mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony367 821
  • Obserwuję282
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań288 234

Showalter Gena - Łowcy Obcych 2 - Zniewól mnie słodko - Rozdział 16

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :79.4 KB
Rozszerzenie:pdf

Showalter Gena - Łowcy Obcych 2 - Zniewól mnie słodko - Rozdział 16.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 39 osób, 39 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 7 z dostępnych 7 stron)

1 Tłumaczenie: bivi_bavi Rozdział 16 Następnego ranka moje ciało pulsowało ze zmysłowych wspomnień, kpiąc z moich postanowień. Światło słoneczne wlewało się przez delikatne żółto-białe zasłony, kiedy leżałam w łóżku. Przez dłuższy czas wchłaniałam utrzymujący się zapach Luciusa i pozwalałam pieścić się miękkości prześcieradeł. Moja skóra wydawała się zbyt wrażliwa, moje uda posiniaczone, a ja wciąż emitowałam charakterystyczny zapach miodu. „Jesteś agentem, Eden Black. Nie zapominaj o tym ponownie. Ostatnia noc nie ma znaczenia. Pamiętasz?” Jeśli to konieczne dla przypomnienia powtarzałabym to sobie tysiąc razy. Agenci, którzy angażowali się emocjonalnie łatwo się rozpraszali (trafny przykład) i stale narażali swoje misje na ryzyko. Michael nie miał na to zasady, ponieważ wiedział, że zakazy często stają się obsesją. Wciąż jednak wszyscy znaliśmy rzeczywistość relacji między agentami. Zmusiłam się żeby wyjść z łóżka. Zabrałam Luc na spacer, nakarmiłam ją, a następnie szybko wykąpałam pod natryskiem suchego enzymu. Przypięłam swój arsenał i ubrałam się w wąskie czarne spodnie i biały jedwabny top. Ostrym krokiem podeszłam do mojego laptopa, który został umieszczony na marmurowej toaletce w obszarze dziennym mojej sypialni. Kiedy uruchomiłam niebieski, galaretowato podobny ekran holograficzny, Luc podreptała do mnie więc podrapałam ją po głowie. Wiadomość od Colina pojawiła się w ciągu kilku sekund, a ja prawie podskoczyłam z przejęcia, gdy krystalizowały się słowa. Nareszcie! „Przepraszam za opóźnienie. Byłem poza miastem. Małe rozbłyski zwykle nie mają wpływu i zasadniczo są niewykrywalne,” czytałam. „Duże rozbłyski natomiast tworzą zorze. A pod odpowiednim kątem mogą sięgać w dół i tworzyć burzę geometryczną, która potrafi zakłócić ziemskie pole magnetyczne. Jeśli tak się stanie, radia, telewizory, telefony komórkowe, łączność samolotów, w zasadzie wszystko związane z polem magnetycznym może zostać uszkodzone. Przypuszczam, że w teorii istota bądź obiekt mogłaby być molekularnie transportowana wewnątrz innego rozbłysku słonecznego, – jeśli miałaby na sobie swego rodzaju urządzenia magnetyczne. O ile mi wiadomo, jeszcze tego nie dokonano. Czy to pomogło, czy może potrzebujesz więcej? Colin. P.S. Wyjdźmy niedługo na kolację. Tęsknie za tobą.” Przetańczył przeze mnie dreszczyk zadowolenia. Miałam rację. Moje usta wykrzywiły się w uśmiechu. Miałam rację! Śmiejąc się, odpisałam, „Pomogło. Dziękuję. Mógłbyś dać mi przykłady urządzeń magnetycznych, które działałyby najlepiej? Eden. P.S. Żadnej kolacji. Jesteś dobrym przyjacielem, ale okropnym chłopakiem.” Zabrzmiało pukanie do drzwi.

