Reginald LANCA STER
Z cyklu „Szlak Piastów” o ludziach i wydarzeniach z pograniczy
przygody i historii opowie druga pod tytu em
W I T
tom drugi
- 1 -
Rozdzia „0”
Obraz a s owo
Kiedy spyta wykszta conego Polaka: - Co to jest kultura, to tylko nieliczni nie b tym pyta-
niem zaskoczeni i odpowiedz natychmiast i bez zastanowienia. Wi kszo zacznie mówi o rozpo-
znawaniu kulturalnego cz owieka. Po czym go rozpozna ? Ano, po grzeczno ci, umiej tno ci
adnego jedzenia, po ubiorze...Niektórzy zaczn mówi o Pa acu Kultury i Nauki w Warszawie...
Nazwa tego pa acu sygnalizuje, e ten, kto tak ów budynek nazwa – nie zalicza nauki do kul-
tury i dlatego mówimy o obiekcie kultury I... nauki. Nie wiemy czy chodzi o kultur i nauk Pola-
ków, czy te nazwa naszego pa acu mie ci w sobie kultur i nauk ludzko ci na ca ym wiecie. Nie
wiemy czy chodzi tylko o czasy najnowsze, czy te o wszystkie znane wytwory w tych dwóch
dziedzinach od chwili startu a do dzisiaj. W zasadzie wszystko jest w tej nazwie najwy szej
budowli w stolicy Polski umowne, lecz my tej umowy nie znamy. A jak kto , kogo niedawno
marsza ek Sejmu Polski nazwa wykszta ciuchem, zacznie ba aka o polskiej stolicy i o polskim
sejmie, to pozostaje tylko zastanawianie si – czy to powiedzia nas any, przez wrogów polsko ci,
atny agent, czy te ten wykszta ciuch nale y do tak zwanych po ytecznych durniów, umiej cych
jedynie powtarza bezmy lnie to, co jest stosowane przez bia , szar lub czarn propagand . Taki
powtarzacz jest zaledwie no nikiem propagandy, lecz jest nadal cz owiekiem kulturalnym, cho by
nie mia poj cia o grzeczno ci, manierach przy stole czy o stosownym ubiorze. Tak jest – i jako
dowód mo na przytoczy poprawno twierdze o ró nicach mi dzy kultur tak zwanych ludów
prymitywnych, dawniej nazywanych dzikimi, a kultur staro ytnych Greków, kultur Rosjan, albo
Aborygenów, czy te Polaków. S ró nice mi dzy ró nymi kulturami, lecz nie da si bezstronnie
orzec jaka kultura jest lepsza od innych – Wandale na przyk ad (tak si zwa o plemi Germanów),
zdobywszy kawa Pó nocnej Afryki, stwierdzili, e tam nie ma lasów i brakuje opa u do ognisk, nad
którymi oni piekli mi so. Tedy wyci li na opa winnice... Czy to oznacza, e kultura Germanów jest
usznie nazywana przez epigonów nazizmu kultur wy sz od kultury Arabów?
Wspó cze nie wykszta ciuchy powtarzaj uporczywie, e teraz panuje kultura obrazów. Ten, co
te no niki propagandy uruchomi , mia – zapewne - na my li popularno telewizji. Za no niki
ju nie kumaj , i na obrazach oparte jest równie kino, które bardzo podupad o w porównaniu ze
stanem filmu i kina sprzed czterdziestu lat. A inne no niki powtarzaj , nie wiadomo za kim, e
zanika czytelnictwo ksi ek, a dla zahamowania tego zaniku nale y ok adki ksi ek, koniecznie,
wype nia obrazem. Mo liwe, e na niektórych dzia a przyci gaj co barwny malunek na ok adce
ksi ki, s tacy, którzy bohomazy Picassa uznaj za arcydzie a, chwalone s malunki jeleni na
rykowisku i uwielbiane s , jednocze nie, p ótna z wylanym na nie miszmaszem olejnych farb z ró -
nych puszek. Który z chwal cych woli Wandalów, a który ydów? Hinduizm, czy szintoizm? A
mo e buddyzm? Wybór jest swobodny, a niezale no s du, oparta na wiedzy g bszej od do ka na
polu golfowym, jest bliska numerowi niniejszego rozdzia u.
Zatem kultura obrazu czy – mo e – kultura s owa? Obraz – no nik owa widzisz teraz na mo-
nitorze albo na kartce papieru. Obraz nieruchomy ma mniejsze szanse zaj troch Twojego czasu
ni li obraz ruchomy. Atoli obraz ruchomy cz sto zajmuje czas bez po ytku – mign , przelecia i
nie zauwa ysz wszystkiego – widzisz tak, jak zwierz ta – ruch! Je li chcia by zauwa szczegó y
– ustawienie bloku przy siatce, po enie przegubu przy ci ciu, dobre lub z e ustawienie obro ców
w akcji podbramkowej, to musisz stosowa zatrzymanie fragmentu ruchomej serii obrazów z ka-
mery, na przyk ad stopklatk .
Jak si troch zastanowisz, to dojdziesz do wniosku, e wy szo cz owieka nad zwierz tami
polega na naszej umiej tno ci przetwarzania obrazu na s owa i za ich pomoc przekazywanie
my li, ostrze , pochwa i nagan oraz – niestety – nakazów i zakazów. No, oczywi cie, i wielu,
wielu ró no ci. Nawet niewidomy cz owiek jest w kwestii przekazywania lepiej zorganizowany od
najm drszego zwierz cia. Nawet g uchoniemy, który przekazu g osowego nie u ywa, mo e
pozna
- 2 -
owa, czyta je, rozumie , przekazywa miganiem. To prawda, e s owa s przetwarzane w
wyobra ni cz owieka na obrazy, lecz sam obraz cz sto nie mówi innym tego, co twórca obrazu
chcia ogl daj cym przekaza . Znamy przecie opowiastk o cz owieku, który ka dy rysunek
odbiera jako obraz nagiej kobiety... I jeszcze diagnoz psychiatry, e jest erotomanem skwitowa
owami: - Jaa? A kto mi bez przerwy wsz dzie te go e baby rysuje?
Có mo na przekaza nawet najlepszym nieruchomym obrazem? Mo na zapozna odbiorc -wi-
dza z chwilowym stanem rzeczy – widz nie wie ani co by o przedtem, ani co stanie si potem.
Mowa o cz owieku, bo zwierz ,nie czuj c zapachu, w ogóle takiego obrazu nie zauwa y. Za w ob-
razie ruchomym zwierz na pewno zauwa y ruch. Ten ruch, nie poparty zapachem bardzo szybko
przestaje zwierzaka ciekawi . Twórcy prawd korzystnych twierdz , e koty maj do s aby w ch,
wi c pos uguj si przede wszystkim wzrokiem. Doskona ym wzrokiem. To samo ptaki.
Z ptakami trudno jest robi do wiadczenia. Jednak z kotami – mo na. Je eli po ysz kawa
mi sa w trawie i niedaleko niego pojawi si kot który przyszed „z wiatrem”, to mi so pozostanie
nietkni te – kot go nie spostrze e. Kot, przychodz cy pod wiatr natychmiast do tego mi sa
podbiegnie. Dla upewnienia si mo esz rzuci kotu kawal tka szynki – tak jakby rozsiewa traw .
Ty te kawa ki widzisz, chocia s nieruchome. Kot rzuci si tu po siewie na jeden kawa ek, a po-
zosta ych nie widzi. On nawet oczy zamyka i dopiero chem znajduje po kolei ka dy kawa ek.
Masz podany jeden przyk ad, którego nie chc zauwa g osiciele prawd korzystnych. Ta ich
prawda korzystna, to teoria materializmu dialektycznego, co mo na równie nazywa marksizmem.
Wedle tej teorii cz owiek wyewoluowa ze wiata zwierz cego, a w procesie tej ewolucji zap aci za
korzy ci rozwoju stratami w dziedzinie zmys ów – ma s absze zmys y ni zwierz ta. Naprawd ma
absze? Bo je eli ma lepsze i jeszcze lepiej my li, to mo e si zrodzi w tpliwo czy na pewno
pochodzi od zwierz t... Ja by em przez wiele lat instruktorem pilota u w szkole d bli skiej i mog
potwierdzi , e cz owiek szuka wzrokiem kszta tów, barw, rozmiarów. Ruch te zwraca ludzk
uwag ,lecz - nie potwierdzony powy szymi cechami - tylko przeszkadza w poznawaniu rzeczywis-
to ci. Cz owiek woli obraz nieruchomy, lecz ten stacjonarny obraz nie mówi mu nic o przesz ci
ani o przysz ci. A cz owiek – w odró nieniu od zwierz t – nie jest szcz liwy,kiedy nie mo e wy-
kroczy poza : poje , popi , pospa ,popali i po... Cz owiek po prostu planuje!A dobre planowanie
wymaga wiedzy o przesz ci, by z niej korzysta – unika starych b dów, wykorzystywa ród a
sukcesów tych, co robili w przesz ci wynalazki i mieli szcz cie, bo co zrobili tak, a nie inaczej.
Ekolodzy, najnowszy uchy ek teorii marksistowskiej, twierdz e wnet zabraknie wody, bo
coraz wi cej jej zu ywamy i dlatego trzeba dba o lasy i ro liny poza lasami, gdy one zatrzymuj
wod w glebie. Pomi my trosk o ro liny, która nie jest szkodliwa i pewno potrzebna. Ale jak jest
ze zu yciem wody przez przemys i ludzi? Ano, trzeba sobie przypomnie lekcj w podstawówce o
obiegu wody w przyrodzie. Wynika z niej, e nie ma zu ycia wody. Nas jest po prostu du o na
wiecie – ka dy musi pi (lub je ) wod . Ona potem, w postaci potu, ez, moczu, cieczy w innych
wydzielinach lub – na ko cu naszego ziemskiego bytowania, z trupa – wyparuje, zamieni si w
ros , mg lub chmury i powróci na ziemi . My wody ywamy, my jej nie zu ywamy. A
lodowce i pokrywa lodowa na zimnych morzach - ca y lód na Ziemi jest z wody odkiej. Jak to
si zacznie rozpuszcza – wody s odkiej przyb dzie. Dlaczego ekolodzy s przeciwni ocieplaniu
klimatu? Jak mia bym ci przekaza powy sze s dy, u ywaj c jeno obrazu? Nawet w komiksach
musz by u y-wane s owa...
Kto si uczy , aby wiedzie , ten wie, e S ce nie podgrzewa gazów prze roczystych. Dopiero
chmury przez cz owieka widziane poch aniaj ciep o promieni s onecznych i staj si cieplejsze.
Nagrzewanie atmosfery prze roczystej (jak powietrze) odbywa si w ten sposób, e S ce
nagrze-wa ziemsk skorup , z niej ciep o jest wypromieniowywane i nagrzewa powietrze. Kiedy s
chmury, to skorupa ziemska nagrzewa si s abiej – gdyby wybucha y elektrownie atomowe (i
bomby), to nad nami powsta yby chmury bardzo grube, nie przepuszczaj ce promieni s onecznych i
mieliby -my zamarzni cie Ziemi i nas. A ekolodzy uznaj energi atomow za czyst ... O co oni
dbaj ? O ludzi czy o wody, ro liny i zwierz ta bez ludzi? Mo e chc da szanse pierwotnym
yj tkom, z któ-rych (po katastrofie atomowej) powstan pierwotne mikroorganizmy, b dzie
ewolucja i po milio-nach tysi cleci wyewoluuje z tego nowy zwierz naczelny? Mo e gdzie dla
tego nowego ekolodzy
- 3 -
ukryli przekaz o naszej szkodliwo ci dla Natury?
Marksi ci dzielili i dziel ludzi nie wed ug rodzin i narodów – dla nich nie istnieje naród jako
wspólnota j zykowa i kulturowa, dla nich naród jest zespo em obywateli, w naszym przypadku
polskich obywateli, cho by umieli tylko po angielsku, niemiecku czy arabsku. Mog oni
jednocze nie nale – wed ug marksistów – do innego narodu, je li maj obywatelstwo innego
pa stwa. Marksi ci napisali w naszej tera niejszej konstytucji, e naród polski, to jest to samo,co
polscy obywatele. Mo esz to sprawdzi – jest na samym pocz tku konstytucji. eby chocia pisali
o obywatelach Polski...Polska jest dla nich tak samo niewa na, jak naród polski – wol u ywa
polsko ci w formie przymiotnikowej. Dlaczego? Czy ktokolwiek potrafi odpowiedzie na to
pytanie obrazami?
Dziwnym trafem podobnie uwa aj tak zwani Europejczycy. Jeszcze dziwniejszym trafem ci
zwolennicy powstania jednego pa stwa o nazwie Europa nale eli przedtem do partii komunis-
tycznej, a teraz nale do... Mo esz sprawdzi , e w PZPR by y dwie, bardzo sobie wrogie, frakcje
– nazywa y siebie wzajemnie chamami i ydami. Obie frakcje, jak to marksi ci, dzieli y ludzi
wed ug tak zwanych klas spo ecznych. Dla nich wa niejsze by o przynale enie do klasy robot-
niczej, a jeszcze lepiej do partii komunistycznej ni do czegokolwiek innego.Dziwnym trafem do-
radcami Solidarno ci byli excz onkowie frakcji ydów. Dziwnym trafem oni nale eli do Unii
Wolno ci albo Unii Demokratycznej. Dziwnym trafem Unia Wolno ci jest teraz w sojuszu z SLD.
Jednak e nie ca a – cz cz onków Unii Wolno ci utworzy a Platform Obywatelsk . Dziwnym
trafem SLD, UW i PO s partiami popieraj cymi europejsko , chocia przed wyborami nie pomi-
jaj s ów Polska i Polacy, a unikaj s ów Rzeczpospolita polska, polscy obywatele itp. A po
wyborach cz onek PO, znany j zykoznawca znowu, jest zwolennikiem istnienia polskiej Caritas,bo
– jak mówi – s owo caritas znaczy po acinie mi , a po polsku mi jest rodzaju skiego. Nie
wie, e po acinie caritas znaczy niedostatek, a niedostatek jest rodzaju m skiego? Nie wie, e
istnieje Kler Polski, a nie polski kler? Polski, jako naszej Ojczyzny. Zwykle nie u ywam w tym
owie wielkiej litery pocz tkowej, bo to tylko mój kraj i nie ja go stwarza em. Lecz teraz Polska
jest zagro ona likwidacj , a ja nie chc , by moje dzieci nie mia y w asnego pa stwa narodowego.
Dosz o do tego, e marksi ci nazywaj socjalizm pogl dem prawicowym! Kto uczy si historii,
aby wiedzie , a nie dla stopnia, ten mo e pami ta , i partia Hitlera – NSDAP, to po polsku Naro-
dowo Socjalistyczna Partia Pracy (pracuj cych, czyli robotników). Czy nie nazywaj czasem tej
partii skrajn prawic ?... To prawda, e ta partia wywy sza a w asny naród ponad inne narody. Po-
dobnie jak marksi ci uwa ali demokracj socjalistyczn za obowi zuj tylko w odniesieniu do
lewicowców – internacjonalistów proletariackich – inne klasy mia y by likwidowane. Zadam Ci
pytanie jakby nie na temat: - Czy mi b szacunek dla w asnych rodziców i dla osoby najdro -
szej zmusza Ci do pogardzania innymi lud mi? Godzisz to jako , e inni nie s kochani ani naj-
dro si i jednak ich cenisz, i umiesz to po czy z tym , e najbli szych kochasz najbardziej? Naro-
dowi socjali ci oraz internacjonali ci proletariaccy uwa aj , e takie wspó istnienie uczu nie jest
mo liwe! Wed ug nich trzeba tych spoza naszych uznawa za wrogów i ich niszczy .
Oni coraz mocniej dobieraj si do nas, Polaków. Chc nam zabra dum z osi gni naszych
przodków, z utworzenia i z istnienia Polski. Ich historycy twierdz , e Polsk utworzyli Germanie i
szerz to twierdzenie jako pewnik. Je li serce pika Ci inaczej, kiedy Polak wygrywa jakie zawody
sportowe, to przyjmij raczej mój punkt widzenia na t spraw . Ja nie wiem jak powsta a Polska i
wiem, ze nikt tego wiedzie nie mo e. W ksi kach z cyklu „Szlak Piastów” wyra am przypusz-
czenie co do tego – kto Polsk utworzy i jak to zrobi ,jak Polsk kszta towa i co z tego wychodzi o
A Ty wybierz pogl d dla siebie najodpowiedniejszy lub zacznij dochodzi prawdy w dokumentach
z przesz ci. To nader trudne i dlatego s uszne jest powiedzenie, e kto ma o wie – ten musi we
wiele uwierzy na s owo. Jest to o tyle wygodne, e mo na wybra wiar w to, co najbardziej
pasuje do naszych uczu i odczu .
Zacz o si od obrazu i s owa, tedy i na koniec par s ów o tym. Jestem niedowidz cy, a projekt
ok adki wiele kosztuje. Dlatego proponuj : - Wyobra sobie ok adk „ witu” na podstawie mojego
opisu s owami. Na bia ym tle jest na górze ok adki imi i nazwisko autora napisane czerwonymi
literami. Pod tym napisem – wi kszy i grubszymi literami napisany tytu . Te na czerwono. Pod ty-
- 4 -
tu em jest namalowana scena atakowania aglówki przez wikingów z ich okr tu. Ten malunek jest
podkre lony niebiesk lini . Pod t lini jest narysowane dziesi strza do uku – siedem jasnych z
ko cianymi, trójk tnymi grotami, a trzy czarne z grotami ob ymi z elaza. Strza y s w p czku,
który jest przewi zany bia oczerwon wst i ta wst ka jest uwi zana przy niebieskiej linii.
Masz obraz i troch s owa, a pe ne wyja nienie obrazka znajdziesz w tre ci ksi ki.
Rozdzia powy szy zosta dopisany i u yty w formie wst pu do wydania komputerowego
w roku 2008.
Stanis aw Pierzynowski.
- 5 -
Rozdzia I
Dobre pocz tkiem z ego?
Strumie czasu p yn z oboj tn jednostajno ci . Op ywa jednakowo i z równ pr dko ci za-
równo wydarzenia nadzwyczajne, jak i powszednie, dobre i z e. Przy z ych mog o si wydawa , e
czas wlecze si jak pomrów, a wydarzenia dobre jakby przy piesza y bieg czasu, lecz to by y jeno
ludzkie z udzenia. Ludzie wiedzieli, e im si tylko zdaje, i dobro przy piesza nurt czasu, a z o ten
nurt spowalnia, jednak kiedy mieli orzec – który czas jest wa niejszy, ten od mierzenia dobra, czy
ten drugi, to zrobi tego nie umieli.
Przez wszystkie dni, miesi ce i lata po wydarzeniach na Pomorzu i gdzie indziej ludzie si mi-
owali lub nienawidzili, rodzi y si dzieci i by y zgony, dobra pogoda powodowa a dostatek
ywno ci. Mrozy w bez nie ne zimy,wichury i powodzie le wp ywa y na urodzaje i powodowa y
przymieranie g odem przez wi cej ludzi ni w latach zwyczajnych. Jednak e nie by to skutek
zmiany pr dko ci up ywu czasu. Czas sobie zwyczajnie up ywa i nic go nie obchodzi y ludzkie
losy.
Jako wieczny, czas nie móg by liczony od pocz tku. Ludzie liczyli go na w asny u ytek – ile
lat kto prze , jak d ugo trwa a susza albo wojna, ile lat trzeba, by osi gn wiek sposobny do e-
niaczki, do udzia u w wojnie albo do samodzielnego rz dzenia swoim maj tkiem. Ludzie – nies-
usznie – nazywali czas bezsilnym albo bardzo wa nym. A on by tylko beznami tny.
* * * * *
Przed dwudziestu laty Mszczuj Wierzcho , znaczy - z Wierzchoniów wpodle Bardowieku na
Za abiu, wyró ni si by wzorowym pe nieniem s by w dru ynie. Mszczuj zawdy by wzorowy,
jako i wielu innych, atoli mia to szcz cie, e akurat ta jego wzorowo przypad a na czas odwie-
dzin miejsca s by Mszczuja przez samego wodza, Lecha. W nagrod za wzorowo Lech nada
Mszczujowi wier setki anów puszczy w Ziemi L dziców – na nowej ziemi, bo stara ziemia
zosta a wydana na pastw Niemców po opuszczeniu jej przez Polan. W starych Wierzchoniach
Mszczuj mia swoj umi owan Lub ,jeszcze zanim Polanie rozpocz li w drówk na zachód, a on
sam rozpocz swoj s w dru ynie.
Luba i Mszczuj chodzili ze sob wokó Wierzchoniów, trzymali si za r ce i marzyli o po cze-
niu przez ich lub Suliców z Wierzchoniami. miali si przy tym z trudno ci j zykowych, bo
ojciec Mszczuja zwa si Wierzcho , osada zwa a si Wierzchonie – niby ró nica by a – atoli spró-
buj rozebra znaczenie s owa Wierzchonie, kiedy nie wiesz czy czasem nie chodzi o paru m ów
z tego rodu, a nie o nazw miejscowo ci... By y nieporozumienia w rozmowach – no, nie mi dzy
nimi -oni si rozumieli bez s ów, gdy r ka w r ce si skry a, oczy w oczach si zag bi y, s ysza o
si jeno radosne bicie w asnego serca, a fala szcz cia zalewa a dusze, sprawiaj c jednocze nie
przyjemno cia om, oni si rozumieli, lecz inni mylili si w rozumieniu drugich ludzi, kiedy si o
Wierzchoniach mówi o. Na przysz nale o temu zapobiec, o ile zdarzy si taka mo liwo .
Tak sobie postanowili, kiedy Mszczuj zosta zg oszony przez ojca do dru yny ochronnej przy wiel-
kiej w drówce na wschód - za ab , bo z Niemcami ju nie da o si wytrzyma – marchia tu jest,
powiadali, odwieczne ziemie niemieckie, o wiadczali, kupiectwo si sko czy o, powiadamiali,
teraz b dzie si Polanom karki nagina do pos uchu nowemu bogu i nowym panom, Niemcom. A
jak nie po dobrawoli, to wojna ino patrze wybuchnie, bo Niemce nie zdzier tego nies usznego
uporu Polan!
Kap ani Polan i innych plemion radzili opuszczenie siedzib za ab i przeniesienie si na
wschód. Podczas tego przenoszenia Mszczuj ochrania w drowców w dru ynie pod wodz Lecha, a
na nowych ziemiach, nadal w dru ynie, uczestniczy w próbie podboju ksi stwa Sprewian. Za
Luba zosta a osadzona ze wszystkimi Sulicami na podbitym przez wierczka Niskim sku. Tam
by o wesele Luby i Mszczuja. Wszyscy wiedzieli, e ma by , wszystko by o umówione, Mszczuj
zaprosi jeno dwóch towarzyszy z dru yny - apczywca i Tetrycza, bo reszta jego rodu
rozproszy a si rodzinami po Wielkopolsce, Ziemi Lubuskiej i ko o Krakowa. apczywiec i
Tetrycz uchodzili w obozie wojennym pod Lubuszem za serdecznych druhów Mszczuja. Zwali
si naprawd Witka i Stru yna, a apczywiec i Tetrycz, to by y przezwiska ich ojców w starym
miejscu. Tak bywa, e
- 6 -
dzieci dziedzicz przezwiska ojców i prawie nikt nie u ywa ich imion.
Kiedy Mszczuj przyby do miejscowo ci, w której Luba z rodzin i reszt rodu siedzia a –
jego umi owana p awi a si w szcz ciu. Ko o niej, równie szcz liwy, kr ci si w drowny lutnista
z Czech. Bard, skald, minstrel, trubadur... Ci w drowni pie niarze, muzykanci wyst powali pó niej
w Europie, zapowiadaj c w drowny teatr – ten grajek niczego nie zapowiada – on tylko korzysta z
zauroczenia jakiej niewiastki, czy niewiasty, artyst , który raczy zni si do ust, piersi i bioder
zwyczjnej miertelniczki, przedtem nikt jej tylu pochwa nie suli , co teraz ów artysta. A poza tym –
on gra i piewa ! Powiada na uszko, e tylko dla niej...
Mszczuj widzia Lub w obj ciach grajka. Podawa a mu usta do poca unku, zarzuca a r ce na
kark... Tylko g upiec uwierzy by w niewinno takich wicze w parze... Jednak Mszczuj jeszcze
si udzi i spyta Lub czy grajek nie jest czasem jej krewnym, a ona odrzek a, e nie.
- O eni si z tob – powiedzia wtedy Mszczuj, bo wszyscy wiedz , e ma by nasze wesele,
ale nie zapomn , si zapomnia a z takim byle kim. Niemniej, po lubie b si stara tak
post powa jakby tej twojej zdrady nie by o.
lub odwlekano, bo nie pojawiali si Witka i Stru yna. Jednak zbyt d ugo odwleka nie by o
mo na, bo rós brzuch Luby. Tedy Sulicowie i ojciec Mszczuja, zast puj cy na lubie i weselu
samego ksi cia Lecha, postanowili d ej niczego nie odk ada . lub by , wesele by o, po grajku
ju nawet cie ostyg , Mszczuj zosta przez ojca, znaczy – przez ksi cia Lecha, bogato wyposa ony
i ru szy na wschód, gdzie w Ziemi L dziców -czeka a na puszcza do wyr bania, mia y dotrze –
po postawieniu budynków – zwierz ta od ksi cia,narz dzia od ksi cia, ziarno na siewy od... No,
wszystko by o obiecane, w cznie z worem miedziaków i trzosem srebrników na sp acenie
po yczek – wiadomo, e kto musi puszcz karczowa , budynki stawia , a potem ziemi
uprawia , plony zbiera , hodowa , piel gnowa i co tam jeszcze.
Ojciec, znaczy – ksi Lech, no, si a spoza si Mszczuja, chcia a przydzieli do pracy na suro-
wym korzeniu, czyli w osadzie zak adanej od samiutkiego pocz tku, dziesi ciu zaków jako ch o-
pów, jednak Mszczuj wierzgn przeciwko zewn trzno ci i sam rozmawia z ch opami, namawia
ich, aby zgodzili si korzysta z jego opieki i pomocy jako wolni go cie, co obyczaj przewidywa ,
za ksi i zjazd przedstawicieli mo nych uchwalili jako jedno z pierwszych praw polskich. T
uchwa pomieszczono na pocz tku wierzbowego pisania pod tytu em „Zbiór prawa polskiego”.
Namawianie powiod o si i krótko po weselu Mszczuj z innymi rozpocz podró w stron jakie-
go Na czowa w Ziemi L dziców, ko o którego owe przysz e any od ksi cia le y. Jeno puszcz
wyci i ju mo na karpy wyrywa , do y po drzewach zasypywa , rad a i p ugi sposobi , ziarno
przepatrywa czy zdatne. A wiosn – siew i ju tylko czekanie na plon. Potem jeno plony dzieli –
prawie wszystko na sp at po yczek dla w odarza, a ca reszt na prze ycie do nowych siewów i
plonów. Przedtem tym cierpliwym czekaniem na pogod , na brak robactwa, na brak powodzi i na
wszystko inne zajmowa si ojciec. A teraz Mszczujowi przysz o zasmakowa przyjemno ci zapew-
nienia bytu onie, dziesi tce wolnych go ci i samemu sobie. Od razu si przekona , e ta
niepewno co do urodzaju jest tak rozkoszna, e a spa trudno, cho przecie nie od ciebie susza
ani powód , nieg albo jego brak i wszystko inne – naprawd nie od ciebie zale .
Ta troska w podró y, cho do celu jeszcze daleko by o, zmusza a do znalezienia dla siebie od-
pr enia. D ugotrwa e jazdy konne do przodu i powrót z oddali – nie pomaga y, bo pozwala y na
my lenie. Szuka ucieczki od trosk w pija stwo?... Wtedy inaczej zobaczy Lub . Ju nie oczy i
osy w warkoczach, ju nie szczup a kibi , w skie p ciny i zgrabne ydki – teraz widzia dojrza e
biodra, du e, j drne piersi, czerwone, nabrzmia e jak dojrza e wi nie wargi i spojenie ud...
Po raz pierwszy w yciu za rozkoszy z niewiast . To dawa o prawdziwe odpr enie, tedy
niechby droga do celu by a jak najd sza i sk ada a si z samych postojów nocnych... Matka
usznie poucza a, ze niewiasty pr dzej od m ów dojrzewaj i cni im si za samcem,bo chc za
macierzy stwa. No, dobrze, ale ten jej brzuch... Trudno, widzia o si , przebaczy o – cierp cia o,
kiedy ci si chcia o... Kto jest ojcem tego malca w jej brzuchu?... Czy da si toto pomi owa ?...Jak
smakowa aby Luba, gdyby on by jej pierwszym m czyzn ? Bo teraz jako tak by o na pocz tku
ka dego zbli enia nieswojo... Musia t nieswojo próbowa zepchn gdzie w g b duszy, bo o
wyrzuceniu ani marzy ... To spychanie za ka dym razem d ugo trwa o, a Lubie jakby si to
nie podoba o... Chcia a, eby d uuuugo...
- 7 –
* * * * *
- Ta wie b dzie si zwa Wierzchoniów - powiedzia Mszczuj, a stoj cy przed nim wolni go -
cie zgodliwie i ze zrozumieniem pokiwali g owami. Jeno, stoj ca za Mszczujem, Luba mrukn a
pod nosem o Sulinowie, lecz kiedy Mszczuj odwróci ku niej twarz, zobaczy przymru one oczy i
co ,co mo na by o nazwa pojednawczym u miechem. - Ka dy z nas - mówi dalej Mszczuj – przy-
st pi teraz do wykopania dla siebie, a ja i dla mojej ony, ziemianki. Do zimy nie zd ym
przgotowa budulca i zbudowa jedenastu chat, tedy tylko wyr b zaczniem, co zim nadal b dzie
prowadzone.
