mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony400 789
  • Obserwuję297
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań304 837

Hecht Stephani - The Drone Vampire 1,5 - Blood and Holly

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :200.0 KB
Rozszerzenie:pdf

Hecht Stephani - The Drone Vampire 1,5 - Blood and Holly.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 41 stron)

Stephani Hecht - The Drone Vampire 1,5 - Blood and Holly Tłumaczenie dla: Translations_Club Tłumacz: VampireEve Korekta całości: Isiorek

Dante był spragniony krwi, zirytowany oraz napalony. Niekoniecznie udana kombinacja, jeśli dodać do tego strach, a wówczas sytuacja ze złej przekształci się w chyba-sobie-ze-mnie-żartujecie. Licho niech weźmie koszmary i wspomnienia, jakie ze sobą przynosiły. Cholera, to ostatnie, czego potrzebował. Ilekroć czuł się do tego stopnia źle, kończyło się to na noszach, a on sam wrzeszczał, podczas gdy lekarka pracująca dla ich klanu szpikowała go środkami uspokajającymi. To nie w taki sposób chciał spędzić Wigilię Bożego Narodzenia. Wampir usiadł na łóżku i zaczął przebiegać drżącymi rękoma przez swoje czarne jak atrament włosy. Jego oddech stał się urywany, a całe ciało zalało się zimnym potem. Wciągnął powietrze głęboko w płuca, ufając, że poczuje zapach klanu wampirów, w którym on i jego bracia znaleźli schronienie dwa miesiące temu. Zamiast tego, jedyne, co wyczuwał, to swąd brudu, strachu, genitaliów oraz śmierci, czyli typowy aromat paranormalnego więzienia, w jakim spędził niesłusznie dziesięć lat życia. Już tam nie jesteś. Jesteś wolny – powiedział do siebie, próbując uspokoić swoje bijące szaleńczo serce. Do diabła, musiał się jakoś ogarnąć. Jego bracia, Kane oraz Rafe, również przebywali w tym mamrze, ale żaden z nich nie cierpiał na podobne do jego przypadłości. - Jesteś słaby, to dlatego. Jesteś frajerem z umiejętnościami przydatnymi w bitwie i miejscem w swoim łóżku. Warkot zagnieździł się głęboko w jego piersi, podczas gdy Dante poczuł, jak mroczna część jego natury stara się przejąć nad nim kontrolę. Walczył z nią, nie mogąc pozwolić sobie na kolejny epizod, i to nie tylko ze względu na święta. Jego szef, Eric, powiedział mu, że jeszcze jedna wycieczka do izolatki i zostaną mu odebrane przywileje żołnierza. Wampir musiał wychodzić na patrole. Jedyne momenty, kiedy czuł się żywy, miały miejsce wtedy, kiedy toczył bitwę lub z kimś się pieprzył.

Jak smutne się to wydawało? Odsuwając od siebie własną żałosność, Dante wydostał się z posłania, wiedząc, że nie znajdzie w nim już i tak odpoczynku. Doświadczenia przeszłości mówiły, że jeden koszmar wywoływał kolejny. A potem jeszcze jeden. I następny. Nie chcąc przebudzić Rafego, który spał na łóżku obok, a który zadawałby niechciane pytania, wampir wykorzystał przytłumione światło, które wślizgiwało się przez zamknięte drzwi, żeby poruszać się po pomieszczeniu. Wciągnął na siebie pierwsze lepsze ubranie, jakie znalazł: parę szarych spodni dresowych oraz białą podkoszulkę, jaką jego brat miał na sobie dzień wcześniej. Dante zmarszczył nos. Z reguły nie pozwoliłby sobie na to, żeby ktoś zobaczył go w podobnym stroju, ale nikogo nie było w pobliżu. Słońce nadal stało wysoko na niebie, a zatem reszta klanu pogrążona jeszcze była we śnie. Fakt ten cieszył wampira. Dzięki temu zyskiwał on możliwość, żeby zakraść się do ogromnej kuchni i wziąć dla siebie pokaźnych rozmiarów woreczek z krwią, a potem zebrać się do kupy, nim ktokolwiek się zorientuje. Udał się zatem boso długim korytarzem. Po drodze mijał wiele zamkniętych drzwi, gdzie przebywały wampiry obu płci, z którymi spędził miło czas. Każde spotkanie jednak zupełnie się dla niego potem nie liczyło. Po uniesieniu wywołanym seksem i wspólną konsumpcją krwi, Dante zawsze czuł się podobnie. Zostawał sam, nie śpiąc noc za nocą, z poduszką u swego boku i chrapaniem Rafego dotrzymującym mu towarzystwa. Wampir mógł zapukać do dowolnych drzwi i zostać chętnie zaproszonym do zaspokojenia pierwotnych żądz. Jego ciało krzyczało, żeby to zrobił, ale on sam był już od tego chory. Chory od bycia dziwką tego klanu. Chory z powodu niezliczonych schadzek bez grama czułości. Chory z braku posiadania czegokolwiek, co się właściwie liczyło.

