mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony400 789
  • Obserwuję297
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań304 837

Hamilton Laurell K - Meredith Gentry 6 - Odrobina Mrozu

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.4 MB
Rozszerzenie:pdf

Hamilton Laurell K - Meredith Gentry 6 - Odrobina Mrozu.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 242 stron)

Laurell K. Hamilton A LICK OF FROST Tłumaczenie: Rissaya Beta: Averil www. chomikuj.pl/Rissaya

Jestem Meredith Gentry, księżniczka i następczyni tronu w królestwie faerie, a równocześnie prywatny detektyw w świecie śmiertelników. Żeby zostać ukoronowaną na królową, muszę najpierw przedłużyć królewską linię krwi, dać życie swojemu własnemu następcy tronu. Jeżeli mi się to nie uda, moja ciotka, Królowa Andais, będzie mogła zrobić to, czego pragnie najbardziej: umieścić swojego pokrętnego syna, Cela, jako panującego… i zabić mnie. Otaczają mnie moi królewscy strażnicy, a ci, których ukochałam najbardziej- moja Ciemność i Zabójczy Mróz, są zawsze obok mnie. Przysięgli bronić mnie i kochać. Ale groźba nadal rośnie. Wbrew wszystkim moim wysiłkom, nadal nie oczekuję dziecka. Złowroga, sadystyczna Królowa i jej sprzymierzeńcy pozostają niestrudzeni w knuciu swoich intryg. Moi strażnicy i ja powróciliśmy do Los Angeles, mając nadzieję wyprzedzić cienie dworskich intryg. Ale nawet wygnanie nie jest wystarczającą ucieczką przed tymi, którzy mają ciemne zamiary. Teraz Król Taranis, potężny i chełpliwy władca Dworu Seelie, rzucił na moich strażników oskarżenie o ohydną zbrodnię. Poszedł tak daleko, że wniósł oskarżenie przed ludzkimi władzami. Jeżeli uda mu się, moi mężczyźni zostaną wygnani do faerie i czeka ich tam przerażająca kara. Ale wiem, że oskarżenia Taranisa są bezpodstawne i przeczuwam, że to ja jestem jego prawdziwym celem. Próbował zabić mnie, kiedy byłam dzieckiem. Obawiam się, że teraz jego intencje są dużo bardziej przerażające.

Rozdział 1 Siedziałam w eleganckiej sali konferencyjnej, na szczycie jednej z tych błyszczących wież, które zostały wybudowane w dolnej części Los Angeles. Odległe ściany pokoju były prawie całe zrobione ze szkła, więc widok niemalże przyprawiał o lęk przestrzeni. Pomyślałam, że jeżeli wielkie trzęsienie ziemi, naprawdę wielkie, uderzy kiedykolwiek w tą część L.A. zostaniemy pokryci szkłem na jakieś osiem do piętnastu stóp. Cokolwiek będzie na ulicy pode mną, zostanie pocięte na kawałki, zmiażdżone, lub uwięzione pod lawiną szkła. Nie za wesołe myśli, ale to był odpowiedni dzień na pesymizm. Mój wujek, Taranis, Król Światła i Iluzji, oskarżył moich trzech królewskich strażników. Poszedł do ludzkich władz z oskarżeniem, że Rhys, Galen i Abe zgwałcili jedną z jego dworek. W długiej historii jego rządów na Dworze Seelie nigdy nie zwrócił się do ludzkiego wymiaru sprawiedliwości. Rządy faerie oznaczają prawo faerie. Czy, prawdę mówiąc, rządy sidhe oznaczają prawa sidhe. Sidhe rządzili faerie dłużej, niż ktokolwiek mógł zapamiętać. A skoro pamięć niektórych sięgała o tysiące lat w przeszłość, to może sidhe zawsze byli u władzy, chociaż to wygląda na kłamstwo. Sidhe nie kłamią, za kłamstwo można zostać wyrzuconym z faerie, wygnanym. Skoro wiedziałam, że moi trzej strażnicy są niewinni, przeniosłam swoje zainteresowanie na problemy z zeznaniem Lady Caitrin. Dzisiaj byliśmy tylko złożyć oświadczenie, reszta zależała od tego, jakie stanowisko zajmą przedstawiciele Króla Taranisa. To był powód, dla którego Simon Biggs i Thomas Farmer, obaj z Biggs, Biggs, Farmer & Farmer, siedzieli obok mnie. - Dziękuję za wyrażenie zgody na dzisiejsze spotkanie, Księżniczko Meredith – powiedział jeden z garniturów siedzący przy stole. Przy szerokim, lśniącym stole siedziało siedem garniturów, za ich plecami rozpościerał się uroczy widok. Ambasador Stevens, oficjalny ambasador przy dworach faerie, siedział po naszej stronie długiego stołu, ale po przeciwnej stronie blatu, niż przedstawiciele Biggs&Farmer. - Odnośnie etykiety faerie – odezwał się Stevens - proszę nigdy nie mówić dziękuję do ludzi faerie, panie Shelby. Księżniczka Meredith jest jedną z najmłodszych z rodziny królewskiej, więc prawdopodobnie nie obrazi się, ale będziecie rozmawiać z niektórymi arystokratami, którzy są znacznie starsi. Niektórzy z nich uznają podziękowanie za obrazę. – Stevens uśmiechał się, kiedy to mówił, jego przystojna twarz była szczera, od brązowych oczu do idealnie obciętych włosów. Powinien być naszym głosem na świecie, ale prawdę mówiąc spędzał cały swój czas na Dworze Seelie podlizując się mojemu wujkowi. Dwór Unseelie, gdzie rządziła moja ciotka, Królowa Powietrza i Ciemności, i gdzie może ja będę rządzić pewnego dnia, był za bardzo przerażający dla Stevensa. Nie, nie lubiłam go. - Przepraszam, Księżniczko Meredith - powiedział Michael Shelby, pełnomocnik rządu amerykańskiego w L.A. – Nie zdawałem sobie sprawy. Uśmiechnęłam się.

- W porządku. Ambasador ma rację, podziękowania nie obrażą mnie. - Ale mogą urazić pani ludzi? – Zapytał Shelby. - Tak, niektórych z nich – powiedziałam. Spojrzałam za siebie, na Doyle’a i Mroza. Stali za mną, jak uosobienie ciemności i śniegu, co, prawdę mówiąc, nie było dalekie od prawdy. Doyle miał czarne włosy, czarną skórę, czarny szyty na miarę garnitur, nawet jego krawat był czarny. Tylko koszula była w kolorze królewskiego błękitu, na prośbę naszego prawnika. Powiedział, że czerń wywiera złe wrażenie, sprawia, że wydaje się być przerażający. Doyle, którego nazywano też Ciemnością, odrzekł „Jestem kapitanem straży księżniczki. Powinienem być przerażający”. Prawnik nie wiedział, co na to powiedzieć, ale Doyle włożył jednak niebieską koszulę. Jej kolor prawie lśnił przy głębokiej, idealnej czerni jego skóry, która była tak czarna, że odbijała się purpurą i błękitem przy mocnym świetle. Jego oczy były ukryte za czarnymi okularami słonecznymi. Skóra Mroza była tak biała, jak Doyle’a czarna. Tak biała, jak moja własna. Ale jego włosy były unikalne, srebrne, jakby metal przekuto na włosy. Błyszczały w gustownym świetle sali konferencyjnej. Lśniły jak coś, co mogłoby stopić się i stać się biżuterią. Na krawacie miał srebrną spinkę, która była starsza od samego miasta Los Angeles. Gołębioszary garnitur był od Ferragamo, a jego koszula była w bieli niewiele ciemniejszej od jego skóry. Krawat miał ciemniejszy niż garnitur, ale niewiele. Delikatne, szare oczy były wpatrzone w odległą część pokoju, przyglądał się badawczo oknom. Doyle robił to również, ukryty za swoimi okularami. To, że miałam strażników, było uzasadnione, niektóre istoty, które chciały mnie zabić, mogły latać. Nie wydawało mi się, żeby Taranis był jednym z tych, którzy pragnęli mnie zabić, ale dlaczego poszedł na policję? Dlaczego przedstawił te fałszywe zarzuty? Nigdy nie robił nic bez planu. Po prostu nie wiedzieliśmy, jaki jest jego plan, więc na wszelki wypadek obserwowali okna, wypatrując rzeczy, których ludzcy prawnicy nie mogli sobie nawet wyobrazić. Spojrzenie Shelbiego powędrowało za mnie, do strażników. Nie był jedynym, który musiał zmuszać się, by nie spoglądać nerwowo na moich ludzi. Asystentka pełnomocnika rządu, Pamela Nelson, miała największe problemy z utrzymaniem spojrzenia, umysłu i obowiązków. Mężczyźni przy stole spoglądali na strażników takim spojrzeniem, które mężczyźni wymieniają, kiedy widzą innego mężczyznę, o którym są pewni, że może ich pokonać fizycznie i nawet się nie spocić. Pełnomocnik rządu, Michael Shelby, był wysoki, atletyczny i przystojny, z lśniącymi białymi zębami. Wyglądał na kogoś, kto ma większe plany niż tylko być pełnomocnikiem rządu U.S. na terenie Los Angeles. Miał sześć stóp1 wzrostu, jego garnitur nie mógł ukryć faktu, że poważnie pracował nad sobą. Prawdopodobnie nie spotkał jeszcze mężczyzny, który by sprawił, że poczuł się fizycznie słaby. Jego asystent, Ernesto Bertram, był smukłym mężczyzną, który wyglądał na zbyt młodego jak na swoją pracę, wyglądał też za poważnie ze swoimi krótkimi, ciemnymi włosami i okularami. To nie okulary sprawiały, że wyglądał za poważnie, raczej wyraz jego twarzy, jakby skosztował czegoś gorzkiego. 1 Ok. 183 cm