Wolni go cie, niby z powodu braku roboty, pojawiali si po kolei przy ziemiance dla Luby i
Mszczuja. Z w asnymi opatami i du ymi ch ciami do pomocy. Pytali o to – co maj robi i robili
to sumiennie, a cz sto gorliwie, bo w czasie pomagania Mszczujowi ich ziemianki same wykopa
si nie chcia y, a potem dachem pokry kto musia i ziemiank w ciciela Wierzchoniowa i
ziemianki wolnych go ci, tedy gorliwo stwarza a mo liwo pr dszego wykonania jednego, aby i
drugie mo na by o zrobi .
Którego dnia pojawi si w odarz z pobliskiej Bochotnicy. Pochwali post py prac, powiedzia ,
e ma ju u siebie narz dzia dla Mszczuja i jego ludzi oraz dostatek ziarna na siewy. Kiedy tylko
Mszczuj za da, to wszystko zostanie dostawione.
- Masz, m ody cz owieku, bardzo silne wsparcie u samego Piasta – powiedzia na odjezdnym.
We , po takim powiedzeniu, i nie pomy l o wp ywie w ciwych znajomo ci na dol cz owieka...
Z Na czowa przyjecha bardzo mo ny s siad – sam Na cz naczelny – najwa niejszy z ca ego
rodu ma opolskiego. Przyby w dwóch sprawach – najpierw pozna i powita nowego s siada, a
jak ju pozna i powita , rozpocz po egnanie i yczenia dobrej przysz ci.
- Z Toporami w Ma opolsce wygra trudno – powiedzia – wi cem umy li sadzonki mojego
rodu ukorzeni w tej waszej Wielkopolsce. Na czów b dzie pilnowany i rz dzony przez dwóch
waszych ludzi. To woje po s bie w dru ynie Lecha. Mo e ich znasz, bo – pono – te w tej dru-
ynie pe ni s . Oni powiadali o sobie, e znacz ce miejsce zajmuj w uk adzie wa nych osób
po ród wszystkich Polan. Ciebie te znaj ... Powiadaj , i niezas enie obdarowany przez
Lecha, bo niczego szczególnego nie zdzia .
Mszczuj, mocno zmieszany otwarto ci Na cza, przyzna w g os, budz c zdumienie swoich
wolnych go ci i Luby, e i on uwa a nagrod od Lecha za szcz liwy u miech losu, wszak e nieza-
ony.
- A tak ja im mniej wierz po tym, co teraz powiedzia – rzek Na cz. - Szkoda, em ciebie o
nadzór nad Na czowem nie poprosi ... Gdyby co ... No, wiesz... Gdyby widzia , e ci twoi zna-
jomkowie nie bardzo, to pisz do mnie i pos ca z listem lij do osady Na cza w pobok
Szamocina w Wielkiej Polsce.
Kiedy Na cz odjecha , Luba wyrazi a zaniepokojenie mo liwo ci odebrania Mszczujowi tej
posiad ci, która ma si zwa Wierzchoniowem. Od razu znalaz a rodek zapobiegawczy...
- Gdyby to na moich braci albo na mojego tat przepisa i by my nazw zmienili na Sulinowo,
to mniej by dworaków Piasta w oczy k o – powiedzia a, a Mszczujowi nast pna noc z Lub jako
nie bardzo smakowa a... Ona i on z pewno ci nie byli jedno – nie do nich odnios o si wskazanie
kap anów, e po lubie ona i on maj odej od rodzicieli i jedno stanowi cia o i jednym by du-
chem...
Mszczuj tylko westchn , kiedy jeden z jego wolnych go ci napomkn , e oni, znaczy wszyscy
inni, bo – on sam – on ma, a pozostali maj narzeczone... Znaczy – dwóch z nich. I chodzi o to,
by pan Wierzcho da zgod na przechadzki do Na czowa, bo tam niewiastek jak mrówek, a bez
niewiasty,to sam pan Mszczuj wie jako to jest. On sam, znaczy ten mówi cy, czyli Jakub Parnica
te wie, ale on do Na czowa nie chce chodzi , tylko o innych dba, bo go o to poprosili.
- Zgod daj – powiedzia Mszczuj – i ycz powodzenia. Jeno luby rad bym odwlec do przy-
sz ej jesieni, jako e chaty dopiero wtedy stan .
Na razie gotowe by y wszystkie ziemianki. A kiedy z tego s owa pozb dziesz si jednego znaku,
to ono zabrzmi zimowo - zimianki. W sam raz dla przetrzymania zimy, jest gdzie si ugrza ,
- 8 -
przespa i straw uwarzy bez towarzystwa mrozu i zawiei. A takie schronienie bardzo si
przyda, kiedy przez wi ksz cz dnia r bie si drzewa toporami lubo pi uje we dwóch, na
kl czkach, w niegu zlodzonym, albo w b ocku – kiedy odwil nastanie. Przez lato, jesie i zim
musi by przygotowany budulec na jedena cie chat. Byle do przysz ej wiosny – potem ju b dzie z
górki.
Tej nocy w przysz ym Wierzchoniowie spa o si pod dachem.A ziemianki Parnicy i Mszczuja
by y troch od innych wi ksze i staranniej wyko czone – nawet drzwi mia y w cianie szczytowej,
co prawda jeno z dech pozbijane, ale zawsze. Tej nocy do drzwi ziemianki Mszczuja kto zapuka ,
troch za mocno jak na grzeczne odwiedziny. Mszczuj wyszed na zewn trz, popatrzy na wielkie,
miedziane kolisko miesi ca, gwiazdy wieci y niby sztuczne ognie, a ten widok nagle znik -zas oni
go Mszczujowi kr g ciemnych postaci – wokó niego ustawi o si pi ciu w ciemnych opo czach, w
ciemnych opaskach na twarzach, si gaj cych pod oczy. Te pi par oczu pob yskiwa o mi dzy
kapturami opo cz a przepaskami, kiedy który lekko g ow na bok ruszy . U jednego b ysn o co
ugiego poni ej pasa – to pewno by a stal – Mszczuj waha si z nazwaniem tego przedmiotu, to
móg by brzeszczot nagiego miecza lub d ugiego no a. Nie bili, nie krzyczeli, Mszczuj us ysza ,
niewyra nie wypowiedziane g osem przyt umionym, jakby mówi cy chcia cisz nocn uszanowa
lub zmieni dla niepoznaki g os – us ysza s owa, e tu jest Ma opolska, Polanie s tu obcy i on ma
si wynie st d, je eli nie chce, by wyniesiono jego zw oki.
Mo na w takim po eniu ró nie my le i ró nie poczyna . Ciemno jest, pierwsze uderzenie
mo e wywo zamieszanie i przestrach napastników, mo na wykorzysta w asn sprawno , a tej
Mszczujowi nie brakowa o, mo na by o buchn w jedn stron i uj . A Luba?... A jak si zginie
w walce z nie wiadomo kim i dlaczego?... Mszczuj wybra inn mo liwo – g osem boja liwym i
prosz cym powiedzia :
- Ja nie wiedzia em... Raz-dwa si wynios ... Czy mog ze sob zabra ...
- Wszystko ma zosta na miejscu – us ysza i tamci odeszli.
Lubie nie warto by o przerywa snu – tak uwa Mszczuj – ona niczego nie wiadoma,ona nic
nie poradzi na poczynania zbójów. Z samego rana – Luba jeszcze spa a – pojecha do Bochotnicy,
do w odarza. Ten by niepomiernie zdziwiony, podejrzewa odczytywanie my li na odleg .
- S do ciebie wici – powiedzia . - Ksi ma za ma dru yn i zbiera ochotników na bitw z
Normanami. Pewno nie pojedziesz? Bo jakby pojecha , to ja bym pomóg w pracach. Ch opów
bym st d wzi i bardzo by si wszystko przy pieszy o... Wiesz... Mnie rozliczaj i oceniaj dobrze,
kiedy wielu si stawia na wezwanie... To co? Ruszysz? Piast ci tego nie zapomni...
Mszczuj poda prawdziwy powód swojego przybycia. W odarz s ucha i kr ci g ow . Potem
powiedzia , e to wprost niemo liwe, bo tu okolica spokojna, Na czów s uchaj , a oni zapo-
wiedzieli srogie kary dla zbójców i ch ników.
- Chyba e – powiedzia , a twarz jego wyra a zamy lenie – kto z twojego otoczenia macza w
tym palce. Który z tych twoich wolnych go ci?... Ten Parnica... S ysza em... No, mówi nie b
bo zakaz by . Zwa , e on leciwy dosy , a inni jego s uchaj ... Ja bym przypilnowa , gdyby ty na t
bitw ... To co? We miesz udzia ?... Sam by ruszy , bo inni nie mog albo nie chc .
* * * * *
W bitwie Mszczuj nie bra udzia u. Zosta wys any na podjazd, jako zwyk y woj, bo przecie w
dru ynie ju nie s . Podjazd natkn si na czujk wikingów, usi uj znale cokolwiek do
zjedzenia, bo o rabowaniu ci g odni ludzie ju nawet nie marzyli. Wikingowie z czujki zostali
zaskoczeni u yciem arkanów, dziesi ciu ros ych jasnow osych i niebeskookich pr dko sp tano,
jarzmo im na barki i karki w ono, r ce na plecach powi zano i dowódca podjazdu wyznaczy
Mszczuja do czasowego przypilnowania je ców, bo reszta musi gna do ksi cia, nakaz by , eby
pr dko, bo si nie za du o i ka da para r k z mieczem przyda si przeciwko naje com. Wiadomo,
e je ców gna pr dko nie da rady – koniom nie dorównaj , a znowu zabi ... Szkoda przecie, bo
sprzeda mo na, do roboty zap dzi ...
Zostawili Mszczuja, mieli powiadomi kogo trzeba i na pewno kto przyb dzie zabra
zdobycz, przecie upy po bitwie nale y dzieli i kto to z pewno ci uczyni.
Z pocz tku Mszczuj przypuszcza , e zosta sam jeden przy yciu. Dwa dni strawi na owach,
paleniu ognia i karmieniu pojmanych, a nikogo z obiecanych ktosiów nie by o. Potem dotar z je -
- 9 -
cami na pole bitwy, ogl da stos norma skich trupów i, okalaj cy go, zwa poleg ych wojowników
-na pewno nie polskich. Nie zauwa zbyt wielu poleg ych Polaków. Tedy kto zapomnia , kto
zaniedba , wa niejsze sprawy by y na g owie albo mus by pogna za jakim oddzia em wrogów,
którzy tu nie polegli... Mszczuj o ma o co nie wypowiedzia wi zanki przekle stw przeciwko...
Wi zanka mia a si zacz od przypuszcze o z ym prowadzeniu si przodków, potem opisywa
jeszcze gorsze prowadzenie si rodzicieli, a w ko cu zawiera list porówna zapominalskiego do-
wódcy do ró nych stworze maj cych cechy ogólnie uznawane za ujemne. Ba, a je li sta o si co
niezale nego od tego, który Wierzchonia w dozorowaniu je ców nie wspomóg ?... Zamiast
wi zanki Mszczuj wymy li wiele usprawiedliwie , wszak e pomy la , e taki dowódca, który nie
ma na co czasu albo pami ci, kiedy doczeka si wi zanki jeszcze soczystszej. I dobrze mu tak!
Wynikiem tych przemy le Mszczuja by o jego posuwanie si tu za jarzmem, utrzymuj cym
wikingów w jednym, równiutkim rz dzie i niesionym przez tych skurczybyków w kierunku nowego
Wierzchoniowa. No, bo gdzie mieliby i ? Wszak na to wygl da o, e wikingowie bitw przegrali,
tedy Polacy jej nie przegrali. A jak nie przegrali, to co? No jasne, ze zostali zwyci zcami, bo ich
wrogowie s pozabijani. Za Mszczuj nale y do zwyci zców i niejako w imieniu wszystkich
Polaków musi si trudzi przy tych Normanach. Czy za to oni mu si nie nale ? Powiedzmy, e
nie bardzo... Tedy komu ich odda ? Mo e do Gniezna prowadzi ?... Jak nie pami tali w pobli u
pola bitwy, to w Gnie nie sobie przypomn ? A jak tam nie b dzie nikogo, kto by przy ksi ciu na
tej wyprawie? Do samego ksi cia le z dziesi cioma je cami? eby tak ze stu, to co innego... Wte-
dy ksi lekk r da by w nagrod dziesi ciu... Ilu? Dziesi ciu? Ale tylu w nie Mszczuj mia
przy sobie!... Jak e to si dobrze sk ada, e ksi ciu tak drobn darowizn nie musi si g owy
zawraca ...
Za to g ow Mszczuja zaprz ta a obawa przed tymi pi cioma... Jak to za atwi , skoro si ich
nie zna, a oni dobrze wiedz gdzie mieszkasz i kim jeste ? Trzeba podst p... Wabik...
Pod por podjecha noc . Ho,ho! Na kupach le y okorowane pnie na co najmniej mendel
chat. Karpy le y na stosach, a ziemia na por bie by a równiutka i zaorana! Sta y wysokie koz y
do traczenia bali d ugimi pi ami na krokwie i dechy. Rano b dzie mo na to robi . Zapewne sprawc
tego niemal cudu jest w odarz. Szkoda, e nie zna si wi zanki dzi kczynnej...
Zapuka leciutko do drzwi ziemianki Parnicy. Zosta wpuszczony do rodka. Parnica pokaza
mu pi niewiast i powiedzia , e to jego ona, która wczoraj zjecha a. Mszczuj zosta jeszcze
zapoznany z twarz pi cej córki Parnicy i dowiedzia si , ze ma ona lat pi tna cie. Przeckn si ,
le cy na sienniku, prosto na ziemi po onym, ch opaczek, pacholik nieletni, Parnica rzek , i to
jego syn. Obudzi a si ona. Powiadomiona, e to jest w nie pan Wierzcho zerwa a si posi ek
szykowa . Podczas tego posi ku Mszczuj zleci Parnicy piecz nad je cami i nakaza nie
powiadamianie Luby o swoim powrocie.
- Je ców powierzcie naszym osadnikom – po jednym do ka dej ziemianki. Na razie mocno
skr powa , a rano dyby sporz dza i k ody do nóg. W Na czowie wszyscy maj jak najpr dzej
wiedzie , em powróci i ranion jestem. - Mszczuj mówi i uwa nie spoziera po twarzy Parnicy, a
na tej twarzy niczego podejrzanego nie da o si spostrzec.
O zaraniu Mszczuj skry si w lesie na skraju por by. Przez ca y dzie wybiera w ciwe stano-
wisko, a ponadto kry si przed ludzkim mrowiskiem, bowiem po wschodzie por ba zaroi a si od
robotników. Zarzucali liny na wysokie koz y, obwi zywali ko cami tych lin pnie, do drugich
ko ców zaprz gali wo y i pie powolu ku, ostro nie w drowa na kozio . Potem jeden z
robotników w azi nad ten pie , okracza go i ustawia pi na odpowiednie miejsce, by grubo
dechy lub krokwi by a odpowiednia. Nast powa o r ni cie powolne a dok adne. Ten na górze
utrzymywa kierunek ci cia, drugi – na dole – jeno ci gn pi do ziemi, równo i bez szarpania.
Mszczuj patrzy na to pierwszy raz i mimochodem zapami tywa kolejno i sposób wykonania
kanciastego bala albo dechy. Dobrze e ta robota na por bie trwa a, bo bez niej Mszczuj móg by
oszale od okropnych my li i wyobra . Jego Luba zmawia a si zapewne z otrami spod ciemnej
gwiazdy. Wyobra nia – w tej chwili chora – podsuwa a obrazy wyuzdania – jego Luba ….
Suka parszywa. Czy aby na pewno? Miota si mi dzy pos dzeniami a b aganiami o przebaczenie
jego umi owanej,bo mo e mu si tylko zwidywa o...
Miota si tak e po lesie – raz g biej musia wchodzi , to znów na brzeg por by wraca i
- 10 -
pilnowa czy jaki robotnik znów nie rusza w stron ciany puszczy w sprawie nie cierpi cej zw oki,
a zapowiadanej przygotowywaniem portek do opuszczenia, kiedy nadejdzie pora wypuszczenia
niacza podszytu le nego...
Po zmroku musia na nowo wybra stanowisko, by miesi c mie za sob . Taki sam prawie
pyzaty i miedziany miesi c jak tamtej nocy... Doczeka si – wesz o ich pi ciu w opo czach do
ziemi. Jeszcze zak adali opaski na twarze, kiedy strzeli po raz pierwszy. Ci ciwa uku adnie
kn a i pierzasty no nik mierci poniós zadzier ysty grot w stron celu. Trafienie by o pi kne –
fajtni cie apami, charkot z przestrzelonego gard a... Jeszcze pierwszy nie zd upa , kiedy
drugiego ugodzi oszczep, J k i wywrotka na bok. Trzeci dosta dzirytem. Musia a by w tym r ka
jakiej boginki w ciek ci, bo nawet przy tym niewyra nym wietle Mszczuj widzia czarn
posok , buchaj z oczodo u trafionego. Czwartego... Ten zosta dosi gni ty strza , kiedy ju
sadzi d ugie susy w kierunku brzegu lasu. Mszczuj gotów by przysi c na prochy przodków, e
trafi dobrze. Pewno b dzie rana w plecach, albo tamten przez jaki czas b dzie mia niech do
siadania z powodu bolesno ci po ladka... Pi ty uszed bez adnej szkody. A Mszczuj czeka .
Rankiem wokó trzech trupów pojawili si wszyscy wolni go cie i Luba z nimi. Luba, brzuchata
mocno, uwa nie przygl da a si twarzom zabitych, a potem odetchn a, twarz jej rozpogodzi a si i
pani Wierzcho posz a do ziemiaki. A Mszczuj czeka .
Nasta wieczór. Zacz si zmierzchem, szarza o, ciemnia o, s ce ca kiem si skry o, jeszcze
zmroku nie by o... Mszczuj czeka . Bardzo niepewny, bo ten ranny mo e nie przyj .
Stawili si jak na zamówienie. Lekkie pukanie do drzwi ziemianki.Drzwi si otwar y i obaj znik-
li we wn trzu. Mszczuj jeszcze nie mia pewno ci, a chcia j mie , wi c sta i stara si za g no
nie oddycha . Czy nie s ycha czasem jego serca, które omoce jak szalone?...
Wyszli nad ranem i od razu zacz li si k óci . Mszczuj zdoby pewno – k ócili si o to które-
mu Luba sposobniejsza. Mszczuj wola by nie s ysze ich przechwa ek – one uw acza yby
najgorszej zdzirze. A potem ci dwaj zacz li si bi . Obaj mieli no e...Obaj padli prawie
jednocze nie, a Mszczuj jeno pilnowa czy si który nie podniesie – wszak i jego miecz by
sposobiony do zadania ciosu poprzedniej nocy. Co si odwlecze, to nie uciecze...
Uciek o, bo tamci ani drgn li. O wicie wyszed na por i obejrza twarze nie ywych. Tak
przypuszcza - to byli apczywiec i Tertrycz. Jak dawno pokumali si z Lub ?
Zapuka do drzwi swojej ziemianki. Luba otworzy a i stara a si zarzuci mu r ce na szyj . Odsun
szorstko.
- Wyjd obejrze teraz tych dwóch – powiedzia - a potem jeno do porodu tu zostaniesz. Wnet
po porodzie b dziesz st d wygnana na cztery wiatry.
Poród nadszed pr dko. Czeka a na po na i mamka z w asnym dzieci tkiem przy piersi.
Luba zd a jeszcze powiedzie , e synaczek powinien zwa si Havl, a jej ani razu nie by o
dobrze z Mszczujem – ona jeno udawa a rozkosz.
Teraz si st d wyno – powiedzia spokojnie Mszczuj i udawaj, e sobie doskonale radzisz w
samotnej podró y do wiata pot pie ców.
Po po udniu Parnica przyprowadzi swoj córk .
- wie a – powiedzia – b dzie panu us ugiwa , bo my przecie obaj przekonani, e niewiasta w
domu jest po yteczna. Gawe kiem si te mo e zajmowa , bo na naszym Wawrku troski o malców
nauczona. Jaka dziwna ta wasza by a. Havel jej si zwidywa , a to po naszemu przecie
Gawe ...Havl sobie ubrda a – mrucza jeszcze po opuszczeniu ziemianki Mszczuja, a wie a
zakrz tn a si po wn trzu jakby nie wiadomo jak do wiadczon gospoch by a.
- 11 -
Rozdzia II
Jest i czas pokoju...
Siostry Bo eny – to by a zaleta albo przywara bli niaczek – robi y wiele rzeczy jakby na komen-
. Razem zasypia y, razem si budzi y i wstawa y, lubi y te same potrawy i tak samo jednakowych
nie lubi y. Nieomal by y sk onne wspólnie w u z Okruszkiem... No, wychowanie je
powstrzymywa o, nie wypada o, lecz podmienia y si co noc – raz jedna, raz druga. Za w
sposobnej porze musia y podmienia si jednej nocy, bo obie jednocze nie zachodzi y w ci i jed-
nocze nie – tego samego dnia i o tej samej porze – rodzi y po dwóch synów, zapowiadaj cych si
na wielkoludów. Wybaczcie, na kruszynki takie jak tatu . Okruszki male kie, tiu, tiu, tiu...
W takim czasie, kiedy siostry Bo eny by y – jednakowo – niezdatne do legania przy Okruszku,
ta dru ka Bo eny, Hilda... Hilda odpasiona, czysta, mowy troch wyuczona, niechc co, pojawia a
si przed oczami Okruszka. On szed lini side sprawdzi , a ona obiega a kawa lasu, by móg j
widzie znikaj w g stwie krzewów w takiej chwili, kiedy akurat patrzy we w ciw stron . On
jecha drog do s siadów, a ona przez pola i zagajnik, na skróty – biegiem najpr dszym, by si
jeszcze zd wydysze , kiedy on nadjedzie i zoczy samotn Hild na przechadzce. Zamy lon ,
smutn , oczka w dal bezkresn skierowane, usteczka w podkówk . Obraz przez los i ludzi
pokrzywdzonej a niewinnej istoty... Wzdychaj cej tak g boko, e sutki jej piersi nieomal do brody
podskakiwa y... Przypadkiem w takim czasie, kiedy jego ony nie mog y z nim lega ... Bo ena to
podpatrzy a, zacz a podgl da i na usta cisn y jej si s owa opisuj ce parszywo suki i wredno
lisicy. A potem s ysza a przez cian j ki tej puszczalskiej, w cej w szkod dziwy, u ywaj cej
cudzego m a i to w domu sióstr, a przeciwko nim. Ach jaka Hilda sta a si spostrzegawcza i
zdumiona, e mo e istnie m czyzna, maj cy taki s odki a ogromny korze . A te jej pro by, niby
to nie mia e, o mo liwo pog askania w nie tam, kiedy dopiero co sko czyli jedno spó kowanie..
Sid a sta y si zaniedbane, konie Okruszka darmo wygl da y pana, darmo r y cicho do nadziei
potruchtania, co im jest przydatne jak troch d u dla kani. Nic tylko sypialnia, skrzypienie a
pod zdwojonym ci arem, j ki, zachwyty... W ko cu Hilda kaza a - k a z a a wyw oka jedna,
jakby pani tego domu by a – donosi jad o i napoje do sypialni i sama karmi a Okruszka, a on jeno
o mo liwo przespania si doprasza . Ona – ma si wiedzie – wyrozumiale si zgadza a, nawet
pomaga a Okruszkowi usn , opowiadaj c mu o zaletach tej dzidy z krocza, któr w nie usi uje
obj palcami jednej reki i skórki troch ci gn , aby liczne przeci cie na ebku obejrze i
uca owa w dowód wdzi czno ci za taki ogrom dobroci przez t maczug sulonej w biodra Hildy...
Obmierz a i fa szywa wnuczka i córka germa skich j dz gotowych si podk ada legionowi
rzymskiemu po bardzo d ugim rozstaniu si legionistów z mo liwo ci dotkni cia niewiasty. Pod e
nasienie – jeszcze j dopadnie ci a i wtedy zobaczy jak to s odko my le o parzeniu si jej samca
z innymi... Przestanie wysysa soki ywotne z m a sióstr. Wysysa w przeno ni i dos ownie,
przewrotnica jedna i zboczeniec wart losu Sodomy, Gomory i ony Lota na dodatek. Czekaj ty,
wydro tchórzliwa! A niegdy ukrywa a monety i kosztowno ci, które mog y wcze niej wykorzysta
dla poratowania si w trudnym po eniu. Zak amana pluskwa, eby ci to jego nasienie w tej twojej
bie zgorzknia o niczym pio un i otru o ci z dziesi razy po kolei! A mieni si chrze cijank ,
kobieta warta wypalenia na czole pi tna dziewek wszetecznych. Jak ona mo e?!
Co ,wypada o na to, e o n a mo e,skoro robi a... A nawet,w rzadkich wolnych od tej roboty
chwilach,stara a si dociec powodu smutku dru ki i jako j pocieszy ... Dobre serduszko a pod a
dusza?
Mo e z czyjego nakazu, a mo e z w asnej woli i w asnego upodobania - do domu Okruszka
zje cz sto Dzier ykraj – m odszy brat Zdruzny i Stoigniewa. W rodzinie Druzny tak by o, e
jeno m odsze rodze stwo by o dzie mi ma onków – Zdruzno dziedziczy po ojcu cechy nieznane u
innych ludzi, Stoigniew sporo naby od Druzny i przez wychowanie, zanim urodzi si Dzier ykraj.
Potem Struna sama lgn a do ojca i by a raczej do Druzny podobna ni do matki. A Dzier ykraj by
ca kiem od rodze stwa odmienny. Niby zwyczajny, powszedni, a jednak inny – agodny, yczliwy,
ust pliwy na pozór, lecz jako krzemie nieugi ty, kiedy sz o o sprawy wa ne. Ten redniego wzros-
tu m czyzna, no – w ciwie m odzian, patrzy na wiat i ludzi spokojnymi oczami barwy turkusu,
czasem zakrywanymi rz sami godnymi marze dziewcz cych,do firan g stych a d ugich podobny-
mi.Nad tymi liczno ciami uk brwi ciemnych te wzbudza na widzach przyjemne wra enie, a ró-
-12 -
wno nad brwiami przyci ta grzywka grubych, re przypominaj cych w osów, powiadamia a o
dba ci Dzier ykraja w sprawach w asnej czysto ci i wygl du. Bo ena lubi a patrze na Dzier y-
kraja, co robi a z upodobaniem a skrycie. Jako tak... No kr powa a j my l, ze mog aby o sobie
pomy le to samo, co ostatnio o Hildzie my la a. Tak sobie ta wyuzdana Hilda te mog aby o Bo-
enie pomy le ,bo podczas bytno ci Dzier ykraja dawa a Okruszkowi wypoczynek, sadza a go
przy sobie na awie i oboje s uchali opowie ci go cia z nale yt uwag . Bo ena s ucha a z zapartym
tchem, co nie rzuca o si w oczy, jako e siada a na bocznej awie i w niejakim oddaleniu od sto u.
Lecz gdyby Hilda zobaczy a spojrzenia Bo eny...
Pierwsza d sza opowie Dzier ykraja wi za a si z Wi lic . Przyby a do niej Alina –
pierwsza ona Stoigniewa. A w Wi licy pani udawa a Wis awa – matka dwojga dzieci Stoigniewa
i za nied ugo matka trzeciego potomka namiestnika Ma opolski, bowiem ci a tak wygl da a jakby
tylko-tylko do porodu brak o. Alina postanowi a wej w swoje prawa i Wis aw do pos ug
odsy a. Rus an bardzo si martwi , Alin zaklina , o zmi owanie prosi – nic nie pomaga o.
Stoigniew ró ne sprawy za atwia , wi cej go nie by o ni by , wtedy akurat w d szym woja u na
zor Podlaski czas sp dza . Wszyscy si mogli przekona , e ci y, do której i przysz e ycie jest
zaliczane, nie mo e zaszkodzi jakie tam babskie dogryzanie. Wis awa urodzi a synaczka i oboje
– rodzicielka i noworodek czuli si dobrze. Nied ugo po porodzie Stoigniew do zamku zjecha .
Alina mu – buch na szyj , obca owa a, swoje ochy i achy odprawi a i wnet go do a zawlok a.
Zaraz pierwszej nocy – mo e to skutek mojego ojca zió by , które Alinie Zdruzno podawa – Alina
sta a si ci arna, co wnet si objawi o znakami przez Wis aw rozpoznanymi jako morska choroba.
Na widok tych objawów i Wis awie potrawy zacz y si cofa , bowiem niemi e wspomnienia mia a
z podró y morskiej. Taka s aba w nogach, z md ciami i zaburzeniami widzenia, wzi a oseska i
zesz a do Nidy, by dzieci wyk pa i sobie ulg ch odn wod sprawi . Rus an, kiedy si o tym
dowiedzia , biegiem za ni . Nie zd dogna . Z wysokiego brzegu widzia jak maluch wypsn si
z r k matki, w wod plusn i pop yn z pr dem. Wis awa rzuci a si za synkiem, troch g biej
by o, a ona s aba... Obali a si na twarz, rozpaczliwie r kami rzuca a... Zanim ich woje wy owili –
oboje martwi byli...
Teraz wieczorami zda si wszystkim, e nad rzek j czenie matki przelatuje przez powietrze. A
nad ranem zawdy s ycha wycie straszliwe. Mo e to wiatr wyje, a mo e zrozpaczona matka... Pr -
dzej to drugie, bowiem miesi c ostatnimi czasy krwawo jest zabarwiony...
Po tej opowie ci Bo ena podesz a do Dzier ykraja w sprawie onych zió , które Zdruzno Alinie...
- To ty masz jakiego narzeczonego? - w g osie Dzier ykraja s ysza o si jakby j k zawodu i
Bo enie strasznie szkoda si zrobi o, bo...
- Nie, nie nie! - zaprzeczy a pr dko, a jej lica ów miesi c nad Nid wschodz cy przypomina y
swoj barw . - To o siostry moje chodzi.
- Przecie maj po dwóch synaczków – Dzier ykraj spogl da podejrzliwie spod licznych brwi,
a serce Bo eny tryl skowronka na ladowa o.
- Chodzi o t Hild – wyzna a – to ona winna zaj w ci , a nie zachodzi.