Nie, teraz musiał po prostu zdobyć swoją krew i choć raz stać się dobrym, małym wampirem. To będzie dla niego kompletnie nowa rola, ale Dante nie miał choćby cienia wątpliwości, że nie da sobie z tym rady. Ziewnąwszy głośno, wkroczył do jasno oświetlonej kafeterii. Pomieszczenie okazało się opuszczone, tak jak przypuszczał, począwszy od najbliższego stołu, a skończywszy na dwuskrzydłowych drzwiach, za którymi siedział samotny wampir płci męskiej i czytał coś, co wyglądało jak powieść kryminalna. Pomimo wcześniejszego pragnienia bycia samotnym, Dante uśmiechnął się wbrew swojej woli. To był Markus, jeden z jego nielicznych pobratymców, którzy znali go na wylot i za nic nie oceniali. Głowa mężczyzny pochylała się nad lekturą, czegokolwiek ona dotyczyła, a on sam zdawał się nie mieć pojęcia o tym, że nie jest już sam. Włożył na siebie uniform żołnierza Droneów, składający się z ciemnych spodni, pasującej do nich bluzki z długim rękawem oraz ciężkich butów. Mimo iż włosy Markusa zostały przycięte raczej krótko, to jego grzywka w odcieniu ciemny blond była nieco dłuższa z przodu, opadając na brązowe oczy. – Zamierzasz stać tutaj całą noc i mi się przyglądać, czy może coś powiesz? – Spytał blondyn, uśmiechając się pełnymi wargami. Mimo iż nie uniósł na niego spojrzenia, Dante zdołał wychwycić błysk w jego oczach. – Wiesz, że to uwielbiam. To moje hobby – odparował, wiedząc, że tego się po nim oczekuje. W piersi Dantego pojawił się ból, kiedy on sam zaczął zastanawiać się nad tym, czy jego przyjaciel ma w ogóle pojęcie o tym, jak często mu się przypatruje. Markus jednak nigdy nie okazywał nim zainteresowania pod tym względem, nie licząc tych nielicznych momentów, kiego jego blokady puszczały

i na krótką chwilę w jego spojrzeniu także pojawiała się żądza. Może jednak jego znajomy tylko to sobie wyobrażał, ponieważ pragnął tego ze wszystkich sił. Blondyn wreszcie zerknął na niego znad książki, a pełen kpiny uśmiech zastąpiła troska. – Wyglądasz koszmarnie. – Też cię kocham. – Pora na zmianę tematu, by Markus nie zdołał odkryć, jak kiepsko czuje się Dante. – Co tu robisz o tej porze? – Mam dyżur. A jakie jest twoje usprawiedliwienie? Ciemnowłosy wampir wzruszył ramionami, nie podejmując wątku, co zmusiło jego przyjaciela do dalszego snucia podejrzeń. – Cierpisz na bezsenność, a zatem postanowiłeś paradować wokoło w śmierdzących ciuchach Rafego? Dante podciągnął do góry skraj T-shirtu i powąchał go. Mimo iż ten nie cuchnął, nie pachniał również rożami. – Przyszedłem po międzyposiłkową przekąskę. – Gówno prawda. Nadal masz koszmary, prawda? Spojrzenie, jakie posłał mu Markus, okazało się zbyt przewidujące jak na gust jego znajomego. Ten wolałby raczej zginąć, niż się z tym ujawnić. Odsunąwszy na bok całe to szaleństwo, ciemnowłosy wampir bardzo starannie ukrył swoje emocje za murem zbudowanym z arogancji i ciętych ripost. – Co skłania cię do przypuszczeń, że mam koszmary? – Dante wzruszył ramionami, wsuwając dłonie w kieszenie spodni jedynie po to, by uświadomić sobie, że dresy Rafego żadnych nie posiadają. – Nie trzeba mnie do niczego nakłaniać, ja to po prostu wiem. – Markus zatrzasnął swoją książkę, po czym podniósł się od stołu i podszedł do przyjaciela, nim nie znalazł się zaledwie cale od niego.

Dante skupił wzrok na stojącym w najdalszym kącie pomieszczenia krześle, żeby tylko nie musieć oglądać wyrazu twarzy blondyna. Już miał ponownie go okłamać, kiedy postanowił jednak tego nie robić. Markus szybko by go przejrzał. – Nie ma się czym przejmować. To tylko przebłyski. – Ciemnowłosy wampir o mały włos nie podskoczył, kiedy długi, gorący palec wsunął mu się pod podbródek, zmuszając tym samym do nawiązania kontaktu wzrokowego. Dante nie mógł uwierzyć, że znajomy go dotyka. Co więcej, nie mógł wyjść z podziwu nad tym, jakie emocje wzbudza w nim rzeczony dotyk. W tym momencie cieszył się, że jego pożyczone spodnie są luźne z przodu. Ostatnie, czego było im trzeba, to widoku jego erekcji. – Ja także cierpię na nie każdej nocy – wyznał Markus. – A przebywałem w tym piekle zaledwie rok. Mogę sobie jedynie wyobrazić, jak straszne musi to być, kiedy siedzi się tam aż dziesięć lat. Dante chciał coś odpowiedzieć, ale nakrył się na tym, że gapi się jak jeleń w światła samochodu, prosto w ciepłe, pełne troski oczy przyjaciela. Ciepło bijące od ciała blondyna sprawiło, że wampir chciał zbadać zarys jego twardych mięśni palcami oraz językiem. Bóg jeden raczył wiedzieć, że marzył o tym więcej niż raz. Podniecenie targnęło nim całym, kiedy Markus się od niego nie odsunął. Jedyne, co Dante mógł uczynić, to cieszyć się tą bliskością. – Nie mów moim braciom o koszmarach – powiedział w końcu, przerywając czar tej chwili. – Mają dość trosk i nie muszę im jeszcze dokładać swoich. Blondyn gładził twarz znajomego opuszkiem kciuka. Pieprzyć to. On chyba nie ma pojęcia, że właśnie szczuje buldoga przywiązanego popsutym łańcuchem. Nie trzeba wiele czasu, a rzucę się na niego. – Wyglądasz bardzo blado – stwierdził Markus. – Musisz się pożywić.

