Informacje dotyczące sprzedaży hurtowej, detalicznej i wysyłkowej:
ISA Sp. z o.o.
Al. Krakowska 110/114
02-256 Warszawa tel./fax (0-22) 846 27 59
e-mail: isa@isa.pl
ISBN: 978-83-7418-138-9
Zapraszamy do odwiedzenia naszej strony internetowej
www.isa.pl
PODZIĘKOWANIA
Na szczególne podziękowania zasługują: Mike Floerkey, Suzanne
Parnell i Peita Pentram, którzy wcześnie ostrzegali mnie o
nieścisłościach w fabule; David Bell, Mickey Zucker Reichert, Mike
Freeman, Perry Lee oraz Steve i Martha Mollet za praktyczne uwagi
na temat kwestii, które wykraczały poza wiedzę książkową; Deanne
Miller za ratowanie danych; Jeffrey Watson za to, że zeskanował stary
słownik, i moi redaktorzy, którzy pozwolili, by projekt rozwijał się
własną drogą - Jane Johnson, John Silbersack, Christopher Schelling.
Mojemu mężowi,
Donowi Maitzowi,
z całą miłością,
za zrozumienie dla długich, rozpaczliwych terminów,
które wykraczało poza obowiązek.
Ta książka jest dla Ciebie.
Spis treści
PODZIĘKOWANIA.....................................................................3
I. Łajdak......................................................................................12
Petycja......................................................................................20
Dar...........................................................................................28
Uniki........................................................................................33
II. Włóczęga................................................................................34
Utrapienie.................................................................................50
Proces.......................................................................................59
Więzi........................................................................................66
III. Pierwsza niesława.................................................................67
Posłaniec..................................................................................85
Eksmisja...................................................................................88
Duchowe ścieżki......................................................................95
IV. Zgromadzenie.......................................................................96
Ujawnienie.............................................................................115
Zakłócenie..............................................................................119
Losy.......................................................................................129
V. Maska...................................................................................130
Zdemaskowanie.....................................................................150
Koszmar.................................................................................158
Przeciwstawne prądy.............................................................162
VI. Kulminacja..........................................................................163
Widmo...................................................................................180
Halucynacja...........................................................................187
Podróże..................................................................................197
VII. Ship's Port..........................................................................198
Czarny Smok.........................................................................214
Zużycie...................................................................................225
Precedensy.............................................................................230
VIII. Odnowa............................................................................231
Poświęcenie...........................................................................244
Dwulicowość.........................................................................252
Wątek i osnowa......................................................................260
IX. Druga niesława...................................................................261
Przesłuchanie.........................................................................281
Zaufanie.................................................................................289
Decyzje..................................................................................299
X. Merior nad Morzem.............................................................300
Wiadomość............................................................................323
Dziewiczy rejs........................................................................327
Wizje i podróże......................................................................339
XI. Ujawnienie..........................................................................340
Spotkanie...............................................................................355
Układ......................................................................................369
Sploty.....................................................................................383
XII. Elaira..............................................................................384
Latarnia morska.....................................................................399
Leczenie.................................................................................410
Zbieżność...............................................................................427
XIII. Armia...............................................................................428
Caithdein Shandu...................................................................448
Wieści....................................................................................462
Zachód słońca, północ i południe..........................................471
XIV. Z Przełęczy do Werpoint.................................................472
Atak w zatoce Minderl...........................................................482
Rozrachunek..........................................................................498
Myśli......................................................................................509
Słowniczek................................................................................510
Książęta, czarny i biały
Przekleństwa Mgieł Upiora ofiary
Nienawiść ich związała
Krew ukoronowała
Aż do śmierci wojna prześladowała:
Walczą o cienie i o światło
Cienie oślepiają, pali światło
Krzyczą: „Śmierć cieniom, niech żyje światło!".
Fragment dziecięcej rymowanki,
rok 1220 Czwartej Ery
I. Łajdak
Rankiem w dniu, w którym czarodziej z Ligi - ten, który
ukoronował króla w Ostermere - wyruszył na północ, nic nie
wskazywało na to, by miał się skończyć trwający pięć lat pokój, jaki
zapanował po zwycięstwie nad Upiorem Mgieł.
Nikt by nie uwierzył, że właśnie w takiej chwili splot
przypadkowych okoliczności nakręci spiralę wydarzeń, które
zachwieją lojalnością i obalą królestwa. Wybrzeża Havish, pełne
głębokich, cienistych dolin, przybrały barwę ciemnej, późnowiosennej
zieleni. Na liściach osadziła się rosa, migocząc świetliście w blasku
porannego słońca. Asandir jechał w samej koszuli, a ciemny,
lamowany srebrem płaszcz, który nosił podczas koronacji, zwinął i
schował do juków. Srebrne włosy czarodzieja unosiły się swobodnie
w podmuchach morskiego wiatru. Wiatru, który potrząsał kępami
paproci na szczytach wzgórz i przyciskał pędy janowca do pokrytych
porostami skał. Kary ogier po pęciny brodził w trawie, samotny pod
bezchmurnym niebem. Miażdżone kopytami dzikie kwiaty wypełniały
powietrze słodką wonią i przyciągały pszczoły.
Po raz pierwszy od stuleci Asandir był sam i nie musiał się
spieszyć. Szalejąca na północy po uwięzieniu Upiora Mgieł bezlitosna
wojna, która zakłóciła porządek i zrujnowała handel, przygasła.
Nawet jeśli nie wszędzie zapanował ład taki, jak w Havish, ukryta
nienawiść wyrażała się teraz jedynie w konfliktach politycznych.
Asandir wiedział jednak lepiej niż inni, że pokój nie będzie trwał
wiecznie. Jego wspomnienia, bolesne i gorzkie, wypełniało echo
klątwy Upiora Mgieł mającej skłócić obu jego prześladowców. Czyste
niebo powróciło nad tę krainę za cenę przeznaczenia dwóch
śmiertelników i pokoju.
Jeśli czarodziejom z Ligi nie uda się złamać nakazu wzajemnej
nienawiści nałożonego przez Desh-thiera na przyrodnich braci,
których dary doprowadziły do jego upadku, za blask słońca trzeba
będzie zapłacić krwią. Teraz gdy tron Havish objął prawowity
spadkobierca, Asandir wyruszył, by dołączyć do towarzyszy i uwolnić
ofiary Upiora Mgieł z okowów szaleństwa.