Był tutaj również pełnomocnik rządu amerykańskiego na terenie St. Louis, Albert Veducci. Nie był tak opalony jak Shelby. W rzeczywistości był trochę otyły i wyglądał na zmęczonego. Jego asystentem był Grover. Przedstawił się tylko jako Grover i nie wiedziałam, czy to było jego imię, czy nazwisko. Uśmiechał się więcej niż pozostali, był atrakcyjny w ten przyjacielski sposób. Przypominał mi kolegów z college’u, którzy byli równocześnie mili i na takich wyglądali, lub zupełnych gnojków, którzy chcieli tylko seksu, pomocy w zaliczeniu zajęć, lub, jeżeli chodzi o mnie, zbliżenia się do prawdziwej księżniczki faerie. Nie wiedziałam w tej chwili, którym rodzajem „miłego faceta” jest Grover. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, nigdy się nie dowiem, bo najpewniej nigdy w życiu już go nie zobaczę. Jeżeli coś pójdzie źle, to pewnie będę widywać Grovera aż za często. Nelson była asystentką okręgowego pełnomocnika prawnego dla Hrabstwa Los Angeles. Jej szef, Miguel Cortez, był niski, ciemny i przystojny. Wyglądał dobrze przed kamerami. Widywałam go wystarczająco często w wiadomościach. Problemem było, że on, podobnie jak Shelby, był ambitny. Lubił być w wiadomościach i chciał w nich bywać częściej. Oskarżenie o gwałt, jakie ciążyło na moich mężczyznach, było tym rodzajem sprawy, które może pomóc twojej karierze, lub ją złamać. Cortez i Shelby byli ambitni, a to znaczyło, że będą równocześnie bardzo ostrożni, jak i bardzo nieostrożni. Nie byłam pewna, które z tych nastrojów bardziej mi pomoże. Jeszcze nie byłam pewna. Nelson była wyższa niż jej szef, miała prawie sześć stóp2 w swoich nie za wysokich szpilkach. Miała włosy w kolorze jaskrawej czerwieni, opadające falami na ramiona. To był bardzo rzadki odcień, głęboki i bogaty, zbliżający się tak bardzo do prawdziwej czerwieni, jak tylko mogą się zbliżyć ludzkie włosy. Miała garnitur bardzo dobrze uszyty, ale konserwatywnie czarny, białą koszulę i gustowny makijaż. Tylko błysk włosów niszczył prawie męski wizerunek, jaki starała się stworzyć. Wyglądało to, jakby równocześnie ukrywała swoją kobiecość i przyciągała do niej uwagę w tym samym czasie. Ponieważ była piękna. Rozproszone piegi widoczne pod jasnym makijażem nie umniejszały jej nieskazitelnej cery, ale ją podkreślały. Miała oczy zielononiebieskie, zmieniające się w zależności od tego, jak padło na nie światło. Te niezdecydowane oczy nie mogły przestać patrzeć na Mroza i Doyle’a. Starała się skoncentrować na swoim prawniczym notesie, w którym przypuszczalnie coś notowała, ale jej spojrzenie ciągle błądziło i spoczywało na nich, nic na to nie mogła poradzić. To sprawiło, że zastanowiłam się, czy tutaj chodziło tylko o przystojnych mężczyzn i roztargnioną kobietę. Shelby odchrząknął. Podskoczyłam i spojrzałam na niego. - Przepraszam, panie Shelby, czy pan mówił coś do mnie? - Nie, ale powinienem – spojrzał w dół na stół po swojej stronie. – Przyszedłem tutaj jako najbardziej neutralny głos, ale proszę pozwolić mi zapytać moich współpracowników, czy mają kłopoty z sformułowaniem pytań do księżniczki. 2 Ok. 183 cm

Kilku prawników odezwało się równocześnie. Veducci podniósł po prostu ołówek w powietrzu. Skinął głową. - Moje biuro miało więcej kontaktów z księżniczką i jej ludźmi niż reszta z was. To dlatego posiadam niezawodne środki przeciwko magii. - Jaki rodzaj środków? – Zapytał Shelby. - Nie powiem wam, co dokładnie przywiozłem, ale wiem, że działają: hartowana stal, żelazo, czterolistna koniczyna, dziurawiec, jesion - zarówno drzewo, jak i jagody. Niektórzy mówią, że dzwony mogą przerwać urok, ale nie wydaje mi się, żeby arystokraci sidhe przejmowali się dzwonami. - Czy pan mówi, że Księżniczka używa przeciwko nas magii? – Zapytał Shelby, jego przystojna twarz nie była już dłużej przyjemna. - Mówię tylko, że czasami, kiedy rozmawiam z Królem Taranisem czy Królową Andais, ich powierzchowność przytłacza ludzi – odpowiedział Veducci. – Księżniczka Meredith jest po części człowiekiem, chociaż jest wyjątkowo piękna… – skinął głową w moją stronę. Skinęłam głową w podziękowaniu za komplement. - … nigdy nie oddziaływała na nikogo tak mocno, ale wiele zdarzyło się na Dworze Unseelie w ciągu kilku ostatnich dni. Ambasador Stevens poinformował mnie o tym, jak i inne źródła. Księżniczka Meredith i niektórzy jej strażnicy zyskali dodatkową moc, dlatego o tym wspominam. Veducci nadal wyglądał na zmęczonego, ale teraz jego oczy pokazywały, że za nadwagą krył się bystry umysł, a otyłość służyła mu za kamuflaż. Zorientowałam się, że są tutaj inne niebezpieczeństwa, poza nadmierną ambicją. Veducci był mądry i rzucił aluzję, że wie coś o tym, co stało się na Dworze Unseelie. Wiedział, czy blefował? Czy o coś nas podejrzewał? - Używanie magii przeciwko nam jest nielegalne – powiedział Shelby rozzłoszczony. Spojrzał na mnie teraz, tym razem już nie przyjacielsko. Odwzajemniłam spojrzenie. Użyłam całej siły moich trójkolorowych oczu: płynnego złota na zewnętrznym okręgu, jadeitowej zieleni i szmaragdu na wewnętrznym okręgu, który owijał się dookoła źrenic. Shelby pierwszy odwrócił spojrzenie, opuszczając wzrok na swój notes. Jego głos był gęsty od kontrolowanego gniewu. - Moglibyśmy aresztować panią i deportować do faerie za wykorzystywanie magii na wpłynięcie na to dochodzenie, Księżniczko. - Nic panu nie robię, panie Shelby, nie celowo – spojrzałam na Veducciego. – Panie Veducci, czy pan twierdzi, że to, że kontakty z moją ciotką i wujkiem są ciężkie, oznacza, że ja będę teraz kłopotliwa? - Sądząc po reakcjach moich współpracowników, wierzę, że tak jest. - Czy reakcje te są takie, jak przy wpływie, jaki Król Taranis i Królowa Andais ma na ludzi? - Podobne – powiedział Veducci.

