mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony400 789
  • Obserwuję297
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań304 837

Showalter Gena - Łowcy Obcych 2 - Zniewól mnie słodko - Rozdział 1

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :81.0 KB
Rozszerzenie:pdf

Showalter Gena - Łowcy Obcych 2 - Zniewól mnie słodko - Rozdział 1.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 9 z dostępnych 9 stron)

1 Tłumaczenie: bivi_bavi „Jestem Rakańską kobietą, która zabija żeby przeżyć, nie boję się ciebie, i nie boję się EenLiego. Zabije go.” Lucius pozostał niewzruszony. „Jeszcze cię nie rozgryzłem. Przez zabijanie przybyszów, chronisz ludzi. Ale oni polują na twoich ludzi za ich złotą skórę.” Wzruszyłam sztywno ramionami. „Jesteś człowiekiem. Czy zabijesz człowieka, jeśli będziesz musiał?” „Oczywiście,” powiedział. Jego brwi wygięły się w łuk. „A ty?” „Oczywiście,” odpowiedziałam. „Ciebie w szczególności.” Rozdział 1 Kiedy leżałam na krokwiach w Bydle Starego Zachodu, otoczona przez pył, cienie, i zapach starego siana, przebiegło przeze mnie oczekiwanie. Kołysałam w swoich rękach karabin ogniowy A-7, z lufą wycelowaną pod ostrym kątem. Pode mną, kilka halogenów zwisało strategicznie ze ścian, dając mi widoczność, której potrzebowałam, ale jednocześnie osłaniając przed wzrokiem. Nikt nie chciałby patrzeć na to ostre światło. Szczerze mówiąc, nie podobało mi się patrzenie na nie z góry. Magazyn nie szczycił się żadnymi meblami, za które mój cel mógłby się schować. Jedynie osoby (ludzie i obcy), brudne podłogi i bronie. W tej chwili, tłum przybyszów naśmiewał się i drażnił dwie nagie, zapłakane kobiety przykute do odległej ściany. Dranie, którzy nie uczestniczyli, obserwowali czekając na swoją kolej. Moje niecierpliwość do mordu wzrosła, i chwyciłam mocniej swoją broń. Oprawcy mile się bawili, ale moja zabawa przyjdzie, kiedy zniszczę to przyjęcie kilkoma rundami zabójczego ognia. Widzisz, jestem opłacona przez rząd, aby zniszczyć przybyszów z innego świata tak okrutnych i obrzydliwych, że nie mogli ryzykować, aby obrońcy praw obcych wmieszali się do sprawy. Nie jestem A. I. R. Badaczem do spraw Obcych i ich Usuwania. Jestem gorsza. Jeszcze trochę dłużej, Eden. Najpierw informację. Zabijanie później. EenLi (mój cel) i jego towarzysze porywali ludzi i wywozili z planety żeby sprzedać ich, jako niewolników. Musiałam się dowiedzieć, gdzie przechowywali ludzki „ładunek” przed zsyłką. Co więcej musiałam się dowiedzieć jak przeskakiwali z jednej planety na drugą.

