mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony400 789
  • Obserwuję297
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań304 837

Showalter Gena - Łowcy Obcych 2 - Zniewól mnie słodko - Rozdział 2

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :93.6 KB
Rozszerzenie:pdf

Showalter Gena - Łowcy Obcych 2 - Zniewól mnie słodko - Rozdział 2.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 12 z dostępnych 12 stron)

1 Tłumaczenie: bivi_bavi Rozdział 2 Unosiłam się. Nie, nie unosiłam, zdałam sobie sprawę sekundę później. Silne męskie ramiona tuliły mnie mocno, pewnie. Zapach sosny i mężczyzny napływał do moich nozdrzy, a męska siła promieniowała wokół mnie. Ktoś mnie niósł. Kto? Dlaczego? Gęsta chmura dymu pokrywała i rozpraszała moje myśli, zatrzymując odpowiedź poza moim zasięgiem. „Czy jej się uda?” ktoś zapytał. Rozpoznałam rozbity, zatroskany głos. Michael, mój szef. Mój ojciec. „Nie wiem,” powiedział drugi mężczyzna. Jego głosu nie rozpoznałam w ogóle. Barwa była głębsza, bardziej surowa niż te, które słyszałam wcześniej. Tak odległa, tak nieczuła. „Straciła dużo krwi.” Oba głosy wydawały się płynąć ze snu, surrealistyczne i dalekie. Który mężczyzna mnie trzymał? Mój ojciec czy obcy? Ktokolwiek to był, emanował rodzajem ciepła znacznie różniącego się od wszelkich, które napotkałam kiedykolwiek wcześniej. Jego ciepło sączyło się we mnie, tak kojące i delikatne jak kołysanka. „Musimy zdjąć z niej to ubranie,” powiedział nieznajomy. „Zabrać jej maskę tak, żeby mogła oddychać.” „Zaczekaj aż wsadzimy ją do samochodu.” Ton Michaela bardziej się załamał, stał się pospieszny. Zawsze wariował, kiedy zostawałam ranna. Nawet najmniejsze zadrapania doprowadzało go do ruiny. Minęły minuty. Może godziny. Nie wiem, nie dbałam o to. Czas już dawno stał się niemierzalny. Wszystko, co miałam było solidnym uściskiem mojego wybawcy, ale nawet tego mi odmówiono, kiedy moje ciało zostało przesunięte na chłodne podłoże. Ręce szarpnęły i rozerwały moje ubrania, powodując pulsowanie moich ran. Sapnęłam, kiedy powietrze pocałowało moją nagą skórę. W następnej chwili, z mojej twarzy została zerwana maska. Ktoś zassał powietrze, i to nie byłam ja. Potem… cisza. „Cholera,” wydyszał nieznajomy, tonem przewleczonym z… podziwem? Palce delikatnie przemknęły po moim policzku, a następnie przez włosy, pocieszające i łagodne. Spać… Prześpię się trochę dłużej. Nie trafiłam EenLiego. Zawiodłam.

2 Tłumaczenie: bivi_bavi W kółko, te słowa rozbrzmiewały echem w mojej głowie. Nie trafiłam EenLiego. Zawiodłam. Jego zadowolona z siebie twarz wtapiała się w myśli, mieniąc się tuż za moją świadomością. Sięgnęłam po moją broń ogniową, ale zamiast tego udało mi się złapać chłodne, miękkie prześcieradła. Przemknęły wydarzenia z magazynu, rozgrywając się jak stary film. Strzały. Krew. Oślepiający ból. Czy dlatego czułam się tak pusta i wydrążona, jak nocne widmo śmigające od chmury do chmury? Obraz EenLiego zachwiał się, a potem zniknął. Goniłam za nim, ale moje kończyny zostały zawieszone w ruchu i pozostały w miejscu. Zaśmiał się. Dźwięk mnie drażnił. Zawiodłaś, Eden. Porażka. Miałam jedną robotę. Tylko jedną. A on odszedł ode mnie bez jednego zadrapania. Kiedy kosmici pierwszy raz przybyli wiele lat temu, ludzie próbowali zniszczyć ich wszystkich. Zamiast tego prawie zniszczyli się sami, albo tak mi powiedziano. Żeby przetrwać, został osiągnięty pewien rodzaj pokoju pomiędzy różnymi rasami, pod warunkiem, że agenci będą mogli zabijać drapieżnych przybyszów. Mój cel był drapieżny, nie ma, co do tego wątpliwości. Powinnam go zniszczyć, ale pozwoliłam mu uciec. Porażka, porażka. Porażka. Słowo dzwoniło w mojej głowie i obudziło nie ze wstrząsem. Moje powieki otworzyły się. Oddech ugrzązł w moim gardle. Głęboki wdech. Głęboki wydech. Leżałam spokojnie przez kilka chwil, starając się uspokoić bicie serca. Otoczyły mnie cienie. Nie, zaraz. Małe promienie światła księżyca tańczyły z okna, odsłaniając koronkowy baldachim i wysokie, podziemne sklepienie. Gdzie byłam? Zmagałam się z odwróceniem głowy, aby przeskanować resztę otoczenia, ale moje mięśnie odmówiły posłuszeństwa, trzymając mnie w tej samej pozycji podbródkiem do góry. Korzystając z całej mojej energii, spróbowałam ponownie. Nadal nic. Co się dzieje? Dlaczego nie mogłam się poruszyć? Iskrząca panika zapaliła się we mnie, ale została szybko ugaszona przez zmieszanie. Usłyszałam beep–beep z… czegoś. Poczułam ostry zapach środków odkażających. Z falą ulgi, moje ramiona uderzyły w miękkość materaca pode mną. Szpital. Muszę być w szpitalu.