- Dobrze, przywioz – powiedzia Dzier ykraj, a jego g os sta si leciutki niby radosny puch
mniszka, gdy zawieje wiatr, a ciep e powietrze wszystko co lekkie pod niebo unosi.
Nie zapomnia . Przyjecha niezad ugo i zaraz Bo enie skórzany mieszek z proszkiem wr czy .
A wieczorem snu jakby dalszy ci g, a mo e ca kiem inn opowie , w której Rus an odgrywa
wa rol .
Rus an - mówi Dzier ykraj – miejsca sobie nie móg znale .Po tym utoni ciu córki i wnuczka
nic mu przypasowa nie mog o, yj cy wnuczek i wnuczka nawet, nie mogli go pocieszy . Za da
czystych wici i rzezaka, d ugo co na wierzbie pisa ... Potem pos cow z listami wys ano do
Gniezna, do Poznania i do Jesienika. Potem mój tato do Wi licy przyjecha i d ugo o czym z Rus-
anem we dwóch ugadywali. Tato co napomyka o konieczno ci zmiany zamiarów, bowiem Czech
ju stary,a m odsi Hrvatowie nie pomn ani o Wielkiej Hrvatii na zachodzie,ani o zadaniach nazna -
- 13 -
czonych plemieniu przez rad kap anów. Tedy zgod trzeba da na odej cie tych Hrvatów, co
wokó
Jesienika siedz i na wschód od S owacji. Niech e do obecnej Hrvatskiej pod i tam wzmocni
-13 -
owe ców w powstrzymywaniu zaborczo ci Bawarów. Rada Hrvatów Jesienickich wyrazi a zgod
na utrzymywanie wspólnych ze S owe cami si zbrojnych w grodzie Celowiec i naoko o Celowca.
Sam Czech do Wi licy zjecha i razem z Rus anem obaj do Gniezna pod yli, a stamt d we trzech,
z Piastem, do Poznania pojechali. Z Lechem jeszcze d ugo ugwarzali, znowu co wypisywali na
wierzbie, za po nieprzespanej nocy samoczwór na owy ruszyli, Lecha na ko wsadziwszy i nogi
mu do popr gu przywi zawszy. Znaleziono ich wszystkich czterech przez nied wiedzic
poszarpanych i martwych. Trzy nied wiadki, wprzódzi nim pomarli, ubili, a starej rady nie dali...
Przy nich ich pisanie znaleziono, e wspólny stos chc mie po miertny, i eby p aczek nie by o, i
eby popio y do Warty wszystkie wrzuci , a nikto eby urn z ich prochami nie wa si trzyma ,
bo oni chc Matce Ziemi zwróci Jej w asno . Jeszcze na ko cu napisali – z prochu powsta i w
proch si obrócisz. Po cz ci ich ostatni wol spe niono, atoli tato rzek , i e po ytek dla Matki
Ziemi i Jej Dzieci cia – Polski wi kszy b dzie, kiedy w nie urny b , z których przecie
wszystko si wyrzuca w nast pnym pokoleniu. Za reszt popio ów z poczwórnego stosu
po miertnego maj rozsypywa po trosze w ka dym polskim województwie, które przewa nie
pokrywaj si z ziemiami. Ot, dla przyk adu -Ziemia Lubuska i lubuskie województwo ze stolic w
Lubuszu.
Nast pne odwiedziny Dzier ykraja zacz y si od spotkania z Bo en i zapytania o skuteczno
proszku.
- Bo onie Stoigniewa w Wi le – Alinie – ten proszek bardzo pomóg – powiedzia – i ja dlatego
tutaj o pomocno pytam. Domy lne objawy ci y okaza y si zwiastunami prawdziwymi.
- Hilda te ma teraz domy lne objawy – odrzek a Bo ena – a Roksana ze mnie si mieje, e ty
do mnie przyje asz i wnet ja sama poczuj smak macierzy stwa.
Zap onili si potem oboje, nie wiadomo czy to oznacza o ochot do spe nienia przepowiedni
Roksany, czy te niech im policzki warem spiek a. Ka de z nich pomy la o o tym drugim, e tak
okazywany jest gniew z powodu przypuszczenia, i ono mog oby chcie ze mn ...
Tym razem Dzier ykraj opowiada o synach ksi cia Siemomys a, którym - jak to zwykle bywa
-
dy i s owa starszych wydawa y si bezpodstawne, przypuszczenia i obawy starszych uznawali za
niczym nieuzasadnione, a nadzieje starych na zast pienie ich na stanowisku, albo przynajmniej na
pomoc w pe nieniu obowi zków za niewol wr cz mieli. M odszy zmieni wyznanie i sta si
chrze cijaninem. Pono do bazylianów ma i albo kap anem w drownym chce by . Jeszcze nie
wiadomo jak si jego losy potocz – w ka dym razie zapowiedzia , i w adnym wypadku nast pc
ojca nie zostanie, bo przyj ty chrzest zakazuje mu czczenia jakowego ba wana – on tylko Jedynego
czci b dzie we wszystkich Trzech Osobach Boskich jednocze nie. Za starszy – Leszek lubo
Lestek, niektórzy listkiem na wietrze go przezywaj , jeszcze si waha. Za to ma pewno , i musi
sprawdzi gadanin ojca i dziadów o dwustronnym nacisku Germanów na S owian – od zachodu
Niemce, a od wschodu Waregowie. Leszek powiedzia , e sam musi na wschód si wybra i
sprawdzi rzetelno dziadowych i ojcowych przypuszcze . A jakby si okaza a s uszno tych ga-
dek, to on daleko na wschodzie najdzie inne ludy i zawrze z nimi sojusz przeciwko onym Waregom
i ich przydupnikom - parszywym s owia skim zdrajcom. Ksi omal si ze z ci, a w ciwie z
hamowania w ciek ci nie udusi . Powiedzia tylko, e te gadki nie s adnymi przypuszczeniami
– to s pewne rzeczy. Teraz da Leszkowi pi dziesi ciu ochotnych wojów do ochrony i niechby ich
nie zmarnowa , a jak si przekona do s dów i s ów starszych, to niechaj powraca i po ojcu da si na
ksi cia Polski wybra .Wszelako niech Leszek zwa a, e w Polsce czekanie na jego powrót nie
dzie wieczne. Kiedy ojciec umiera i ksi cia brakuje, to zjazd mo nych, znaczy – przedstawicieli
mo nych, wybierze nowego ksi cia spoza rodu Piastów. Mo e i dobrze by si sta o bo to chleb
gorzki, szczególnie kiedy w ni synowie za nic maj wyniesienie ponad inne rody i wiary ojców
strzec nie chc . I w ten sposób - zako czy Dzier ykraj – nie mamy w Polsce nast pcy po Sie-
mowicie i mie b dzie trudno, bowiem matka Leszka - nawet gdyby jeszcze mog a mie za swojego
ywota dzieci, to ich mie nie b dzie, bo ze zgryzoty ywota si zby a.
Na po egnanie Dzier ykraj znowu spotka si z Bo en na osobno ci i powiedzia , e – wed ug
niego – ona nie powinna przy siostrach i Hildzie tkwi , bo to na jej dusz z y wp yw ma – jest z na-
- 14 -
tury dziewiczo niewinna i nieskalana, a tu jakie zawi ci o ró ne takie rzeczy...
- Chrze cijank jestem – powiedzia a Bo ena - i zawdy o Rzymie marzy am...
Kolejna bytno Dzier ykraja przypad a na czas, kiedy domy lne objawy ci y Hildy zosta y
potwierdzone objawami pewniejszymi. Hilda nagle straci a ochot na omotywanie Okruszka, tym
bardziej, e Roksana i Ludmi a wydobrza y po po ogu, mamki je zast pi y w wykarmianiu synacz-
ków i bli niaczki mog y si odda pokonywaniu Hildy w walce o wzgl dy m a. Ludzi by o w
domu moc, ciasno si zrobi o, bo to i cztery mamki, i wawe uwodzenie m a przez dwie siostry, i
narzekanie Hildy, e jej teraz nikto nie chce, a jak sposobna by a do mi osnych igrców, to nikt jej w
tym zast pi nie chcia czy nie móg , za teraz jej zas ugi w otch niepami ci odes ano. Rwetes,
raban, lebiedzenie, g no, ruchliwie i nawet Dzier ykrajowej opowie ci nie mia kto s ucha , a o
stanie posiadania wikingów w pobli u Polski i w Polsce mia gaw dzi z powodu tego,i do ksi cia
Siemowita poselstwo od Waregów ze Szwecji przys ano z malunkiem nadobnej Gundry – Lindis...
- Ja przypuszcza em, e ten ojcowy proszek to wszystko spowoduje – powiedzia Bo enie
Dzier ykraj – bo niewiasta w pierwszym okresie ci y na miano j dzy acno zas mo e, a jak
jeszcze ma przeciwko sobie dwie przeciwniczki,to...No, co tu si rozwodzi - mam w pobli u ludzi,
pojazd i konie. W tuzin koni mam do Rzymu jecha . Ksi mnie tam chce widzie jako swego
przedstawiciela przy papie u. Chcesz-li ze mn ...
R ce Bo eny na szyi Dzier ykraja, ognisty ca us w jego policzek i rumieniec na jej twarzy zas-
pi y s owa o ch ci jechania z nim gdziekolwiek. Nie mia a wielu w asnych rzeczy – obywa a si
byle czym – tedy wnet jechali konno ko o siebie, za nimi dziesi ciu ochotników z dru yny i
powozik nie bardzo lekki, bo jeszcze w Polsce nie by o nikogo, kto umia by wytrzyma z
lekko ci i pi knem po czy . Powozik by za to pakowny, a nade wszystko zaprz one we
ci kie koniska dobrze sobie radzi y z przemieszczaniem wora z miedziakami i ró nej wielko ci
trzosów i mieszków ze srebrem i – cicho - sza, bo zbóje pods ucha mog – ze sztukami z ota.
W tym pierwszym dniu podró y Bo ena dowiedzia a si , e zmar a krakowska ksi na wdowa i
w Ma opolsce ksi cia nie b dzie. Poza tym zgin a matka Struny, Dzier ykraja i Stoigniewa.
Dobronega posz a w puszcz chrust i usch e szyszki na rozpa zbiera . Natkn a si niechc co na
nied wiedzic z dwoma ma ymi. Dowlok a si do domu,ojca akurat nie by o, pomocy dobrej nie
mia kto udzieli i martwica si wda a. Dwa dni straszliwie gor czkowa a, biedaczka, majaczy a, do
Druzny si wyrywa a... Druzno jak wróci – nic nie powiedzia w puszcz poszed i po dwóch
dniach z dwoma nied wiadkami wróci . Trzyma y si go niby dwa pieski. Matk w mi dzyczasie
na stosie spalono, obrz dowo, uroczy cie, a on o to nawet nie zapyta . Powiedzia , e ta nied -
wiedzica ju nikogo nie ukrzywdzi, a te jej dwa ma e niejednemu nied wiedziowi ywot odbior .
- Nie wiedzia em – powiedzia Dzier ykraj – e tatko taki m ciwy.
Nast pnego dnia Bo ena zosta a na kozio powozu przesadzona i nie wiedzia a dlaczego musia a
odda konia i konne podró owanie temu wojowi, który wczoraj jazdy ko o wo nicy sobie nie
krzywdowa . Dzier ykraj zaj si wy cznie sprawami z wygod i bezpiecze stwem swojej
podró nej trzódki zwi zanymi, a ona zdana by a na towarzystwo wo nicy. No, on te opowiada –
dajmy na to - o szko ach na Kujawach. e ksi do tych szkó posy otroków z Wielkopolski, a
Kujawy na to, e oni na obce szko y nie zamiaruj . Pono przemy liwuj przenie si na
drugi brzeg Wis y – do puszcz Mazowsza i tam og osi swoj niepodleg , bo czuj si
wykorzystywani – jak e mo na na kszta cenie obcych dzieci? Krzywda i ju ! - Nasi mo ni
dobrze rozumiej Kujawów – powiedzia wo nica. - Ksi nie mo e daniny na cokolwiek da ,
bowiem powierzono mu po ow ziemi jako dobra ogólne do korzystania przez niego i jego ludzi,
aby zaspokojone by y z dochodów potrzeby ogó u.
Bo ena pomy la a, e gadanina wo nicy ani si umywa do bardzo ciekawych opowie ci Dzier-
ykraja, wszelako udawa a, e s ucha z zaciekawieniem o jakim sporze Zdruzny i Stoigniewa z du-
chownymi chrze cija skimi obrz dku wschodniego, czyli s owia skiego. Co tam by o o zakazie
przymuszania ch opów do wyznawania jakiejkolwiek religii i o tym, e wyznawcy Swarzeca nie
czcz adnego z otego cielca, pos gi s dla nich jeno znakami przypominaj cymi, a chrze cijanie
nawet malunki za wi te uznaj i matek swojego boga maj niezliczon ilo – gdzie jaki obraz
albo figurka, to zaraz inna matka boska... O ma o nie prychn a na tak gadanin wo nicy, wszak e
zdo-
- 15 -
a pomy le , e on jeno o s owach innych ludzi opowiada i ta my l powstrzyma a j od k ótni.
Im dalej by o od domu, a pó niej od Polski, tym mniej tych opowiastek o tym co ksi powia-
da , co mo ni powiadali, co o tym wszystkim wo nica mniema i temu podobnych wa no ciach dla
jednych a mia ko ciach dla innych. Mo e to – zreszt – by o dla wszystkich wa ne i gdyby o tym
Dzier ykraj mówi ...
Dlaczego on tak daleko si trzyma? Ona ju -ju gotowa mu by a serce, dusz i cokolwiek by
zechcia odda , a on... Da a si zwie jego spojrzeniu? Umy la z dawna, e mu ona przydatna by
mo e w onej podró y albo w Rzymie? Do czego? Przecie si do niej nawet nie odezwie. Pomy la a,
e jak si nie ma co si lubi, to trzeba polubi to,co si ma. Co ona ma? Samotno ... Pami o wy-
dobyciu si najpierw z niewoli niemieckiej i z powodzi, a potem z niewoli polskiej. Czy to takie
wa ne, szczególnie to ostatnie, skoro siostry z Okruszkiem szcz liwe, a on z Niemr równie
szcz liwy, jak z siostrami?
Pomy la a o Rzymie... Sama w wielkim mie cie? On zechce, mo e, na nic z niej zrobi ?...
Dom wynajmie, ona b dzie czeka na jego powrót, on b dzie wraca pó no, zrobi sobie z ni
dobrze i uwali si do chrapania. Jak to jest owo dobrze? No, nie, Bo ena – powiedzia a w
my lach,
ty chrze cijanka i tobie jeno z m em wypada to robi . A co wypada samotmej dziewczynie
chrze cija skiej uczyni , skoro on spowodowa szum krwi i bicie serca, a nynie ani s owa nie
powie? Nic – tylko zakon! W Rzymie musi by jaki klasztor ski i ona tam... By po lubion
Jezusowi to zaszczyt.
No, przecie si zbli i odezwa ! Za pó no, Dzier ykraj. Na wszystko jest w ciwa pora, a ty
jej nie zauwa , Dzier ykraj. Teraz by musia z Panem Bogiem o Bo en wojowa , a z Nim nikto
nie wygra, Dzier ykraj. Zagada , e mo e acniej by oby przez S oweni podró owa , jeno strach
by przez Czechy, bo to wielka niewiadoma odk d Hrvatowie ich nie pilnuj . Pono o Jesienik maj
si dla siebie upomina . A znowu przez S owacj jecha , to potem by trzeba przez pustk – same
stepy nad jeziorem Balaton – siedziba zbójców mo e tam by , a jemu na bezpiecze stwie Bo eny
zale o ...
- Po co mi to wszystko mówisz?- Bo ena zapyta a g osem zwyczajnym, nie wyra aj cym zacie-
kawienia.
- Przez góry wysokie b dziem musieli jecha . Konie wypadnie sprzeda i mu y kupi .Czy ty
po-radzisz na mule? To jest mieszaniec koby y i os a. Zwierz spokojne i agodne. Bo gdyby nie
poradzi a...
- Poradz – przerwa a mu te wywody ze strachu, e serce znowu zacznie jej wali i mo e dopro-
wadzi do z amania obietnicy Panu danej, e klasztor b dzie jej domem.
Chyba si obrazi , bo ju wi cej nie zagada . Ona jecha a za przewodnikiem – on z ty u
pilnowa bezpiecze stwa, bo w górach wiele si mo e wydarzy , a jak w por si nie zauwa y i nie
pomo e, to po cz owieku – gdzie w przepa si obsunie, kamie go zmys ów pozbawi, po lizgnie
si na lodzie i nog skr ci albo zwichnie... Najsprawniejszy musi na ko cu by i czuwa . Jednak e
móg j tu przed sob ustawi , a on wola by od niej oddalony...
* * * * *
Dotarli. Lekki, liczny powozik zaprz ony w par koni w zdobnych uprz ach sta mi dzy le-
piankami z gliny, na ulicy przypominaj cej polsk , wiejsk drog tu po powodzi, która jednak nie
zabra a nieczysto ci. Powyrywane przez wod rowy i do y, wype nione wszelakimi odpadkami. W
czasach zamierzch ych, zapewne, gdy wszystko tu by o suche i zakurzone. Deszcze jakowe
musia y tu chyba pada , bo w suchym powietrzu te odpadki nie mierdzia yby a tak mocno – w su-
szy wszystko schnie, maleje, kruszy si – a tu j drne, wie e kawa ki ryb, do rybich wn trzno ci
przylgniete ju zaczyna y zmienia barw i urozmaica y wo tego, co powietrzem do oddychania
by musia o, bowiem innego, nie mierdz cego nie by o. Przedmie cie – by mo e. W dali, jakby
na ko cu tej nibyulicy wida by o wi ksze domy, a kiedy ogl dali Rzym z nieodleg ego pagórka, to
wyda im si olbrzymim morzem budowli, a i mury miejscami si widzia o. Oni murów teraz nie
widzieli i ich nie napotkali, tedy to za miard e miejsce pewno zaledwie przedmie ciem by o.
Bo ena w powoziku. Przez oszklone okna z zas onkami prze roczystymi mog a widzie wszyst-
ko, sama niewidzialn b c. Z mu ów jeno dwa zosta y – ob adowane pakunkami, sta y cierpliwie,
- 16 -
tylko ogonami ruszaj c, co chmur z much z onych zdawa o si wcale nie obchodzi – siada y na
mulich zadach, grzbietach i bokach, o nogach nie zapominaj c, troch posiedzia y i podrywa y si
z brz kiem jakby niezale nie od tych ruchów ogonami. Mu y okaza y si wzorami cierpliwo ci.
Pi kne konie jako nie czerpa y z tych wzorów – niecierpliwie unosi y gryzione przez muchy
nogi, wali y kopytami o brunatn gleb , wprawia y raz-po raz w drgawki kolejne partie swoich
du ych cia , a ruchy ich ogonów mog y nasuwa skojarzenie z wielce zamaszystymi szurgni ciami
wielkich miote , zdolnych wymie brud nawet z tej ulicy.
Dzier ykraj wystrojony, to Bo ena wie, bo stroju nie wida – wszyscy woje w opo czach z jed-
wabiu naturalnej, go biej barwy, kaptury na g owach przykrywaj w osy,uszy i aksamitne berety,
ze skraju ka dego kaptura na twarz ka dego woja opada zas ona z mu linu, maj ca chroni przed
namolnymi muchami, opo cze w jednakowych miejscach kanciasto od cia a odstaj , Bo ena wie,
inni mog si domy la , e w tym miejscu ka dy woj ma miecz w pochwie, która nieco psuje pow-
óczysto lej cej si opo czy, lecz za to wzbudza szacunek dla posiadacza ostrego argumentu w
mo liwych sporach...
Gor c jak sto psich sfor. Znaczy – chodzi o porównanie wielko ci... Nie da si pogodzi og-
romnej ch ci zerwania z siebie wszelkiego odzienia i jednoczesnego strachu przed napa ci
muszych rojów, z wobra eniem tysi cy uk , pó niejszych czerwonych znaków po uk uciach,
okropnego sw dzenia... Czy noc te muchy – te ?... Jak (na jeden raz) rozebra si do naga i ubra
strój szczelny, much nie przepuszczaj cy? Gdyby tak wiatr... Niechby i orkan, niechby ulewa,
powód ... Ubra , rozebra – muchy, gor c... A niech to! I jeszcze to...
-Nie wiem co dalej – powiedzia g no Dzier ykraj – co jeno bezradno wyra o, bo spodzie-
wa si , e ktokolwiek mu podpowie... Siedz cy pod cianami ludzie ani drgn li, Muchy jako
mniej im dokucza y, leniwe ruchy pociemnia ych od s ca r k ko o twarzy chyba raczej mia y
powodowa zmian powietrza w tym miejscu ni li odp dzanie owadów.
Od lepianki do lepianki, krokiem powolnym a wytrwa ym posuwa a si niewie cia posta w
stroju d ugim jak opo cza, burym jak ziemia tej ulicy i tak grubym, ze chyba nawet gor co go nie
mog a przenikn . Siedz cy pod cian jakiej lepianki, kiedy ta niewiasta zbli a si do ich domu,
podnosili si do wawo, przybierali postaw , wyra aj szacunek, ona wchodzi a w drzwi, oni
wchodzili za ni . Po jakim czasie ona wychodzi a, a oni nie. Podnosili si ludzie spod nast pnej
lepianki... Powtarza o si to od d szego czasu. Bo ena podziwia a wytrwa i wytrzyma
tej niewiasty. Akurat zbli a si ona do jej powoziku,kiedy Dzier ykraj po raz kolejny da zna , e
opanowa a go bezradno .
- Je li które z was ma jaki pomys , to niechaj poradzi - powiedzia i spojrza z nadziej na Bo-
en .
Ta niewiasta zatrzyma a si jak wryta. Przypomina a teraz czapl , która nagle dostrzega pod po-
wierzchni wody b ysk rybiej uski i ruch rybiego ogona. Jak czapla dziób i oko obraca, by potem
lepiej trafi , tak owa niewiasta obróci a g ow w stron powoziku i konnych, przekrzywi a t g ow
troch na bok, jakby czeka a na zdobycie pewno ci, mo e g os Dzier ykraja zda si jej
znajomy...Wreszcie ozwa a si ... p o s o w i a s k u!
- Czym dobrze s ysza a? S owianie jeste cie?
* * * * *
Siostra Scholastyka przybra a swoje imi zakonne po za ycielce benedyktynek, siostrze Bene-
dykta, który zakon dla m czyzn za . Bene dictum dobre s owo mo na przez to imi
rozumie ,atoli benedyktyni nie tylko s owem si zajmowali.
- Tu s inni ludzie – mówi a Scholastyka – ja sobie po naszemu ycie zakonne urz dzi am –
biednym pomagam, na to rodki od zamo nych bior i chwal Stwórc za istnienie wiata.
- Ja bym do zakonu... - Bo ena powiadomi a o tym Scholastyk nader nie mia o, a Scholastyka
pok ci a g ow .
- Powo anie trzeba mie – powiedzia a – ty mo esz spróbowa , lecz to droga daleka zanim lu-
by z ysz.
- Wszystko znios , byle by Chrustusowi po lubion – teraz g os Bo eny mia by arliwy.
- Kolejna zielona g ska,która chce Jezusowi do haremu wle .Ile On mo e mie po lubionych?
- 17-
Boga chcesz na powrót w cz owieka obróci ? - Scholastyka wprost drwi a z ch ci Bo eny. - Wez-
ci do nowicjatu i najpierw ze mn b dziesz po lepiankach azi i wspomaga ,a potem sama...
Scholastyka wys ucha a tak e Dzier ykraja. Potem powiedzia a, e papie udziela audiencji,
czy-li pos ucha jeno niektórym chrze cijanom. Na pewno nie zechce przyj kogo , kto
przynale y pod patriarch z Konstantynopola i pod cesarza wschodu. Niedawno zmar Ludwik
Deutsch i po nim do znaczenia doszed syn zmar ego – Karol Gruby, jednak poparcie zachodu dla
papie a Jana VIII jest jeno zefirkiem wobec potrzeb uzyskania si orkanu dla odparcia Saracenów,
którzy chc ca e Pa stwo Ko cielne chrze cijanom zabra . W Bizancjum w adz zdoby cesarz
Bazyli I, on patriarchów zmienia niby bielizn po praniu. Ignacy na Focjusza zmieniony, Focjusz
na Ignacego, znowu Ignacy na Focjusza, bo stary Ignac zmar ... Cesarz Bazyli w ada jak chce. A
chce zgody z papiestwem. Do niedawna na wschodzie obrazoburstwo panowa o, czyli zakaz
malowania, rze bienia i czczenia pos gów i obrazów ludzkich. Poprzedni cesarz i cesarz Bazyli
obrazoburców przegnali i ikony tam wolno malowa ... Dwóch misjonarzy ze wschodu S owian
nawraca, Chazarów niektórych na nasz wiar ... I to z judaizmu! Bazyli wspomo enie papie owi
daje na obron przed Saracenami. A najwa niejsze, e Bazyli synod zwo i ten synod uzna
zwierzch-no papie a nad ca ym chrze cija stwem. Papie obecny og osi , e ten synod by
powszechnym soborem, czyli zjazdem przedstawicieli naszej wiary z ca ego wiata. Tako o
zwierzchno bezpo redni nad wie o nawrócon Bu gari idzie. Tamtejszy kagan, Borys, woli
papie a od patriarchy, ale Bu garia blisko Bizancjum... Ponadto chrztu Borysa dokona ten sam
Cyryl, któren i Chazarów i niektórych Hrvatów i Morawy chrzci . A on cz ekiem patriarchy z
Konstantynopola jest... Papie woli nie drza ni Bazylego i duchownych ze wschodu, bo jeno oni
udzielaj wys-tarczaj cej pomocy przeciw Saracenom. Znaczy – przeciw Arabom. No – przeciw
wyznawcom Je-dynego Boga, lecz bez uznawania judaizmu i naszej biblii. Jeich ksi ga koran si
zowie, a owi A-rabowie naszego Pana Jezusa Chrustusa jeno za proroka Boga uznaj . Poza tym
Bazyli zwalcza na wschodzie paulicjanów... Ci znowu – nie czcz Maryi, twierdz , e Bóg nie
ustanowi sakra-mentów, nie uznaj adnej zwierzchno ci biskupów, patriarchów ani papie a, nie
czcz krzy a ani relikwii. Nawet Starego Testamentu nie czcz , a Pana Jezusa nie wiadomo za kogo
maj , bo powiadaj , e jednocze nie Bogiem i cz owiekiem nawet Pan Bóg nie zdoli by ...
- To takie buty... - twarz Dzier ykraja pe na by a zdumienia i w tpliwo ci – a jam s dzi – po-
wiedzia – e chrze cijany jako jedna opoka przez nikogo nieruszana, bo trwa a i niezmienna jako
ów Kefas. To ja do papie a si nie dostan ?
- Jedyny sposób, to spowied – powiedzia a Scholastyka.
- Ale...
- Nie ma adnego ale - Papie nie zna naszej mowy – b dziesz grzechy wyznawa po naszemu,
on ci da rozgrzeszenie, udzieli ci komunii i na rozmow wezwie.
- Ale...
- Wiem – ty nie znasz mowy italskiej ani aciny. Jednak s t umacze... Ja ci pomog to poza-
atwia . Tako stajnie dla koni, wozowni dla pojazdu i pomieszczenia dla wojów. A ty – zwróci a
si do Bo eny – zaraz ze mn do klasztoru. A od jutra w obchód biedaków. A ty – teraz zwróci a
si ponownie do Dzier ykraja – nie próbuj dorwa si do tej g ski – niech e ona wpierw spróbuje
pracy dla innych zanim sama szcz cie najdzie.
Scholastyka odesz a z Bo en , za nimi pod pojazd i woje. Przy Dzier ykraju zosta jeno wo-
nica. Kiwa ten cz owiek g ow , kr ci z pow tpiewaniem, a potem rzek :
- Przyjdzie przej na ich wiar . Jam mniema , e oszukuj . Ale muchy na tej buro odzianej nie
siada y! Ani na pani Bo enie. Ani na was, kiedy cie jej s uchali.
- 18 -
Rozdzia III
Nawracanie
Bratek, najm odszy syn Parniców, troch owa , e si sko czy o przebywanie w ziemiance.
By o jako ca kiem inaczej ni dot d – pod ziemi , i mo na by o w wyobra ni udawa , e si jest
kretem. Wszystko i wszyscy blisko siebie i razem, wszystko pod r , rodziciele nie mieli gdzie
Bratka wygna , kiedy kto obcy wpad i doro li gadali o nieznanych rzeczach, których znaczenia
Bratek musia si domy la , albo o nie pyta , eby wiedzie , eby zapami ta ...
Teraz Wierzchoniów... O ho, ho ... Dwa rz dy nowiu kich chat po obu stronach drogi. Chat wi -
cej ni li Bratek ma palców u obu r k. Pi kne strzechy, ciutkie, pono z orkiszowej s omy, któr
ludzie pana w odarza dowie li. A teraz mo na by oby wkrótce w asnej s omy u ywa , bo niwa
nied ugo, ko o wszystkich chat by o onegdaj s ycha klepanie kos na babkach, z Bochotnicy
mi siwa dowozili i niewiasty dla niwiarzy maj z tych mi s jad o sporz dza , mleko na zsiad e
mama nastawi a i kwas chlebowy ma ju jutro by gotów. To te dla niwiarzy, a Bratek ma tylko
obiecane, e na spróbunek po par yków dostanie zanim si na pole wyniesie.
Tato powiedzia , e te ziemianki – teraz jak znalaz . Ziemi si dachy poprzysypuje i b goto-
we piwnice. Zapasy z Bochotnicy wytrzymaj w ziemiankach najwi kszy skwar, ludzie pana
odarza wieszaj na linach wielkie wieprzowe szynki i p ta kie bas, Inne mi sa te wieszaj , lecz
dzona szynka i kie basy tak pachn ... Ech, szkoda, e tak wysoko podci gaj toto wszystko na
linach. Gdyby Bratek umia lin odwi za na dole, spu ci w dzonk , odkroi sobie... No, niedu o
– chocia par plasterków... Potem by si na linie podci gn o i nikt by si nie dowiedzia .Teraz
Bratek wie, e lin zawi zanych lepiej nie tyka , bo mi so spadnie, pobrudzi si ... Potem si nie
stanie, by podci gn ... Tatko zaraz wie – kto wlaz w szkod . Ach, jak on mocno bije... Nynie
Bratek zreszt nie wie czy jest g odny i dlatego my li o jedzeniu mu do g owy przychodz , czy
tylko ta wo ... Uch, jak si uro nie, to dr yjcie wszystkie w dzonki!
