1 Tłumaczenie: bivi_bavi
Rozdział 25
Choć pozostawałam czujna, zwolniłam swój energetyczny chwyt na nożu i naszyjniku
sprawiając, że upadły na podłogę. Szybko powróciłam do ciała i skoczyłam na nogi. Davyn
pozostał wierny swoim słowom i nie wezwał ludzi, ani też nie próbował mnie zabić. Wstał tylko,
a następnie otrzepał z kurzu swój kilt ( czy jakkolwiek ta cholerna spódnico podobna rzecz się
nazywała). Przez cały ten czas, ponury wyraz twarzy zaciskał jego piękne rysy.
Zebrałam rzucone przedmioty i zwróciłam się bezpośrednio w jego stronę. „Masz coś
do powiedzenia?”
„Jestem o to bardzo zły.”
„Przeżyjesz. Jak długo do następnego rozbłysku?”
Na początku, nie odpowiedział. Przesunął ręką po włosach i spojrzał na sufit, zanim
ostatecznie wypuścił długi oddech. „Rozbłysk słoneczny nie jest potrzebny. Chodź,” powiedział,
to pojedyncze słowo wystrzeliło z siłą pocisku. Odwrócił się na pięcie.
Poszłam za nim, wciąż nie opuszczając gardy. „Co rozumiesz przez to, że żaden nie jest
potrzebny?”
„Rozbłyski są niezbędne tylko do podróży z Ziemi, a nie z Targon. Tutaj używamy
Skyway.”
Zdałam sobie sprawę, że chodzi o ten galaretowaty basen. Ukryłam tą informację,
wiedząc, iż będę musiała złożyć Michaelowi pełny raport.
Gdy weszliśmy z Devynem w wąski korytarz, prowadzący do białej, kamiennej sali, w
której znalazłam naszyjnik, strażnicy znajdujący się przy ścianach stanęli w pełnej gotowości.
Byłam tak poruszona, gotowa wrócić do domu, że moje kończyny drżały.
„Otwórzcie,” powiedziała Devyn.
Dwóch mężczyzn natychmiast spełniło żądanie, wyważając drzwi na bok. Devyn i ja
wsunęliśmy się do środka. Kiedy tylko drzwi zamknęły się za nami, powiedział, „Ten twój
człowiek.” Jego głos pokazywał kompletny brak zainteresowania, ale wiedziałam lepiej. Nie
odwrócił się żeby na mnie spojrzeć. „Co sprawia, że jest tak wyjątkowy? Tylko mi nie mów, że
jest twój. Jest jakiś powód, coś, co go wyróżnia.”
Zerwałam się w górę schodów, po dwa stopnie na raz, król deptał mi po piętach. Ten
mężczyzna zabierał mnie do Luciusa i zniewolonych kobiet, więc postanowiłam być wobec niego
2 Tłumaczenie: bivi_bavi
wspaniałomyślna. „On budzi coś we mnie,” odpowiedziałam. „Rozpala moją krew w sposób,
którego nie rozumiem.”
„Mógłbym zrobić to samo. Obiecuję.”
„Może tak. A może nie.”
Pauza. A następnie, „ Co jeśli zabieram cię z powrotem na Ziemię, tylko po to żeby zabić
twojego człowieka i usunąć go z mojej drogi? Jeśli oczywiście nie jest już martwy,” dodał. Zabrał
naszyjnik, który wciąż trzymałam i owinął wokół swojej szyi.
„Nie jest, i wiesz, że cię zabiję, jeśli go zranisz.” Ulokowałam dużo nadziei w tym jednym
egocentrycznym mężczyźnie. Mimo to, byłam gotowa zabić go w każdej chwili – jeśli oczywiście
on nie zabiłby mnie jako pierwszy. Chętnie jednak podjęłabym to ryzyko.
„Chcę cię dla siebie,” powiedział. „Nie próbowałem ukryć tego faktu.”
„Masz chyba trochę dumy, prawda?”