3 Tłumaczenie: bivi_bavi Teraz odprężona, oblizałam swoje wargi, zdając sobie sprawę, że moje usta są suche i zwaciałe. Spragniona. Byłam tak spragniona. Mój język wysunął się, nawilżając spierzchnięte usta. „Pić,” wyskrzeczałam. Nie było nikogo. Nikt nie mógł mnie usłyszeć. „Pić,” wydyszałam ponownie. Być może uderzenie serca później, mężczyzna stanął obok mojego łóżka. Nie mogłam określić jego wyglądu, jedynie to, że był wysoki i umięśniony. Odurzające ciepło promieniowało z niego i przesuwało wzdłuż mojego ciała. Chciałam się do niego odwrócić, zatonąć w nim. Zadrżałam. „Gdzie jest Michael?” zapytałam. „Śpi. Nareszcie. Masz,” powiedział, znanym mi głębokim, surowym głosem. Przytrzymał dla mnie kubek i słomkę. Piłam łapczywie, chłodny, słodki płyn spływał mi do gardła. Nigdy nic nie smakowało tak cudownie. „Wystarczy,” powiedział i wyrwał słomkę z moich ust. „Teraz śpij.” Bezpośredni rozkaz. Jego ton nie pozostawiał miejsca na sprzeciw. Zwykle nie reagowałam na komendy typu „zrób, co mówię albo poniesiesz konsekwencje”. Tym razem jednak byłam zbyt zmęczona by się spierać. Zamknęłam oczy. Ostatnią myślą, która przemknęła przez moje myśli było, że poinstruuje jutro tego mężczyznę jak najlepiej się do mnie zwracać. „Obudź się.” Silny, stanowczy głos zawzięcie mnie poganiał. „Obudź się.” Zrogowaciała ręka potrząsnęła mną, pracując w synchronizacji z głosem. Zło. Oba były równie złe i zasługiwały na śmierć w męczarniach. „Obudź się, kochanie.” Próbowałam się przekręcić i schować swoją głowę w poduszkę, ale moje obolałe, zmęczone kończyny stawiały opór. To przykuło moją uwagę jak nic innego. Szarpnęłam moim