Najpierw b dzie koszony re , a po jego skoszeniu zostanie na polu r ysko. Za po orkiszu ma
zosta ciernisko. Chocia – kto wie? wie yna powiada a, e dla niej to jedno i to samo, bo na je-
sie si zaorze i b dzie pole gotowe do wiosennego siewu. R ysko inne jest ni ciernisko?...
wie yna mieszka u pana Mszczuja – tam jest brzd c, któremu mamy brakuje i Bratka siostra t
mam zast puje. Malec – Gawe ek si zwie – podobno lubi s ucha ró nych d wi ków i kiedy wiatr
w komin pana Mszczuja chce wp dzi wszystko powietrze z dworu, to Gawe ek taki zas uchany,
taki uwa ny i wcale si nie boi, jako innym maluchom si zdarza. Ten komin z kamieni
pozlepianych glin zmieszan z wapnem i wod ... W innych chatach jeno dymniki s , a u pana
Mszczuja nad kotlin okap wielki, wsparty na czterech s upkach z kamienia. Dym przewa nie
wpada pod okap i w chacie go ma o. A z tego komina, jak si na dwór wyjdzie i popatrzy, to s up
dymu p dem wylatuje i wysoko, wysoko leci... Tylko jak wiatr jest, to nie – wtedy wie yna te na
dym w chacie pana Mszczuja narzeka jak niegdy w ziemiance narzeka a.
* * * * *
Kosz . Najpierw u pana Mszczuja. Tatko Bratka jako pierwszy, za nim po kolei inni kosiarze.
Na cian tn , znaczy – skoszone zbo e k adzie si na to, które jeszcze stoi – na cian zbo a
stoj cego. Bratek wie, e mo na te na pokos ci , wtedy kosi si od strony ciany i skoszone zbo e
pada na ziemi , uk adaj c si równo w pokos i potem na tych pokosach troch mo e poczeka na
zebranie w snopki i zestawienie w stygi, zanim si zwiezie do stodo y. Tego lata zwozi si nie
dzie, bo stodó jeszcze nie ma – tylko u pana Mszczuja jest du a stodo a, du y chlew i taka
obora oraz, jeszcze wi ksza, stajnia. Wszystkie budynki pana Mszczuja s wokó podworca w
prostok t ustawione – z jednego boku dom i ko o niego ogród, z drugiej strony stodo a i kurnik przy
niej, a z trzeciego boku obora, chlew i stajnie. Aha, ko o domu jeszcze drewutnia i nia...Z
czwartej strony i za domem, znaczy – za ogródkiem, palisada jest z bram i bramk i teraz to
ogrodzenie zas ania widok, ale Bratek wszystko w rodku widzia podczas budowania. W stajni
stoj wszystkie konie, w oborze wszystkie wo y i krowy - ywio a z ca ego Wierzchoniowa jest w
budynkach pana Mszczuja i dopiero po zbudowaniu innych obej b dzie si zabiera po jednej
krowie i po parze wo ów do siebie. Tatko powiedzia , e wszystko w Wierzchoniowie jest pana
- 19 -
Mszczuja, a wszyscy inni podpisali si pod umow , e sp ac nale no za wszystko martwe i
ywe, które od pana Mszczuja wzi li. Mog na jeden raz sp aci i sobie pój w wiat, dlatego s
wolnymi go mi. Mama Bratka pod miewa a si , e tatko b dzie wolny go jak mam i wie yn ,
i Wawrka, i Bratka sprzeda w niewol i pana Mszczuja sp aci. A tak, to dopiero Wawrek albo
Bratek b wolni od tych sp at i jeno za dzier awienie ziemi by p acili po ka dych niwach.
Za kosiarzami id podbieracze. Dziesi ciu je ców norma skich ma drewniane sierpy i tymi sier-
pami zahaczaj , le ce na cianie skoszone zbo e, drug r uk adaj sobie przygar cie na podo ku
a troch na udach . Mama mówi a, e to gorsza praca od ko by, bo przez ca y czas w zgi ciu trzeba
by i lekko kolana mie zgi te, eby zebrane zbo e nie zsuwa o si na ziemi . Dopiero podbieracz
albo podbieraczka prostuje cia o, kiedy ma wystarczaj na snop ilo . Wtedy sk ada to na ziemi ,
kr ci pod pach powrós o i wi e snopek. Wawrek i Bratek zostan zawo ani do pomocy, kiedy
trzeba b dzie znosi snopki do styg, w których zbo e stygnie,czyli ch odnieje i schnie od
przewiewu i od s ca. Pan Mszczuj w p óciennej koszuli i kapeluszu ze s omy siedzi na koniu,
siod o ma popr giem przypi te, przy siodle uk i ko czan trzy osczepy i wi zk dzirytów. To na
wypadek, gdyby który podbieracz uciec chcia lub si zbuntowa ... Trudno by im by o, bo maj u
nóg uwi zane d bowe kloce. Bez przerwy taki kloc trzeba w r ku trzyma jak si chce chodzi .
Teraz podbieracze trzymaj te kloce pod pachami, przez co snopki mniejsze b , bo r ka, której
rami do cia a przywiera i ci ar utrzymuje jest s aba i jakby krótsza. Mogliby mie te kloce
poprzywi zywane na plecach ko o krzy a, ale wtedy mogliby atwiej biega i obie r ce mieliby
wolne...
Wawrek i Bratek wszystko mog widzie na tym polu, bo rankiem wygnali byd o na skraj
por by, gdzie trawa odros a, a potem wie yna z mam przyp dzi y jeszcze konie z pop tanymi
przednimi nogami. Bratek bardzo si trwo y, kiedy Wawrek - na chwil – do lasu musi i , bo ta
ywio a taka nieus uchana... Wawrek mówi, e jak chcesz, eby krowa albo ko nie sz y w z e
miejsce albo w z stron , to jeno krzyknij – nawró si - a ono zawróci. Akurat! Wawrka s uchaj ,
a Bratka za nic maj ..Z drugiej strony – jak Wawrek obiecuje z lasu malin albo poziomek
przynie .
Wawrek przyniós wierzbowe wici i u amkiem no yka wycina w korze wierzbowej ró ne wzory.
- Ja bym te móg spróbowa ? - g os Bratka jest nie mia y i pe en niepewno ci, bo jakby spróbo-
wa i niedorajd si okaza ?... Zreszt – jakie by tu wzory wymy li ?...Wawrek powiedzia , e to s
znaki pisma. - Napisz twoje imi – powiedzia - i wyrzeza na wici par znaków. - Teraz –
powiedzia - mo esz spróbowa ze znaków imienia Bratek u inne s owa i je wyrzeza .
Powiedzmy – brat, rak, kret, kra.
- Albo kara – powiedzia Bratek – jak nam si ywio a poroz azi. Tatko mocno bije...
- Nawró si ! - Wawrek wykrzykn ten nakaz, patrz c na te - w las w ce - i krowy odwróci y
si do lasu zadami, nie przestaj c skuba trawy na por bie.
W chwili, kiedy Bratek podziwia oczami, uszami i my pos uch dlaWawrka u krów, w ród
ko ników powsta tumult i zgie k si rozleg okropny. Bracia odwrócili si w t stron twarzami,
krowy unios y by, konie zar y jakby pocz tek bitwy poczu y. Jeden z podbieraczy mia pod
praw opatk wbity w cia o dziryt, z rany ciek a krew, pozostali podbieracze le eli twarzami do
ziemi, a tego rannego trzech kosiarzy ok ada o ku akami gdzie popad o. Wraz tego bitego omotano
lin i praca potoczy a si jak poprzednio – tylko do podbierania wysz a wie yna. Wnet do domu
pana Mszczuja wesz a matka ch opców i wynios a z niego dwa saganki z uszami, paruj ce mocno,
mimo gor co ci na dworze – jaka potrawa musia a tam by , Wawrek powiedzia , e gotowana
rzepa kraszona podsma anym w dzonym boczkiem. Po chwili z domu pana Mszczuja wyszed
jeszcze kto bardzo stary, d wigaj c prawie bez wysi ku spor glinian dzie z dwojgiem uszu. -
Zsiad e mleko – powiedzia Wawrek, a Bratek poczu , e w ustach narobi o mu si co niemiara
liny.
Dano ch opcom drewaniane ki i jedli wespó ze wszystkimi starszymi. Po kolei, za porz dem
ka dy nabiera na swoj rozpulchnionej rzepy z t uszczem i skwarkami, wk ada zawarto
ki do ust, potem powtarza ruchy po nabraniu galaretowatego zsiad ego mleka. Bratek
owa , e nie mo e tak samo du o wk ada do ust rzepy i mleka jak doro li, bo to by o smaczne,
a on mia ochot wypcha sobie brzuch do pe na. Jednak pó niej mama wynios a ch opcom
- 20 -
dodatkowe, ma e garnczki i by o tego a nadto. Mama powiedzia a, e ten Normanin rzuci si
z sierpem na swojego ko nika, i e wieczorem b dzie za wiczony na mier przez innych
Normanów, by oni wszyscy poj li, i niewolnemu na wolnego r ki podnie nie wolno bez nakazu
swojego pana... eby nie zostawia jedzenia Wawrek poszed do lasu po maliny i potem rozbe ta
je z reszt , podesz ego serwatk mleka. Mieli zapas do wieczora. A krowy jako nawraca y si sa-
me, kiedy pod cian lasu podchodzi y. Mo e ba y si za wiczenia na mier ?...
* * * * *
Bratek przeckn si , bo mu si ni o, e b ka si po lesie, wie, e dom niedaleko, a trafi nijak
nie mo e. A przecie dobrze pami ta , e wczoraj wieczorem... A mo e to te by sen? Eee, chyba
nie – zakrad si do domu pana Mszczuja i do izdebki wie yny si skry . Wlaz pod ko, bo ba
si odkrycia, a senny by , syty i pami ta, e pod tym kiem przysn . Ale potem wsta , nikogo
nie by o, wysmykn si z domu pana Mszczuja i polecia do mamy.
Pomaca ko o siebie. Wawrka nie by o ko o niego – pewno jeszcze z rodzicami siedzi. R ka na-
trafi a na portki i trzewiki... Dlaczegom si nie rozzu i nie rozdzia ?... Chcia t r przenie w
wygodniejsze miejsce i ona zaczepi a o co , co by o nad nim. Zamajaczy o mu sennie, e ko jego
i Wawrka podnie li i pod sam powa teraz b obaj sypia ...
- Mnie chyba znacie – us ysza obcy g os – Druzno jestem,wieszcz i kap an Swarzeca.To jest ar-
chierej Symeon, a to kap an z Góry y, Chrobor. Prosi em o przybycie, by wa ne sprawy i
postanowienia rady kap anów przekaza .
- Ja, archierej Symeon, powiadamiam – us ysza Bratek inny g os - e adnej rady kap anów my,
chrze cijanie, nie b dziem s ucha . My mamy misj nawracania i b dziem j pe ni !
-_Nawracanie – to ten mówi, co nazwa siebie Druzn – oznacza, e ten nawracany zszed z
dobrej drogi, wlaz w szkodliwe przywary lubo grzechy. Wszyscy uznajemy wspólny pocz tek,
tedy byli my na jednej drodze. Nadal uznajemy jedynego boga za naszego stwórc i pana. Tedy
nale y poda nawracanym – co oni robi z ego. Zwa cie, e my nikogo nie nawracamy...
- Oddalili cie si si od jedno ci czcicieli Pana – powiedzia Symeon. - My chcemy, by by a
jedna owczarnia i jeden pasterz. O to Pana prosim ustawicznie i d ymdo tego, aby si ta jedno
sta a. Wy nam macie za z e, i e ci giem Pana o co prosim,a sami cielce czcicie.Jakie wiete gaje,
kamienie, pos gi z drewna. W waszych wi tyniach nie Bóg pomieszkuje – tam ba wany stoj !
- Bóg nie w wi tyniach mieszka – teraz odezwa si ten trzeci, Chrobot chyba albo Chrobor –
On wsz dy jest. W naszych wi tyniach jeno kap ani mieszkaj i tam pe ni us ugi po yteczne.
- Pewno, pewno – zadrwi Symeonem zwany – dary przyjmuj , ognie ba wanom pal , obiat
czyni . My nawo ujemy do bezkrwawej ofiary, a wy za ydami pod acie – wasi kap ani dla
bóstw, dla ba wanów daj drewna, mi sa, jarzyn, owoców... Kiedy i jak owe ba wany to zjadaj ?
- Nie dla Boga to jest zbierane, lecz dla kap anów – powiedzia Druzno.
- Sami przyznajecie... - to by g os Symeona.
- Nigdy my nie powiadali, e nasze pos gi s wi te i cokolwiek jedz czy pij – powiedzia
Druzno. - W naszych wi tyniach przechowywane s umowy na wierzbie, kap ani s wiadkami
umów, bywaj s dziami i lekarzami albo nauczycielami ró nych zawodów.My za to wszysto,
co my od Boga dostali jeno go chwalim i Mu dzi kujem. Mod y dzi kczynne s odprawiane pod
przewodem kap anów. Wy przewa nie Boga namolnie prosicie... A sami zdzia to nie aska? Bóg
sam wie komu, kiedy i gdzie pomóc...
- Napisane jest – pro cie, a b dzie wam dane – powiedzia uroczy cie Symeon.
- Tak to wygl da, e do porozumienia nie dojdziem – powiedzia Druzno jakim drewnianym
osem. - Tedy nakaz i zakaz przekazuj . - Nie wolno pod kar mierci da ertwy, obiaty, danin
ani adnych innych ofiar dla kap anów i innych duchownych, ani te dla Boga – na wszystko
duchowni musz zarobi czynami po ytecznymi dla swoich wiernych wznawców.
- Jak e tak?! - oburzy si Symeon.
- To niepodobie stwo! - zakrzykn Chrobor.
- Napisane jest – powiedzia tym samym drewnianym g osem Druzno – ptaki nie siej , nie orz ,
a Ojciec Niebieski ywi je... Jak si chce z aski Boga , to niech si Go o wszystko prosi. On
mo e da przez swoich wyznawcow i innych ludzi lito ciwych. Jeno wy cznie po dobrawoli!
Wszelkie namawianie i wymuszanie... No – ju em mówi .
- 21-
* * * * *
Ciut wit Bratek wyczo ga si po cichu spod ka siostry, wyszed po cichutku na dwór i p -
dem pogna do mamy. Przywar do jej nóg, obj j za uda obiema r kami i powiedzia arliwie:
- Mnie wczoraj Symeon nawróci .
- Czyli chrze cijaninem chcesz by , jako i my. A dlaczegó to tak nagle na dziecinne oczka
przejrza ? aska Boska czy co?
- Bo ja wol o wiele prosi ni bym mia dzi kczyni za to, e tatko mnie t ucze – powiedzia
powa nie Bratek.
* * * * *
Na jesieni, kiedy ju wszysto zbo e by o om ócone i sta o w workach w stodole pana Mszczuja,
albo zabra y je wozy w odarza, pan Mszczuj odczyta wici, e mier w m czarniach ponie li dwaj
kap ani za namawianie i danie od wiernych ofiar. Jeden kap an w chramie Swarzeca za Wis , a
drugi z ko cio a pod Na czowem. Bratek d ugo czeka na to, co zrobi w tej sprawie Pan Bóg. Pew-
no owi straceni kap ani nie bardzo si Panu Bogu widzieli, bo adnej kary, ani nawet zwyczajnego
zgonu czy choroby albo po aru w okolicy a do kopnych niegów w ca ej okolicy nie by o.
- 22 -
Rozdzia IV
Dar od Boga
Nie da si przewidzie – co zostanie po cz owieku zapami tane, kiedy jego cia o przestanie ist-
nie . Cz sto potomni zapami tuj wiele, nawet nie wiedz c, e to zapami tane jest wytworem
jakiego cz owieka, który by , i przesta , a jednak wytwory jego my li czy r k pozosta y i s
cenione, chocia z twórc nikt ich ju nie czy. Co bardziej ceni by duch twórcy, gdyby mu
pozwo-lono przewija si okresowo w czasach pó niejszych od jego ycia?... Czy wola by, aby
pami tano jego imi , czy te by by bardziej zdowolony ze stosowania jego wytworów w praktyce –
bez zapami tania imienia?
Sulla jest pami tany z powodu rzetelno ci, uczciwo ci i skromno ci. Móg w pewnym czasie po-
stanawia prawie o wszystkim, móg sta si bogatszy od Krezusa. A on wycofa si do skromnej
willi, stoj cej na przeci tnej wielko ci dzia ce, przys uguj cej weteranom i na poziomie prze-
ci tnym – bez luksusów, chmary s ug i pochlebców ko o siebie, jada zwyczajne potrawy. W czasie
adania Rzymem spowodowa wydanie wielu praw, wiele osób skaza na wygnanie, pozbawi
maj tno ci i znaczenia, zlikwidowa awanse po znajomo ci, uniemo liwi korzystanie z urodzenia
si w dobrej rodzinie. Jako weteran (stosunkowo m ody) nie móg ju o niczym postanawia , a
jednak jego prawa i stare decyzje szanowano! Do dzisiaj wiele pogl dów Sulli uwa a si za
oczywiste i one s w u yciu praktycznym – s w prawach, w opiniach. Pami tasz kim by Sulla?
Lukullus by jednym z wodzów Sulli. Wygrywa wojny i bitwy dla Rzymu i Sulli. upy gro-
madzi dla swoich legionistów i dla siebie. W mie cie Rzym zakupi cz jednego ze wzgórz, kaza
na nabytej ziemi za ogrody i zbudowa obszern , wygodn will . Wtedy willa mia a inne
znaczenie ni dzisiaj – mog a by domkiem albo pa acem. Sulla mia domek – Lukullus pa ac. Sul-
la pozbawi Lukullusa wodzostwa, bo nie podoba a mu si – aczkolwiek zgodna z prawem – pazer-
no Lukullusa. Lukullus powróci do miasta Rzym i zacz by znany z urz dzania w swojej willi
uczt, które mia y wszystkie inne uczty pod sob . Uczty Lukullusa... O nich wielu pami ta i zna imi
gospodarza uczt, cho uczestnikami nie byli ludzie wtedy ceni cy Lukullusa za cokolwiek –
owszem wychwalali wykwintne potrawy, gustowne o wietlenie, pi kne sprz ty i wiele innych
cudowno ci, lecz uwa ali, i w ten sposób p ac za mo liwo napchania ka duna za darmo...
Ponad dziewi wieków czasu zmieni o znaczenie i wygl d willi Lukullusa. Sta a teraz u
szczytu schodów, które u atwia y pieszym zmian poziomów przechadzek albo koniecznego
zd nia do wybranego celu. Schody od pocz tku wykonywano byle jak. U omki staro ytnych ruin
stanowi y g ówny materia - potrzaskany i pop kany marmur, powbijany w b oto marmurowy i
ceglany gruz. Uzupe nieniem by bruk ze staro ytnych dróg rzymskich. Umajenie stanowi y zielska,
mog ce s do prowadzenia nauczania szkolnego o gatunkach i wygl dzie wielu ro lin. Willa z
do u wygl da a ma o okazale, z bliska mo na j by o okre li jako zaniedban ruder . Poza tym na
schodach – oprócz przechodniów – mieszka o z tysi c kotów. Chudych, wylenia ych, sparszy-
wia ych. ywili te koty przechodnie, rzucaj c resztki w asnego po ywienia. Czasem da a si jakie-
mu kotu z apa nierozwa na myszka, rzadziej zuchwa y szczur. A raz zdarzy o si , e na schodach
le przez par dni wynik ostrej sprzeczki mi dzy lud mi. W tym czasie koty mia y arcia do syta,
a przechodnie wybierali na dotarcie do celu i na przechadzki inne drogi.
Bo ena musia a przechodzi ko o tych schodów codziennie – tamt dy prowadzi a jej droga do
mieszka ludzi biednych, którym nosi a straw , leki i pociech . By a zadowolona z tego, e mo e
nie my le o zawiedzionej mi ci, prawd mówi c – e n i e m a c z a s u na my lenie o
czymkolwiek poza sposobami zaspokojenia ma ych potrzeb biedaków, aby mogli prze jeszcze
jeden dzie , jeszcze par dni, mo e miesi c, rok... Z dnia na dzie – byle nie zapomnie o oddy-
chaniu, bo g ód o jedzerniu zapomnie nie dawa . Dodatkowo pami Bo eny o wszystkim zwi za-
nym z Dzier ykrajem by a blokowana przez obraz k bowiska kotów ko o tego le cego cia a...
Wzdryga a si za ka dym razem, kiedy musia a przechodzi ko o schodów... Dwa razy dziennie...
* * * * *
Pierwsza rozmowa Jana VIII z Dzier ykrajem by a do ogólnikowa i nied uga, lecz zosta a w
pami ci S owianina na zawsze. Papie zostawi Scholastyk i Dzier ykraja samych, bo musia
jeszcze co za atwi . Podczas nieobecno ci papie a w komnacie Scholastyka podesz a do papieskie-
- 23 -
go biurka i przekr ci a, tkwi cy w szufladce kluczyk. Stoj ce przed biurkiem krzes o z por czami i
oparciem – przypominaj ce skromny tron – nagle si przewróci o do przodu, otwar a si pod nim
pod oga i na miejscu krzes a zrobi a si dziura. Scholastyka wskaza a r ten otwór i powiedzia a:
- Obejrzyj!
Podszed i zajrza . Krzes o jakby wisia o na tylnych nogach. A w g bi - w g bokiej dziurze-
zauwa co takiego jak b yski stalowych ostrzy – szpikulców,oczekuj cych na spadaj cego z
krze-s a cz owieka.
- Staraj si , by nie by poproszony o zaj cie miejsca na tym tronie skaza ców – powiedzia a
Scholastyka i ponownie przekr ci a kluczyk. Krzes o wsta o z otworu, na dziur nasun y si z
boków pokrywy, przednie nogi krzes a na nie opad y i wszystko wygl da o tak samo niewinnie jak
przed u yciem kluczyka.
Po powrocie do komnaty papie spyta o ojca Dzier ykraja. A kiedy dowiedzia si , e Druzno
jest katolickim ksi dzem i e niedawno odprawia w Polsce nabo stwo dla misjonarek, maj cych
nawraca Polaków na chrze cija stwo rzymskie – wyrazi yczenie, by Dzier ykraj zawsze
znajdowa czas na rozmow , kiedy zostanie wezwany do papieskiego zamku.
- To nabo stwo – powiedzia Dzier ykraj – by o ostatnim, które tato odprawia , on jest ju sta-
ry...
- I ostatni b pierwszymi – odrzek papie . - Ci z Konstantynopola chc sobie S owian podpo-
rz dkowa . Wymy lili s owia ski j zyk ko cielny i s owia skie pismo do ksi g ko cielnych.
Niczego w ten sposób nie osi gn . My acin wprowadzim jako wspólny j zyk dla wszystkich
chrze cijan. S owia szczyzny nie polubi Grecy ani acinnicy. acina ma przysz jako j zyk jed-
nego wiata chrze cijan.Jeden cesarz b dzie, jeden pasterz dusz... Te misjonarki... One po acinie?...
- Wi kszo po niemiecku – odpar Dzier ykraj – jeno niektóre zna y troch aciny.
* * * * *
Jedzenia ci gle by o za ma o. Bo ena dosta a dwie pomocnice – we trzy d wiga y ze sob wielki
kosz z uszami, nape niony straw . Jednak codziennie zostawa o jeszcze par domów do
odwiedzenia, lecz mo na tam by o zanie jeno modlitw i obieca co na jutro, bo kosz ju
opustosza . Bo ena ograniczy a swoje posi ki. O jeden posi ek dziennie mniej i ka dy posi ek
zjedzony – o po ow mniejszy. Na pocz tku czu a g ód zaraz po zako czeniu niadania i wiecze-
rzy, o obiedzie da o si zapomnie , kiedy si rozmawia o, namawia o do modlitw i rozdawa o
jedzenie. Z czasem g ód Bo eny zosta zast piony os abieniem – chodzi a wolniej, rzadziej
pomaga a nosi kosz... Pomocnice ostrzega y j przed chorob p uc – t umaczy y, e lepiej da
jedzenie nie wszystkim ni nie dawa nikomu. A jak dawca umrze, to ubodzy w nie dostan tylko
wiadomo , e nikt im ju niczego, nigdy nie przyniesie. Bo ena pojmowa a t umaczenie, lecz
mia a nadziej , e po niej przyjd nast pne roznosicielki. Scholastyka wyra a podziw, bo liczba
obs onych biedaków wzros a trzykrotnie odk d zaj a si nimi Bo ena. Na jak d ugo?...
* * * * *
Wezwanie do zamku przynie li w porze niadaniowej i Dzier ykraj natychmiast pogna , maj c
w pami ci przestrog Scholastyki.
- Senior Dier ykraj – powiedzia papie – chc ci zapyta o beneficja.
- Nie bardzo wiem...- w g osie Dzier ykraja czu by o zmieszanie.
- Chodzi o op acanie urz dników w adcy – Scholastyka natychmiast po pieszy a na ratunek.
- Maj oddane w u ytkowanie w ci z dóbr ogólnych na czas pe nienia obowi zków – powie-
dzia Dzier ykraj. - Dobra ogólne, to te ziemie,które powierzone s ksi ciu, aby mia dochody na
pokrycie potrzeb ogó u.
- Hmm... - mrukn papie – podobnie jest i u nas. Powiadasz na czas pe nienia obowi zków?
- Tak – powiedzia Dzier ykraj. - Czasem, jak kto si wyró nia, to dzier y w do ywotnio,
albo dostaje w u ytkowanie do ywotnie inn w – gdzie bli ej jego domu rodzinnego na przyk-
ad .
- A co si u was robi, kiedy kto nie chce ust pi z owej w ci? Bo mnie – powiedzia papie -
ludzie z rodów Krescencjuszy i z Tuskulum ust pi nie chc . Tam starcy siedzieli do ywotnio,
którzy niegdy urz dnikami na dworze naszym byli. Oni umarli, a m odsi z owych rodów krzycz ,
- 24 -
e to ich dobra, bo na wieki wieków przez papie y nadane. Co – wed ug ciebie – wypada z takimi
zrobi ?
- Daleko to od Rzymu? Zapyta Dzier ykraj.
- W Lacjum. Niedaleko od Rzymu. Nieopodal Fraskatti, gdzie niegdy Lukullus lubi wypoczy-
wa , kiedy Tyber zaczyna latem niby gnojówka mierdzie . Tyber bagnisty bardzo... No, co by
po-radzi uczyni ?
- Odebra nale y to, co sobie kto przyw aszczy . To rabunek – powiedzia Dzier ykraj.
- Musia bym najmowa ludzi spod ciemnej gwiazdy – powiedzia niech tnie papie . - To by si
wyda o, bo naj ty wszystko ma na sprzeda , tak e imi tego, co go op aca.
- Ja bym w imi sprawiedliwo ci da swoich ludzi – powiedzia Dzier ykraj oburzonym g osem.
Ja sam bym poprowadzi , gdy o rozbój w bia y dzie idzie.
- To wy mienity pomys – ucieszy si papie – b szuka w ród tutejszych, wielu b dzie si
nawzajem podejrzewa ... Sam ciebie i twoich ludzi poprowadz , poka miejsce i osoby. A
zap ata... Gdzie ty i twoi ludzie macie stajnie i mieszkania? Bo odt d na mój koszt b dzie dla was
ca kowite utrzymanie. Zgoda? Zrobisz to?
- Ja tylko pojma mog , kogo pan papie wska e – powiedzia Dzier ykraj – do reszty r ki nie
mog przyk ada bom nie jest s dzi w tej sprawie.
Po kilku dniach Dzier ykraj zosta poproszony o przybycie na zamek papieski. By wiadkiem
kajania si szlachetnie urodzonych z rodów Krescencjuszy i Tuskulanów. Przysi gali na ró ne
wi to ci, e ju nigdy nie narusz umowy, je li papie odda im tych, którzy poznikali tak bardzo,
e nie mo na ich znale ani si wywiedzie kto ich usun z w ci, mo e to dla okupu zrobiono i
Ojciec wiety chcia by po redniczy , to oni dadz okup ka dej wielko ci.
- Chcia bym da wam dowód zaufania i spowodowa powrót waszych rodowców, atoli nie jest
to w mojej mocy – powiedzia papie . - Gdybym wiedzia , e yj , i wiedzia gdzie s , to sam bym
poprowadzi zbrojnych ochotników, by uwolni dawnych moich urz dników i ich krewnych. Czy
mog liczy na wasz zgod , je eli z waszych rodów wyznacz nowych urz dników?
Zapewnili o gotowo ci pe nienia obowi zków powierzonych przez papie a, nawet na tych sa-
mych beneficjach poprzestaj c, które przedtem do owych urz dów przydzielono. Powinni by
zadowoleni, gdy nie musieli si trudzi – papie skorzysta z gotowo ci innych rodów.
* * * * *
Przechodz c rano ko o schodów pod will Lukullusa, Bo ena spostrzeg a, e kilku jej podopiecz-
nych usi uje sprzedawa przechodniom, wczoraj zaniesione przez ni czyste prze cierad a i ki cie
winogron. Zrobi o jej si nijako, pop aka a si , biedna, i pobieg a do Scholastyki.
- Zrobimy z tym porz dek – powiedzia a Scholastyka. - B dziesz zanosi jeno bezwarto ciowe
kr ki z cyny, na których wyryto znak ko cielny. Kto z tym kr kiem stawi si na msz i poka e
go zakrystianowi, ten dostanie wspomo enie. Przynajmniej z uczestnictwa w nabo stwie b dzie
po ytek. A tobie b dzie l ej, bo na to wypada, e u wierkniesz z wi kszej biedy ni li twoi podo-
pieczni.