„Nie bardzo.” W jego oczy wkradły się figlarne błyski, a on załapał mnie za rękę,
zatrzymując szarpnięciem. Światło ze Skyway pieściło jego twarz, oświetlając bladą skórę. Jego
ciemne włosy obrysowały się na czole. „A może ubijemy kolejny interes, ty i ja, hmm? Dam ci
moją królewską przysięgę, że pomogę w uratowaniu twojego mężczyzny, jeśli spędzisz ze mną
noc.”
Przerzuciłam włosy przez ramię ruchem nadgarstka. „Dobiliśmy już targu. Ja cię nie
pocięłam, a teraz ty zabierasz mnie do domu.”
„Ach, ale mogę zrobić więcej niż tylko odprowadzić cię do domu. Mogę uratować
twojego mężczyznę… i zabrać cię do EenLiego.”
Był śmiertelnie poważny, bez cienia droczenia się na twarzy. Zniknął również figlarny
błysk. Stanęłam, obserwując go, kąpiąc się w niezdecydowaniu. Zaufać mu. Nie ufać. Tak czy
inaczej, zaoferował mi właśnie coś, czego nie mogłam odrzucić, bez względu na cenę.
„Zgoda,” powiedziałam, słowo było, jak narośl w gardle.
Skinął głową. „Umowa musi zostać przypieczętowana krwią.”Ukląkł, ciągnąc mnie za
sobą i dobył ostrza ze swojego boku. Napięłam się, ale nie poruszyłam, kiedy przeciągnął
srebrną końcówką w dół nagiej piersi. Bursztynowa krew skapywała z jego falujących mięśni.
„Podaj mi rękę.”
3 Tłumaczenie: bivi_bavi
Niepewnie wyciągnęłam ku niemu kończynę. Złapał mój nadgarstek i przesunął
ostrzem po mojej skórze, przecinając ją. Niezbyt głęboko, jednak wystarczająco żeby upuścić
krwi. Podniósł mój nadgarstek zazębiając go przed raną na piersi. Mogłam poczuć bicie jego
serca, szybkie bump, bump.
„Ślubuję ci moje wsparcie, Eden Black. Podaruję ci twojego mężczyznę, oraz twojego
wroga.” Skinął na mnie odchylając brodę. „Teraz ty.”
„Masz moją przysięgę, Devyn,” powiedziałam, trzęsąc się w środku. Gdyby istniał jakiś
inny sposób, wykorzystałabym go. Jednak żadnego nie było i zdawałam sobie z tego sprawę.
„Jedna noc ze mną.”
Po tym jak słowa zostały wypowiedziane, powietrze wokół nas zgęstniało, stając się
pstrokate jak Skyway. Żywa moc. Zamrugałam i rozejrzałam się dookoła w szoku. Wyciągnęłam
nawet ręce, przesuwając palcami przez galaretowate powietrze. Wyglądało tak spokojnie i
ulotnie jak sen.
„Złamanie którejkolwiek z przysiąg oznacza śmierć,” powiedział, stając. Pociągnął mnie
w górę obok siebie. Obserwował przez dłuższą chwilę, po czym skinął głową. „Transakcja
została zawarta, Chodź.”
Szliśmy zygzakiem przez kilka kolejnych korytarzy i w końcu trafiliśmy na szczyt
schodów. Moje ramie paliło, ale zignorowałam lekki ból. Devyn chwycił mnie za rękę i pociągnął
w kierunku basenu.
”Ja też potrzebuję naszyjnika.” Powiedziałam, wlokąc nogami, aby go spowolnić.
„Po prostu się mnie trzymaj, a nic ci nie będzie.” Posłał mi nieczytelne spojrzenie. „Masz
jeszcze czas, żeby zmienić zdanie.”
„Nie.”
„Niech będzie,” westchnął.
„Co się stanie jeśli –” Chciałam wiedzieć, co by się stało gdybyśmy się rozdzielili, ale
wciągnął mnie do środka dziwnie suchej galarety zanim zdążyłam dokończyć zdanie. Zostałam
wessana w próżnię. Moje stopy straciły solidną podstawę, a serce przyspieszyło, prawie
eksplodując w mojej piersi. Wybuchły krzyki, wijąc się wokół mnie jak liście bluszczu sięgające
do słońca. Obok mojej głowy brzęczały zbyt jasne gwiazdy.