Musiałam się uśmiechnąć. - To nie jest zabawne, Księżniczko – powiedział Cortez, jego słowa były pełne gniewu, ale kiedy spojrzałam w jego brązowe oczy, odwrócił wzrok ode mnie. Spojrzałam na Nelson, ale to nie ja ją rozpraszałam, jej problem był za mną. - Który z nich bardziej przyciąga pani wzrok? – Zapytałam. – Mróz czy Doyle, jasny czy ciemny? Zaczerwieniła się w bardzo ludzki sposób. - Ja nie… - Ej, pani Nelson, proszę się przyznać, który? Przełknęła tak mocno, że mogłam to usłyszeć. - Obaj – wyszeptała. - Oskarżamy panią i tych dwóch strażników za bezprawne magiczne oddziaływanie na legalne dochodzenie, Księżniczko Meredith – powiedział Cortez. - Zgadzam się – dodał Shelby. - Ani ja, ani Mróz i Doyle nie robimy nic celowo. - Nie jesteśmy głupi – powiedział Shelby. – Urok jest magią aktywną, a nie pasywną. - W większości tak, ale nie zawsze – powiedziałam. Spojrzałam w dół stołu na Veducciego. Odsunął się jak najdalej od środka stołu, podobnie jak jego współpracownicy. A może to ja stałam się zbyt wrażliwa po powrocie do domu. - Czy wiecie - odezwał się Veducci - że kiedy ktoś spotyka się z Królową Anglii, nazywają to przebywaniem w obecności majestatu? Nigdy nie spotkałem Królowej Elżbiety, ani nawet bym nie chciał, więc nie wiem, jak to u niej wygląda. Ale stwierdzenie „przebywać w obecności majestatu”, spotkać się z królową, oznacza więcej, kiedy jest to królowa Dworu Unseelie. Spotkać się z królem Dworu Seelie jest również rozkoszą. - Co to oznacza? – zapytał Cortez. – Że jest rozkoszą? - Oznacza to, panowie i panie, że bycie królem i królową w faerie daje unikalną aurę mocy czy atrakcyjności. Żyjecie w L.A. Widzieliście jak to działa, w mniejszym stopniu, przy popularnych gwiazdach czy politykach. Moc zdaje się wywoływać moc. Prowadzenie interesów z dworami faerie sprawiło, że uwierzyłem, że dotyczy to także zwykłych ludzi. Skupianie się przy potężnych, bogatych, pięknych, czy utalentowanych nie jest powodowane wyłącznie ludzkimi słabostkami. Myślę, że to rodzaj magii. Myślę, że sukces jest podobnym zjawiskiem, jakim jest magia, jest się atrakcyjnym dla ludzi. Chcą być przy tobie. Chcą więcej cię słuchać. Robią, co powiesz. Ludzie mają cień prawdziwej magii, a teraz pomyślcie o kimś, kto jest najpotężniejszą istotą w faerie. Pomyślcie o poziomie mocy, jaka go otacza. - Ambasadorze Stevens – odezwał się Shalby - czy to nie pan jest osobą, która powinna nas ostrzec o tym efekcie? Stevens wygładził swój krawat, bawiąc się Rolexem, który podarował mu Taranis.

- Król Taranis jest potężną postacią, po wiekach rządów. Ma pewną godność, która jest imponująca. Nie zauważyłem, żeby Królowa Andais była równie imponująca. - Ponieważ rozmawia pan z nią jedynie na odległość, przez lustra, z Królem Taranisem u boku – odezwał się Veducci. Byłam pod wrażeniem faktu, że Veducci o tym wiedział, ponieważ była to całkowita prawda. - Jest pan ambasadorem faerie – powiedział Shelby - a nie tylko Dworu Seelie. - Tak, jestem ambasadorem Stanów Zjednoczonych przy dworach faerie. - Ale nigdy nie postawił pan stopy na Dworze Unseelie? – Zapytał Shelby. - Och – powiedział Stevens przesuwając palcami dookoła paska od zegarka. – Zorientowałem się, że Królowa Andais jest mniej niż pomocna. - Co to ma znaczyć? – Zapytał Shelby. Patrzyłam na niego bawiącego się zegarkiem i trochę koncentracji pokazało mi, że na nim, lub w nim, była magia. - Oznacza to, że on myśli, że Dwór Unseelie jest pełen zboczeńców i potworów – odpowiedziałam za niego. Wszyscy patrzyli teraz na niego. Gdybyśmy z naszej strony celowo użyli magii, nie byliby w stanie oderwać od nas wzroku. - Czy to jest prawda, Ambasadorze? – Zapytał Shelby. - Nigdy nic takiego nie powiedziałem. - Ale w to wierzy – powiedziałam miękko. - Wszyscy to zanotujemy i upewnimy się, że odpowiednie władze wiedzą o pana rażącym zaniedbaniu obowiązków – stwierdził Shelby. - Jestem lojalny w stosunku do Króla Taranisa i jego dworu. To nie moja wina, że Królowa Andais jest seksualną sadystką i zupełnie oszalała. Ona i jej ludzie są niebezpieczni. Mówię to od lat i nikt mnie nie słucha. Teraz mamy zarzuty dowodzące to, o czym mówiłem. - Czy mówił pan swoim zwierzchnikom, że obawia się, że strażnicy królowej kogoś zgwałcą? – Zapytał Veducci. - No cóż, nie, niedokładnie. - A co im pan mówił? – Zapytał Shelby. - Mówiłem im prawdę, że obawiam się o moje bezpieczeństwo na Dworze Unseelie, oraz że nie czułbym się tam spokojnie bez zbrojnej eskorty – Stevens wstał, bardzo wysoki, bardzo pewny siebie. Wskazał na Mroza i Doyle’a. – Spojrzyjcie na nich, są przerażający. Uwarunkowani do dokonywania rzezi. To z nich promieniuje. - Dotyka pan zegarka – powiedziałam.

- Co? – Zamrugał, patrząc na mnie. - Pana zegarek. Król Taranis dał go panu, nieprawdaż? – Zapytałam. - Przyjął pan Rolexa od króla? – Cortez powiedział to jak pytanie. Był oburzony, ale nie na nas. Stevens przełknął i potrząsnął głową. - Oczywiście, że nie. To by było całkowicie niewłaściwe. - Widziałam, jak go panu dawał, Ambasadorze – powiedziałam. Jego palce przesunęły się po metalu. - To po prostu nie jest prawda. Ona kłamie. - Sidhe nie kłamią, Ambasadorze, pan to wie. To ludzki zwyczaj. Palce Stevensa niemalże wytarły dziurę w pasku zegarka. - Unseelie są zdolni do wszelkiego zła. Ich twarze pokazują to, czym są. - Ich twarze są piękne – odezwała się Nelson. - Jest pani oszukana przez ich magię – odezwał się Stevens. – Król dał mi moc, by przejrzeć ich oszustwa. - Zegarek – powiedziałam. - Czy to piękno – Shelby wskazał ruchem ręki na mnie - jest iluzją? - Tak – odrzekł Stevens. - Nie – powiedziałam. - Kłamczucha – krzyknął odwracając swoje krzesło tak, że pojechało na kółkach. Przeszedł obok Biggsa i Farmera idąc w moją stronę. Doyle i Mróz poruszyli się jak dwie połówki całości. Po prostu stanęli przed nim, blokując mu drogę. Nie było w tym magii, poza ich fizyczną siłą. Stevens odskoczył od nich, jakby został uderzony. Jego twarz wykrzywiła się z przerażenia. - Nie, nie! – Zapłakał. Niektórzy prawnicy wstali. - Co oni mu robią? – Zapytał Cortez. Veducci starał się przekrzyczeć wrzaski Stevensa. - Nic nie widzę. - Nic mu nie robimy – odezwał się Doyle, jego głęboki głos przeciął wysokie tony ich głosów, jak woda rozbijająca się o urwisko klifu. - Niech mnie szlag, jeżeli nie robicie – krzyknął Shelby, dodając ten dźwięk do krzyków Stevensa i pozostałych. Starałam się przekrzyczeć ich.