Spojrzenie ciemnowłosego wampira natychmiast uciekło w stronę gardła przyjaciela. Wyczuwał puls, który go przyzywał. Wbrew własnej woli, Dante wychylił się w przód i pociągnął nosem. Z jego piersi wykradł się przyduszony jęk, kiedy zapach krwi blondyna uderzył w niego niczym tona cegieł. Jego kły wydłużyły się, mimo iż penis zrobił to już wcześniej. Był tak blisko. Kusił go. Wystarczyło jedynie zbliżyć się do niego jeszcze o kilka cali i zatopić zęby w gładkiej skórze. – Czyżbyś właśnie zgłosił się na mojego dawcę? – Pytanie to wypłynęło spomiędzy warg Dantego, brzmiąc nieco niewyraźnie, ponieważ jego kły były już tak ogromne, że nawet gdyby chciał, nie mógłby zamknąć ust. Chłopak przymknął powieki, nie atakując i ciesząc się dotykiem Markusa. – Być może. Penis ciemnowłosego wampira drgnął na tę wypowiedzianą szeptem deklarację. Otworzył zatem oczy, spodziewając się natknąć na zwyczajowy drwiący błysk w oczach blondyna, a tymczasem napotykając na jego wargi, znajdujące się zaledwie cale od jego buzi. Byli obaj dokładnie tego samego wzrostu, więc świetnie do siebie pasowali. – Nie powinieneś drażnić się ze mną i składać mi propozycji, jakich nie zamierzasz spełnić. Nie masz nawet pojęcia, co możesz stracić. – Wiem dokładnie, co robię. Pomagam komuś w potrzebie. Komuś, o kogo się troszczę. – Pomagasz? – Dante przechylił głowę na bok. Wyciągnął przed siebie rękę, niby przypadkiem ocierając się nią o członek Markusa. O słodki Jezu, okazał się twardy. – Tym właśnie będzie dla ciebie podobny gest? – Ponownie potarł jego erekcję kłykciami, na co jego znajomy wstrzymał oddech. – Powoli przekraczasz pewną granicę, skąd nie będzie już odwrotu. Nie mam w zwyczaju robić nic po łebkach.

Dante wiedział, że usidlił blondyna, kiedy ten rozwarł wargi. Jego kły również okazały się wydłużone, udowadniając, że on sam znalazł się na skraju opętania przez żądzę krwi. Po wszystkich tych latach zastanawiania się, ciemnowłosy wampir dowie się wreszcie, jak smakują usta przyjaciela. Odkryje, jak to jest go dotykać; jak cudownie będzie móc wkłuć się w jego szyję i skosztować siły witalnej Markusa. Dante przymknął powieki, wychylił się w przód i… Rozległo się kilka głuchych uderzeń, a po nim krzyk kobiety. – O mój Boże! Na tyle przestraszyło to Dantego, że podskoczył, przyjmując pozycje bojową. Lekarka klanu Droneów, Dahlia, upuściła na ziemię kilka ciężkich teczek, starając się przejść przez obrotowe kuchenne drzwi. Nie zaszczyciwszy mężczyzn choćby jednym spojrzeniem, pochyliła się, żeby podnieść swoją zgubę, a wtedy drzwi uderzyły ją w pięknie ukształtowany tyłeczek, sprawiając, że pani doktor upadła na twarz. Wylądowała na ziemi w plątaninie długich kończyn oraz w towarzystwie przekleństw i rozmaitych papierzysk. Dante zaklął, kiedy Markus porzucił go i pobiegł, żeby jej pomóc. Wysoka dziewczyna stanowiła zazwyczaj uosobienie spokoju, chłodu i rezerwy, ale nie dzisiaj. Jej biała koszula wystawała z czarnych spodni, a pokaźnych rozmiarów kosmyk ciemnobrązowych włosów wydostał się z klamry umiejscowionej na wysokości karku. Po prawej stronie, na linii szczęki Dahlii widniała jakaś plama. Nie należy chyba wspominać, że jak zawsze odtrąciła pomoc Markusa. Dante nie mógł nic poradzić na to, że automatycznie zachichotał. Dziewczyna zadarła głowę, a jej oczy rozszerzyły się w szoku. Po kilku chwilach poszarzały od złości.

– Co ty, do diabła, robisz? – Syknęła, odwracając się do blondyna. – Nie waż się podchodzić bliżej. Mam wszystko pod kontrolą. Gdybyście wy dwaj mnie nie przestraszyli, nie porozrzucałabym wokoło swoich rzeczy. Markus zamarł, podnosząc do góry ręce w poddańczym geście. – Wybacz, tam, skąd pochodzę, pomoc kobietom w potrzebie należała do dobrego zwyczaju. – To, że jesteś jednym z najstarszych wampirów w klanie, nie oznacza, że musisz być taki staromodny. – Pani doktor rzuciła mu miażdżące spojrzenie. Dante stłumił uśmiech, później jednak dostrzegł minę zbitego psa na twarzy swojego przyjaciela. – Dobre maniery nie są przestarzałe, doktorku. – Blondyn popatrzył na znajomego z wyrazem spojrzenia w stylu „zamknij się”. Nie wszyscy musieli wiedzieć, że zawsze miał słabość do tej konkretnie kobiety. Dante nie obwiniał Markusa. Pomijając momenty, kiedy Dahlia przypinała go do łóżka linkami i szpikowała środkami uspokajającymi, on także uważał, że jest naprawdę seksowna. Zwłaszcza kiedy się wściekała, co działo się dość często w ich towarzystwie. Co dziwne, im bardziej złościła się z powodu ciętych ripost wampira, ten bardziej się nią interesował. Nie tak bardzo jak jasnowłosy znajomy, ale podobnie. Plik papierów wylądował u stóp Dantego. Ten podniósł je, przynosząc je jej i podając w geście sugerującym chęć zawarcia pokoju. Wampirzyca zadarła głowę, a wówczas ich spojrzenia się spotkały i napięcie seksualne wyczuwalne w pomieszczeniu znowu dało o sobie znać. Dante wciąż wyciągał teczkę przed siebie, ciekaw czy lekarka po nią sięgnie. Słyszał ciężki oddech Markusa, który przyglądał się całej tej scenie. Wreszcie dziewczyna odebrała od niego folder