Ponieważ zbyt dobrze pamiętał stulecia bezsłonecznej wilgoci,
by uważać ciepłą wiosnę za coś oczywistego, zadowolony jak rzadko,
pozwolił, by jego duch unosił się na wietrze. Trakt, którym podążał,
był tak zarośnięty zielskiem, że przypominał raczej ścieżkę wiodącą
wśród głogów i paproci, pojawiającą się w miejscu, gdzie jelenie
wyjadły roślinność. Mimo że mgła opadła, mieszczanie nadal obawiali
się wolnych przestrzeni, kryjących zapomniane tajemnice. Podróżnicy
na północ instynktownie wybierali drogę morską.
Czarodzieja nie niepokoiły ślady obecności parawiańskich
duchów ani fundamenty starożytnych ruin okryte kępami dzikich róż.
Jechał, trzymając luźno wodze, i bezbłędnie wybierał drogę, kierując
się wspomnieniami starszymi niż zniszczone mury. Nieobecny wyraz
jego twarzy był jednak tylko pozorem, bo na każdym zakręcie
instynktownie odbierał otaczające go naturalne energie. Padające na
jego ramiona promienie słońca okazały się błogosławieństwem,
kontrastem i akompaniamentem dla światła rzucającego cienie na
krawędziach skał.
Kiedy w tej tkaninie pojawił się dysonans, Asandir otrząsnął się
z dobrego nastroju. Wyostrzył zmysły, by odkryć jego przyczynę.
Niezależnie od tego, jakie złe wieści nadchodziły z południa,
jego wierzchowiec ich nie wyczuł. Ogier prychnął, potrząsnął grzywą
i pozwolił Asandirowi zjechać ze szlaku. Wiele minut później łomot
kopyt spłoszył skowronki, które zerwały się do lotu. Kiedy posłaniec
na zmęczonym koniu pojawił się w polu widzenia, czarodziej siedział
pochylony w siodle, a jego wierzchowiec, znudzony czekaniem, pasł
się leniwie.
Kurier nosił królewskie barwy, a charakterystyczny szkarłatny
tabard i złoty jastrząb na tarczy wskazywały na osobistego sługę
władcy. Nie był to jednak zwyczajny posłaniec, gdyż zachowywał
postawę wojownika. Zabrakło mu jednak odwagi, kiedy niepewnie
zatrzymał konia przed starcem.
Ten człowiek był głupcem przynoszącym złe wieści
czarodziejowi z Ligi.
Zirytowany Asandir przemówił, nim posłaniec zdołał opanować
niepewność.
- Wiem, że posłał cię twój pan. Jeśli mój uczeń Dakar znowu
narobił kłopotów, powtórzę to, co już powiedziałem Jego Wysokości i
namiestnikowi przed wyjazdem: ze wszystkimi problemami
wynikającymi z jego wykroczeń powinna sobie poradzić
sprawiedliwość waszego króla.
Posłaniec mocno trzymał pokryte pianą wodze, by przerażona
klacz nie weszła bokiem w paprocie.
- Proszę o wybaczenie, panie, ale Dakar się upił. Doszło do
bójki... - Spocony, blady i przerażony niezadowoleniem Asandira,
dokończył pospiesznie: - Wasz uczeń został zraniony nożem.
Uzdrowiciele króla Eldira mówią, że wykrwawi się na śmierć.
- O, czyżby?
Słowa zabrzmiały w ciszy jak zgrzyt metalu o metal. Asandir
uniósł brwi. Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie. A później
oderwał łeb karego od kępy trawy i pognał z powrotem w stronę
miasta.
Stojąc samotnie pośrodku zniszczonej drogi, królewski kurier nie
zamierzał się ociągać. Nie miał w sobie krwi klanów i nie czuł się
swobodnie w dziczy, gdzie stare kamienie pokryte dziwnymi wzorami
przyciągały i oczarowywały ludzkie myśli. Gdy tylko jego przerażona
klacz trochę się uspokoiła, delikatnie skłonił ją do kłusa, ciesząc się,
że oszczędzono mu towarzystwa czarodzieja, którego wszyscy
rozsądni śmiertelnicy bali się niczym ognia.
* * *
Miasto znane jako klejnot południowo-zachodniego wybrzeża
otaczał krąg brzydkich umocnień wokół zatoki. Wybudowane nad
labiryntem wapiennych jaskiń służących niegdyś przemytnikom,
odzwierciedlało architekturą dwanaście stuleci zmieniających się
gustów. Zniszczone przez żywioły i wojnę, niczym warstwy osadu
nosiło ślady wielu napraw i budowy kolejnych fortyfikacji. Źródłem
bogactwa Ostermere był handel morski. Mury z płowej cegły
przylegały do obwarowań z wapienia, porośniętych mchem i
wciśniętym w szczeliny karłowatym bluszczem. Całość wznosiła się
nad rzędem zwróconych na zachód, w stronę zatoki, skalnych półek,
na których tłoczyły się budowane metodą ryglową sklepy i kryte
łupkiem domy, ozdobione chorągiewkami i złotymi wstęgami
pozostałymi po uroczystej koronacji. Nawet jeśli kupieckie galery
zacumowane przy redzie już nie miały flag na masztach, nawet jeśli
straż portowa zmieniła ceremonialne stroje na skórznie i stal, w
mieście wciąż jeszcze wyczuwało się podniecenie.
Z całej krainy uhonorowano właśnie Ostermere i ogłoszono je
siedzibą króla do chwili, gdy mury Telmandiru zostaną odbudowane,
a miasto odzyska dawną chwałę. Mężczyźni wybrani do gwardii
królewskiej zachowywali stosowną ostrożność: dumni z młodego
króla otworzyli nieużywaną północną bramę, a przylegający do
murów targ oczyścili z żebraków. Pracowali jeszcze, gdy minął ich
Asandir.
Na ponurym dziedzińcu czarodziej zsiadł z konia. Rzucił wodze
bosemu chłopakowi, który dobrze poznał rumaka przez długie
miesiące, gdy przygotowywano restaurację monarchii. Bez słowa
odszedł, przeganiając gęsi i zabłąkane prosię z dróżki obok pralni.