4 Tłumaczenie: bivi_bavi
Zerwał się straszliwy wiatr, popychając mnie z każdej strony. Musiałam walczyć, aby
pozostać w pionie i chwytać się desperacko pod rękę Devyna. Zaczęliśmy bezustannie wirować,
a gwiazdy mrugały i migotały na mnie.
Wiatr stał się tak gwałtowny, że wyrwał Targona z mojego uścisku. „Nie!” Krzyknęłam.
„Devyn!” To on nosił naszyjnik. Musiałam dotrzeć na Ziemię. Prawda? Bez niego… Na oślep,
zaczęłam macać powietrze obiema rękami, szukając go. Szukając jakiejkolwiek rodzaju kotwicy.
Zamiast jednak go znaleźć, poczułam, że wszystko się uspokaja. Krzyki nagle ucichły.
Światła wyblakły. Moje stopy uderzyły o solidną podstawę. Zakołysałam się. Mój puls nadal
walił jak młot, ale odzyskałam równowagę. Otworzyłam oczy. I sapnęłam.
Stałam w otwartym lesie wysokich, zielonych drzew. Otuliło mnie chłodne powietrze,
nie suche, lecz wilgotne. Świerszcze grały leniwą melodię, a światło księżyca sączyło się
zamglonymi promieniami na trawę. Zassałam powietrze, wdychając znajomy zapach sosen i
kurzu. Z Ziemi.
Złote kosmyki włosów przykleiły mi się do skroni, a ja odgarnęłam je drżącymi palcami.
Udało mi się. Naprawdę wróciłam. Przeszukałam obszar za Targonem. Nie było go tutaj.
Nie mogłam zajmować się nim w tej chwili. Musiałam znaleźć telefon. Zadzwonić do
Michaela. Pobiegłam przez drzewa, determinacja dodała mi lotnych skrzydeł. Sękate gałęzie
smagały mnie po twarzy, a kamienie i gałązki próbowały podcinać mi nogi. Biegłam ponad
godzinę, kierując się w stronę budynków górujących na horyzoncie. Oddech palił moje gardło i
płuca, ale nie zwolniłam.
Kiedy dotarłam do pierwszego budynku, zdałam sobie sprawę, że to domy. Tylko w
jednym świeciły się światła. Podbiegłam do drzwi i zabębniłam pięściami w grube, dębowe
wejście. Kiedy nikt nie odpowiedział, uderzyłam mocniej.
„Przestań hałasować,” krzyknął ktoś z góry. „Staram się zasnąć.”
Mój wzrok podążył za dźwiękiem i znalazłam się wpatrując w siwowłosego mężczyznę
z pomarszczoną, zirytowaną twarzą. „Muszę skorzystać z twojego telefonu.”
„Musisz nauczyć się ja być cicho. Jestem zmęczony.”
Marszcząc brwi, złapałam kamień z kolorowego, kwitnącego ogródka i wybiłam okno.
Nie miałam czasu na otwieranie zamków, czy też bawienie się z polem identyfikacyjnym. System
zabezpieczeń wybuchł serią wysokich dźwięków. Sięgnęłam przez stłuczone szkło, kuląc się, gdy
ostre kawałki nacięły moją skórę, dodając kolejną ranę i wyrwałam system blokujący z bocznej
ściany. Drzwi otworzyły się samoistnie.
5 Tłumaczenie: bivi_bavi
Wsunęłam się do środka.
Siwowłosy mężczyzna zbiegał na dół po schodach i teraz trzymał cywilną broń ogniową
w rękach. „Jestem uzbrojony,” krzyknął, „i będę strzelać, by zabić.”
Przesunęłam się szybko, spotykając z nim w połowie drogi, oraz podcinając w dół
schodów. Pociągnął za spust, jednak strumień ognia przeleciał obok mojego ramienia. Kiedy
upadł, wyrwałam mu broń z ręki. Do czasu dotarcia przez niego na sam dół, miałam luf ę
wycelowaną w jego serce.