Odt d Bo ena jada a normalnie. Min y os abienia. Nie powróci a poprzednia kr twarzy –
Bo ena wygl da a na uduchowion niewinno lub na pi kno w pierwszym okresie ci y. Kto nie
wiedzia , i mog aby schn z t sknoty i wzdycha do spotkania z jednym takim, ten móg by si
pomyli i g osi pogl d o nied ugim doczekaniu si na macierzy stwo m odej nowicjuszki zakonu
scholastyczek, czy te benedyktynek.
* * * * *
By a koronacja Karola Grubego z dynastii Karolingów na cesarza rzymskiego. Dzier ykraj nie
by brany pod uwag , co kanclerz papie a obja ni konieczno ci unikania zadra nie mi dzy dos-
tojnikami z zachodu i przedstawicielami ze wschodu.
- Jednak e zaraz po koronacji papie chce ci widzie u siebie – powiedzia kanclerz.
- Da em si wywie w pole - powiedzia papie , kiedy Dzier ykraj stawi si na rozmow – o-
szukano mnie. Ten t cioch w aden sposób nie pomo e Pa stwu Ko cielnemu. Czy s ysza o og-
niu greckim? Bo te galery arabskie trzeba jako od uj cia Tybru i z zatoki ko o Neapolu przep dzi .
Dzier ykraj wyzna , e o niczym takim nie s ysza , tedy papie wyja ni , e okr ty z Bizncjum
Reginald LANCA STER Z cyklu „Szlak Piastów” o ludziach i wydarzeniach z pograniczy przygody i historii opowie druga pod tytu em W I T tom drugi
- 1 - Rozdzia „0” Obraz a s owo Kiedy spyta wykszta conego Polaka: - Co to jest kultura, to tylko nieliczni nie b tym pyta- niem zaskoczeni i odpowiedz natychmiast i bez zastanowienia. Wi kszo zacznie mówi o rozpo- znawaniu kulturalnego cz owieka. Po czym go rozpozna ? Ano, po grzeczno ci, umiej tno ci adnego jedzenia, po ubiorze...Niektórzy zaczn mówi o Pa acu Kultury i Nauki w Warszawie... Nazwa tego pa acu sygnalizuje, e ten, kto tak ów budynek nazwa – nie zalicza nauki do kul- tury i dlatego mówimy o obiekcie kultury I... nauki. Nie wiemy czy chodzi o kultur i nauk Pola- ków, czy te nazwa naszego pa acu mie ci w sobie kultur i nauk ludzko ci na ca ym wiecie. Nie wiemy czy chodzi tylko o czasy najnowsze, czy te o wszystkie znane wytwory w tych dwóch dziedzinach od chwili startu a do dzisiaj. W zasadzie wszystko jest w tej nazwie najwy szej budowli w stolicy Polski umowne, lecz my tej umowy nie znamy. A jak kto , kogo niedawno marsza ek Sejmu Polski nazwa wykszta ciuchem, zacznie ba aka o polskiej stolicy i o polskim sejmie, to pozostaje tylko zastanawianie si – czy to powiedzia nas any, przez wrogów polsko ci, atny agent, czy te ten wykszta ciuch nale y do tak zwanych po ytecznych durniów, umiej cych jedynie powtarza bezmy lnie to, co jest stosowane przez bia , szar lub czarn propagand . Taki powtarzacz jest zaledwie no nikiem propagandy, lecz jest nadal cz owiekiem kulturalnym, cho by nie mia poj cia o grzeczno ci, manierach przy stole czy o stosownym ubiorze. Tak jest – i jako dowód mo na przytoczy poprawno twierdze o ró nicach mi dzy kultur tak zwanych ludów prymitywnych, dawniej nazywanych dzikimi, a kultur staro ytnych Greków, kultur Rosjan, albo Aborygenów, czy te Polaków. S ró nice mi dzy ró nymi kulturami, lecz nie da si bezstronnie orzec jaka kultura jest lepsza od innych – Wandale na przyk ad (tak si zwa o plemi Germanów), zdobywszy kawa Pó nocnej Afryki, stwierdzili, e tam nie ma lasów i brakuje opa u do ognisk, nad którymi oni piekli mi so. Tedy wyci li na opa winnice... Czy to oznacza, e kultura Germanów jest usznie nazywana przez epigonów nazizmu kultur wy sz od kultury Arabów? Wspó cze nie wykszta ciuchy powtarzaj uporczywie, e teraz panuje kultura obrazów. Ten, co te no niki propagandy uruchomi , mia – zapewne - na my li popularno telewizji. Za no niki ju nie kumaj , i na obrazach oparte jest równie kino, które bardzo podupad o w porównaniu ze stanem filmu i kina sprzed czterdziestu lat. A inne no niki powtarzaj , nie wiadomo za kim, e zanika czytelnictwo ksi ek, a dla zahamowania tego zaniku nale y ok adki ksi ek, koniecznie, wype nia obrazem. Mo liwe, e na niektórych dzia a przyci gaj co barwny malunek na ok adce ksi ki, s tacy, którzy bohomazy Picassa uznaj za arcydzie a, chwalone s malunki jeleni na rykowisku i uwielbiane s , jednocze nie, p ótna z wylanym na nie miszmaszem olejnych farb z ró - nych puszek. Który z chwal cych woli Wandalów, a który ydów? Hinduizm, czy szintoizm? A mo e buddyzm? Wybór jest swobodny, a niezale no s du, oparta na wiedzy g bszej od do ka na polu golfowym, jest bliska numerowi niniejszego rozdzia u. Zatem kultura obrazu czy – mo e – kultura s owa? Obraz – no nik owa widzisz teraz na mo- nitorze albo na kartce papieru. Obraz nieruchomy ma mniejsze szanse zaj troch Twojego czasu ni li obraz ruchomy. Atoli obraz ruchomy cz sto zajmuje czas bez po ytku – mign , przelecia i nie zauwa ysz wszystkiego – widzisz tak, jak zwierz ta – ruch! Je li chcia by zauwa szczegó y – ustawienie bloku przy siatce, po enie przegubu przy ci ciu, dobre lub z e ustawienie obro ców w akcji podbramkowej, to musisz stosowa zatrzymanie fragmentu ruchomej serii obrazów z ka- mery, na przyk ad stopklatk . Jak si troch zastanowisz, to dojdziesz do wniosku, e wy szo cz owieka nad zwierz tami polega na naszej umiej tno ci przetwarzania obrazu na s owa i za ich pomoc przekazywanie my li, ostrze , pochwa i nagan oraz – niestety – nakazów i zakazów. No, oczywi cie, i wielu, wielu ró no ci. Nawet niewidomy cz owiek jest w kwestii przekazywania lepiej zorganizowany od najm drszego zwierz cia. Nawet g uchoniemy, który przekazu g osowego nie u ywa, mo e pozna
- 2 - owa, czyta je, rozumie , przekazywa miganiem. To prawda, e s owa s przetwarzane w wyobra ni cz owieka na obrazy, lecz sam obraz cz sto nie mówi innym tego, co twórca obrazu chcia ogl daj cym przekaza . Znamy przecie opowiastk o cz owieku, który ka dy rysunek odbiera jako obraz nagiej kobiety... I jeszcze diagnoz psychiatry, e jest erotomanem skwitowa owami: - Jaa? A kto mi bez przerwy wsz dzie te go e baby rysuje? Có mo na przekaza nawet najlepszym nieruchomym obrazem? Mo na zapozna odbiorc -wi- dza z chwilowym stanem rzeczy – widz nie wie ani co by o przedtem, ani co stanie si potem. Mowa o cz owieku, bo zwierz ,nie czuj c zapachu, w ogóle takiego obrazu nie zauwa y. Za w ob- razie ruchomym zwierz na pewno zauwa y ruch. Ten ruch, nie poparty zapachem bardzo szybko przestaje zwierzaka ciekawi . Twórcy prawd korzystnych twierdz , e koty maj do s aby w ch, wi c pos uguj si przede wszystkim wzrokiem. Doskona ym wzrokiem. To samo ptaki. Z ptakami trudno jest robi do wiadczenia. Jednak z kotami – mo na. Je eli po ysz kawa mi sa w trawie i niedaleko niego pojawi si kot który przyszed „z wiatrem”, to mi so pozostanie nietkni te – kot go nie spostrze e. Kot, przychodz cy pod wiatr natychmiast do tego mi sa podbiegnie. Dla upewnienia si mo esz rzuci kotu kawal tka szynki – tak jakby rozsiewa traw . Ty te kawa ki widzisz, chocia s nieruchome. Kot rzuci si tu po siewie na jeden kawa ek, a po- zosta ych nie widzi. On nawet oczy zamyka i dopiero chem znajduje po kolei ka dy kawa ek. Masz podany jeden przyk ad, którego nie chc zauwa g osiciele prawd korzystnych. Ta ich prawda korzystna, to teoria materializmu dialektycznego, co mo na równie nazywa marksizmem. Wedle tej teorii cz owiek wyewoluowa ze wiata zwierz cego, a w procesie tej ewolucji zap aci za korzy ci rozwoju stratami w dziedzinie zmys ów – ma s absze zmys y ni zwierz ta. Naprawd ma absze? Bo je eli ma lepsze i jeszcze lepiej my li, to mo e si zrodzi w tpliwo czy na pewno pochodzi od zwierz t... Ja by em przez wiele lat instruktorem pilota u w szkole d bli skiej i mog potwierdzi , e cz owiek szuka wzrokiem kszta tów, barw, rozmiarów. Ruch te zwraca ludzk uwag ,lecz - nie potwierdzony powy szymi cechami - tylko przeszkadza w poznawaniu rzeczywis- to ci. Cz owiek woli obraz nieruchomy, lecz ten stacjonarny obraz nie mówi mu nic o przesz ci ani o przysz ci. A cz owiek – w odró nieniu od zwierz t – nie jest szcz liwy,kiedy nie mo e wy- kroczy poza : poje , popi , pospa ,popali i po... Cz owiek po prostu planuje!A dobre planowanie wymaga wiedzy o przesz ci, by z niej korzysta – unika starych b dów, wykorzystywa ród a sukcesów tych, co robili w przesz ci wynalazki i mieli szcz cie, bo co zrobili tak, a nie inaczej. Ekolodzy, najnowszy uchy ek teorii marksistowskiej, twierdz e wnet zabraknie wody, bo coraz wi cej jej zu ywamy i dlatego trzeba dba o lasy i ro liny poza lasami, gdy one zatrzymuj wod w glebie. Pomi my trosk o ro liny, która nie jest szkodliwa i pewno potrzebna. Ale jak jest ze zu yciem wody przez przemys i ludzi? Ano, trzeba sobie przypomnie lekcj w podstawówce o obiegu wody w przyrodzie. Wynika z niej, e nie ma zu ycia wody. Nas jest po prostu du o na wiecie – ka dy musi pi (lub je ) wod . Ona potem, w postaci potu, ez, moczu, cieczy w innych wydzielinach lub – na ko cu naszego ziemskiego bytowania, z trupa – wyparuje, zamieni si w ros , mg lub chmury i powróci na ziemi . My wody ywamy, my jej nie zu ywamy. A lodowce i pokrywa lodowa na zimnych morzach - ca y lód na Ziemi jest z wody odkiej. Jak to si zacznie rozpuszcza – wody s odkiej przyb dzie. Dlaczego ekolodzy s przeciwni ocieplaniu klimatu? Jak mia bym ci przekaza powy sze s dy, u ywaj c jeno obrazu? Nawet w komiksach musz by u y-wane s owa... Kto si uczy , aby wiedzie , ten wie, e S ce nie podgrzewa gazów prze roczystych. Dopiero chmury przez cz owieka widziane poch aniaj ciep o promieni s onecznych i staj si cieplejsze. Nagrzewanie atmosfery prze roczystej (jak powietrze) odbywa si w ten sposób, e S ce nagrze-wa ziemsk skorup , z niej ciep o jest wypromieniowywane i nagrzewa powietrze. Kiedy s chmury, to skorupa ziemska nagrzewa si s abiej – gdyby wybucha y elektrownie atomowe (i bomby), to nad nami powsta yby chmury bardzo grube, nie przepuszczaj ce promieni s onecznych i mieliby -my zamarzni cie Ziemi i nas. A ekolodzy uznaj energi atomow za czyst ... O co oni dbaj ? O ludzi czy o wody, ro liny i zwierz ta bez ludzi? Mo e chc da szanse pierwotnym yj tkom, z któ-rych (po katastrofie atomowej) powstan pierwotne mikroorganizmy, b dzie ewolucja i po milio-nach tysi cleci wyewoluuje z tego nowy zwierz naczelny? Mo e gdzie dla tego nowego ekolodzy
- 3 - ukryli przekaz o naszej szkodliwo ci dla Natury? Marksi ci dzielili i dziel ludzi nie wed ug rodzin i narodów – dla nich nie istnieje naród jako wspólnota j zykowa i kulturowa, dla nich naród jest zespo em obywateli, w naszym przypadku polskich obywateli, cho by umieli tylko po angielsku, niemiecku czy arabsku. Mog oni jednocze nie nale – wed ug marksistów – do innego narodu, je li maj obywatelstwo innego pa stwa. Marksi ci napisali w naszej tera niejszej konstytucji, e naród polski, to jest to samo,co polscy obywatele. Mo esz to sprawdzi – jest na samym pocz tku konstytucji. eby chocia pisali o obywatelach Polski...Polska jest dla nich tak samo niewa na, jak naród polski – wol u ywa polsko ci w formie przymiotnikowej. Dlaczego? Czy ktokolwiek potrafi odpowiedzie na to pytanie obrazami? Dziwnym trafem podobnie uwa aj tak zwani Europejczycy. Jeszcze dziwniejszym trafem ci zwolennicy powstania jednego pa stwa o nazwie Europa nale eli przedtem do partii komunis- tycznej, a teraz nale do... Mo esz sprawdzi , e w PZPR by y dwie, bardzo sobie wrogie, frakcje – nazywa y siebie wzajemnie chamami i ydami. Obie frakcje, jak to marksi ci, dzieli y ludzi wed ug tak zwanych klas spo ecznych. Dla nich wa niejsze by o przynale enie do klasy robot- niczej, a jeszcze lepiej do partii komunistycznej ni do czegokolwiek innego.Dziwnym trafem do- radcami Solidarno ci byli excz onkowie frakcji ydów. Dziwnym trafem oni nale eli do Unii Wolno ci albo Unii Demokratycznej. Dziwnym trafem Unia Wolno ci jest teraz w sojuszu z SLD. Jednak e nie ca a – cz cz onków Unii Wolno ci utworzy a Platform Obywatelsk . Dziwnym trafem SLD, UW i PO s partiami popieraj cymi europejsko , chocia przed wyborami nie pomi- jaj s ów Polska i Polacy, a unikaj s ów Rzeczpospolita polska, polscy obywatele itp. A po wyborach cz onek PO, znany j zykoznawca znowu, jest zwolennikiem istnienia polskiej Caritas,bo – jak mówi – s owo caritas znaczy po acinie mi , a po polsku mi jest rodzaju skiego. Nie wie, e po acinie caritas znaczy niedostatek, a niedostatek jest rodzaju m skiego? Nie wie, e istnieje Kler Polski, a nie polski kler? Polski, jako naszej Ojczyzny. Zwykle nie u ywam w tym owie wielkiej litery pocz tkowej, bo to tylko mój kraj i nie ja go stwarza em. Lecz teraz Polska jest zagro ona likwidacj , a ja nie chc , by moje dzieci nie mia y w asnego pa stwa narodowego. Dosz o do tego, e marksi ci nazywaj socjalizm pogl dem prawicowym! Kto uczy si historii, aby wiedzie , a nie dla stopnia, ten mo e pami ta , i partia Hitlera – NSDAP, to po polsku Naro- dowo Socjalistyczna Partia Pracy (pracuj cych, czyli robotników). Czy nie nazywaj czasem tej partii skrajn prawic ?... To prawda, e ta partia wywy sza a w asny naród ponad inne narody. Po- dobnie jak marksi ci uwa ali demokracj socjalistyczn za obowi zuj tylko w odniesieniu do lewicowców – internacjonalistów proletariackich – inne klasy mia y by likwidowane. Zadam Ci pytanie jakby nie na temat: - Czy mi b szacunek dla w asnych rodziców i dla osoby najdro - szej zmusza Ci do pogardzania innymi lud mi? Godzisz to jako , e inni nie s kochani ani naj- dro si i jednak ich cenisz, i umiesz to po czy z tym , e najbli szych kochasz najbardziej? Naro- dowi socjali ci oraz internacjonali ci proletariaccy uwa aj , e takie wspó istnienie uczu nie jest mo liwe! Wed ug nich trzeba tych spoza naszych uznawa za wrogów i ich niszczy . Oni coraz mocniej dobieraj si do nas, Polaków. Chc nam zabra dum z osi gni naszych przodków, z utworzenia i z istnienia Polski. Ich historycy twierdz , e Polsk utworzyli Germanie i szerz to twierdzenie jako pewnik. Je li serce pika Ci inaczej, kiedy Polak wygrywa jakie zawody sportowe, to przyjmij raczej mój punkt widzenia na t spraw . Ja nie wiem jak powsta a Polska i wiem, ze nikt tego wiedzie nie mo e. W ksi kach z cyklu „Szlak Piastów” wyra am przypusz- czenie co do tego – kto Polsk utworzy i jak to zrobi ,jak Polsk kszta towa i co z tego wychodzi o A Ty wybierz pogl d dla siebie najodpowiedniejszy lub zacznij dochodzi prawdy w dokumentach z przesz ci. To nader trudne i dlatego s uszne jest powiedzenie, e kto ma o wie – ten musi we wiele uwierzy na s owo. Jest to o tyle wygodne, e mo na wybra wiar w to, co najbardziej pasuje do naszych uczu i odczu . Zacz o si od obrazu i s owa, tedy i na koniec par s ów o tym. Jestem niedowidz cy, a projekt ok adki wiele kosztuje. Dlatego proponuj : - Wyobra sobie ok adk „ witu” na podstawie mojego opisu s owami. Na bia ym tle jest na górze ok adki imi i nazwisko autora napisane czerwonymi literami. Pod tym napisem – wi kszy i grubszymi literami napisany tytu . Te na czerwono. Pod ty-
- 4 - tu em jest namalowana scena atakowania aglówki przez wikingów z ich okr tu. Ten malunek jest podkre lony niebiesk lini . Pod t lini jest narysowane dziesi strza do uku – siedem jasnych z ko cianymi, trójk tnymi grotami, a trzy czarne z grotami ob ymi z elaza. Strza y s w p czku, który jest przewi zany bia oczerwon wst i ta wst ka jest uwi zana przy niebieskiej linii. Masz obraz i troch s owa, a pe ne wyja nienie obrazka znajdziesz w tre ci ksi ki. Rozdzia powy szy zosta dopisany i u yty w formie wst pu do wydania komputerowego w roku 2008. Stanis aw Pierzynowski.
- 5 - Rozdzia I Dobre pocz tkiem z ego? Strumie czasu p yn z oboj tn jednostajno ci . Op ywa jednakowo i z równ pr dko ci za- równo wydarzenia nadzwyczajne, jak i powszednie, dobre i z e. Przy z ych mog o si wydawa , e czas wlecze si jak pomrów, a wydarzenia dobre jakby przy piesza y bieg czasu, lecz to by y jeno ludzkie z udzenia. Ludzie wiedzieli, e im si tylko zdaje, i dobro przy piesza nurt czasu, a z o ten nurt spowalnia, jednak kiedy mieli orzec – który czas jest wa niejszy, ten od mierzenia dobra, czy ten drugi, to zrobi tego nie umieli. Przez wszystkie dni, miesi ce i lata po wydarzeniach na Pomorzu i gdzie indziej ludzie si mi- owali lub nienawidzili, rodzi y si dzieci i by y zgony, dobra pogoda powodowa a dostatek ywno ci. Mrozy w bez nie ne zimy,wichury i powodzie le wp ywa y na urodzaje i powodowa y przymieranie g odem przez wi cej ludzi ni w latach zwyczajnych. Jednak e nie by to skutek zmiany pr dko ci up ywu czasu. Czas sobie zwyczajnie up ywa i nic go nie obchodzi y ludzkie losy. Jako wieczny, czas nie móg by liczony od pocz tku. Ludzie liczyli go na w asny u ytek – ile lat kto prze , jak d ugo trwa a susza albo wojna, ile lat trzeba, by osi gn wiek sposobny do e- niaczki, do udzia u w wojnie albo do samodzielnego rz dzenia swoim maj tkiem. Ludzie – nies- usznie – nazywali czas bezsilnym albo bardzo wa nym. A on by tylko beznami tny. * * * * * Przed dwudziestu laty Mszczuj Wierzcho , znaczy - z Wierzchoniów wpodle Bardowieku na Za abiu, wyró ni si by wzorowym pe nieniem s by w dru ynie. Mszczuj zawdy by wzorowy, jako i wielu innych, atoli mia to szcz cie, e akurat ta jego wzorowo przypad a na czas odwie- dzin miejsca s by Mszczuja przez samego wodza, Lecha. W nagrod za wzorowo Lech nada Mszczujowi wier setki anów puszczy w Ziemi L dziców – na nowej ziemi, bo stara ziemia zosta a wydana na pastw Niemców po opuszczeniu jej przez Polan. W starych Wierzchoniach Mszczuj mia swoj umi owan Lub ,jeszcze zanim Polanie rozpocz li w drówk na zachód, a on sam rozpocz swoj s w dru ynie. Luba i Mszczuj chodzili ze sob wokó Wierzchoniów, trzymali si za r ce i marzyli o po cze- niu przez ich lub Suliców z Wierzchoniami. miali si przy tym z trudno ci j zykowych, bo ojciec Mszczuja zwa si Wierzcho , osada zwa a si Wierzchonie – niby ró nica by a – atoli spró- buj rozebra znaczenie s owa Wierzchonie, kiedy nie wiesz czy czasem nie chodzi o paru m ów z tego rodu, a nie o nazw miejscowo ci... By y nieporozumienia w rozmowach – no, nie mi dzy nimi -oni si rozumieli bez s ów, gdy r ka w r ce si skry a, oczy w oczach si zag bi y, s ysza o si jeno radosne bicie w asnego serca, a fala szcz cia zalewa a dusze, sprawiaj c jednocze nie przyjemno cia om, oni si rozumieli, lecz inni mylili si w rozumieniu drugich ludzi, kiedy si o Wierzchoniach mówi o. Na przysz nale o temu zapobiec, o ile zdarzy si taka mo liwo . Tak sobie postanowili, kiedy Mszczuj zosta zg oszony przez ojca do dru yny ochronnej przy wiel- kiej w drówce na wschód - za ab , bo z Niemcami ju nie da o si wytrzyma – marchia tu jest, powiadali, odwieczne ziemie niemieckie, o wiadczali, kupiectwo si sko czy o, powiadamiali, teraz b dzie si Polanom karki nagina do pos uchu nowemu bogu i nowym panom, Niemcom. A jak nie po dobrawoli, to wojna ino patrze wybuchnie, bo Niemce nie zdzier tego nies usznego uporu Polan! Kap ani Polan i innych plemion radzili opuszczenie siedzib za ab i przeniesienie si na wschód. Podczas tego przenoszenia Mszczuj ochrania w drowców w dru ynie pod wodz Lecha, a na nowych ziemiach, nadal w dru ynie, uczestniczy w próbie podboju ksi stwa Sprewian. Za Luba zosta a osadzona ze wszystkimi Sulicami na podbitym przez wierczka Niskim sku. Tam by o wesele Luby i Mszczuja. Wszyscy wiedzieli, e ma by , wszystko by o umówione, Mszczuj zaprosi jeno dwóch towarzyszy z dru yny - apczywca i Tetrycza, bo reszta jego rodu rozproszy a si rodzinami po Wielkopolsce, Ziemi Lubuskiej i ko o Krakowa. apczywiec i Tetrycz uchodzili w obozie wojennym pod Lubuszem za serdecznych druhów Mszczuja. Zwali si naprawd Witka i Stru yna, a apczywiec i Tetrycz, to by y przezwiska ich ojców w starym miejscu. Tak bywa, e
- 6 - dzieci dziedzicz przezwiska ojców i prawie nikt nie u ywa ich imion. Kiedy Mszczuj przyby do miejscowo ci, w której Luba z rodzin i reszt rodu siedzia a – jego umi owana p awi a si w szcz ciu. Ko o niej, równie szcz liwy, kr ci si w drowny lutnista z Czech. Bard, skald, minstrel, trubadur... Ci w drowni pie niarze, muzykanci wyst powali pó niej w Europie, zapowiadaj c w drowny teatr – ten grajek niczego nie zapowiada – on tylko korzysta z zauroczenia jakiej niewiastki, czy niewiasty, artyst , który raczy zni si do ust, piersi i bioder zwyczjnej miertelniczki, przedtem nikt jej tylu pochwa nie suli , co teraz ów artysta. A poza tym – on gra i piewa ! Powiada na uszko, e tylko dla niej... Mszczuj widzia Lub w obj ciach grajka. Podawa a mu usta do poca unku, zarzuca a r ce na kark... Tylko g upiec uwierzy by w niewinno takich wicze w parze... Jednak Mszczuj jeszcze si udzi i spyta Lub czy grajek nie jest czasem jej krewnym, a ona odrzek a, e nie. - O eni si z tob – powiedzia wtedy Mszczuj, bo wszyscy wiedz , e ma by nasze wesele, ale nie zapomn , si zapomnia a z takim byle kim. Niemniej, po lubie b si stara tak post powa jakby tej twojej zdrady nie by o. lub odwlekano, bo nie pojawiali si Witka i Stru yna. Jednak zbyt d ugo odwleka nie by o mo na, bo rós brzuch Luby. Tedy Sulicowie i ojciec Mszczuja, zast puj cy na lubie i weselu samego ksi cia Lecha, postanowili d ej niczego nie odk ada . lub by , wesele by o, po grajku ju nawet cie ostyg , Mszczuj zosta przez ojca, znaczy – przez ksi cia Lecha, bogato wyposa ony i ru szy na wschód, gdzie w Ziemi L dziców -czeka a na puszcza do wyr bania, mia y dotrze – po postawieniu budynków – zwierz ta od ksi cia,narz dzia od ksi cia, ziarno na siewy od... No, wszystko by o obiecane, w cznie z worem miedziaków i trzosem srebrników na sp acenie po yczek – wiadomo, e kto musi puszcz karczowa , budynki stawia , a potem ziemi uprawia , plony zbiera , hodowa , piel gnowa i co tam jeszcze. Ojciec, znaczy – ksi Lech, no, si a spoza si Mszczuja, chcia a przydzieli do pracy na suro- wym korzeniu, czyli w osadzie zak adanej od samiutkiego pocz tku, dziesi ciu zaków jako ch o- pów, jednak Mszczuj wierzgn przeciwko zewn trzno ci i sam rozmawia z ch opami, namawia ich, aby zgodzili si korzysta z jego opieki i pomocy jako wolni go cie, co obyczaj przewidywa , za ksi i zjazd przedstawicieli mo nych uchwalili jako jedno z pierwszych praw polskich. T uchwa pomieszczono na pocz tku wierzbowego pisania pod tytu em „Zbiór prawa polskiego”. Namawianie powiod o si i krótko po weselu Mszczuj z innymi rozpocz podró w stron jakie- go Na czowa w Ziemi L dziców, ko o którego owe przysz e any od ksi cia le y. Jeno puszcz wyci i ju mo na karpy wyrywa , do y po drzewach zasypywa , rad a i p ugi sposobi , ziarno przepatrywa czy zdatne. A wiosn – siew i ju tylko czekanie na plon. Potem jeno plony dzieli – prawie wszystko na sp at po yczek dla w odarza, a ca reszt na prze ycie do nowych siewów i plonów. Przedtem tym cierpliwym czekaniem na pogod , na brak robactwa, na brak powodzi i na wszystko inne zajmowa si ojciec. A teraz Mszczujowi przysz o zasmakowa przyjemno ci zapew- nienia bytu onie, dziesi tce wolnych go ci i samemu sobie. Od razu si przekona , e ta niepewno co do urodzaju jest tak rozkoszna, e a spa trudno, cho przecie nie od ciebie susza ani powód , nieg albo jego brak i wszystko inne – naprawd nie od ciebie zale . Ta troska w podró y, cho do celu jeszcze daleko by o, zmusza a do znalezienia dla siebie od- pr enia. D ugotrwa e jazdy konne do przodu i powrót z oddali – nie pomaga y, bo pozwala y na my lenie. Szuka ucieczki od trosk w pija stwo?... Wtedy inaczej zobaczy Lub . Ju nie oczy i osy w warkoczach, ju nie szczup a kibi , w skie p ciny i zgrabne ydki – teraz widzia dojrza e biodra, du e, j drne piersi, czerwone, nabrzmia e jak dojrza e wi nie wargi i spojenie ud... Po raz pierwszy w yciu za rozkoszy z niewiast . To dawa o prawdziwe odpr enie, tedy niechby droga do celu by a jak najd sza i sk ada a si z samych postojów nocnych... Matka usznie poucza a, ze niewiasty pr dzej od m ów dojrzewaj i cni im si za samcem,bo chc za macierzy stwa. No, dobrze, ale ten jej brzuch... Trudno, widzia o si , przebaczy o – cierp cia o, kiedy ci si chcia o... Kto jest ojcem tego malca w jej brzuchu?... Czy da si toto pomi owa ?...Jak smakowa aby Luba, gdyby on by jej pierwszym m czyzn ? Bo teraz jako tak by o na pocz tku ka dego zbli enia nieswojo... Musia t nieswojo próbowa zepchn gdzie w g b duszy, bo o wyrzuceniu ani marzy ... To spychanie za ka dym razem d ugo trwa o, a Lubie jakby si to nie podoba o... Chcia a, eby d uuuugo...