2 Tłumaczenie: bivi_bavi Och, wiem, że używali międzygalaktycznych portali – tych samych, których użyli żeby dostać się na naszą planetę. Po prostu nie wiedziałam gdzie, albo jak znaleźć te portale. Powinnam doskonale wiedzieć gdzie były. Jestem kosmitom. Raka. Niektórzy ludzie nazywali nas złotymi, ponieważ nasza skóra, włosy i oczy przypominały płynne złoto. Ale ja zostałam poczęta tutaj i wychowana przez człowieka. Portale były dla mnie taką samą zagadką jak dla każdego innego Ziemianina. Jedna z kobiet krzyknęła, wrzynając się w moje myśli. Mężczyzna szczypał i wykręcał jej sutki, śmiejąc się przy tym, śmiejąc się, podczas gdy ona wiła się i płakała z bólu. Palec drgnął mi na spuście. Czekaj. Czekaj. Dziś w nocy mam zamiar udowodnić, że jestem uzdolniona jak każdy mężczyzna – jak każdy człowiek. Przez lata byłam przydzielana do łatwych zadań, tych wymagających nie więcej umiejętności, co ślepemu w wirtualnej grze. Ponieważ mój ojciec był również moim szefem, to on był powodem mojego braku poważnych spraw. Wiem, że miał nadzieję mnie chronić, ale ja już dawno tego nie potrzebowałam. Mój dzisiejszy sukces jest decydujący. Wzięłam tą sprawę wbrew jego woli, i nie zawiodę. Mam swój cel w zasięgu wzroku: EenLi Kati, znany, jako John Wayne i Wayne Johnson. Był trzydziesto paroletnim Mecem, średniego wzrostu, z niesamowicie, wąskimi białymi oczami. Nie wiemy dużo na temat Meców, tylko to, że mają pewną kontrolę nad pogodą i wolą ciepły, suchy klimat. Jak każdy Mec, EenLi posiadał opalizującą skórę, która błyszczała różnorakimi kolorami przy różnych emocjach. Był liderem tej nieuchwytnej grupy, i właśnie teraz jego skóra błyszczała jasną czerwienią. Łajdak był zalany. Ubrany jak straceniec z przeszłości – kapelusz, buty i ostrogi – stał w zacienionym kącie, spierając się ostro z innym Mecem znanym, jako Mris-ste. Ten drugi nosił buty i ostrogi, ale nie zdecydował się na kapelusz. Kogo oni chcieli oszukać? Kowboje. Proszę. Rozmawiali w swoim ojczystym języku – niepewna, gardłowa retoryka przyciętych sylab i wysokiej barwy tonu. Języki były jedną z moich specjalności, a ja opanowałam ten lata temu. Kiedy słuchałam, byłam w stanie wyłapać słowa jak ciała, zysk i podziemia. Technicznie moim zadaniem jest wyeliminowanie EenLi. Jednak, mam zamiar załatwić Mris-ste za darmo. Premia, jeśli chcesz. Na tę myśl, moje usta zwinęły się w półuśmiechu. Obaj

3 Tłumaczenie: bivi_bavi mężczyźni pracowali razem ponad rok. Nie wiadomo ile kobiet i mężczyzn zgwałcili. Nie wiadomo ilu ludzi zniewolili. Wzięłam miarowy oddech, a następnie powoli i spokojnie wypuściłam każdą cząstkę powietrza. Ostre, spiczaste drzazgi z strych drewnianych krokwi wbijały się przez moją koszulkę w brzuch, ale to nie było najgorsze z moich niewygód. Powietrze było suche i gorące i nie pomagało, że nosiłam wojskowy mundur i maskę. Nie rozwiały się jeszcze fale upałów przepływających przez Nowe Dallas – prawdopodobnie przez Meców. Pot zebrał się między moimi łopatkami i spłynął po plecach. Właśnie teraz tęskniłam za chodzeniem duchem, zmuszenia mojej świadomości do wyjścia tak żebym mogła zostawić swoje ciało i chodzić niepostrzeżenie, niewidocznie, poniżej. Jak duch. Zjawa. Zabiłam wiele moich celi w ten sposób, ale robiłam to tylko wtedy, gdy moje ciało było zupełnie i całkowicie chronione. W przeciwnym razie, zostawałam fizycznie narażona, ponieważ nie mogłam wykonywać swojej pracy i chronić ciała w tym samym czasie. W tej samej chwili komórka Eenliego wybuchła serią dźwięków, a on warknął zirytowane „Co?” do odbiornika. Nie mogłam usłyszeć głosu z drugiego końca, ale cokolwiek mówił spowodowało usztywnienie kręgosłupa przybysza i zaciśnięcie przez niego palców w pięść. Minęło jedno uderzenie serca. Drugie. Podczas gdy kontynuował słuchanie, zdjął kapelusz obracając szary filc między palcami. Daj facetowi kucyka i każ krzyczeć „Yee haw.” Tylko tego brakowało w tej scenie. W tym czasie założył z powrotem kapelusz na swoją błyszczącą, łysą głowę, jego skóra pulsowała tak jasną czerwienią, że chciałam osłonić oczy. W końcu, odłożył urządzenie do tylnej kieszeni. Następnie, warknął nisko w swoim gardle, odpychając Mris-stena, popychając Meca bez kapelusza do tyłu. Długie ciemne włosy drugiego mężczyzny, (oczywiście peruka) zatańczyły wokół ramion. „Powiedz mi że przeniosłeś skażone bydło z Dołu,” Krzyknął EenLi.” Powiedz mi, że nie schrzaniłeś tego znowu.” Dół. Dół. Obracałam wyrazem w swoim umyśle. Obraz szybko wskoczył na miejsce, a ja zmarszczyłam brwi. Dół był lokalnym barem znanym z kryminalnej klienteli, narkomanów i dziwek, którzy kupili sobie drogę do zapomnienia. Czy to mogło być omawiane miejsce?