drżącą ręką. Dante wręczył jej go, nie czyniąc tego jednak, zanim jego palce nie musnęły niespiesznie nasadę jej dłoni. Dahlia nabrała powietrza, gdy tylko ciemnowłosy wampir jej dotknął. Jego dotyk okazał się tym, o czym zawsze marzyła. Elektryzujący, gorący i delikatny zarazem. Lekarka zaryzykowała spojrzenie w kierunku jego przyjaciela, zastanawiając się nad tym, czy on też działałby na nią tak samo. Spiesznie przytknęła folder do swojej piersi, aby mężczyźni nie zorientowali się w tym, jak ją rozproszyli. – Wyglądasz bardzo blado, Dante. – Dahlia próbowała nadać tonowi swojego głosu puste brzmienie, całkiem jakby była specjalistką, a nie buzującą hormonami kobietą. – Potrzebujesz krwi. – Mieliśmy właśnie zamiar się o to zatroszczyć, kiedy się wtrąciłaś. Ciemnowłosy krwiopijca rzucił jej demoniczne spojrzenie, nie pozostawiając jej wątpliwości odnośnie tego, co on i jego przyjaciel jeszcze chwilę temu robili. Na policzki dziewczyny wystąpił jaskrawy rumieniec, choć odczuła ona również podniecenie na myśl o dwóch przedstawicielach płci męskiej razem. – Och? – Tym razem nie miało to nic wspólnego z fachowością. Dahlia usłyszała nawet ukrytą w głosie nutkę pożądania. – Oczywiście, jeśli zechcesz się do nas dołączyć, będzie nam bardzo miło. – Brązowe oczy Dantego stały się jeszcze ciemniejsze od żądzy. W odpowiedzi panią doktor wstrząsnął dreszcz. Ponownie zerknęła na Markusa, starając się wybadać jego reakcję na to, co się tu dzieje. Mimo iż Dante bardzo ją pociągał, to jego przyjaciel działał na nią jeszcze pod innym względem. Jasnowłosy wampir spoglądał na nią tak samo intensywnie jak ona na niego, od czego Dahlia dosłownie topniała.

– Znam doskonałe miejsce, gdzie możesz dostać świeżą krew, Dante – zasugerował Markus, nie odrywając wzroku od lekarki. – Jest taki jeden klub krwi na obrzeżach Detroit. Mimo iż Dante bardzo starał się ukryć swoją reakcję, wampirzyca mogła stwierdzić, że podobna propozycja nieco go zszokowała. Kluby Krwi to sekretne miejsca, gdzie ich pobratymcy udają się, żeby znaleźć krew oraz seks. Pełne erotyzmu, mroczne i niebezpieczne – nie przyjmują w swoje szeregi jednostek trwożliwych. Chociaż ciemnowłosy mężczyzna milczał, to jego kompan zbliżył się do tej dwójki, serwując im kolejną rewelację: – Oczywiście, jeśli Dahlia zechce tam do nas dołączyć, nie będę miał nic przeciwko. Szczęka dziewczyny opadła chwilę przed tym, nim ona sama wzięła się w garść i zamknęła usta. Spoglądając naprzemiennie na oba wampiry, zaczęła nie po raz pierwszy zresztą zastanawiać się nad tym, jak to by było być z nimi dwoma, podczas gdy oni byliby ze sobą w tym samym czasie. – Nie ma takiej możliwości, żebym mogła się dzisiaj wyrwać – wypaliła. – Mam masę papierkowej roboty oraz pacjentów do obejrzenia. Markus wsunął sobie dłonie w kieszeni, wzdychając żałośnie. – Nie sądziłem, że masz w sobie na tyle odwagi, doktorku. – To rzekłszy, opuścił kafeterię, zanim Dahlia zdołała zaserwować mu ciętą ripostę. Dante uklęknął przed nią, chwytając ją pod brodę i zmuszając tym samym, żeby spojrzała mu w oczy. – To brzmi dla mnie teraz jak wyzwanie. Muszę przyznać, że jestem nieco zaskoczony.

– Tym, że twój koleżka zasugerował udanie się do takiego miejsca? – Mimo iż oboje klęczeli na zimnych kafelkach, wampirzyca płonęła wewnętrznym ogniem. Dobry Boże, ci chłopcy mogliby rozpalić kobietę siedzącą w chłodny dzień w kościele. – Nie. – Ciemnowłosy wampir wychylił się w przód i ledwo zauważalnie musnął jej wargi. – Jestem zaskoczony, ponieważ mój przyjaciel dostanie wreszcie to, czego pragnął od dłuższego czasu. – Co takiego? – Dahlia zachwiała się przy masywnej piersi Dantego, a jej piersi błagały o jego dotyk. – Nie wiesz? – Chłopak przesunął językiem po jej gardle, sprawiając, że z trudem mogła skupić na czymkolwiek myśli. – Markus pragnie cię prawie tak długo, jak ja pragnę jego. – Nigdy nie okazywał mną najmniejszego zainteresowania. – Ostatnie słowa dziewczyna wypowiedziała sapiąc, ponieważ wampir zadarł jej koszulę i wreszcie nawiązał z nią pełen kontakt cielesny. – Widzę, jak na ciebie patrzy. Tak samo ja patrzę na niego. – Jesteś pewien? – Och, doktorku. Pożąda cię tak bardzo, że nie może nawet logicznie myśleć. – Dante ujął skórę na szyi Dahlii między przednie zęby, jednak nie naruszył naskórka. – Nie winię go za to. Sam ledwo powstrzymuję się, żeby cię nie skosztować. Nie zrobię tego Markusowi. To on jako pierwszy powinien rozsmakować się w twojej krwi. Gdy tylko to uczyni, zamierzam pieprzyć go, gdy on będzie pieprzył ciebie. Podoba ci się podobny pomysł? Serce tak mocno waliło w piersi lekarki, że ona sama nie mogła praktycznie zebrać myśli.

