystarczy mi, żeby stwierdzić, że to jest bardziej niż prawdopodobne, iż Trey znajdzie coś w środku. - Tato. – szepcę, rozczarowany. Spogląda na mnie, a w jego oczach widzę przeprosiny. Nie zliczę nawet tych wszystkich razów, kiedy ojciec obiecywał mi, że sięgnie po pomoc. Wydaje mi się, że zwlekał trochę za długo. Zamyka oczy, kiedy Trey zaczyna do nas podchodzić. Stawia na masce samochodu jedną, dwie, trzy butelki z tabletkami. Otwiera każdą z nich, żeby sprawdzić zawartość.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 25 - Wygląda mi to na oksykodon1. – stwierdza Trey, obracając pigułkę między kciukiem, a palcem wskazującym. Spogląda na mnie, a potem na mojego ojca. – Czy któryś z was ma na nie receptę? Zerkam na ojca, ponad wszystko mając nadzieję, że w rzeczywistości posiada receptę. Chociaż wiem, że to pobożne życzenie. Trey uśmiecha się. Drań uśmiecha się, jakby właśnie odkrył żyłę złota. Opiera łokcie o samochód i chowa tabletki z powrotem do ich pojemników. - Wiesz – mówi, nie patrząc na nas, ale zwracając się do nas obu – oksykodon jest uznany jako grupa narkotyków, jeśli uzyskało się do niego dostęp nielegalnie. – spogląda na mnie. – Teraz wiem, że nie jesteś prawnikiem jak twój ojciec, więc pozwól, że wyjaśnię ci to bez prawniczych terminów. – staje prosto i zamyka pojemniki. – W stanie Teksas, jeśli zostaniesz aresztowany za posiadanie, automatycznie trafiasz do więzienia. Zamykam oczy i wypuszczam powietrze z ust. To ostatnia rzecz, jakiej potrzebuje mój ojciec. Jeśli straci również pracę, jak wszystko inne, nie ma mowy, że uda mu się to przeżyć. - Sugeruję, zanim ktokolwiek z was się odezwie, żeby wziąć pod uwagę to, co by się stało, gdyby obrońca został skazany za przestępstwo. Jestem prawie pewny, że to spowodowałoby utratę jego licencji. Trey spaceruje przy samochodzie, po czym staje między mną, a ojcem. Mierzy go wzrokiem od stóp do głowy. - Pomyśl o tym przez chwilę. Prawnik, którego cała kariera składa się na bronienie przestępców, traci pracę i sam staje się kryminalistą. Ironia w najlepszym wydaniu. – odwraca się i staje do mnie twarzą w twarz. – Pracowałeś dziś, Gentry? Przechylam głowę, zdezorientowany tym pytaniem. - Masz własne studio, prawda? Czy to nie dzisiaj był jeden z tych dni, kiedy je otwierasz? Nie cierpię tego, że on o tym wie. A jeszcze bardziej nie cierpię tego, że o to pyta. Kiwam głową. - Tak. Pierwszy czwartek każdego miesiąca. Podchodzi krok bliżej. - Tak myślałem. – stwierdza. Bawi się butelkami, obracając je w dłoniach. – Widziałem wcześniej, jak wychodziłeś z kimś ze studia. Dziewczyna? Śledził mnie? Dlaczego miałby to robić? I dlaczego miałby mnie pytać o Auburn? Gardło mi wysycha. Nie mogę uwierzyć, że aż do teraz na to nie wpadłem. To oczywiste, że Auburn ma coś wspólnego z Trey’em. Jego rodzina prawdopodobnie jest powodem, dla którego wróciła do Teksasu. - Tak. – mówię, znajdując sposób, by to zbagatelizować. – Pracowała dla mnie dziś wieczorem, więc odprowadziłem ją do domu. Mruży oczy i kiwa głową. - Taa. – odpowiada oschle. – Jakoś nieszczególnie podoba mi się, żeby pracowała dla kogoś takiego jak ty. Wiem, że jest policjantem, ale w tej chwili widzę przed sobą tylko dupka. Mięśnie w moich ramionach zaciskają się, a jego wzrok natychmiast opada na moje zaciśnięte pięści. - Co masz na myśli, mówiąc ktoś taki jak ja? Patrzy mi w oczy, śmiejąc się. 1 Oksykodon – lek opioidowy, stosowany również jako narkotyk. Ma podobne działanie do morfiny i heroiny.