4 Tłumaczenie: bivi_bavi „Więc, ja – zostali przeniesieni,” drugi mężczyzna oświadczył, prostując się. „Nie jestem tak głupi, żeby zostawiać chorych w celach ze zdrowymi.” Cele… Śledziłam EenLi w barze zaledwie dwa dni temu, ale nigdy nie opuszczał głównego obszaru. Nigdy nawet nie poszedł do łazienki. Nie zauważyłam żadnych drzwi prowadzących do innych pomieszczeń. Cele mogły być ukryte. Albo podziemia. Bardzo, bardzo ciekawe. „Chcesz wiedzieć, kto właśnie do mnie dzwonił, Mris-ste? Pablo. Znalazł dwie sztuki naszego bydła martwe w swoich celach. Oczywiście były chore, a ty je tam zostawiłeś.” „Ja… Ja… ” opalizująca skóra Mris-stera zaczęła pulsować na niebiesko. Nawet bez charakterystycznych odcieni, obcy musiał śmierdzieć strachem. „Jak wielu umarło w czasie przeniesienia?” zażądał EenLi. „Trzech,” nadeszła drżąca odpowiedź. To jeszcze bardziej rozwścieczyło EenLi. Jego gniewne spojrzenie stało się czarne. „ Mieliśmy dostarczyć dwunastu. Nie siedmiu. Ty idioto!” „Przepraszam.” „Twoje przeprosiny nie przywrócą mojego bydła do życia. Jeśli stracę jeszcze jedno, tylko jedno, sprzedam twoją bezwartościową kryjówkę żeby nadrobić różnicę.” Mris-ste otrząsnął się z pogróżki z nerwowym śmiechem. „ Nie stracimy nic więcej. To przysięgam. Dałem chorych Rose. Zajmie się nimi dopóki nie wyzdrowieją.” Znałam Rose. Sahara Rose, człowiek. Dwadzieścia sześć lat. Blond włosy. Niebieskie oczy. Chodziłam za nią przez kilka dni po wzięciu sprawy. Była znanym sympatykiem obcych i spędziła wiele nocy w łóżku EenLiego. Wiedziałam gdzie mieszkała, jakim rodzajem samochodu jeździła i jakiej marki olejków dopochwowych potajemnie używała ilekroć odwiedzał ją kochanek. I oczywiście, wiedziałam, że ukrywała niektórych z zaginionych ludzi. „ Nie ma czasu na znalezienie więcej bydła,” powiedział EenLi. „Portal otworzy się na jeden dzień.” To portale nie były zawsze otwarte? Zawsze uważałam, że obcy podróżowali, kiedy tylko chcieli. Powiedz mi gdzie są… Powiedz mi gdzie są… Nie powiedział.