4 Tłumaczenie: bivi_bavi ramieniem. Nic. Wykopałam nogę. Nic. Panika pośpieszyła przeze mnie, a ja z trudem otworzyłam oczy. „Moja dziewczynka.” Powiedział mężczyzna, ulga ciążyła w jego głosie. Surowe białe światło wbijało do pokoju, jego nieproszone pięści nie pozostawiały nic nietkniętego. Zbyt jasno, pomyślałam mrużąc oczy, wciąż walcząc. Ale powoli, bardzo powoli, moje oczy się przystosowały. Mój wzrok zablokował się na świecącym ograniczeniu, które mnie wiązało, na zwykłej białej koszulce, którą nosiłam i białym jedwabnym prześcieradle pokrywającym moją dolną połowę. Potem zwróciłam swój wzrok na nieproszonego gościa. Michael Black. Mój szef. Przybrany ojciec. Panika rozproszyła się całkowicie, pozostawiając mnie słabą, a ja usiadłam powrotem na automatycznie regulowany materac, z kręgosłupem sztywnym ze złości. Każda linia na pobladłej twarzy Michaela wyrażała niepokój, od jego przenikliwych oczu do szerokich, poważnych ust. Jego siwiejące włosy, zwykle idealnie ułożone, opadały w nieładzie wokół skroni, a drogi garnitur posiadał więcej zmarszczek niż Genesi. „Dlaczego jestem obwiązana?” zapytałam, moimi zachrypniętymi strunami głosowymi. Opaski były mocniejsze od kajdanek i nie mogły być zdjęte bez odłączenia przyczepek. Są związane z skórą kosmity, zatrzymując więźnia w miejscu. „Rzucałaś się niekontrolowanie, co otwierało twoje rany.” „Rozwiąż mnie. Teraz.” Wydałam rozkaz, upewniając się, że nie było emocji w moim głosie. Nie chciałam okazywać słabości. Nie temu człowiekowi, który sam zdawał się nie mieć słabości. Ale Michael znał mnie lepiej niż inni i wiedział, że nie lubię poczucia bezradności. Nigdy nie lubiłam. Poza tym, wątpiłam, czy mam siłę żeby się ruszyć po zagrożeniu śmiercią, więc opaski nie były potrzebne. Zrobił jak prosiłam, naciskając guzik identyfikacyjny i powodując, że lasery oderwały się od mojej skóry. Osiadł z powrotem na miękkim błękitnym krześle obok mojego łóżka. „Jak się czujesz?” „Dobrze,” powiedziałam, zaskoczona że nie żartuję. Poza uczuciem słabości, kruchości i tępym bólu w boku, w większości pozostałam bez szwanku. „Chociaż spragniona. Mógłbyś dać mi trochę wody z cukrem?” Kubek znajdował się na stoliku nocnym, a on mi go podał. Wypiłam chłodną, słodką zawartość i zamknęłam oczy w poddaniu. Cukier działał na mój rodzaj jak środek ożywczy.

5 Tłumaczenie: bivi_bavi Chociaż nie pozostało tu zbyt wielu Rakanów, ci, którzy tu są prawdopodobnie odpowiedzialni byli za spożycie trzech- czwartych dorocznych ziemskich zbiorów cukru. „Ta miedź naprawdę dała ci w kość.” Powiedział „Jak zawsze.” Przeskanowałam pokuj. Gruby szkarłatny i granatowy dywan zdobił podłogę, a kilka cesarskich złotych lamp podłogowych pięło się ku łukowatemu sufitowi. Były tu trzy otwarte okna, z wyłączonym holograficznym cieniem. Ściany szczyciły się brązowym tynkiem i bogato rzeźbionymi, złoconymi lustrami. Oczywiście, nie był to szpital. Nawet moja kołdra krzyczała bogactwem. Miękki szmaragdowy aksamit i białe jedwabne prześcieradła otaczały moją skórę w pysznym kokonie. „Gdzie jestem?” zapytałam. „W moim domu.” To nic mi nie mówiło. Człowiek posiadał trzynaście nieruchomości na całym świecie. „W którym?” „W Nowym Meksyku. Najbliższym Nowego Dallas.” „Odnowiłeś od czasu, kiedy byłam tu ostatnio.” Skinął. Wygięłam brwi. „Czy zachciałbyś mi powiedzieć, dlaczego jestem tutaj, zamiast w szpitalu?” Były specjalne szpitale przeznaczone dla agentów takich jak ja: płatnych zabójców, jak i obcych. Wiele razy byłam ich pacjentką. „Po pierwsze, majaczyłaś, a ja nie chciałem żeby ktoś usłyszał to, co mówiłaś. Jęczałaś i beczałaś o swojej porażce z EenLim. Chcę żeby wszyscy myśleli, że puściłaś go celowo. Po drugie, nie chcę twojego imienia w rejestrze, jako mającą rany postrzałowe. I po trzecie, nie chcę w tą sprawę wciągać nikogo więcej.” Chociaż byłam wdzięczna, westchnęłam głęboko. Wolałabym żeby miał możliwość usiąść i po prostu wygrzewać się w moim sukcesie, bez wymaganej ingerencji. „Znowu grasz mojego obrońcę, Michael?” Wzruszył ramionami, ale odwrócił wzrok. „Właściwie, mój szef uważa, że ta sytuacja wychodzi na leprze. EenLi pracował, jako agent, i on –” „Co?” Zamrugałam. Na pewno się przesłyszałam.