2 Tłumaczenie: bivi_bavi Szybko wyłączyłam komputer i przespacerowałam do grubego wiśniowego wejścia. Przespacerowałam? Tak, miałam wiosnę w krokach, której nie byłam w stanie zaprzeczyć. Nie mogłam się doczekać, aby poczęstować Luciusa tymi informacjami – i wygrać konkurencję słonecznych rozbłysków. Po odkręceniu dodatkowych cylindrów, które umieściłam w zamku, otworzyłam drzwi. „Tak?” powiedziałam do kobiety przede mną. Albo raczej do śnieżno białych, cudownie pachnących orchidei. Nie, nie śnieżno białych, zdałam sobie sprawę po chwili. Płatki zostały obsypane drobinkami złota. "Przyszły do ciebie,” miękki, śpiewny głos powiedział łamaną angielszczyzną. Kiedy oglądałam storczyki, wystąpiła we mnie bardzo kobieca reakcja. Stopiłam się. Moje kości dosłowni rozpłynęły się, a mięśnie zmieniły w papkę. Zanim jednak wzięłam je od niej usunęłam i przeczytałam karteczkę. Dziękuję za ostatnią noc. Zacisnęłam usta żeby powstrzymać się od grymasu – albo uśmiechu, nie byłam pewna. Lucius, znalazł sposób, aby utrzymać to w obrębach misji. Każdy kto czytał karteczkę będzie myślał „tajemniczy wielbiciel,” ale ja wiedziałam. „Dziękuję,” powiedziałam kobiecie i chwyciłam ciężką kryształową wazę. Próbowałam zamknąć drzwi nogą. Musiałam wyłączyć automatyczny czujnik. „Poczekaj,” powiedziała. Była Agamenką. Niezbyt atrakcyjna według ludzkich standardów z powodu małych rogów wystających z czaszki – rogów, które produkowały truciznę, kiedy Agnamen był wystraszony – ale jej oczy były czyste jak płynne srebro i bardzo ładne. „Jest więcej.” Położyłam kwiaty na pobliskim stole i odwróciłam z powrotem do niej. Walczyłam tylko z jednym Agnamenem na przestrzeni lat. Wbił mi się w żołądek i spędziłam sześć tygodni na odnowie po toksycznych płynach, które zaatakowały moje ciało. Schyliła się i podniosła kolejny wazon, ten wypełniony był krwistoczerwonymi różami. „Te również przyszły do ciebie.” Ponownie przeczytałam karteczkę zanim wzięłam kwiaty. Przykro mi, z powodu twojego zdenerwowania wczorajszej nocy. Jonathan. Jedyną reakcją, jaką doznałam wobec tego prezentu była satysfakcja po dobrze wykonanym zadaniu. „Dzięki,” powiedziałam, zabierając róże i kładąc je za orchideami. „Ambasador chciałaby z tobą porozmawiać w oficjalnej jadalni.”

3 Tłumaczenie: bivi_bavi Pomasowałam karki i stłumiłam westchnienie. Chciałam zadzwonić do Luciusa i powiedzieć mu, czego się dowiedziałam. Teraz nie będzie na to czasu. „Potrzebuję chwilki.” Nie zaprzątając sobie głowy zamykaniem drzwi, przetrząsnęłam torbę szukając pasującej pary butów. Otwartych czarnych szpilek. Moje stopy natychmiast zaczęły krzyczeć w proteście, ale i tak zapięłam narzędzie tortur. Do Agnamenki powiedziałam, „Proszę, wskaż mi drogę,” mówiąc w jej własnym języku. Zamrugała na mnie ze zdziwieniem, a następnie powoli się uśmiechnęła, odsłaniając ostre szare zęby. „Chodź.” Im dalej eleganckiego holu i krętych schodów, tym mocniejszy stawał się zapach kawy. Starałam się nie skrzywić; naprawdę nienawidziłam tego zapachu. Nie mogłam pojąć jak ludzie mogą pić kawę. Była tak gorzka. Jeśli to zależałoby ode mnie, przygotowywane byłoby jedynie jedzenie i picie o słodkim zapachu. W końcu dotarłyśmy do naszego celu, jadalni z antycznym stołem z wiśniowego drewna, ławkami zamiast krzeseł i zdjęciami słoneczników na ścianach. Żadnych zwierzęcych głów. Ambasador siedziała przy stole, który wypełniony był po brzegi jedzeniem. Jej czarne włosy zostały odgarnięte do tyłu w kolejnym ciężkim splocie, a ona miała na sobie poważny czarny kostium. „Siadaj, siadaj,” powiedziała kiedy mnie dostrzegła, machając na krzesło naprzeciwko niej. Zrobiłam jak poprosiła. Spojrzała na mnie spod zmarszczonych brwi. „Eden kochanie wyglądasz na zmęczoną. Wciąż martwisz się przyjęciem?” „Troszeczkę,” skłamałam. „Więc przestań natychmiast. Mówiłam ci, że rozmawiałam z Jonathanem, a on zapewnił mnie, iż będzie pilnował twojego bezpieczeństwa, jak również i Huntera.” „Dziękuję. Byłaś wspaniała w tej całej sprawie.” „Mówiąc o wspaniałościach,” powiedziała, wąchając powietrze. „ Jakiż to niebiański zapach masz na sobie?” Czując gorące różowe koła konsumujące moje policzki, poruszyłam się niespokojnie na siedzeniu. „Ja, uh, nie noszę perfum.” Jej czoło zmarszczyło się ze zmieszania. „Musisz. Pachniesz. W dobry sposób,” zaczęła mnie zapewniać. „Jak miód.”