Minął ludzi w spoconych tunikach, którzy przenosili kadzie z
ciemnym piwem, przemknął obok pomywaczki z wiadrem i ostrożnie
przeszedł wśród kłębiących się szczeniąt ogara.
Kapitan garnizonu Ostermere, który właśnie się pojawił, został
bezceremonialnie odepchnięty na bok i musiał mocno wyciągać tłuste
nogi, by dogonić czarodzieja. Podmuch wiatru pochwycił jego
niezapięty płaszcz. Chwytając dłońmi szkarłatną tkaninę, by nie
zatonąć we własnym ubraniu, kapitan zaczął relacjonować
wydarzenia.
- To był przeklęty przypadek. Szalony Prorok tak się upił, że z
trudem stał na nogach. Poszedł do kuchni, żeby spotkać się ze służącą,
z którą ponoć był umówiony. Po pijaku pocałował nie tę dzierlatkę, co
trzeba, a wtedy pojawił się jej mąż i dostał napadu furii. - Kapitan
wzruszył ramionami. - Nóż do mięsa był pod ręką, a rana...
Asandir nie pozwolił mu dokończyć.
- Szczegóły nie są ważne. - Podszedł do wejścia dla służby,
otworzył je z rozmachem i dodał: - Strażnikom przy bramie brakuje
złotych guzików.
Kapitan straży Ostermere zaklął siarczyście. Dzięki
szermierczym zdolnościom zdołał pochwycić szybko zamykające się
drzwi.
- Te tępaki dały się oskubać w kości. Żaden z nich się nie
przyznał, ale widziano z nimi Dakara.
- Tak myślałem. - Światło padające przez stare otwory
strzelnicze oświetlało ramiona Asandira, gdy przechodził przez
korytarz za spiżarniami i wspinał się po schodach. Idąc, wydawał
polecenia. - Poinformuj swojego pana, że tu jestem. Poproś go, by
dotrzymał mi towarzystwa w sypialni Dakara.
Kapitan zatrzymał się ze stopą uniesioną nad stopniem i
zawrócił.
- „Poproś pana", rzeczywiście! Umiem rozpoznać rozkazy. I
wolałbym błagać na kolanach o wyrok samego Dharkarona Mściciela,
niż być na miejscu Dakara.
Z góry dobiegł głos Asandira.
- W przypadku tego występku Szalonego Proroka wyrok
Dharkarona wydaje się zbyt łagodną karą.
* * *
Król Eldir był młodzieńcem o wysokim czole, inteligentnym i
zadziwiająco opanowanym jak na osiemnastolatka. Zjawił się w
pospiesznie narzuconym ubraniu i odsunąwszy z czoła zmierzwione
brązowe włosy, mokre od potu i świadczące o tym, że przebiegł
pędem kilka kondygnacji schodów, bez słowa rzucił płaszcz, szarfę,
tabard i stertę lamowanych złotem aksamitów na ławkę we wnęce
okiennej. Słusznie obawiając się pytań Asandira, obciągnął spodnią
tunikę, tak przetartą, że pasowałaby do ucznia rzemieślnika, i
pospiesznie zaczął bąkać wyjaśnienia.
- Przepraszam. Ale spodnie, które przysłała mi gildia krawców,
miały więcej haftek i wiązań niż gorset ladacznicy, a koronki drapią
mnie w... - przerwał, zawstydzony. Czarodziej, na spotkanie z którym
pospieszył, nie zajmował się swoim rannym podopiecznym, lecz stał
bez ruchu w wejściu, oparty ramieniem o framugę; jego twarz kryła
się w cieniu.
Młody król zbladł z przerażenia.
- Na łaskę Atha! Dotarliśmy do ciebie zbyt późno?
Asandir podniósł wzrok, a jego oczy błyszczały.
- Zdecydowanie nie. - Pochylił głowę w stronę drzwi, zza
których dochodziły ściszone głosy, jeden męski i słaby, drugi kobiecy,
pełen współczucia.
Eldir słuchał z zainteresowaniem. Najwyraźniej nawet w tak
trudnej sytuacji Szalony Prorok nie zamierzał zerwać pechowego
związku. Opanowując kłębiące się myśli, władca Havish westchnął,
rozczarowany.
- Jak widzę, już go uleczyłeś.
Czarodziej potrząsnął głową. Ponury niczym chmura gradowa,
obrócił się na pięcie, bezgłośnie podniósł zasuwę i wpadł do sypialni
Dakara.
Drzwi otworzyły się, ukazując przytulną, wypełnioną
słonecznym blaskiem alkowę, tapicerowane krzesła zdobione
rzeźbami winnych gron i łoże przykryte kołdrą. Podwójne okno
wpuszczało świeże powietrze znad oceanu, niosące jedynie nutę woni
smoły, którą węglarze sprzedawali do uszczelniania statków.
Owinięty puchową kołdrą niczym kiełbaska, pulchny mężczyzna leżał
na łóżku. Jego twarz była blada jak chlebowe ciasto, a broda
przypominała grzywkę mokrego spaniela. Pochyliwszy się, by go
ucałować, jasnowłosą posługaczkę, której mąż tak chętnie sięgał po
nóż, wyszeptała mu do ucha:
- Będę nosić po tobie żałobę i modlić się do Atha, by na wieki
zachował pamięć o tobie.
- To nie będzie konieczne! - wychrypiał Asandir od drzwi.
Stojący obok niego Eldir drgnął.
Posługaczka poderwała się z piskiem, a kołdra zatrzepotała, gdy
ukryty pod nią nieszczęśnik podskoczył niczym ryba wyrzucona na
brzeg. Dakar cofnął dłoń spod koronkowej halki i wywrócił
brązowymi oczami, otwartymi szeroko ze zdumienia.
Na chwilę czas jakby się zatrzymał. Już i tak blady, ranny uczeń
czarodzieja wydyszał stłumione przekleństwo i stracił przytomność, a
przynajmniej starał się zrobić takie wrażenie.
- Wyjdź! - Asandir skinął w stronę dziewczyny, która
porzuciwszy wszelkie pozory godności, uniosła spódnicę do kolan i
uciekła, powiewając rozwiązanymi sznurówkami.