6 Tłumaczenie: bivi_bavi „EenLi pracował, jako agent. Konkretnie dla mnie.” Starałam się nie gapić. „ Dlaczego dopiero tera o tym słyszę?” Znowu wzruszył ramionami, działanie sztywniejsze, bardziej spięte. „Miał być robotą na wejdź i wyjdź. Powiem ci, co musisz wiedzieć, a to było coś, czego nie powinnaś.” „Wiedza o treningu celu jest potrzebna. On prawdopodobnie przez cały czas wiedział, że jest obserwowany.” „Wątpię w to,” powiedział, „Był dobrym agentem. Dobrym w znajdowaniu ludzi, dlatego go trzymaliśmy, ale nic poza tym. Był zbyt emocjonalny, miał za dużo wad. Myślę, że dlatego zdecydował się zarobić więcej pieniędzy sprzedając niewolników. Koniec, historii.” Zamknęłam oczy na krótką chwilę. „Więc dlaczego twój szef jest zadowolony, że uciekł?” „Rząd chce teraz wiedzieć gdzie znajdują się te portale, i myślą, że EenLi wskażę drogę.” Michael odchylił się na krześle, obserwując mnie. „Zdecydowali, że nie chcą jego śmierci dopóki się nie dowiedzą.” „Chodziłam za nim przez kilka tygodni. Nigdy nie ujawnił nawet jednej lokalizacji portali.” „Rozkaz to rozkaz. Będzie żył dopóki nie wyjawi jak podróżuję między planetami.” Co jeśli EenLi nigdy nie ujawni informacji, których chcieli? Czy to znaczyło, że ten morderczy kryminalista będzie żyć długim, szczęśliwym życiem? Jednak, nie wypowiedziałam moich pytań. Michael wiedział, co czułam w stosunku do łamaczy prawa. Mój wzrok powędrował po długości mojego ciała okrytego koszulką i prześcieradłem. „Jak długo tu byłam?” „Trzynaście dni, sześć godzin, czterdzieści osiem minut.” Oparł swoje drogie włoskie mokasyny na stoliku z wiśniowego drzewa. „Miałem sprowadzone tu wszystko, czego potrzebowałaś.” „Nawet lekarza?” To zupełnie mijałoby się z celem trzymania mnie tu, z dala od czujnego oka rządu. „Nie,” powiedział z wahaniem. Wygięłam brwi. „ Kto mnie opatrzył?” „Lucius Adaire.”

7 Tłumaczenie: bivi_bavi „To nic mi nie mówi. Kim on jest?” „Mężczyzna. Człowiek.” Moja ciekawość na temat Luciusa Adarie wzrosła, a ja studiowałam Michaela. Po prostu wzmianka o tym tajemniczym człowieku spowodowała, że luźne linie w jego postawie stężały, a przebłysk niepokoju zagościł w jego oczach. Michael widział, co najgorsze życie ma do zaoferowania – niektóre z nich nawet spowodował, – więc rzadko stawał się nieswój. Dlaczego teraz? „Opowiedz mi o nim,” skłoniłam. „Za chwile,” powiedział. Podniósł kawałek niewidzialnej nitki z swoich spodni. „Pamiętasz coś jeszcze o tamtej nocy w magazynie?” Najpierw robota, zawsze. Nie starałam się podtrzymywać rozmowy o moim tajemniczym lekarzu. Skupiłam się na swoich myślach i odtworzyłam w głowie każdą minutę, którą spędziłam w tym magazynie. Następnie zrównałam wzrok z Michaela. „ EenLi powiedział, że portal otworzy się w ciągu dnia. Ten dzień oczywiście już minął, ale to oznacza, że portale nie są zawsze otwarte, żeby mógł wysłać swoje bydło, jak sam ich nazywał, przez konkretne dni.” „Co je otwiera?” „Nie powiedział.” Michael zasępił się. „Cholera, wygląda na to, że nie możemy zrobić przerwy. Po tym jak cię odeprałem, wysłałem ludzi do Dziury. Był pusty, góra i dół. Pod barem znajdowały się cele, jednak nikogo w nich nie było,” Mój żołądek związał się w supeł, a ja przeciągnęłam ręką po swojej twarzy. „ Były tam dowody niedawnego użytku?” „Prowizoryczne toalety, które nie zostały opróżnione. Kajdany z zaschniętą krwią, które zbadaliśmy i dopasowaliśmy z grupą krwi ofiar. Każda kropla pasowała precyzyjnie.” „Co z Saharą Rose?” „Zniknęła, jej dom został opuszczony. Pakowała się w pośpiechu, tyle było oczywiste.” „Cudownie,” mruknęłam, prawie bojąc się zadać kolejne pytanie. Ale musiałam. Potrzebowałam wszystkich faktów. „A co z kobietą z magazynu? Ocalałą?”