- Odwróćcie marynarki na drugą stronę! Ale wydawało się, że nikt mnie nie słyszy. - Zamknąć się! – Wrzasnął Veducci. Jego głos uderzył w hałas jak byk w osłonę. W pokoju nagle zapadła cisza. Nawet Stevens przestał krzyczeć i patrzył na Veducciego. Veducci dodał spokojnym głosem. - Odwróćcie marynarki na wewnętrzną stronę. To sposób by przerwać zaklęcie – kiwnął głową w moją stronę, niemalże w ukłonie. – Zapomniałem o tym sposobie. Pozostali zawahali się na sekundę. Veducci zdjął swoją marynarkę i odwrócił ją na lewą stronę, potem założył z powrotem. To wydawało się zelektryzować pozostałych. Większość z nich zaczęła ściągać marynarki. Odezwała się Nelson, składając swoją marynarkę tak, że wyglądała widowiskowo. - Noszę krzyżyk. Myślałam, że chroni mnie przed urokiem. - Krzyż i biblijne wersety działałyby, gdybyśmy byli diabłami – odpowiedziałam jej. – Nie mamy żadnych powiązań z religią chrześcijańską, ani dobrych, ani złych. Spojrzała w dół, jakby zbyt zakłopotana, by spojrzeć mi w oczy. - Nie chciałam sugerować niczego. - Oczywiście, że nie – powiedziałam. Mój głos był zupełnie pusty. Słyszałam takie zarzuty zbyt często, by brać je do serca. - Jedną z pierwszych rzeczy, które zrobił kościół, na początku swojego istnienia, to przedstawił wszystko, czego nie mógł kontrolować, jako zło. Faerie było czymś, czego nie mogli kontrolować. Kiedy Dwór Seelie stawał się coraz bardziej przyjacielski dla ludzi, część faerie nie mogła, lub nie chciała udawać ludzi. Stali się częścią Dworu Unseelie. Skoro istoty, które ludzie uważają za przerażające, należą do Dworu Unseelie, jesteśmy przedstawiani jako zło już od wieków. - Jesteście złem! – Wrzasnął Stevens. Wytrzeszczył oczy, puls mu przyspieszył, a jego twarz zbladła i pokryła się kropelkami potu. - Czy on jest chory? – zapytała Nelson. - W pewien sposób – odrzekłam wystarczająco cicho, że nie byłam pewna, czy pozostali ludzie w pokoju mnie słyszą. Ktokolwiek rzucił zaklęcie na zegarek, wykonał dobrą robotę, czy raczej może biegle wykonał złą. Zaklęcie zmuszało Stevensa do widzenia potworów, kiedy patrzył na nas. Jego umysł nie radził sobie za dobrze z tym, co widział i czuł. Odwróciłam się do Veducciego. - Ambasador wydaje się być chory. Może powinien zobaczyć go doktor? - Nie – wrzasnął Stevens. – Nie! Beze mnie przejmą wasze umysły! – Chwycił Biggsa, który był bliżej. – Bez prezentu króla uwierzycie w ich kłamstwa! - Myślę, że księżniczka ma rację, Ambasadorze Stevens – powiedział Biggs. – Myślę, że jest pan chory.

Ręce Stevensa wbiły się w szytą na miarę marynarkę, którą Biggs nosił teraz na lewą stronę. - Naprawdę nie widzicie, czym są teraz? - Wyglądają dla mnie jak wszystkie sidhe. Poza kolorem skóry Kapitana Doyle’a i tym, że księżniczka jest drobna, wyglądają jak arystokraci z dworu sidhe. Stevens potrząsnął większym mężczyzną. - Ciemność ma kły. Zabójczy Mróz czaszki wiszące mu u szyi. A ona jest zwiędła, umiera. Jej śmiertelna krew zanieczyszcza ją. - Ambasadorze… - zaczął Biggs. - Nie, musicie to zobaczyć, jak ja to widzę! - Oni wcale się nie zmienili, kiedy włożyliśmy odwrócone marynarki – odezwała się Nelson. Zabrzmiało to trochę, jakby była rozczarowana. - Mówiłam wam, że nie stosujemy żadnej aktywnej magii przeciwko wam – wtrąciłam. - Kłamcy! Widzę, jacy jesteście okropni – Stevens ukrył swoją twarz w szerokich ramionach Biggsa, jakby nie mógł znieść naszego widoku, może rzeczywiście nie mógł. - Chociaż może teraz już tak nie przyciągają spojrzenia – powiedział Shelby. - Mogę teraz łatwiej się skupić, ale wyglądają tak samo – dodał Cortez. - Piękni – wtrącił asystent Corteza. Cortez rzucił mu ostre spojrzenie i asystent przeprosił, jakby to jedno słowo było całkowicie nie na miejscu. Stevens zaczął szlochać w szyty na miarę garnitur Biggsa. - On musi odejść od nas – odezwał się Doyle. - Dlaczego? – Zapytał jeden z pozostałych. - Zaklęcie w zegarku sprawia, że widzi potwory, kiedy na nas patrzy. Obawiam się, że jego umysł załamie się z wysiłku, bez obecności Króla Taranisa, który łagodziłby efekty. - Nie możecie po prostu odczarować go? – Zapytał Veducci. - To nie jest nasze zaklęcie – powiedział po prostu Doyle. - Nie możecie mu pomóc? – Zapytała Nelson. - Myślę, że dla ambasadora najlepszy będzie mniejszy kontakt z nami. Stevens wydawał się próbować schować twarz w ramionach Biggsa. Ręce ambasadora skręcały szwy podszewki marynarki. - Przebywanie w naszym pobliżu rani go – odezwał się Mróz, przemawiając po raz pierwszy, od kiedy weszliśmy. Jego głos nie miał głębi Doyle’a, ale szerokość jego piersi dawała mu wagę.

- Proszę wezwać ochronę – powiedział Biggs do Farmera. I chociaż Farmer sam był bardzo wpływowym mężczyzną i pełnym partnerem, ruszył w kierunku drzwi. Zdaje się, że kiedy twój ojciec jest jednym z założycieli firmy, a ty jesteś jednym z kierujących, to nadal poszturchujesz innych, chociaż są partnerami. Staliśmy w ciszy, język ciała ludzi i wyraz ich twarzy wskazywał, że czują się niezręcznie przy kimś, kto manifestuje tak oszalałe emocje. To był rodzaj szaleństwa, ale dla naszej trójki wyglądało to na coś gorszego. Widzieliśmy szaleństwo wywołane przez magię. Ten rodzaj magii, który ukradnie ci oddech dla zachcianki, rozrywki. Weszła nieumundurowana ochrona. Rozpoznałam jednego ze strażników, który siedział przy recepcji. Był z nimi lekarz. Przypomniałam sobie, że przeczytałam kilka nazwisk lekarzy na tabliczkach przy wejściu do budynku. Widocznie Farmer zrobił więcej niż mu polecono, ale Biggs wydawał się bardzo zadowolony, że mógł przekazać szlochającego mężczyznę w ręce doktora. Nie dziwiłam się, że Farmer został partnerem. Nie tylko wykonywał polecenia, ale wiedział jak lepiej załatwić daną sytuację. Nikt nie odezwał się ani słowem, dopóki ambasador nie opuścił pokoju i drzwi nie zamknęły się za nim. Biggs wyrównał krawat, szarpnął pomiętą marynarkę. Czy na prawej, czy na lewej stronie była zniszczona, chociaż dobra pralnia mogła ją jeszcze uratować. Zaczął ją ściągać, potem spojrzał na nas i zatrzymał się. Złapałam jego spojrzenie, odwrócił wzrok bardzo zakłopotany. - Wszystko jest w porządku, panie Briggs, jeżeli obawia się pan ściągnąć marynarkę. - Umysł ambasadora Stevensa wydawał się całkiem zniszczony. - Jeżeli mogę poradzić, to byłoby lepiej, żeby lekarz mający licencję na praktykę przy urazach związanych z magią, najpierw obejrzał zegarek, zanim go po prostu ściągnie. - Dlaczego? - Stevens nosił ten zegarek przez lata. Ten urok mógł stać się częścią jego psychiki, jego umysłu. Zwykłe ściągnięcie może go bardziej zranić. Biggs sięgnął po telefon. - Dlaczego nic nie mówiliście, zanim go nie wyprowadzili? – Zapytał Shelby. - Dopiero teraz o tym pomyślałam – odrzekłam. - Pomyślałem o tym, zanim go wyprowadzili – przyznał Doyle. - Więc dlaczego pan nic nie mówił? – Zapytał Cortez. - Ochrona ambasadora nie należy do moich obowiązków. - Obowiązkiem każdego jest pomóc innemu człowiekowi w takim stanie – odrzekł Shelby, potem spojrzał zaskoczony, jakby właśnie usłyszał to, co powiedział. Doyle uśmiechnął się lekkim skrzywieniem ust.