Gdy jej kroki ucichły w korytarzu, czarodziej kopniakiem
zamknął drzwi. Zapadła nienaturalna cisza, w której odgłos beczek
piwa przetaczanych na dziedzińcu brzmiał głośno niczym grzmot. Za
otwartymi okiennicami rozlegały się okrzyki strażników, zmieszane z
głośnymi przekleństwami piekarza, który trzymał za kołnierz
leniwego pomywacza. W pełnej napięcia atmosferze komnaty
skomlenie rozbawionych szczeniąt, turkot wozów na rynku Ostermere
i krzyki mew wydawały się nierealne, jakby pochodziły ze snu.
Asandir pierwszy zwrócił się do króla, który czekał, z namysłem
marszcząc czoło.
- Choć prosiłem, by tajemnice magów nie stały się znane całemu
dworowi, chciałbym, byś pojął, jak zwiódł cię mój uczeń. - Podszedł
do łóżka Dakara i bez litości zrzucił z niego kołdry i prześcieradła.
Dakar zesztywniał i zagryzł wargi, gdy jego mistrz zerwał
zakrwawiony opatrunek z miejsca, gdzie wbił się nóż męża
posługaczki.
Tkanina ustąpiła. Była zakrwawiona, jak przystało na bandaż
przedwcześnie zdjęty ze śmiertelnej rany, ale ukryte pod nią ciało
okazało się nienaruszone.
Król Eldir westchnął.
- Dakar ma pięćset osiemdziesiąt siedem lat - wyjaśnił Asandir. -
Uczono go, jak zachować długowieczność. Jak widzisz, sam potrafi
się uleczyć.
- A więc nie groziło mu niebezpieczeństwo - prychnął z
niedowierzaniem Eldir. Splótł ręce na piersi i przechylił głowę. Skóra
jego policzków, które dopiero od niedawna golił, przybrała odcień
szkarłatu. W tej chwili nie potrzebował korony, by okazać królewski
majestat. - Dla kaprysu czempion królestwa otrzymał polecenie, że
wolno mu zajechać na śmierć moją najlepszą klacz, byleby tylko
szybko sprowadził tu czarodzieja?
Nagi, różowy i zbyt tłusty, by ukryć się w fałdach materaca,
Dakar uniósł pulchne ręce do głowy. Oblizał wargi, skrzywił się na
widok Asandira i zaczął wiercić niespokojnie.
- Przepraszam. - Wzruszył ramionami w geście nie tyle uroczym,
co pełnym desperacji.
- Gdybyś był moim poddanym, kazałbym cię stracić. - Eldir
spojrzał na czarodzieja, którego oczy błyszczały niczym rzeźnicki nóż
właśnie zdjęty z osełki. - Ale ponieważ nim nie jesteś, nie mogę ci
wyświadczyć tej przysługi.
Na palcach i tłustych nadgarstkach Dakara pojawiły się kropelki
potu. Oddychał urywanie, kolana mu drżały. Eldir skłonił się przed
Asandirem.
- Zaczekam na zewnątrz - oznajmił i z godnością ruszył w stronę
drzwi. Samotny i bezbronny przed obliczem mistrza, Dakar zasłonił
twarz dłońmi i zza tej osłony wybąkał:
- Na Atha! Jeśli znów mam kreślić labirynty wśród ziaren
piasku, miej litość i skończ ze mną.
- Zamierzam zrobić coś innego. - Asandir podszedł do łóżka i
powiedział coś ledwie słyszalnym głosem.
Odpowiedział mu przeraźliwy wrzask Dakara, który już po
chwili zmienił się w łkanie, a później ucichł.
Eldir pospieszył, żeby zamknąć drzwi, lecz czyjaś dłoń
powstrzymała go, nim je zatrzasnął. Na progu stanął Asandir.
Spokojnie zasunął zasuwę, odwrócił się do króla Havish i powiedział
wyraźnie:
- Przywołałem koszmary. Powinny męczyć Szalonego Proroka
co najmniej do zachodu słońca. Obudzi się głodny, i jak się obawiam,
wcale nie poprawi to jego charakteru. - W jednej chwili czarodziej
odzyskał humor. - Czy jestem ci winien coś więcej niż tylko złote
guziki strażników?
- Nie mnie. - Eldir westchnął, krzywiąc usta. - Najstarszy syn
seneszala postawił klejnoty matki na nieodpowiednie karty. Nie
jestem też pewien, kto właściwie rzucił wyzwanie. Ale tuczona świnia
kucharza uciekła ze swojej zagrody. Zwierzę wylądowało w
magazynie i zniszczyło zapas surowej wełny przeznaczonej dla
farbiarzy w Narms. Prawdę mówiąc, rada gildii Ostermere żąda głowy
Dakara. Kapitan straży miał rozkaz zakuć go w kajdany, gdy
wybuchła bójka w kuchni.
- Zostawiam mojego ucznia, żeby chronił cię przez jeden dzień, a
gdy wracam, widzę, że jesteś wyczerpany po bolesnej lekcji
dyplomacji. - Twarz Asandira rozjaśnił uśmiech. Położył dłoń na
ramieniu króla i ruszył korytarzem. - Od tej chwili Dakar nie będzie
miał żadnych związków z twoim królestwem. Namiestnik Machiel
zapewni ci bezpieczeństwo. Udowodniłeś, że potrafisz zadbać o
interesy Havish i złagodzić skutki nieodpowiedzialności Dakara. Ja
już wiem, co zrobię z prorokiem... jemu chyba się to nie spodoba.
- Chcesz go nadal karać? - Eldir zatrzymał się przy oknie, by
zebrać porzucone szaty. Widać nie pozbył się jeszcze starych
nawyków. - Co może być gorszego od nieprzerwanych koszmarów?
- Niewiele. - W oczach Asandira błysnęła ironia. - Kiedy Dakar
się obudzi, odeślesz go z dworu z pieniędzmi na podróż, które
pozostawię. Powiesz mu, że otrzymał nowe zadanie: ma chronić
księcia Arithona z Rathainu przed oddziałami Etarry.
