mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony400 789
  • Obserwuję297
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań304 837

Showalter Gena - Łowcy Obcych 2 - Zniewól mnie słodko - Rozdział 12

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :82.1 KB
Rozszerzenie:pdf

Showalter Gena - Łowcy Obcych 2 - Zniewól mnie słodko - Rozdział 12.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 10 z dostępnych 10 stron)

1 Tłumaczenie: bivi_bavi Rozdział 12 Nareszcie nadszedł ten dzień. Podszywając się pod pracownika wysłanego przez Michaela, aby sprawdził zakwaterowanie jego córki, poleciałam do Nowego Dallas. Po szybkim przystanku na gospodarstwie Michaela, odwiedziłam mój apartament. Na wszelki wypadek, założyłam krótką, nastroszoną, czarną perukę i włożyłam fałszywy brzuch ciążowy pod syntetycznie bawełnianą sukienkę. Moja skóra została mocno oblepiona makijażem. Byłam pewna, że wyglądam koszmarnie, ale musiałam zaplanować drogę ucieczki. Albo dwie. Musiałam wiedzieć, czego się spodziewać, kiedy przyjadę, jako rozpieszczona Eden Black. Boże było gorąco. Pot spływał po mnie, kiedy szłam chodnikiem. Obwiniałam EenLiego za ekstremalną temperaturę i nie miałam wątpliwości, jeśli był jednym z Meców, którzy kontrolowali pogodę. Lubili, gdy było gorąco i sucho, ale wrząca temperatura niemal mnie powaliła. Położony w tętniącym życiem centrum Nowego Dallas budynek mieszkalny, został wzmocniony chromem i kuloodpornymi szybami. Osiemdziesiąt siedem pięter. Weszłam do środka. Na każdych drzwiach znajdowały się sknery linii papilarnych. Holograficzne przewodniki. Wysoka technologia, tak jak powiedział Lucius. Wdzięczna za klimatyzację, manewrowałam przez tłum ludzi w dobrze oświetlonym, skomputeryzowanym holu i weszłam do znajdującej się najdalej windy, używanej wyłącznie do apartamentów na ostatnim piętrze. Moje dane – zarówno rzeczywiste jak i fałszywe – zostały tam zaprogramowane, a skaner łatwo zaakceptował mnie, jako osobę, za którą się podawałam. Jazda wewnątrz dekadenckiego pudełka była długa, ale gładka. Ławki pokryte satyną zajmowały odległą ścianę, a chłodziarka z serwowanymi pojedynczo winami stała obok nich. Kiedy dotarłam na szczyt, drzwi otworzyły się, a ja weszłam do świata pozbawionego umiaru. Rozglądając się wokół, wdychałam aromat skóry i bawełny, drogie towary w syntetycznym świecie, gdzie wojny obcych i ludzi zniszczyły tak wiele cennych rzeczy. Pluszowe fotele, wyściełane kanapy. Szklane stoły. Podwójne telewizyjne ekrany holograficzne. Dwa w pełni wyposażone barki. Wszystko było zabezpieczone na głos i odcisk palca.

