mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony400 685
  • Obserwuję297
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań304 812

Lanca Ster Reginald - Szlak Piastów cz.3 - 01 Wschód

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :748.2 KB
Rozszerzenie:pdf

Lanca Ster Reginald - Szlak Piastów cz.3 - 01 Wschód.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 101 stron)

Reginald LANCA-STER Z cyklu „Szlak Piastów” o ludziach i wydarzeniach z pograniczy przygody i historii opowie trzecia pod tytu em W S C H Ó D Na j zyk zbli ony do wspó czesnej polszczyzny przewiód Stanis aw Pierzynowski Wydawnictwo bde 7 Kowary 2008

- 1 - Rozdzia „0” Przygotowanie do „Ranka” Pan Fali ski w aden sposób nie potrafi mi powiedzie – jak dokumentacj powinna mie narz dziownia. Co jaki czas przynosi mi jakie kwitki i ja to wszystko trzyma em w szufladzie biurka u one wed ug dat dokumentów. Kiedy tylko uko czy em szesna cie lat – awansowa em na odocianego pracownika umys owego w rozdzielni kart roboczych WMMiK. Pensja 435 z . na miesi c i adnych ulg z tytu u kszta cenia si w liceum dla pracuj cych, ani z tytu u owej m odo- ciano ci. Chyba kierownik Rybak by na poziomie pana Tadka, te zreszt mia na imi Tadek, wi c móg nie wiedzie o przys uguj cych pracownikom ulgach. Trzeba by o dowiedzie si samemu i walczy o przestrzeganie przepisów. W zwi zku zawodowym podobno by em. Podczas przyj cia do pracy nadano mi numer ewidencyjny 22817 i kazano przynie zdj cie do legitymacji zwi zkowej. Legitymacj dosta em – ulg nie dosta em, nie mam poj cia, czy potr cano mi sk adki zwi zkowe. Moja praca polega a na wypisywaniu kart roboczych – zast powa em drukark . Wynalaz em kalk i pisa em przez trzy arkusiki kalki o ówkowej o ówkiem kopiowym, zwanym inaczej chemicznym. To by wynalazek organizacji pracy – sz y serie statków – morskie przetwórnie rybackie, trawlery dla ZSRR – operacje by y takie same, seria zacz ta i wiadomo by o, e potrzebne b karty robocze analogiczne na ka dy statek serii. Dzi ki temu mia em mo liwo czytania ksi ek, podobnie jak u pana Fali skiego. Niestety, mój mózg nie pracowa wszechstronnie – po dziesi tej klasie liceum dosta em dwie poprawki – z chemii i matematyki. Razem ze mn siedzia y w rozdzielni pani Irena, pani Zuzia, pani Ola i pani Janka - one tylko wydawa y karty robocze mistrzom i brygadzistom. Podobno przed moim przyj ciem wypisywa y te owe karty i ja by em dla nich kim nadspodziewanie po ytecznym. Trafi em do tej rozdzielni w y czas. Panie mia y nieco wykszta cenia, adna nie nale a do partii i nie podoba im si poziom pana Tadeusza Rybaka. Przepraszam – towarzysza Rybaka. Uknu y intryg , wypisa y potkni cia i nieobecno ci przy biurku tego rybaka, a mnie poprosi y o z enie podpisu pod donosem. Jak wszyscy, to wszyscy - gówniarzu... Podpisa em... Nowy towarzysz i kierownik – wi ch – mia na mnie oko. Kiedy tylko sko czy em wypisywa- nie pliku kart roboczych, dostawa em na biurko plik jeszcze grubszy. By em umazany kopiowym ówkiem. Wargi, palce, policzki... Wszystko by o znaczone kolorem sinoniebieskim. Nie wiem jaki to mia o wp yw na moje poprawki - jest faktem, e przy próbach uczenia si zasypia em i przez sen gada em o kartach roboczych... Nadesz y wakacje i urlop. O dziwo – mózg wróci do poprzednio ci! Obie poprawki zda em na czwórki i o ma o co nie by em pierwszym, który z poprawek dosta pi tki! A na maturze – z siedmiu przedmiotów – nie zszed em poni ej czwórki na wiadectwo i us ysza em uwagi:- Szkoda, e si pan przez ca y czas tak nie uczy ... Nie wyprowadza em Szanownych Profesorów z du – niech wierz , e bez nauki nie ma dobrych ocen. Pani od geologii i ab o ma o co nie poprawi a mi trójki z geologii, której nie by o na maturze... Ot, co mo e wierna i dobra pami ... Trzeba tu doda i przyzna , e panie z rozdzielni podpowiedzia y mi moj m odociano i ja za atwi em sobie ulgi – by em mniej zm czony. Mog em pisa „Wschód” i czyta , czyta , czyta ... Co do pa ... Kto wie, czy nie by em planowany na udzia w owach jako zwierzyna. Wysoki, powa ny, du a wiedza, yczliwo ... Spytano mnie o stan cywilny i o wiek oraz o zamiary u enia sobie ycia. I nast pnego dnia dowiedzia em si , i m odociani maj ulgi... Zreszt na dwa miesi ce przed matur zwolni em si z pracy, bo z em ostatnie konieczne za wiadczenie w szkole, wi c te ulgi mia em nied ugo. Ale paniom jestem wdzi czny. Podczas „zarabiania” jako pracownik umys owy pozna em prawdziwe uczucie g odu – tylko obiady i pocz stunki, to za ma o dla takiego, co zjad by p to kie basy na raz i jeszcze si rozglada za chlebem. Mo e dlatego postanowi em pój po maturze na WAT. RKU wiedzia o lepiej i skierowa o mnie na egzaminy do szkó dla prawdziwych oficerów. Rozmawiano ze mn , egzaminowano i nikt nie zerkn w dokumenty. A z nich wynika o, e nie mam wymaganych osiemnastu lat... Có ... Wysoki, powa ny ch opak... Postara em si o prac w „Polcargo” - jako tzw. liczmen – oficjalnie kontroler prze adunków w

– 2 - porcie. 1000 z otych na miesi c. Praca przez 12 godzin na 24 wolnego. M odocianym nie by o wolno, ale taki wysoki i powa ny... Wyda o si , kiedy robotnicy okradli wagon ze ledzikami z Danii, a ja nie dopilnowa em porz dnie wszystkiego i nie zameldowa em o kradzie y. Zreszt starszy kolega mi podpowiedzia , ze i po drodze mo e by kradzie , plomby zerw i moja bezradno wobec cwanych z odziei si nie wyda. Z odzieje z jednej strony wagonu wstawiali beczu ki z ulikami, a przez drzwi z drugiej strony nieco ich uj li... Jak oni to przenie li przez bram ?... Mo e bym to zauw i zapobieg kradzie y, lecz jedna z beczu ek „zerwa a si ” z uchwytu d wigu i by z tym ambaras, bo Du czyk krzycza , e on przywióz i trzeba mu zaliczy t beczu jako przyj przez port. Jestem pewny, e ów Du czyk nie bra udzia u w zmowie przeciwko mnie. Dyrektor Raminger potraktowa mnie agodnie – powiedzia , e mia zamiar mnie awansowa , ale w tej sytuacji... Za Chiny Ludowe w ten awans nie wierzy em! On po prostu zauwa moj ma oletnio i nie chcia mie k opotu z wyja nianiem zabronionego sposobu pracy ma olata na trudne zmiany. Mo liwe, e wspomaga o mnie piewanie. Jako za apa em si do zak adowej czwórki, w której piewa te znany pó niej piosenkarz. Nie podam nazwiska, bo on samochodem s bowym dyrektora wywióz z portu dwa worki ziarna kakaowego i sprzedawa je na rynku w Kwidzyniu. Wtedy by Kwidzy , a nie Kwidzyn. Osiem miesi cy siedzia w Kwidzyniu.Za paczk chesterfieldów w kieszeni kurtki starszy nasz nadzorca, jakby kierownik zmian, dosta dwa lata. Ja krad em próbnikiem ziarno kakaowe i cukier. Szkoda, ze nie zawsze w porcie by y, bo zmniejsza y nocny g ód... Ciekawe jaka by a szkodliwo „spo eczna” mojego przest pstwa... Nie wiedzia em, e zak ad pracy co tam winien u ycza takiemu, co idzie do wojska, tedy niechaj brak owego u yczenia skompensuje moje trzykrotne pod eranie cukru i kakao. W RKU upar em si , e tylko na WAT i dosta em bilety do Warszawy i z powrotem. Egzaminy sz y mi pi tkowo a do dnia, w którym przyby werbownik z OSL D blin. Z matematyki dosta em jedynk , kazano mi jeszcze zg osi si na ustny, te by em baranem i odpad em. Pojecha em na egzaminy do D blina, zda em nie le, przeszed em bez zastrze badania lekarzy i od pa dziernika 1955 roku jestem podchor ym Oficerskiej Szko y Lotniczej, a jednocze nie kontynuuj zrywami strudia eksternistyczne w KUL-u na Wydziale Humanistycznym. Zacz em je w cywilu, wypad em nie le na rozmowie wst pnej, czy te egzaminie ustnym – pytano o wiele – dosta em indeks. Kapi- tan Matowiecki, dowódca batalionu podchor ych obejrza indeks, powiedzia - fiu, fiu i zgodzi si dawa co jaki czas przepustk na egzaminy. Nieoficjalnie, wi c bez przys uguj cych ulg. I cicho- sza, bo si wyda i b dzie chryja. Przydzielono mnie do grupy 217 - przysz ych pilotów bombowych, na samolocie I -28. Oficer polityczny batalionu, porucznik Skwarka zakomunikowa , e ten, co uzyska same pi tki ze wszystkich egzaminów ko cowych i przej ciowych – uko czy szko z pierwsz lokat . Spyta em o po ytki dla takiego absolwenta pierwszolokatowego. - Wybór jednostki, w której b dzie pe ni obowi zki jako oficer – us ysza em. Mia em te same pi tki – co miesi c pochwa a w rozkazie za wyniki w Dziale Nauk i wzorowe pe nienie s by. Przysz a promocja starszego rocznika i zobaczy em p acz cego podporucznika pilota, który wybra Babie Do y ko o Gdyni, lecz tam nie by o miejsca... Sko czy y si moje starania,bo po co?... Na wiosn 1956 mieli my i na lotnisko polowe U – lata na samolotach Jak-18. Na jesie do Radzynia na Jaki-9. Promocja po niepe nych trzech latach, po przeszkoleniu w D blinie na I ach-28. Wiosn 1956 powiedziano nam, e bombowców w LWP nie b dzie i my... Ostatecznie zmieniono nam numer grupy na 223 i wiosn 1957 przyjechali my do Krzewicy, gdzie mamy robi program podstawowy, a potem przej ciowy na Jakach – 18. W jednej grupie ze mn , u instruktora Janusza Pi tki, o rok od nas starszego, s – Ignac lusarski, Marian Olejnik. Ludwik Rodziewicz i Mietek Tatarzy ski. Dowódca klucza, Feliks Pawlak, namówi naszego instruktora na spisanie jednego ucznia, czyli na wyrzucenie go z podchor ówki z zaliczeniem odbycia zasadniczej s by wojskowej. Pad o na Mariana Olejnika. On jest partyjny, a mimo to... Lepiej spisaliby Mietka Pietrasa, który przyszed z zasadniczej by, aby reszt woja odby w warunkach stworzonych „kompociarzom” - po obiedzie dostaj cym kompot. Mietek ma wykszta cenie muzyczne z cywila i w wojsku na pewno nie b dzie, a ju sobie polata , czekolad raz na cztery dni dostawa , móg j sprzeda w kiosku spo ywczym za jedena cie z otych, a ona potem kosztowa a z otych dziewi tna cie...Mo e tamci do-