- Ale ja nie jestem człowiekiem i uważam, że ambasador jest słaby i bez honoru. Królowa Andais kilkakrotnie słała skargi do waszego rządu na ambasadora. Była ignorowana. Ale nawet ona nie była w stanie przewidzieć takiej zdrady. - Zdrady rządu przeciwko wam? – Zapytał Veducci. - Nie, zdrady Króla Taranisa przeciwko komuś, kto mu ufał. Ambasador widział ten zegarek jako symbol królewskiej przychylności, kiedy w rzeczywistości była to pułapka i kłamstwo. - Potępia pan to – powiedziała Nelson. - A pani tego nie potępia? – Zapytał Doyle. Zaczęła kiwać głową, a potem odwróciła wzrok i zaczerwieniła się. Najwyraźniej nawet mając odwróconą marynarkę nie mogła nie reagować na niego. Był wart reakcji, ale nie podobało mi się, że ma z tym taki problem. Oskarżenie było wystarczającym problemem, bez prokuratorskich rumieńców. - Co zyskał król na zatruwaniu ambasadora na swoim dworze? – Zapytał Cortez. - A co zyskują na ciągłym oczernianiu imienia Unseelie? – Zapytałam. - Nie chwytam – odrzekł Shelby. – Co zyskują? - Strach – powiedziałam. – Chcą sprawić, żeby ich ludzie się nas bali. - A co na tym zyskują? – Zapytał Shelby. Odezwał się Mróz. - Największą karą dla nich wszystkich jest zostać wygnanym z dworu Seelie, ze złotego dworu. Ale jest to karą, ponieważ Taranis i jego arystokraci przekonali siebie, że kiedy dołączasz do Dworu Unseelie, stajesz się potworem. Nie tylko z uczynków, ale na ciele. Powiedzieli swoim ludziom, że staną się zdeformowani, jeżeli dołączą do Unseelie. - Mówi pan o tym, jakby pan wiedział – odezwała się Nelson. -Byłem kiedyś częścią złotego tłumu, dawno, dawno temu – odrzekł Mróz. - Co pan zrobił, że zasłużył na wygnanie? – Zapytał Shelby. - Porucznik Mróz nie musi odpowiadać na to pytanie – powiedział Biggs. Przestał niepokoić się o garnitur i z powrotem stał się jednym z najlepszych prawników na Wschodnim Wybrzeżu. - Czy odpowiedź może mieć jakikolwiek wpływ na zarzuty przedłożone pozostałym strażnikom? – Zapytał Shelby. - Nie – odrzekł Biggs - ale skoro porucznik nie jest objęty tymi zarzutami, pytanie jest poza zasięgiem tego dochodzenia. Biggs kłamał gładko, bez wysiłku, kłamał tak, jakby to była prawda. Właściwie nie wiedział, czy odpowiedź Mroza ma jakikolwiek wpływ, ponieważ nie miał pojęcia, dlaczego ktokolwiek, nawet ci trzej strażnicy, został wygnany z Dworu Seelie. (Chociaż w przypadku

Galena nie można powiedzieć, że został wygnany, on urodził się i wychował na Dworze Unseelie, nie można być wygnanym z dworu, którego częścią nigdy się nie było). Biggs po prostu rozważnie nie pozwalał na żadne pytanie, które mogłoby przeszkodzić w linii obrony jego klientów. - To jest bardzo nieformalne postępowanie – odezwał się Veducci z uśmiechem. Promieniował niewinnym urokiem dobrego chłopca. To była sztuczka granicząca z kłamstwem. Miał do czynienia z dworami dużo częściej niż jakikolwiek z prawników. Mógł stać się naszym największym sprzymierzeńcem lub najtrudniejszym przeciwnikiem. Mówił dalej, nadal uśmiechnięty, pozwalając nam zobaczyć zmęczenie w swoich oczach. - Jesteśmy tutaj dzisiaj by zobaczyć, czy zarzuty, które Król Taranis przedstawił w imię Lady Caitrin, powinny zostać dopuszczone do bardziej formalnego procesu. Współpraca mogłaby umocnić stanowisko strażników księżniczki. - Skoro strażnicy mają immunitet dyplomatyczny, jesteśmy tu tylko z grzeczności – powiedział Biggs. - Doceniamy to – odrzekł Veducci. - Proszę wziąć pod uwagę – stwierdził Shelby - że Król Taranis twierdzi, że wszyscy byli strażnicy królowej, teraz będący strażnikami księżniczki, są niebezpieczni dla każdego dookoła nich, a zwłaszcza dla kobiet. Twierdzi, że ten gwałt go nie zaskoczył. Wydaje się uważać, że był to nieunikniony rezultat zezwolenia Straży, Królewskim Krukom, na nieograniczony dostęp jeszcze w krainie faerie. Jednym z powodów, dla których wniósł te zarzuty przed ludzkie sądy, co było działaniem bezprecedensowym w całej historii Dworu Seelie, było to, że obawia się o nas. Jeżeli arystokratka sidhe z mocą magiczną, jaką jest Lady Caitrin, została tak łatwo pokonana, to czego mogą spodziewać się zwykli ludzie skazani na ich…. żądzę? - Nienaturalną żądzę – dodałam. Shelby zwrócił swoje szare oczy na mnie. - Tego nie powiedziałem. - Nie, nie powiedział pan, ale założę się, że mój wujek Taranis tak. Shelby wzruszył lekko ramionami. - Wydaje się, że nie lubi za bardzo pani mężczyzn, taka jest prawda. - Lub mnie – dodałam. Twarz Shelbiego pokazała zdziwienie i chciałabym stwierdzić, czy to było autentyczne, czy też kłamał. - Król mówił o pani jedynie dobrze, Księżniczko. Wydaje się sądzić, że pani jest – wydawał się zmienić w ostatniej chwili to, co chciał powiedzieć – sprowadzona na złą drogę przez swoją ciotkę, królową i jej strażników. - Sprowadzona na złą drogę? – Powiedziałam to jak pytanie. Skinął głową.

- To nie tak powiedział, prawda? - Nie, nie w takich słowach. - To musiało być naprawdę obraźliwe, że pan to ubrał w tak piękne słowa – powiedziałam. Shelby wyglądał na zakłopotanego. -Zanim zobaczyłem Ambasadora Stevensa i jego reakcję na panią, oraz możliwe zaklęcie w zegarku, chciałem po prostu powiedzieć to, co powiedział król – Shelby spojrzał na mnie szczerze. – Proszę pozwolić mi powiedzieć, że Stevens sprawił, że zaczyna mnie dziwić gwałtowność niechęci Króla Taranisa do całej pani straży. - Do wszystkich strażników? – zapytałam. - Tak. Spojrzałam na Veducciego. - Oskarża wszystkich moich ludzi o zbrodnie? - Nie, tylko trzech wspomnianych, ale pan Shelby na rację. Król Taranis wspomniał, że pani strażnicy, Kruki, są niebezpieczni dla wszystkich kobiet. Uważa, że fakt, że podlegają celibatowi od tak dawna, doprowadził ich do szaleństwa – twarz Veducciego nie zmieniła się, kiedy wyjawiał jeden z największych sekretów dworów faerie. Otwierałam już usta by powiedzieć: „Taranis nie mógł tego powiedzieć”, ale ręka Doyle’a na moim ramieniu powstrzymała mnie. Spojrzałam na jego ciemną postać. Nawet przez jego czarne okulary odczytałam spojrzenie, które mówiło: „Ostrożnie”. Miał rację. Veducci określił wcześniej, że ma źródło na Dworze Unseelie. Taranis mógł wcale tego nie powiedzieć. - Po raz pierwszy słyszę, że król zarzuca Krukom, że są w celibacie – powiedział Biggs. Spojrzał na Doyle’a, ale teraz jego uwaga skierowała się z powrotem na Shelbiego i Veducciego. - Król uważa, że wymuszony na długo celibat był powodem do ataku. Biggs pochylił się do mnie i wyszeptał. - Czy to prawda? Byli zmuszeni do zachowania celibatu? Wyszeptałam prosto w jego biały kołnierzyk. - Tak. - Dlaczego? – Zapytał. - Moja królowa tak sobie życzyła – to była prawda, ale nie zdradzała sekretów, którymi Andais nie chciała się dzielić. Taranis może przetrwałby jej gniew, ja nie. Biggs odsunął się. - Nie przyznajemy, że ten przypuszczalny celibat miał miejsce, ale jeżeli nawet tak było, to mężczyźni, których sprawa dotyczy, nie są dłużej w celibacie. Są teraz z księżniczką, a nie z królową. Księżniczka utrzymuje, że wszyscy trzej są jej kochankami. Więc nie podlegają

