1 Tłumaczenie: bivi_bavi
Rozdział 19
Dwa dni minęły bez żadnej próby uprowadzenia. Dwa wypełnione niepokojem dni.
Spędziłam je na towarzyszeniu ambasador w jej rundach, tłumacząc czcze paplaniny i
bardziej szczegółowe rozmowy na temat dyskryminacji, jednocześnie przywołując beztroską
fasadę. Luciusa widziałam tylko raz, na przyjęciu urządzonym przez znajomego, jednego z
przyjaciół ambasador. Pozostawał w bezpiecznej odległości ode mnie, ale obserwował mnie
przez cały wieczór.
Jego wzrok wydawał się żyjącą istotą, przypominając mi o sposobie, w jaki mnie
całował i pieścił, w jaki doprowadził mnie do szczytu tak wiele razy. Zmusiłam się żeby go
ignorować, żeby myśleć tylko o sprawię.
Następnego dnia, otrzymałam kolejną wiadomość od Colina i użyłam komórki, którą
przyniósł mi Lucius żeby mu ją przeczytać. Rozmowa była krótka i słodka.
„Mam znajomego, który pracuje nad rozbłyskami, a on powiedział mi, że zaczął
eksperymentować z małymi, nieożywionymi przedmiotami, żeby dowiedzieć się, jakiego rodzaju
urządzenia magnetyczne najbardziej sprzyjają molekularnemu przeniesieniu w rozbłysk. Na
razie nie miał jednak szczęścia.”
Jego frustracja trzeszczała na linii. „Obecnie liczyłem na więcej.”
„Wiem. Ale wspomniał też, że małe, cząsteczki oparte na magnesie działają najlepiej.
Oferują fotograficzną modulację magnetyzacji, mogą przechowywać dane i zapewniają
magnetyczną tarczę i naprowadzenie. A w przeciwieństwie do magnesów na bazie metali, mogą
być złożone w cienki, przezroczysty film albo nawet wprowadzone w inny obiekt.”
„Tak, tylko czy coś tak małego może wytworzyć wystarczającą ilość energii, aby
przetransportować ciało przez kosmos?”
„Zapytam.”
„Daj mi znać, jeśli dowiedz się czegoś więcej.”
I to był koniec naszej rozmowy.
Rozłączyłam się i położyłam na łóżku, skąpana w świetle księżyca. Agent Luc spała już
w łazience. Nie chciałam ryzykować żeby została ranna, kiedy mnie zabiorą. Tylko kiedy mnie
zabiorą? Nienawidziłam czekania.
2 Tłumaczenie: bivi_bavi
Świerszcze nuciły leniwą melodię, a chłodna, pachnąca rosą bryza wpływała przez
otwarte okno. Ułatwiałam to porywaczom. Byłam jednak również przygotowana. Założyłam
srebrne spodnie od piżamy i wiązany srebrny top. Nie ograniczały moich ruchów, ale ciężko było
je zdjąć. Oczywiście, miałam na sobie również dwa noże – jeden na krzyżu, a drugi po
wewnętrznej stronie uda. Moja spinka do włosów była zbyt niewłaściwa do łóżka, tak samo jak
bransoletka na kostkę. Część mnie spodziewała się, że w każdej chwili przybędzie Lucius, ale
mówił prawdę i nie składał wizyt.
Spojrzałam w górę na sklepienie sufitu. Mężczyźni! Kto ich rozumie? Na pewno nie ja.
Cóż, to nie była prawda. Kiedyś myślałam, że ich rozumiem. Potrzebowali seksu, jedzenia i wody
do przetrwania, a każde ich działanie polegało na ogólnej potrzebie zdobycia pozycji. Lucius
był… inny.
Ciężko pracował, w nagrodę zachowując swoje myśli. Robił wszystko, co konieczne do
osiągnięcia sukcesu, pomimo swoich własnych potrzeb i pragnień. Szanowałam go. Był
najlepszym agentem, z jakim zdarzyło mi się spotkać. Partnerem, którego nie chciałam, ale nie
mogłam zaprzeczyć, że stał się najlepszą rzeczą w całej tej sprawie.
Gdybym nie była tak pogrążona w swoich myślach, nigdy nie zostałabym złapana tak
bezmyślnie. Z ciemności wystrzeliła dłoń, zaciskając mi nos. Na początku zawładnęła mną
panika i instynktownie chwyciłam za rękę próbując ją odepchnąć. Nawet otworzyłam usta żeby
zaczerpnąć oddech. Mężczyzna, kimkolwiek był, wlał mi cierpki płyn do gardła w momencie,
kiedy rozchyliłam wargi. Próbowałam go wypluć, ale przykrył zarówno mój nos jak i usta,
zmuszając do przełknięcia.
