prezes_08

  • Dokumenty1 468
  • Odsłony563 216
  • Obserwuję485
  • Rozmiar dokumentów2.6 GB
  • Ilość pobrań351 136

Carter Ally - Dziewczyny z Akademii Gallagher 03 - Nie oceniaj dziewczyny po okładce ( ni

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :824.5 KB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

prezes_08
EBooki
Autorzy

Carter Ally - Dziewczyny z Akademii Gallagher 03 - Nie oceniaj dziewczyny po okładce ( ni.pdf

prezes_08 EBooki Autorzy Ally Carter Dziewczyny z Akademii Gallaghera 01-04
Użytkownik prezes_08 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 96 stron)

Rozdział 1 - Ruszamy.- Mężczyzna obok mnie powiedział to do małego mikrofonu schowanego w krawacie i wiedziałam , że to nie było dla mnie. Sierpniowe powietrze było gorące, pełne zapachu morskiej soli i spalin autobusowych. Korytarz ,którym szłam ciągnął się milami i wszędzie gdzie spojrzałam widziałam tylko rolety w kolorze białym, niebieskim i czerwonym. Jednakże z każdym moim najmniejszym ruchem, który towarzyszył mi w tej drodze, czułam na sobie wzrok wyszkolonych specjalistów wpatrujących się, nagrywających i analizujących każde moje spojrzenie. Cześć mnie chciała uciec jak najdalej od dużego faceta w ciemnym garniturze ,który mi towarzyszył. Kolejna część chciała podziwiać psy od wywąchiwania bomb, które badają pola w okręgu dwudziestu metrów. Jednakże większość mnie chciała kłamać innemu mężczyźnie, z podkładką w rękach i słuchawką w uchu, kiedy zapytał mnie jak się nazywam. Przedtem uczyłam się jak robić fałszywe identyfikatory i recytować wymyślone historyjki w takich sytuacjach jak ta. Powiedzenie „ Cammie ,Cammie Morgan” okazało się trudniejsze niż myślałam. Najdziwniejsze było jednak to ,że stałam i czekałam koło tego mężczyzny ,aż on zeskanuję swoją podkładkę. Gdy już to zrobił spojrzał się na mnie i powiedział: - Możesz iść w prawo. – jakbym była po prostu szesnastoletnią dziewczynką. Jakbym nie mogła być zagrożeniem. Jakbym nie mogła chodzić do szkoły dla szpiegów. Spacerując po holu, nie mogłam pomóc, ale zapamiętałam pierwszą zasadę jaką wpoił mi mój nauczyciel od tajnych operacji : obserwuj wszystko. Światła i kamery świeciły z każdego kąta. Masywna siatka pełna czerwonych , niebieskich i białych balonów wiła się jak jakiś ogromny patriotyczny pyton. W górę na półpiętrze, delegacja Texasu śpiewała o żółtych różach, podczas gdy obok nich przeszła kobieta mająca na głowie duży kapelusz z pianki w kształcie brzoskwini. Idąc tak sprawdziłam masę starych kobiet i młodych dziewcząt. Mężów i żon. Studentów i seniorów. Ostatnim razem gdy byłam w tak samo zatłoczonym miejscu był inny sezon i było to w innym mieście. Może to przez hotelową klimatyzację lub po prostu moją pamięć , powróciło to do mnie jak jakiś przypadek deja vu. Nagle rozejrzałam się dokoła i wypowiedziałam imię, które nie wypadło z moich ust od tygodni : -Zach. Potem mrugnęłam i zastanowiłam się czy zawsze jakaś cześć mnie może się martwić ,że zostanie on moim ogonem. - Tędy . – powiedział człowiek idący obok mnie. Nawet się nie zatrzymaliśmy tylko skręciliśmy w stronę biura rejestracji. Nawet nie zwolniliśmy mijając dwa rzędy wind. Zamiast tego zwróciliśmy się w kierunku wąskiego hallu usadowionego za nimi, gdzie dywany ustąpiły rozdrobnionym płytkom linoleum aż w końcu ustaliśmy naprzeciwko windy. Jestem pewna , że żaden hotelowy gość nigdy jej nie zobaczył. -Więc jesteś przyjaciółką pawia ? – zapytał agent służb specjalnych , kiedy czekaliśmy aż