5 Tłumaczenie: bivi_bavi EenLi szybko zmienił temat, i dwaj mężczyźni zaczęli właściwie rozmawiać o tym jak ubrać niewolnice. Informację, których nie potrzebuje. Nadszedł czas. Wolałam zabijać z bliska od oddawania strzałów z dużej odległości. Nie ma nic złego w rozkoszowania się owocami swojej pracy z bliska. Jednak wskoczenie w środek tych wszystkich ludzi, znacznie zmniejszyłoby moją szanse na sukces. Musiałam tu zostać. Moja oczekiwanie powróciło, kiedy tylko zamknęłam jedno oko, moja maska na twarz i zasilany auto- zasięg zwęziły moje pole widzenia. Wciąż ustawiony na celu? Sprawdzone. Tłumik jednorazowy na miejscu? Sprawdzone. Wiedziałam, że mam jedną szansę żeby go sprzątnąć. Tylko jedną. Ponieważ w momencie mojego strzału, wszyscy poniżej mnie wkroczyliby do akcji, celując i strzelając własną bronią prosto we mnie. EenLi zaczął chodzić przed Mris-stem, gdy wyjaśniał zalety szpilek i kryształów, kamiennych klejnotów przywiezionych z Mekki. Trzymałam spokojnie lufę. Mój karabin ogniowy wytwarzał termo czułe ogniste pociski, a one pójdą za nim prosto do piekła. Jeden. Odsunął się od Mris-stera. Dwa. Odwrócił się, swatając twarzą do Mris-stera. Trzy. Wszedł w moją linie ognia, a ja pociągnęłam za spust. Świst. Krzyk. Wielki, zły Mec zszedł jak pozbawiony ciśnienia poduszkowiec, jego kapelusz stoczył się z głowy jak biegacz stepowy. Tylko, że to był zły Mec. Ten miał grube brązowe włosy. Zamarłam. Nie. Nie! Mój ognisty pocisk uderzył w Mri-stena. Nie EenLiego. Kiedy EenLi dał mu kapelusz? Kiedy do cholery EenLi dał mu kapelusz? Obserwowałam ich. Jak tylko zablokowałam się na celu, nie straciłam skupienia. Wstrząs kotłował się we mnie, kiedy mężczyźni poniżej przeklinali i krzyczeli, rzucając się po swoją broń. Kule i niebieski ogień wystrzeliły w moim kierunku, padając jak zabójczy grad. Zachowując spokój, skupienie, rzuciłam swój karabin i chwyciłam grubego druta obok siebie, przymocowanego już do solidnej belki. Potem skoczyłam. Trzymałam jedną rękę splecioną na metalowym uchwycie to pozwoliło mi na zjazd, i użyłam drugiej, aby wyciągnąć broń ogniową przypiętą do mojego paska, ustawiając na zabijanie. Zaczęłam strzelać.

6 Tłumaczenie: bivi_bavi Kiedy zeszłam, kula przecięła moje lewe przedramię. Nie zatrzymałam się, nawet nie zwolniłam. Determinacja pędziła przez moje żyły tłumiąc ogniste uczucie bycia postrzelonym do gwałtownego ukłucia. Och, wiedziałam, że poczuję to później – z pełną siłą. Chciałabym mieć czas żeby to naprawić. Im dłużej kula pozostawała w moim ciele, tym większe byłyby dla mnie szkody. Ziemski metal działał na mnie jak śmiertelna trucizna. Na wszystkich z mojego rodzaju. Ale najpierw misja. Musiałam to zakończyć. Szybko. Utrzymując równowagę wewnętrzną, kontynuowałam ostrzał, nie marnując czasu na celowanie, ale po prostu wypuszczając ciągły strumień ognia; niebieski promień płynnego żaru wypływał z mojej broni zapalając magazyn jak wojna nuklearna. W momencie, kiedy moje nogi uderzyły w podłoże, puściłam drut i sięgnęłam po kolejną broń. Z uzbrojonymi obiema rękami, przeskanowałam od lewej do prawej, chwytając każdy szczegół. EenLi zniknął. Zniknął! Musiał dopaść drzwi uciekając w sekundzie upadku Mris-stera. Nie mogłam go gonić, nie będąc przyszpiloną przez ostrzał. To oznaczało… Zawiodłam. Mój szok wzrósł, zamrażając mnie prawie na miejscu, ale utrzymywałam ogień. Poruszałam się. Żółć podeszła mi do gardła. Naprawdę zawiodłam. Chybiłam swój cel i pozwoliłam mu oddalić się od budynku tak szczęśliwemu jak tylko chciał. Zawiodłam, ciągle rozbrzmiewało echem w moim umyśle. Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem. Wszystko, co mogłam teraz zrobić to wydostać stąd żywcem dwie kobiety i siebie. Nie, pomyślałam w następnej chwili. Powalę każdego mężczyznę, który był na tyle głupi żeby zostać. Mój wzrok przeskanował ponownie obszar. W magazynie zostało pięciu obcych, ich kule i ogień rozpryskiwały się wokół mnie. Obliczając odległość między nimi a przykutymi kobietami, zaczęłam biec naprzód. Prosto na nich. Skuliłam się, kiedy kolejny pocisk mnie uderzył. Dwadzieścia metrów. Niewiele, ale wystarczająco żeby zaryzykować z tym, co miałam zrobić. Puściłam jedną z moich broni i sięgnęłam po mini granat z torebki przy boku. W jednym płynnym ruchu, wyciągnęłam iglicę zębami, rzuciłam go, i zanurkowałam na ziemię.