4 Tłumaczenie: bivi_bavi „Nie. To nie perfumy.” „Och. Cóż. Może to jedzenie.” Ogarnęła dłonią bufet wyborów. „Jesteś głodna?” „Troszeczkę.” Napełniłam mój talerz tostami i jajkami. Była tam miseczka z cukrem, prawdopodobnie do herbaty, ale posypałam kilkoma łyżeczkami moje jedzenie. Wszystko smakowało lepiej z cukrem. Wszystko z wyjątkiem tych jajek, uświadomiłam sobie po pierwszym gryzie. Zawierały tyle soli, aby wypełnić ocean i nawet cukier nie mógł tego zamaskować. Udało mi się przełknąć kilka kęsów zanim odsunęłam talerz. Claudia skubnęła kawałek grzanki. „Dostałaś kwiaty, które przysłał Jonathan? Myślę, że wysłał i róże i orchidee. Czuł się okropnie przez to, co się stało.” Lucius upierał się żebym znalazła sposób, aby pobyć dziś z Jonathanem, więc powiedziałam „Chciałabym mu podziękować osobiście, jeśli mogę.” Claudia rozpromieniła się i upuściła tost na talerz. „To wspaniały pomysł. Zaraz do niego zadzwonię i zobaczę czy znajdzie dla nas czas.” Klasnęła w ręce i zawołała, „Martha. Proszę przynieś mi telefon.” Kilka sekund później Marta wpłynęła do pokoju niosąc srebrną tacę. Czarny aparat telefoniczny i odbiornik spoczywały na niej. Claudia zamocowała słuchawkę w miejscu i powiedziała, „Jonathan Parker.” Przerwa. Uśmiechnęła się. „Jonathan. Tu Claudia Chow. Eden Black i ja chciałybyśmy się z tobą zobaczyć–” Jej usta zacisnęły się i powstała kolejna przerwa. Ta była dłuższa. „Nie. Chcemy zobaczyć się z tobą, a nie z tobą i Hunterem.” „Spotkam się z obydwoma,” wyrzuciłam. Zamrugała na mnie z zakłopotaniem. „Ale… ale…” „Jestem chętna się z tym uporać.” Musiałam uważać z swoim zapałem. „Jonathan,” powiedziała w mikrofon. „Zmieniałam zdanie. Spotkamy się z tobą i Hunterem.” Przerwa. „Tak. Dziękuję. Do tego czasu.” Rzuciła urządzenie z powrotem na tacę, a Martha wypłynęła z pokoju z gracją, z którą do niego weszła. „Spotkamy się z nimi po południu, po moich porannych rundach.” „Doskonale. Dziękuję.” Jej „rundy” jak się okazało, składała się z domokrążnych świątecznych pogaduszek w rezydencjach przybyszów. Spędziłam kolejne cztery godziny tłumacząc rozmowy na temat