„Gdzie jest telefon?” zażądałam, mój cel był stabilny i pewny.
„Nie krzywdź mnie,” zapłakał.
„Po prostu powiedz mi gdzie jest telefon, a nic nie będzie.”
Łzy spływały mu po policzkach, kiedy wskazywał drżącymi palcami pobliski stolik. Nie
podobało mi się, że tak przeraziłam tego człowieka, ale nie miałam czasu na subtelności.
„Ruszysz się, a umrzesz. Zrozumiałeś?”
Targał nim szloch, ale skinął głową.
Utrzymując skierowaną na niego broń ogniową, przeszłam tyłem do stolika. Za pomocą
jednej ręki, wystukałam na urządzeniu numer Michaela. Siwowłosy mężczyzna nie ruszył nawet
mięśniem.
„Tu Black,” odpowiedział wkrótce mój szef.
Jak cudownie było usłyszeć jego głos. „Michael, Lucius został postrzelony.”
„Eden?” Szok, szczęście i ulga mieszały się w jego wypowiedzi. „Mój Boże, Eden,
powiedz, że to ty. Zginęłaś bez słowa na trzy dni. Straciliśmy twój sygnał i myślałem –”
„Ze mną wszystko w porządku, ale nie mam dużo czasu.” Minęły trzy dni, ale na Targon
minął tylko jeden. „Rozmawiałeś z Luciusem? Zameldował się?”
„Ostatni raz meldował się, kiedy mówił, że zostałaś porwana zgodnie z planem i idzie
cię wykupić. Po tym, nie odezwał się ponownie. Szukaliśmy go, ale nie znaleźliśmy po nim śladu.
Przechwyciliśmy twoją lokację i tam również sprawdziliśmy. Bez skutku. Co się stało?”
„Jonathan Parker go postrzelił.”
„On jest ma –”
6 Tłumaczenie: bivi_bavi
„Nie!” krzyknęłam. Nadal nie byłam gotowa rozważyć tej możliwości. „Myślę, że ma go
EenLi i chce go sprzedać, jako niewolnika. Jest też pięć kobiet, również przeznaczonych na
sprzedaż. Czy EenLi został w ogóle zauważony?”
„Nie, ale znaleźliśmy martwego Jonathana Parkera.”
„Wiem. Zabiłam go. Michael,” powiedziałam, mój głos drżał. „Potrzebuję cię.”
„Gdzie ty do cholery jesteś, kochanie? Będę tam najszybciej jak potrafię.”
„Gdzie jestem?” zażądałam od mężczyzny, u podnóża schodów. Moja natarczywość
sprawiła, że brzmiałam surowo i śmiercionośnie.
Jego i tak już blada twarz, zbielała na moją powtórną uwagę, a on wybełkotał kilka
niezrozumiałych dźwięków.
„Powiedz mi, gdzie jestem,” powiedziałam miękko. „Proszę. Nie mam zamiaru cię
skrzywdzić.”
Moja delikatność wyprowadziła go z pełnego grozy szoku. „Nowa Mon-montana,”
wyjąkał.
„Nowa Montana,” powiedziałam Michaelowi. „Możesz teraz złapać mój sygnał?”
„Zobaczmy.”Minęła chwila, a dźwięk jego oddechu i kliknięcia klawiszy były jedynymi
odgłosami. „Mam cię,” powiedział z satysfakcją. „Zabieramy cię do domu, dziecinko, zabieramy
cię do domu.”
„Nie. Chcę żebyście zabrali mnie z powrotem do Nowego Dallas. Do domu, w którym
mnie trzymali. Wiem, że Eenli wciąż tam jest, a to oznacza, że Lucius również. Mogą wciąż być w
środku. Musimy go uratować, Michael. Innych również.
„Uratujemy,” powiedział, słysząc moją panikę. „Uratujemy. Obiecuję ci.”
