mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony367 821
  • Obserwuję282
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań288 234

Showalter Gena - Łowcy Obcych 2 - Zniewól mnie słodko - Rozdział 10

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :70.1 KB
Rozszerzenie:pdf

Showalter Gena - Łowcy Obcych 2 - Zniewól mnie słodko - Rozdział 10.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 43 osób, 40 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 8 z dostępnych 8 stron)

1 Tłumaczenie: bivi_bavi Rozdział 10 Romeo zatrzymał się na małej okrągłej polanie na obrzeżach posiadłości, z dala od oceanu i dając mi na siebie dobry widok. Przez lata, inne moje cele przychodziły do takich czystych obszarów jak ten. Nigdy nie wiedziałam dlaczego; Nie przejmowałam się tym. Zawsze wykorzystywałam odizolowane otoczenie na swoją korzyść i uderzałam. Może powinnam być bardziej cierpliwa. Przez dłuższy czas Romeo stał nieruchomo, w milczeniu wpatrując się w ciemniejące niebo. Spodka kogoś? Podejrzewał, że go śledziłam? Albo… czy spodziewał się statku kosmicznego? Być może słowo portal w rzeczywistości oznacza „statek.” Mijały minuty. Odbezpieczyłam swoją broń. Krucha trawa wgryzała się we mnie. Sól kuła w powietrzu. Ukryta w cieniu i krzakach przykucnęłam nieruchomo, czekając, gdy czas wciąż mijał i nic się nie działo. Zupełnie nic. Nikt nie przybył. Przynajmniej jego ruchy nie wskazywały na podejrzenia. Odsuwając rękaw odkryłam mój zegarek. Trzy minuty po dziewiątej. Zmarszczyłam brwi. Na co albo, na kogo czekał? Spodziewał się podróży sferycznej po prostu tam stojąc? Gdyby był tu Lucius, złapałby Romeo i wybił z niego odpowiedzi. Sądzę, że mogłabym zrobić to samo, ale to nie zawsze było skuteczne. Wolałam obserwować naturalne skłonności przybyszów. Modliłam się tylko żeby moja cierpliwość została wynagrodzona. Cichy świst zabrzmiał kilka metrów za mną. Osoba? Zwykły wiatr? Serce przyspieszyło z adrenaliny, przeniosłam swoją uwagę, zmieniając swój cel, gdy przeszukiwałam drzewa. Liście szeleściły, a następnie przestawały… szeleściły, potem przestawały… jak w rytm bębna, za każdym razem przybierały na sile. Nie wiatr, bo na ziemi nie czułam nic. Zwierzę? Romeo wydawał się tego nie dostrzegać albo o to nie dbał. Dźwięk stale wzrastał do tysiąca bez harmonijnych krzyków, jakby ostrzy zgrzytających o metal. Hałas przedzierał się przeze mnie, rozrywając mnie od wewnątrz. Zaciskając usta żeby uciąć swoje własne krzyki, zacisnęłam oczy i upuściłam moją broń ogniową, zasłaniając uszy rękami. To nie pomogło. Kiedy zdałam sobie sprawę, co się dzieje, skuliłam się. Rozbłysk słoneczny. Zawsze wpływały na mnie w ten sposób. Ludzie nigdy nie wydawali się ich słyszeć, albo czuć piekącego, gwałtownego bombardowania naładowanych cząsteczek. Na przybyszów zawsze wydawały się