Eldir zatrzymał się gwałtownie. Mimo że od tamtej pory minęło
pięć lat, po kraju nadal krążyły historie o krwawej wojnie, w której
zginęły dwie trzecie garnizonu Etarry, a ludzie klanów z północy,
lojalni wobec Arithona, zostali niemal zdziesiątkowani w obronie jego
JANNY WURTS Statki Merioru Wojny Światła i Cienia Księga II
STATKI MERIORU Tytuł oryginału: THE SHIPS OF MERIOR Copyright © 1994, 2007 Janny Wurts. Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa do wydania polskiego należą do ISA Sp. z o.o., Warszawa 2007. Ilustracja na okładce: Anna Augustyniak Mapa: Janny Wurts Wszystkie postacie występujące w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób prawdziwych, żyjących lub nie, jest całkowicie przypadkowe. Książka jest chroniona polskim i międzynarodowym prawem autorskim. Jakiekolwiek jej powielanie lub nieautoryzowany użytek jej zawartości jest niedozwolone bez pisemnej zgody wydawcy. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydanie I Wydawca: ISA Sp. z o.o. Tłumaczenie: Anna Studniarek Korekta: Aleksandra Gietka-Ostrowska Skład: Jarosław Polański
Informacje dotyczące sprzedaży hurtowej, detalicznej i wysyłkowej: ISA Sp. z o.o. Al. Krakowska 110/114 02-256 Warszawa tel./fax (0-22) 846 27 59 e-mail: isa@isa.pl ISBN: 978-83-7418-138-9 Zapraszamy do odwiedzenia naszej strony internetowej www.isa.pl
PODZIĘKOWANIA Na szczególne podziękowania zasługują: Mike Floerkey, Suzanne Parnell i Peita Pentram, którzy wcześnie ostrzegali mnie o nieścisłościach w fabule; David Bell, Mickey Zucker Reichert, Mike Freeman, Perry Lee oraz Steve i Martha Mollet za praktyczne uwagi na temat kwestii, które wykraczały poza wiedzę książkową; Deanne Miller za ratowanie danych; Jeffrey Watson za to, że zeskanował stary słownik, i moi redaktorzy, którzy pozwolili, by projekt rozwijał się własną drogą - Jane Johnson, John Silbersack, Christopher Schelling.
Mojemu mężowi, Donowi Maitzowi, z całą miłością, za zrozumienie dla długich, rozpaczliwych terminów, które wykraczało poza obowiązek. Ta książka jest dla Ciebie.
Spis treści PODZIĘKOWANIA.....................................................................3 I. Łajdak......................................................................................12 Petycja......................................................................................20 Dar...........................................................................................28 Uniki........................................................................................33 II. Włóczęga................................................................................34 Utrapienie.................................................................................50 Proces.......................................................................................59 Więzi........................................................................................66 III. Pierwsza niesława.................................................................67 Posłaniec..................................................................................85 Eksmisja...................................................................................88 Duchowe ścieżki......................................................................95 IV. Zgromadzenie.......................................................................96 Ujawnienie.............................................................................115 Zakłócenie..............................................................................119 Losy.......................................................................................129 V. Maska...................................................................................130 Zdemaskowanie.....................................................................150 Koszmar.................................................................................158 Przeciwstawne prądy.............................................................162 VI. Kulminacja..........................................................................163 Widmo...................................................................................180 Halucynacja...........................................................................187
Podróże..................................................................................197 VII. Ship's Port..........................................................................198 Czarny Smok.........................................................................214 Zużycie...................................................................................225 Precedensy.............................................................................230 VIII. Odnowa............................................................................231 Poświęcenie...........................................................................244 Dwulicowość.........................................................................252 Wątek i osnowa......................................................................260 IX. Druga niesława...................................................................261 Przesłuchanie.........................................................................281 Zaufanie.................................................................................289 Decyzje..................................................................................299 X. Merior nad Morzem.............................................................300 Wiadomość............................................................................323 Dziewiczy rejs........................................................................327 Wizje i podróże......................................................................339 XI. Ujawnienie..........................................................................340 Spotkanie...............................................................................355 Układ......................................................................................369 Sploty.....................................................................................383 XII. Elaira..............................................................................384 Latarnia morska.....................................................................399 Leczenie.................................................................................410 Zbieżność...............................................................................427