„Właśnie tak,” powiedział, jego głos był niski i kojący. Nie rozpoznałam go. „Teraz
zaśniesz,” dodał łagodnie. „Nie skrzywdzimy cię.”
W końcu przybyli ludzie EenLiego.
Niemal się roześmiałam poprzez moją blaknącą panikę. „Co mi podałeś? Truciznę?”
domagałam się od mojego napastnika, jak każda zdrowa na umyśle kobieta. Kopnęłam go i jak
przystało na małą przestraszoną kobietkę, uciekłam w kierunku zagłówka.
Jego twarz przysłaniała czarna maska, ale nie mógł ukryć siły i rozmiaru swojego ciała.
Jedynie odrobinę niższy od Luciusa, wypełniał groźnie swój czarny wojskowy mundur. „Dałem ci
opium, żeby pomógł ci zasnąć.” Powiedział. „Nie chcemy cię zabić, obiecuję.”
To pokazywało jak dużo wie o Rakanach. Ani jednej cholernej rzeczy. Byłam
niewrażliwa na opium i większość innych ludzkich narkotyków. Miałby więcej szczęścia z
wiekową szkocką, albo bogatą brandy.
3 Tłumaczenie: bivi_bavi
„Będę krzyczeć,” powiedziałam, czyniąc z moich słów bełkot.
Zaśmiał się. „Krzykami nic nie zdziałasz, dziewczynko. Innych w domu także
odurzyliśmy. Prześpią całą noc.”
„Ty… draniu.” Jednak udałam zrelaksowanie, a po chwili, udzieliłam klasycznie występu
utraty przytomności. Wbrew temu, co mówił Lucius, moje aktorstwo nie ssało, dziękuję bardzo.
Ludzie EenLiego zgodzili się ze mną. „To było łatwe,” powiedział jeden z nich.
Jednak gdyby mężczyźni postanowili mnie zgwałcić, oprzytomniałabym w cudowny
sposób i pokazałabym im jak mogę być słodka. Istniało kilka rzeczy, których nie zrobiłabym dla
swojej pracy.
Zaszokował mnie, delikatnie całując w czoło, niewinnie przyciskając usta do mojej
skóry. Może nie powinnam się dziwić. W końcu, Jonathan wyraził się bardzo jasno, że mają nie
wyrządzić mi żadnej krzywdy. EenLi prawdopodobnie wysłał swoich najsłodszych porywaczy.
Co za piękny oksymoron.
„ Spójrz na całe to złoto,” wyszeptał.
„Piękne,” powiedział, z respektem inny mężczyzna. Jego głosu również nie
rozpoznałam. „Wiesz ile pieniędzy dostalibyśmy sprzedając jej skórę?”
„Nie będziesz jej ranił. Musimy ją dostarczyć, skoro już ją znaleźliśmy. Pokroją nas na
malutkie kawałeczki i sprzedadzą, jeśli stanie jej się krzywda.”
„Wiem, wiem.” Westchnął. „Ale… może będziemy mogli obciąć trochę jej włosów. Tylko
kilka pasm.” Ruszył do przodu. „Nikt nie zauważy.”
„Nie.”
„Dlaczego nie? Możemy –”
„Nie. Teraz się zamknij. Kończy nam się czas.”
Silne ręce wsunęły się pode mnie i uniosły. Pozwoliłam głowie zawisnąć, ale dopiero,
kiedy złapałam powiew drogiej wody kolońskiej. Zapach nie mógł zamaskować brudnych ciał
albo gnijących ubrań. Nie, ktokolwiek mnie niósł był czysty i zadbany, oczywiście dobrze
opłacony, nie należał do taniej siły roboczej, której zwykle używał EenLi.
Woda Kolońska, wypuścił powietrze. „Chodźmy stąd.”
4 Tłumaczenie: bivi_bavi
Zostałam delikatnie poprowadzona na balkon, ten sam, którego po raz pierwszy użył
Lucius żeby dostać się do mojego pokoju. Oczywiście, usunęłam dodatkowe styki, kiedy
dowiedziałam się, że uprowadzenie zostało już zaplanowane, tym samym ułatwiając wejście do
mojego pokoju.