– Nie wiem. – Ależ spodobałoby ci się. – Dante zbliżył wargi do ucha Dahlii i wyszeptał: – Domyślasz się, skąd o tym wiem? Widzę, że odwzajemniasz nasze gorące spojrzenia. Pragniesz jego i mnie i to bardziej niż trochę. Założę się, że gdybym wsunął rękę w twoje spodnie, znalazłbym tam śliską i gotową dla nas cipkę. Do diabła, kobieto, jesteś taka napalona, że byłabyś zdolna dojść na środku kampusu tylko dlatego, że ci to opowiadam. A zatem pytam cię jeszcze raz: masz na nas ochotę czy nie? – Mam. – Z piersi wampirzycy wyrwał się jęk. Dziewczyna wpiła się palcami w ramię bruneta, żeby nie upaść w reakcji na jego słowa. To, co mówił Dante, powinno ją odstraszać, a tymczasem ją rozpalało. Jego długie palce wślizgiwały się w górę jej kręgosłupa, by wreszcie wsunąć się pod ramiączko stanika. Dahlia czekała niecierpliwie, aż wampir pozbawi ją dolnej części garderoby. Do diabła, nie mogła się doczekać, aż ściągnie wszystkie jej ubrania. – Zapomnij o papierkowej robocie i spotkaj się z nami w klubie. Jest Boże Narodzenie, nie sądzisz, że i ty zasługujesz na prezent? Pomogę ci go nawet rozpakować. Dante przerwał ich kontakt cielesny i wstał z ziemi tak gwałtownie, że dziewczyna o mały włos nie upadła na twarz po raz drugi w ciągu tego samego dnia. Doprowadziwszy się do ładu, przebiegła drżącymi dłońmi przez splątane włosy i wsłuchała się w milknące kroki wampira. Przyłożywszy rękę do podbrzusza, starała się uspokoić swoje gnające na oślep serce, gdy zaczęła wspominać pierwszy raz, gdy Dante wraz z Markusem zdołali ją zaintrygować.

***** Było to wtedy, kiedy uratowali Dantego przed mroczną wiedźmą i gangiem ghouli. Chłopak został porządnie ranny. Dahlia włożyła ogrom wysiłku w to, żeby ocalić go od śmierci. A wtedy ten idiota udał się na misję, nie stosując się w ogóle do jej zaleceń. Gdy przyniesiono go ponownie do szpitala, znowu rannego, pani doktor wcale się temu nie dziwiła. Zgiełk dało się słyszeć na całym korytarzu. Były to pełne agonii okrzyki, noszące w sobie znamię szaleństwa, a także jęki, wrzaski oraz odgłos uderzających o ścianę ciał. Głośne przekleństwo towarzyszyło przejawom cierpienia. – Nie krzywdźcie go – rozkazał męski głos. – Ten sukinsyn mnie ugryzł i nie był przy tym ani trochę delikatny. Wtedy rozległ się kolejny maniakalny wrzask. Jego surowość sprawiła, że włoski na karku Dahlii podniosły się na sztorc. Dziewczyna widziała wiele przerażających rzeczy, odkąd została lekarką, a nawet więcej od momentu, gdy przemieniono ją w wampira, ale ten okrzyk okazał się gorszy do wszystkiego, co kiedykolwiek słyszała. Było tak, jakby osoba, która wrzeszczała, przyjęła na siebie całą agonię świata, a ta teraz uwalniała się na zewnątrz. – Nie interesuje mnie, czy uszkodził twoje gardło – powiedział ponownie szorstki męski głos. – Jeśli raz jeszcze go uderzysz, stracisz zdolność chodzenia o własnych siłach, zrozumiałeś? – W tym momencie zapadła głucha cisza i Dahlia wyobraziła sobie, że drugi mężczyzna pokornie przytakuje. – Doktorku! Potrzebujemy twojej pomocy! Natychmiast! Mimo iż ostatnie, o czym marzyła dziewczyna, to udać się w kierunku wrzasków, to drzemiąca w niej troska o cudze dobro nigdy by jej na to nie

pozwoliła. Zarzuciła na siebie biały kitel i wybiegła z kliniki ku sterylnym białym korytarzom. W odległości zaledwie dziesięciu stóp od drzwi stało trzech osobników podtrzymujących rannego wampira, który zachowywał się jak opętany i od góry do dołu pokrywała go krew. Dahlia starała się rozpoznać go pod czerwoną cieczą oraz ulicznym kurzem pokrywającym jego ciało i zorientowała się, że to średni brat Torena, Dante. – Co się stało, do diabła? Przecież zabroniłam ci wychodzić – wrzasnęła na niego pani doktor. Cofnęła się o krok, kiedy on spojrzał na nią i wybuchł śmiechem. Krew pokrywała jego zęby, a oczy lśniły szaleńczo. – Musimy go związać – rozkazał pierwszy mężczyzna. Teraz Dahlia odkryła, że jest nim Markus. Nie zaskoczyło jej to jednak. Dante nigdzie nie ruszał się bez swojego przyjaciela. – Czy masz jakieś środki uspokajające? Pomagają mu… dojść do ładu. – Błagalny ton jasnowłosego chłopaka stanowił dla lekarki istny cios w twarz. Starszy wampir mógł być z siebie dumny. Związał nogi znajomego, używając kolejnego sznura, żeby sobie jakoś pomóc. To udowadniało, jaka desperacja nim targała. Uzmysławiało także otoczeniu, ile znaczył dla Markusa Dante. – Oczywiście. Mam coś na tyle mocnego, by na niego podziałało. – Dziewczyna wykonała ruch ręką. – Zabierz go ze sobą, a potem przywiążemy go do kozetki. Trzymam w zanadrzu kilka więzów, na wypadek gdyby nowonarodzeni musieli przejść transformację. Powinny wystarczyć. Dahlia jęknęła, kiedy transportowali owładniętego amokiem wampira na noszach. Dobry Boże, lekarka modliła się, żeby liny wytrzymały. Mimo iż spędziła długie godziny przy łóżku Dantego, nie zdawała sobie sprawy, że wbrew swojej szczupłej budowie ciała jest aż tak umięśniony. Żyły uwidaczniały