Dźwięk syren policyjnych przeniknął do tła. A wkrótce potem również i ich niebiesko
czerwone światła. „Po prostu przyjedź tu najszybciej jak to możliwe,” powiedziałam i wyszłam z
domu w ten sam sposób w który przyszłam.
1 Tłumaczenie: bivi_bavi Rozdział 25 Choć pozostawałam czujna, zwolniłam swój energetyczny chwyt na nożu i naszyjniku sprawiając, że upadły na podłogę. Szybko powróciłam do ciała i skoczyłam na nogi. Davyn pozostał wierny swoim słowom i nie wezwał ludzi, ani też nie próbował mnie zabić. Wstał tylko, a następnie otrzepał z kurzu swój kilt ( czy jakkolwiek ta cholerna spódnico podobna rzecz się nazywała). Przez cały ten czas, ponury wyraz twarzy zaciskał jego piękne rysy. Zebrałam rzucone przedmioty i zwróciłam się bezpośrednio w jego stronę. „Masz coś do powiedzenia?” „Jestem o to bardzo zły.” „Przeżyjesz. Jak długo do następnego rozbłysku?” Na początku, nie odpowiedział. Przesunął ręką po włosach i spojrzał na sufit, zanim ostatecznie wypuścił długi oddech. „Rozbłysk słoneczny nie jest potrzebny. Chodź,” powiedział, to pojedyncze słowo wystrzeliło z siłą pocisku. Odwrócił się na pięcie. Poszłam za nim, wciąż nie opuszczając gardy. „Co rozumiesz przez to, że żaden nie jest potrzebny?” „Rozbłyski są niezbędne tylko do podróży z Ziemi, a nie z Targon. Tutaj używamy Skyway.” Zdałam sobie sprawę, że chodzi o ten galaretowaty basen. Ukryłam tą informację, wiedząc, iż będę musiała złożyć Michaelowi pełny raport. Gdy weszliśmy z Devynem w wąski korytarz, prowadzący do białej, kamiennej sali, w której znalazłam naszyjnik, strażnicy znajdujący się przy ścianach stanęli w pełnej gotowości. Byłam tak poruszona, gotowa wrócić do domu, że moje kończyny drżały. „Otwórzcie,” powiedziała Devyn. Dwóch mężczyzn natychmiast spełniło żądanie, wyważając drzwi na bok. Devyn i ja wsunęliśmy się do środka. Kiedy tylko drzwi zamknęły się za nami, powiedział, „Ten twój człowiek.” Jego głos pokazywał kompletny brak zainteresowania, ale wiedziałam lepiej. Nie odwrócił się żeby na mnie spojrzeć. „Co sprawia, że jest tak wyjątkowy? Tylko mi nie mów, że jest twój. Jest jakiś powód, coś, co go wyróżnia.” Zerwałam się w górę schodów, po dwa stopnie na raz, król deptał mi po piętach. Ten mężczyzna zabierał mnie do Luciusa i zniewolonych kobiet, więc postanowiłam być wobec niego
2 Tłumaczenie: bivi_bavi wspaniałomyślna. „On budzi coś we mnie,” odpowiedziałam. „Rozpala moją krew w sposób, którego nie rozumiem.” „Mógłbym zrobić to samo. Obiecuję.” „Może tak. A może nie.” Pauza. A następnie, „ Co jeśli zabieram cię z powrotem na Ziemię, tylko po to żeby zabić twojego człowieka i usunąć go z mojej drogi? Jeśli oczywiście nie jest już martwy,” dodał. Zabrał naszyjnik, który wciąż trzymałam i owinął wokół swojej szyi. „Nie jest, i wiesz, że cię zabiję, jeśli go zranisz.” Ulokowałam dużo nadziei w tym jednym egocentrycznym mężczyźnie. Mimo to, byłam gotowa zabić go w każdej chwili – jeśli oczywiście on nie zabiłby mnie jako pierwszy. Chętnie jednak podjęłabym to ryzyko. „Chcę cię dla siebie,” powiedział. „Nie próbowałem ukryć tego faktu.” „Masz chyba trochę dumy, prawda?” „Nie bardzo.” W jego oczy wkradły się