- 3 - wódcy kluczy – Augustyniak, Frydrychowski i Trznadel nie lubi spisywa ? Pisanie „Wschodu” idzie powoli. Jak si jest w grupie, to obcuje si z ró nymi lud mi i trzeba im nieraz po wi ca czas dla wi tego spokoju w innym czasie. Witek apczyk umie na przyk ad gra przyjaciela i wyci ga do Mi dzyrzeca Podlaskiego na wino. Butelka kosztuje 11 z , czekolada mo e by sprzedana za 11 z ...Butelka wina na ba, pita z gwinta – dla Witka radocha. Prawdziwymi moimi przyjació mi s Rysiek Filak i Genek Micha owicz – im mog zaufa , oni nie daj , rozumiej , pobudzaj , kiedy popad w spleen. Oni lubi si ze mn uczy , szkoda, e ja si uczy nie lubi – ja lubi studiowa . Trudno – trzeba pofolgowa i pisa tylko w niedziele i podczas urlopów, z których rezygnuj . „Wschód” ma by tylko przygotowaniem do opowie ci „Ranek”. Ta opowie numer cztery ma o z wydarze ju historycznych, ale niepewnych. Historia zaczyna si od momentu zaistnienia wspó czesnego wydarzeniom ród a – ksi gi, kroniki, latopisu, sprawozdania i innych pi mide . By- wa, ze te pisma nie s ze sob zgodne, albo przedstawiaj wydarzenia niezbyt jasno. Z tego powodu czasy Mieszka Pierwszego („Ranek”) nie s przez historyków nale ycie opracowane. Na przyk ad nie wie si – ilu mia braci. A pojawiaj si w jego czasach dwaj Boles awowie – jeden w Gnie nie, przy Mieszku, drugi za w Krakowie. Historycy próbuj przymierza syna Mieszka (Chrobrego) raz do Gniezna, raz do Krakowa. Mia za on W gierk Judyt i nie mia ony Judyty. ona Emnilda by a zza Odry,albo ona Chrobrego pochodzi a z Krakowa. Bezprym by synem Boles awa. Pierworodnym. Nazwano go tak, jakby chciano zabezpieczy si przed jego zasi ciem na tronie Polski. On jednak zasiad na tym tronie... Albo – on na tym tronie nie zasiad ! Po Bezprymie panowa Boles aw Srogi albo - nie by o adnego Boles awa Srogiego... Ja doszed em do wniosku, e Mieszko mia wi cej braci ni tylko Czcibor i to napisz we „Wschodzie”, w ten sposób dopasowuj c wydarzenia za Siemomys a do tych: – by -nie by , panowa -nie panowa , mia -nie mia itp. Czy odgadn prawd ? Nie wiem. Wiem, e przypuszczenie o czworaczkach z Mieszkiem w tym „miocie” jest bardzo prawdopodobne i wyja nia wiele pó niejszych zapisów, które wielu historyków chce uznawa za wymys y. Wymys y si zdarzaj , jednak po co mia yby si pojawia takie w nie – sprzeczne? Ot, tak sobie – dla sportu? Wtedy pergamin i tusz by y drogie, a umiej tno pisania rzadka. Po wi canoby czas spisywaniu wymys ów? Mo e dla czyjej korzy ci? Ba, nie wida nikogo korzystaj cego z tych zapisów... Wspó cze nie kto usi uje wyrzuci niektóre zapisy z historii Polski, bo one nie pasuj do jego teorii. Ja bym powa si wyrzuci i pó zapisów, gdyby one mia y zaszkodzi Polsce. Ale akurat te odrzucane przez marksistów – s oboj tne – ani nie szkodz Polsce, ani Jej nie pomagaj , wi c ja je uwzgl dni . Prawie pewne, e – je li „Wschód” zostanie wydany – zostan uznany za fantast który nie uwzgl dnia teorii naukowych w dziedzinie historii. A co mi tam! Byle zgadza o si z logik i podoba o Czytaj cym. Cdba. (Co daj Bo e, amen). Mog ujawni spraw mojego werbunku do partii – i tak nikt nie zobaczy „Wschodu” na oczy. Skwarka spyta mnie o ch wst pienia w szeregi po paru miesi cach podchor ówki. Trzeba by o zaryzykowa i odmówi , lecz ja chcia em zosta pilotem, tedy poda em odpowiednie nazwiska z cywila – towarzyszy, którzy mogli mi da rekomendacje. Skwarka osobi cie pojecha do Gda ska. Po przyje dzie min mia kwa i powiedzia , e towarzysze nie chcieli mi da poparcia. Ponownie zosta em wezwany przed oblicze Skwarki po pa dzierniku 1956 roku. On powiedzia , e teraz, to tutejsi towarzysze ju mnie znaj i mog mi da rekomendacj .Powiedzia em, e teraz, to ja nie chc ! On powiedzia , e teraz to i on by... Na razie mam spokój. Po roku 1956 mog si ju powa na odmow - towarzysze bardzo zmi kli. Z moich obserwacji wynika, e oni sami przygotowywali pa dziernik i co im si wymkn o z r k, co im nie wysz o. Zaraz po pa dzierniku i W grzech zrobiono sp d w sali kinowej. Kto tam co gaworzy – nie wiedzia em co, bo czyta em. Nagle Kola Ptaszy ski z mojej grupy rozdar si na ca e kino: - damy uwolnienia genera a Kuropieski!. Nie mia em poj cia – kto zacz ów Kuropieska i spyta em Kol . - No, wiesz – powiedzia – jak si dostaje polecenie partyjne... Partii si nie odmawia. Kola wiedzia o Kuropiesce tyle, co ja – tyle, co nic.

- 4 - Rozdzia I Da odpór – pozna niektóre osoby. drog nazywano bit , lub te mówiono, e jest traktem. Nie tak dawno wyci to w puszczy pas drzew i krzewów, odkopano nieco karpy, uci to górne cz ci tych karp i z powrotem przysypano je ziemi . Co mil (wtedy oko o 5 km.) osadzono przy trakcie dró nika. Ubogi mo ny, ta ubogo by a zasad , dostawa na czas pe nienia obowi zków an ziemi i chat z szop , w której zgromadzono narz dzia – opaty, rydle, pi y, siekiery, topory i ró nego rodzaju wózki oraz ci ki wóz do przywo enia wiru. Ko nie by dró nikowi przydany, wszak e ka dy mo ny móg wielu rzeczy nie mie , atoli bro , uzbrojenie i ko wa niejsze by y od codziennych sytych posi ków i dachu nad g ow . Zamys by taki: dró nik dba o trakt i uprawia rol . Z uprawy roli si utrzymuje, dokupuje narz dzi rolniczych, co jaki czas konia wymienia, wóz naprawia czy wymienia, a p aci za u yczenie ziemi i chaty swoj dba ci o drog - o swoj mil drogi. Po wielu latach stary dró nik dostawa na w asno pó anu ziemi w innym miejscu i tam zaczyna si w asny dom jego rodziny. Stara nied wiedzica ledwo wsta a z zimowego snu, szuka a strawy przy trakcie, kiedy uszy i nos da y zna : jad ludzie na koniach. Mrukn a ze z ci i ruszy a w g b lasu. Co jaki czas odwraca a g ow , bo cz owiek czasem z drogi w las skr ca, a te odg osy ludzkiej obecno ci stawa y si coraz bli sze. Wilczyca wyczu a i us ysza a nadje aj cych ludzi tu po nied wiedzicy. Bra a w pop ochu swoje ma e w pysk i przenosi a je po kolei g biej w las. Najwy ej ch odu zaznaj , lecz ten wykrot przez ni wybrany okaza si nie bardzo bezpieczny – trzeba b dzie poszuka innego legowiska. Tylko wiewiórki nie uciek y. Wygl da y ukradkiem zza pni drzew. Nadje a spora grupa konnych. Odziani byli w skórzane burki, w osiem do wierzchu odwrócone. G owy, w futrzanych czapach z nausznikami, wierci y si ciekawie na boki, a usta w tych g owach albo si u miecha y na przemian ze r eniem, udaj cym chyba miech, albo gada y g no za bardzo. Przekrzykiwali si , przerywali sobie, mówili po dwóch lub trzech jednocze nie – nie rozpoznasz kto i do kogo akurat mówi . Tylko jeden je dziec, ten na czele, by powa niejszy. Troch starszy od reszty, z kosmykami siwych w osów, sod czapy wygl daj cych, patrzy przed nogi swojej siwej klaczy – jakby chcia za-pobiec potkni ciu si konia o jak nierówno . Przekomarzanki pozosta ych w pewnym momencie usta y. Rozpocz a si zwyczajna rozmowa - mówili pojedy czo, na przemian i nie tak g no jak poprzednio. - Ja bo nie pojmuj dobrze s owa obej cie – powiedzia olbrzym, jad cy niedaleko za siwym – mówili cie, Zdruzno, e ka dy dró nik ma obej cie, a przecie oni maj domy, zabudowania, cz sto- ko em ogrodzone... - Musia by , Wyrwid b – powiedzia siwy, nie odwracaj c wzroku od drogi przed koniem – za ka dym razem par s ów wypowiada na opis tych obej . Ta chata, te zabudowania, studnia, podworzec s – jake zauwa – okolone cz stoko em. A przy cz stokole zostawione jest miejsce, cie ka do obchodzenia wszystkiego, co w rodku cz stoko u si znajduje. W rodku onej cie ki do obchodzenia wszystko si mie ci. Najcz ciej mówim: w obej ciu. - Aha – powiedzia inny olbrzym – lecz powiedzcie jeszcze o tych milach. Niby na pi dziesi t mil przypada dziesi ciu dró ników, atoli my mijalim jedenastego i dopiero wtedy powiedzieli cie, e przejechalim pó setki mil... - Rozpocz liczenie od obej cia, którego nie mijalim – od niego jeno liczenie rozpocz . Dopiero jak przejechalim ko o drugiej chaty, to my jedn mil przebyli. Z liczeniem, Waligóra, trzeba uwa – osobno mile liczy i osobno obej cia – mo na, lecz jeno te, które w ruchu mijamy. - Podobnie jest z liczeniem czasu – odezwa si trzeci olbrzym, jednak chudy,szczup y – tyka do chmielu mog aby mu cienko ci pozazdro ci . - Ty, Bie an – odezwa si olbrzym czwarty – kubek-w kubek do poprzedniego podobny – zawdy jak g upot wymy lisz. - Bo ty, Chy an, m drych rzeczy nie pojmujesz i do twojej g upoty si zni am – odszczekn si Bie an. - Jaka jest ró nica mi dzy chy ci a bieganiem? - spyta Zdruzno – czy Bie an jeno umyka?

- 5 - - Nieee- - powiedzia Chy an, g osem niech zawieraj cym – on pr dko biega, a ja nigdy za nim nie nad am. Za to ja mog pi jab ek podrzuca jednocze nie i apa tak pr dko, i znowu które podrzuci , e one, wszystkie pi , lataj pomi dzy moimi r kami,a adno o ziem nie pra nie. Teraz ucz si podrzuca sze cioma, jednak na przedwio niu jab ek nie mamy, a kamyki mniej przyjemne w dotyku. - On strza w locie zdoli z apa – powiedzia z dum Bie an. Ciocia Roksana wychowa a dwóch zwalistych osi ków – D bosza i Gorana, a nasza mama stawia a na zr czno i pr dko . Znaczy – o pr dko my lenia i ruchów chodzi. - A moja mama na m dro postawi a – ozwa si , te nie za niski – rudawy m odzian. - Ty, Sobek, powiedzia szyderczo Chy an – masz szcz cie, e w pobli u taty nikto adnego rudego nie widzia , kiedy ciebie ciocia Niemra z tat poczynali. - Hilda, a nie Niemra – poprawi z naciskiem rudawy Sobies aw. - My bym woleli, eby z tat ciocia Bo ena by a – powiedzia D bosz. - Wara od mojej mamy! - powiedzia g no niady, mocno niady m odzian o czarnych, k dzie- rzawych w osach i smolistych oczach. - Bo tacie powiem i zobaczycie wtedy... - Cichaj, Bo ydar – ozwa si s siad niadego – nie adnie jest wywy sza siebie, kiedy tata wo- jewod jest. Rodzic, to nie nasza zas uga – my musim sami na siebie zapracowa . - S usznie prawisz, Hubert – odpowiedzia grzecznie Bo ydar – ja wszystkich o wybaczenie prosz za czcz przechwa . - Ci chrze cijanie zawdy tacy pokorni – powiedzia Sobek – czy syn namiestnika Stoigniewa – ten wasz chrze cija ski bratanek – te taki uk adny? - Nie bardzo – powiedzia Hubert – nie chcia ze Zdruzn jecha , tedy ubie . A nakaz ojca – wi ta rzecz. - O nieobecnych niegrzecznie mówi – powiedzia Zdruzno – zarówno niewiasta jak i m , ob- gaduj cy nieobecnych zas uguj na miano baby. Mówcie o czym innym. Potem sz y pochwa y ksi tka Siemomys a, a to chyba o babsko ci chwal cego nie wiadczy, bo Zdruzno nie przerywa . Najpierw o tym, e dziewczynki wcze niej od ch opców zaczynaj mówi , a Siemomys dwa lata mia , kiedy biegle gada i wszystko pojmowa , co doro li powiadali. Potem o przeja ce konnej – ten dwuletni szkrab za da ,by go na konia wsadzono. Ksi na Gizella nie dawa a, lecz ksi Leszek wzi malca pod pachy i na grzbiet konia posadzi . Musia o by dla malca za wysoko – w g owie mu si zawróci o, zblad , zzielenia ... Ledwo go ksi na Gizella schwyci a w locie ku ziemi. Oj, nas ucha si wtedy ksi Leszek... A dzielny jaki... Kury na mamy grz dki wlaz y i grzeba y. A on patyka wzi i na nie jak z mieczem. Kury niektóre te nie tchórzliwe... Jedna malca w wierzch d oni dziobn a... A on nic – rozprawy z grzebu ami doko czy i dopiero do mamy, b bel na r ce pokaza i w bek... Baran ob era nisk ga ze liwkami, tedy go chcia przep dzi . A baran z kopyta ruszy i malca - tryk! Obali si ma y, lecz zaraz wstawa zacz , by da trykaczowi nauczk . Osiem razy wstawa do walki z baranem i osiem razy poleg . Dziewi ty raz wstawa , kiedy ksi przyszed i barana przegna . Dopiero wtedy zy ksi tku polecia y. Trzy lata wtedy mia ... By y i niebezpieczne zdarzenia. Koby a jedna w koniczyn wlaz a, a czteroletni Siemomys wiedzia , e jej nie wolno. Tedy zacz koby straszy , próbowa ze szkody wygna . Koby a w galop i na ma ego! W por susa wzwy da a i prawie Siemomys a przeskoczy a. R bn a go w czo o p tami przednich nóg. Blady strach w Poznaniu by ... A koby a ju zjedzona... Teraz do Gniezna si ksi stwo przenie li, gdzie im zamek, tu za wa ami grodu, postawili. Tam upraw adnych ju nie ma – zwierzyn karmi w budynkach, tedy niebezpiecze stw dla ksi tka mniej. - Bardzo prawomy lny jest – powiedzia Zdruzno – a m odemu si zdaje, e inni tacy winni by , jak on prawomy lni. Ze z udze wyro nie i mo em mie dobrego ksi cia, je li go kiedy obior ... On ledwo w pi ty rok ycia wszed – kiedy czyta umia . I to nie tylko nasze znaki – on tako litery cyrylicy czyta i pojmowa , a aci skie litery sk ada w s owa, atoli tylko niektóre pojmowa . - Iii... - skrzywi si Sobies aw – po co nam obce znaki pisma, kiedy nasze nie gorsze... - Bizancjum ani Rzym naszych znaków na oczy nie widzia y i nie zobacz – powiedzia Zdruzno- winiene wiedzie ,i pismo nasze tajne jest...Jak my b dziem mie tyle ludzi i ziemi, co