7 Tłumaczenie: bivi_bavi Bum! Wstrząs odrzucił mnie do tyłu, ciskając o ścianę. Powietrze uszło z moich płuc. Kiedy byłam w stanie oddychać, brud i popiół ominęły moją maskę i wypełnił nozdrza. Instynktownie, zakryłam twarz rękami, kiedy spadły ogniste zrębki. Następnie, minęło w ciszy kilka minut. Żadnej odpowiedzi ogniem. Żadnych krzyków lub jęków. Gdy podniosłam wzrok, wszyscy z pięciu Meców rozrzuceni byli po całym terenie, bez życia. Ludzkie kobiety krwawiły i były potłuczone, ale żyły. Były – Nie, zdała sobie wtedy sprawę. Tylko jedna z nich żyła. Blondynka. Druga, ta z kręconymi czerwonymi włosami, została złapana w krzyżowy ogień i wpatrywała się w zwęglony magazyn martwymi oczami. Moje powieki zacisnęły się, a ja pozwoliłam swojej głowie ponownie zatonąć w rękach. Atmosfera stała się gęsta, gorąca i przeciążona dymem. Musiałam wziąć głęboki oddech, aby wypełnić swoje puca tlenem, ale się nie odważyłam. Nie było na to rady, żadnego innego wyjścia; Musiałam zadzwonić do ojca. Z drżącymi rękami, wyciągnęłam swoje urządzenie komórkowe i powiedziałam, „Szef,” czerpiąc ulgę w odgłosie automatycznego wybierania. Powierzyłabym temu człowiekowi swoje życie. Był tym, który znalazł mnie, jako małe dziecko na ulicy, samą i zagubioną po śmierci moich rodziców. Nie wiem, dlaczego mnie zabrał, i nie mogłam go zapytać. Sztywniał za każdym razem, kiedy podejmowałam temat o tej strasznej nocy. Ale wychował mnie, kochał i szkolił abym była takim samym zabójcą jak on. A ja właśnie go zawiodłam. Odpowiedział po drugim sygnale. „Co się stało?” to były pierwsze słowa, które wypowiedział, swoim szorstkim optymistycznym głosem. Wyraźnie spodziewał się ode mnie, udzielenia zwykłego „wszystko poszło dobrze” raportu. W kółko radził mi żebym nie brała tej sprawy. Kiedy zrozumiał, że nie może mnie od tego odwieźć, przyjechał tu za mną „na wypadek gdybym go potrzebowała.” Najważniejsza informacja pierwsza. „Cel jest w ruchu. Mam jedną ludzką ofiarę, i jedną ranną.” Moje samo obrzydzenie zabrzmiało głośno i czysto w moim tonie. „Jak do diabła,” Michael, mój ojciec powiedział zacinając się, „ do tego doszło?” „Nie wiem. Miałam go na muszce. Strzeliłam, i następną rzeczą, z której zdałam sobie sprawę to, że zamienił się miejscami ze swoim partnerem.”