2 Tłumaczenie: bivi_bavi Zrobiłam szybkie oględziny żeby upewnić się, że byłam sama. Byłam. Dobrze. Znalazłam dwoje ukrytych drzwi, które zainstalował Michael, upewniając się, że będą działały poprawnie. Pierwsze znajdujące się na kuchennej podłodze skrzypiały, więc je naoliwiłam. Żeby nie zdradzały złym gościom mojego położenia. Prowadziły do bezpiecznego pokoju. Drugie drzwi, otwierające się gładko, prowadziły do zjeżdżalni, która zabrałaby mnie prosto na dolną część budynku. Zauważyłam, że moje łóżko zostało pokryte niebieskim jedwabiem i wyłożone czymś przypominającym delikatne koronki. Wiedziałam, że materiał chronił i nie dopuszczał toksyn i gazów. I tak, dwoje ludzi spokojnie mogło zmieścić się w środku. Wszystko było w porządku. To jedyne, co chciałam wiedzieć. Wzięłam taksówkę na kilka mil, a później przeszłam resztę drogi do gospodarstwa, jednocześnie upewniając się, że nie byłam śledzona. Dziewczyna nigdy nie mogła być zbyt ostrożna. Agent Luc czekała na mnie. W momencie, kiedy przeszłam przez drzwi, zeskoczyła ze swojej poduszki. Ren, agent, któremu powierzyłam opiekę nad nią, warknął cięte, „Spokój psie”’ „Uważaj na swój ton,” kłapnęłam, przykucając i gładząc miękkie, czyste futro Luc. Westchnęła ucieszona. „Tęskniłaś za mną, co?” Szybko wzięłam prysznic i przebrałam się w kostium, a następnie Marko zawiózł Luc i mnie z powrotem na lotnisko, wyczekujących na odebranie. Co za długi męczący dzień, a ja wiedziałam, że od tego momentu stanie się jeszcze bardziej gorączkowy. Na szczęście mój cywilny kierowca, a raczej Claudii Chow przyjechał niedługo potem i szybko znalazłam się patrząc z za okna limuzyny. Poruszyłam się niecierpliwie na miękkim skórzanym siedzeniu. Moje zadanie, rozpoczęło się oficjalnie. Agent Luc rozłożyła się obok mnie, opierając brodę na mojej nodze. Z roztargnieniem przeczesałam jej futro i stuknęłam szpilkami o podłogę. Ta część Nowego Dallas oferowała mnóstwo widoków, większość z nich ponurych. W jednej chwili szereg drapaczy chmur i można było zobaczyć jak samochód przyspieszył; w następnej zobaczyłam szeroko otwartą przestrzeń, biegacze stepowe, karłowate drzewa.

3 Tłumaczenie: bivi_bavi Zawsze uważałam się za cierpliwą kobietę. Ale w tej chwili, wszystko we mnie krzyczało o pośpiech. Nie dlatego, że pragnęłam zobaczyć Luciusa, zapewniałam się, ale dlatego że w końcu chciałam pomóc w tej sprawie. Minęła godzina. Moje usta wykrzywiły się w grymasie, a ja znów przesunęłam się na siedzeniu. Dlaczego ambasador pozaziemskiej dobrej woli nie mieszkał bliżej lotniska? Czytałam akta Claudii Chow. Urodziła się uprzywilejowana. Wyszła za mąż młodo – za mężczyznę, który również urodził się z przywilejami. Nigdy nie zaznała chwili trudności w swoim życiu. Kiedy jej mąż żył, obydwoje cieszyli się polowaniem na zwierzęta i podróżami po świecie. Teraz spędzała czas walcząc o prawa obcych. Nie miało to dla mnie sensu, nie wydawało się pasować do jej przeszłości. Miałam tłumaczyć jej na przyjęciach, spotkaniach i innych wydarzeniach, w których będzie brała udział. Westchnęłam. Miała ranczo na obrzeżach miasta… rozległą farmę teraz widoczną na horyzoncie. Dzięki Bogu. Wyprostowałam plecy i uśmiechnęłam się nagle. Szczęśliwie. „Jesteśmy prawie na miejscu,” powiedziałam Luc, z podnieceniem ściekającym z mojego głosu. Zamrugała na mnie i polizała w rękę. Poklepałam ją między uszami. „Bądź ostrożna w pobliży ambasador. Polowała kiedyś na zwierzęta. Nadal może.” Luc ponownie mnie polizała. Ufała, że zapewnie jej bezpieczeństwo i to mi się podobało. Zwróciłam z powrotem moją uwagę na ranczo. Było czerwono białe, szerokie i rozległe, z wyszczerbionymi drewnianymi słupkami łączącymi pierwsze piętro z drugim. Uzbrojona ochrona przemierzała obrzeża własności, jak również okolice samego domu. Nie byli ludźmi. Byli czystej krwi Ell-Rollisesami, stworzeniami tak zależnymi myślowo, że mogli jedynie podążać za rozkazami swojego pana. „Musisz wykazać się całkowitą odwagą, kiedy tutaj będziesz dziewczyno.” Powiedziałam Luc. „Jeżeli ktoś zasugeruje tym strażnikom żeby cię zranili, zrobią to bez chwili zastanowienia. Więc nie wychodź na zewnątrz beze mnie.” Powiodłam ręką w dół mojego plecionego kucyka i mruknęłam, „Może powinnam była zostawić cię z Michaelem.” Nie chciałam jej skrzywdzić.