- 6 - oba cesarstwa razem, to im naka em nasze pismo stosowa . - Ale po co my na ten wschód jedziem? - Sobies aw musia by z czego niezadowolony i dawa temu wyraz w pytaniach, mog cych by uznanymi za zaczepne. - Do s by w dru ynie jedziesz – powiedzia Zdruzno – tam ci ka s ... Wszelako, by le- piej s , dowiedz si , e jedziem tam dawa odpór koczownikom i Waregom. Ca kiem ich powstrzyma nie zdolim, lecz poznamy ich podst py, sztuk wojenn , obyczaje i inne rzeczy. A nas poznaj tamtejsi ludzie. Przede wszystkim Tywercy. Ich b dziem namawia do wspó pracy z nami. Mo e zechc przytuli si do Polski, albo nawet zespol si z nami w jednej Polsce... - Tatko powiada , e dla korzy ci W grów tam jedziem – Sobies aw nie dawa za wygran – oni sami nie mog koczowników przep dza ? - Oni co roku wyprawiaj si na Niemcy – powiedzia Zdruzno. - Nasi ochotnicy z nimi...Dzi ki temu twój tatko mo e by spokojny o swoje w ci.To jest tak, Sobek, e jak nie my ich, to oni nas. Ró ne niemieckie grafy a nogami przebieraj do wyprawy na S owian, by ich na galery cesarza wschodu sprzeda . Nocami wida na zachodzie jak im si lipia wic do naszych dobroci. Sobies aw – rzuca o si to w oczy – jeszcze chcia zadawa pytania, lecz pokaza o si obej cie dró nika. A przy nim, na rodku traktu, sta woj w pe nym oporz dzeniu. Kiedy podjechali, woj zdj szyszak i powiedzia : - Jestem Olaf, syn Barnima i Soreny. Spó ni em si do Wi licy, bo ociec jantar odkry i tam si wyprawa szykuje. Ja tam chcia em... Ale tato rzek , e uzgodnione by o i mam jecha z wami... - Jeszcze jeden wojewodzic – mrukn pod nosem Sobies aw. - Jakie nies owia skie imi – rzuci s odko-truj cym g osem uwag zaczepn i k liw . - Nie wszyscy Normanowie w Borys a- wiu? - Nie k apaj dziobem – ofukn go Zdruzno – Olaf i Sorena nie gorsi od ciebie Polacy. A w Bo- rys awiu sam policzysz niewolników norma skich, bo tam si na troch zatrzymamy. - To mo e w tej chacie? - Olaf pokaza g ow obej cie dró nika – syn dró nika radby z nami... Jam tu spa i gada em z nim.A sostrzyczka jego...Palce liza . Nocleg wygodny, wieczór niedaleko... * * * Zdruzno skr ci do tej chaty na nocleg g ównie z powodu ucieczki bratanka z Wi licy. Przydzie- lone zadania wymaga y zast pu dziesi cioosobowego, a on – po doj ciu Olafa – mia o miu. Dzie- wi ciu to wi cej ni o miu, a dziesi tego mo e sam zast pi... Syn dró nika Horyda – Janek – mia wiek sposobny do s by w dru ynie, lecz do posuni ty wiek ojca usprawiedliwia niestawienie si Janka u grododzier cy. Czy mo na starszemu cz ekowi zabra jedynego pomocnika, a w ciwie jedynego pracownika? Natomiast Nina – córka Horyda... Oj, co za weso o te jej br zowe ocz ta patrzy y na Bo ydara.Niby jeszcze dzierlatka, pono lat pi - tna cie, ale oddycha czym mia a i siedzie na czym mia a. A wargi jak wi nie – do rwania gotowe. Krzepka niewiastka - na matk urodzona i gospodyni . Ona zaraz wzi a Bo ydara za r i poci gn a go w las – barci pokaza , bo lepszych na wiecie nie ma. Ju w drzwiach by a, kiedy Janek powiedzia : - Bacz, Ninka, bym obyczaju go cinno ci nie naruszy przez ciebie.Ca owa si mo esz,lecz ani si wa lega z tym smag olicym. Wiesz jako strzelam... - A kto jej dopilnuje, jak ty z domu odejdziesz? Sama si musi pilnowa – powiedzia Zdruzno. - Ona jeszcze na adnego ch opaka nie spojrza a – powiedzia Horyd – ten jako jej si z miejs- ca spodoba . A on porz dny? - Mój brat i ja chrze cijanami jeste my – powiedzia Hubert, widocznie przekonany, i religia jest wystarczaj ochron przed natarciem pop dów. - To ty, Janek, id przypilnowa z daleka – powiedzia Zdruzno. - Jeno mi woja nie ustrzel! Kaszlnij we w ciwej chwili, albo ga z am g no... A wy, Horyd rzeknijcie, czy poradzicie sobie bez syna, bo mnie cz ek do zast pu potrzebny. Horyd przedstawi trudno ci w zaopatrywaniu gospodarstwa w potrzebne rzeczy – do grodów daleko, obej cia na d ugo opuszcza nie lza, bo wi kszy deszcz do ki w trakcie robi i wtedy trzeba st por d bowy na wózek bra , opat te i wio – wir sypa a ubija ci kim st porem. Ale zim – odpoczynek do przedwio nia. Teraz chyba pan wódz z ego s owa nie powie na jako traktu? Na

- 7 - wiosn i na jesie kupiec w drowny do wszystkich dró ników zagl da, a przy drodze i gospodarstwie s siedzi dopomog – Janek po powrocie z dru yny odrobi wszystko. A mo e on sobie przywiezie? Bo tu si – prawd powiedzie – na odludziu yje. - S ysza em – rzek Zruzno – e z niego ucznik niez y. Czy jeszcze co innego potrafi? - Koniem dobrze powodzi – powiedzia Horyd. - A od strzelania lepiej mu idzie tropienie la- dów. Z tym koniem... Jednego jeno mam... Do woza potrzebny... wir trzeba na kupki przy trakcie zwozi ... - Mo e by wo ami konia zast pi ? I do orki sposobniejsze... Macie miejsce dla pary wo ów? Bo bym dos przez onego kupca. I krow mleczn ... - Zdruzno musia poczu do Horyda co w rodza- ju yczliwo ci. - Ile by to... - Janek odp aci wzorow s – powiedzia Zdruzno. - Niebezpieczna ta s ba b dzie... Nie daj Bóg, jakby nie wróci do dom... W nie wróci i to z odpowiedzi na ostatnie, niepewne przypuszczenie Zdruzny. - Jeno si ca owali – powiedzia – ale jak!... On obieca , e powróci po ni i eni si b dzie. - Dobry zi lepszy od z ego syna – mrukn Horyd – ale nie szastajcie nim bez wa nej potrzeby, panie dowódco. * * * Obecno dwóch nowych ludzi jakby och odzi a beztroskie zachowanie pozosta ych siedmiu wojów. Nieomal statecznie zajechali wszyscy do Borys awia, gdzie Zdruzno mia dowiedzie si o tamtejsze k opoty i osi gni cia. Bo ydar, Hubert i Janek poprosili o mo liwo udania si na grób starego Bochotnickiego – pierwszego namiestnika zespo u grodów przy Stryju i Dniestrze, i pierwszego tutejszego zmar ego. Bochotnicki by chrze cijaninem, tedy palenia zw ok na stosie nie by o – le sobie w skromnym grobie na sm tarzu, cmantarzu czy alniku – sk d kto pochodzi , tak po swojemu miejsce pochówku nazywa . Nowy, m ody namiestnik ksi cia Polski na k opoty nie narzeka . Pochwali si trwaniem budo- wy nowego grodu i miasta nad Dniestrem, obwiedzionych murami z bia ego kamienia, któren mi kki jest, lecz od drewna wytrzymalszy, a poza tym - niepalny . - Miejscowo ta – powiedzia namiestnik – b dzie nosi nazw Halicz. Miano jest trafne, bo i po ród lasów go a tam przestrze , a i urodzajno byle jaka, bo na wapieniu nic rosn nie chce.Jam w waszej sprawie wici dosta . W razie czego mam was s ucha i wojów do pomocy posy . Mo ecie liczy na tysi c mieczy, jednak z przeszkoleniem wojów krucho... - Dos bym dobrych szkoleniowców – powiedzia Zdruzno – gdyby cie pomogli dró nikowi Horydowi. Mleczna krowa i para wo ów... Pisa wici do Gniezna? Namiestnik, g osem niepewnym, przekaza tak e pog oski o ma stwie ksi niczki Tamary z kniaziem Igorem Rurykowiczem. Podobno knia Tamar zes do odosobnionego miejsca i tam trzyma jako zak adniczk . Podobno pod miewa si e Lachy mu swoj ziemi oddadz za Tamar , a on jej i tak nie wypu ci, eby mu tej ziemi z powrotem nie odebrali. - Sza awi a jest z tego Igora – powiedzia namiestnik – ale lubiej go na Rusi, bo o swojej nor- ma sko ci zapomnia i ci giem powtarza, i czystym S owianinem jest. - Powiadomi przy sposobno ci – rzek Zdruzno – wie o losie Tamary przy pieszy nades anie szkoleniowców. Napisz , e dacie ludzi do pomocy przy uwolnieniu ksi niczki... - Suzdal – powiedzia namiestnik, co dla m odych wojów zabrzmia o tajemniczo. * * * Jechali wzd Bohu – na po udnie. Janek nie spuszcza oka ze Zdruzny – wpatrywa si w nie- go jak w t cz . Tyle dobrego dla Horydów... Dru yna dla Janka, wo y, krowa, narzeczony dla Niny... Byle tylko nic mu si z ego nie sta o... Pozostali zajmowali si rozmowami o wielu sprawach. O przysz ci wierzb... Teraz wielu ludzi yje z tego, e sadzi odpowiednie wierzby, z których wici dobre si pozyskuje i owi hodowcy wierzb, oraz ludzie chc cy co napisa , maj z tego korzy . A nadchodzi pergamin i nie wiadomo co do pisania. Wo u hoduj, co jest zwyczajne, skór zdejmuj z wo u – te zwyczajna rzecz. Ale potem t skór marnuj! Tak cienko trzeba wyprawia ...

- 8 - A z czego pasy robi ? A kubraki, uprz e,siod a i insze rzeczy ze skóry? A ju bez skórzni... Znaczy – bez butów... Ilu ludzi dochód wierzbowy straci, a pergamin b dzie si kupowa za granic , bo w Polsce wo ów by zabrak o na wszystko inne i jeszcze na ten pergamin. O tych Tywercach, którzy ju si przesiedlili i teraz siedz w górach wysokich i tych nie- wysokich. Tatry chyba, czy jako tak podobnie... Owce sobie pas i koczowników si przestali ka , bo pod górk trudno naciera na obro ców wy ej stoj cych. Nowe nazwania maj , jakie dziwne. Jakie Byrcyny, Styrczule, Juhasy, Bace, Gazdy... Ale dziarscy s , dzielni... - Mo e dziewuchy maj wi ksze od sosenek pod aw sadzonych – powiedzia Goran z west- chnieniem silniejszym od dmuchu kowalskiego miecha. - Bo te ma e, to bym musia na r bra i do oczu sobie podsadza , by policzy , czy ma wszystkie dwie nogi... O ksi niczce Tamarze, któr , nierozwa nie, temu psiajusze, Igorowi, oddano, a teraz odebra nie sposób, bo nie wiadomo gdzie ta psiokrwia j trzyma. O wielkiej ró nicy mi dzy Niemcami a Polakami, bo Niemce niszcz na zdobytych ziemiach obyczaj, mow i wiar , za Polacy podbitym jeno w asno i wolno odbieraj . - Sporo przesadzacie – powiedzia Zdruzno – atoli prawd jest, e z czasem nasi podbici wejd do narodu – stan si Polakami – bez odbierania im mowy i obyczaju. A co do religii... Wida post py chrze cija stwa, bo to religia uci nionych, a tych nigdzie nie brakuje. * * * * * W stepie nie ma zwierz t dzikich zebranych w wielkie stada. Zdarza si , e podczas ci kiej zi- my przetnie stepy wataha g odnych wilków, które szukaj lepszego miejsca w innej puszczy ni ta poprzednia, ale dla stada miejscowych wilków stepowych nie starczy oby pokarmu, bo i p owa zwierzyna w stepie nie gromadzi si w chmary ani inne grupy – ma o tego mi sa dla drapie ników, umie si kry w norach, zaspach, komyszach czy za nielicznymi k pami zaro li nieco wy szych. Prawda jest taka, e ka, step s dla trawo ernych dobr sto ówk ,lecz drapie nik dostrzeg by z da- leka posilaj ce si spokojnie sarny, tym bardziej osia czy tura, a nawet zaj ca. Za noc by aby pe - na beków, kwików i pisków ofiar rzezi, przez drapie niki czynionej. Mo e by oby inaczej, mo e i step widzia by stada saren, jeleni i innych p owców, gdyby by siedliskiem wi kszym, rozleglejszym Niby jest on wielki, wszak e do w ski i przylegaj do inne siedliska, w których atwiej o ukrycie i wod . A ju w pobli u grup ludzkich stad drapie ców prawie si na stepie nie spotyka, bo cz owiek w grupie nie tylko e przed drapie cami nie ucieka – on je goni i zabija dla futer, dla skór albo dla rozrywki. O pó mili od lejkowatego uj cia Bohu do Morza Czarnego, na wschód od tego uj cia zbudowa- no wielk stanic dla pi ciuset ludzi i tylu koni. Owo wielkie obej cie zwano po prostu Stanic , bo to by o miejsce pobytu czasowego, niekoniecznie bardzo krótkiego, czasem przez lata stanica istnieje. Ta, w nie, od wielu ju lat sta a i tylko ludzi w niej wymieniano, bo tu istnia o przytulis- ko wielkiego oddzia u dru yny Polski, prawie wszyscy woje sp dzali w Stanicy ponad dwa lata, a dziesi tnicy, setnicy i sam dowódca tkwili tu ju ponad dziesi lat. Oddzia ek Zdruzny wjecha do Stanicy po rodku wiosny. Trwa y k piele i wiosenne sprz tania. Nikt nie zaciekawi si przyby ymi – tu co jaki czas wpada oddzia ek, wracaj cy z podjazdu czy z czujki, któr wspó cze nie patrolem nazywaj . Zdruzno zg osi dowódcy swój przyjazd i uzgodni przebieg s by swoich ludzi – miesi c pasienia zwierz t w stepie, pó tora miesi ca wolnego dla wykonywania zada specjalnych i pó miesi ca na czujki oraz podjazdy. I tak na okr o. Od jutra w step – pi dziesi t wolców nie starszych ni trzyletnie, dziesi m odych byczków, trzydzie ci ja ówek. Pomi dzy nimi b dzie si kr ci nieco owiec i baranów, z tym e wykoty b w stanicy. Nale y pilnowa , by do stada nie zbli y si mleczne krowy, bo ja ówki i m ode byczki mog sobie przypomnie , e zw je ssakami. Dobrze by oby mie szkolone psy, bo one same dopilnuj zwarto ci stada. Pasienia krów nie trzeba nikogo uczy , szczególnie w stepie, gdzie nikt nie uprawia koniczyny ani innych ro lin, dla krów smaczniejszych od trawy. Tedy trwa o szkolenie wojenne. Rankiem bieganie naoko o stada – a do trzecich potów.K piel w Bohu – a do pierwszych dreszczy z zimna. niadanie przywiezione przez dy urnych ze stanicy. A potem swoiste zawody i nauka. Ciskanie oszczepem na odleg albo do celu. Wy cigi z omijaniem przemy lnie porozmieszczanych