Jako agent, śledziłam i ścigałam ofiary. Sama nigdy nią nie byłam. Pozwolenie tym
mężczyzną mnie wynieść walczyło ze wszystkimi instynktami, które posiadałam. Mój umysł
chciał żebym walczyła, żebym temu zapobiegła. Żebym zabiła. Jak mogłam pozwolić tym
mężczyzną zrobić z siebie niewolnika?
Nie było lepszego sposobu, aby znaleźć i zabić EenLiego, uwalniając innych
zniewolonych. Wiedziałam to, czerpiąc komfort z faktu, że ci mężczyźni nie przeszukali mnie i
nie wiedzieli o moich ostrzach. Najprawdopodobniej uznali, że tłumaczka obcych – i do tego
kochająca pokój Rakanka – nie może być uzbrojona.
Mężczyźni na zmianę przytrzymywali mnie, kiedy zaprzęgali się na linę, a następnie ja
również zostałam przywiązana i spięta przy jednym z nich. Zimne nocne powietrze toczyło się,
dookoła, kiedy obniżano mnie do ziemi.
„Ostrożnie, ostrożnie.” Mówił szorstki głos z okna.
„Jestem ostrożny,” odpowiedział trzymający mnie mężczyzna.
„Pozwalasz jej wisieć. Chwyć ją mocniej.”
Zerwał się wiatr, a moje ciało zatrzęsło się niebezpiecznie. Ja także prawie
wykrzyknęłam polecenie żeby trzymał mnie mocniej.
„Pieprz się,” powiedział, a jego głos stwardniał z buntu. „Jeśli będę trzymał ją jeszcze
mocniej, odetnę jej powietrze i umrze.” Spostrzegając to, drań ścisnął moje piersi (celowo), kiedy
zaciskał uścisk.
Udając skurcz mięśni, uderzyłam go pięścią w jaja (również celowa). Zawył z bólu,
udręczony pisk rozniósł się echem w moich uszach.
„Dziwka,” warknął Rozkwaszone Kule, kiedy złapał już oddech.
Myślę, że zamierzał mnie uderzyć, ale Droga Woda Kolońska powstrzymał go groźnym,
„Zrań ją, a osobiście cię zabije.”
Mój porywacz zaklął pod nosem. Mogłam prawie usłyszeć jego myśli, kiedy decydował
czy uderzenie mnie warte jest jego śmierci. „ Rozwaliła mi jaja,”
5 Tłumaczenie: bivi_bavi
„Ona jest nieprzytomna do cholery, ty ofermo. Po prostu ją stąd wynieśmy zanim
zaalarmujesz ochronę.”
„Ochrona śpi.”
„Przez to całe twoje wycie, raczej dłużej spać nie będą.” Przerwał. „Niech to cholera,
teraz trzymasz ją za mocno. Robi się niebieska.”
„Słyszysz żeby się skarżyła?” Kłapnął Rozkwaszone Kule.
„Ona śpi, dupku.” Okrążył nas kolejny podmuch wiatru. „Nie może narzekać. Rozluźnij
ten swój zabójczy chwyt.”
„Trzeba było do cholery samemu znieść ją na dół.”
Kiedy poczułam ziemię pod nogami, nie przenosiłam wagi na stopy, zamiast tego
pozwalając im się giąć, jakbym spokojnie spała. Mój porywacz musiał utrzymać cały mój ciężar.
Mruknął. „Jest cięższa niż na to wygląda.”
„Albo ty jesteś słabszy niż wyglądasz.”
„Zejdź tutaj i sam ją sobie trzymaj. I mam cholerną nadzieję, że uderzy cię pięścią w
jaja,” dodał cicho.
Usłyszałam kliknięcie metalu, kiedy Droga Woda Kolońska dotarł do ziemi. Oswobodził
mnie, biorąc na ramiona. Natychmiast zaczął biec, powodując, że moja szyja, ręce i nogi
podskakiwały w górę i dół. Płacono im żeby zachować mnie bez szwanku, ale jak tak dalej
pójdzie, złamią mnie na pół. W końcu, nasza trójka dopadła pojazd do ucieczki. W tym czasie, z
oddali zabrzmiał okrzyk. A światła włączyły się, oświetlając okolicę.
„Zobacz co narobiłeś?” warknął Woda Kolońska.
„O cholera,” ryknął Rozkwaszone Kule. „Jedź, po prostu jedź.”
Zostałam bezceremonialnie wrzucona na tylne siedzenie i pozostawiona jak kłoda, gdy
obaj mężczyźni wciskali się obok mnie. Rozbrzmiał dźwięk pisku opon.