4 Tłumaczenie: bivi_bavi Miałam zostawić ją w tyle. Jednak, kiedy przeszłam przez drzwi, Luc wyskoczyła za mną, skomląc z każdym krokiem. Przypomniałam sobie wtedy jak za każdym razem Michael zostawiał mnie z tyłu w czasie misji – za każdym razem, kiedy płakałam za nim, chcąc żeby zaśpiewał mi do snu. Nie byłabym w stanie zrobić tego samego Luc. Kto mógłby wiedzieć, że zmienię się w taką breję przez psa? Polizała moją nogę. Z takim zaciętym kompanem, mogłam nie potrzebować zmodyfikowanego karabinu, tłumika i pocisków dum-dum w mojej torbie. Chociaż z nas dwóch, to ja byłam w większym niebezpieczeństwie niż Luc. Michael powiedział mi, że Ambasador Claudia Chow lubiła kolekcjonować przybyszów. Każdej rasy. „ Założę się, że nadziałaby mnie i oprawiła gdyby to było legalne.” Agent Luc podarowała mi jeszcze jedno liźnięcie. Szczerze mówiąc gardziłam ludźmi, którzy uważali przybyszów za trofea. „Ach spójrz na mojego obcego,” naśladowałam z przesadną słodyczą. I nie obchodziło mnie to, że kierowca słyszał. Byłam rozpieszczoną księżniczką. Divą. „Czyż nie jest piękny?” Moje usta zacisnęły się. Jeśli Claudia będzie traktować mnie w ten sposób… Jeden ze strażników musiał poinformować Claudie o moim przyjeździe, ponieważ w momencie, kiedy limuzyna zwolniła na długim, krętym, żwirowym zajeździe, wyszła na drewniany ganek. Przestudiowałam ją. Nosiła swoje czarne włosy w ciasnym splocie, miała idealnie nałożony makijaż, a jej długie, eleganckie ciało zostało dopasowane w konserwatywny garnitur z czarnego jedwabiu. Dałabym jej trzydzieści lat, ale wiedziałam, że właśnie skończyła czterdzieści sześć. Była atrakcyjną kobietą, która oczywiście znała swoją moc i rozkoszowała się nią. Samochód zatrzymał się, a moje drzwi zostały natychmiast otwarte. Ell-Rollis podszedł do mnie i wyciągnął rękę. „Dziękuję,” powiedziałam chłodno. Przyjmując postawę. Słodkie, klimatyzowane powietrze stało się gorące i przesiąknięte zapachem lata i koni. Mój nos zadrżał, kiedy wyszłam na zewnątrz. Ell-Rollis nie mówił. Wyszczerzył się do mnie, odsłaniając ostre jak brzytwa, żółte zęby. Uśmiech wydawał się nie na miejscu na jego podobnej do jaszczurki twarzy. Musiał dostać rozkaz, aby pozdrowić mnie powitalnym uśmiechem.

5 Tłumaczenie: bivi_bavi Agent Luc wyskoczyła i usiadła obok mnie, mój nieustannie czujny strażnik. Przynajmniej nie poszła spać. Jakby biorąc pod uwagę moje ostrzeżenie, spojrzała przezornie na Ell-Rollisa. Z absolutnym brakiem wyrazu na twarzy, Claudia zamknęła odległość między nami i mnie objeła. Na pokaz? Bardzo prawdopodobne. Nie odwzajemniłam uścisku, ale tolerowałam go. Stojąc była kilka centymetrów niższa ode mnie, co zmuszało ją do wyciągnięcia się na palcach, kiedy całowała oba moje policzki. „Witaj,” powiedziała, kulturalnym, wyrafinowanym głosem. Miała brązowe oczy, a z bliska mogłam zobaczyć piegi rozrzucone na jej nosie. „Dziękuję.” Uśmiechnęłam się słodko, bez żadnego cienia fałszu. Miałam nadzieję. „Jestem bardzo szczęśliwa, że mogę tu być.” „Niech na ciebie spojrzę,” powiedziała, uwalniając mnie i odsuwając. Jej ciemne spojrzenie dryfowało po mnie, powoli zdejmując pomiary mojego ciała w pobieżnym przeglądzie. „Tak wiele złota. To naprawdę wspaniałe.” Chcesz sprawdzić moje zęby? A może oznaczyć palce? Posłałam jej szeroki uśmiech. „Dziękuję. To miło z twojej strony.” „Czy ktoś majstrował z twoim DNA,” zapytała niewinnie, „czy może wszyscy Rakanie są tak błyszczący i złoci jak ty?” „Powiedziano mi, że wszyscy tacy jesteśmy.” „Po prostu zżera mnie zazdrość. Musisz przeglądać się w lustrze tysiąc razy dziennie.” „Tak.” Odpowiedź księżniczki. „Upewnimy się żeby nikt nie będzie próbował cię oskórować. Podejmę działania żeby cię chronić.” Poklepała mnie po policzku, tak jak ja czasami robiłam mojemu psu. „Ty i ja będziemy razem sławne, jestem tego pewna. Giles,” zawołała przez ramię. Nawet zaklaskała w dłonie. „Zabierz bagaże panny Black do żółtego pokoju.” Do mnie dodała, „Żółty będzie ładnie komponował się z twoją złotą skórą.” „Nie potrzebuję żeby moje rzeczy zostały przeniesione do żółtego pokoju. Mam mieszkanie w mieście.” „Bzdura. Chcę żebyś została tutaj. Nie ma potrzeby żebyś podróżowała w tą i z powrotem.”