żadnemu przypuszczalnemu celibatowi, który mógłby spowodować… – Biggs wydawał się szukać właściwego słowa - …szaleństwo - tonem głosu i gestem ręki sprawił, że zabrzmiało to lekko. To był przebłysk tego, kim był w sądzie. Może po prostu był wart tych wszystkich pieniędzy, jakie płaciła mu moja ciotka. - Oświadczenie króla i sformułowanie zarzutów wystarczy, żeby rząd Stanów Zjednoczonych ograniczył pobyt strażników księżniczki do ziem faerie. - Wiem, do którego przepisu pan się odwołuje – powiedział Biggs. – Wielu w rządzie Jeffersona nie zgadzało się z nim, że pozwolił na osiedlenie się istot magicznych tu, kiedy zostały wygnane z Europy. Upierali się przy prawie, które pozwoliłoby im na całkowite uwięzienie w faerie każdego obywatela faerie, uważanego za zbyt niebezpiecznego, by pozwolić mu przebywać pomiędzy ludźmi. To bardzo ogólne prawo i nigdy się na nie powoływano. - Nigdy wcześniej nie było potrzebne – stwierdził Cortez. Doyle stał za moimi plecami, z ręką spoczywającą na moich ramionach. Albo wiedział, że potrzebowałam pocieszenia, albo sam go potrzebował. Przykryłam jego rękę moją, więc mogliśmy dotykać się nagą skórą. Jego była tak ciepła, tak solidna. Dotyk sprawiał, że poczułam się bardziej pewna, że wszystko będzie w porządku. Z nami będzie w porządku. - Teraz też nie jest potrzebne i wszyscy o tym wiecie – odrzekł Biggs. – Staracie się przestraszyć księżniczkę pogróżką, że odeślecie jej strażników z powrotem do faerie. Wstydźcie się. - Księżniczka nie wygląda na przestraszoną – powiedziała Nelson. Popatrzyłam na nią pełną mocą moich trójkolorowych oczu, ale nie utrzymała mojego spojrzenia. - Straszycie mnie, że odbierzecie mi mężczyzn, których kocham – powiedziałam. – Czy to nie powinno mnie przerazić? - Powinno – odrzekła - ale na to nie wygląda. Farmer dotknął mnie gestem, który mówił, „proszę pozwolić mi mówić”. Odchyliłam się do Doyle’a za moimi plecami i pozwoliłam mówić prawnikom. - To sprowadza nas do zastrzeżenia prawnego – powiedział Farmer, - członkowie rodziny królewskiej z każdego dworu są wyjątkiem od prawa, na które powołuje się pan Shelby. - Nie zamierzamy wygnać Księżniczki Meredith do faerie – powiedział Shelby. - Wiecie, że pogróżka, by nałożyć na jej strażników coś w rodzaju legalnego uwięzienia w faerie, jest skandaliczna – stwierdził Farmer. Shelby skinął głową. - Dobrze, więc tylko ta trójka, która jest podejrzana o gwałt. Pan Cortez i ja, obaj wyznaczyliśmy oficerów, przedstawicieli rządu Stanów Zjednoczonych. Zgodnie z naszym obowiązkiem i prawami, po prostu zawiozą tych trzech strażników za ziemie faerie, aż zarzuty zostaną odrzucone.

- Powtarzam, że to prawo nie może być stosowane do członków rodziny królewskiej z żadnego dworu faerie – powiedział Farmer. - A ja powtarzam, że nie grozimy niczym Księżniczce Meredith – powiedział Shelby. - Ale ja nie mówię o tym członku rodziny królewskiej – stwierdził Farmer. Shelby spojrzał na rząd prawników po swojej stronie. - Nie jestem pewien, czy rozumiem pana argumenty. - Strażnicy Księżniczki Meredith są obecnie członkami rodziny królewskiej. - Co to znaczy obecnie? – Zapytał Cortez. - Oznacza to, że na Dworze Unseelie mają tron na podium królewskim, na którym po kolei siadają za księżniczką – powiedział Farmer. – Są jej królewskimi małżonkami. - Ale bycie jej kochankami nie robi z nich królewskich małżonków – powiedział Cortez. - Książę Philip jest nadal królewskim małżonkiem królowej Elżbiety – stwierdził Farmer. - Ale oni są małżeństwem – odrzekł Cortez. - Ale w faerie, na obu dworach, nie ma zgody na małżeństwo, zanim para nie oczekuje dziecka – powiedział Farmer. - Panie Farmer – wtrąciłam się dotykając jego ramienia - skoro to spotkanie jest nieformalne, może będzie szybciej, jeżeli ja wyjaśnię. Farmer i Biggs poszeptali do siebie, ale w końcu skinęli mi głową. Otrzymałam pozwolenie by mówić. No dobrze. Uśmiechnęłam się do drugiej strony stołu i lekko pochyliłam się do przodu, ręce starannie układając na stole. - Moi strażnicy są moimi kochankami. To sprawia, że są równocześnie królewskimi małżonkami, aż jeden z nich nie sprawi, że zajdę w ciążę. Wtedy tylko jeden z nich będzie moim królem. Zanim ten wybór się nie dokona, oni są wszyscy członkami rodziny królewskiej na Dworze Unseelie. - Ci trzej strażnicy, na których ciążą zarzuty zgłoszone przez króla powinni być odesłani z powrotem do faerie – powiedział Shelby. - Król Taranis tak się obawiał, że ambasador Stevens mógłby zobaczyć piękno na Dworze Unseelie, że nałożył na niego zaklęcie. Zaklęcie zmuszające go do widzenia nas jako potworów. Osoba, który byłaby zdolna do tak desperackiego czynu, może zrobić inne desperackie rzeczy. - Co pani na ma myśli, Księżniczko? - Za kłamstwo można zostać wygnanym z faerie, ale bycie królem, to czasami bycie ponad prawem. - Czy pani mówi, że te zarzuty są sfałszowane? – zapytał Cortez. - Oczywiście, że są sfałszowane.

- Mogłaby pani powiedzieć wszystko, by ocalić swoich kochanków – powiedział Shelby. - Jestem sidhe i nie jestem ponad prawem. Nie mogę kłamać. - Czy to prawda? – Shelby pochylił się i zapytał Veducciego. Skinął głową. - To powinna być prawda, ale albo księżniczka kłamie, albo Lady Caitrin kłamie. Shelby spojrzał z powrotem na mnie. - Nie może pani kłamać. - Mam taką zdolność, ale jeżeli to zrobię, zaryzykuję, że zostanę wygnana z faerie – ścisnęłam mocno dłoń Doyle’a. – Dopiero wróciłam. Nie chcę znów tego stracić. - Dlaczego opuściła pani faerie za pierwszym razem, Księżniczko? – Zapytał Shelby. Odpowiedział na to Biggs. - To pytanie nie dotyczy przedstawionych zarzutów – królowa najpewniej dała mu listę pytań, na które nie mogłam odpowiedzieć. Shelby uśmiechnął się. - Bardzo dobrze. Czy to prawda, że strażnicy, Kruki, byli zmuszeni przez wieki do zachowania celibatu? - Mogę zadać pytanie, zanim odpowiem na to? - Może pani pytać, o co chce, Księżniczko, ale ja nie muszę odpowiedzieć. Uśmiechnęłam się do niego, a on do mnie. Ręka Doyle’a zacisnęła się na moim ramieniu. Miał rację. Nie wolno flirtować, aż nie będziemy dokładnie wiedzieć, jak to będzie odebrane. Przestałam się uśmiechać i zapytałam. - Czy Król Taranis osobiście powiedział, że Kruki zostały zmuszone przez wieki do zachowania celibatu? - Tak określiliśmy – odrzekł Shelby. - Nie, chodzi mi o prawdę, panie Shelby. Proszę wziąć pod uwagę, że nawet księżniczka może być torturowana za postąpienie wbrew rozkazom królowej. - Przyznaje pani, że na Dworze Unseelie mają miejsce tortury – powiedział Cortez. - Tortury mają miejsce na obu dworach, panie Cortez. Królowa Andais po prostu nie ukrywa, co robi, bo się tego nie wstydzi. - Potwierdzi to pani do protokołu…? – Zapytał Cortez. - Wszystko będzie zaprotokołowane – powiedział Biggs - o ile nie będzie przedstawione w sądzie. - Tak, tak – odrzekł Cortez, - ale czy stwierdzi pani do protokołu, że Król Taranis pozwala, aby tortury były karą stosowaną na Dworze Seelie?