2 Tłumaczenie: bivi_bavi oddziaływać. Dla większości to doświadczenie było przyjemnością. Dla mnie to był koszmar. Rozbłyski były silniejsze przy otwarciu, z niczym nieblokującym ich niszczycielskich fal. Zmusiłam moje oczy do otwarcia, zmuszając się do obserwowania Romeo. Wygrzewał się w dźwięku, rozkładając szeroko ramiona, witając dysharmonię. Czyżby on to wywołał? Jak? Dlaczego? Nie rozumiałam. Zerwał się wiatr, podnosząc i drapiąc jak zdesperowany kochanek. Drzewa zatrzęsły się i zaskrzypiały złowrogo. Jasne światło pulsowało na purpurowym niebie. Zbyt jasne. Coraz jaśniejsze. Coraz bliżej. Co się dzieje? Co— Romeo zniknął. W jednej sekundzie stał tam, w środku kręgu, a w następnej już nie. Krzyki ucichły. Światło przyciemniało. Drzewa uspokoiły się. Odzyskując równowagę, przesunęłam się na nogi. Moja głowa skakała na boki, gdy szukałam swojego celu. Przeszukałam całą polanę dla śladów. Żaden nie prowadził z dala od okręgu. Moje zmieszanie podwoiło się. Odtworzyłam umysłem scenę. Krzyki, wiatr, światło i sposób, w jaki Romeo je przyjmował. Moje oczy rozszerzyły się, kiedy uderzyło we mnie zrozumienie. W jakiś sposób podróżował z jednego świata do drugiego przez rozbłyski słoneczne. Mój Boże. Jednak wiedza o tym, co zrobił namnożyła liczbę pytań, którą miałam. Dlaczego nie przeniosłam się z nim? Nie byłam dalej niż dziesięć metrów. Powinnam również zniknąć. Miał w planach powrócić w ciągu dwóch godzin. Chciałabym go więc przesłuchać. Wypełniona oczekiwaniami, usadowiłam się w mojej kryjówce. I czekałam na jego powrót. Jedenasta trzydzieści przyszła i poszła. Powinnam wrócić już do Michaela albo przynajmniej zadzwonić, ale nie odważyłam się ruszyć z tego miejsca. Czuwałam przez całą noc, także poza wyznaczonym czasem podróży z organizera Romeo. Kolejny rozbłysk słoneczny nie wybuchł, więc Romeo nie wrócił. Poranek przyniósł ostre promienie słoneczne, powodując, że okrył mnie żar. Sprawiając, że trawa się usztywniła. Może się przeliczyłam. Może miał na myśli jedenastą trzydzieści rano.

3 Tłumaczenie: bivi_bavi Musiałam czekać. Pot ściekał po mojej twarzy i piersiach. Prosiłam Boga że powinnam przynieść menażkę słodzonej wody. Ale to miała być szybka robota. Na wejść i wyjść. Więc nie wzięłam zaopatrzenia do czegokolwiek innego niż zabijanie. Godzina ciągnęła się po godzinie, moim jedynym towarzyszem był dźwięk owadów. Nie zdziwiłabym się gdyby Michael wysłał teraz dla mnie grupę poszukiwawczą. Ten człowiek lubił się martwić. Jedenasta trzydzieści przeminęła bez żadnych oznak słonecznego rozbłysku. Romeo jednak przybył zgodnie z planem. Utrzymywałam mój wzrok na kręgu a on po prostu pojawił się na moich oczach. Bez żadnego ostrzeżenia. Tylko mrugnięcie i już tam był. Ekscytacja i oczekiwanie powróciły, zalewając mnie. Potrząsnął głową, aby się zorientować, a wtedy ja wykonałam swój ruch. Wyskoczyłam z mojego przysiadu i rzuciłam się ku niemu, przyjmując kontrolowaną postawę typu nie-zadzieraj-ze-mną tuż przed nim. Moja broń ogniowa zamknęła się na jego sercu. Jego oczy rozszerzyły się, kiedy mnie zobaczył. Okryta od stup do głów w czerń, wyglądałam w każdym calu tak groźnie i zabójczo jak w rzeczywistości. Bez słowa ostrzeżenia uderzyłam go w nos, aby przyciągnąć jego uwagę. Jego głowa poleciała na bok, a krew spłynęła w dół jego ust i podbródka. „Gdzie byłeś?” zażądałam. Jego usta rozchyliły się, a on zatoczył się do tyłu, z dala ode mnie. Zamiast próbować mnie pokonać, chciał uciekać. Nie spodziewałam się niczego innego. Większość ludzi, nawet tych, którzy używają siły fizycznej w gniewie, wycofuje się w obliczu przemocy wobec siebie. „Masz trzy sekundy żeby odpowiedzieć na moje pytanie, albo stopię mięso z twoich kości. Raz.” Widziałam jak w jego głowie przestawiają się trybiki zanim zmienił się na tryb uwodzicielski i zaoferował mi uśmiech w stylu chodźmy do łóżka. „Nie ma takiej potrzeby. Możemy—” Wezbrał we mnie wstręt. „Dwa.” „Wiem jak sprawić przyjemność kobietom,” wyszeptał sugestywnie. „Trz—” „Dom,” wydyszał, jego ciało zaczęło drżeć jak małej dziewczynce. „Poszedłem do domu na Morew.” „Przez rozbłysk słoneczny?”