6 Tłumaczenie: bivi_bavi O nie, nie. „Wolę pozostać we własnym miejscu. To jeden z powodów, dla których przeprowadziłam się od ojca.” Brązowe spojrzenie Claudii stało się ostrzejsze, a ona przysunęła się do mnie w subtelnej pozie mówiącej ja-tu-żądze. „Wolę mieć cię tutaj. Oczywiście z psem. Jest również mile widziane żeby został, będzie miał tu więcej miejsca do biegania i zabawy. „Przepraszam, ale muszę nalegać –” „A ja muszę nalegać żebyś została.” Jej oczy zalśniły z determinacji. „To nie była część naszej umowy,” powiedziałam, starając się utrzymać mój spokój. Powinnam dostać szału? „Chciałabym teraz żeby to była część naszej umowy. Jeśli to problem…” Wtedy znajdzie innego tłumacza. Straciłabym moją przykrywkę. Dlaczego tak naciskała żebym została? Zastanawiałam się, zaciskając pięści. Jednak, zazgrzytałam zębami i nie zaoferowałam kolejnego argumentu. Oglądanie mieszkania, oliwienie sekretnych drzwi, poszło na nic. Świetnie. „Żółty pokój brzmi cudownie.” W momencie, kiedy przemówiłam, jej wyraz twarzy złagodniał i uśmiechnęła się radośnie. Jej zęby były białe, idealnie proste. „Wspaniale. Wiedziałam, że się dogadamy. Giles,” zawołała ponownie. Pojawił się za nią odziany w frak Genesi. Jego rasa posiadała pomarszczoną szarą skórę, która tonęła w warstwach. Zabiłam raz Genesi. Kobietę. Kiedy ze mną walczyła emitowała jakiś rodzaj szumiącej energii, która brzęczała jak dzwony. Te dzwony przybrały na sile, prawie rozsadzając moje bębenki zanim ją wykończyłam. Nie patrząc na mnie, Genesi przeszedł sztywno obok do samochodu, podnosząc moje torby, a następnie obrócił się na pięcie. Pozwoliłam na to bez protestu. Większość mojej broni została bezpiecznie schowana w przyborach codziennego użytku. Nawet, jeśli przeszukiwałby moje rzeczy przez wiele godzin, nigdy nie znalazłby nic niezwykłego. „A teraz opowiedz mi o swoim przyjacielu,” powiedziała ambasador wskazując na psa. „Jak się wabi?” „Ma na imię Luc. Jest nieufna wobec mężczyzn,” dodałam klepiąc ją po głowie, „ więc najlepiej będzie jeśli twoja męska część służby zostawi ją w spokoju.”