- Proszę odpowiedzieć zgodnie z prawdą na moje pytanie, a ja odpowiem na pańskie. Cortez spojrzał na Shelbiego. Wymienili spojrzenie dłuższe niż normalnie, potem odwrócili się do mnie. - Tak – powiedzieli w tym samym czasie. Znów spojrzeli po sobie, w końcu Cortez skinął na Shelbiego i ten dokończył. - Tak, Król Taranis stwierdził, że Straż, nazywana Krukami Królowej, jest od wieków zmuszona do zachowania celibatu i to jest powód, dla którego są oni niebezpieczni dla kobiet. Twierdził dalej, że wymuszony celibat uchylony tylko dla jednej małej dziewczyny, nawiązał do pani, Księżniczko, jest czymś potwornym. Że jedna kobieta nie powinna zaspokajać żądzy nagromadzonej przez wieki. - Tak więc celibat był motywem do gwałtu – stwierdziłam - Takie wydaje się być królewskie rozumowanie – powiedział Shelby. – Nie rozglądamy się za motywem przy zwyczajnym gwałcie. Zazwyczaj, jak myślę. - Odpowiedzieliśmy na twoje pytanie, Księżniczko. Teraz, czy stwierdzi pani do protokołu, że Dwór Seelie torturuje swoich więźniów? Mróz stanął obok Doyle’a. - Meredith, pomyśl, zanim odpowiesz. Spojrzałam za siebie, napotkałam spojrzenie jego zaniepokojonych oczu, w szarym kolorze zimowego nieba. Wyciągnęłam do niego swoją drugą rękę i on ją wziął. - To Taranis wypuścił naszego kota z worka, Mrozie. To będzie uczciwie, jeżeli my wypuścimy jednego z jego własnych kotów. Mróz wykrzywił się. - Nie rozumiem tej rozmowy o kotach, ale obawiam się jego gniewu. Uśmiechnęłam się do niego, zgadzając się z nim. - On to zaczął, Mrozie, ja tylko skończę. Ścisnął mi rękę, a Doyle ścisnął drugą, więc obie moje ręce były skrzyżowane na piersi, trzymane przez nich. Trzymając nadal ich ręce odezwałam się. - Panie Cortez, panie Shelby, zapytaliście mnie, czy stwierdzę do protokołu, że złoty dwór króla Taranisa stosuje tortury jako karę? Tak, potwierdzę to. Protokół najpewniej będzie poufny, ale jeżeli coś z tych sekretów dostanie się do prasy… mała rodzinna waśń będzie bardzo paskudna i zacznie się bardzo szybko.

Rozdział 2 Prawnicy zadecydowali, że Doyle i Mróz odpowiedzą na kilka pytań na temat tego, jak to jest być częścią mojej osobistej straży, aby dać im jakieś pojęcie na temat atmosfery, w jakiej żyją Rhys, Galen i Abe. Nie byłam pewna, w czym to może być pomocne, ale nie byłam prawnikiem, więc po co miałam się sprzeczać? Doyle usiadł po mojej prawej, Mróz po mojej lewej stronie. Moi prawnicy Farmer i Biggs przesunęli się o kilka siedzeń, żeby dać im miejsce. Shelby zadał pierwsze pytanie. - Czyli teraz jest was szesnastu, macie dostęp tylko do Księżniczki Meredith, by zaspokoić swoje, hm, potrzeby? - Jeżeli ma pan na myśli seks, to tak – powiedział Doyle. Shelby zakrztusił się i skinął głową. - Tak, mam na myśli seks. - To proszę mówić, co pan ma na myśli – powiedział Doyle. - Tak zrobię – Shelby usiadł trochę bardziej wyprostowany. – Wyobrażam sobie, że to musi być trudne dzielić się księżniczką. - Nie jestem pewien, czy rozumiem pytanie. - No cóż, nie chcę być niedelikatny, ale czekanie na swoją kolej musi być ciężkie po tak wielu latach odmowy. - Nie, nie jest ciężko czekać. - Oczywiście, że jest – powiedział Shelby. - Wkłada pan swoje słowa w usta świadka – powiedział Biggs. - Przepraszam. Chodzi mi o to, Kapitanie Doyle, że po tak wielu latach nie zaspokajania potrzeb, musi być ciężko mieć seks raz na dwa tygodnie, czy coś koło tego. Mróz zaśmiał się, potem spróbował obrócić to w kaszel. Doyle uśmiechnął się. To był pierwszy prawdziwy szeroki uśmiech na jego twarzy, odkąd zaczęły się pytania. Biały błysk jego zębów na jego ciemnej twarzy wyglądał zaskakująco. To tak, jakby posąg nagle się do ciebie uśmiechnął. - Nie wydaje mi się zabawne, być zmuszonym do czekania przez tygodnie na seks, Kapitanie Doyle, Poruczniku Mróz.

- Mnie również nie wydawałoby się to zabawne – odrzekł Doyle – ale kiedy ilość mężczyzn wzrosła, Księżniczka Meredith zmieniła parametry nas dotyczące. - Nie nadążam – stwierdziła Nelson. – Parametry? Doyle spojrzał na mnie. - Może lepiej ty to wytłumaczysz, Księżniczko. - Kiedy miałam tylko pięciu kochanków, wydawało się to być uczciwe, że czekali na swoją kolej, ale jak zauważyliście, czekanie przez dwa tygodnie, po wiekach celibatu wydawało się być innym rodzajem tortur. Dlatego kiedy ilość mężczyzn stała się dwucyfrową liczbą, zwiększyłam też liczbę razy, kiedy się kocham podczas ustalonego dnia. Nieczęsto można zobaczyć potężnych, wysoko wykształconych prawników tak zakłopotanych, ale teraz widziałam. Spoglądali na siebie. Dopiero Nelson podniosła rękę. - Ja zapytam, jeżeli nikt inny nie chce. Mężczyźni pozwolili jej zadać pytanie. - Ile razy dziennie kocha się pani? - Różnie, ale co najmniej trzy razy. - Trzy razy w ciągu dnia – powtórzyła. - Tak – potwierdziłam i spojrzałam na nią pustą, uprzejmą twarzą. Zaczerwieniła się aż po cebulki swoich czerwonych włosów. Byłam wystarczająco sidhe, że nie rozumiałam tego, że cechą Amerykanów jest całkowite zafascynowanie seksem i całkowite skrępowanie tym. Veducci opanował się pierwszy, spodziewałam się tego po nim. - Nawet trzy razy na dzień, Księżniczko Meredith, zostawia nam średnio dla mężczyzn pięć dni pomiędzy kochaniem się. Pięć dni to długi okres czasu po wiekach odmowy. Czy ci trzej strażnicy nie mogli poszukać jakiegoś zajęcia w czasie, kiedy oczekiwali? - Pięć dni czekania nasuwałoby się, gdybym spała z jednym mężczyzną naraz, panie Veducci, a najczęściej tak nie jest. Veducci uśmiechnął się do mnie. To był miły uśmiech. Doszedł do jego oczu i uwypuklił zmarszczki, które mówiły, że był człowiekiem, który cieszył się życiem. To spojrzenie sprawiło, że wyglądał na swoją młodszą, mniej zmęczoną wersję. Uśmiechnęłam się do niego odpowiadając na tę radość. - Czy te pytania nie wprawiają pani w zakłopotanie, Księżniczko Meredith? – Zapytał.

- Nie wstydzę się tego, co robię, panie Veducci. Istoty magiczne, może poza tymi z Dworu Seelie, nie widzą seksu jako czegoś wstydliwego, tak długo, jak odbywa się za zgodą zainteresowanych. - W porządku – odrzekł - więc zadam następne pytanie. Z iloma mężczyznami naraz rutynowo pani śpi? – Potrząsnął głową, jakby sam nie wierzył, że o to zapytał. - Nie wydaje mi się, żeby to pytanie było stosowne – wtrącił się Biggs. - Odpowiem na nie – odrzekłam. - Jest pani pewna…? - To seks. Nie ma nic złego w seksie. – patrzyłam na Biggsa, aż odwrócił wzrok. Spojrzałam na Veducciego. - Przeciętnie najprawdopodobniej z dwoma. Wydaje mi się, że maksymalnie było czterech – spojrzałam na Doyle’a i Mroza. – Czterech? – Powiedziałam to jak pytanie. - Tak mi się wydaje – odrzekł Doyle. - Tak – skinął głową Mróz. Odwróciłam się do prawników. - Czterech, ale normą jest dwóch. Biggs opanował się troszkę. - Więc widzicie panowie, pani, dwa dni czekania pomiędzy seksem czy nawet mniej. Są żonaci mężczyźni, którzy muszą czekać dłużej, by ich potrzeby zostały zaspokojone. - Księżniczko Meredith – powiedział Cortez. - Tak, panie Cortez – spojrzałam w jego brązowe oczy. Odchrząknął i odezwał się. - Czy pani mówi nam prawdę? Uprawia pani seks trzy razy dziennie z przeciętnie dwoma mężczyznami naraz, czasami do czterech? To chce pani powiedzieć do protokołu? - To jest poufne – powiedział Farmer. - Jeżeli zostanie przedstawione w sądzie, przestanie być poufne. Czy księżniczka chce, żeby te właśnie informacje na jej temat zostały ujawnione publicznie? Wykrzywiłam się. - To jest prawda, panie Cortez. Dlaczego prawda powinna mnie martwić?