figlarne błyski, a on załapał mnie za rękę, zatrzymując szarpnięciem. Światło ze Skyway pieściło jego twarz, oświetlając bladą skórę. Jego ciemne włosy obrysowały się na czole. „A może ubijemy kolejny interes, ty i ja, hmm? Dam ci moją królewską przysięgę, że pomogę w uratowaniu twojego mężczyzny, jeśli spędzisz ze mną noc.” Przerzuciłam włosy przez ramię ruchem nadgarstka. „Dobiliśmy już targu. Ja cię nie pocięłam, a teraz ty zabierasz mnie do domu.” „Ach, ale mogę zrobić więcej niż tylko odprowadzić cię do domu. Mogę uratować twojego mężczyznę… i zabrać cię do EenLiego.” Był śmiertelnie poważny, bez cienia droczenia się na twarzy. Zniknął również figlarny błysk. Stanęłam, obserwując go, kąpiąc się w niezdecydowaniu. Zaufać mu. Nie ufać. Tak czy inaczej, zaoferował mi właśnie coś, czego nie mogłam odrzucić, bez względu na cenę. „Zgoda,” powiedziałam, słowo było, jak narośl w gardle. Skinął głową. „Umowa musi zostać przypieczętowana krwią.”Ukląkł, ciągnąc mnie za sobą i dobył ostrza ze swojego boku. Napięłam się, ale nie poruszyłam, kiedy przeciągnął srebrną końcówką w dół nagiej piersi. Bursztynowa krew skapywała z jego falujących mięśni. „Podaj mi rękę.”
3 Tłumaczenie: bivi_bavi Niepewnie wyciągnęłam ku niemu kończynę. Złapał mój nadgarstek i przesunął ostrzem po mojej skórze, przecinając ją. Niezbyt głęboko, jednak wystarczająco żeby upuścić krwi. Podniósł mój nadgarstek zazębiając go przed raną na piersi. Mogłam poczuć bicie jego serca, szybkie bump, bump. „Ślubuję ci moje wsparcie, Eden Black. Podaruję ci twojego mężczyznę, oraz twojego wroga.” Skinął na mnie odchylając brodę. „Teraz ty.” „Masz moją przysięgę, Devyn,” powiedziałam, trzęsąc się w środku. Gdyby istniał jakiś inny sposób, wykorzystałabym go. Jednak żadnego nie było i zdawałam sobie z tego sprawę. „Jedna noc ze mną.” Po tym jak słowa zostały wypowiedziane, powietrze wokół nas zgęstniało, stając się pstrokate jak Skyway. Żywa moc. Zamrugałam i rozejrzałam się dookoła w szoku. Wyciągnęłam nawet ręce, przesuwając palcami przez galaretowate powietrze. Wyglądało tak spokojnie i ulotnie jak sen. „Złamanie którejkolwiek z przysiąg oznacza śmierć,” powiedział, stając. Pociągnął mnie w górę obok siebie. Obserwował przez dłuższą chwilę, po czym skinął głową. „Transakcja została zawarta, Chodź.” Szliśmy zygzakiem przez kilka kolejnych korytarzy i w końcu trafiliśmy na szczyt schodów. Moje ramie paliło, ale zignorowałam lekki ból. Devyn chwycił mnie za rękę i pociągnął w kierunku basenu. ”Ja też potrzebuję naszyjnika.” Powiedziałam, wlokąc nogami, aby go spowolnić. „Po prostu się mnie trzymaj, a nic ci nie będzie.” Posłał mi nieczytelne spojrzenie. „Masz jeszcze czas, żeby zmienić zdanie.” „Nie.” „Niech będzie,” westchnął. „Co się stanie jeśli –” Chciałam wiedzieć, co by się stało gdybyśmy się rozdzielili, ale wciągnął mnie do środka dziwnie suchej galarety zanim zdążyłam dokończyć zdanie. Zostałam wessana w próżnię. Moje stopy straciły solidną podstawę, a serce przyspieszyło, prawie eksplodując w mojej piersi. Wybuchły krzyki, wijąc się wokół mnie jak liście bluszczu sięgające do słońca. Obok mojej głowy brzęczały zbyt jasne gwiazdy.