Prawie westchnęłam. Moje uprowadzenie zakończyło się sukcesem. Dla nas wszystkich.
1 Tłumaczenie: bivi_bavi Rozdział 19 Dwa dni minęły bez żadnej próby uprowadzenia. Dwa wypełnione niepokojem dni. Spędziłam je na towarzyszeniu ambasador w jej rundach, tłumacząc czcze paplaniny i bardziej szczegółowe rozmowy na temat dyskryminacji, jednocześnie przywołując beztroską fasadę. Luciusa widziałam tylko raz, na przyjęciu urządzonym przez znajomego, jednego z przyjaciół ambasador. Pozostawał w bezpiecznej odległości ode mnie, ale obserwował mnie przez cały wieczór. Jego wzrok wydawał się żyjącą istotą, przypominając mi o sposobie, w jaki mnie całował i pieścił, w jaki doprowadził mnie do szczytu tak wiele razy. Zmusiłam się żeby go ignorować, żeby myśleć tylko o sprawię. Następnego dnia, otrzymałam kolejną wiadomość od Colina i użyłam komórki, którą przyniósł mi Lucius żeby mu ją przeczytać. Rozmowa była krótka i słodka. „Mam znajomego, który pracuje nad rozbłyskami, a on powiedział mi, że zaczął eksperymentować z małymi, nieożywionymi przedmiotami, żeby dowiedzieć się, jakiego rodzaju urządzenia magnetyczne najbardziej sprzyjają molekularnemu przeniesieniu w rozbłysk. Na razie nie miał jednak szczęścia.” Jego frustracja trzeszczała na linii. „Obecnie liczyłem na więcej.” „Wiem. Ale wspomniał też, że małe, cząsteczki oparte na magnesie działają najlepiej. Oferują fotograficzną modulację magnetyzacji, mogą przechowywać dane i zapewniają magnetyczną tarczę i naprowadzenie. A w przeciwieństwie do magnesów na bazie metali, mogą być złożone w cienki, przezroczysty film albo nawet wprowadzone w inny obiekt.” „Tak, tylko czy coś tak małego może wytworzyć wystarczającą ilość energii, aby przetransportować ciało przez kosmos?” „Zapytam.” „Daj mi znać, jeśli dowiedz się czegoś więcej.” I to był koniec naszej rozmowy. Rozłączyłam się i położyłam na łóżku, skąpana w świetle księżyca. Agent Luc spała już w łazience. Nie chciałam ryzykować żeby została ranna, kiedy mnie zabiorą. Tylko kiedy mnie zabiorą? Nienawidziłam czekania.
2 Tłumaczenie: bivi_bavi Świerszcze nuciły leniwą melodię, a chłodna, pachnąca rosą bryza wpływała przez otwarte okno. Ułatwiałam to porywaczom. Byłam jednak również przygotowana. Założyłam srebrne spodnie od piżamy i wiązany srebrny top. Nie ograniczały moich ruchów, ale ciężko było je zdjąć. Oczywiście, miałam na sobie również dwa noże – jeden na krzyżu, a drugi po wewnętrznej stronie uda. Moja spinka do włosów była zbyt niewłaściwa do łóżka, tak samo jak bransoletka na kostkę. Część mnie spodziewała się, że w każdej chwili przybędzie Lucius, ale mówił prawdę i nie składał wizyt. Spojrzałam w górę na sklepienie sufitu. Mężczyźni! Kto ich rozumie? Na pewno nie ja. Cóż, to nie była prawda. Kiedyś myślałam, że ich rozumiem. Potrzebowali seksu, jedzenia i wody do przetrwania, a każde ich działanie polegało na ogólnej potrzebie zdobycia pozycji. Lucius był… inny. Ciężko pracował, w nagrodę zachowując swoje myśli. Robił wszystko, co konieczne do osiągnięcia sukcesu, pomimo swoich własnych potrzeb i pragnień. Szanowałam go. Był najlepszym agentem, z jakim zdarzyło mi się spotkać. Partnerem, którego nie chciałam, ale nie mogłam zaprzeczyć, że stał się najlepszą