8 Tłumaczenie: bivi_bavi Odchylając się do tyłu, oparł ręce za głową patrząc się w sufit. Jego usta zacisnęły się mocno tak długo, że otoczyła nas przewlekła cisza. „Nie chcesz wiedzieć,” powiedział cicho. Wypuściłam oddech i potrząsnęłam głową z niesmakiem – wstrętem do siebie. Do EenLiego. „Nie żyje, prawda?” Michael skinął głową, z przepraszającym wyrazem twarzy. „Przepraszam, kochanie. Jej rany były zbyt rozległe. Umarła zanim się tam dostaliśmy.” Ugryzłam wewnętrzną stronę swojego policzka broniąc się przed ostrą jak brzytwa grzywą żalu. „Jak miała na imię?” „Nie torturuj się w ten sposób. Zrobiłaś, co mogłaś.” „Jak miała na imię?” nalegałam. „Amy,” podał, niechęć ciążyła w jego głosie. „Amy Evens.” Amy Evens. Była młoda, prawdopodobnie nie miała więcej niż dwadzieścia pięć lat, z ślicznymi blond włosami i szerokimi niebieskimi oczami. Jak każda młoda kobieta, pewnie marzyła o miłości i życiu długo i szczęśliwie, jednak została zgwałcona, wykorzystana, i umarła w samotności. Moje obrzydzenie i nienawiść do EenLiego wzmogły się, ale przede wszystkim, wzrósł mój wstręt do samej siebie. Miałam chronić niewinnych; to była część mojej pracy. Zamknęłam oczy, mając nadzieję na zablokowanie unoszących się tam obrazów, obrazów obydwu kobiet żywych i przykutych do ściany, żadna niezdająca sobie sprawy, że Śmierć zapukała do jej drzwi. Zawiodłam pod każdym względem. Nie zdołałam zabić mojego celu; Nawet nie udało mi się uratować jednego ludzkiego życia. Moje rany… zasłużyłam na każdą z nich, a nawet na więcej. Utwierdziło się we mnie zdecydowanie by to naprawić. „Co teraz zrobimy?” zapytałam, po raz kolejny stawiając czoła Michaelowi. „Sądzę, że EenLi wciąż jest w Nowym Dallas, tworząc kolejną załogi. Chcę żebyś tam poszła, odnalazła go, znalazła te cholerne portale i skończyła swoją robotę.” Minęła chwila zanim jego słowa zatonęły we mnie na tyle głęboko, że byłam w stanie odpowiedzieć. Powiedziałam zszokowana. „ Pozwalasz mi na kolejny podejście?” „Znasz jego sposoby działania lepiej inni. Znasz jego zwyczaje; Badałaś go. Dodatkowo, znam cię. Chcesz mieć szansę żeby to naprawić, a ja kocham cię na tyle, że chcę ci ją dać.”