8 Tłumaczenie: bivi_bavi „Jak?” „Nie wiem,” powtórzyłam. „Niech to szlag, Eden F.” Nazywał mnie tak jedynie, kiedy był zły, albo poważnie zmartwiony. „ Mówiłem ci żebyś nie brała tej sprawy. Mówiłem żebyś zostawiła ją w spokoju.” „Przepraszam,” powiedziałam na nierównym oddechu. I było mi przykro. Ponieważ przez moją porażkę, ludzcy niewolnicy nawet teraz swobodnie się przemieszczali. Gorzej, wiedział, że był ścigany. Będzie teraz bardziej ostrożny. Po prostu spieprzyłam całą operację. „Myślę, że niektórzy z niewolników są w celach wewnątrz Dołu. To bar po wschodniej stronie miasta.” Otworzyłam usta żeby powiedzieć mu resztę, ale miałam całkowitą pustkę w głowie. Gęsta mgła spowiła moje myśli. Zamrugałam, potrząsając głową i sprowadzając je z powrotem. „Niektórzy są z człowiekiem, Saharą Rose.” „Wyznaczę na to człowieka. Przynieś do mnie ocalałą. Niech to szlag.” Warknął ponownie i się rozłączył. Przywitała mnie cisza. I w ciszy, zauważyłam że wzrosło pulsowanie w mojej ręce . Spojrzałam w dół. Chociaż mój wzrok zmętniał, studiowałam otwartą, sączącą się ranę. Kula zrobiła więcej szkód niż sądziłam. Szybko traciłam krew. Zbyt szybko. Walcząc z bólem i słabością, stanęłam na nogi. Drżały mi kolana, a moje kości stapiały się i nic nie wskazywało na jakiekolwiek oznaki poprawy. Nawet mój brzuch walczył z ostrym bólem. Zatoczyłam się do kobiety. Wzdrygnęła się, kiedy wyciągnęłam rękę i ją uwolniłam. Następnie padła na ziemię ostrych drzazg szlochając, jej brudne włosy okrywały nagie ramiona. Starałam się nie myśleć o tej drugiej, tej, która nie wróci do domu tej nocy ani żadnej innej. Kusza na moich plecach nagle zaczęła mnie przytłaczać jak betonowy blok, a ból w moim brzuchu wzmógł się. Było coraz ciężej oddychać. Zaatakowała mnie fala zawrotów głowy, ciężkich i dziwnie kuszących… usypiając mnie na ziemi obok kobiety. Kiedy dotknęły się nasze ramiona, uwolniła przerażone westchnienie i szybko uciekła. Jej ruchy były strasznie chaotyczne, rozrzucała brud na moje nogi. Chciałam ją pocieszyć, ale moje usta odmówiły uformowania odpowiednich słów. Co do diabła było nie tak z moim brzuchem? Powoli, Tak powili, uniosłam koszulkę. Tam, tuż poniżej żeber była kolejna krwawiąca, otwarta rana. Kiedy ją dostałam? Nawet nie poczułam wejścia kuli. Czekaj. Tak, poczułam. Kiedy biegłam z min granatem. Cholera.

9 Tłumaczenie: bivi_bavi Odłożyłam swoje urządzenie komórkowe i sięgnęłam wewnątrz torby, podejmując cienki srebrny Ekstraktor. Przygotowując się na to, co miałam zrobić, przegryzłam dolną wargę, skupiając wszystkie swoje siły, i wbiłam tą cholerną rzecz w moją ranę na brzuchu. Natychmiast wrażliwe na metal zęby wydłużyły się i zagłębiły za kulą. Wyrwał się ze mnie krzyk. Ile czasu minęło, zanim mała, okrągła końcówka została usunięta, nie wiem. Znałam tylko desperacje, ból. I strach. Nie byłam gotowa na śmierć. Nie tutaj. Nie teraz. Zaśmiałam się bez humoru. Nie jak nieudacznik. Skoncentruj się. Musiałam się skoncentrować. Mimo że chciałam chwili odpoczynku, tylko chwili żeby zamknąć ocz, powtórzyłam cały proces, wpychając teraz zakrwawione urządzenie w moje przedramię. Kiedy wyciągnęłam ostatni nabój, moje ramiona i plecy opadły z ulgi. Z oddali, usłyszałam kobiecy płacz. Tracąc szybko energię, znalazłam strzykawkę w mojej torebce i zrobiłam sobie zastrzyk w serce z czystego molibdenu, aby spowolnić rozprzestrzenianie miedzi lub mosiądzu albo czegokolwiek, z czego były zrobione kule. Wybuchł palący ból. Znowu krzyknęłam, długo i głośno, aż łamały się moje struny głosowe. Pusta już strzykawka wypadła naglę z moich bezwładnych palców. Byłam wszędzie obolała, ale pocieszający letarg już zaczął nade mną pracować. Minuta, może mniej i będę mieć to za sobą. Sięgnęłam na oślep po moją komórkę, moje palce w jakiś sposób zamknęły się wokół niej. „Szef,” powiedziałam. Słowa wydobyły się tak słabe i załamane, że przeżyłam chwilowy szok, kiedy telefon zaczął automatyczne wybieranie. Tym razem odpowiedział po piątym sygnale. „Co?” „Dostałam.” „To po prostu staje się leprze za każdym razem kiedy dzwonisz,” powiedział, swoim ciężkim sarkazmem. Jednakże wychwyciłam gęste nutę niepokoju. „Możesz dotrzeć do kryjówki?” „Ja…” Mroczna sieć ciemności tkała przez mój umysł, zaciemniając mój wzrok, paraliżując mięśnie. „Spróbuje.” Nieświadomość chwyciła mnie w swoim wymagającym uścisku.