XIII. Armia...............................................................................428 Caithdein Shandu...................................................................448 Wieści....................................................................................462 Zachód słońca, północ i południe..........................................471 XIV. Z Przełęczy do Werpoint.................................................472 Atak w zatoce Minderl...........................................................482 Rozrachunek..........................................................................498 Myśli......................................................................................509 Słowniczek................................................................................510
Książęta, czarny i biały Przekleństwa Mgieł Upiora ofiary Nienawiść ich związała Krew ukoronowała Aż do śmierci wojna prześladowała: Walczą o cienie i o światło Cienie oślepiają, pali światło Krzyczą: „Śmierć cieniom, niech żyje światło!". Fragment dziecięcej rymowanki, rok 1220 Czwartej Ery
I. Łajdak Rankiem w dniu, w którym czarodziej z Ligi - ten, który ukoronował króla w Ostermere - wyruszył na północ, nic nie wskazywało na to, by miał się skończyć trwający pięć lat pokój, jaki zapanował po zwycięstwie nad Upiorem Mgieł. Nikt by nie uwierzył, że właśnie w takiej chwili splot przypadkowych okoliczności nakręci spiralę wydarzeń, które zachwieją lojalnością i obalą królestwa. Wybrzeża Havish, pełne głębokich, cienistych dolin, przybrały barwę ciemnej, późnowiosennej zieleni. Na liściach osadziła się rosa, migocząc świetliście w blasku porannego słońca. Asandir jechał w samej koszuli, a ciemny, lamowany srebrem płaszcz, który nosił podczas koronacji, zwinął i schował do juków. Srebrne włosy czarodzieja unosiły się swobodnie w podmuchach morskiego wiatru. Wiatru, który potrząsał kępami paproci na szczytach wzgórz i przyciskał pędy janowca do pokrytych porostami skał. Kary ogier po pęciny brodził w trawie, samotny pod bezchmurnym niebem. Miażdżone kopytami dzikie kwiaty wypełniały powietrze słodką wonią i przyciągały pszczoły. Po raz pierwszy od stuleci Asandir był sam i nie musiał się spieszyć. Szalejąca na północy po uwięzieniu Upiora Mgieł bezlitosna wojna, która zakłóciła porządek i zrujnowała handel, przygasła. Nawet jeśli nie wszędzie zapanował ład taki, jak w Havish, ukryta
nienawiść wyrażała się teraz jedynie w konfliktach politycznych. Asandir wiedział jednak lepiej niż inni, że pokój nie będzie trwał wiecznie. Jego wspomnienia, bolesne i gorzkie, wypełniało echo klątwy Upiora Mgieł mającej skłócić obu jego prześladowców. Czyste niebo powróciło nad tę krainę za cenę przeznaczenia dwóch śmiertelników i pokoju. Jeśli czarodziejom z Ligi nie uda się złamać nakazu wzajemnej nienawiści nałożonego przez Desh-thiera na przyrodnich braci, których dary doprowadziły do jego upadku, za blask słońca trzeba będzie zapłacić krwią. Teraz gdy tron Havish objął prawowity spadkobierca, Asandir wyruszył, by dołączyć do towarzyszy i uwolnić ofiary Upiora Mgieł z okowów szaleństwa. Ponieważ zbyt dobrze pamiętał stulecia bezsłonecznej wilgoci, by uważać ciepłą wiosnę za coś oczywistego, zadowolony jak rzadko, pozwolił, by jego duch unosił się na wietrze. Trakt, którym podążał, był tak zarośnięty zielskiem, że przypominał raczej ścieżkę wiodącą wśród głogów i paproci, pojawiającą się w miejscu, gdzie jelenie wyjadły roślinność. Mimo że mgła opadła, mieszczanie nadal obawiali się wolnych przestrzeni, kryjących zapomniane tajemnice. Podróżnicy na północ instynktownie wybierali drogę morską. Czarodzieja nie niepokoiły ślady obecności parawiańskich duchów ani fundamenty starożytnych ruin okryte kępami dzikich róż. Jechał, trzymając luźno wodze, i bezbłędnie wybierał drogę, kierując się wspomnieniami starszymi niż zniszczone mury. Nieobecny wyraz jego twarzy był jednak tylko pozorem, bo na każdym zakręcie
instynktownie odbierał otaczające go naturalne energie. Padające na jego ramiona promienie słońca okazały się błogosławieństwem, kontrastem i akompaniamentem dla światła rzucającego cienie na krawędziach skał. Kiedy w tej tkaninie pojawił się dysonans, Asandir otrząsnął się z dobrego nastroju. Wyostrzył zmysły, by odkryć jego przyczynę. Niezależnie od tego, jakie złe wieści nadchodziły z południa, jego wierzchowiec ich nie wyczuł. Ogier prychnął, potrząsnął grzywą i pozwolił Asandirowi zjechać ze szlaku. Wiele minut później łomot kopyt spłoszył skowronki, które zerwały się do lotu. Kiedy posłaniec na zmęczonym koniu pojawił się w polu widzenia, czarodziej siedział pochylony w siodle, a jego wierzchowiec, znudzony czekaniem, pasł się leniwie. Kurier nosił królewskie barwy, a charakterystyczny szkarłatny tabard i złoty jastrząb na tarczy wskazywały na osobistego sługę władcy. Nie był to jednak zwyczajny posłaniec, gdyż zachowywał postawę wojownika. Zabrakło mu jednak odwagi, kiedy niepewnie zatrzymał konia przed starcem. Ten człowiek był głupcem przynoszącym złe wieści czarodziejowi z Ligi. Zirytowany Asandir przemówił, nim posłaniec zdołał opanować niepewność. - Wiem, że posłał cię twój pan. Jeśli mój uczeń Dakar znowu narobił kłopotów, powtórzę to, co już powiedziałem Jego Wysokości i namiestnikowi przed wyjazdem: ze wszystkimi problemami