4 Tłumaczenie: bivi_bavi „Tak, tak.” Oblizał swoje usta, a jego wzrok przebiegł z boku na bok. „Proszę nie krzywdź mnie.” „Jak działają te rozbłyski?” „Ja–ja nie wiem.” „Kłamiesz.” Podeszłam do niego i uderzyłam ponownie. Łzy wypełniły mu oczy i wylały się na jego policzki. Upadł na kolana. „ Przysięgam, nie wiem jak działają. Wiem tylko, że to portal transportowy. Proszę nie krzywdź mnie. Proszę.” Pragnęłam żeby mógł zobaczyć moją minę, kiedy powiedziałam „Czy tak właśnie kobiety prosiły o twoją litość? Na kolanach, błagając? Czy okazałeś im nawet krztę?” Jego słoneczna skóra zbladła nadając mu upiornej bladości. „Nigdy nie zgwałciłem kobiety.” Przyłapany. „Nie wspomniałam o gwałcie. Prawda?” „I co z tego?” powiedział z nagłą brawurą. „ W końcu i tak podobało im się to, co dawałem. Każdej kobiecie by się podobało.” „Teraz wiem, że kłamiesz biszkopciku, a ja nie lubię kłamców.” Pociągnęłam za spust. Rozbłysło niebieskie światło, trafiając go bezpośrednio w klatkę piersiową. Zamarł, zamknięty w paraliżu. Jego rysy twarzy ukazywały szok i strach. Wyjęłam małą fiolkę z kieszeni, zamykając odległość między nami i wlałam płyn w jego gardło. „Onadyn,” powiedziałam wiedząc że słyszy każde słowo. „Całkowicie niewykrywalny. Odtleniający narkotyk używany przez niektórych przybyszów do oddychania Ziemskim powietrzem. Ty—ktoś, kto potrzebuje tlenu do życia—udusisz się w ciągu kilku minut, każdy twój oddech będzie bezskuteczny, dzięki czemu będzie wyglądać jakbyś wyszedł na spacer, ale zmarł z powodu niewydolności narządów.” Widziałam jak mięśnie drgają na jego szczęce, a skrajne przerażenie wypełnia oczy. Poklepałam go po policzku i obdarowałam moim najsłodszym uśmiechem. „Nie martw się. Zaopiekuję się twoim psem.” Romeo nazywał psa Killer. Od kiedy już tego nie zrobi, jej nowym imieniem stał się Agent Luc. Gra imieniem Luciusa. Miałam nadzieję, że będzie odpowiednio zirytowany,