7 Tłumaczenie: bivi_bavi „Uważam, że to wspaniałe, iż masz ziemskiego towarzysza.” Twarz ambasador Chow pokryła się odrobiną smutku. „Mój towarzysz odszedł. Zabrał go wirus.” Nie wspomniałam, że sama urodziłam się na ziemi. „Przykro mi z powodu twojej straty.” Machnęła ręką w powietrzu, zmuszając się do uśmiechu. „To było dawno temu. Jesteś może spragniona moja droga? Na pewno jesteś,” odpowiedziała za mnie. „Chodźmy w zacisze pokoju dziennego. Weźmiemy lemoniadę i poznamy się lepiej.” Z Luc człapiącą przy moim boku podążyłam za ambasador, przespacerowałam niecierpliwie w mojej dopasowanej spódnicy do połowy łydki, marszczącej się przy każdym ruchu. Chłodne powietrze poraziło mnie, posyłając dreszcz przez moje ubranie na zbyt ciepłą skórę. Zdałam sobie sprawę, że przegrzał mnie ten krótki pobyt na słońcu. Zamrugałam na czerwono złote plamy i przestudiowałam mój nowy, tymczasowy dom. Tak, wyglądał na komfortowy. Ale… ponownie zwinęłam dłonie w pięści. Chciałam moje mieszkanie. Gdy skierowaliśmy się w dół długiego korytarza, jedną z pierwszych rzeczy, które zauważyłam były głowy zwierząt dekorujące niektóre ze ścian. Jeleń, kojot i dzikie świnie, wszystkie należały do gatunków zagrożonych i były nielegalne w posiadaniu bądź zabijaniu. Spodziewałam się czegoś innego po eleganckiej Claudii Chow. Wiedziałam, że polowała na zwierzęta, co było teraz zabronione bez pozwolenia rządu, ale myślałam… Sama nie wiem, co myślałam. Spojrzała na mnie przez ramię. „Co sądzisz o moim domu?” Postanowiłam na szczerość. W ten sposób było mniej skomplikowanie. „Zwierzęce głowy przyprawiają mnie o gęsią skórkę.” „Naprawdę?” Zmarszczyła brwi, z jej oczu wylewało się prawdziwe zaskoczenie. „Prawie wszyscy twoi ludzie wydawali się nimi cieszyć.” Moi ludzie? Miała na myśli Rakan czy wszystkich przybyszów? Tak czy inaczej, nie wydawało się, że jest to coś, co Ambasador pozaziemskiej dobrej woli powinna powiedzieć. W końcu weszliśmy do środka salonu, pokoju szczycącego się zwierzęcymi czaszkami i ptasimi piórami. Pomiędzy fragmentami zwłok znajdowały się koronkowe serwetki i wazony wypełnione kwiatami. Mój Boże. To musiało być piekło.

8 Tłumaczenie: bivi_bavi Ukrywając grymas poczekałam aż Claudia usiadła w kwiecistym fotelu zanim zajęłam różaną kanapę naprzeciwko niej. Luc usiadł u moich stóp, wciąż czujna. Pomiędzy Claudią, a mną znajdował się mały, walcowaty stolik zawalony ciasteczkami i lemoniadą. Z wyjątkiem martwych zwierząt, scena przypominała mi historyczną sztukę. Być może ze starego filmu, z damami i dżentelmenami, dobrym wychowaniem. Podejrzewałam, że Claudia celowo ukształtowała taki obraz. Żeby zrelaksować swoich gości? Rozbroić ich? Jako wspaniała gospodyni, nalała mi szklankę cierpkiej lemoniady, a ja napiłam się niepewnie. Nienawidziłam wszystkiego, co kwaśne, a to okazało się całkowicie pozbawione słodyczy, którą preferowałam. „Martha,” powiedziała, „proszę przynieś Luc miskę wody.”Wydając polecenie, Claudia zaoferowała mi ciasteczko. Chętnie przyjęłam. Przynajmniej to posiadało jakiś cukier. Gdybym mogła mieć tylko jedną żywność na całym świecie, byłoby nim właśnie to. Czysty, granulowany cukier. Skubnęłam krawędź ciastka i westchnęłam z zadowolenia. „Nie jestem pewna, co powiedziano ci o twoich obowiązkach,” powiedziała, „ale wszystko czego od ciebie oczekuję, to obecność na każdym politycznym i społecznym przyjęciu w którym będę brała udział, towarzyszenie mi podczas wizyty przybyszów chcących ze mną porozmawiać o swoich problemach i wątpliwościach, a także interpretowanie wszystkich połączeń które otrzymam.” To wszystko, co? „Mój ostatni tłumacz mówił tylko sześcioma językami, więc obcy często opuszczali mnie sfrustrowani, że nie mogą się ze mną porozumieć. Twój ojciec wspomniał, że ty mówisz dwudziestoma siedmioma.” W jej głosie można było wyłapać dźwięk niedowierzania. „Zapewniam cię, iż nie przesadzał.” Zaskoczenie zaświeciło nad jej wyrafinowanymi rysami twarzy, jakby spodziewała się, że zaprzeczę. „Jak ci się udało nauczyć tak wielu?” Służąca weszła z miską wody dla Luc. Dziewczyna była przybyszką, Brin Tio Chi, rasą ciemną jak mokka i poruszającą się z płynną gracją, praktycznie płynącą. Postawiła miskę przed Luc i oddaliła się jak sen, jej biała szata unosiła się na kostkach. Pies napił się łapczywie.