wynikającymi z jego wykroczeń powinna sobie poradzić sprawiedliwość waszego króla. Posłaniec mocno trzymał pokryte pianą wodze, by przerażona klacz nie weszła bokiem w paprocie. - Proszę o wybaczenie, panie, ale Dakar się upił. Doszło do bójki... - Spocony, blady i przerażony niezadowoleniem Asandira, dokończył pospiesznie: - Wasz uczeń został zraniony nożem. Uzdrowiciele króla Eldira mówią, że wykrwawi się na śmierć. - O, czyżby? Słowa zabrzmiały w ciszy jak zgrzyt metalu o metal. Asandir uniósł brwi. Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie. A później oderwał łeb karego od kępy trawy i pognał z powrotem w stronę miasta. Stojąc samotnie pośrodku zniszczonej drogi, królewski kurier nie zamierzał się ociągać. Nie miał w sobie krwi klanów i nie czuł się swobodnie w dziczy, gdzie stare kamienie pokryte dziwnymi wzorami przyciągały i oczarowywały ludzkie myśli. Gdy tylko jego przerażona klacz trochę się uspokoiła, delikatnie skłonił ją do kłusa, ciesząc się, że oszczędzono mu towarzystwa czarodzieja, którego wszyscy rozsądni śmiertelnicy bali się niczym ognia. * * * Miasto znane jako klejnot południowo-zachodniego wybrzeża otaczał krąg brzydkich umocnień wokół zatoki. Wybudowane nad labiryntem wapiennych jaskiń służących niegdyś przemytnikom, odzwierciedlało architekturą dwanaście stuleci zmieniających się
gustów. Zniszczone przez żywioły i wojnę, niczym warstwy osadu nosiło ślady wielu napraw i budowy kolejnych fortyfikacji. Źródłem bogactwa Ostermere był handel morski. Mury z płowej cegły przylegały do obwarowań z wapienia, porośniętych mchem i wciśniętym w szczeliny karłowatym bluszczem. Całość wznosiła się nad rzędem zwróconych na zachód, w stronę zatoki, skalnych półek, na których tłoczyły się budowane metodą ryglową sklepy i kryte łupkiem domy, ozdobione chorągiewkami i złotymi wstęgami pozostałymi po uroczystej koronacji. Nawet jeśli kupieckie galery zacumowane przy redzie już nie miały flag na masztach, nawet jeśli straż portowa zmieniła ceremonialne stroje na skórznie i stal, w mieście wciąż jeszcze wyczuwało się podniecenie. Z całej krainy uhonorowano właśnie Ostermere i ogłoszono je siedzibą króla do chwili, gdy mury Telmandiru zostaną odbudowane, a miasto odzyska dawną chwałę. Mężczyźni wybrani do gwardii królewskiej zachowywali stosowną ostrożność: dumni z młodego króla otworzyli nieużywaną północną bramę, a przylegający do murów targ oczyścili z żebraków. Pracowali jeszcze, gdy minął ich Asandir. Na ponurym dziedzińcu czarodziej zsiadł z konia. Rzucił wodze bosemu chłopakowi, który dobrze poznał rumaka przez długie miesiące, gdy przygotowywano restaurację monarchii. Bez słowa odszedł, przeganiając gęsi i zabłąkane prosię z dróżki obok pralni. Minął ludzi w spoconych tunikach, którzy przenosili kadzie z ciemnym piwem, przemknął obok pomywaczki z wiadrem i ostrożnie
przeszedł wśród kłębiących się szczeniąt ogara. Kapitan garnizonu Ostermere, który właśnie się pojawił, został bezceremonialnie odepchnięty na bok i musiał mocno wyciągać tłuste nogi, by dogonić czarodzieja. Podmuch wiatru pochwycił jego niezapięty płaszcz. Chwytając dłońmi szkarłatną tkaninę, by nie zatonąć we własnym ubraniu, kapitan zaczął relacjonować wydarzenia. - To był przeklęty przypadek. Szalony Prorok tak się upił, że z trudem stał na nogach. Poszedł do kuchni, żeby spotkać się ze służącą, z którą ponoć był umówiony. Po pijaku pocałował nie tę dzierlatkę, co trzeba, a wtedy pojawił się jej mąż i dostał napadu furii. - Kapitan wzruszył ramionami. - Nóż do mięsa był pod ręką, a rana... Asandir nie pozwolił mu dokończyć. - Szczegóły nie są ważne. - Podszedł do wejścia dla służby, otworzył je z rozmachem i dodał: - Strażnikom przy bramie brakuje złotych guzików. Kapitan straży Ostermere zaklął siarczyście. Dzięki szermierczym zdolnościom zdołał pochwycić szybko zamykające się drzwi. - Te tępaki dały się oskubać w kości. Żaden z nich się nie przyznał, ale widziano z nimi Dakara. - Tak myślałem. - Światło padające przez stare otwory strzelnicze oświetlało ramiona Asandira, gdy przechodził przez korytarz za spiżarniami i wspinał się po schodach. Idąc, wydawał polecenia. - Poinformuj swojego pana, że tu jestem. Poproś go, by
dotrzymał mi towarzystwa w sypialni Dakara. Kapitan zatrzymał się ze stopą uniesioną nad stopniem i zawrócił. - „Poproś pana", rzeczywiście! Umiem rozpoznać rozkazy. I wolałbym błagać na kolanach o wyrok samego Dharkarona Mściciela, niż być na miejscu Dakara. Z góry dobiegł głos Asandira. - W przypadku tego występku Szalonego Proroka wyrok Dharkarona wydaje się zbyt łagodną karą. * * * Król Eldir był młodzieńcem o wysokim czole, inteligentnym i zadziwiająco opanowanym jak na osiemnastolatka. Zjawił się w pospiesznie narzuconym ubraniu i odsunąwszy z czoła zmierzwione brązowe włosy, mokre od potu i świadczące o tym, że przebiegł pędem kilka kondygnacji schodów, bez słowa rzucił płaszcz, szarfę, tabard i stertę lamowanych złotem aksamitów na ławkę we wnęce okiennej. Słusznie obawiając się pytań Asandira, obciągnął spodnią tunikę, tak przetartą, że pasowałaby do ucznia rzemieślnika, i pospiesznie zaczął bąkać wyjaśnienia. - Przepraszam. Ale spodnie, które przysłała mi gildia krawców, miały więcej haftek i wiązań niż gorset ladacznicy, a koronki drapią mnie w... - przerwał, zawstydzony. Czarodziej, na spotkanie z którym pospieszył, nie zajmował się swoim rannym podopiecznym, lecz stał bez ruchu w wejściu, oparty ramieniem o framugę; jego twarz kryła się w cieniu.
Młody król zbladł z przerażenia. - Na łaskę Atha! Dotarliśmy do ciebie zbyt późno? Asandir podniósł wzrok, a jego oczy błyszczały. - Zdecydowanie nie. - Pochylił głowę w stronę drzwi, zza których dochodziły ściszone głosy, jeden męski i słaby, drugi kobiecy, pełen współczucia. Eldir słuchał z zainteresowaniem. Najwyraźniej nawet w tak trudnej sytuacji Szalony Prorok nie zamierzał zerwać pechowego związku. Opanowując kłębiące się myśli, władca Havish westchnął, rozczarowany. - Jak widzę, już go uleczyłeś. Czarodziej potrząsnął głową. Ponury niczym chmura gradowa, obrócił się na pięcie, bezgłośnie podniósł zasuwę i wpadł do sypialni Dakara. Drzwi otworzyły się, ukazując przytulną, wypełnioną słonecznym blaskiem alkowę, tapicerowane krzesła zdobione rzeźbami winnych gron i łoże przykryte kołdrą. Podwójne okno wpuszczało świeże powietrze znad oceanu, niosące jedynie nutę woni smoły, którą węglarze sprzedawali do uszczelniania statków. Owinięty puchową kołdrą niczym kiełbaska, pulchny mężczyzna leżał na łóżku. Jego twarz była blada jak chlebowe ciasto, a broda przypominała grzywkę mokrego spaniela. Pochyliwszy się, by go ucałować, jasnowłosą posługaczkę, której mąż tak chętnie sięgał po nóż, wyszeptała mu do ucha: - Będę nosić po tobie żałobę i modlić się do Atha, by na wieki