rzeczą w całej tej sprawie. Gdybym nie była tak pogrążona w swoich myślach, nigdy nie zostałabym złapana tak bezmyślnie. Z ciemności wystrzeliła dłoń, zaciskając mi nos. Na początku zawładnęła mną panika i instynktownie chwyciłam za rękę próbując ją odepchnąć. Nawet otworzyłam usta żeby zaczerpnąć oddech. Mężczyzna, kimkolwiek był, wlał mi cierpki płyn do gardła w momencie, kiedy rozchyliłam wargi. Próbowałam go wypluć, ale przykrył zarówno mój nos jak i usta, zmuszając do przełknięcia. „Właśnie tak,” powiedział, jego głos był niski i kojący. Nie rozpoznałam go. „Teraz zaśniesz,” dodał łagodnie. „Nie skrzywdzimy cię.” W końcu przybyli ludzie EenLiego. Niemal się roześmiałam poprzez moją blaknącą panikę. „Co mi podałeś? Truciznę?” domagałam się od mojego napastnika, jak każda zdrowa na umyśle kobieta. Kopnęłam go i jak przystało na małą przestraszoną kobietkę, uciekłam w kierunku zagłówka. Jego twarz przysłaniała czarna maska, ale nie mógł ukryć siły i rozmiaru swojego ciała. Jedynie odrobinę niższy od Luciusa, wypełniał groźnie swój czarny wojskowy mundur. „Dałem ci opium, żeby pomógł ci zasnąć.” Powiedział. „Nie chcemy cię zabić, obiecuję.” To pokazywało jak dużo wie o Rakanach. Ani jednej cholernej rzeczy. Byłam niewrażliwa na opium i większość innych ludzkich narkotyków. Miałby więcej szczęścia z wiekową szkocką, albo bogatą brandy.
3 Tłumaczenie: bivi_bavi „Będę krzyczeć,” powiedziałam, czyniąc z moich słów bełkot. Zaśmiał się. „Krzykami nic nie zdziałasz, dziewczynko. Innych w domu także odurzyliśmy. Prześpią całą noc.” „Ty… draniu.” Jednak udałam zrelaksowanie, a po chwili, udzieliłam klasycznie występu utraty przytomności. Wbrew temu, co mówił Lucius, moje aktorstwo nie ssało, dziękuję bardzo. Ludzie EenLiego zgodzili się ze mną. „To było łatwe,” powiedział jeden z nich. Jednak gdyby mężczyźni postanowili mnie zgwałcić, oprzytomniałabym w cudowny sposób i pokazałabym im jak mogę być słodka. Istniało kilka rzeczy, których nie zrobiłabym dla swojej pracy. Zaszokował mnie, delikatnie całując w czoło, niewinnie przyciskając usta do mojej skóry. Może nie powinnam się dziwić. W końcu, Jonathan wyraził się bardzo jasno, że mają nie wyrządzić mi żadnej krzywdy. EenLi prawdopodobnie wysłał swoich najsłodszych porywaczy. Co za piękny oksymoron. „ Spójrz na całe to złoto,” wyszeptał. „Piękne,” powiedział, z respektem inny mężczyzna. Jego głosu również nie rozpoznałam. „Wiesz ile pieniędzy dostalibyśmy sprzedając jej skórę?” „Nie będziesz jej ranił. Musimy ją dostarczyć, skoro już ją znaleźliśmy. Pokroją nas na malutkie kawałeczki i sprzedadzą, jeśli stanie jej się krzywda.” „Wiem, wiem.” Westchnął. „Ale… może będziemy mogli obciąć trochę jej włosów. Tylko kilka pasm.” Ruszył do przodu. „Nikt nie zauważy.” „Nie.” „Dlaczego nie? Możemy –” „Nie. Teraz się zamknij. Kończy nam się czas.” Silne ręce wsunęły się pode mnie i uniosły. Pozwoliłam głowie zawisnąć, ale dopiero, kiedy złapałam powiew drogiej wody kolońskiej. Zapach nie mógł zamaskować brudnych ciał albo gnijących ubrań. Nie, ktokolwiek mnie niósł był czysty i zadbany, oczywiście dobrze opłacony, nie należał do taniej siły roboczej, której zwykle używał EenLi. Woda Kolońska, wypuścił powietrze. „Chodźmy stąd.”