9 Tłumaczenie: bivi_bavi „Mój opiekun powiedział mi kiedyś, że Rakanie mają sympatię do języków. Że każdy z naszego rodzaju wydaje się ich uczyć tak łatwo jak ludzkie dzieci alfabetu.” „To świetnie.” Uśmiechając się, Claudia złożyła ręce. „ Dziś wieczorem odbędzie się przyjęcie, na którym będziemy uczestniczyć, a ja oczekuję tam obecności wielu różnych ras obcych. Niektórzy z nich nie opanowali jeszcze angielskiego, więc będziesz musiała dla mnie tłumaczyć.” Przyjęcie. Nie mogłam się doczekać. „To dla mnie przyjemność.” Westchnęła. „Musisz o mnie wiedzieć, że zawsze mieszam interesy z przyjemnością. Oczekuję, iż wielu przybyszów podejdzie dzisiaj do mnie ze swoimi problemami. Wiedzą, że mogą do mnie przyjść zawsze i wszędzie.” Moja głowa przechyliła się na bok. „Jakiego rodzaju problemy?” „W większości dyskryminacja. Ludzie często uważają się za lepszych od swoich pozaziemskich odpowiedników – i są zazdrośni, kiedy ktoś, kto ich zdaniem jest niegodny posiada pieniądze i władzę. Wtedy właśnie wkraczam ja. Upewniam się, że potrzeby obcych są reprezentowane w Senacie. Ładna mowa. Wyćwiczona? Czy prawdziwa? „Kiedy Yson – mój mąż – żył, podróżowaliśmy po świecie i byliśmy świadkami wielu okrucieństw wobec przybyszów. Obiecaliśmy zrobić wszystko, co w naszej mocy żeby pomóc.” Jej twarz zalśniła smutkiem „ Wtedy przybyli Zi Karas przynosząc tą straszliwą zarazę, która zabiła tak wielu ludzi i zwierząt. Yson był jednym z pierwszych, którzy umarli, zostawiając mnie żebym pomagała na własną ręke.” „Myślałam, że sprawiłoby to, że znienawidziłabyś wszystkich obcych.” Wypowiedziałam słowa, jako obserwację, refleksję. Naturalnie. Ale obserwowałam jej wyraz twarzy w skupieniu. Drobne linie wokół oczu wydawały się pogłębić. „Przez pewien czas tak, nienawidziłam ich. Ale Yson nie chciałby żebym żywiła taką nienawiść. Chciałby żebym dotrzymała przysięgi. I tak zrobiłam.” Machnęła ręką w powietrzu. „Wystarczy tych smutków. Porozmawiajmy o czymś weselszym.” Co za łamigłówką była – łamigłówką, którą planowałam rozwiązać. Czy części będą do siebie pasowały w niewinny czy zdradziecki sposób , nie wiedziałam. Wiedziałam tylko, że

1 0 Tłumaczenie: bivi_bavi muszę trzymać się przy niej na baczności. Michael wydawał się jej ufać (trochę), ale ja nie mogłam. Jeszcze nie. Rozmawialiśmy jeszcze przez kilka minut o pogodzie, o moich preferencjach żywieniowych i nawykach dotyczących snu. „Dlaczego nie pójdziesz na górę,” powiedziała. „Możesz się rozpakować albo odpocząć lub cokolwiek potrzebujesz zrobić przed przyjęciem.” „Gdzie się ono odbędzie?” zapytałam, nie mogąc utrzymać podniecenia w moim tonie. Znałam już odpowiedź. „W posiadłości Jonathana Parkera. Jest bogaty i wpływowy, dobrze mieć go po swojej stronie.” Urwała uśmiechając się. „Nalegał, absolutnie podkreślał żebyśmy były obecne.” Odwzajemniłam jej uśmiech jednym z moich własnych. „Nie mogę się doczekać, kiedy go spotkam.” I naprawdę nie mogłam. Boże, nie mogłam.