się na jego bicepsie, kiedy on sam walczył z trzymającym go pobratymcem, a pani doktor wyobraziła sobie, z jaką łatwością mógłby rzucić się jej do gardła. – Co się stało? – Spytała, podchodząc do szafki z medykamentami i wyciągając stamtąd najmocniejszy lek. Był to syntetyczny specyfik stworzony specjalnie dla wampirów ze względu na ich szybki metabolizm. – Co wpędziło go w taki stan? Dwóch żołnierzy Droneów skończyło wreszcie przywiązywać Dantego do kozetki. Dyszeli, cali pokryci potem. Markus odprawił ich szarpnięciem głową, ci zaś wykonali jego polecenie, a ich oblicza przyozdobiła ulga. – Został ranny, a jego ciało nie zareagowało zbyt dobrze na ból oraz utratę krwi. – Jasnowłosy krwiopijca unikał spojrzenia Dahlii, poprawiając zacisk więzów na piersiach przyjaciela. On w odpowiedzi syknął i obnażył kły. – Gówno prawda. – Pani doktor zacisnęła bawełnianą opaskę na bicepsie Dantego, wkłuwając się w jedna z jego żył i podając mu tym samym środek uspokajający. – Ostatnio był bardziej poobijany i mimo kilkakrotnego dania mi się we znaki, zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen. Na szczęście reakcja na specyfik okazała się prawie natychmiastowa i ciemnowłosy wampir zamrugał powiekami, nim te ciężko opadły. Część szaleństwa opuściła jego spojrzenie. – Dziękuję, Dahlio. – Jego głos brzmiał dość surowo, ale oprócz tego zniknęła z niego agonia. – Upewnię się, żeby wysłać ci rachunek – odpowiedziała. – Ty idioto, powinieneś mnie posłuchać i trzymać się z dala od kłopotów. – Mimo ostrego

tonu głosu, nie było już w nim dawnej złości. – Co tak złego wydarzyło się w jego przeszłości, że tak strasznie na niego wpłynęło? – Więzienie. Kiedy Markus skinął potakująco głową, Dahlia uzmysłowiła sobie, że ostatnią myśl wypowiedziała na głos. – Podczas dzisiejszego patrolu natknęliśmy się na starych więziennych klawiszy. Jeden z nich wraz ze swoimi kumplami zapędził Dantego w kozi róg i nieźle dobrał mu się do tyłka, nim zdołaliśmy go wreszcie oswobodzić. – Naprawdę było aż tak źle? – Wiedziona nagłym opiekuńczym impulsem, dziewczyna odsunęła ciemne włosy z twarzy rannego. Ten wymamrotał coś przez sen na chwilę przed tym, nim zwrócił policzek w stronę jej dotyku. – A jak ci się wydaje? – Odpowiedział sztywno Markus. – Ja byłem tam zaledwie rok, a nadal cierpię na koszmary związane z tym miejscem. Dante zniósł to o wiele gorzej ze względu na długość pobytu w mamrze oraz zdobyte tam doświadczenia. – Co oni mu takiego zrobili? – Wbrew sobie żołądek Dahlii ścisnął się, kiedy sama pomyślała o tym, że ktoś mógłby skrzywdzić zadziornego zazwyczaj wampira. – Powiedzmy, że mój przyjaciel zawsze posiadał brzydki zwyczaj pomagania poszkodowanym mimo własnej niedoli. Lekarka spojrzała na chorego, zagryzając język. – A ty jesteś inny? Widziałam, jak wspierasz cały klan. Nie przeżylibyśmy ataku ghouli bez twojej pomocy, gdybyś nie pomógł cywilom oraz dzieciom w podziemnych tunelach. A potem stanąłeś ramię w ramię z żołnierzami i odparłeś atak tych potworów.

Markus zarumienił się. – To nic takiego. – Nic takiego? – Powtórzyła za nim Dahlia. – Czy masz pojęcie, jakim bohaterem się stałeś? – Gdy chłopak wzruszył ramionami, pani doktor zachichotała. – Nie masz, prawda? Jego pozornie obojętna postawa sprawiła, że dziewczyna po raz pierwszy lepiej mu się przyjrzała i spodobało się jej to, co zobaczyła. Dante pociągał ją z racji swojej magnetycznej, mrocznej natury, natomiast Markus przypominał rycerza w lśniącej zbroi. Do diabła, lekarka poczuła się jak postać z jakiegoś romansu. Porzuciła spiesznie dziwaczne fantazje i przecięła koszulę rannego. Nie było to specjalnie łatwe ze względu na skórzane więzy, jednak jakimś cudem osiągnęła sukces. Przyjrzawszy się bliżej poszczególnym ranom, ogarnęło ją przerażenie. – Bawili się z nim, prawda? – Tak. – Markus opadł ciężko na najbliższe krzesło. – Świetnie bawili się, przywołując dawne wspomnienia. Mimo iż Dante się przed tym bronił, myślę, że zabolało go to o wiele bardziej niż fizyczne obrażenia. Dahlia wzdrygnęła się, przypominając sobie prawdziwą udrękę emanującą z jego okrzyków. O tak, potraktowali go z prawdziwą surowością, ale nie miało to nic wspólnego z ranami zadawanymi bronią. – Zabiłeś ich? – Dziewczyna zaczęła usuwać krew z ciała Dantego, a jej dłonie drżały od furii. – Strażników, którzy go dziś zaatakowali? – Tak – syknęła, a wściekłość uaktywniła jej wampirzą naturę. – Nie miałem dla nich żadnej litości.