- 9 - tyczek, aby i pr dko , i gibko by y wiczone. Strzelanie z uku do wypchanej traw skóry barana. Na ró nej odleg ci t skór zawieszano, trafiali wszyscy, a zawsze wygrywa Janek Horyd, za Zdruzno tylko nieznacznie mu ust powa . Skakanie przez zaznaczony dwoma liniami „rów”. Przeskakiwanie „p otu” z dwóch tyczek i poprzeczki, miotanie dzirytami -na pr dko i celno . Mocowanie si z silniejszym i s abszym „przeciwnikiem”. Walka na kije – najpierw obja nienia i wiczenia ze spowalnianiem ruchów, a potem walka do prawdziwa – jeno miejsce uderze i pchni ograniczone do tu owia i pasa biodrowego – kto da sobie zrobi si ca na zadku, ten przez trzy dni dba o wszystkie konie. Po przerwie na obiad jazda konna w szyku trójkowym. rodkowy, nar czny i podr czny musieli w galopie po cina przeznaczone dla ka dego ga zki powtykane w przygotowane do wicze upy Dla urozmaicenia – strzelanie z uku podczas k usu konia albo podczas galopu. Chowanie si za szyj w asnego konia, kiedy cios (ga niska) ci grozi. Wykonywanie komend dowódcy podawanych ruchami miecza albo r ki. - Potem oddam was na wiczenia w wi kszym oddziale, bo w d ugim szyku trudniej komendy zoczy i razem z innymi wykona – obieca Zdruzno. Potem wieczerza, obrz dzanie koni, naprawy odzie y i uprz y, k piel, przegl d stada i ju – wolne. A miesi c taki jasny, a gwiazdki tak porozumiewawczo mrugaj , a zapachy takie kusz ce... A cia a takie znu one i tak z aknione odpoczynku, który sen przynosi. Sen wygrywa – Druzno nie musia nikogo strzec przed pokusami – aden ani pomy la o odwiedzinach w pobliskim o rodku budowy czajek, gdzie robotnikom straw warzy y i odzie pra y niewiasty. One nawet w snach nie odwiedza y adnego z podopiecznych Zdruzny. Po miesi cu wicze z m odych m ów – ch opców w ciwie – wyro li m owie wojenni do- brego rodzaju. Jeszcze tylko wprawa, ponawianie wicze i ich urozmaicanie, a potem oka e si w potrzebie czy zwyci , czy te pozb si troski o dalszy ci g ywota. Ju byli zdolni da odpór wrogowi ywi i broni , tedy Zdruzno zarz dzi nauk golenia brzytw , bo od jutra mi dzy ludzi trzeba b dzie i , a ten meszek m odzie czy... Wstyd by by o – niech e postronni widz wygolone twarze wojów, a nie mleko pod nosami... - Od tgo dnia – powiedzia Zdruzno – co pi dni golenie zarz dzam. * * * * * Mo liwe, e w g owach tych „szczawików” l y si rojenia o odpr eniu po morderczych wi- czeniach. „Stare” wojsko - byd a strzec umie, mieczem, dzirytem, oszczepem i ukiem czyni spraw- nie, dwana cie kó ek wokó stada byd a bez zadyszki i potu robi, przy twardych a spr ystych mi niach nie mia prawa przywrze ani ut t uszczu, w asny ko tak pos uszny jak prawa r ka rozkazom my li – teraz musi by dobrze, a przede wszystkim – l ej. W ka dym razie – nie straszne adne przeszkody i nie ma dla nich dróg nie do pokonania... A r banie zapasu drewna na ca y rok? A oczyszczenie obory,chlewni albo stajenki z gnoju? A ca odzienna orka od witu do zmierzchu? A pierwszy pokos traw?. A karczowanie por by od rana do wieczora? W nie na tym polega y zadania specjalne. W nocy przejecha od Bohu do Dniestru i we wsi naddniestrza skiej s pomoc jakiej wsi Tywerców a do ko ca pracy. Weczorem troch pospa i wio – z powrotem do Bohu do jakiej wsi nadbu skiej, gdzie tamtejszym Tywercom pomaga po przedwschodowej drzemce, albo i bez niej. Mi dzy Bohem a Dniestrem wnet wszystkie wróble wiedzia y i wierka y, e ino patrze jak ten zast p Polaków wpadnie i dopomo e w imi Bo e... - D ugo tak mo na? - pyta , jak zwykle, Sobies aw. - Wiesz sam, e jeno dwa nieca e miesi ce – odpowiada Zdruzno – lecz pracuj dobrze, bo ilo strawy najleniwszemu mam zamiar ograniczy . - A sam tylko ze starymi gospodarzami ugwarza – burcza Sobies aw, kiedy Zdruzno go s ysze nie móg . Wynikiem tej ci kiej pracy i tych pogwarek mia o by dobre zdanie o Polakach. Na pocz tek by y owocki najmniejsze – poziomki jakby albo wczesne czere nie. Co jaki czas jeden lub paru Tywerców adowali dobytek na wozy i odje ali na pó noc. Tam, ko o Borys awia, czekali

- 10 - przewodnicy, maj cy zaprowadzi przesiedle ców na nowe miejsce, w nowym, przygotowanym obej ciu, z zestawem narz dzi do sprawiania roli potrzebnych, a za to bez koczowników. * * * * * Po tych zadaniach specjalnych wracali do Stanicy bardzo radzi. Wcale nie z powodu owych przesiedle do Polski, ani nie z przyczyny pozostawienia u Tywerców dobrej opinii o Polakach. Za- st p Zdruzny wiedzia , e – nareszcie – odpocznie.Je przynios , spa dadz . I to w nocy... Pe ni pewno ci w ow sielank w stanicowych pieleszach, drzemali w siod ach, kiwaj c si w rytm ko skich kroków. Powiadaj , e stary nierz albo odsypia zaleg ci, albo drzemie na zapas. Nic to, e Zdruzno nakaza czujno - wszyscy s w gotowo ci bojowej – siedz na koniach, bro przy boku i na plecach... Jakie sny, mo e jaki d wi k czy chybotni cie si w siodle zbudzi y wszystkich od razu. I wszyscy, od razu, zauwa yli, e na przedzie nie ma Zdruzny! Nie pomog y baczne rozgl dania si na boki, nie pomog y okrzyki – najpierw ciche, potem wspólne i g ne. Próbowali ustali skutki powrotu do Stanicy bez dowódcy. Co powiedzie w Stanicy? e jecha pierwszy, oni za nim i oni nie wiedz – gdzie si podzia ? Czy to tylko wstyd, czy te za to jaka kara b dzie? Na pewno dzie os awa, a nawet ha ba... Us yszeli t tent z ty u. Odruchowo pomacali czy miecze s na swoich miejscach. Nadje tyl- ko jeden ko ... To by Zdruzno. Min mia gro , w spojrzeniu gniew. Nic nie mówi c, wysun si przed nich i jecha jak przedtem – równo, niezbyt piesznie. Oni za nim. Wreszcie Sobies aw powiedzia pó osem: - Wiele mi jeszcze brakuje do miana starego wojaka. Wiarusem nazw siebie dopiero po odbyciu ca ej s by w dru ynie. Zdruzno – ja wam przysi gam popraw . Ja ju nie b narzeka , b o- chotny do wszystkiego, co obowi zek i wy na ycie. - I ja, i ja, i ja – pada y gor ce zapewnienia z ust pozosta ych. Zdruzno u miecha si pod w sem i wygl da teraz prawie na ich równolatka, któremu uda a si psota. Albo na starego dowódc patrza , któremu uda o si posuni cie wychowawcze. - Niech inni narzekacze pomy , e mi dzy wygl da a patrza nie ma takiej wielkiej ró nicy jak im si zdaje... - odezwa si na uboczu w saty autor.

- 11 - Rozdzia II Po ytki z morza Duch w ciele Siemomys a siedzia silny a przemy lny. Duch by m dry i wiedzia , e od cia a zale y spokój ducha i mo liwo przemy le bez g odu, bezsenno ci, bólu, ch odu, skwaru, mokro ci deszczu, nieprze roczysto ci mg y czy nie nej kurniawy – wystarczy cia o tam skierowa , gdzie jest dobrze i bezpiecznie. Tam duch b dzie móg oddawa si swoim ulubionym zaj ciom – my leniu i wnioskowaniu. Albo obliczaniu – ile trzeba hodowa nierogacizny w pobli u oddzia u dru yny, licz cego pi dziesi ciu wojów?... Ile mi sa zje jeden cz owiek w ci gu jednego dnia? Je eli pó torej kury zniesie pó tora jajka w ci gu pó tora dnia – to ile jajek zniesie sze kur w ci gu sze ciu dni? Ojciec, ksi Leszek, przyda Siemomys owi piastuna i nauczycieli. Piastun wszed z Siemo- mys em w zmow i nie przeszkadza podopiecznemu w wojnie z nauczycielami. Owocem tej zmowy by a wiedza, e jest oszczep i mo na nim ciska , e s dziryty, uki, miecze i inne przedmioty wojenne, którymi winien umie robi cz ek wojenny. Ale ksi ? A po co, skoro przy nim zawsze ochrona? Tedy z wicze cielesnych Siemomys opanowa jeno spadanie na cztery apy – zrzucaj ci niespodzianie ze sporej wysoko ci, spadasz - wiesz, e na bardzo mi kkie podk adki – i starasz si w locie tak obróci cia o, by upa na d onie i kolana. Kot robi to za pomoc ogona, ale cz owiek?... Inne otroki robi y, to i Siemonys musia rzecz opanowa , bo wstydzi si zas na miano ciamajdy. A potem wstyd ju nie grozi , bo Siemomys wicze nie zaczyna . Siedzia na aweczce, patrza na nauk innych i ocenia - który sprawniejszy, zmy lniejszy, sprytniejszy... Wy- pada o, e najsprytniejsi nie nale do najm drszych... To dowodzi o – tak si Siemomys owi zda o – e m dry nie mo e wyrabia sobie zr czno ci i sprytu, bo od tego si g upieje... Ksi Leszek – patrzcie go jaki bystry – jednak zauwa . I zapyta , czy owe wojenne umiej tno ci potrzebne s wojewodzie, wodzowi, namiestnikowi albo w odarzowi lub rz dcy. Siemomys odpar , e nie s potrzebne. - To wska tych uczniów, którym nie b przydatne, bo oni w nie takimi lud mi zostan – za da Leszek, a Siemomys si zaczerwieni , lecz potem sobie wyt umaczy , e jak pradziad, dziad i ojciec ksi tami zostali, to i on... A w odarze inaczej w odarstwo maj powierzane ni ksi pa stwo. Po pewnym czasie ksi Leszek powiedzia Siemkowi, e mama – zdaje si – w ci y jest i jak si urodzi ch opak, to, mo e, jego kiedy na ksi cia wybior , bo on b dzie lepiej wy wiczony... Co powinien w takim przypadku uczyni otrok? Otó ten otrok wywiedzia si – czy mama jest w ci y, a potem z ojca si pod miewa – wiadomo, e skrycie. Zbli a si chwila wyruszenia na wypraw pomorsk . Bardzo wielk , z udzia em si pomocni- czych sk d si tylko da. Siemomys mia nadziej uczestniczy w tej wyprawie. Nowe krainy, inni ludzie, mo e jakie inne sposoby wykonywania przedmiotów, uprawy roli lub hodowli?... Nad mo- rzem by , nogi w morskiej, s onej wodzie pomoczy ... A tu ojciec powiada: - nie pojedziesz, bo konno trzeba umie je dzi , a ty masz wstr t do jazdy konnej, co jest zrozumia e po tym wypadku z koby sp tan ... Musz przyucza z o miu osi ków do noszenia ciebie na pole bitwy w lektyce... Co innego, gdyby my wozy brali, ale tak... Sam to pojmujesz, bo m dry. Nast pi a nowa zmowa z piastunem. By w stajniach ogier m ody, jeszcze nieuje dzony. Z ja- kiego powodu piastun tego w nie ogiera Siemomys owi wybra do tajnej nauki jazdy konnej. Kto wie, czy ta nauka by a dla ksi cia Leszka ca kiem tajna... Na pewno nie by a tajna dla ksi nej Gizelli, która odchyla a nieznacznie zas on w oknie swojej komnaty i patrza a skrycie na post py syna. Nauka wst pna polega a na posi ciu umiej tno ci osiod ania konia, co posz o g adko – ogier chyba nie by tak ognisty, jak wie nios a. Potem piastun pokaza wsiadanie na ko , a ogier nadal sta bez ruchu. Tak e wtedy, gdy piastun zsiada . Wsiad Siemomys ... Ju nie musia zsiada , bo nawet si nie zd obróci w powietrzu – upad na bok, grzdukn o, ziemia si zatrz a, albo to tylko Gizelli si zdawa o... Siemek podniós si i spróbowa ponownie, tym razem za grzyw ogiera chwyci . Pomog o na jaki czas, lecz kiedy ten czworono ny czart d ba stan ... Ale tym razem obrót w powietrzu zosta wykonany z w ciw pr dko ci i ksi na Gizella postanowi a – na razie – od danie od m a, aby on... Krok po kroku i wnet Siemek je dzi jak najlepsi uje acze.