4 Tłumaczenie: bivi_bavi Zostałam delikatnie poprowadzona na balkon, ten sam, którego po raz pierwszy użył Lucius żeby dostać się do mojego pokoju. Oczywiście, usunęłam dodatkowe styki, kiedy dowiedziałam się, że uprowadzenie zostało już zaplanowane, tym samym ułatwiając wejście do mojego pokoju. Jako agent, śledziłam i ścigałam ofiary. Sama nigdy nią nie byłam. Pozwolenie tym mężczyzną mnie wynieść walczyło ze wszystkimi instynktami, które posiadałam. Mój umysł chciał żebym walczyła, żebym temu zapobiegła. Żebym zabiła. Jak mogłam pozwolić tym mężczyzną zrobić z siebie niewolnika? Nie było lepszego sposobu, aby znaleźć i zabić EenLiego, uwalniając innych zniewolonych. Wiedziałam to, czerpiąc komfort z faktu, że ci mężczyźni nie przeszukali mnie i nie wiedzieli o moich ostrzach. Najprawdopodobniej uznali, że tłumaczka obcych – i do tego kochająca pokój Rakanka – nie może być uzbrojona. Mężczyźni na zmianę przytrzymywali mnie, kiedy zaprzęgali się na linę, a następnie ja również zostałam przywiązana i spięta przy jednym z nich. Zimne nocne powietrze toczyło się, dookoła, kiedy obniżano mnie do ziemi. „Ostrożnie, ostrożnie.” Mówił szorstki głos z okna. „Jestem ostrożny,” odpowiedział trzymający mnie mężczyzna. „Pozwalasz jej wisieć. Chwyć ją mocniej.” Zerwał się wiatr, a moje ciało zatrzęsło się niebezpiecznie. Ja także prawie wykrzyknęłam polecenie żeby trzymał mnie mocniej. „Pieprz się,” powiedział, a jego głos stwardniał z buntu. „Jeśli będę trzymał ją jeszcze mocniej, odetnę jej powietrze i umrze.” Spostrzegając to, drań ścisnął moje piersi (celowo), kiedy zaciskał uścisk. Udając skurcz mięśni, uderzyłam go pięścią w jaja (również celowa). Zawył z bólu, udręczony pisk rozniósł się echem w moich uszach. „Dziwka,” warknął Rozkwaszone Kule, kiedy złapał już oddech. Myślę, że zamierzał mnie uderzyć, ale Droga Woda Kolońska powstrzymał go groźnym, „Zrań ją, a osobiście cię zabije.” Mój porywacz zaklął pod nosem. Mogłam prawie usłyszeć jego myśli, kiedy decydował czy uderzenie mnie warte jest jego śmierci. „ Rozwaliła mi jaja,”
5 Tłumaczenie: bivi_bavi „Ona jest nieprzytomna do cholery, ty ofermo. Po prostu ją stąd wynieśmy zanim zaalarmujesz ochronę.” „Ochrona śpi.” „Przez to całe twoje wycie, raczej dłużej spać nie będą.” Przerwał. „Niech to cholera, teraz trzymasz ją za mocno. Robi się niebieska.” „Słyszysz żeby się skarżyła?” Kłapnął Rozkwaszone Kule. „Ona śpi, dupku.” Okrążył nas kolejny podmuch wiatru. „Nie może narzekać. Rozluźnij ten swój zabójczy chwyt.” „Trzeba było do cholery samemu znieść ją na dół.” Kiedy poczułam ziemię pod nogami, nie przenosiłam wagi na stopy, zamiast tego pozwalając im się giąć, jakbym spokojnie spała. Mój porywacz musiał utrzymać cały mój ciężar. Mruknął. „Jest cięższa niż na to wygląda.” „Albo ty jesteś słabszy niż wyglądasz.” „Zejdź tutaj i sam ją sobie trzymaj. I mam cholerną nadzieję, że uderzy cię pięścią w jaja,” dodał cicho. Usłyszałam kliknięcie metalu, kiedy Droga Woda Kolońska dotarł do ziemi. Oswobodził mnie, biorąc na ramiona. Natychmiast zaczął biec, powodując, że moja szyja, ręce i nogi podskakiwały w górę i dół. Płacono im żeby zachować mnie bez szwanku, ale jak tak dalej pójdzie, złamią mnie na pół. W końcu, nasza trójka dopadła pojazd do ucieczki. W tym czasie, z oddali zabrzmiał okrzyk. A światła włączyły się, oświetlając okolicę. „Zobacz co narobiłeś?” warknął Woda Kolońska. „O cholera,” ryknął Rozkwaszone Kule. „Jedź, po prostu jedź.” Zostałam bezceremonialnie wrzucona na tylne siedzenie i pozostawiona jak kłoda, gdy obaj mężczyźni wciskali się obok mnie. Rozbrzmiał dźwięk pisku opon. Prawie westchnęłam. Moje uprowadzenie zakończyło się sukcesem. Dla nas wszystkich.