drzwi się otworzą. - Słucham ? – zapytałam , bo choć nigdy nie byłam w takim hotelu to byłam pewna, że nie posiadają oni egzotycznych ptaków ukrytych na innym piętrze. - Paw – powiedział agent ponownie ,gdy wsiedliśmy do windy, która wprowadziła nas na najwyższe piętro. - Widzisz używamy nazw kodowych. – wyjaśnił jakbym była ... szesnastoletnią dziewczyną. - Więc paw i ty jesteście ... przyjaciółkami ? - spytał, i znowu zdałam sobie sprawę z tego, że nie patrzył na mnie tak jak dobrze wyszkolony, dobrze uzbrojony do spraw bezpieczeństwa zawodowego specjalista patrzy na potencjalne zagrożenie (bo wiem coś o dobrze wyszkolonych i dobrze uzbrojonych specjalistów ds. bezpieczeństwa !). Nie. Patrzył na mnie jak na ... Dziewczynę Gallaghera. Oczywiście gdy czytasz tą nazwę musisz wiedzieć, że są na świecie dwa typy ludzi – tych którzy poznali prawdę o tym co się dzieje wewnątrz ścian Akademii Gallaghera dla Wyjątkowych Młodych Kobiet oraz tych , którzy są kompletnie niedoinformowani. Ci drudzy uważają, że nasza szkoła jest snobistyczna i chodzą do niej same bogate ,i zepsute córki ważnych ludzi. To było jednak przed tym jak usłyszałam krzyk. Ponieważ drzwi windy jeszcze się do końca nie otworzyły piskliwe „ Chcę kogoś zabić !” odbiło się echem od metalowych płyt. Wtedy jednak nabrałam stu procentowego przekonania, że człowiek stojący obok mnie nie zna prawdy o Akademii. Nie ruszył nawet swojej broni , nie drgnął też gdy wyszliśmy z windy i drugi agent służb specjalnych podszedł do niego , szepcząc : - Paw jest zły. Zamiast tych wszystkich rzeczy, zaczął iść w kierunku krzyczącej dziewczyny choć była ona Dziewczyną Gallaghera. Choć była to Macey McHenry. Przed dzisiejszym dniem nigdy nie byłam w Bostonie. Nigdy nie byłam eskortowana przez agenta służb specjalnych. Ani nie byłam VIP-em ( albo przyjaciółką/współlokatorką/gościem osoby będącej VIP-em ) na krajowej konwencji politycznej. Do mojej listy nowości zaraz po byciu w najładniejszy hotelu dodałam : nigdy nie widziałam Macey tak zdenerwowanej jak była wtedy. - Naprawdę , Macey to tylko sztuczka – super, głos Cyntii McHenry dźwiękowo nie mógł bardziej różnić się od córki - To jedyny syn przyszłego prezydenta ... Jesteś jedyną córką przyszłego wiceprezydenta. ... Jeśli ludzie chcą czytać o możliwości ślubu w Białym Domupo ośmiu latach od teraz, nie widzę żadnego powodu, aby myśleli inaczej. Naprawdę, nie wiem, dlaczego musisz być, aż tak dramatyczna. Szczerze powiedziawszy jeśli pani McHenry uważała, że Macey jest dramatyczna w stosunku z chłopakami to dobrze, iż nie spotkała większości osób z mojej szkoły. - Jeśli ten chłopak ... - Ten chłopak – matka poprawiła Macey – jest synem gubernatora Wintera.