- 12 - Nast pi o przemy liwanie – co powie ojciec, aby syna na wypraw nie zabra ... Nic,tylko powie, e Siemek strzela nie potrafi... No, i miecz, ale lepiej zacz od strzelania, gdy miecz bardzo ci ki... Okaza o si , e napi cie ci ciwy te jest ci kie. Jako tam, przy ca ym, a dygocz cym, wysi ku ca ego cherlawego cia a udawa o si ci ciw napi , lecz wycelowa ... Strza y wylatywa y w przód, co nale y uzna za du e osi gni cie. Czy mog y postraszy kogokolwiek, kogo mia y trafi ? Baaaardzo w tpliwe... - Masz za s abe cia o – stwierdzi piastun – do celownia uk i cia o musz by nieruchome, od- dech wstrzymany, a ty si ca y z wysi ku trz siesz. No, ale ka da strza a wypuszczona z uku mo e w co lub w kogo trafi , je li si akurat napatoczy w potrzebnym miejscu. Cz owiek strzela – Pan Bóg strza y nosi. Spróbujem opanowa celne rzucanie z procy. Proca zda a si Siemomys owi dla niego stworzona – kawa ek skóry wielko ci d oni z dwoma otworami przy w szych brzegach, linki w tych otworach uwi zane i ju wszystko. Ma e, lekkie, a- two nosi i schowa ... Piastun po na skórze kamie , wzi ko ce linek w jedn r , zakr ci linkami i kamieniem nad g ow i w pewnej chwili wypu ci z r ki koniec jednej linki. Furkn o, kamie polecia daleko i pr dko. Proste, atwe, lekkie. Tylko, eby kamie chcia polecie w po danym kierunku... I jeszcze eby w co trafi ... I eby z r ki nie wypad y oba ko ce linek... Na ten ostatni k opot piastun znalaz lekarstwo – koniec jednej linki uwi zywa o si na rod- kowym palcu, a tylko drugi koniec trzyma o si w d oni. Umiej tno nadania kamieniowi kierunku Siemomys zdoby po pó miesi cu wiczenia. A zgranie kierunku i odleg ci zabra o trzy miesi - ce. Po kolejnych dwóch miesi cach Siemomys trafia za ka dym razem w cel wielko ci barana. Mia y si zacz wiczenia z drewnianym mieczem, kiedy ojciec przyniós Siemomys owi miecz prawdziwy, lecz niewielki, przyniós sahajdak z ukiem i ko czanem strza , przyniós uskow zbroj , skórzane portki i kubrak ze skóry sz om z kolczym fartuszkiem, skórznie i po to wszystko na pod odze komnatki syna. - Przymierz, dopasuj, pochod w tym troch . Jutro jedziem na wypraw – powiedzia , a Siemek poczu si jakby oszukany -ojciec musia wiedzie o jego wiczeniach. * * * * * Po drodze na Pomorze wyja ni si powód, dla którego wypraw przedsi wzi to. Oto w czasie, kiedy Leszek powraca do Polski – przez puszt , kraj Tywerców, Bugiem i Wis na pó noc i do- piero stamt d do Gniezna – wst pi do piekie , po drodze mu by o, w owym czasie zmowa mia a miejsce. Niejaki Wulfsthan z Danii, z poparciem Gundry Lindis odby rejs okr tami z Danii do Truso. Uda o si kap anom s owia skim wsadzi na okr ty Wulfsthana swoich ludzi i pozna tre zmowy – sz o o skolonizowanie przez Normanów Pomorza, aby z ca ej Polski mo na by o swobodnie wywozi zrabowane zbo e do Birki, do Visby i na zachód Niemiec. Gdyby to si uda o, to polskie zbo e nie mia oby innej drogi na zachód jak tylko l dem, czyli bardzo d ugo i niebezpiecze stw niema o, albo przez koloni Normanów na Pomorzu, czyli kosztownie ze wzgl du na pobierane op aty za prze adunek na okr ty i za przewo enie okr tami. - Nie mo na by o przesta wywozi ? Spyta Siemek. - Mo na – odpar ksi Leszek – lecz zbo e nam si rodzi, spasanie go zwierz tami powoduje wzrost pog owia zwierz t – znów nie ma co zrobi z nadmiarem – tym razem mi sa... A za sprzedane za granic owoce naszej pracy mo na tam kupi wiele rzeczy, których u nas niedostatek. Na przyk ad narz dzia. Niemce maj lepsze od nas, lecz ich jest wi cej ni nas, tedy maj za ma o ywno ci i od nas radzi j kupuj . - Tedy my jedziem na Pomorze, eby co? - upewni si Siemek. - W miejscowo ci Nied wiedzica – powiedzia ksi – odkryto wielkie pok ady jantaru. My b - dziem robi z jantaru ozdoby i sprzedawa je w Bizancjum. Tam kupim darum w amforach i sprze- damy je w cesastwie zachodnim – tam wiele za darum p ac . - Nie wiem nic o owym darum... - Nadgni e ryby zalewaj mieszanin gorza ki, octu i grzybków do dro y podobnych – my nie wiemy ile czego trzeba u – i powstaje przyprawa, która dla wielu jest nadzwyczajna. Ona – ja tak uwa am – najzwyczajniej mierdzi jakoby dawno nieumyte nogi i onuce z tych nóg. Ale jak kto inny lubi i gotów kupowa ... Do tego handlu trzeba mie bezpieczne drogi.Dlatego staramy si opa- nowa ziemi mi dzy Bohem a Dniestrem. Dwa ptaszki za jednym zamachem, bo i W grów przed

- 13 - koczownikami zas onim, albo przed Waregami z Rusi. - Du e to k opoty – powiedzia Siemek – a korzy ci niepewne i odleg e w czasie... - S i korzy ci natychmiastowe – odpar ksi . - W morzu ryby si owi. Nie karmisz, nie strze- esz, a mi so smaczne dobywasz sieciami. - O ci s – zauwa niech tnym g osem Siemek. - Op aca si wybiera – powiedzia ksi – rybo owcy d ej od innych yj i zdrowsi s , a oni wi cej ryb ni li czego innego zjadaj ... * * * Po takich naukach Siemomys wyobra sobie morski brzeg jako zastawiony odziami rybacki- mi i – na przemian – okr tami wy adowanymi zbo em albo amforami z darum. Tymczasem by o pusto – ani ludzi, ani chat – jeno rybitwy i mewy potwierdza y e w morzu s ryby. Jecha z ojcem we dwójk ko o samego brzegu, ochlapywanego przez kropelki wody i ma e strz pki piany z falek nie wi kszych ni li na jakim jeziorze. S onko skwar suli o i trudno by o wytrzyma w zbroi, he mie i na parz cym siodle. Z przodu, o stajanie przed nimi, jecha o czterystu wojów. Z ty u, o stajanie za nimi jecha o wojów trzystu. A oni we dwóch o ozdobach z jantaru rozmawiali. Znaczy – ksi mówi , a Siemek czasem zadawa pytanie. O bry ach jantaru wielko ci ludzkiej g owy, wyrzucanych przez sztormy na Ostrów Wi lany, na pó noc od Elbl ga przez piachy wi lane tworzony, Siemek us ysza po raz pierwszy. Tak e o ci ciu bry jantaru cieniutkimi a ostrymi pi kami jeszcze nie wiedzia . Us ysza ponadto, e w eborku, równie Bia ogard zwanym, m yn wodny obaczy, a w Gda sku zmy lne urz dzenie do ci gni cia okr tów pod pr d - nie przez klikudziesi ciu ludzi obs ugiwane, lecz przez kilku. Potem ksi obja nia synowi powód, dla którego w wyprawie uczestniczy stu yczan zza Nysy, stu Sprewian pod Jaks z Brenny i stu Wieletów pod wodz Orcyna, syna Odoryka. Sz o o podtrzymanie wi zi, zwi zku - przeciwko zalewowi Germanów od zachodu utrzymywane jest przymierze op acalne dla wszystkich S owian. To kszta cenie – kto wie, czy nie przysz ego ksi cia Polski – trwa o i trwa o, a , nareszcie, Sie- mek zacz podrzemywa . Ojciec zgniewa si mocno, bo on tu czas traci, usi uje przygotowa syna do trudnego zawodu ksi cia, a ten... No, lekcewa y, p tak jeden. - Nie chcesz by m drym, dobrym ksi ciem? To mo e tak si sko czy , e obior kogo m dr- szego z innego rodu. A ty, wtedy, z czego bedziesz ? Na woja si nie nadasz, ksi ciem by nie chcesz... W ch opy... Te nie zdolisz, bo trzeba umie gospodarzy i si y mie ... Rzemios o ja- kie ?... - Bo ja, tatku – powiedzia rzewnym g osem Siemek – lubi si bardzo uczy , ale tylko tego, co ja chc . - Byle nie chcia wyuczy si zbijania b ków – burkn ksi i nasta o d ugotrwa e milczenie. Nawet leciutki szumek morza sta si s yszalny dla obu, nawet brz czenie much da o si pos y- sze , nawet oddechy obu dawa o si odró ni od leciutkiego powiewu wiaterku, a aden g os ludzki przez powietrze do drugich uszu nie dociera .... Uparci byli obaj, szczególnie gdy o obcowanie z bliskimi sz o. Po prawej r ce ko czy y si wydmy ruchome, te widoczne obecnie ju nie by y przez wiatr przesiewane, mia y ob e kszta ty i porasta y je w wielu miejscach czaty wytrzyma ej na z e warunki ro linno ci – kiedy wiatr wiunie na pobliskie miejsca odrobin czarniejszej ziemi, kiedy w dobrym czasie deszcze potrwaj , to czaty zamieni si w macki w druj ce. Nieomal w czujki, i przyb dzie nowych, zielonych k p. A potem - pierwsze, w e jak Siemomys sosenki, dziesi ciolecia prawie lasku z sosenek nieco wy szych i ciut-ciut grubszych i – nareszcie - prawdziwy las... Nie by o nas – by las. Nie b dzie nas – b dzie las... Chyba eby morze si zgniewa o i natar o sztormami, zabieraj cymi ziemi ro linom... Ksi pop dzi konia kolanami i ruszy k usem ku stra y przedniej.Siemomys – ach jaki samo- dzielny – powstrzyma wodzami swojego konia. Ksi doje do oddzia u czo owego, kiedy zza wydmy wychyli si czarny, w sz cy nosek. Nosek zamienia si powoli w pyszczek ma ego nied wiadka i Siemek ca kiem powstrzyma konia – ka dy chcia by zobaczy na w asne oczy takiego nied wiedziego p draka, który wcale si nie boi i sunie wytrwale ku, stoj cemu na koniu, cz owiekowi... Przypuszczalnie nikt nie chcia by zobaczy , k usuj cej za p drakiem nied wiedzicy, a Siemek