9 Tłumaczenie: bivi_bavi „Ja-” zacisnęłam usta. Fakt, że Michael zaufał mi wystarczająco żebym naprawiła swoje błędy napędzał mnie dreszczem dumy i szczęścia, a ja miałam kłopoty z znalezieniem słów, aby wyrazić swoją wdzięczność. Myślę, że zakładałam, iż wynurzy się jego instynkt opiekuńczy i rozkaże mi zostać. Naprawdę kochałam tego faceta. „Myślisz, że któryś z agentów potajemnie współpracuje z EenLim?” zapytałam. „To by wyjaśniało skąd EenLi wiedział żeby zamienić się miejscami z Mris-stem.” „Mam już w tym człowieka, więc się nie martw.” Przytaknęłam. „Dzięki za danie mi jeszcze jednej szansy,” powiedziałam, pozwalając całej mojej wdzięczności przesączyć się przez głos. „Jeszcze mi nie dziękuj,” powiedział cierpko. „Będziesz pracować z partnerem.” Co? „Wykluczone.” Szok szybko zastąpił całe moje szczęście, a ja szarpnęłam się do pionu, skrzywiłam się i spojrzałam na niego. „Pracuje sama. Zawsze.” „Nie tym razem,” powiedział zdecydowanie. Ostatecznie. „Jestem w zupełność zdolna znaleźć portale i zabić EenLiego w pojedynkę.” Musiałam to zrobić na własną rękę. Nie mogłam pozwolić komuś innemu naprawić tego, co stworzyłam. Skrzyżował ręce na piersi i wpatrywał się we mnie. „Więc dlaczego nie jest martwy?” To było całkowicie nie na temat – nawet, jeśli miał rację. „Nie będę pracować z jednym z twoich agentów.” „Tak,” powiedział spokojnie, pewnie, „będziesz. Lucius,” zadzwonił nie zdejmując ze mnie swojego wzroku. „Choć poznać swojego nowego partnera.” Tak jakby mężczyzna stał za wejściem, strzegąc go, grube metalowe drzwi natychmiast się rozsunęły. Wszedł ukradkiem do środka, nie wydając ani jednego dźwięku: żadnego szelestu ubrań, ciężkiego stąpania kroków, albo miarowego oddechu. Był człowiekiem jak Michael, ale tam gdzie mój szef był szczupły, ten mężczyzna posiadał solidne mięśnie. Tam gdzie Michael miał średni wzrost, ten mężczyzna był wysoki. W przypadku gdzie Michael posiadał oznaki starzenia się, ten mężczyzna był w pełni witalności. Zatrzymał się u stup mojego łóżka. Unosił się od niego zapach sosnowego mydła i czystej męskości. Nie był na tyle blisko żeby dotknąć, ale mogłam poczuć ciepło jego skóry,

1 0 Tłumaczenie: bivi_bavi kusząc mnie, usypiając. To ciepło, ten zapach… rozpoznałam je. Minęła chwila, a ja zassałam powietrze. To on był tym, który mnie niósł. Był tym, który ostatniej nocy dawał mi wodę z cukrem. Był tym, który pozbył się mojego ubrania. Mój żołądek związał się na myśl o jego rękach na mnie, rozbierając mnie, widząc moje nagie ciało. Dreszcz świadomość wystrzelił w dół mojego kręgosłupa. Jego usta były miękkie i bujne, różowe jak płatki kwiatów. Jednak reszta jego cech była granitowo mocna, szczycąc się smakowicie surowymi płaszczyznami i ostrymi kątami. Kości policzkowe wyryte z kamienia. Nos wyrzeźbiony ze stali. Czarne brwi obniżające się na oczy, oczy tak niebieskie, że mogły zostać stworzone tylko z odłamków lodu, odnoszące się do świata z zgryźliwością widziałem- to-wszystko. W tej chwili te oczy świdrowały na mnie, we mnie. Nosił ciasny czarny podkoszulek, w tym samym atramentowym kolorze jak jego obcięte włosy i dopasowane jeansy. Po prostu stojąc tam, emanował męską intensywnością, która krzyczała, zerżnę cię albo zabiję – wybieraj. Nagle poczułam się zagrożona. Odsłonięta. Nie miało znaczenia, że byłam przykryta ubraniami i prześcieradłem. Leżałam w łóżku; byłam ranna. A on wiedział jak wyglądam nago. Co więcej, nie operowałam pełnią sił i prawdopodobnie przypominałam chorego pręgowanego kotka, rozczochranego i zaniedbanego. Zmusiłam się do chłodnej fasady, mając nadzieję, że emanowałam królewskim spokojem. Nie znałam tego faceta i nie chciałam żeby zobaczył we mnie nic więcej poza opanowaniem. „Czy kiedykolwiek kogoś zabiłeś, Sparkie1?” zapytałam, mając nadzieję umieścić go w defensywie. Mógł przejąć na siebie, jeśli mu pozwolę. Żaden cień emocji nie zapalił jego rys. Pozostał w miejscu, cichy, obojętny. Odległy. Z świadomym wysiłkiem, oderwałam od niego wzrok i próbowałam ignorować jego istnienie. „Nie potrzebuje ani nie chcę partnera,” powiedziałam Michaelowi. „Trudno,” powiedział, jego wyraz twarzy stężał. „Pracuje sama,” powtórzyłam, głosem chłodniejszym niż kiedykolwiek wcześniej. Byłam zaskoczona, że odłamki lodu nie uformowały się z mojego oddechu. 1 Jakoś nie wiem jak mam to przetłumaczyć, bo ani elegant, ani fircyk, ani lekkoduch mi tu nie pasuje.