5 Tłumaczenie: bivi_bavi zwłaszcza, gdy dowie się że ten kudłaty brązowy pies z wielkimi, łzawymi oczami był samicą. Uśmiechnęłam się. Ach, życie stało się nagle przyjemne. Agent Luc i ja wynegocjowaliśmy porozumienie w sprawie lotu do domu. Ona pragnęła uczucia, a ja dawałam je. Nie była niczym więcej niż workiem treningowym Romeo. Zasługiwała na trochę przyjemności. Kiedy wysiedliśmy z IST, zobaczyła Michaela czekającego na dole zejścia ze schodów. Jego ekspresja wyrażała obawy dopóki mnie nie zobaczył. Potem duży uśmiech ulgi rozświetlił jego twarz. Agent Luc natychmiast zaczęła skomleć. Przypuszczam ze nie lubiła mężczyzn— nawet tych którzy się uśmiechają. Mądra kobieta, pomyślałam. Delikatnie poklepałam ją po szyi, gruchając, „On cię nie skrzywdzi. Po prostu wygląda na złośliwego.” Zerknęłam w ostre światło dzienne słysząc delikatny szum innego IST przelatującego nad głową. Zmieszany wzrok Michaela przeskoczył z psa na mnie. „Spóźniłaś się i nie zadzwoniłaś” to były pierwsze słowa z jego ust. „Miałam opóźnienie. Przepraszam.” Podniosłam torbę na jedno ramię. Chwytając smycz Agent Luc w drugą rękę ruszyłam z prywatnego pasa startowego w kierunku czekającego sedana Michaela. Agent Luc na początku stawiała opór, spoglądając na mnie tymi smutnymi brązowymi oczami. „Choć duża dziewczynko,” powiedziałam. „Pomyśl o tym jak o przygodzie.” Niechętnie podążyła obok mnie, wskoczyła na tylnie siedzenie i zwinęła w ochronną piłkę. Wyglądała nie na miejscu wobec czystej czarnej skóry. „Kim jest twój przyjaciel?” zapytał Michael wskazując na psa. „Należała do Morewa, ale teraz jest twoim najnowszym agentem.” Przewrócił oczami. „Muszę jej płacić?” „Oczywiście.” Ześlizgnęłam się na miejsce obok Luc, a Michael rozsiadł się za kierownicą. „Misja zakończona,” powiedziałam. Jego ruchy zaostrzyły się, odwrócił się twarzą do mnie. „To wszystko? Tylko tyle masz do powiedzenia? Niewiarygodnie się o ciebie martwiłem. Po twoich ostatnich obrażeniach…”

6 Tłumaczenie: bivi_bavi „Przepraszam, że nie zadzwoniłam.” Sięgnęłam i ścisnęłam jego rękę. „Utknęłam. Tak czy inaczej powinnam zrobić to na czas i popełniłam błąd nie robiąc tego. Przyznaję.” Wiedziałam, że będzie się martwił i muszę zacząć bardziej o niego dbać. „Wybaczysz mi?” „Tak jakbym mógł się na ciebie gniewać,” powiedział bez ciepła. Tylko z uczuciem. Uśmiechnęłam się. „Co wiesz o rozbłyskach słonecznych?” „Tylko trochę i tylko dlatego, że przeszkadzały ci tak bardzo w dzieciństwie. Dlaczego pytasz?” Zignorowałam to pytanie. „Najpierw powiedz mi, co wiesz.” Zaprogramował automatyczną nawigację pojazdu żeby zabrał nas do domu, a potem wzruszył ramionami. „Są to nagłe wybuchy energii, ciepła i światła.” Samochód podskoczył do ruchu, ale Michael nie odwrócił ode mnie swojej uwagi. Samochód jechał płynnie wzdłuż drogi, umiejętnie balansując w ruchu ulicznym. Jako typowy samiec, Michael zawsze lubił żeby jego zabawki były drogie, szybkie i supernowoczesne. „Coś jeszcze?” zapytałam. „Ludzie nie mogą ich zobaczyć, ale uważamy, że wielu przybyszów może. Czasami zdarzają się częściej, gdy słońce zbliża się do maksymalnego szczytu swojego cyklu. Teraz ty mi coś powiedz. Co to ma do rzeczy?” „Doświadczyłam jednego.” „I?” ponaglił. Odchylając się na fotelu, podparłam nogi na desce rozdzielczej. „ I obserwowałam jak kosmita znika w środku.” „Znika?” Michael zmarszczył brwi. „Jeszcze parę tygodni temu, nigdy nie słyszałem o kimś potrafiącym opanować transfer cząsteczkowy.” „Nie sądzę żeby to się stało.” „Ponieważ—” „Ze względu na to, co się działo wokół niego. Wichura. Piskliwe krzyki. To nie był tylko transfer cząsteczkowy. Co jeśli rozbłyski słoneczne nie są tym, za co je uważaliśmy? Co jeśli tworzą się, kiedy obcy otwierają portale?”