- 7 – * * * * * - Ta wie b dzie si zwa Wierzchoniów - powiedzia Mszczuj, a stoj cy przed nim wolni go - cie zgodliwie i ze zrozumieniem pokiwali g owami. Jeno, stoj ca za Mszczujem, Luba mrukn a pod nosem o Sulinowie, lecz kiedy Mszczuj odwróci ku niej twarz, zobaczy przymru one oczy i co ,co mo na by o nazwa pojednawczym u miechem. - Ka dy z nas - mówi dalej Mszczuj – przy- st pi teraz do wykopania dla siebie, a ja i dla mojej ony, ziemianki. Do zimy nie zd ym przgotowa budulca i zbudowa jedenastu chat, tedy tylko wyr b zaczniem, co zim nadal b dzie prowadzone. Wolni go cie, niby z powodu braku roboty, pojawiali si po kolei przy ziemiance dla Luby i Mszczuja. Z w asnymi opatami i du ymi ch ciami do pomocy. Pytali o to – co maj robi i robili to sumiennie, a cz sto gorliwie, bo w czasie pomagania Mszczujowi ich ziemianki same wykopa si nie chcia y, a potem dachem pokry kto musia i ziemiank w ciciela Wierzchoniowa i ziemianki wolnych go ci, tedy gorliwo stwarza a mo liwo pr dszego wykonania jednego, aby i drugie mo na by o zrobi . Którego dnia pojawi si w odarz z pobliskiej Bochotnicy. Pochwali post py prac, powiedzia , e ma ju u siebie narz dzia dla Mszczuja i jego ludzi oraz dostatek ziarna na siewy. Kiedy tylko Mszczuj za da, to wszystko zostanie dostawione. - Masz, m ody cz owieku, bardzo silne wsparcie u samego Piasta – powiedzia na odjezdnym. We , po takim powiedzeniu, i nie pomy l o wp ywie w ciwych znajomo ci na dol cz owieka... Z Na czowa przyjecha bardzo mo ny s siad – sam Na cz naczelny – najwa niejszy z ca ego rodu ma opolskiego. Przyby w dwóch sprawach – najpierw pozna i powita nowego s siada, a jak ju pozna i powita , rozpocz po egnanie i yczenia dobrej przysz ci. - Z Toporami w Ma opolsce wygra trudno – powiedzia – wi cem umy li sadzonki mojego rodu ukorzeni w tej waszej Wielkopolsce. Na czów b dzie pilnowany i rz dzony przez dwóch waszych ludzi. To woje po s bie w dru ynie Lecha. Mo e ich znasz, bo – pono – te w tej dru- ynie pe ni s . Oni powiadali o sobie, e znacz ce miejsce zajmuj w uk adzie wa nych osób po ród wszystkich Polan. Ciebie te znaj ... Powiadaj , i niezas enie obdarowany przez Lecha, bo niczego szczególnego nie zdzia . Mszczuj, mocno zmieszany otwarto ci Na cza, przyzna w g os, budz c zdumienie swoich wolnych go ci i Luby, e i on uwa a nagrod od Lecha za szcz liwy u miech losu, wszak e nieza- ony. - A tak ja im mniej wierz po tym, co teraz powiedzia – rzek Na cz. - Szkoda, em ciebie o nadzór nad Na czowem nie poprosi ... Gdyby co ... No, wiesz... Gdyby widzia , e ci twoi zna- jomkowie nie bardzo, to pisz do mnie i pos ca z listem lij do osady Na cza w pobok Szamocina w Wielkiej Polsce. Kiedy Na cz odjecha , Luba wyrazi a zaniepokojenie mo liwo ci odebrania Mszczujowi tej posiad ci, która ma si zwa Wierzchoniowem. Od razu znalaz a rodek zapobiegawczy... - Gdyby to na moich braci albo na mojego tat przepisa i by my nazw zmienili na Sulinowo, to mniej by dworaków Piasta w oczy k o – powiedzia a, a Mszczujowi nast pna noc z Lub jako nie bardzo smakowa a... Ona i on z pewno ci nie byli jedno – nie do nich odnios o si wskazanie kap anów, e po lubie ona i on maj odej od rodzicieli i jedno stanowi cia o i jednym by du- chem... Mszczuj tylko westchn , kiedy jeden z jego wolnych go ci napomkn , e oni, znaczy wszyscy inni, bo – on sam – on ma, a pozostali maj narzeczone... Znaczy – dwóch z nich. I chodzi o to, by pan Wierzcho da zgod na przechadzki do Na czowa, bo tam niewiastek jak mrówek, a bez niewiasty,to sam pan Mszczuj wie jako to jest. On sam, znaczy ten mówi cy, czyli Jakub Parnica te wie, ale on do Na czowa nie chce chodzi , tylko o innych dba, bo go o to poprosili. - Zgod daj – powiedzia Mszczuj – i ycz powodzenia. Jeno luby rad bym odwlec do przy- sz ej jesieni, jako e chaty dopiero wtedy stan . Na razie gotowe by y wszystkie ziemianki. A kiedy z tego s owa pozb dziesz si jednego znaku, to ono zabrzmi zimowo - zimianki. W sam raz dla przetrzymania zimy, jest gdzie si ugrza ,
- 8 - przespa i straw uwarzy bez towarzystwa mrozu i zawiei. A takie schronienie bardzo si przyda, kiedy przez wi ksz cz dnia r bie si drzewa toporami lubo pi uje we dwóch, na kl czkach, w niegu zlodzonym, albo w b ocku – kiedy odwil nastanie. Przez lato, jesie i zim musi by przygotowany budulec na jedena cie chat. Byle do przysz ej wiosny – potem ju b dzie z górki. Tej nocy w przysz ym Wierzchoniowie spa o si pod dachem.A ziemianki Parnicy i Mszczuja by y troch od innych wi ksze i staranniej wyko czone – nawet drzwi mia y w cianie szczytowej, co prawda jeno z dech pozbijane, ale zawsze. Tej nocy do drzwi ziemianki Mszczuja kto zapuka , troch za mocno jak na grzeczne odwiedziny. Mszczuj wyszed na zewn trz, popatrzy na wielkie, miedziane kolisko miesi ca, gwiazdy wieci y niby sztuczne ognie, a ten widok nagle znik -zas oni go Mszczujowi kr g ciemnych postaci – wokó niego ustawi o si pi ciu w ciemnych opo czach, w ciemnych opaskach na twarzach, si gaj cych pod oczy. Te pi par oczu pob yskiwa o mi dzy kapturami opo cz a przepaskami, kiedy który lekko g ow na bok ruszy . U jednego b ysn o co ugiego poni ej pasa – to pewno by a stal – Mszczuj waha si z nazwaniem tego przedmiotu, to móg by brzeszczot nagiego miecza lub d ugiego no a. Nie bili, nie krzyczeli, Mszczuj us ysza , niewyra nie wypowiedziane g osem przyt umionym, jakby mówi cy chcia cisz nocn uszanowa lub zmieni dla niepoznaki g os – us ysza s owa, e tu jest Ma opolska, Polanie s tu obcy i on ma si wynie st d, je eli nie chce, by wyniesiono jego zw oki. Mo na w takim po eniu ró nie my le i ró nie poczyna . Ciemno jest, pierwsze uderzenie mo e wywo zamieszanie i przestrach napastników, mo na wykorzysta w asn sprawno , a tej Mszczujowi nie brakowa o, mo na by o buchn w jedn stron i uj . A Luba?... A jak si zginie w walce z nie wiadomo kim i dlaczego?... Mszczuj wybra inn mo liwo – g osem boja liwym i prosz cym powiedzia : - Ja nie wiedzia em... Raz-dwa si wynios ... Czy mog ze sob zabra ... - Wszystko ma zosta na miejscu – us ysza i tamci odeszli. Lubie nie warto by o przerywa snu – tak uwa Mszczuj – ona niczego nie wiadoma,ona nic nie poradzi na poczynania zbójów. Z samego rana – Luba jeszcze spa a – pojecha do Bochotnicy, do w odarza. Ten by niepomiernie zdziwiony, podejrzewa odczytywanie my li na odleg . - S do ciebie wici – powiedzia . - Ksi ma za ma dru yn i zbiera ochotników na bitw z Normanami. Pewno nie pojedziesz? Bo jakby pojecha , to ja bym pomóg w pracach. Ch opów bym st d wzi i bardzo by si wszystko przy pieszy o... Wiesz... Mnie rozliczaj i oceniaj dobrze, kiedy wielu si stawia na wezwanie... To co? Ruszysz? Piast ci tego nie zapomni... Mszczuj poda prawdziwy powód swojego przybycia. W odarz s ucha i kr ci g ow . Potem powiedzia , e to wprost niemo liwe, bo tu okolica spokojna, Na czów s uchaj , a oni zapo- wiedzieli srogie kary dla zbójców i ch ników. - Chyba e – powiedzia , a twarz jego wyra a zamy lenie – kto z twojego otoczenia macza w tym palce. Który z tych twoich wolnych go ci?... Ten Parnica... S ysza em... No, mówi nie b bo zakaz by . Zwa , e on leciwy dosy , a inni jego s uchaj ... Ja bym przypilnowa , gdyby ty na t bitw ... To co? We miesz udzia ?... Sam by ruszy , bo inni nie mog albo nie chc . * * * * * W bitwie Mszczuj nie bra udzia u. Zosta wys any na podjazd, jako zwyk y woj, bo przecie w dru ynie ju nie s . Podjazd natkn si na czujk wikingów, usi uj znale cokolwiek do zjedzenia, bo o rabowaniu ci g odni ludzie ju nawet nie marzyli. Wikingowie z czujki zostali zaskoczeni u yciem arkanów, dziesi ciu ros ych jasnow osych i niebeskookich pr dko sp tano, jarzmo im na barki i karki w ono, r ce na plecach powi zano i dowódca podjazdu wyznaczy Mszczuja do czasowego przypilnowania je ców, bo reszta musi gna do ksi cia, nakaz by , eby pr dko, bo si nie za du o i ka da para r k z mieczem przyda si przeciwko naje com. Wiadomo, e je ców gna pr dko nie da rady – koniom nie dorównaj , a znowu zabi ... Szkoda przecie, bo sprzeda mo na, do roboty zap dzi ... Zostawili Mszczuja, mieli powiadomi kogo trzeba i na pewno kto przyb dzie zabra zdobycz, przecie upy po bitwie nale y dzieli i kto to z pewno ci uczyni. Z pocz tku Mszczuj przypuszcza , e zosta sam jeden przy yciu. Dwa dni strawi na owach, paleniu ognia i karmieniu pojmanych, a nikogo z obiecanych ktosiów nie by o. Potem dotar z je -
- 9 - cami na pole bitwy, ogl da stos norma skich trupów i, okalaj cy go, zwa poleg ych wojowników -na pewno nie polskich. Nie zauwa zbyt wielu poleg ych Polaków. Tedy kto zapomnia , kto zaniedba , wa niejsze sprawy by y na g owie albo mus by pogna za jakim oddzia em wrogów, którzy tu nie polegli... Mszczuj o ma o co nie wypowiedzia wi zanki przekle stw przeciwko... Wi zanka mia a si zacz od przypuszcze o z ym prowadzeniu si przodków, potem opisywa jeszcze gorsze prowadzenie si rodzicieli, a w ko cu zawiera list porówna zapominalskiego do- wódcy do ró nych stworze maj cych cechy ogólnie uznawane za ujemne. Ba, a je li sta o si co niezale nego od tego, który Wierzchonia w dozorowaniu je ców nie wspomóg ?... Zamiast wi zanki Mszczuj wymy li wiele usprawiedliwie , wszak e pomy la , e taki dowódca, który nie ma na co czasu albo pami ci, kiedy doczeka si wi zanki jeszcze soczystszej. I dobrze mu tak! Wynikiem tych przemy le Mszczuja by o jego posuwanie si tu za jarzmem, utrzymuj cym wikingów w jednym, równiutkim rz dzie i niesionym przez tych skurczybyków w kierunku nowego Wierzchoniowa. No, bo gdzie mieliby i ? Wszak na to wygl da o, e wikingowie bitw przegrali, tedy Polacy jej nie przegrali. A jak nie przegrali, to co? No jasne, ze zostali zwyci zcami, bo ich wrogowie s pozabijani. Za Mszczuj nale y do zwyci zców i niejako w imieniu wszystkich Polaków musi si trudzi przy tych Normanach. Czy za to oni mu si nie nale ? Powiedzmy, e nie bardzo... Tedy komu ich odda ? Mo e do Gniezna prowadzi ?... Jak nie pami tali w pobli u pola bitwy, to w Gnie nie sobie przypomn ? A jak tam nie b dzie nikogo, kto by przy ksi ciu na tej wyprawie? Do samego ksi cia le z dziesi cioma je cami? eby tak ze stu, to co innego... Wte- dy ksi lekk r da by w nagrod dziesi ciu... Ilu? Dziesi ciu? Ale tylu w nie Mszczuj mia przy sobie!... Jak e to si dobrze sk ada, e ksi ciu tak drobn darowizn nie musi si g owy zawraca ... Za to g ow Mszczuja zaprz ta a obawa przed tymi pi cioma... Jak to za atwi , skoro si ich nie zna, a oni dobrze wiedz gdzie mieszkasz i kim jeste ? Trzeba podst p... Wabik... Pod por podjecha noc . Ho,ho! Na kupach le y okorowane pnie na co najmniej mendel chat. Karpy le y na stosach, a ziemia na por bie by a równiutka i zaorana! Sta y wysokie koz y do traczenia bali d ugimi pi ami na krokwie i dechy. Rano b dzie mo na to robi . Zapewne sprawc tego niemal cudu jest w odarz. Szkoda, e nie zna si wi zanki dzi kczynnej... Zapuka leciutko do drzwi ziemianki Parnicy. Zosta wpuszczony do rodka. Parnica pokaza mu pi niewiast i powiedzia , e to jego ona, która wczoraj zjecha a. Mszczuj zosta jeszcze zapoznany z twarz pi cej córki Parnicy i dowiedzia si , ze ma ona lat pi tna cie. Przeckn si , le cy na sienniku, prosto na ziemi po onym, ch opaczek, pacholik nieletni, Parnica rzek , i to jego syn. Obudzi a si ona. Powiadomiona, e to jest w nie pan Wierzcho zerwa a si posi ek szykowa . Podczas tego posi ku Mszczuj zleci Parnicy piecz nad je cami i nakaza nie powiadamianie Luby o swoim powrocie. - Je ców powierzcie naszym osadnikom – po jednym do ka dej ziemianki. Na razie mocno skr powa , a rano dyby sporz dza i k ody do nóg. W Na czowie wszyscy maj jak najpr dzej wiedzie , em powróci i ranion jestem. - Mszczuj mówi i uwa nie spoziera po twarzy Parnicy, a na tej twarzy niczego podejrzanego nie da o si spostrzec. O zaraniu Mszczuj skry si w lesie na skraju por by. Przez ca y dzie wybiera w ciwe stano- wisko, a ponadto kry si przed ludzkim mrowiskiem, bowiem po wschodzie por ba zaroi a si od robotników. Zarzucali liny na wysokie koz y, obwi zywali ko cami tych lin pnie, do drugich ko ców zaprz gali wo y i pie powolu ku, ostro nie w drowa na kozio . Potem jeden z robotników w azi nad ten pie , okracza go i ustawia pi na odpowiednie miejsce, by grubo dechy lub krokwi by a odpowiednia. Nast powa o r ni cie powolne a dok adne. Ten na górze utrzymywa kierunek ci cia, drugi – na dole – jeno ci gn pi do ziemi, równo i bez szarpania. Mszczuj patrzy na to pierwszy raz i mimochodem zapami tywa kolejno i sposób wykonania kanciastego bala albo dechy. Dobrze e ta robota na por bie trwa a, bo bez niej Mszczuj móg by oszale od okropnych my li i wyobra . Jego Luba zmawia a si zapewne z otrami spod ciemnej gwiazdy. Wyobra nia – w tej chwili chora – podsuwa a obrazy wyuzdania – jego Luba …. Suka parszywa. Czy aby na pewno? Miota si mi dzy pos dzeniami a b aganiami o przebaczenie jego umi owanej,bo mo e mu si tylko zwidywa o... Miota si tak e po lesie – raz g biej musia wchodzi , to znów na brzeg por by wraca i
- 10 - pilnowa czy jaki robotnik znów nie rusza w stron ciany puszczy w sprawie nie cierpi cej zw oki, a zapowiadanej przygotowywaniem portek do opuszczenia, kiedy nadejdzie pora wypuszczenia niacza podszytu le nego... Po zmroku musia na nowo wybra stanowisko, by miesi c mie za sob . Taki sam prawie pyzaty i miedziany miesi c jak tamtej nocy... Doczeka si – wesz o ich pi ciu w opo czach do ziemi. Jeszcze zak adali opaski na twarze, kiedy strzeli po raz pierwszy. Ci ciwa uku adnie kn a i pierzasty no nik mierci poniós zadzier ysty grot w stron celu. Trafienie by o pi kne – fajtni cie apami, charkot z przestrzelonego gard a... Jeszcze pierwszy nie zd upa , kiedy drugiego ugodzi oszczep, J k i wywrotka na bok. Trzeci dosta dzirytem. Musia a by w tym r ka jakiej boginki w ciek ci, bo nawet przy tym niewyra nym wietle Mszczuj widzia czarn posok , buchaj z oczodo u trafionego. Czwartego... Ten zosta dosi gni ty strza , kiedy ju sadzi d ugie susy w kierunku brzegu lasu. Mszczuj gotów by przysi c na prochy przodków, e trafi dobrze. Pewno b dzie rana w plecach, albo tamten przez jaki czas b dzie mia niech do siadania z powodu bolesno ci po ladka... Pi ty uszed bez adnej szkody. A Mszczuj czeka . Rankiem wokó trzech trupów pojawili si wszyscy wolni go cie i Luba z nimi. Luba, brzuchata mocno, uwa nie przygl da a si twarzom zabitych, a potem odetchn a, twarz jej rozpogodzi a si i pani Wierzcho posz a do ziemiaki. A Mszczuj czeka . Nasta wieczór. Zacz si zmierzchem, szarza o, ciemnia o, s ce ca kiem si skry o, jeszcze zmroku nie by o... Mszczuj czeka . Bardzo niepewny, bo ten ranny mo e nie przyj . Stawili si jak na zamówienie. Lekkie pukanie do drzwi ziemianki.Drzwi si otwar y i obaj znik- li we wn trzu. Mszczuj jeszcze nie mia pewno ci, a chcia j mie , wi c sta i stara si za g no nie oddycha . Czy nie s ycha czasem jego serca, które omoce jak szalone?... Wyszli nad ranem i od razu zacz li si k óci . Mszczuj zdoby pewno – k ócili si o to które- mu Luba sposobniejsza. Mszczuj wola by nie s ysze ich przechwa ek – one uw acza yby najgorszej zdzirze. A potem ci dwaj zacz li si bi . Obaj mieli no e...Obaj padli prawie jednocze nie, a Mszczuj jeno pilnowa czy si który nie podniesie – wszak i jego miecz by sposobiony do zadania ciosu poprzedniej nocy. Co si odwlecze, to nie uciecze... Uciek o, bo tamci ani drgn li. O wicie wyszed na por i obejrza twarze nie ywych. Tak przypuszcza - to byli apczywiec i Tertrycz. Jak dawno pokumali si z Lub ? Zapuka do drzwi swojej ziemianki. Luba otworzy a i stara a si zarzuci mu r ce na szyj . Odsun szorstko. - Wyjd obejrze teraz tych dwóch – powiedzia - a potem jeno do porodu tu zostaniesz. Wnet po porodzie b dziesz st d wygnana na cztery wiatry. Poród nadszed pr dko. Czeka a na po na i mamka z w asnym dzieci tkiem przy piersi. Luba zd a jeszcze powiedzie , e synaczek powinien zwa si Havl, a jej ani razu nie by o dobrze z Mszczujem – ona jeno udawa a rozkosz. Teraz si st d wyno – powiedzia spokojnie Mszczuj i udawaj, e sobie doskonale radzisz w samotnej podró y do wiata pot pie ców. Po po udniu Parnica przyprowadzi swoj córk . - wie a – powiedzia – b dzie panu us ugiwa , bo my przecie obaj przekonani, e niewiasta w domu jest po yteczna. Gawe kiem si te mo e zajmowa , bo na naszym Wawrku troski o malców nauczona. Jaka dziwna ta wasza by a. Havel jej si zwidywa , a to po naszemu przecie Gawe ...Havl sobie ubrda a – mrucza jeszcze po opuszczeniu ziemianki Mszczuja, a wie a zakrz tn a si po wn trzu jakby nie wiadomo jak do wiadczon gospoch by a.
- 11 - Rozdzia II Jest i czas pokoju... Siostry Bo eny – to by a zaleta albo przywara bli niaczek – robi y wiele rzeczy jakby na komen- . Razem zasypia y, razem si budzi y i wstawa y, lubi y te same potrawy i tak samo jednakowych nie lubi y. Nieomal by y sk onne wspólnie w u z Okruszkiem... No, wychowanie je powstrzymywa o, nie wypada o, lecz podmienia y si co noc – raz jedna, raz druga. Za w sposobnej porze musia y podmienia si jednej nocy, bo obie jednocze nie zachodzi y w ci i jed- nocze nie – tego samego dnia i o tej samej porze – rodzi y po dwóch synów, zapowiadaj cych si na wielkoludów. Wybaczcie, na kruszynki takie jak tatu . Okruszki male kie, tiu, tiu, tiu... W takim czasie, kiedy siostry Bo eny by y – jednakowo – niezdatne do legania przy Okruszku, ta dru ka Bo eny, Hilda... Hilda odpasiona, czysta, mowy troch wyuczona, niechc co, pojawia a si przed oczami Okruszka. On szed lini side sprawdzi , a ona obiega a kawa lasu, by móg j widzie znikaj w g stwie krzewów w takiej chwili, kiedy akurat patrzy we w ciw stron . On jecha drog do s siadów, a ona przez pola i zagajnik, na skróty – biegiem najpr dszym, by si jeszcze zd wydysze , kiedy on nadjedzie i zoczy samotn Hild na przechadzce. Zamy lon , smutn , oczka w dal bezkresn skierowane, usteczka w podkówk . Obraz przez los i ludzi pokrzywdzonej a niewinnej istoty... Wzdychaj cej tak g boko, e sutki jej piersi nieomal do brody podskakiwa y... Przypadkiem w takim czasie, kiedy jego ony nie mog y z nim lega ... Bo ena to podpatrzy a, zacz a podgl da i na usta cisn y jej si s owa opisuj ce parszywo suki i wredno lisicy. A potem s ysza a przez cian j ki tej puszczalskiej, w cej w szkod dziwy, u ywaj cej cudzego m a i to w domu sióstr, a przeciwko nim. Ach jaka Hilda sta a si spostrzegawcza i zdumiona, e mo e istnie m czyzna, maj cy taki s odki a ogromny korze . A te jej pro by, niby to nie mia e, o mo liwo pog askania w nie tam, kiedy dopiero co sko czyli jedno spó kowanie.. Sid a sta y si zaniedbane, konie Okruszka darmo wygl da y pana, darmo r y cicho do nadziei potruchtania, co im jest przydatne jak troch d u dla kani. Nic tylko sypialnia, skrzypienie a pod zdwojonym ci arem, j ki, zachwyty... W ko cu Hilda kaza a - k a z a a wyw oka jedna, jakby pani tego domu by a – donosi jad o i napoje do sypialni i sama karmi a Okruszka, a on jeno o mo liwo przespania si doprasza . Ona – ma si wiedzie – wyrozumiale si zgadza a, nawet pomaga a Okruszkowi usn , opowiadaj c mu o zaletach tej dzidy z krocza, któr w nie usi uje obj palcami jednej reki i skórki troch ci gn , aby liczne przeci cie na ebku obejrze i uca owa w dowód wdzi czno ci za taki ogrom dobroci przez t maczug sulonej w biodra Hildy... Obmierz a i fa szywa wnuczka i córka germa skich j dz gotowych si podk ada legionowi rzymskiemu po bardzo d ugim rozstaniu si legionistów z mo liwo ci dotkni cia niewiasty. Pod e nasienie – jeszcze j dopadnie ci a i wtedy zobaczy jak to s odko my le o parzeniu si jej samca z innymi... Przestanie wysysa soki ywotne z m a sióstr. Wysysa w przeno ni i dos ownie, przewrotnica jedna i zboczeniec wart losu Sodomy, Gomory i ony Lota na dodatek. Czekaj ty, wydro tchórzliwa! A niegdy ukrywa a monety i kosztowno ci, które mog y wcze niej wykorzysta dla poratowania si w trudnym po eniu. Zak amana pluskwa, eby ci to jego nasienie w tej twojej bie zgorzknia o niczym pio un i otru o ci z dziesi razy po kolei! A mieni si chrze cijank , kobieta warta wypalenia na czole pi tna dziewek wszetecznych. Jak ona mo e?! Co ,wypada o na to, e o n a mo e,skoro robi a... A nawet,w rzadkich wolnych od tej roboty chwilach,stara a si dociec powodu smutku dru ki i jako j pocieszy ... Dobre serduszko a pod a dusza? Mo e z czyjego nakazu, a mo e z w asnej woli i w asnego upodobania - do domu Okruszka zje cz sto Dzier ykraj – m odszy brat Zdruzny i Stoigniewa. W rodzinie Druzny tak by o, e jeno m odsze rodze stwo by o dzie mi ma onków – Zdruzno dziedziczy po ojcu cechy nieznane u innych ludzi, Stoigniew sporo naby od Druzny i przez wychowanie, zanim urodzi si Dzier ykraj. Potem Struna sama lgn a do ojca i by a raczej do Druzny podobna ni do matki. A Dzier ykraj by ca kiem od rodze stwa odmienny. Niby zwyczajny, powszedni, a jednak inny – agodny, yczliwy, ust pliwy na pozór, lecz jako krzemie nieugi ty, kiedy sz o o sprawy wa ne. Ten redniego wzros- tu m czyzna, no – w ciwie m odzian, patrzy na wiat i ludzi spokojnymi oczami barwy turkusu, czasem zakrywanymi rz sami godnymi marze dziewcz cych,do firan g stych a d ugich podobny- mi.Nad tymi liczno ciami uk brwi ciemnych te wzbudza na widzach przyjemne wra enie, a ró-