5 Tłumaczenie: bivi_bavi opieki zdrowotnej, dentystycznej i walucie Ziemi, gdy Claudia Chow odwiedzała swoich wyborców. Muszę przyznać, że jej troska o obcych w Nowym Dallas zrobiła na mnie wrażenie. W końcu znalazłyśmy się w środku limuzyny i udałyśmy się do domu Jonathana – moment, na który czekałam. Rozkoszowałam się zieloną okolicą, wzgórzami po jednej stronie i równinami po drugiej, przemykającymi za oknem. „Czuję, że nie podziękowałam wystarczająco, Claudia, za obronę w mojej sprawie. Naprawdę walczysz dla przybyszów i pochwalam cię.” Jej policzki zaczerwieniły się z przyjemności. „Robię, co mogę.” „Będę szczera,” powiedziałam, stawiając jej czoła. „Nie jesteś tym, czego się spodziewałam.” Zmarszczyła brwi. „A czego się spodziewałaś?” „Kogoś, kto widzi obcych, jako nagrodę, ale naprawdę o nich nie dba.” „Obcy to również ludzie.” „Tak. To prawda. Ale nie każdy to sobie uświadamia.” Pochyliła się i wyszeptała, „Zastanawiałam się nad randką z Tarenem, tym, który spędził kilka tygodni w więzieniu A.I.R za kradzież sukienki. Przy kilku okazjach pytał mnie o wyjście, ale zawsze mu odmawiałam. Jakaś” – odkaszlnęła – „rada dla mnie?” Nie mogłam wyobrazić sobie Claudii z kotem, którymi byli Tareni. Chodzili i mówili jak ludzie, ale ich skóra połatana była futrem, a ich języki szorstkie. Niektórzy mogli przechodzić przez ściany. Tropiłam kilku przez te lata i widziałam jak to robili. „Rada?” Nie byłam dziewczyną, która udziela miłosnych porad. „Hmm. Cóż. Sądzę, że musisz traktować go tak jak traktujesz ludzi. I głaszcz go często. Tareni to lubią.” Skinęła głową, z zaabsorbowanym wyrazem twarzy jakby wygrzewała się w każdym moim słowie. „Głaskać go. Tak. Dobry pomysł.” „Nie wiem co mam ci jeszcze powiedzieć,” przyznałam. „Sama nigdy nie spotykałam się z Tarenem.” Porad na temat ich uśmiercania mogłam jej darować. Na szczęście nasz samochód zwolnił przy wysokiej żelaznej bramie posesji Jonathana, skutecznie kończąc naszą rozmowę. Widziałam wysoki dwór, białe cegły i poszarpane szczyty. Trawnik został doskonale utrzymany, ale trawa była rzadka. Moje serce przyspieszyło – nie ze