1 1 Tłumaczenie: bivi_bavi „Już nie,” odparł ponownie. „Nie będę –” „Twoje protesty nic nie zmienią, kochanie. Chcę żebyś pracowała z Luciusem i tak będzie. To jest rozkaz.” „Będzie wchodził mi w drogę.” „Wie, co robi.” „Wątpię. Mężczyźni jak on są samymi mięśniami i nie mają mózgu. W jaki sposób mam wykonywać swoją pracę, jeśli będę musiała także chronić jego tyły?” Mężczyzna w końcu raczył przemówić. „Słuchaj, ciasteczko,” powiedział, szorstkim głosem, niskim, jakby jego struny głosowe były kiedyś uszkodzone. „ W dniu, kiedy będę potrzebował abyś ratowała mój tyłek, będzie dniem, w którym znajdę sobie nową pracę. Może klonowanie kwiatów. Może chodzących psów robotów. Zdecyduję, kiedy przyjdzie na to czas. Do tego czasu, ty dbasz o siebie a ja o siebie.” Powiedziawszy to, opuścił pokój tak szybko i cicho jak wszedł. W momencie zamknięcia drzwi, przyszpiliłam Michaela ostrym wzrokiem. „Czy on właśnie nazwał mnie ‘ciasteczko’?” Wargi Michaela drgnęły i rozbawienie przemieniło jego piwne oczy w jasną, żywą zieleń. „ Zasłużyłaś na to po uwadze o samych mięśniach i nie posiadaniu mózgu” „Jak możesz spodziewać się, że będę pracować z tym facetem?” Drganie stało się uśmiechem na pełną skalę. „Uważaj to za pokutę za twoje grzechy.” Nie pozwoliłam jego rozbawieniu mnie zmiękczyć, chociaż uwielbiałam widzieć go szczęśliwego. „Mówię ci jeszcze raz, Michael. Nie potrzebuję partnera.” Pozwól mi to zrobić, milcząco błagałam. Coś głębokiego i ciemnego przemknęło przez jego rysy. „Będziesz z nim pracować, albo pracujesz dla innej agencji. Zrozumiałaś?” Miał to na myśli. Michael nigdy nie groził. Tylko obiecywał. A z wyłożoną w ten sposób, nie mogłam odmówić. Skinęłam sztywno. Moje ręce zacisnęły się w pięści przy moich bokach, ale

1 2 Tłumaczenie: bivi_bavi zdecydowanie powoli przeze mnie przeszło. „Czy on może zrobić coś oprócz ładnego wyglądu?” I twardego. „Myślę, że będziesz musiała po prostu poczekać i się dowiedzieć.” „To pocieszające, Michael. Bardzo pocieszające.” Znałam Michaela, wiedziałam, kiedy staje się uparty. Wszystko, czego dowiem się o Luciusie, będę musiała nauczyć się samodzielnie. Westchnął. ”Jeśli jesteś z nim na krawędzi, jesteś mniej skłonna do popełniania z nim błędów.” Jak wspaniale rozdać w takiej chwili trochę skarbów mądrości. Dzięki. Za nic. „ Jakieś inne genialne fragmenty wywodów, które chcesz mi podrzucić zanim cię wykopię i trochę odpocznę?” „Tak.” Zaśmiał się. Zawsze lubił, kiedy powracałam do moich starych zwyczajów zepsutej księżniczki. „Chcę żebyś za trzy dni pracowała na pełnych obrotach. W przeciwnym razie, pozwolę Luciusowi wziąć całą misję dla siebie.” Następnie zostawił mnie samą. Dzięki jego słowom pożegnalnym, przypieczętował mój los. Będę z powrotem w formie do walki w ciągu dwóch dni i ani chwili dłużej. Nie ważne czy była to kobieca duma, czy po prostu arogancja, nie pozwolę Luciusowi wziąć tej misji dla siebie. Wciąż mam coś do udowodnienia. Teraz więcej niż kiedykolwiek. Nie zawiodę. Nie ponownie. „ Ciasteczkuj mój tyłek,” mruknęłam .