-12 - wno nad brwiami przyci ta grzywka grubych, re przypominaj cych w osów, powiadamia a o dba ci Dzier ykraja w sprawach w asnej czysto ci i wygl du. Bo ena lubi a patrze na Dzier y- kraja, co robi a z upodobaniem a skrycie. Jako tak... No kr powa a j my l, ze mog aby o sobie pomy le to samo, co ostatnio o Hildzie my la a. Tak sobie ta wyuzdana Hilda te mog aby o Bo- enie pomy le ,bo podczas bytno ci Dzier ykraja dawa a Okruszkowi wypoczynek, sadza a go przy sobie na awie i oboje s uchali opowie ci go cia z nale yt uwag . Bo ena s ucha a z zapartym tchem, co nie rzuca o si w oczy, jako e siada a na bocznej awie i w niejakim oddaleniu od sto u. Lecz gdyby Hilda zobaczy a spojrzenia Bo eny... Pierwsza d sza opowie Dzier ykraja wi za a si z Wi lic . Przyby a do niej Alina – pierwsza ona Stoigniewa. A w Wi licy pani udawa a Wis awa – matka dwojga dzieci Stoigniewa i za nied ugo matka trzeciego potomka namiestnika Ma opolski, bowiem ci a tak wygl da a jakby tylko-tylko do porodu brak o. Alina postanowi a wej w swoje prawa i Wis aw do pos ug odsy a. Rus an bardzo si martwi , Alin zaklina , o zmi owanie prosi – nic nie pomaga o. Stoigniew ró ne sprawy za atwia , wi cej go nie by o ni by , wtedy akurat w d szym woja u na zor Podlaski czas sp dza . Wszyscy si mogli przekona , e ci y, do której i przysz e ycie jest zaliczane, nie mo e zaszkodzi jakie tam babskie dogryzanie. Wis awa urodzi a synaczka i oboje – rodzicielka i noworodek czuli si dobrze. Nied ugo po porodzie Stoigniew do zamku zjecha . Alina mu – buch na szyj , obca owa a, swoje ochy i achy odprawi a i wnet go do a zawlok a. Zaraz pierwszej nocy – mo e to skutek mojego ojca zió by , które Alinie Zdruzno podawa – Alina sta a si ci arna, co wnet si objawi o znakami przez Wis aw rozpoznanymi jako morska choroba. Na widok tych objawów i Wis awie potrawy zacz y si cofa , bowiem niemi e wspomnienia mia a z podró y morskiej. Taka s aba w nogach, z md ciami i zaburzeniami widzenia, wzi a oseska i zesz a do Nidy, by dzieci wyk pa i sobie ulg ch odn wod sprawi . Rus an, kiedy si o tym dowiedzia , biegiem za ni . Nie zd dogna . Z wysokiego brzegu widzia jak maluch wypsn si z r k matki, w wod plusn i pop yn z pr dem. Wis awa rzuci a si za synkiem, troch g biej by o, a ona s aba... Obali a si na twarz, rozpaczliwie r kami rzuca a... Zanim ich woje wy owili – oboje martwi byli... Teraz wieczorami zda si wszystkim, e nad rzek j czenie matki przelatuje przez powietrze. A nad ranem zawdy s ycha wycie straszliwe. Mo e to wiatr wyje, a mo e zrozpaczona matka... Pr - dzej to drugie, bowiem miesi c ostatnimi czasy krwawo jest zabarwiony... Po tej opowie ci Bo ena podesz a do Dzier ykraja w sprawie onych zió , które Zdruzno Alinie... - To ty masz jakiego narzeczonego? - w g osie Dzier ykraja s ysza o si jakby j k zawodu i Bo enie strasznie szkoda si zrobi o, bo... - Nie, nie nie! - zaprzeczy a pr dko, a jej lica ów miesi c nad Nid wschodz cy przypomina y swoj barw . - To o siostry moje chodzi. - Przecie maj po dwóch synaczków – Dzier ykraj spogl da podejrzliwie spod licznych brwi, a serce Bo eny tryl skowronka na ladowa o. - Chodzi o t Hild – wyzna a – to ona winna zaj w ci , a nie zachodzi. - Dobrze, przywioz – powiedzia Dzier ykraj, a jego g os sta si leciutki niby radosny puch mniszka, gdy zawieje wiatr, a ciep e powietrze wszystko co lekkie pod niebo unosi. Nie zapomnia . Przyjecha niezad ugo i zaraz Bo enie skórzany mieszek z proszkiem wr czy . A wieczorem snu jakby dalszy ci g, a mo e ca kiem inn opowie , w której Rus an odgrywa wa rol . Rus an - mówi Dzier ykraj – miejsca sobie nie móg znale .Po tym utoni ciu córki i wnuczka nic mu przypasowa nie mog o, yj cy wnuczek i wnuczka nawet, nie mogli go pocieszy . Za da czystych wici i rzezaka, d ugo co na wierzbie pisa ... Potem pos cow z listami wys ano do Gniezna, do Poznania i do Jesienika. Potem mój tato do Wi licy przyjecha i d ugo o czym z Rus- anem we dwóch ugadywali. Tato co napomyka o konieczno ci zmiany zamiarów, bowiem Czech ju stary,a m odsi Hrvatowie nie pomn ani o Wielkiej Hrvatii na zachodzie,ani o zadaniach nazna - - 13 - czonych plemieniu przez rad kap anów. Tedy zgod trzeba da na odej cie tych Hrvatów, co wokó Jesienika siedz i na wschód od S owacji. Niech e do obecnej Hrvatskiej pod i tam wzmocni
-13 - owe ców w powstrzymywaniu zaborczo ci Bawarów. Rada Hrvatów Jesienickich wyrazi a zgod na utrzymywanie wspólnych ze S owe cami si zbrojnych w grodzie Celowiec i naoko o Celowca. Sam Czech do Wi licy zjecha i razem z Rus anem obaj do Gniezna pod yli, a stamt d we trzech, z Piastem, do Poznania pojechali. Z Lechem jeszcze d ugo ugwarzali, znowu co wypisywali na wierzbie, za po nieprzespanej nocy samoczwór na owy ruszyli, Lecha na ko wsadziwszy i nogi mu do popr gu przywi zawszy. Znaleziono ich wszystkich czterech przez nied wiedzic poszarpanych i martwych. Trzy nied wiadki, wprzódzi nim pomarli, ubili, a starej rady nie dali... Przy nich ich pisanie znaleziono, e wspólny stos chc mie po miertny, i eby p aczek nie by o, i eby popio y do Warty wszystkie wrzuci , a nikto eby urn z ich prochami nie wa si trzyma , bo oni chc Matce Ziemi zwróci Jej w asno . Jeszcze na ko cu napisali – z prochu powsta i w proch si obrócisz. Po cz ci ich ostatni wol spe niono, atoli tato rzek , i e po ytek dla Matki Ziemi i Jej Dzieci cia – Polski wi kszy b dzie, kiedy w nie urny b , z których przecie wszystko si wyrzuca w nast pnym pokoleniu. Za reszt popio ów z poczwórnego stosu po miertnego maj rozsypywa po trosze w ka dym polskim województwie, które przewa nie pokrywaj si z ziemiami. Ot, dla przyk adu -Ziemia Lubuska i lubuskie województwo ze stolic w Lubuszu. Nast pne odwiedziny Dzier ykraja zacz y si od spotkania z Bo en i zapytania o skuteczno proszku. - Bo onie Stoigniewa w Wi le – Alinie – ten proszek bardzo pomóg – powiedzia – i ja dlatego tutaj o pomocno pytam. Domy lne objawy ci y okaza y si zwiastunami prawdziwymi. - Hilda te ma teraz domy lne objawy – odrzek a Bo ena – a Roksana ze mnie si mieje, e ty do mnie przyje asz i wnet ja sama poczuj smak macierzy stwa. Zap onili si potem oboje, nie wiadomo czy to oznacza o ochot do spe nienia przepowiedni Roksany, czy te niech im policzki warem spiek a. Ka de z nich pomy la o o tym drugim, e tak okazywany jest gniew z powodu przypuszczenia, i ono mog oby chcie ze mn ... Tym razem Dzier ykraj opowiada o synach ksi cia Siemomys a, którym - jak to zwykle bywa - dy i s owa starszych wydawa y si bezpodstawne, przypuszczenia i obawy starszych uznawali za niczym nieuzasadnione, a nadzieje starych na zast pienie ich na stanowisku, albo przynajmniej na pomoc w pe nieniu obowi zków za niewol wr cz mieli. M odszy zmieni wyznanie i sta si chrze cijaninem. Pono do bazylianów ma i albo kap anem w drownym chce by . Jeszcze nie wiadomo jak si jego losy potocz – w ka dym razie zapowiedzia , i w adnym wypadku nast pc ojca nie zostanie, bo przyj ty chrzest zakazuje mu czczenia jakowego ba wana – on tylko Jedynego czci b dzie we wszystkich Trzech Osobach Boskich jednocze nie. Za starszy – Leszek lubo Lestek, niektórzy listkiem na wietrze go przezywaj , jeszcze si waha. Za to ma pewno , i musi sprawdzi gadanin ojca i dziadów o dwustronnym nacisku Germanów na S owian – od zachodu Niemce, a od wschodu Waregowie. Leszek powiedzia , e sam musi na wschód si wybra i sprawdzi rzetelno dziadowych i ojcowych przypuszcze . A jakby si okaza a s uszno tych ga- dek, to on daleko na wschodzie najdzie inne ludy i zawrze z nimi sojusz przeciwko onym Waregom i ich przydupnikom - parszywym s owia skim zdrajcom. Ksi omal si ze z ci, a w ciwie z hamowania w ciek ci nie udusi . Powiedzia tylko, e te gadki nie s adnymi przypuszczeniami – to s pewne rzeczy. Teraz da Leszkowi pi dziesi ciu ochotnych wojów do ochrony i niechby ich nie zmarnowa , a jak si przekona do s dów i s ów starszych, to niechaj powraca i po ojcu da si na ksi cia Polski wybra .Wszelako niech Leszek zwa a, e w Polsce czekanie na jego powrót nie dzie wieczne. Kiedy ojciec umiera i ksi cia brakuje, to zjazd mo nych, znaczy – przedstawicieli mo nych, wybierze nowego ksi cia spoza rodu Piastów. Mo e i dobrze by si sta o bo to chleb gorzki, szczególnie kiedy w ni synowie za nic maj wyniesienie ponad inne rody i wiary ojców strzec nie chc . I w ten sposób - zako czy Dzier ykraj – nie mamy w Polsce nast pcy po Sie- mowicie i mie b dzie trudno, bowiem matka Leszka - nawet gdyby jeszcze mog a mie za swojego ywota dzieci, to ich mie nie b dzie, bo ze zgryzoty ywota si zby a. Na po egnanie Dzier ykraj znowu spotka si z Bo en na osobno ci i powiedzia , e – wed ug niego – ona nie powinna przy siostrach i Hildzie tkwi , bo to na jej dusz z y wp yw ma – jest z na-
- 14 - tury dziewiczo niewinna i nieskalana, a tu jakie zawi ci o ró ne takie rzeczy... - Chrze cijank jestem – powiedzia a Bo ena - i zawdy o Rzymie marzy am... Kolejna bytno Dzier ykraja przypad a na czas, kiedy domy lne objawy ci y Hildy zosta y potwierdzone objawami pewniejszymi. Hilda nagle straci a ochot na omotywanie Okruszka, tym bardziej, e Roksana i Ludmi a wydobrza y po po ogu, mamki je zast pi y w wykarmianiu synacz- ków i bli niaczki mog y si odda pokonywaniu Hildy w walce o wzgl dy m a. Ludzi by o w domu moc, ciasno si zrobi o, bo to i cztery mamki, i wawe uwodzenie m a przez dwie siostry, i narzekanie Hildy, e jej teraz nikto nie chce, a jak sposobna by a do mi osnych igrców, to nikt jej w tym zast pi nie chcia czy nie móg , za teraz jej zas ugi w otch niepami ci odes ano. Rwetes, raban, lebiedzenie, g no, ruchliwie i nawet Dzier ykrajowej opowie ci nie mia kto s ucha , a o stanie posiadania wikingów w pobli u Polski i w Polsce mia gaw dzi z powodu tego,i do ksi cia Siemowita poselstwo od Waregów ze Szwecji przys ano z malunkiem nadobnej Gundry – Lindis... - Ja przypuszcza em, e ten ojcowy proszek to wszystko spowoduje – powiedzia Bo enie Dzier ykraj – bo niewiasta w pierwszym okresie ci y na miano j dzy acno zas mo e, a jak jeszcze ma przeciwko sobie dwie przeciwniczki,to...No, co tu si rozwodzi - mam w pobli u ludzi, pojazd i konie. W tuzin koni mam do Rzymu jecha . Ksi mnie tam chce widzie jako swego przedstawiciela przy papie u. Chcesz-li ze mn ... R ce Bo eny na szyi Dzier ykraja, ognisty ca us w jego policzek i rumieniec na jej twarzy zas- pi y s owa o ch ci jechania z nim gdziekolwiek. Nie mia a wielu w asnych rzeczy – obywa a si byle czym – tedy wnet jechali konno ko o siebie, za nimi dziesi ciu ochotników z dru yny i powozik nie bardzo lekki, bo jeszcze w Polsce nie by o nikogo, kto umia by wytrzyma z lekko ci i pi knem po czy . Powozik by za to pakowny, a nade wszystko zaprz one we ci kie koniska dobrze sobie radzi y z przemieszczaniem wora z miedziakami i ró nej wielko ci trzosów i mieszków ze srebrem i – cicho - sza, bo zbóje pods ucha mog – ze sztukami z ota. W tym pierwszym dniu podró y Bo ena dowiedzia a si , e zmar a krakowska ksi na wdowa i w Ma opolsce ksi cia nie b dzie. Poza tym zgin a matka Struny, Dzier ykraja i Stoigniewa. Dobronega posz a w puszcz chrust i usch e szyszki na rozpa zbiera . Natkn a si niechc co na nied wiedzic z dwoma ma ymi. Dowlok a si do domu,ojca akurat nie by o, pomocy dobrej nie mia kto udzieli i martwica si wda a. Dwa dni straszliwie gor czkowa a, biedaczka, majaczy a, do Druzny si wyrywa a... Druzno jak wróci – nic nie powiedzia w puszcz poszed i po dwóch dniach z dwoma nied wiadkami wróci . Trzyma y si go niby dwa pieski. Matk w mi dzyczasie na stosie spalono, obrz dowo, uroczy cie, a on o to nawet nie zapyta . Powiedzia , e ta nied - wiedzica ju nikogo nie ukrzywdzi, a te jej dwa ma e niejednemu nied wiedziowi ywot odbior . - Nie wiedzia em – powiedzia Dzier ykraj – e tatko taki m ciwy. Nast pnego dnia Bo ena zosta a na kozio powozu przesadzona i nie wiedzia a dlaczego musia a odda konia i konne podró owanie temu wojowi, który wczoraj jazdy ko o wo nicy sobie nie krzywdowa . Dzier ykraj zaj si wy cznie sprawami z wygod i bezpiecze stwem swojej podró nej trzódki zwi zanymi, a ona zdana by a na towarzystwo wo nicy. No, on te opowiada – dajmy na to - o szko ach na Kujawach. e ksi do tych szkó posy otroków z Wielkopolski, a Kujawy na to, e oni na obce szko y nie zamiaruj . Pono przemy liwuj przenie si na drugi brzeg Wis y – do puszcz Mazowsza i tam og osi swoj niepodleg , bo czuj si wykorzystywani – jak e mo na na kszta cenie obcych dzieci? Krzywda i ju ! - Nasi mo ni dobrze rozumiej Kujawów – powiedzia wo nica. - Ksi nie mo e daniny na cokolwiek da , bowiem powierzono mu po ow ziemi jako dobra ogólne do korzystania przez niego i jego ludzi, aby zaspokojone by y z dochodów potrzeby ogó u. Bo ena pomy la a, e gadanina wo nicy ani si umywa do bardzo ciekawych opowie ci Dzier- ykraja, wszelako udawa a, e s ucha z zaciekawieniem o jakim sporze Zdruzny i Stoigniewa z du- chownymi chrze cija skimi obrz dku wschodniego, czyli s owia skiego. Co tam by o o zakazie przymuszania ch opów do wyznawania jakiejkolwiek religii i o tym, e wyznawcy Swarzeca nie czcz adnego z otego cielca, pos gi s dla nich jeno znakami przypominaj cymi, a chrze cijanie nawet malunki za wi te uznaj i matek swojego boga maj niezliczon ilo – gdzie jaki obraz albo figurka, to zaraz inna matka boska... O ma o nie prychn a na tak gadanin wo nicy, wszak e zdo-
- 15 - a pomy le , e on jeno o s owach innych ludzi opowiada i ta my l powstrzyma a j od k ótni. Im dalej by o od domu, a pó niej od Polski, tym mniej tych opowiastek o tym co ksi powia- da , co mo ni powiadali, co o tym wszystkim wo nica mniema i temu podobnych wa no ciach dla jednych a mia ko ciach dla innych. Mo e to – zreszt – by o dla wszystkich wa ne i gdyby o tym Dzier ykraj mówi ... Dlaczego on tak daleko si trzyma? Ona ju -ju gotowa mu by a serce, dusz i cokolwiek by zechcia odda , a on... Da a si zwie jego spojrzeniu? Umy la z dawna, e mu ona przydatna by mo e w onej podró y albo w Rzymie? Do czego? Przecie si do niej nawet nie odezwie. Pomy la a, e jak si nie ma co si lubi, to trzeba polubi to,co si ma. Co ona ma? Samotno ... Pami o wy- dobyciu si najpierw z niewoli niemieckiej i z powodzi, a potem z niewoli polskiej. Czy to takie wa ne, szczególnie to ostatnie, skoro siostry z Okruszkiem szcz liwe, a on z Niemr równie szcz liwy, jak z siostrami? Pomy la a o Rzymie... Sama w wielkim mie cie? On zechce, mo e, na nic z niej zrobi ?... Dom wynajmie, ona b dzie czeka na jego powrót, on b dzie wraca pó no, zrobi sobie z ni dobrze i uwali si do chrapania. Jak to jest owo dobrze? No, nie, Bo ena – powiedzia a w my lach, ty chrze cijanka i tobie jeno z m em wypada to robi . A co wypada samotmej dziewczynie chrze cija skiej uczyni , skoro on spowodowa szum krwi i bicie serca, a nynie ani s owa nie powie? Nic – tylko zakon! W Rzymie musi by jaki klasztor ski i ona tam... By po lubion Jezusowi to zaszczyt. No, przecie si zbli i odezwa ! Za pó no, Dzier ykraj. Na wszystko jest w ciwa pora, a ty jej nie zauwa , Dzier ykraj. Teraz by musia z Panem Bogiem o Bo en wojowa , a z Nim nikto nie wygra, Dzier ykraj. Zagada , e mo e acniej by oby przez S oweni podró owa , jeno strach by przez Czechy, bo to wielka niewiadoma odk d Hrvatowie ich nie pilnuj . Pono o Jesienik maj si dla siebie upomina . A znowu przez S owacj jecha , to potem by trzeba przez pustk – same stepy nad jeziorem Balaton – siedziba zbójców mo e tam by , a jemu na bezpiecze stwie Bo eny zale o ... - Po co mi to wszystko mówisz?- Bo ena zapyta a g osem zwyczajnym, nie wyra aj cym zacie- kawienia. - Przez góry wysokie b dziem musieli jecha . Konie wypadnie sprzeda i mu y kupi .Czy ty po-radzisz na mule? To jest mieszaniec koby y i os a. Zwierz spokojne i agodne. Bo gdyby nie poradzi a... - Poradz – przerwa a mu te wywody ze strachu, e serce znowu zacznie jej wali i mo e dopro- wadzi do z amania obietnicy Panu danej, e klasztor b dzie jej domem. Chyba si obrazi , bo ju wi cej nie zagada . Ona jecha a za przewodnikiem – on z ty u pilnowa bezpiecze stwa, bo w górach wiele si mo e wydarzy , a jak w por si nie zauwa y i nie pomo e, to po cz owieku – gdzie w przepa si obsunie, kamie go zmys ów pozbawi, po lizgnie si na lodzie i nog skr ci albo zwichnie... Najsprawniejszy musi na ko cu by i czuwa . Jednak e móg j tu przed sob ustawi , a on wola by od niej oddalony... * * * * * Dotarli. Lekki, liczny powozik zaprz ony w par koni w zdobnych uprz ach sta mi dzy le- piankami z gliny, na ulicy przypominaj cej polsk , wiejsk drog tu po powodzi, która jednak nie zabra a nieczysto ci. Powyrywane przez wod rowy i do y, wype nione wszelakimi odpadkami. W czasach zamierzch ych, zapewne, gdy wszystko tu by o suche i zakurzone. Deszcze jakowe musia y tu chyba pada , bo w suchym powietrzu te odpadki nie mierdzia yby a tak mocno – w su- szy wszystko schnie, maleje, kruszy si – a tu j drne, wie e kawa ki ryb, do rybich wn trzno ci przylgniete ju zaczyna y zmienia barw i urozmaica y wo tego, co powietrzem do oddychania by musia o, bowiem innego, nie mierdz cego nie by o. Przedmie cie – by mo e. W dali, jakby na ko cu tej nibyulicy wida by o wi ksze domy, a kiedy ogl dali Rzym z nieodleg ego pagórka, to wyda im si olbrzymim morzem budowli, a i mury miejscami si widzia o. Oni murów teraz nie widzieli i ich nie napotkali, tedy to za miard e miejsce pewno zaledwie przedmie ciem by o. Bo ena w powoziku. Przez oszklone okna z zas onkami prze roczystymi mog a widzie wszyst- ko, sama niewidzialn b c. Z mu ów jeno dwa zosta y – ob adowane pakunkami, sta y cierpliwie,
- 16 - tylko ogonami ruszaj c, co chmur z much z onych zdawa o si wcale nie obchodzi – siada y na mulich zadach, grzbietach i bokach, o nogach nie zapominaj c, troch posiedzia y i podrywa y si z brz kiem jakby niezale nie od tych ruchów ogonami. Mu y okaza y si wzorami cierpliwo ci. Pi kne konie jako nie czerpa y z tych wzorów – niecierpliwie unosi y gryzione przez muchy nogi, wali y kopytami o brunatn gleb , wprawia y raz-po raz w drgawki kolejne partie swoich du ych cia , a ruchy ich ogonów mog y nasuwa skojarzenie z wielce zamaszystymi szurgni ciami wielkich miote , zdolnych wymie brud nawet z tej ulicy. Dzier ykraj wystrojony, to Bo ena wie, bo stroju nie wida – wszyscy woje w opo czach z jed- wabiu naturalnej, go biej barwy, kaptury na g owach przykrywaj w osy,uszy i aksamitne berety, ze skraju ka dego kaptura na twarz ka dego woja opada zas ona z mu linu, maj ca chroni przed namolnymi muchami, opo cze w jednakowych miejscach kanciasto od cia a odstaj , Bo ena wie, inni mog si domy la , e w tym miejscu ka dy woj ma miecz w pochwie, która nieco psuje pow- óczysto lej cej si opo czy, lecz za to wzbudza szacunek dla posiadacza ostrego argumentu w mo liwych sporach... Gor c jak sto psich sfor. Znaczy – chodzi o porównanie wielko ci... Nie da si pogodzi og- romnej ch ci zerwania z siebie wszelkiego odzienia i jednoczesnego strachu przed napa ci muszych rojów, z wobra eniem tysi cy uk , pó niejszych czerwonych znaków po uk uciach, okropnego sw dzenia... Czy noc te muchy – te ?... Jak (na jeden raz) rozebra si do naga i ubra strój szczelny, much nie przepuszczaj cy? Gdyby tak wiatr... Niechby i orkan, niechby ulewa, powód ... Ubra , rozebra – muchy, gor c... A niech to! I jeszcze to... -Nie wiem co dalej – powiedzia g no Dzier ykraj – co jeno bezradno wyra o, bo spodzie- wa si , e ktokolwiek mu podpowie... Siedz cy pod cianami ludzie ani drgn li, Muchy jako mniej im dokucza y, leniwe ruchy pociemnia ych od s ca r k ko o twarzy chyba raczej mia y powodowa zmian powietrza w tym miejscu ni li odp dzanie owadów. Od lepianki do lepianki, krokiem powolnym a wytrwa ym posuwa a si niewie cia posta w stroju d ugim jak opo cza, burym jak ziemia tej ulicy i tak grubym, ze chyba nawet gor co go nie mog a przenikn . Siedz cy pod cian jakiej lepianki, kiedy ta niewiasta zbli a si do ich domu, podnosili si do wawo, przybierali postaw , wyra aj szacunek, ona wchodzi a w drzwi, oni wchodzili za ni . Po jakim czasie ona wychodzi a, a oni nie. Podnosili si ludzie spod nast pnej lepianki... Powtarza o si to od d szego czasu. Bo ena podziwia a wytrwa i wytrzyma tej niewiasty. Akurat zbli a si ona do jej powoziku,kiedy Dzier ykraj po raz kolejny da zna , e opanowa a go bezradno . - Je li które z was ma jaki pomys , to niechaj poradzi - powiedzia i spojrza z nadziej na Bo- en . Ta niewiasta zatrzyma a si jak wryta. Przypomina a teraz czapl , która nagle dostrzega pod po- wierzchni wody b ysk rybiej uski i ruch rybiego ogona. Jak czapla dziób i oko obraca, by potem lepiej trafi , tak owa niewiasta obróci a g ow w stron powoziku i konnych, przekrzywi a t g ow troch na bok, jakby czeka a na zdobycie pewno ci, mo e g os Dzier ykraja zda si jej znajomy...Wreszcie ozwa a si ... p o s o w i a s k u! - Czym dobrze s ysza a? S owianie jeste cie? * * * * * Siostra Scholastyka przybra a swoje imi zakonne po za ycielce benedyktynek, siostrze Bene- dykta, który zakon dla m czyzn za . Bene dictum dobre s owo mo na przez to imi rozumie ,atoli benedyktyni nie tylko s owem si zajmowali. - Tu s inni ludzie – mówi a Scholastyka – ja sobie po naszemu ycie zakonne urz dzi am – biednym pomagam, na to rodki od zamo nych bior i chwal Stwórc za istnienie wiata. - Ja bym do zakonu... - Bo ena powiadomi a o tym Scholastyk nader nie mia o, a Scholastyka pok ci a g ow . - Powo anie trzeba mie – powiedzia a – ty mo esz spróbowa , lecz to droga daleka zanim lu- by z ysz. - Wszystko znios , byle by Chrustusowi po lubion – teraz g os Bo eny mia by arliwy. - Kolejna zielona g ska,która chce Jezusowi do haremu wle .Ile On mo e mie po lubionych?
- 17- Boga chcesz na powrót w cz owieka obróci ? - Scholastyka wprost drwi a z ch ci Bo eny. - Wez- ci do nowicjatu i najpierw ze mn b dziesz po lepiankach azi i wspomaga ,a potem sama... Scholastyka wys ucha a tak e Dzier ykraja. Potem powiedzia a, e papie udziela audiencji, czy-li pos ucha jeno niektórym chrze cijanom. Na pewno nie zechce przyj kogo , kto przynale y pod patriarch z Konstantynopola i pod cesarza wschodu. Niedawno zmar Ludwik Deutsch i po nim do znaczenia doszed syn zmar ego – Karol Gruby, jednak poparcie zachodu dla papie a Jana VIII jest jeno zefirkiem wobec potrzeb uzyskania si orkanu dla odparcia Saracenów, którzy chc ca e Pa stwo Ko cielne chrze cijanom zabra . W Bizancjum w adz zdoby cesarz Bazyli I, on patriarchów zmienia niby bielizn po praniu. Ignacy na Focjusza zmieniony, Focjusz na Ignacego, znowu Ignacy na Focjusza, bo stary Ignac zmar ... Cesarz Bazyli w ada jak chce. A chce zgody z papiestwem. Do niedawna na wschodzie obrazoburstwo panowa o, czyli zakaz malowania, rze bienia i czczenia pos gów i obrazów ludzkich. Poprzedni cesarz i cesarz Bazyli obrazoburców przegnali i ikony tam wolno malowa ... Dwóch misjonarzy ze wschodu S owian nawraca, Chazarów niektórych na nasz wiar ... I to z judaizmu! Bazyli wspomo enie papie owi daje na obron przed Saracenami. A najwa niejsze, e Bazyli synod zwo i ten synod uzna zwierzch-no papie a nad ca ym chrze cija stwem. Papie obecny og osi , e ten synod by powszechnym soborem, czyli zjazdem przedstawicieli naszej wiary z ca ego wiata. Tako o zwierzchno bezpo redni nad wie o nawrócon Bu gari idzie. Tamtejszy kagan, Borys, woli papie a od patriarchy, ale Bu garia blisko Bizancjum... Ponadto chrztu Borysa dokona ten sam Cyryl, któren i Chazarów i niektórych Hrvatów i Morawy chrzci . A on cz ekiem patriarchy z Konstantynopola jest... Papie woli nie drza ni Bazylego i duchownych ze wschodu, bo jeno oni udzielaj wys-tarczaj cej pomocy przeciw Saracenom. Znaczy – przeciw Arabom. No – przeciw wyznawcom Je-dynego Boga, lecz bez uznawania judaizmu i naszej biblii. Jeich ksi ga koran si zowie, a owi A-rabowie naszego Pana Jezusa Chrustusa jeno za proroka Boga uznaj . Poza tym Bazyli zwalcza na wschodzie paulicjanów... Ci znowu – nie czcz Maryi, twierdz , e Bóg nie ustanowi sakra-mentów, nie uznaj adnej zwierzchno ci biskupów, patriarchów ani papie a, nie czcz krzy a ani relikwii. Nawet Starego Testamentu nie czcz , a Pana Jezusa nie wiadomo za kogo maj , bo powiadaj , e jednocze nie Bogiem i cz owiekiem nawet Pan Bóg nie zdoli by ... - To takie buty... - twarz Dzier ykraja pe na by a zdumienia i w tpliwo ci – a jam s dzi – po- wiedzia – e chrze cijany jako jedna opoka przez nikogo nieruszana, bo trwa a i niezmienna jako ów Kefas. To ja do papie a si nie dostan ? - Jedyny sposób, to spowied – powiedzia a Scholastyka. - Ale... - Nie ma adnego ale - Papie nie zna naszej mowy – b dziesz grzechy wyznawa po naszemu, on ci da rozgrzeszenie, udzieli ci komunii i na rozmow wezwie. - Ale... - Wiem – ty nie znasz mowy italskiej ani aciny. Jednak s t umacze... Ja ci pomog to poza- atwia . Tako stajnie dla koni, wozowni dla pojazdu i pomieszczenia dla wojów. A ty – zwróci a si do Bo eny – zaraz ze mn do klasztoru. A od jutra w obchód biedaków. A ty – teraz zwróci a si ponownie do Dzier ykraja – nie próbuj dorwa si do tej g ski – niech e ona wpierw spróbuje pracy dla innych zanim sama szcz cie najdzie. Scholastyka odesz a z Bo en , za nimi pod pojazd i woje. Przy Dzier ykraju zosta jeno wo- nica. Kiwa ten cz owiek g ow , kr ci z pow tpiewaniem, a potem rzek : - Przyjdzie przej na ich wiar . Jam mniema , e oszukuj . Ale muchy na tej buro odzianej nie siada y! Ani na pani Bo enie. Ani na was, kiedy cie jej s uchali.