6 Tłumaczenie: bivi_bavi strachu, ale z oczekiwania. Nawet teraz Lucius czeka wewnątrz, gotów do popchnięcia dalej naszej ofiary. Zauważyłam, że kilku ubranych na czarno strażników obsadzało zewnętrzne ściany, z półautomatycznymi karabinami ogniowymi przytwierdzonymi do swoich boków. Interesujące. Jonathan miał dzisiaj ludzkich strażników, a nie obcych. Gdy samochód zaparkował przed wejściem, wyszłyśmy na popołudniowy żar, przespacerowałyśmy się przez most i weszłyśmy w chłód domu. Francuskie drzwi były już otwarte, jak ramiona zapraszające do środka. W końcu nas oczekiwano. Mój wzrok zderzył się z wzrokiem jednego ze strażników stojących przy boku drzwi. Kolejny człowiek. Jego oczy rozszerzyły się z… podziwu? Chciwości? Zrobił nieproszony krok ku mnie, sięgnął nawet ręką żeby mnie dotknąć, ale starszy mężczyzna ubrany w czarny garnitur przeprowadził Claudie i mnie obok niego. Jego ręka opadła do boku. Zaprowadzono nas prosto do biura Jonathana, tego samego biura, które on i Claudia zajmowali ostatniej nocy. Był tam Lucius i siedział na krwistoczerwonym krześle, a jego nogi spoczywały na otomanie ze sztucznego futra. Obserwował mnie przez zwężone oczy, z ustami twardymi i nieustępliwymi. Udawałam, że go ignoruję, ale każda komórka mojego ciał krzyczała w świadomości. „Dziękuję za kwiaty,” powiedziałam Jonathanowi. „ I za to, że zgodziłeś się z nami spotkać.” Mięsień drgną na skroni Luciusa. „Cała przyjemność po mojej stronie.” Jonathan, siedząc za biurkiem skinął Claudii i mnie żebyśmy zajęły zieloną kanapę naprzeciwko Luciusa. Zauważyłam, że miał rozciętą wargę. „Cieszę się z twojego przyjścia,” powiedział Jonathan, swoim kulturalnym, bardzo gładkim barytonem. Obserwował mnie, ale nie czułam, żeby jego wzrok wwierca się we mnie tak jak Luciusa, piętnując mnie, sprawiając, że byłam obolała. „To było dla mnie trudne.” Rzuciłam ponurym spojrzenie na Luciusa. To był jedyny sposób żebym mogła mu się przyjrzeć. Szkła kontaktowe, które założył sprawiły, że jego oczy stały się tak ciemne jak środek nocy, bezgwiezdne niebo, ale znajdowały się wewnątrz nich również iskry, których nigdy nie widziałam. Miał siniaka na lewym policzku. Ci dwaj mężczyźni walczyli? „Pragnę rozwiązać ten problem.” „Tak jak my.” Jonatan skinął na Luciusa w cichym przyzwoleniu.

7 Tłumaczenie: bivi_bavi „Nigdy bym cię nie skrzywdził,” powiedział do mnie Lucius, odzywając się pierwszy raz od kiedy weszłam. Jego szorstki głos obmywał mnie w zmysłowych falach. „Naprawdę? Wytaszczyłeś mnie z ulicy. Zamknąłeś w swoim domu. Wczoraj zaciągnąłeś mnie na parkiet i nie chciałeś puścić.” „Przepraszam za tamto.” Nie brzmiał na skruszonego. W rzeczywistość, rzucał na mnie pożądliwe spojrzenia. „Byłem… opętany, widząc cię ponownie. Ale musisz przyznać, że cię nie skrzywdziłem.” Zacisnęłam wargi, nie przyznając nic. „Wszyscy jesteśmy cywilizowanymi ludźmi,” powiedział Jonathan. „ I zapewniam cię, że Hunter nauczył się swojej lekcji.” „Chciałabym ci wierzyć.” Zmusiłam swoje oczy, aby napełniły się łzami. „Naprawdę, ale czy nie widzisz sposobu, w jaki on na mnie patrzy? On nie żałuje. Nie tak naprawdę.” Nie mogłam zaakceptować przeprosin Huntera, albo zapewnień Jonathana, ponieważ na tym etapie miało zostać ustawione moje porwanie. Musiało to wyglądać jakby Hunter nie mógł zdobyć moich uczuć przy pomocy konwencjonalnych środków. Później, kiedy wyjdę, będzie mógł porozmawiać z Jonathanem na temat mojego „kupna”. Jonathan porozmawia z EenLim. A następnie EenLi po mnie przyjdzie. Kiedy tylko odkryję, jakie urządzenie magnetyczne wykorzystuje EenLi do transportu swojego „bydła”, będę miała tą przyjemność zlikwidowania go. Ach, życie nagle wydawało się piękne. „Myślę… Myślę że potrzebuję chwili samotności,” powiedziałam. Umieściłam drżącą rękę na sercu. Byłam pewna, że Lucius przeszukał już dom, ale chciałam zrobić swoje własne przeszukanie. Mógł coś przegapić. Jeśli były tu jakieś informacje o EenLim, uprowadzonych, portalach lub też rozbłyskach słonecznych chciałam to wiedzieć.”Czy mogę wyjść?” „Jeśli potrzebujesz świeżego powietrza, w dole korytarza jest weranda. Wystarczy że skręcisz w prawo,” powiedział Jonathan. „Nie będę tam zbyt długo.” Wiedziałam, że Lucius odciągnąłby ich gdybym nie wróciła na czas. To będzie zabawne.