4 Tłumaczenie: bivi_bavi Zerwał się straszliwy wiatr, popychając mnie z każdej strony. Musiałam walczyć, aby pozostać w pionie i chwytać się desperacko pod rękę Devyna. Zaczęliśmy bezustannie wirować, a gwiazdy mrugały i migotały na mnie. Wiatr stał się tak gwałtowny, że wyrwał Targona z mojego uścisku. „Nie!” Krzyknęłam. „Devyn!” To on nosił naszyjnik. Musiałam dotrzeć na Ziemię. Prawda? Bez niego… Na oślep, zaczęłam macać powietrze obiema rękami, szukając go. Szukając jakiejkolwiek rodzaju kotwicy. Zamiast jednak go znaleźć, poczułam, że wszystko się uspokaja. Krzyki nagle ucichły. Światła wyblakły. Moje stopy uderzyły o solidną podstawę. Zakołysałam się. Mój puls nadal walił jak młot, ale odzyskałam równowagę. Otworzyłam oczy. I sapnęłam. Stałam w otwartym lesie wysokich, zielonych drzew. Otuliło mnie chłodne powietrze, nie suche, lecz wilgotne. Świerszcze grały leniwą melodię, a światło księżyca sączyło się zamglonymi promieniami na trawę. Zassałam powietrze, wdychając znajomy zapach sosen i kurzu. Z Ziemi. Złote kosmyki włosów przykleiły mi się do skroni, a ja odgarnęłam je drżącymi palcami. Udało mi się. Naprawdę wróciłam. Przeszukałam obszar za Targonem. Nie było go tutaj. Nie mogłam zajmować się nim w tej chwili. Musiałam znaleźć telefon. Zadzwonić do Michaela. Pobiegłam przez drzewa, determinacja dodała mi lotnych skrzydeł. Sękate gałęzie smagały mnie po twarzy, a kamienie i gałązki próbowały podcinać mi nogi. Biegłam ponad godzinę, kierując się w stronę budynków górujących na horyzoncie. Oddech palił moje gardło i płuca, ale nie zwolniłam. Kiedy dotarłam do pierwszego budynku, zdałam sobie sprawę, że to domy. Tylko w jednym świeciły się światła. Podbiegłam do drzwi i zabębniłam pięściami w grube, dębowe wejście. Kiedy nikt nie odpowiedział, uderzyłam mocniej. „Przestań hałasować,” krzyknął ktoś z góry. „Staram się zasnąć.” Mój wzrok podążył za dźwiękiem i znalazłam się wpatrując w siwowłosego mężczyznę z pomarszczoną, zirytowaną twarzą. „Muszę skorzystać z twojego telefonu.” „Musisz nauczyć się ja być cicho. Jestem zmęczony.” Marszcząc brwi, złapałam kamień z kolorowego, kwitnącego ogródka i wybiłam okno. Nie miałam czasu na otwieranie zamków, czy też bawienie się z polem identyfikacyjnym. System zabezpieczeń wybuchł serią wysokich dźwięków. Sięgnęłam przez stłuczone szkło, kuląc się, gdy ostre kawałki nacięły moją skórę, dodając kolejną ranę i wyrwałam system blokujący z bocznej ściany. Drzwi otworzyły się samoistnie.