- ... spróbuje ze mną poflirtować... – ciągnęła dziewczyna jednak pani McHenry mówiła dalej. - Jeśli pojawisz się z tym chłopcem oficjalnie, pomoże to twojemu ojcu dodając mu dwóch procent w Ohio. Jeśli pojawisz się z nim. - Procenty – westchnęła Macey z irytacją – dobrze wiesz , że nie znam się na matematyce. Cóż , osobiście nie widziałam aby Macey McHenry robiła zadania z algebry liniowej bez kalkulatora ( po opanowaniu systemu Liz oczywiście, naszej współlokatorki ) jednak ta dziewczyna stojąca teraz przede mną nie była ta osobą, którą znałam ze szkoły. Nie była toteż ciągle uśmiechająca się i machająca córka trzymająca ojca za rękę widziana w krajowej telewizji. Zamiast tego była ona Dziewczyną Gallaghera , którą widzieli wszyscy nie znający prawdy o nas : snobistyczną córeczką bogatego tatusia. Gdzieś w tle było słychać włączony telewizor i nadawane w nim krajowe wiadomości: - ... Ta scena odegrała się dziś rano, kiedy to senator James McHenry wraz z rodziną przybył do Bostonu aby dołączyć do gubernatora Wintera i oficjalnie zaakceptować nominację wiceprezydencką ... - oświadczył prezenter telewizyjny. Wątpię jednak czy Macey i jej matka słyszały cokolwiek z tego oświadczenia. W tym czasie sztyletowały się spojrzeniami. - Zrobisz to Macey – powiedziała jej matka. – Zrobisz to i już ... W tej chwili jednak moja eskorta, w postaci agenta, odchrząknęła i pani McHenry odwróciła się do nas. Myślałam, że nie będzie ona zadowolona z mego przybycia jednakże kobieta odwróciła się tylko do córki i powiedziała: -Patrz , twoja mała przyjaciółka przyjechała. Kiedy jej matka mówiła o mnie , widziałam jak Macey bierze głęboki oddech a jej ręce zaciśnięte w pięści rozluźniają się. W następnej chwili dziewczyna odwróciła się i warknęła do nas : - Idziemy na spacer. -Nie zapomnij o próbie z tym chłopakiem od gubernatora ! – powiedziała pani McHenry, kiedy Macey ciągnęła mnie w stronę podwójnych drzwi. Uchwyciłam tylko zdziwione spojrzenie agenta , który nie mógł rozwikłać co łączyło mnie z Macey. W telewizji natomiast ktoś powiedział : - ... Cyntia McHenry jest znaną bizneswoman i filantropką. Para ma córkę Macey , która jest studentką Akademii Gallaghera dla Wyjątkowych Młodych Kobieta znajdującym się w Roseville , w Virginii. Nasza szkoła. W krajowej telewizji. Tysiąc myśli galopowało przez mój umysł dopóki Macey nie zatrzasnęła za nami drzwi. Wtedy na jej twarz wykwitł figlarny uśmiech i dopiero on pozwolił mi zobaczyć w tej dziewczynie moją przyjaciółkę: -Więc jak podoba ci się moja przykrywka ? – zapytała Macey.

Rozdział 2 Szpiedzy mają przykrywkę na każdą okazję : posiadają pseudonimy , fałszywe paszporty i identyfikatory. Przy większych operacjach możesz stać się kimś innym w przeciągu jednej chwili ( i czasami kapelusze są w to też zaangażowane ). Jednakże rzadko widziałam Macey pod tak głęboką przykrywką jaką była wtedy. -Paw się porusza – jeden z agentów szepnął w mankiet kiedy poruszałyśmy się po budynku tymczasowej siedziby Winter-McHenry. Mijaliśmy kolumny komputerów przy których pracowali zmęczeni stażyści ubrani w garnitury , krzyczący do siebie coś raz po raz. Wyglądali jakby nie spali od New Hampshire . Tak naprawdę miałam wrażenie , że za chwile jeden z nich powie: - Nie spałem dobrze od New Hampshire. Jednak w całym tym zamieszaniu włosy Macey były tak samo czarne i błyszczące, a jej oczy jasne jak zawsze. - Jezu , Kameleon wiesz jak trudno cię było wytropić ? – szła pozornie nieświadoma swojej urody ani tego , że wygląda w tym całym bałaganie jak księżniczka. Ludzie plątający się wokół pilnowali tylko aby jej ojciec - król zasiadł na tronie. – To znaczy , po pierwsze spróbowałam znaleźć cię w szkole ale wyobrażasz sobie wyciągnąć coś od profesor Buckingham ? – moja współlokatorka spokojnie paplała jakby w tej chwili jej twarz nie była emitowana, w każdym amerykańskim domu.. - W każdym razie później zwróciłam się do agentów tajnej służby... - Czekaj – przerwałam jej wypowiedź – Tajni agenci mają numer moich dziadów ? - No - przyznała Macey – Poprosiłam ich ale skończyło się na tym , że zdobyłam go z innego tajnego źródła. Opuściłam głos – Agencja ? – spytałam prawie szeptem. - Nie , Liz – odszepnęła Macey. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, kiedy pomyślałam o naszej najmniejszej / najmądrzejszej współlokatorce. -Więc miałaś dobre wakacje ? – spytała Macey , gdy wyszłyśmy z sali bojowej podążyłyśmy, w kierunku następnego pokoju. -Tak – powiedziałam , prawie bez tchu,. Dwa miesiące u moich dziadków w Nebrasce uczyniły mnie kompletnie bez formy ale czułam się jakbym ciągle miała walczyć z Macey więc : -To było świetnie tylko... – pomyślałam o nauczycielach, którzy sprawują różne misje w odległych zakątkach świata oraz o matce , która nie dała mi ani znaku życia aż od początku wakacji. Pomyślałam też o dwóch chłopakach. Jednego , którego nie widziałam