- 14 - zobaczy j tak wyra nie, e a k a go w oczy. Si gn po swoj proc , poluzowa rzemyki mieszka ze sposobnymi do procy kamieniami, na jeden na skór i zacz wirowa proc nad ow . Nied wiadek stan jak wryty i s ucha . Proca wydawa a wist, bo linki przecina y powietrze tak pr dko, e ono nie nad o zwiera si natychmiast za proc i robi o to z opó nieniem, w nie st d ten wist si bra , który p d nied wiadka powstrzyma . Wszak e nied wiedzica na wist nie zwa a – ona troska a si o bezpiecze stwo swego dzieci cia, a temu zagra ów cz owiek na koniu, tedy min a nied wiadka i gna a dalej. Siemek wypu ci kamie z procy. Prawie krzykn z zachwytu nad w asn celno ci , bo zwierz zosta trafiony w sam czubek nosa. Celny rzut nawet powstrzyma nieco jego p d, nied wiedzica jedn ap potar a w biegu na trzech nogach nos i zaraz do czy a do biegu t czwart , pocieraj ap . Ko od dawna strzyg uszami, teraz, kiedy nied wiedzica by a tu -tu , stan d ba, kwicz co zar i macha przednimi kopytami – mo e obronnie, a mo e jeno na postrach. Pomog o. Nied wiedzica zatrzyma a p d, te stan a na tylnych nogach i wyda a ryk bojowy – mo e dla postrachu, a mo e dla zag uszenia w asnych obaw przed ko skimi kopytami. Tego – mo- e – nijak rozstrzygn si nie da , bo ko nie jest tym, który mówi,a na nied wiedzic wpad a z mieczami stra tylna i ona ju adnego d wi ku nigdy nie wyda a z powodu nag ej mierci. Nieruchomo Siemka na dr cym i spoconym koniu te mog a sprawia wra enie wy czenia go spo ród ywych, lecz by a to tylko mier pozorna – chwilowa, zaraz zacz koniowi towarzyszy w tych drgawkach z powodu nag ego rozlu niania si napr onych przestrachem ci gien i mi ni. Okaza o si , e Siemek – jednak – jakie mi nie mia ... Wszystko dobre, co si dobrze ko czy i potem mo na si pod miewa ... Wieczorem, przy ognisku, sam ksi zdj z ro na pieczon nied wiedzi ap , podszed do syna, rzuci mu piecze tak, jak rzuca si psom i powiedzia : Na! A Siemek pokornie ap wzi , jad i chwali , chocia apa by a miejcami niedosolona, a miejscami niedopieczona... Mo e nie warto tak wytrwale , mo na ukradkiem wyplu , lecz Siemek chcia mie mo no pochwalenia si , e na nied wiedzim mi sie wyrós . * * * * * Gród w ebie nie by du y – nijak nie zmie ci oby si w nim ponad siedmiuset zbrojnych z ko mi, tedy jeno ksi , Siemek i piastun do rodka wjechali. Od strony morza, przy samym wale zwraca a uwag wysoka wie a. Ksi , wita si serdecznie z grododzier , z jakowym Itilem, cz ekiem niadym i o enionym z jak W gierk . Siemomys a opad y szkraby tego ma stwa. Jemu skojarzy o si to z pod aniem ku niemu nied wiadka... Piastun zauwa dr enie r k i karku ksi tka i wezwa dzieciaki do zabawy w oddalonym od Siemka miejscu. Potem, kiedy czwórka malców usn a po obiedzie, piastun powiedzia : - Ta wie a pozwala zauwa okr t bardzo od brzegu oddalony. Wtedy wici mkn do oddzia u dru yny pod eborkiem i do drugiego pod S upskiem. Obcym utrudnia si l dowanie, potem szarpie si im boki i ty y podjazdami, a powszechne ruszenie nad y z pomoc dru ynie i wi ksze oddzia y dru yny z Obornik dojd . Na górze noc ogie si pali, który z morza wida z du ej odleg ci. Brzeg morski zapewnia wi ksze bezpiecze stwo ni li granica l dowa. Ko o portu buduj tu okr ty. Lepsze, bo wi cej adowne i miglejsze od okr tów wikingów. Pójdziem obaczy ? Siemomys nie chcia - jeszcze nie doszed do siebie po tak bliskim spotkaniu ze zwierzem, któ- ry - podobno – ludzkim mi sem nie gardzi... Na drugi dzie rano wyruszyli do eborka. * * * Znowu niady grododzier ca, znowu ona W gierka i czwórka smyków. Znowu serdeczne po- witanie ojca z jakim Kazarem – owym grododzier - i z ow W gierk . Tym razem Siemek ju móg towarzyszy piastunowi w wyprawie do m yna. Za miastem i grodem eb rozdzielono – cz jej wód skierowano do w skiego kana u, gdzie rwa a do przodu jakby pieszy a na pilne spotkanie z umi owanym Morzem S owian, czyli Ba tykiem. Ten kana przekopano na zakr cie rzeki – ona zrobi a sobie kolano, taki grecki meander, a ten kana by rodzajem skrótu, jakby pomi- ja rzeczne kolano. Gdyby by szerszy, wszystka woda eby z niego by korzysta a i star drog porzuci a. Lecz kana by w ski i mie ci tylko cz wód – reszta leniwie, jakby niech tnie, korzy- sta a ze starego kolana. W wodzie kana u nurza y si opatki ko a podsi biernego. Woda je obraca a, je li nie by o wyd wigni te nad jej powierzchni . Tryb na ko cu osi ko a zaz bia si z

- 15 - innym trybem, umieszczonym na osi pionowej ko a m skiego. Przez takie zmy lne po czenie ko o wodne obraca o ko em m skim, tr cym o drugi – nieruchomy, kolisty kamie , na który,przez lejkowaty otwór, sypa o si ziarno. M ka lub kasza – co zale o od odleg ci mi dzy kamieniami – zsypywa a si na sita tym samym otworem w nieruchomym kamieniu, przez który przechodzi a o kamienia obracanego przez wod . Proste a skuteczne. Zobaczy – znaczy zrozumie . Siemomys zrozumia i by zachwycony. Znaczy – samym rozwi zaniem, bo przecie ka dy mia w domu arna i móg na miejscu m albo kasz dla siebie zemle . Dopiero piastun wiadomi Siemkowi, e m ka z tego m yna jest dro sza od ziarna, z którego powsta a. Ziarno z ziem ksi cych i kupowane od mo nych z ich w ci albo od kmieci ze stanu trzeciego jest przetwarzane na m i cz jej sprzedaje si w Niemczech – op acalniej ni by sprzedawa o si ziarno. - Ale przewóz te kosztuje – zauwa Siemek. - Okr tem taniej – powiedzia piastun. - Za trzy doby , czasem za cztery, m ka jest w porcie niemieckim. Jeszcze bardziej op acalne by oby otwarcie tam naszej piekarni, ale na to oni nie poz- walaj . Za to nasze ko acze i korowaje radzi kupuj . Mniemam, e twój ojciec naka e budow portu bli ej Niemiec. Wtedy z eby nasze nadmiary ywno ci sprzedawane by by y w Birce, Visby albo w Elbl gu, a na zachód wozi oby si nasz ywno z portu zachodniego. Mo e uda si w czy ci- le ostrowy Wolin i U e Dom... One na razie niby nasze, lecz du o swobody maj i s samorz dne. Im by my musieli p aci za u ytkowanie portów. Znaczy Wolinianom i Czierezpianom. - A jaka jest wydajno takiego m yna? - zaciekawi si Siemomys . - Hmm... - piastun podrapa si z zak opotaniem w brod – po dziesi ciu workach ziarna trzeba ko o z opatkami unosi i zbiera m , osp , a z plew wszystko czy ci . Jeden dzie si miele, a drugi czy ci. Tedy wydajno jest pi ciokrotnie wi ksza od du ych aren domowych. Poza tym yn nie wymaga tyle wysi ku co arna. No, i pi ciu ludzi pracuje tu co drugi dzie , a co drugi – jeden cz owiek. - Czyli trzeba wynale sposób na d sz prac m yna mi dzy czyszczeniami – powiedzia Siemomys , a twarz jego by a bardzo zamy lona – on lubi takie wyzwania dla swojego umys u. * * * W P ecku znowu serdeczne powitanie ojca z grododzier i on W gierk . Grododzier ca nie by niady. Zwa si Nock, co Siemomys odruchowo przetworzy na Nocek. Zapytany o serdeczno powita i ony W gerki piastun wyja ni , e to znajomi ojca z dawnych czasów, kiedy dzisiejsi ludzie w rednim wieku byli m odzi. - A owo imi – Nock? - spyta Siemek. - To Kaszub – odpar piastun – oni tak si nazywaj . S owianie, jako i my, lecz ró nice s w ownictwie i znakach pisma. Oni znaku „ ” na przyk ad nie maj . Miasto i gród P eck, znaczy – na- zwa, od p ytko ci wody pochodz . A Kaszubi pisz i mówi Pueck. W nie zbli si ojciec z Nockiem. Ojciec pyta , czy nadal jest p ytko a do ostrowów, a Nock powiedzia , e je puecko. - Mo e ksi naka e by my ów rz d, ow kos ostrowów niewielkich w pó ostrów zamienili? - Nock patrzy na ojca wyczekuj co. - Jak? - zdziwi si ksi ? - Po kolei zasypywa przerwy piachem – powiedzia Nock. - pierwsz przerw bychmy zasypali przez pó wieku. Siemek nie wytrzyma i powiedzia : - Wpierw trzeba wiedzie , czy przerwy mi dzy ostrowami rosn , czy malej . Bo je eli malej , to znaczy, e tam samoistnie pó ostrów powstanie i szkoda ludzkiego wysi ku. Ojciec nawet na Siemka nie spojrza ... Siemek pomy la o przeb aganiu... Poprosi o rad pias- tuna. - Powiniene przeb aga – powiedzia piastun – lecz ju nie mo esz liczy na ojcow serdecz- no .. Ojciec nie b dzie mia matce w oczy spojrze , bo jak mia by jej o tej nied wiedzicy powie- dzie ?. Gdyby go s ucha ... Ani pomy la o u yciu oszczepu czy miecza... Popro o pozwo- lenie nadrobienia zaleg ci, to mo e ojcu przejdzie... Jeszcze m ody... Czterna cie lat... S nau-

- 16 - czyciele – darmo im p ac . Ukorzy si musisz i popracowa nad cia em. -* * * Gród le przy samym mie cie, a z drugiej jego strony le a wie Orunia, je eli pomin Mot- aw , okalaj gród z trzech stron. Mot aw , a w ciwie jej op yw, czy przekop. Od tego op ywu kana w ski wiód wod do m ynów, które z grodu nie by y widoczne. Za to od pó nocy otwiera si z grodu widok na Ostrów Spichlerzy, za nim by o wida kad uby i st pki budowanych okr tów, dobrze wida by o te O owiank - drugi ostrów (wysp ), na którym, w skryto ci przed niepo- wo anymi oczami obci ano st pki dla okr tów, aby zachowywa y one p askodenno , a jednocze- nie nie by y atwo wywrotne na fali i przy wietrze bocznym. Nieco w prawo od starego koryta Mot awy widnia a, jak na d oni, Przysta Flisaków – ju nad Wis le ca, a przy przystani dymi y kominy G siej Karczmy, g ównie dla flisaków przeznaczonej. Mi dzy Przystani Flisaków a Mo- aw zieleni y si ogrody miasta. Niby adnie i spokojnie, lecz by a to jedyna strona nieochraniana przez wod , tedy najmniej bezpieczna dla grodu. Ostrowy tylko po cz ci by y naturalne – oba mia y sztucznie dobudowane wystaj ce ob ci. Dzi ki temu Mot awa, rozdzielona przez ostrowy, mia a jedn odnog szersz od drugiej. W sz odnog – przy ob ciach – woda pokonywa a pr dzej ni t drug , bo by o i w ziej, i droga by a sza, a kropla wody rozdzielona na dwoje d y do ponownego po czenia si w ca . Na tej odnodze z pr dsz wod wida by o – znane nam ju – ko a podsi bierne. Siemek widzia jak z okr tu, stoj cego na kotwicy w dole rzeki, brano liny i mocowano je do osi owych kó z opatkami. Potem ko a opuszczano i woda zaczyna a popycha opatki. Liny nawija y si na osie kó , na okr cie rwano kotwic i okr t sun pod pr d a do nabrze a przy ostrowie O owiance lub przy Ostrowie Spichlerzy. Zmy lne i widowiskowe... Siemek by gotów trzyma ka dy zak ad, e m yny te mia y zw on odnog wodn ... Ach, byliby my zapomnieli... Krótko przypomnijmy – serdeczne powitanie, ona W gierka dzie-ciska ... Grododzier ca nie by niady. Za to zwa si Osesek! Zaopatrzony w sumiasty w s osesek - ojcem sze ciorga dzieci... Jak mo e to poj czternastoletni ch opak, którego prawo uznaje za doj-rza ego do zostania w adc i do posiadania w ci, ale na ma stwo zezwala mu w sposób ograniczony – si z o miolatk , lub nawet z nowonarodzon , lecz na zbli enie czekaj a do dojrza ci prawdziwej twojej ony i twojej w asnej zdatno ci?... * * * Na wie , e zbli a si Nied wiedzica zatrz o si ca e chuderlawe cia o Siemka. Mocno, ale krótko – jedno okropne wzdrygni cie, bo natychmiast przysz o przypomnienie o jantarze w miejscowo ci o tej nazwie. Nazwa by a wi ksza od miejscowo ci. Dwie cha upy na krzy ... To po- wiedzonko oddaje trafnie mo liwo zrobienia z mikrej liczby sk adników na przyk ad krzy a. Do- ów za to – mnogo . rednica ka dego wykopu mia a, mniej-wi cej, s d ugo ci – Siemek wlaz do jednego z wykopów, rozkrzy owa r ce i prawie dotkn obu boków do ka, z którego wystawa a mu g owa, bo zbyt g boka owa cz „kopalni” nie by a. Pod nogami – ma b otnista i twarda bry a, z której stopy ze lizgiwa y si uporczywie, chocia w ciciel stóp ani my la o lizgawce czy zimie. Piastun patrza na daremne wysi ki Siemka - utrzymanie si na ob ci mniejszej od powierzchni stóp by o mo liwe tylko dla istoty skrzydlatej. - Nie bój si b ocka – powiedzia – podnie t bry i po j na powierzchni, to jest jantar. Brudno . Tylko takie s owo mog o przychodzi na my l, kiedy si patrzy o na t umazan b o- tem bry wielko ci dwóch pi ci. Siemek odgarn d oni b oto i pod nim nie by o nic l ni cego ani g adkiego, to nie by o te, nie by o miodowe. Jakby si uprze , to mo na by o ow bry nazwa br zowoczarn ... - Ju si tak nie krzyw – powiedzia piastun – to si myje, czy ci, tnie na mniejsze kawa ki i ozdoby rzeza. One cacuszka potem si pilniczkami og adza, otworki w nich wierci, czasem skleja ze sob , trze si toto o strzy one w osie skóry borsuka a do g adko ci i po ysku. Korale, wisiorki, zausznice, figurki, obr czki na ydki lub przeguby... Ró no ci. A obrzynki i py zalewa si gorza i na ró ne bóle ywii s y – w kropelkach wydzielane. - Tu wsz dzie pod ziemi ów jantar? - spyta Siemek, patrz c na swoje, chyba, r ce – niewi- doczne pod warstw b ota. - Prawie wsz dzie – powiedzia piastun – to jest warstwa przywalona ziemi .