5 Tłumaczenie: bivi_bavi Wsunęłam się do środka. Siwowłosy mężczyzna zbiegał na dół po schodach i teraz trzymał cywilną broń ogniową w rękach. „Jestem uzbrojony,” krzyknął, „i będę strzelać, by zabić.” Przesunęłam się szybko, spotykając z nim w połowie drogi, oraz podcinając w dół schodów. Pociągnął za spust, jednak strumień ognia przeleciał obok mojego ramienia. Kiedy upadł, wyrwałam mu broń z ręki. Do czasu dotarcia przez niego na sam dół, miałam luf ę wycelowaną w jego serce. „Gdzie jest telefon?” zażądałam, mój cel był stabilny i pewny. „Nie krzywdź mnie,” zapłakał. „Po prostu powiedz mi gdzie jest telefon, a nic nie będzie.” Łzy spływały mu po policzkach, kiedy wskazywał drżącymi palcami pobliski stolik. Nie podobało mi się, że tak przeraziłam tego człowieka, ale nie miałam czasu na subtelności. „Ruszysz się, a umrzesz. Zrozumiałeś?” Targał nim szloch, ale skinął głową. Utrzymując skierowaną na niego broń ogniową, przeszłam tyłem do stolika. Za pomocą jednej ręki, wystukałam na urządzeniu numer Michaela. Siwowłosy mężczyzna nie ruszył nawet mięśniem. „Tu Black,” odpowiedział wkrótce mój szef. Jak cudownie było usłyszeć jego głos. „Michael, Lucius został postrzelony.” „Eden?” Szok, szczęście i ulga mieszały się w jego wypowiedzi. „Mój Boże, Eden, powiedz, że to ty. Zginęłaś bez słowa na trzy dni. Straciliśmy twój sygnał i myślałem –” „Ze mną wszystko w porządku, ale nie mam dużo czasu.” Minęły trzy dni, ale na Targon minął tylko jeden. „Rozmawiałeś z Luciusem? Zameldował się?” „Ostatni raz meldował się, kiedy mówił, że zostałaś porwana zgodnie z planem i idzie cię wykupić. Po tym, nie odezwał się ponownie. Szukaliśmy go, ale nie znaleźliśmy po nim śladu. Przechwyciliśmy twoją lokację i tam również sprawdziliśmy. Bez skutku. Co się stało?” „Jonathan Parker go postrzelił.” „On jest ma –”
6 Tłumaczenie: bivi_bavi „Nie!” krzyknęłam. Nadal nie byłam gotowa rozważyć tej możliwości. „Myślę, że ma go EenLi i chce go sprzedać, jako niewolnika. Jest też pięć kobiet, również przeznaczonych na sprzedaż. Czy EenLi został w ogóle zauważony?” „Nie, ale znaleźliśmy martwego Jonathana Parkera.” „Wiem. Zabiłam go. Michael,” powiedziałam, mój głos drżał. „Potrzebuję cię.” „Gdzie ty do cholery jesteś, kochanie? Będę tam najszybciej jak potrafię.” „Gdzie jestem?” zażądałam od mężczyzny, u podnóża schodów. Moja natarczywość sprawiła, że brzmiałam surowo i śmiercionośnie. Jego i tak już blada twarz, zbielała na moją powtórną uwagę, a on wybełkotał kilka niezrozumiałych dźwięków. „Powiedz mi, gdzie jestem,” powiedziałam miękko. „Proszę. Nie mam zamiaru cię skrzywdzić.” Moja delikatność wyprowadziła go z pełnego grozy szoku. „Nowa Mon-montana,” wyjąkał. „Nowa Montana,” powiedziałam Michaelowi. „Możesz teraz złapać mój sygnał?” „Zobaczmy.”Minęła chwila, a dźwięk jego oddechu i kliknięcia klawiszy były jedynymi odgłosami. „Mam cię,” powiedział z satysfakcją. „Zabieramy cię do domu, dziecinko, zabieramy cię do domu.” „Nie. Chcę żebyście zabrali mnie z powrotem do Nowego Dallas. Do domu, w którym mnie trzymali. Wiem, że Eenli wciąż tam jest, a to oznacza, że Lucius również. Mogą wciąż być w środku. Musimy go uratować, Michael. Innych również. „Uratujemy,” powiedział, słysząc moją panikę. „Uratujemy. Obiecuję ci.” Dźwięk syren policyjnych przeniknął do tła. A wkrótce potem również i ich niebiesko czerwone światła. „Po prostu przyjedź tu najszybciej jak to możliwe,” powiedziałam i wyszłam z domu w ten sam sposób w który przyszłam.