– Świetnie. – Jako lekarka musisz bez wątpienia strasznie pożądać rozlewu krwi – zachichotał blondyn. Puścił jej oczko, opuszczając ręce wzdłuż tułowia. Dahlia odetchnęła ciężko, kiedy uderzył w nią zapach świeżej krwi. Każdy wampir posiadał unikalny aromat osocza i ten różnił się od tego, jaki cechował Dantego. – Podnieś koszulkę – rozkazała, zbliżając się do Markusa. Ten nie wykonał najmniejszego ruchu, żeby spełnić jej polecenie, a zatem szarpnęła za jego ciemny T-shirt i zadarła go do góry. Dziewczyna jęknęła w wyrazie niedowierzania. Pojedyncza rana cięta od noża przyozdabiała bok blondyna. Była głęboka i powinna zupełnie uniemożliwić mu chodzenie, a już na pewno nie zajmowanie się rannym przyjacielem. – Jak możesz w ogóle stać? Gdybyś był jeszcze człowiekiem, już wysyłałabym cię na oddział intensywnej terapii. Markus delikatnie odsunął jej badające go palce i popatrzył jej w oczy. – Ale nie jestem już człowiekiem, więc to nic takiego. Pani doktor zamarła, jako że szlachetna postawa chłopaka ujęła jej serce, ciało oraz duszę. – Proszę. – Jasnowłosy wampir przesunął opuszkiem kciuka po wnętrzu jej nadgarstka, wywołując tym samym przyjemny dreszcz. – Najpierw pomóż Dantemu. Dahlia zdołała jakoś przytaknąć i oddaliła się od Markusa, skupiając uwagę na jego przyjacielu. Po tym jak z nim skończyła, ponownie zabrała się za pielęgnowanie blondyna, oczyszczając i zszywając jego ranę. Przez cały czas towarzyszyło jej jego zamglone spojrzenie. Lekarka modliła się o to, żeby

wampir nie dostrzegł, jak bardzo drżą jej ręce i jak oddech przyspiesza jej w jego towarzystwie. Żadne z nich nie odezwało się jednak, nim go w końcu nie obandażowała. Markus odwdzięczył się jej delikatnym pocałunkiem w czoło. – Pachniesz cukrem i cytrynami – stwierdził pełnym uznania głosem. – Myślę, że to mój nowy ulubiony zapach. Wyszedł z lecznicy, zostawiając ją w stanie niewielkiego zatroskania oraz ogromnego pobudzenia. Upływające dni zmieniły się w tygodnie, a tygodnie w miesiące. Dahlia czekała, aż Markus lub Dante ponownie na nią spojrzą, co nigdy jednak nie nastąpiło. Aż do teraz. Pani doktor pozbierała z ziemi dokumenty i wstała o własnych siłach. Co zrobiliby ci dwaj, gdyby pojawiła się w klubie krwi? Natychmiast przepełniło ją uczucie złości i zranienia. Mężczyźni uważali ją zapewne za jakąś szarą myszkę, która nigdy nie miała do czynienia z takim miejscem. Czy zszokowałaby ich, gdyby faktycznie się w nim zjawiła? Czy w ogóle by się na to ośmieliła? Dahlia poczuła motyle w brzuchu, gdyż podobny pomysł bardzo się jej spodobał. Gdyby tylko uporała się z wewnętrznymi oporami, nie mogłaby już zmienić zdania. Mimo iż lekarka zaliczyła już w przeszłości kilku kochanków, wszyscy z nich okazywali w łóżku dystans. Wiedziała jednak, że Markus oraz Dante zaserwują jej jazdę bez trzymanki. Gdyby połączyć ich ze sobą, stanowiliby mieszankę wybuchową. Czy mimo to Dahlia była na to gotowa? Na wargach pani doktor pojawił się uśmiech. Istniał tylko jeden sposób na to, żeby się o tym przekonać. Udała się zatem do pokoju swojej przyjaciółki, Toni, żeby pożyczyć od niej coś bardziej odpowiedniego na imprezę. Po tej nocy lekarka przestanie się wreszcie zastanawiać, jak to by było zaliczyć Markusa lub Dantego, ponieważ będzie spała z nimi dwoma. Nie mogła zatem dopuścić do tego, żeby zwyczajowe lęki jej w tym przeszkodziły. Była przecież żołnierzem

wampirzych rebeliantów i nie należała do strachliwców. Jeszcze im to udowodni. Zadarłszy podbródek, Dalia wyprostowała się i uśmiechnęła do siebie. Ci dwaj pożałują tego, że rzucili jej wyzwanie. ***** Dahlia odczuwała ogromne podekscytowanie. Schwyciła krawędź czarnego, lakierowanego stolika i rozejrzała się wokoło. To, co słyszała na temat klubów krwi, nie umywało się do tego, co tu oglądała. Mrok. Dekadentyzm. Seks unoszący się w powietrzu. Podniecenie. Jedno miejsce nie powinno pasować w opisie do wszystkich tych słów naraz, to jednak spełniało wymagane kryteria. Tonące w półmroku, z czerwonym wystrojem wnętrza – lokal, gdzie wampiry nie musiały okazywać nieśmiałości w kontekście tego, kim naprawdę są. Miejsce, gdzie można było zaspokoić wszystkie możliwe potrzeby. Porozrzucane po całym pomieszczeniu, stały bordowe kanapy i łóżka z draperiami, które umożliwiały ich zasłonięcie i skrycie za nimi lokatorów. Wampiry, część w parach, inne w grupach, zajmowały wybrane meble, rozmawiając, całując się i, ku zdziwieniu Dahlii, pieszcząc publicznie. Ciemny korytarz wiódł w stronę rzędu czerwonych drzwi prowadzących do pokoi, które mogli wynająć ci, którzy dla swoich praktyk potrzebowali prywatności. Pani doktor zerknęła w stronę dwóch kobiet oraz mężczyzny skupionych na najbliższym łóżku i poczuła, jak rumieniec przyozdabia jej policzki. No dobra, ci tutaj bardziej niż tylko się pieścili. Facet rozciągał się nad jasnowłosą