- 17 - - To po co do y? Lepiej ca ziemi zdj , warstw jantaru oczy ci wod i wtedy czyste bry y wyjmowa – Siemek nadal patrzy na swoje „nar czne” b oto. - Pewno – zakpi piastun – ka opat ziemi wynosi daleko – najlepiej z mil od kopalni, a potem – jak ju jantar si wybierze, to z powrotem ziemi przywozi i zasypywa . Widzisz przecie, e te do ki s do rzadko. Potem w s siedztwie si b dzie kopa i ziemi z nowego wykopu wrzuca do tego ju opró nionego z jantaru. Tu ziemia od jantaru cenniejsza. Ta kraina zwie si awy – odnoga Wis y mu yzny nanosi i tu si rodzi jak na zamówienie. Gruba, z ota s oma, wielkie, dorodne k osy z du ym ziarnem. Jantar raz wybierzesz i co? Dó wod podejdzie, b ocko... Sam si dziwisz jakie lepi ce i jaka obfito ciebie si trzyma. Wy i do stawku id r ce umy , nogi umy . W rzece si wyk p – zaraz czyst odzie dostarcz . Jeno nie ulgnij w Szkarpawie, bo bywa grz ska! - P ywa nie umiem – wyzna Siemomys , i sam nie wiedzia – dlaczego zrobi o mu si jako wstydno... Naraz w kopalni sta o si rojno i gwarno. Zaje y wci nowe wozy, zeskakiwali z nich ludzie prawie nadzy – tylko zawijki na biodrach mieli. Ka dy z opat lub rydlem, niektórzy dr gi nie li. Omijali Siemka jak zapowietrzonego. Niektórzy w azili do istniej cych wykopów, inni zaczynali kopa nowe. Ludzkie mrowisko – a oczy bola y od tego rojenia si t umu ludzi. - Chod – powiedzia piastun – po obiedzie z Nowego Dworu przyjechali. Nie b dziem przesz- kadza – tu si pracuje! Pójd my do Szkarpawy. * * * Nowy Dwór by tylko niewielkim grodem z malutkim podgrodziem – taki zaczyn czego , co mo e urosn jak na dro ach, lub te – jak po dro ach – opa i sczezn jak korowaj podczas dro owego wzrastania na przeci g wystawiony. Serdeczne – a jak eby inaczej – gor ce powitalne ciski, tak e z on W gierk . I znowu niady. Zwa si Sarkiel. Dzieci jeno troje. Za to namiotów przy podgrodziu, ognisk z kot ami, par buchaj cymi, i kucharek bez liku. - Wieczerz dla tych z Nied wiedzicy gotuj – powiedzia piastun. - Warz – poprawi Siemek. - Gotuj poprzez warzenie – wyja ni piastun. - Znaczenia s ów s zmienne – gotowanie jest ro- bot , po której co ma by przy-gotowane, gotowe. Coraz cz ciej uto samia si gotowanie z warzeniem, a przecie gotowa mo na przez pieczenie albo sma enie, czy – wr cz – przez ukrojenie albo u amanie surowizny. Nied ugo po komendzie – gotuj bro ! - woje b miecze do wrz tku wrzuca ... - Jako mniej wojów przy nas... - Siemek rozgl da si jakby chcia sprawdzi , czy si gdzie woje po krzakach nie pokryli. - Ju tocz taran pod Elbl g – powiedzia piastun. -Tako nasze okr ty niedaleko Elbl ga i Tru- so powinny niebawem by . Siemek ju o nic nie pyta . W ko cu pewno si dowie wszystkiego, je eli pod ten Elbl g si u- dadz . A je eli nie, to potem nie omieszka zapyta piastuna. * * * Wyruszyli po ciemku. Dopiero zaranie by o, wit jeszcze si nawet nie zapowiada , a oni na wschód ruszyli – drog na Elbl g. Pierwszy tego dnia r bek s ca wyjrza ciekawie zza ró owej chmurki, by sprawdzi – co to za ludzie pod zamkni bram Elbl ga stoj na koniach. Jeno czterech zbrojnych, w tym jeden chudy i niedu y, jeden niady i z czarn brod , jeden siwy od staro ci i jeden w rednim wieku z w osami ytnimi i oczami szczerze, a mo e wy upiasto, patrz cymi na okienko w wierzejach bramy. Okienko si rozwar o, ten ytniow osy podkr ci r koniuszek p owego w sa i prze kn lin w sposób s yszalny, bo grzdukn o mu w prze yku, i w sposób widzialny, bo jego grdyka poruszy a si mocno najpierw w gór , a potem do do u. Ba si ?... - S ucham – ozwa si g os z okienka. - Ksi Polski, Leszek, i jego towarzysze chc mówi z grajc w wa nej sprawie – ozwa si spod bramy ten najstarszy. Przez otwarte okienko da y si s ysze obce s owa, jaka obawa tam musia a si wkra , jaki niepokój, bo rozgwar by za du y jak na zwyczajne wydarzenie codzienne. Po chwili, po s owia s-

- 18 - ku, okienko oznajmi o: - Ju pos em i wraz was oznajmi . Poczekajcie par chwil, je li aska. Ten chudy pod bram zapyta najstarszego: - Kto to – Grajca? - To skrót od „g ówny rajca” – odpar pó osem najstarszy – za ab Niemce nazywali takiego burgemajstrem. Elbl g jest sam sobie krajem – nie ma nad sob adnego ksi cia ni wojewody. Czekanie trwa o nied ugo. Furtka w bramie uchyli a si , wyszed przed bram cz ek dostojny, o czym powiadamia o jego futro do ziemi, futrzany beret na czarnych w osach i mina twarzy – nader dostojna. Dostojny podszed do najstarszego, uk oni si lekko i powiedzia : - Wybaczcie, Panie, ostro no - widzielim waszych wojów i wasz taran. Czym e si narazi- lim wielkiemu s siadowi? - To nie na was – powiedzia najstarszy – to na Truso. O tym chcemy z wami mówi . Wy cie grajca Elbl ga? - Jam jest – odpar dostojny, a na te s owa brama otwar a ze skrzypieniem jedno swoje skrzy- o. By pocz stunek – nader wykwintny – przybysze musieli czeka a im grajca w asnym przyk a- dem pokaza – jak sobie radzi z ostrygami i kawiorem oraz z siekanym mi sem na miseczce bia ej, mieszcz cej – obok tej siekaniny – rozdrobnione zielono ci jakowe i tko kurzego jaja. Jakowe wide ki do jedzenia podano i tymi wide kami grajca wymiesza wszystko na miseczce po one i nabiera t mieszanin , do ust wide ki wk ada ... Moi cie-wy, czego to ludzie nie wymy ... Po niadaniu – jak e nieobfitym – dostojny grajca popatrzy na najstarszego, u miechn si przyja nie i za artowa : - Bardzo cie nierozwa ni. Moglibym was uwi zi i wszystkiego od waszych poddanych za - da jako okupu. - A potem nas nie odda ... - najstarszy te za artowa i mia si z obu artów wespó z grajc . Kiedy ju si do rozpuku na miali, najstarszy za artowa na nowo: - Mogliby cie si zdziwi , gdyby si okaza o, my zwyczajni ludzie i nawet ziarnka piasku wam za nas nie zechc da i jeno was od l du i morza odcinaj wojskiem, tych pyszno ci niadanio- wych dowozi wam nie pozwol , jedzenia wam dostarcza nie dozwol , wod wam w rzekach zatruwaj ... A jeszcze na przerw mi dzy Ostrowem D ugim a K tami Rybackimi niech kto z waszych popatrzy. Co mi mówi, e tam nasze okr ty mog was zadziwi ... Nawet morzem do was pomoc nie nadejdzie... Weso e, co? Cha, cha, cha... Grajca jako nie chwyci weso ci artu. Za drzwiami kroki pr dkie da o si s ysze , potem okrzyki z dworu. Kto do drzwi zapuka i dosta zgod grajcy na wej cie. - Ca a przerwa mi dzy Ostrowem D ugim a sta ym l dem okr tami zastawiona – powiedzia ten, który wszed – a ka dy z tych okr tów pod aglami jest. I ka dy wi kszy od langskipa ze dwa albo i trzy razy... Grajc trudno by o zbi z tropu. - Prawie by cie mnie z panta yku zbili – za artowa ze miechem – lecz my wiemy, i syn ksi -cia niedojd jest. Podejrzewam e ten chudzielec jest waszym synem. acno si o tym mo em przekona ... Wyjdziem na dziedziniec i niech e ten m okos poka e co potrafi. Konia mu ju sposobi – wiemy, i e ten zasmarkany niezgu a, przez koby kopni ty, boi si koni panicznie, jak ognia ich unika. Nu e ksi – chod my na dwór! Je li to nie syn wasz, to ust pim waszym daniom. Nie znam ich jeszcze, lecz pewnym, e spu cicie z tonu, bo niewola wam nie pachnie przyjemnie... Ksi Polski w je stwie u Elbl an, cha,cha,cha... Normanowie nas oz oc , cha, cha, cha... Trzeba by o widzie zmiany w twarzy grajcy, kiedy chudzielec toczy koniem, mecyje wyprawiaj c. W przód i w ty – prosz bardzo. W bok? - a dlaczego by nie? Na dwóch tylnych no- gach? Pewno, e tak! A mo e z jedn przedni uniesion w powietrzu? adna trudno . Kiedy twarz grajcy ju ca kiem zwi a i nawet cie u miechu na niej nie posta , najstarszy powiedzia : - We no, ch opcze, zbij panu grajcy t pi kn szyb w jego oknie, aby ci za niedojd i niezgu- nie bra . Chudy wydoby kamie najlepszy z najlepszych. Pieczo owicie u go na skórce procy. Pie-

- 19 - szczotliwie uj linki. Popatrzy oknu na pi trze w jego odblask, zakr ci proc ... W st ym bezruchu wszystkich ludzi grajcy, w wisz cej w powietrzu, g uchej ciszy, brz k wybitej szyby niejszy by od wszystkich dzwonów zwyci stwa we wszystkich wielkich miastach. Grajca wypu ci powietrze i z j kiem nabra go z powrotem, a potem zbola ym g osem rzek : - Wyliczcie wasze dania. - Jako zastaw waszej wierno ci – powiedzia najstarszy – pi dziesi t naj adniejszych niewias- tek na ony dla naszych wojów. Ja sam wybior , kiedy je tu na dziedzi cu zbierzecie jutro. Jeno dawajcie wi cej na posi ki i nie takie dziwactwa. - Dwadzie cia – powiedzia grajca. - Czterdzie ci – powiedzia najstarszy. - Trzydzie ci – powiedzia grajca. - Trzydzie ci pi , ale z wasz cór – powiedzia najstarszy. - Czterdzie ci bez mojej córy – wycofa si grajca. - Stoi – powiedzia najstarszy. - Ponadto dwana cie g ów jantaru wielko ci nied wiedziego ba. A nied wied ma by wyro niety, a nie osesek. - Stoi – powiedzia grajca. - Ponadto - powiedzia najstarszy – pomoc dacie do zdobywania Truso. - Lepiej bychmy nie zdobywali – powiedzia grajca – my lud niewojenny... Nie damy Waregom niczego, a wy im okr tami dost p od morza odetniecie. Po jakim czasie sami o wypuszczenie poprosz ... - Stoi – powiedzia najstarszy. - U was zostanie nasz namiestnik – pokaza r na niadego – i do pomocy dodamy mu stu wojów. Im dacie mieszkanie i utrzymanie a do odej ia Waregów z Truso. - Truso my zajmiem – powiedzia grajca – a na namiestnika i wojów daj zgod . - Je eli wojewoda Sarkiel – najstarszy wskaza na niadego – przejdzie z naszymi wojami do waszego Truso na tych samych zasadach, na jake cie si zgodzili dla Elbl ga. I jeszcze zap acicie nowych dwadzie cia dziewic i tyle g ów jantaru. Nie targujcie si , bo cena jest i tak za niska. - Stoi – powiedzia grajca.- - jeno eby rodziciele naszych niewiastek mogli je odwiedza u swoich zi ciów. - Byle na krótko – powiedzia ytniow osy, a najstarszy si u miechn i kiwn g ow na znak, e – stoi. * * * Dziedziniec by zat oczony dziewojami. Wiele z nich z czystej ciekawosci przysz o, przekona- nych, e od wyjazdu z Elblaga zdo aj si wykpi , bo ka da rozum swój ma, a inne s g upsze od niej. Najstarszy d ugo chodzi mi dzy zgromadzonymi. Wybiera naj adniejsze i najkszta tniejsze. Ka dej wybranej zawi zywa na przegubie zielon , jedwabn tasiemk . A ledwo poszed kawa ek dalej – zaczyna y si targi – ile dasz, bym tobie moj tasiemk uwi za a? Po takich targach tasiemki mia y te, które przypuszcza y, ze w Elbl gu aden m odzian na nie nawet spojrze nie zechce... Wreszcie wszystkie tasiemki zosta y rozdzielone. Wtedy najstarszy przemówi . - Ka da wybrana b dzie mog a sama dla siebie m a wybra . B dziecie ukryte i przez szpar poka em wam naszych junaków do o enku ch tnych. To jest pomy lane jako nagroda dla tych, którem wybra . Wybaczcie, dziewczyny, em same najszkaradniejsze z was wybiera ... Nie darmo kr y pogl d, e wszystko mo na niewie cie bezkarnie rzec – oprócz tego, i jest szkaradna... Krzyk si na dziedzi cu zrobi , wyrywanie tasiemek, ponowne targi... Po krótkim czasie tasiemki widnia y na przegubach tych przez najstarszego wybranych. Przewrotno niewie cia musia a podpowiada : - A niech e, staruch, jeszcze raz sprawdzi – czym najbrzydsza. A m a sobie wybior lepszego od innych. Jak mnie ujrzy, to oniemieje z zachwytu. Zobaczy, stary piernik, jak mnie m ody doceni! * * * Wyszli z Elblaga, kiedy wesz o do stu wojów do pomocy Sarkielowi. Ko o tych czterech grupa zamy lonych i nad sanych na piastuna dziewcz t. My la by kto – najbrzydszych... Z ty u jecha wóz jednokonny z g owami jantaru. Przy jednej z dziewcz t szed grajca i t umaczy , przekonywa , aga ...