- Czy pani naprawdę nie rozumie, jak te informacje mogą wpłynąć na pani reputację w mediach? - Nie rozumiem pytania. Spojrzał na Biggsa i Farmera. - Nie mówię tego często, ale czy wasza klientka jest świadoma, do czego to nagranie i protokół mogą być użyte? - Rozmawialiśmy z nią o tym, ale… panie Cortez, Dwór Unseelie nie widzi seksu w ten sam sposób jak większość świata. Na pewno nie widzą tego jak przeciętny Amerykanin. Moi współpracownicy i ja nauczyliśmy się tego, kiedy przygotowywaliśmy się do tej rozmowy z księżniczką i jej strażnikami. Jeżeli sugeruje pan, że księżniczka powinna być bardziej ostrożna z tym, do czego przyznaje się w kontaktach ze swoimi ludźmi, to proszę sobie oszczędzić wysiłku. Ona zupełnie nie martwi się tym, co robi ze swoimi mężczyznami. - Nie chciałem poruszać tego bolesnego tematu, ale księżniczka nie wydawała się szczęśliwa, kiedy jej były narzeczony sprzedał brukowcom zdjęcia kilka miesięcy temu – powiedział Cortez. Skinęłam głową. - To mnie zraniło – odrzekłam - ale dlatego, że Gryffin zawiódł moje zaufanie, a nie dlatego, że wstydziłam się tego, co robiliśmy. Myślałam, że wtedy, kiedy były robione te zdjęcia, byliśmy zakochani. W miłości nie ma nic wstydliwego, panie Cortez. - Jest pani albo bardzo odważna, Księżniczko, albo bardzo naiwna. O ile można użyć słowa naiwna na określenie kobiety, która regularnie uprawia seks z prawie dwudziestoma mężczyznami. - Nie jestem naiwna, panie Cortez. Ja po prostu nie myślę tak jak ludzka kobieta. - Zarzuty Króla Taranisa – powiedział Farmer - że ci trzej strażnicy oskarżeni o te zbrodnie dokonali ich z powodu tego, że ich potrzeby seksualne nie są zaspokajane, są oparte na błędnym założeniu. Opierają się na braku zrozumienia Króla Taranisa tego, czym jest Dwór Unseelie. - Czy Dwór Unseelie jest odmienny od Dworu Seelie, jeżeli idzie o sprawy związane z seksem? - Mogę odpowiedzieć na to pytanie, panie Farmer? – zapytałam. - Może pani. -Seelie naśladują zachowania ludzkie. Utknęli gdzieś pomiędzy wiekiem piętnastym, a osiemnastym, ale starają się udawać ludzi bardziej niż Unseelie. Wielu z tych wygnanych na nasz dwór, zostało wygnanych tylko dlatego, że po prostu chcieli być wierni swojej prawdziwej naturze, a nie chcieli zmieniać się na podobieństwo ludzi.

- To brzmi, jakby pani udzielała wykładu – powiedziała Nelson. Uśmiechnęłam się. - W college’u napisałam pracę naukową o różnicach pomiędzy dwoma dworami. Pomyślałam, że może pomogę nauczycielom i innym studentom zrozumieć, że Dwór Unseelie to nie są ci źli faceci. - Była pani pierwszą istotą magiczną w tym wieku, która uczęszczała do college’u – powiedział Cortez. Przesunął część papierów leżących przed nim. – Ale nie ostatnią. Niektóre z tak zwanych mniejszych istot magicznych zdobywają tam właśnie stopnie naukowe. - Mój ojciec, Książę Essus pomyślał, że jeżeli na studia pójdzie ktoś z rodziny królewskiej, to może inni podążą za nim. Uważał, że nauczenie się i zrozumienie kraju, w którym żyjemy, jest niezbędną częścią przystosowania się istot magicznych do nowoczesnego życia. - Ojciec nie widział, jak uczęszcza pani do college’u, prawda? – Zapytał Cortez. - Nie – powiedziałam. Wypowiedziałam tylko to jedno słowo. Doyle i Mróz sięgnęli do mnie w tym samym czasie. Ich ręce spotkały się na moich plecach. Ramię Doyle’a zostało tam, ręka Mroza przesunęła się i nakryła jedną z moich rąk, które nadal trzymałam nieruchomo na stole. Zareagowali na napięcie w moim ciele, ale to pozwoliło każdemu w pokoju zorientować się, jak zaniepokoiło ich to, że poruszmy ten temat. Nie zareagowali na rozmowę o moim byłym narzeczonym, Gryffinie. Wydaje mi się, że moi mężczyźni uważali, że wyczyścili ze mnie pamięć o nim, za pomocą swoich ciał. Czułam tak samo, prawidłowo mnie rozszyfrowali. Doyle zazwyczaj dobrze odgadywał moje nastroje. Mróz, który miał swoje własne humorki, również uczył się moich. - Wydaje mi się, że ten temat jest zamknięty – odezwał się Biggs. - Jest mi bardzo przykro, jeżeli zmartwiliśmy księżniczkę – powiedział Cortez, ale nie brzmiał tak, jakby mu było przykro. Zastanawiałam się, dlaczego poruszyli temat zamachu na mojego ojca. Cortez, podobnie jak Shelby i Veducci, wyglądał mi na człowieka, który nie robi niczego bez powodu. Nie była pewna co do Nelson i pozostałych. Liczyłam na wyrachowanie Biggsa i Farmera. Ale co miał nadzieję uzyskać Cortez, przypominając śmierć mojego ojca? - Przykro mi, że panią zasmucam, ale mam powód by poruszać ten temat – powiedział Cortez. - Nie widzę tu powiązania z tym postępowaniem – odezwał się Biggs. - Mordercy Księcia Essusa nigdy nie zatrzymano – stwierdził Cortez. – W rzeczywistości nikt nie był nawet naprawdę podejrzany, czy to prawda? - Zawiedliśmy księcia i księżniczkę w każdy sposób – odezwał się Doyle. - Ale pan nie był jego strażnikiem, nieprawdaż?

- Nie w tym czasie. - Poruczniku Mróz, pan również był częścią Kruków Królowej, kiedy zginął Książę Essus. Żaden z obecnych strażników księżniczki nie był członkiem Żurawi, straży Księcia Essusa, czy to prawda? - Nie, to nie jest prawda – powiedział Mróz. Cortez popatrzył na niego. - Słucham? Mróz spojrzał na Doyle’a, który lekko skinął głową. Ręka Mroza zacisnęła się na mojej, nie lubił przemawiać publicznie, to była jego fobia. - Około pół tuzina strażników tutaj, w Los Angeles, było kiedyś częścią Żurawi Księcia Essusa. - Król wydawał się być bardzo pewien, że nikt z książęcej straży nie pilnuje księżniczki – stwierdził Cartez. - Ta zmiana nastąpiła niedawno – powiedział Mróz. Zacisnął swoją rękę na mojej tak mocno, że wolną ręką zaczęłam pieścić wierzch jego dłoni. Po pierwsze, by go pocieszyć, po drugie, by powstrzymać go przez zapomnieniem jak silny był i zranieniem mnie w rękę. Przesuwałam palcami po jego gładkiej, białej skórze i zorientowałam się, że to pociesza nie tylko jego. Doyle przesunął się bliżej mnie, więc w bardziej wyraźny sposób przytulał mnie. Pochyliłam się do krzywizny jego ramion pozwalając, by moje ciało ułożyło się przy nim, równocześnie nie przestając pieścić wierzchu ręki Mroza. - Nadal nie widzę powodu tych pytań – wtrącił Biggs. - Zgadzam się – dodał Farmer. – Jeżeli macie więcej pytań dotyczących aktualnych zarzutów, to może przejdziemy do nich. Cortez spojrzał na mnie bardzo uważnie swoimi brązowymi oczami. - Król uważa, że powodem, dla którego morderca twojego ojca nie został nigdy ujęty, jest to, że zamordowali go ci, którzy prowadzili dochodzenie. Doyle, Mróz i ja znieruchomieliśmy. W rzeczy samej, przyciągnął teraz naszą uwagę. - Proszę mówić jasno, panie Cortez – powiedziałam. - Król Taranis oskarża Kruki o zamordowanie Księcia Essusa. - Widział pan, co król zrobił ambasadorowi. Wydaje mi się, że poziom strachu i manipulacji jasno mówi o stanie umysłu mojego wujka.