- 18 - Rozdzia III Nawracanie Bratek, najm odszy syn Parniców, troch owa , e si sko czy o przebywanie w ziemiance. By o jako ca kiem inaczej ni dot d – pod ziemi , i mo na by o w wyobra ni udawa , e si jest kretem. Wszystko i wszyscy blisko siebie i razem, wszystko pod r , rodziciele nie mieli gdzie Bratka wygna , kiedy kto obcy wpad i doro li gadali o nieznanych rzeczach, których znaczenia Bratek musia si domy la , albo o nie pyta , eby wiedzie , eby zapami ta ... Teraz Wierzchoniów... O ho, ho ... Dwa rz dy nowiu kich chat po obu stronach drogi. Chat wi - cej ni li Bratek ma palców u obu r k. Pi kne strzechy, ciutkie, pono z orkiszowej s omy, któr ludzie pana w odarza dowie li. A teraz mo na by oby wkrótce w asnej s omy u ywa , bo niwa nied ugo, ko o wszystkich chat by o onegdaj s ycha klepanie kos na babkach, z Bochotnicy mi siwa dowozili i niewiasty dla niwiarzy maj z tych mi s jad o sporz dza , mleko na zsiad e mama nastawi a i kwas chlebowy ma ju jutro by gotów. To te dla niwiarzy, a Bratek ma tylko obiecane, e na spróbunek po par yków dostanie zanim si na pole wyniesie. Tato powiedzia , e te ziemianki – teraz jak znalaz . Ziemi si dachy poprzysypuje i b goto- we piwnice. Zapasy z Bochotnicy wytrzymaj w ziemiankach najwi kszy skwar, ludzie pana odarza wieszaj na linach wielkie wieprzowe szynki i p ta kie bas, Inne mi sa te wieszaj , lecz dzona szynka i kie basy tak pachn ... Ech, szkoda, e tak wysoko podci gaj toto wszystko na linach. Gdyby Bratek umia lin odwi za na dole, spu ci w dzonk , odkroi sobie... No, niedu o – chocia par plasterków... Potem by si na linie podci gn o i nikt by si nie dowiedzia .Teraz Bratek wie, e lin zawi zanych lepiej nie tyka , bo mi so spadnie, pobrudzi si ... Potem si nie stanie, by podci gn ... Tatko zaraz wie – kto wlaz w szkod . Ach, jak on mocno bije... Nynie Bratek zreszt nie wie czy jest g odny i dlatego my li o jedzeniu mu do g owy przychodz , czy tylko ta wo ... Uch, jak si uro nie, to dr yjcie wszystkie w dzonki! Najpierw b dzie koszony re , a po jego skoszeniu zostanie na polu r ysko. Za po orkiszu ma zosta ciernisko. Chocia – kto wie? wie yna powiada a, e dla niej to jedno i to samo, bo na je- sie si zaorze i b dzie pole gotowe do wiosennego siewu. R ysko inne jest ni ciernisko?... wie yna mieszka u pana Mszczuja – tam jest brzd c, któremu mamy brakuje i Bratka siostra t mam zast puje. Malec – Gawe ek si zwie – podobno lubi s ucha ró nych d wi ków i kiedy wiatr w komin pana Mszczuja chce wp dzi wszystko powietrze z dworu, to Gawe ek taki zas uchany, taki uwa ny i wcale si nie boi, jako innym maluchom si zdarza. Ten komin z kamieni pozlepianych glin zmieszan z wapnem i wod ... W innych chatach jeno dymniki s , a u pana Mszczuja nad kotlin okap wielki, wsparty na czterech s upkach z kamienia. Dym przewa nie wpada pod okap i w chacie go ma o. A z tego komina, jak si na dwór wyjdzie i popatrzy, to s up dymu p dem wylatuje i wysoko, wysoko leci... Tylko jak wiatr jest, to nie – wtedy wie yna te na dym w chacie pana Mszczuja narzeka jak niegdy w ziemiance narzeka a. * * * * * Kosz . Najpierw u pana Mszczuja. Tatko Bratka jako pierwszy, za nim po kolei inni kosiarze. Na cian tn , znaczy – skoszone zbo e k adzie si na to, które jeszcze stoi – na cian zbo a stoj cego. Bratek wie, e mo na te na pokos ci , wtedy kosi si od strony ciany i skoszone zbo e pada na ziemi , uk adaj c si równo w pokos i potem na tych pokosach troch mo e poczeka na zebranie w snopki i zestawienie w stygi, zanim si zwiezie do stodo y. Tego lata zwozi si nie dzie, bo stodó jeszcze nie ma – tylko u pana Mszczuja jest du a stodo a, du y chlew i taka obora oraz, jeszcze wi ksza, stajnia. Wszystkie budynki pana Mszczuja s wokó podworca w prostok t ustawione – z jednego boku dom i ko o niego ogród, z drugiej strony stodo a i kurnik przy niej, a z trzeciego boku obora, chlew i stajnie. Aha, ko o domu jeszcze drewutnia i nia...Z czwartej strony i za domem, znaczy – za ogródkiem, palisada jest z bram i bramk i teraz to ogrodzenie zas ania widok, ale Bratek wszystko w rodku widzia podczas budowania. W stajni stoj wszystkie konie, w oborze wszystkie wo y i krowy - ywio a z ca ego Wierzchoniowa jest w budynkach pana Mszczuja i dopiero po zbudowaniu innych obej b dzie si zabiera po jednej krowie i po parze wo ów do siebie. Tatko powiedzia , e wszystko w Wierzchoniowie jest pana
- 19 - Mszczuja, a wszyscy inni podpisali si pod umow , e sp ac nale no za wszystko martwe i ywe, które od pana Mszczuja wzi li. Mog na jeden raz sp aci i sobie pój w wiat, dlatego s wolnymi go mi. Mama Bratka pod miewa a si , e tatko b dzie wolny go jak mam i wie yn , i Wawrka, i Bratka sprzeda w niewol i pana Mszczuja sp aci. A tak, to dopiero Wawrek albo Bratek b wolni od tych sp at i jeno za dzier awienie ziemi by p acili po ka dych niwach. Za kosiarzami id podbieracze. Dziesi ciu je ców norma skich ma drewniane sierpy i tymi sier- pami zahaczaj , le ce na cianie skoszone zbo e, drug r uk adaj sobie przygar cie na podo ku a troch na udach . Mama mówi a, e to gorsza praca od ko by, bo przez ca y czas w zgi ciu trzeba by i lekko kolana mie zgi te, eby zebrane zbo e nie zsuwa o si na ziemi . Dopiero podbieracz albo podbieraczka prostuje cia o, kiedy ma wystarczaj na snop ilo . Wtedy sk ada to na ziemi , kr ci pod pach powrós o i wi e snopek. Wawrek i Bratek zostan zawo ani do pomocy, kiedy trzeba b dzie znosi snopki do styg, w których zbo e stygnie,czyli ch odnieje i schnie od przewiewu i od s ca. Pan Mszczuj w p óciennej koszuli i kapeluszu ze s omy siedzi na koniu, siod o ma popr giem przypi te, przy siodle uk i ko czan trzy osczepy i wi zk dzirytów. To na wypadek, gdyby który podbieracz uciec chcia lub si zbuntowa ... Trudno by im by o, bo maj u nóg uwi zane d bowe kloce. Bez przerwy taki kloc trzeba w r ku trzyma jak si chce chodzi . Teraz podbieracze trzymaj te kloce pod pachami, przez co snopki mniejsze b , bo r ka, której rami do cia a przywiera i ci ar utrzymuje jest s aba i jakby krótsza. Mogliby mie te kloce poprzywi zywane na plecach ko o krzy a, ale wtedy mogliby atwiej biega i obie r ce mieliby wolne... Wawrek i Bratek wszystko mog widzie na tym polu, bo rankiem wygnali byd o na skraj por by, gdzie trawa odros a, a potem wie yna z mam przyp dzi y jeszcze konie z pop tanymi przednimi nogami. Bratek bardzo si trwo y, kiedy Wawrek - na chwil – do lasu musi i , bo ta ywio a taka nieus uchana... Wawrek mówi, e jak chcesz, eby krowa albo ko nie sz y w z e miejsce albo w z stron , to jeno krzyknij – nawró si - a ono zawróci. Akurat! Wawrka s uchaj , a Bratka za nic maj ..Z drugiej strony – jak Wawrek obiecuje z lasu malin albo poziomek przynie . Wawrek przyniós wierzbowe wici i u amkiem no yka wycina w korze wierzbowej ró ne wzory. - Ja bym te móg spróbowa ? - g os Bratka jest nie mia y i pe en niepewno ci, bo jakby spróbo- wa i niedorajd si okaza ?... Zreszt – jakie by tu wzory wymy li ?...Wawrek powiedzia , e to s znaki pisma. - Napisz twoje imi – powiedzia - i wyrzeza na wici par znaków. - Teraz – powiedzia - mo esz spróbowa ze znaków imienia Bratek u inne s owa i je wyrzeza . Powiedzmy – brat, rak, kret, kra. - Albo kara – powiedzia Bratek – jak nam si ywio a poroz azi. Tatko mocno bije... - Nawró si ! - Wawrek wykrzykn ten nakaz, patrz c na te - w las w ce - i krowy odwróci y si do lasu zadami, nie przestaj c skuba trawy na por bie. W chwili, kiedy Bratek podziwia oczami, uszami i my pos uch dlaWawrka u krów, w ród ko ników powsta tumult i zgie k si rozleg okropny. Bracia odwrócili si w t stron twarzami, krowy unios y by, konie zar y jakby pocz tek bitwy poczu y. Jeden z podbieraczy mia pod praw opatk wbity w cia o dziryt, z rany ciek a krew, pozostali podbieracze le eli twarzami do ziemi, a tego rannego trzech kosiarzy ok ada o ku akami gdzie popad o. Wraz tego bitego omotano lin i praca potoczy a si jak poprzednio – tylko do podbierania wysz a wie yna. Wnet do domu pana Mszczuja wesz a matka ch opców i wynios a z niego dwa saganki z uszami, paruj ce mocno, mimo gor co ci na dworze – jaka potrawa musia a tam by , Wawrek powiedzia , e gotowana rzepa kraszona podsma anym w dzonym boczkiem. Po chwili z domu pana Mszczuja wyszed jeszcze kto bardzo stary, d wigaj c prawie bez wysi ku spor glinian dzie z dwojgiem uszu. - Zsiad e mleko – powiedzia Wawrek, a Bratek poczu , e w ustach narobi o mu si co niemiara liny. Dano ch opcom drewaniane ki i jedli wespó ze wszystkimi starszymi. Po kolei, za porz dem ka dy nabiera na swoj rozpulchnionej rzepy z t uszczem i skwarkami, wk ada zawarto ki do ust, potem powtarza ruchy po nabraniu galaretowatego zsiad ego mleka. Bratek owa , e nie mo e tak samo du o wk ada do ust rzepy i mleka jak doro li, bo to by o smaczne, a on mia ochot wypcha sobie brzuch do pe na. Jednak pó niej mama wynios a ch opcom
- 20 - dodatkowe, ma e garnczki i by o tego a nadto. Mama powiedzia a, e ten Normanin rzuci si z sierpem na swojego ko nika, i e wieczorem b dzie za wiczony na mier przez innych Normanów, by oni wszyscy poj li, i niewolnemu na wolnego r ki podnie nie wolno bez nakazu swojego pana... eby nie zostawia jedzenia Wawrek poszed do lasu po maliny i potem rozbe ta je z reszt , podesz ego serwatk mleka. Mieli zapas do wieczora. A krowy jako nawraca y si sa- me, kiedy pod cian lasu podchodzi y. Mo e ba y si za wiczenia na mier ?... * * * * * Bratek przeckn si , bo mu si ni o, e b ka si po lesie, wie, e dom niedaleko, a trafi nijak nie mo e. A przecie dobrze pami ta , e wczoraj wieczorem... A mo e to te by sen? Eee, chyba nie – zakrad si do domu pana Mszczuja i do izdebki wie yny si skry . Wlaz pod ko, bo ba si odkrycia, a senny by , syty i pami ta, e pod tym kiem przysn . Ale potem wsta , nikogo nie by o, wysmykn si z domu pana Mszczuja i polecia do mamy. Pomaca ko o siebie. Wawrka nie by o ko o niego – pewno jeszcze z rodzicami siedzi. R ka na- trafi a na portki i trzewiki... Dlaczegom si nie rozzu i nie rozdzia ?... Chcia t r przenie w wygodniejsze miejsce i ona zaczepi a o co , co by o nad nim. Zamajaczy o mu sennie, e ko jego i Wawrka podnie li i pod sam powa teraz b obaj sypia ... - Mnie chyba znacie – us ysza obcy g os – Druzno jestem,wieszcz i kap an Swarzeca.To jest ar- chierej Symeon, a to kap an z Góry y, Chrobor. Prosi em o przybycie, by wa ne sprawy i postanowienia rady kap anów przekaza . - Ja, archierej Symeon, powiadamiam – us ysza Bratek inny g os - e adnej rady kap anów my, chrze cijanie, nie b dziem s ucha . My mamy misj nawracania i b dziem j pe ni ! -_Nawracanie – to ten mówi, co nazwa siebie Druzn – oznacza, e ten nawracany zszed z dobrej drogi, wlaz w szkodliwe przywary lubo grzechy. Wszyscy uznajemy wspólny pocz tek, tedy byli my na jednej drodze. Nadal uznajemy jedynego boga za naszego stwórc i pana. Tedy nale y poda nawracanym – co oni robi z ego. Zwa cie, e my nikogo nie nawracamy... - Oddalili cie si si od jedno ci czcicieli Pana – powiedzia Symeon. - My chcemy, by by a jedna owczarnia i jeden pasterz. O to Pana prosim ustawicznie i d ymdo tego, aby si ta jedno sta a. Wy nam macie za z e, i e ci giem Pana o co prosim,a sami cielce czcicie.Jakie wiete gaje, kamienie, pos gi z drewna. W waszych wi tyniach nie Bóg pomieszkuje – tam ba wany stoj ! - Bóg nie w wi tyniach mieszka – teraz odezwa si ten trzeci, Chrobot chyba albo Chrobor – On wsz dy jest. W naszych wi tyniach jeno kap ani mieszkaj i tam pe ni us ugi po yteczne. - Pewno, pewno – zadrwi Symeonem zwany – dary przyjmuj , ognie ba wanom pal , obiat czyni . My nawo ujemy do bezkrwawej ofiary, a wy za ydami pod acie – wasi kap ani dla bóstw, dla ba wanów daj drewna, mi sa, jarzyn, owoców... Kiedy i jak owe ba wany to zjadaj ? - Nie dla Boga to jest zbierane, lecz dla kap anów – powiedzia Druzno. - Sami przyznajecie... - to by g os Symeona. - Nigdy my nie powiadali, e nasze pos gi s wi te i cokolwiek jedz czy pij – powiedzia Druzno. - W naszych wi tyniach przechowywane s umowy na wierzbie, kap ani s wiadkami umów, bywaj s dziami i lekarzami albo nauczycielami ró nych zawodów.My za to wszysto, co my od Boga dostali jeno go chwalim i Mu dzi kujem. Mod y dzi kczynne s odprawiane pod przewodem kap anów. Wy przewa nie Boga namolnie prosicie... A sami zdzia to nie aska? Bóg sam wie komu, kiedy i gdzie pomóc... - Napisane jest – pro cie, a b dzie wam dane – powiedzia uroczy cie Symeon. - Tak to wygl da, e do porozumienia nie dojdziem – powiedzia Druzno jakim drewnianym osem. - Tedy nakaz i zakaz przekazuj . - Nie wolno pod kar mierci da ertwy, obiaty, danin ani adnych innych ofiar dla kap anów i innych duchownych, ani te dla Boga – na wszystko duchowni musz zarobi czynami po ytecznymi dla swoich wiernych wznawców. - Jak e tak?! - oburzy si Symeon. - To niepodobie stwo! - zakrzykn Chrobor. - Napisane jest – powiedzia tym samym drewnianym g osem Druzno – ptaki nie siej , nie orz , a Ojciec Niebieski ywi je... Jak si chce z aski Boga , to niech si Go o wszystko prosi. On mo e da przez swoich wyznawcow i innych ludzi lito ciwych. Jeno wy cznie po dobrawoli! Wszelkie namawianie i wymuszanie... No – ju em mówi .
- 21- * * * * * Ciut wit Bratek wyczo ga si po cichu spod ka siostry, wyszed po cichutku na dwór i p - dem pogna do mamy. Przywar do jej nóg, obj j za uda obiema r kami i powiedzia arliwie: - Mnie wczoraj Symeon nawróci . - Czyli chrze cijaninem chcesz by , jako i my. A dlaczegó to tak nagle na dziecinne oczka przejrza ? aska Boska czy co? - Bo ja wol o wiele prosi ni bym mia dzi kczyni za to, e tatko mnie t ucze – powiedzia powa nie Bratek. * * * * * Na jesieni, kiedy ju wszysto zbo e by o om ócone i sta o w workach w stodole pana Mszczuja, albo zabra y je wozy w odarza, pan Mszczuj odczyta wici, e mier w m czarniach ponie li dwaj kap ani za namawianie i danie od wiernych ofiar. Jeden kap an w chramie Swarzeca za Wis , a drugi z ko cio a pod Na czowem. Bratek d ugo czeka na to, co zrobi w tej sprawie Pan Bóg. Pew- no owi straceni kap ani nie bardzo si Panu Bogu widzieli, bo adnej kary, ani nawet zwyczajnego zgonu czy choroby albo po aru w okolicy a do kopnych niegów w ca ej okolicy nie by o.
- 22 - Rozdzia IV Dar od Boga Nie da si przewidzie – co zostanie po cz owieku zapami tane, kiedy jego cia o przestanie ist- nie . Cz sto potomni zapami tuj wiele, nawet nie wiedz c, e to zapami tane jest wytworem jakiego cz owieka, który by , i przesta , a jednak wytwory jego my li czy r k pozosta y i s cenione, chocia z twórc nikt ich ju nie czy. Co bardziej ceni by duch twórcy, gdyby mu pozwo-lono przewija si okresowo w czasach pó niejszych od jego ycia?... Czy wola by, aby pami tano jego imi , czy te by by bardziej zdowolony ze stosowania jego wytworów w praktyce – bez zapami tania imienia? Sulla jest pami tany z powodu rzetelno ci, uczciwo ci i skromno ci. Móg w pewnym czasie po- stanawia prawie o wszystkim, móg sta si bogatszy od Krezusa. A on wycofa si do skromnej willi, stoj cej na przeci tnej wielko ci dzia ce, przys uguj cej weteranom i na poziomie prze- ci tnym – bez luksusów, chmary s ug i pochlebców ko o siebie, jada zwyczajne potrawy. W czasie adania Rzymem spowodowa wydanie wielu praw, wiele osób skaza na wygnanie, pozbawi maj tno ci i znaczenia, zlikwidowa awanse po znajomo ci, uniemo liwi korzystanie z urodzenia si w dobrej rodzinie. Jako weteran (stosunkowo m ody) nie móg ju o niczym postanawia , a jednak jego prawa i stare decyzje szanowano! Do dzisiaj wiele pogl dów Sulli uwa a si za oczywiste i one s w u yciu praktycznym – s w prawach, w opiniach. Pami tasz kim by Sulla? Lukullus by jednym z wodzów Sulli. Wygrywa wojny i bitwy dla Rzymu i Sulli. upy gro- madzi dla swoich legionistów i dla siebie. W mie cie Rzym zakupi cz jednego ze wzgórz, kaza na nabytej ziemi za ogrody i zbudowa obszern , wygodn will . Wtedy willa mia a inne znaczenie ni dzisiaj – mog a by domkiem albo pa acem. Sulla mia domek – Lukullus pa ac. Sul- la pozbawi Lukullusa wodzostwa, bo nie podoba a mu si – aczkolwiek zgodna z prawem – pazer- no Lukullusa. Lukullus powróci do miasta Rzym i zacz by znany z urz dzania w swojej willi uczt, które mia y wszystkie inne uczty pod sob . Uczty Lukullusa... O nich wielu pami ta i zna imi gospodarza uczt, cho uczestnikami nie byli ludzie wtedy ceni cy Lukullusa za cokolwiek – owszem wychwalali wykwintne potrawy, gustowne o wietlenie, pi kne sprz ty i wiele innych cudowno ci, lecz uwa ali, i w ten sposób p ac za mo liwo napchania ka duna za darmo... Ponad dziewi wieków czasu zmieni o znaczenie i wygl d willi Lukullusa. Sta a teraz u szczytu schodów, które u atwia y pieszym zmian poziomów przechadzek albo koniecznego zd nia do wybranego celu. Schody od pocz tku wykonywano byle jak. U omki staro ytnych ruin stanowi y g ówny materia - potrzaskany i pop kany marmur, powbijany w b oto marmurowy i ceglany gruz. Uzupe nieniem by bruk ze staro ytnych dróg rzymskich. Umajenie stanowi y zielska, mog ce s do prowadzenia nauczania szkolnego o gatunkach i wygl dzie wielu ro lin. Willa z do u wygl da a ma o okazale, z bliska mo na j by o okre li jako zaniedban ruder . Poza tym na schodach – oprócz przechodniów – mieszka o z tysi c kotów. Chudych, wylenia ych, sparszy- wia ych. ywili te koty przechodnie, rzucaj c resztki w asnego po ywienia. Czasem da a si jakie- mu kotu z apa nierozwa na myszka, rzadziej zuchwa y szczur. A raz zdarzy o si , e na schodach le przez par dni wynik ostrej sprzeczki mi dzy lud mi. W tym czasie koty mia y arcia do syta, a przechodnie wybierali na dotarcie do celu i na przechadzki inne drogi. Bo ena musia a przechodzi ko o tych schodów codziennie – tamt dy prowadzi a jej droga do mieszka ludzi biednych, którym nosi a straw , leki i pociech . By a zadowolona z tego, e mo e nie my le o zawiedzionej mi ci, prawd mówi c – e n i e m a c z a s u na my lenie o czymkolwiek poza sposobami zaspokojenia ma ych potrzeb biedaków, aby mogli prze jeszcze jeden dzie , jeszcze par dni, mo e miesi c, rok... Z dnia na dzie – byle nie zapomnie o oddy- chaniu, bo g ód o jedzerniu zapomnie nie dawa . Dodatkowo pami Bo eny o wszystkim zwi za- nym z Dzier ykrajem by a blokowana przez obraz k bowiska kotów ko o tego le cego cia a... Wzdryga a si za ka dym razem, kiedy musia a przechodzi ko o schodów... Dwa razy dziennie... * * * * * Pierwsza rozmowa Jana VIII z Dzier ykrajem by a do ogólnikowa i nied uga, lecz zosta a w pami ci S owianina na zawsze. Papie zostawi Scholastyk i Dzier ykraja samych, bo musia jeszcze co za atwi . Podczas nieobecno ci papie a w komnacie Scholastyka podesz a do papieskie-
- 23 - go biurka i przekr ci a, tkwi cy w szufladce kluczyk. Stoj ce przed biurkiem krzes o z por czami i oparciem – przypominaj ce skromny tron – nagle si przewróci o do przodu, otwar a si pod nim pod oga i na miejscu krzes a zrobi a si dziura. Scholastyka wskaza a r ten otwór i powiedzia a: - Obejrzyj! Podszed i zajrza . Krzes o jakby wisia o na tylnych nogach. A w g bi - w g bokiej dziurze- zauwa co takiego jak b yski stalowych ostrzy – szpikulców,oczekuj cych na spadaj cego z krze-s a cz owieka. - Staraj si , by nie by poproszony o zaj cie miejsca na tym tronie skaza ców – powiedzia a Scholastyka i ponownie przekr ci a kluczyk. Krzes o wsta o z otworu, na dziur nasun y si z boków pokrywy, przednie nogi krzes a na nie opad y i wszystko wygl da o tak samo niewinnie jak przed u yciem kluczyka. Po powrocie do komnaty papie spyta o ojca Dzier ykraja. A kiedy dowiedzia si , e Druzno jest katolickim ksi dzem i e niedawno odprawia w Polsce nabo stwo dla misjonarek, maj cych nawraca Polaków na chrze cija stwo rzymskie – wyrazi yczenie, by Dzier ykraj zawsze znajdowa czas na rozmow , kiedy zostanie wezwany do papieskiego zamku. - To nabo stwo – powiedzia Dzier ykraj – by o ostatnim, które tato odprawia , on jest ju sta- ry... - I ostatni b pierwszymi – odrzek papie . - Ci z Konstantynopola chc sobie S owian podpo- rz dkowa . Wymy lili s owia ski j zyk ko cielny i s owia skie pismo do ksi g ko cielnych. Niczego w ten sposób nie osi gn . My acin wprowadzim jako wspólny j zyk dla wszystkich chrze cijan. S owia szczyzny nie polubi Grecy ani acinnicy. acina ma przysz jako j zyk jed- nego wiata chrze cijan.Jeden cesarz b dzie, jeden pasterz dusz... Te misjonarki... One po acinie?... - Wi kszo po niemiecku – odpar Dzier ykraj – jeno niektóre zna y troch aciny. * * * * * Jedzenia ci gle by o za ma o. Bo ena dosta a dwie pomocnice – we trzy d wiga y ze sob wielki kosz z uszami, nape niony straw . Jednak codziennie zostawa o jeszcze par domów do odwiedzenia, lecz mo na tam by o zanie jeno modlitw i obieca co na jutro, bo kosz ju opustosza . Bo ena ograniczy a swoje posi ki. O jeden posi ek dziennie mniej i ka dy posi ek zjedzony – o po ow mniejszy. Na pocz tku czu a g ód zaraz po zako czeniu niadania i wiecze- rzy, o obiedzie da o si zapomnie , kiedy si rozmawia o, namawia o do modlitw i rozdawa o jedzenie. Z czasem g ód Bo eny zosta zast piony os abieniem – chodzi a wolniej, rzadziej pomaga a nosi kosz... Pomocnice ostrzega y j przed chorob p uc – t umaczy y, e lepiej da jedzenie nie wszystkim ni nie dawa nikomu. A jak dawca umrze, to ubodzy w nie dostan tylko wiadomo , e nikt im ju niczego, nigdy nie przyniesie. Bo ena pojmowa a t umaczenie, lecz mia a nadziej , e po niej przyjd nast pne roznosicielki. Scholastyka wyra a podziw, bo liczba obs onych biedaków wzros a trzykrotnie odk d zaj a si nimi Bo ena. Na jak d ugo?... * * * * * Wezwanie do zamku przynie li w porze niadaniowej i Dzier ykraj natychmiast pogna , maj c w pami ci przestrog Scholastyki. - Senior Dier ykraj – powiedzia papie – chc ci zapyta o beneficja. - Nie bardzo wiem...- w g osie Dzier ykraja czu by o zmieszanie. - Chodzi o op acanie urz dników w adcy – Scholastyka natychmiast po pieszy a na ratunek. - Maj oddane w u ytkowanie w ci z dóbr ogólnych na czas pe nienia obowi zków – powie- dzia Dzier ykraj. - Dobra ogólne, to te ziemie,które powierzone s ksi ciu, aby mia dochody na pokrycie potrzeb ogó u. - Hmm... - mrukn papie – podobnie jest i u nas. Powiadasz na czas pe nienia obowi zków? - Tak – powiedzia Dzier ykraj. - Czasem, jak kto si wyró nia, to dzier y w do ywotnio, albo dostaje w u ytkowanie do ywotnie inn w – gdzie bli ej jego domu rodzinnego na przyk- ad . - A co si u was robi, kiedy kto nie chce ust pi z owej w ci? Bo mnie – powiedzia papie - ludzie z rodów Krescencjuszy i z Tuskulum ust pi nie chc . Tam starcy siedzieli do ywotnio, którzy niegdy urz dnikami na dworze naszym byli. Oni umarli, a m odsi z owych rodów krzycz ,
- 24 - e to ich dobra, bo na wieki wieków przez papie y nadane. Co – wed ug ciebie – wypada z takimi zrobi ? - Daleko to od Rzymu? Zapyta Dzier ykraj. - W Lacjum. Niedaleko od Rzymu. Nieopodal Fraskatti, gdzie niegdy Lukullus lubi wypoczy- wa , kiedy Tyber zaczyna latem niby gnojówka mierdzie . Tyber bagnisty bardzo... No, co by po-radzi uczyni ? - Odebra nale y to, co sobie kto przyw aszczy . To rabunek – powiedzia Dzier ykraj. - Musia bym najmowa ludzi spod ciemnej gwiazdy – powiedzia niech tnie papie . - To by si wyda o, bo naj ty wszystko ma na sprzeda , tak e imi tego, co go op aca. - Ja bym w imi sprawiedliwo ci da swoich ludzi – powiedzia Dzier ykraj oburzonym g osem. Ja sam bym poprowadzi , gdy o rozbój w bia y dzie idzie. - To wy mienity pomys – ucieszy si papie – b szuka w ród tutejszych, wielu b dzie si nawzajem podejrzewa ... Sam ciebie i twoich ludzi poprowadz , poka miejsce i osoby. A zap ata... Gdzie ty i twoi ludzie macie stajnie i mieszkania? Bo odt d na mój koszt b dzie dla was ca kowite utrzymanie. Zgoda? Zrobisz to? - Ja tylko pojma mog , kogo pan papie wska e – powiedzia Dzier ykraj – do reszty r ki nie mog przyk ada bom nie jest s dzi w tej sprawie. Po kilku dniach Dzier ykraj zosta poproszony o przybycie na zamek papieski. By wiadkiem kajania si szlachetnie urodzonych z rodów Krescencjuszy i Tuskulanów. Przysi gali na ró ne wi to ci, e ju nigdy nie narusz umowy, je li papie odda im tych, którzy poznikali tak bardzo, e nie mo na ich znale ani si wywiedzie kto ich usun z w ci, mo e to dla okupu zrobiono i Ojciec wiety chcia by po redniczy , to oni dadz okup ka dej wielko ci. - Chcia bym da wam dowód zaufania i spowodowa powrót waszych rodowców, atoli nie jest to w mojej mocy – powiedzia papie . - Gdybym wiedzia , e yj , i wiedzia gdzie s , to sam bym poprowadzi zbrojnych ochotników, by uwolni dawnych moich urz dników i ich krewnych. Czy mog liczy na wasz zgod , je eli z waszych rodów wyznacz nowych urz dników? Zapewnili o gotowo ci pe nienia obowi zków powierzonych przez papie a, nawet na tych sa- mych beneficjach poprzestaj c, które przedtem do owych urz dów przydzielono. Powinni by zadowoleni, gdy nie musieli si trudzi – papie skorzysta z gotowo ci innych rodów. * * * * * Przechodz c rano ko o schodów pod will Lukullusa, Bo ena spostrzeg a, e kilku jej podopiecz- nych usi uje sprzedawa przechodniom, wczoraj zaniesione przez ni czyste prze cierad a i ki cie winogron. Zrobi o jej si nijako, pop aka a si , biedna, i pobieg a do Scholastyki. - Zrobimy z tym porz dek – powiedzia a Scholastyka. - B dziesz zanosi jeno bezwarto ciowe kr ki z cyny, na których wyryto znak ko cielny. Kto z tym kr kiem stawi si na msz i poka e go zakrystianowi, ten dostanie wspomo enie. Przynajmniej z uczestnictwa w nabo stwie b dzie po ytek. A tobie b dzie l ej, bo na to wypada, e u wierkniesz z wi kszej biedy ni li twoi podo- pieczni. Odt d Bo ena jada a normalnie. Min y os abienia. Nie powróci a poprzednia kr twarzy – Bo ena wygl da a na uduchowion niewinno lub na pi kno w pierwszym okresie ci y. Kto nie wiedzia , i mog aby schn z t sknoty i wzdycha do spotkania z jednym takim, ten móg by si pomyli i g osi pogl d o nied ugim doczekaniu si na macierzy stwo m odej nowicjuszki zakonu scholastyczek, czy te benedyktynek. * * * * * By a koronacja Karola Grubego z dynastii Karolingów na cesarza rzymskiego. Dzier ykraj nie by brany pod uwag , co kanclerz papie a obja ni konieczno ci unikania zadra nie mi dzy dos- tojnikami z zachodu i przedstawicielami ze wschodu. - Jednak e zaraz po koronacji papie chce ci widzie u siebie – powiedzia kanclerz. - Da em si wywie w pole - powiedzia papie , kiedy Dzier ykraj stawi si na rozmow – o- szukano mnie. Ten t cioch w aden sposób nie pomo e Pa stwu Ko cielnemu. Czy s ysza o og- niu greckim? Bo te galery arabskie trzeba jako od uj cia Tybru i z zatoki ko o Neapolu przep dzi . Dzier ykraj wyzna , e o niczym takim nie s ysza , tedy papie wyja ni , e okr ty z Bizncjum