dziewczyną. Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak zwyczajne ocieranie się o siebie, jednak wtedy Dahlia przyjrzała się im bliżej. Czarne spodnie wampira zostały opuszczone na tyle, by on sam mógł się oswobodzić i teraz wsuwał się w chętne ciało blondynki. Inna kobieta, rudowłosa, przesuwała dłońmi po jego plecach, następnie zatapiając kły w karku partnera. Mężczyzna pochwycił spojrzenie pani doktor i uśmiechnął się pod jej adresem. Ona, zszokowana, o mały włos nie spadła z barowego stołka i starała się zachowywać nonszalancko. Szło jej całkiem nieźle, zanim facet nie pokiwał ku niej palcem, zapraszając do wspólnej zabawy. Szczęka Dahlii opadła, podczas gdy ona sama próbowała wymyślić, jak się od tego wyłgać, nie pokazując zarazem, jak niedoświadczona i pieprznięta naprawdę jest. – Chyba zacznę być zazdrosny – powiedział Dante u jej prawego boku. Lekarka podskoczyła zaskoczona. Nie zauważyła jego przyjścia. – Zgadzam się – stwierdził Markus po lewej. – Ma już dwie kobiety, więc na co mu trzecia? Dahlia westchnęła z ulga, kiedy dziwaczny wampir stracił nią szybko jakiekolwiek zainteresowanie, spostrzegając jej nowych obrońców. – A tak poza tym – Dante przesunął opuszkami palców po nagim ramieniu pani doktor – ta kobieta należy do nas. Markus zaserwował jej gorące spojrzenie. – Tak, to prawda. I to pewne jak cholera, że nikt jej nam nie odbierze. Wzięta w obstrzał pożądliwych spojrzeń obu mężczyzn, Dahlia spuściła wzrok na obcisłą czerwoną sukienkę na cienkich ramiączkach z opuszczonym na plecach stanem, jaką miała na sobie. Jeszcze w kampusie Droneów wydawała się idealna, świetnie harmonizując z czarnymi szpilkami i długimi,

rozpuszczonymi włosami. Teraz jednak, patrząc na inne wampirzyce, dziewczyna wydała się sobie jedynie przeciętną, pospolitą lekarką. Markus ujął ją pod brodę, zmuszając tym samym, by na niego spojrzała. – Wyglądasz naprawdę pięknie. – Jego głos ociekał pożądaniem, a ciepłe brązowe oczy zamgliła żądza. – Jesteś tu najbardziej pociągającą kobietą – zgodził się Dante, składając pieszczotę na ramieniu Dahlii. Blondyn zamknął jej usta w namiętnym pocałunku, wysuwając przy tym język, by jak najszybciej ją rozpalić. Fale żądzy przelały się przez ciało dziewczyny, która otrzymała nareszcie sposobność skosztowania jego warg. Były mrocznie pikantne w smaku i nawet bardziej gorące. Nie zastanawiając się nad tym ani chwilę dłużej, Dahlia wysunęła własny język na jego spotkanie. Gdy Markus jęknął na znak aprobaty, lekarka zdobyła się na jeszcze więcej śmiałości i włożyła w swoją pieszczotę więcej agresywności. Gdy tylko blondyn się od niej oderwał, ktoś obrócił jej stołkiem barowym, pociągając dziewczynę za ramiona. Dante zaatakował jej usta z taką samą namiętnością jak wcześniej jego przyjaciel. Ciemnowłosy wampir również miał w sobie pikanterię i pasję, ale kryła się w nim też pewnego rodzaju dzikość. Podczas gdy Dante wciąż napierał na wargi Dahlii, Markus składał drobne pieszczoty na jej plecach, kierując się w dół ku wcięciu sukienki. Kiedy pierwszy z nich w końcu zostawił ją w spokoju, pani doktor nie mogła zaczerpnąć oddechu i zebrać myśli. Brunet musnął ją po raz ostatni ustami i skrzyżował spojrzenie ze swoim kompanem. – Markusie? – Dyszał, a jego wargi były nabrzmiałe. – Proszę? Dziewczyna przyglądała się jak zahipnotyzowana, jak blondyn odstępuje od jej ciała, by stanąć naprzeciwko swojego towarzysza. Dante ujął go pod brodę, by następnie pochylić się w jego stronę i pocałować. Cichy jęk rozniósł

się w powietrzu i Dahlia odczuła zaskoczenie, kiedy odkryła, że to ona za niego odpowiada. Widok dwóch obejmujących się mężczyzn okazał się tak podniecający, że stało się to wbrew jej woli. Chłopcy oblizywali, skubali i bawili się nawzajem swoimi ustami. Pani doktor przesunęła językiem po swoich wargach, delektując się smakiem ich obu. Skoro ich naturalny aromat działał na nią w podobny sposób, dziewczyna nie mogła wyobrazić sobie, jakim doznaniem stanie się skosztowanie ich krwi. Nie przerywając ani na chwilę ich pocałunku, Markus sięgnął po omacku w stronę Dahlii. Ta wyszła mu na spotkanie, by wkrótce ich palce splotły się ze sobą. Dzięki wyostrzonym wampirzym zmysłom zdołała usłyszeć, jak rytm bicia jego serca przyspiesza na chwilę przed nawiązaniem przez nich kontaktu cielesnego. Pragnąc znaleźć się jak najbliżej jego siły witalnej, lekarka przesunęła opuszkiem kciuka wzdłuż linii pulsu. Żyła zamruczała pod wpływem jej dotyk, kusząc ją niczym syreni śpiew i wzmagając żądzę jego krwi. Dahlia nadal budziła się po nocach, rozpamiętując zapach krwi Markusa tamtego wieczoru, w klinice. Spędziła tak wiele bezsennych nocnych maratonów, miotając się w nasiąkniętych potem okryciach, nie mogąc zaznać ukojenia inaczej niż przez skosztowanie go. Teraz natomiast stał tak blisko niej i jedyne, co musiała uczynić, to zatopić zęby w jego nadgarstku. Jej kły wydłużyły się w podekscytowaniu. – Jasna cholera, popatrz tylko na nią – rzucił Dante, obdarzając panią doktor gorącym spojrzeniem. – Zobacz, jak oczy świecą jej od żądzy, jak czerwone stały się jej wargi od naszych pocałunków i jak strasznie jest podniecona. Normalnie Dahlia oblałaby się rumieńcem, teraz natomiast poczuła się bardzo seksownie.