7 Tłumaczenie: bivi_bavi „Więc dlaczego my nie możemy otworzyć jednego? Dlaczego nie możesz ty?” grymas Michaela pogłębił się. „Może zgubiłaś faceta. Może—” „Nie,” wtrąciłam. „Patrzyłam na niego, na jego ścieżkę. On po prostu nie uciekł ani się nie ukrył, Michael. Zniknął.” „Więc myślisz że… co?” „Pamiętasz co EenLi mówił o portalach, że nie zawsze są otwarte?” „Tak, pamiętam.” „Oznacza to, że są otwierane i zamykane. Mogą być otwierane i zamykane przez rozbłyski słoneczne. Z powodu rozbłysków. Spowodowane rozbłyskami. Mniej więcej.” „Tak, możliwości, ale rodzi się pytanie, dlaczego nigdy nie zniknęłaś podczas jednego. Przez lata byłaś w środku kilku.” Prawda. Moje ręce zwinęły się w pięści. Byłam tak blisko prawdy. Wiedziałam to. Ale blisko nie było tym, czego potrzebowałam. „Musi być jakiś powód, katalizator, za którego pośrednictwem kogoś zasysa. Kiedy jest następny spodziewany rozbłysk, wiesz?” „Sprawdzę to.” Potarłam czoło. „Chciałabym żeby moi rodzice żyli. Mogłabym ich zapytać jak przybyliśmy do tego świata.” Michael zesztywniał, jak zawsze, kiedy mówiliśmy o moich biologicznych rodzicach. Od razu pożałowałam mojej zadumy. Podejrzewałam, że gdy rozmawiałam o nich, Michael czuł jakbym była jakoś z niego niezadowolona. Nie byłam. Michael ciężko pracował, aby mnie wychować. Bardzo ciężko. Nie zatrudnił niani ani nie wmieszał mnie z innymi ludźmi. Nie, trzymał mnie blisko siebie, patrząc na wszystkie moje potrzeby i oczekiwania. Kochałam go za to jeszcze bardziej. Pospiesznie zmieniłam temat. „Czyżby przybysze używali jakiś urządzeń naprowadzających?” „Ponownie, to możliwe,” powiedział. „Zrobię trochę badań na temat rozbłysków i poinformuję cie, co znalazłem.” „Dziękuję.”

8 Tłumaczenie: bivi_bavi Poklepał moją rękę. „Mam nadzieję że pójdziesz na przymiarkę kiedy dotrzemy do domu,” powiedział. „Ta krawcowa, jak jej było na imię, Celeste?” Wzruszyłam ramionami. Też nie wiedziałam. „Niemal wycięła mi serce swoimi igłą i nicią, kiedy powiedziałem jej, że nie będzie cię przez cały dzień.” Zaśmiałam się. „Daj jej podwyżkę. Lubię jej styl.” Dotarliśmy do domu kilka minut później. Przesunęłam się żeby wydać polecenie otwarcia drzwi, ale Michael złapał mój nadgarstek w swoją rękę. Jego rysy stężały „Eden,” zaczął. „Wiesz, że cię kocham, prawda?” Mój żołądek natychmiast się zacisnął. „Co się stało?” zapytałam, moje obawy sprawiły że słowa były ostrzejsze niż zaplanowałam. Cały czas mówił, że mnie kocha, ale tym razem było coś w jego głosie—coś głębokiego i pełnego bólu. „Nic,” powiedział odwracając się. „Nic się nie stało. Chciałem tylko przypomnieć, co do ciebie czuję, to wszystko.” „Michael—” Wyszedł z samochodu bez słowa, zostawiając mnie zaintrygowaną.