zachował pamięć o tobie. - To nie będzie konieczne! - wychrypiał Asandir od drzwi. Stojący obok niego Eldir drgnął. Posługaczka poderwała się z piskiem, a kołdra zatrzepotała, gdy ukryty pod nią nieszczęśnik podskoczył niczym ryba wyrzucona na brzeg. Dakar cofnął dłoń spod koronkowej halki i wywrócił brązowymi oczami, otwartymi szeroko ze zdumienia. Na chwilę czas jakby się zatrzymał. Już i tak blady, ranny uczeń czarodzieja wydyszał stłumione przekleństwo i stracił przytomność, a przynajmniej starał się zrobić takie wrażenie. - Wyjdź! - Asandir skinął w stronę dziewczyny, która porzuciwszy wszelkie pozory godności, uniosła spódnicę do kolan i uciekła, powiewając rozwiązanymi sznurówkami. Gdy jej kroki ucichły w korytarzu, czarodziej kopniakiem zamknął drzwi. Zapadła nienaturalna cisza, w której odgłos beczek piwa przetaczanych na dziedzińcu brzmiał głośno niczym grzmot. Za otwartymi okiennicami rozlegały się okrzyki strażników, zmieszane z głośnymi przekleństwami piekarza, który trzymał za kołnierz leniwego pomywacza. W pełnej napięcia atmosferze komnaty skomlenie rozbawionych szczeniąt, turkot wozów na rynku Ostermere i krzyki mew wydawały się nierealne, jakby pochodziły ze snu. Asandir pierwszy zwrócił się do króla, który czekał, z namysłem marszcząc czoło. - Choć prosiłem, by tajemnice magów nie stały się znane całemu dworowi, chciałbym, byś pojął, jak zwiódł cię mój uczeń. - Podszedł
do łóżka Dakara i bez litości zrzucił z niego kołdry i prześcieradła. Dakar zesztywniał i zagryzł wargi, gdy jego mistrz zerwał zakrwawiony opatrunek z miejsca, gdzie wbił się nóż męża posługaczki. Tkanina ustąpiła. Była zakrwawiona, jak przystało na bandaż przedwcześnie zdjęty ze śmiertelnej rany, ale ukryte pod nią ciało okazało się nienaruszone. Król Eldir westchnął. - Dakar ma pięćset osiemdziesiąt siedem lat - wyjaśnił Asandir. - Uczono go, jak zachować długowieczność. Jak widzisz, sam potrafi się uleczyć. - A więc nie groziło mu niebezpieczeństwo - prychnął z niedowierzaniem Eldir. Splótł ręce na piersi i przechylił głowę. Skóra jego policzków, które dopiero od niedawna golił, przybrała odcień szkarłatu. W tej chwili nie potrzebował korony, by okazać królewski majestat. - Dla kaprysu czempion królestwa otrzymał polecenie, że wolno mu zajechać na śmierć moją najlepszą klacz, byleby tylko szybko sprowadził tu czarodzieja? Nagi, różowy i zbyt tłusty, by ukryć się w fałdach materaca, Dakar uniósł pulchne ręce do głowy. Oblizał wargi, skrzywił się na widok Asandira i zaczął wiercić niespokojnie. - Przepraszam. - Wzruszył ramionami w geście nie tyle uroczym, co pełnym desperacji. - Gdybyś był moim poddanym, kazałbym cię stracić. - Eldir spojrzał na czarodzieja, którego oczy błyszczały niczym rzeźnicki nóż
właśnie zdjęty z osełki. - Ale ponieważ nim nie jesteś, nie mogę ci wyświadczyć tej przysługi. Na palcach i tłustych nadgarstkach Dakara pojawiły się kropelki potu. Oddychał urywanie, kolana mu drżały. Eldir skłonił się przed Asandirem. - Zaczekam na zewnątrz - oznajmił i z godnością ruszył w stronę drzwi. Samotny i bezbronny przed obliczem mistrza, Dakar zasłonił twarz dłońmi i zza tej osłony wybąkał: - Na Atha! Jeśli znów mam kreślić labirynty wśród ziaren piasku, miej litość i skończ ze mną. - Zamierzam zrobić coś innego. - Asandir podszedł do łóżka i powiedział coś ledwie słyszalnym głosem. Odpowiedział mu przeraźliwy wrzask Dakara, który już po chwili zmienił się w łkanie, a później ucichł. Eldir pospieszył, żeby zamknąć drzwi, lecz czyjaś dłoń powstrzymała go, nim je zatrzasnął. Na progu stanął Asandir. Spokojnie zasunął zasuwę, odwrócił się do króla Havish i powiedział wyraźnie: - Przywołałem koszmary. Powinny męczyć Szalonego Proroka co najmniej do zachodu słońca. Obudzi się głodny, i jak się obawiam, wcale nie poprawi to jego charakteru. - W jednej chwili czarodziej odzyskał humor. - Czy jestem ci winien coś więcej niż tylko złote guziki strażników? - Nie mnie. - Eldir westchnął, krzywiąc usta. - Najstarszy syn seneszala postawił klejnoty matki na nieodpowiednie karty. Nie
jestem też pewien, kto właściwie rzucił wyzwanie. Ale tuczona świnia kucharza uciekła ze swojej zagrody. Zwierzę wylądowało w magazynie i zniszczyło zapas surowej wełny przeznaczonej dla farbiarzy w Narms. Prawdę mówiąc, rada gildii Ostermere żąda głowy Dakara. Kapitan straży miał rozkaz zakuć go w kajdany, gdy wybuchła bójka w kuchni. - Zostawiam mojego ucznia, żeby chronił cię przez jeden dzień, a gdy wracam, widzę, że jesteś wyczerpany po bolesnej lekcji dyplomacji. - Twarz Asandira rozjaśnił uśmiech. Położył dłoń na ramieniu króla i ruszył korytarzem. - Od tej chwili Dakar nie będzie miał żadnych związków z twoim królestwem. Namiestnik Machiel zapewni ci bezpieczeństwo. Udowodniłeś, że potrafisz zadbać o interesy Havish i złagodzić skutki nieodpowiedzialności Dakara. Ja już wiem, co zrobię z prorokiem... jemu chyba się to nie spodoba. - Chcesz go nadal karać? - Eldir zatrzymał się przy oknie, by zebrać porzucone szaty. Widać nie pozbył się jeszcze starych nawyków. - Co może być gorszego od nieprzerwanych koszmarów? - Niewiele. - W oczach Asandira błysnęła ironia. - Kiedy Dakar się obudzi, odeślesz go z dworu z pieniędzmi na podróż, które pozostawię. Powiesz mu, że otrzymał nowe zadanie: ma chronić księcia Arithona z Rathainu przed oddziałami Etarry. Eldir zatrzymał się gwałtownie. Mimo że od tamtej pory minęło pięć lat, po kraju nadal krążyły historie o krwawej wojnie, w której zginęły dwie trzecie garnizonu Etarry, a ludzie klanów z północy, lojalni wobec Arithona, zostali niemal zdziesiątkowani w obronie jego