- 20 - - Musz , tatku, udowodni ka demu, em brzydactwem adnym nie jest – odpowiada a dziewo-ja. - Grajco! - zawo piastun – a nie zdziwcie si , esmy zaj li D ugi Ostrów i b dziecie p aci za przepuszczenie waszych okr tów z towarami. Dwa razy mniej ni li wikingom. Stoi? - Stoi, jesli moj cór wypu cicie – powiedzia liwie grajca. - Nikto jej u nas wi zi nie b dzie – powiedzia ksi Leszek – jak zechce, to do was samo, owo brzydactwo, powróci. - Wcale si nie znacie! - zakrzykn a córka grajcy. - Mo e to by – przyzna ksi Leszek – jam nietutejszy.

- 21 - Rozdzia III Chmielnik - Poka mi jeszcze raz, Olszyszyn – poprosi m ody Chmiel – urz dzenia twojego go bnika. – Ja si rozmi owa em w tych ptaszynach. Ja sobie zrobi go bnik i b dziem oba patrze jak ko uj te nasze bielaski, jak zsiadaj potem z szelestem skrzyde ko o go bnika i gruchaj cudnie. Jeno jeszcze przypomnij o tym zamykaniu klatki z daleka, bo przed jastrz biem raz-dwa musisz zamyka , a zanim dobiec zd ysz, to ten zbój porwie ci najlepsz go biczk ... M odzian nazwany Olszyszynem, chwacki junak nad junaki, wysoki i mig y niby topola, czar- now osy, czarnorz sy i czarnobrewy, dopiero zarost mu si pokazywa na brodzie – trzy w oski na krzy – cierpliwie pokazywa i obja nia . Do niedawna Chmiel by paniczem, synem Polanina od kniazia Rus ana, czyli by mo nym, za Olszyszyn pochodzi z Uliczów i by synem ch opa – poddanego pana Chmiela. Pan Chmiel zgin , kiedy do wsi weszli Waregowie Olega Wieszcza – co powiedzia nie tak jak trzeba, opiera si daniom... Olsza – ojciec Olszyszyna chcia swojego pana os oni i zgin tak e. A Wareg og osi przez t umacza, e ju nie ma mo nych i poddanych – ka dy ma sam swoje pole sprawia . A za to – kiedy nakaz przyjdzie – ka dy ma stan zbrojno do walki przeciwko wrogom kniazia Olega Wieszcza. Wszyscy s yszeli, m ody Chmiel p aka wespó z odym Olszyszynem i by o tak, jak nakaza Wareg. Z tym, e przy m odym Chmielu zosta dom du y, sad niema y, sadzawka z rybami, spora po lasu i wielkie pastwisko, s siaduj ce z pi cioma anami ornej ziemi – wszystko od mierci ojca nale o do m odego Chmiela, a on by sam jeden i nijak nie da by rady tego wszystkiego utrzymywa w nale ytym porz dku. M ody Chmiel je dzi a do Kijowa – co tam za atwia , sadzonki przywióz i ca y swój grunt obsadzi drzewkami owocowymi. Zapowiedzia , e drwa z lasu r ba i owoce zbiera b przyje umy lni, przez kniazia Olega przys ani, a Chmiel jeszcze za to b dzie z ote pieni ki dostawa . Pokaza jeden taki pieni ek. Popiersie m skie na nim by o w wie cu z li ci na g owie. Chmiel powiedzia , e taki pie- ni dz zwie si bizant i do tego jednego przyb dzie wiele innych bizantów, bo one lgn jeden do drugiego jak kurczaki do kwoki. Inna sprawa by a z Olszyszynem. Jemu przypad po ojcu jeden an i miano kmiecia. Krótko mówi c – Olszyszyn sta si tym, czym by jego ojciec przed przybyciem Polan Rus ana. Podobnie jak inni ch opi Chmiela przez Warega wyzwoleni z podda stwa. Inni ch opi byli starzy, albo mieli przynajmniej jednego z rodziców – Chmiel i Olszyszyn nie mieli nikogo – ich matki zap aka y si na mier po zabiciu swoich m ów przez Waregów, a siostry obu -Waregom si spodoba y i lad po nich zagin . Najpi kniejsza i najkszta tniejsza w ca ej wsi by a Konarczukówna. Mia a imi , podobnie jak Olszyszyn i Chmiel, lecz we wsi rzadko imion si u ywa, bowiem nie jednemu psu Burek i mo na mówi o Borysie, a nikto nie b dzie wiedzia o którego Borysa chodzi. Co prawda Konarczukówna mia a jeszcze siostr , lecz ka dy wiedzia , e Konarczukówna jest jeno jedna, a ta druga jest tylko siostr Konarczukówny. Prawda, e jasne? Sierota Olszyszyn uwa , e Konarczukówna jest jemu na on pisana, bo sierota Chmiel – te smal cy do Konarczukówny cholewki – ma towarzystwo z otego bizanta i b dzie mie wi cej takich towarzyszy, tedy sobie on znajdzie lepsz i bogatsz . No, na pewno nie adniejsz , ale pi k no jest cierana przez up yw lat, a lepszo zostaje na zawsze. Ka da poleci na t zbie no ... Ka dy zauwa y podobie stwo brzmienia – Chmiel i Chmielnik... Mo ny... To te do jego mierci pozostanie. Niektórzy u ywaj miana – szlachetny... Chmiel, szlachetny? Eee! Co to, to ju nie. Tak bywa, e jeden uwa a co innego, a drugi co innego... Staremu Konarczukowi bardziej widzia by si na m a córki – Chmiel. Dzieci b , drzewa owocowe si powycina, ziemi mi dzy wnuki podzieli... A co ma Olszyszyn? Co dostan po nim dzieci Martyny? Martyna, ma si rozumie , zdanie ojca przekaza a obu junakom – sierotom. Kr py, jasnow osy Chmiel jeno si o mia , a czarny Olszyszyn min mia tak , jakby jego my li sta y si czarniejsze od jego w osów brwi i rz s – razem wzi tych. A Martyna tak si zachowywa a jakby nie wiedzia a, czy woli barw z ot , czy czarn ... W nocy adno ci m czyzny nie wida , a w dzie – jak taki nie z otem... Przedwio nie przemienia o si w pocz tek wiosny, wody Bohu, nieopodal od Chmielnika, wez-

- 22 - bra y wiosennie i ta wiosna pobudzi a Olszyszyna do dzia ania. Postanowi przedsi wzi wypraw po z ote runo – zdoby jeszcze wi ksze bogactwo ni ma Chmiel i wtedy wróci po Mar- tyn . Dziwnym trafem Chmiel tak e przedsi bra wypraw . On nie tyle chcia , co musia – jego kompan od z otych bizantów tak mu nakaza przy poprzednim spotkaniu – na pocz tku wiosny wyruszysz – powiedzia . Pan ka e – s uga musi – panem Olszyszyna by a ch ,panem Chmiela by o wzi cie od Warega tego bizanta.Naraz panem ich obu sta a si potrzeba po egnania i za- bezpieczenia swojej w asno ci. Si a wy sza – trzeba by o i do Konarczuków. Pierwszy trafi do chaty Martyny Olszyszyn, ale Martyny nie by o. Nawet lepiej, bo Olszyszyn mia spraw do Konarczuka w ciwie. Powiedzia , e rusza w szeroki wiat, tam zarobi krocie bizantów i wróci – eni si z Martyn . A Konarczuka prosi o zaopiekowanie si jego – Olszyszyna gospodarstwem i o poczekanie z wydawaniem córki za Chmiela,bo on - Olszyszyn – b dzie mia od Chmiela wszystkiego wi cej, a teraz Martyna jego – Olszyszyna wi cej mi uje ni li Chmiela. - A na czym ty tak zarobisz, a? - spyta Konarczuk, bo nie zawadzi rzecz wybada – a nu m ody ma dobry pomys ? - Ko o Krosna, w Polsce, w osadzie Bóbrka wydobywa si na powierzchni , ca kiem samoistnie olej skalny. Ja jego w beczki, beczki z olejem na wóz i nad Morze Czarne. Tam okr ty bizanty skie olej skalny skupuj , bo oni jego u ywaj do ognia greckiego. Ze dwa lata potrzebne takiej pracy, by ca y Chmielnik kupi za zarobione bizanty. - No...- Konarczuk nie wiedzia co powiedzie – gospodarstwem twoim ja si zajm i jemu krzy- wdy nie b dzie. Za to wezm dochody z niego, bo przecie za darmo... No, sam rozumiesz... A co do Martyny.... Po yjem – uwidzim. Ona w brzeziniaku nad Bohem jest. Jak jej przekonasz, to ona zechce poczeka . Chmiel trafi w chacie Martyny jeno na sam Konarczukow . Powiedzia , e z Martyn chce si spotka . - Nie ma w domu – powiedzia a z ym g osem Konarczukowa. - A tobie od niej czego? W g o- wie dziewczyninie zawracasz, a jeszcze jej nawet niczego nie obieca . - Musz za chlebem si wyprawi , mateczko – powiedzia Chmiel – ale jak wróc ... W nie o tym z ni dzisiaj chc mówi . - Jak wróc , jak wróc – gdera a Konarczukowa. - A zanim pojedziesz, to eni si nie mo na? A razem z on , to za chlebem w drowa nie mo na? Chmiel wyj z mieszka z otego bizanta i poda go Konarczukowej. - Trzymajcie, mateczko, dla nas – powiedzia – dla Martyny i dla mnie. I dla waszych wnucz t. A jakbym gdzie przepad , to bizanta jej dajcie albo sami sobie we cie.Rzeknijcie m owi,by si moim gospodarstwem zaj . Twarz Konarczukowej nie rozchmurzy a si ani na mgnienie oka, lecz jej g os zosta widokiem ota najwyra niej u agodzony. - Martyna w brzezince nad Bohem – powiedzia a. - Ona tam o tobie przemy liwuje. Ty jej nie pytaj o nic, tylko bierz. Dziewczyn z zaskoczenia trzeba... Zanim pomy li, zanim odepchnie, to ju dzieciak w drodze i ona wyj cia lepszego nie ma, jak tylko ze zdobywc trzyma . Szed Chmiel do znajomego zagajnika, w którym jesieni czerwone osaki g ciej ros y od brzózek. Szed i o tym dzieciaku w drodze my la . Jak to zrobi ? Rzuci si na Martyn ? Poprosi ? O swoim mi owaniu zapewni ? Szkoda, e nie podpyta Konarczukowej... Ona jako musi to sobie wyobra . A mo e wspomnienia ma?... By ju niedaleko Bohu. Rzeka hucza a wezbran wod i zag usza a wszystkie inne odg osy. Chyba powinny wierka ptaszki... Chyba powinien szumie wiaterek, bo Chmiel czu jego powie- wy na rozognionej twarzy. Chyba ta woda zag uszy odg os kroków... Najpierw, kryjomo, napa oczy widokiem dumaj cej Martyny. Mo e podczas tego pasienia jaka my l do g owy przyjdzie... Potem chrz kn i ona zobaczy Chmiela, popatrzy tymi swoimi gwiazdami... Oczy zwierciad em duszy... Pozna si odczucia Martyny, kiedy z bliska w te oczy si popatrzy... Naraz us ysza g osy. Musia by blisko mówi cych, je li rozumia s owa mimo szumu wody. Martyna z jakim ch opakiem? Nat s uch. Rozpozna . Usta wykrzywi mu grymas niech ci. To by g os Olszyszyna. Ten kmiotek i Martyna?...

- 23 - Olszyszyn t umaczy Martynie konieczno swojego wyjazdu i przedstawia sposób wzbogace- nia si dla nich obojga na zbieraniu, wo eniu i sprzedawaniu oleju skalnego. A potem... Na szcz cie tylko ca owanie i s owne zapewnienia, e ona poczeka, e b dzie wierna. Niedoczekanie twoje, Olszyszyn! Krew twoja przed momi oczami – od osaków jesiennych czerwie sza. Ju ja ci wykieruj , ty gamoniu, ty prostaku... Roz czyli si . Olszyszyn odszed . Martyna siedzi i p acze. Zaczyna nuci melodi . piewa... Nie wietrze po stepie m skarg na z o, co jak sw d nieszcz cia, jak cie przy mnie sz o. A wreszcie chwyci o za serce jak wilk i poszum nadziei na zawsze ju zmilk . A mami , powtarza , e kocha a dwóch, e wielu mnie pragnie i wci o mnie ni. We , wybierz – powiada - na szcz liwe dni - uwijesz z nim gniazdko mi ciutkie jak puch. Jak wybra niebodze, gdy jeden jest kne , a drugi biedniutki, bo to zwyk y kmie ? Czy lepiej z tym biednym chatynk jest mie , czy ojca rad ucha : - Ty dworzyszcze we ? Wybra am biedaka - nie knezia, co l ni, wbrew radom rodzica pokocha am, lecz on mnie nie mi uje, on – egnaj! - rzek mi i w strony nieznane wyw drowa precz. - Oj, g upia ty, g upia ty – pomy la Chmiel i wyszed z ukrycia. Ona si achn a. - S ysza ? - spyta a, a ca a by a zap oniona. - Martynka – powiedzia – niczegom nie s ysza , dopierom nadszed . Czy co do mnie mówi , wyobra sobie, em przy tobie? Ja przyszed em da ci dowód mojego mi ownia. Wydoby z mieszka z otego bizanta i poda Martynie. - Ot, tobie towarzysz oczekiwania – powiedzia . Ot, dowód, e wspólna nas przysz czeka. Daj ty mnie te dowód wierno ci. Przytul do piersi najpi kniejszej, poca uj najcudniejszymi ustami. Prosi j , a sam czyni . Obj , przytuli , poca owa ... - A jak dziecko b dzie? - spyta a, kiedy le eli obok siebie, jeszcze zdyszani, dopiero ch odnie- cy po gor czkowym zbli eniu. - Chcia bym – powiedzia - ono b dzie moje i twoje. Trzymaj dla nas i dla niego tego bizanta.

- 24 - Ja wróc i we miem slub. - Jak to? - spyta a g osem rozpaczliwym – to ty mnie te sam ostawiasz? - Z bizantem i mo e z cz dem w tobie – powiedzia – ju odchodz c ku swojej odzi na Bohu.