od miesięcy i drugiego , który mógł być wszędzie ale wiedziałam, że i tak ich już więcej nie zobaczę. - Świetne – powiedziałam w końcu – Moje wakacje były ... świetne. Macey znała mnie już na tyle aby tylko się uśmiechnąć i powiedzieć: -Moje też takie były. Nasze stopy poruszały się prawie ,że bezszelestnie na miękkim dywanie , którym był obłożony korytarz. Wychodziło się z niego na skrzyżowaniu pomiędzy centrum kongresowym a hotelem. Jeden z tajnych agentów stojących koło drzwi znów szepnął w rękaw: - Paw wjeżdża na scenę. -Więc też mam mówić na ciebie paw ? – naśmiewałam się z Macey. 1 Drop a hat (ang.) – w przeciągu chwili , hat (ang.) – kapelusz [gra słów] 2 stan w Stanach Zjed. -To zależy czy chcesz się czuć bezpiecznie w czasie snu czy wolisz.. – dziewczyna przerwała ,gdyż obok nas przeszły dwie starsze panie trzymające po największym słoneczniku jakim widziałam. Macey uśmiechnęła się do nich – tak, uśmiechnęła się takim aktualnie wiekowo uśmiechem – i powiedziała : - Dobrze, że chociaż delegacja z Kansas nie wygląda świątecznie. Zmiana w jej zachowaniu była tak łatwa jakby jej uśmiech o mocy tysięcy watów działał na zasadzie przełącznika. Włącz uśmiech , wyłącz uśmiech. Wyglądało to jak dziedzictwo CIA w jej rodowodzie. Jednak Macey i ja miałyśmy już takie pojęcie o ukrywaniu tożsamości i przechowywaniu tajemnic , że pewne było , że nie dowiemy się tego nigdy. -Więc – zmieniłam szybko temat – co u ciebie nowego ? Na to pytanie dziewczyna wyciągnęła z kieszeni kawałek papieru zapisany starannym pismem. - Godzina 6 rano : pokazywana jestem w rannych wiadomościach , o 9 : wizyta u krawcowej – przymiarka marynarki. –Macey pochyliła się nade mną i szepnęła – Wiesz , czerwony sprawa , że wyglądam buntowniczo . – Dziewczyna wznowiła jej normalną postawę i zaczęła iść szybciej prowadząc mnie do metalowych drzwi , które znajdowały się na końcu tunelu. -Jedenasta rano- kontynuowała -: zabawa z mamą i tatą. W końcu zatrzymała się przed drzwiami i pchnęła metalową klamkę, które ukrywały największy pokój jednoosobowy jaki kiedykolwiek widziałam. -Więc wiesz.. jest normalnie. Krzesła – tysięcy pustych krzeseł – rozłożone na podłodze sali. Znaki z nazwami wszystkich stanów wisiały nad nimi. Pierwszym stanem był Oregon, następnie przeszliśmy przez Delaware aż do ostatniego Kentucky. Przed nami wyrosła nagle arena, gdzie na elektronicznym ekranie przewijały się paski reklamowe oferując nowości. Może właśnie w tej chwili Macey czuła się na tyle bezpieczna aby wyszeptać :

-Dzięki , że tutaj jesteś Cam. Jej ojciec była na każdej okładce każdego magazynu w USA, ona natomiast stawała się coraz bardziej sławna. Domyślam się , że każda dziewczyna w kraju chciała być na jej miejscu. Jednak spojrzawszy jej w oczy widziałam tylko niedole, kiedy stała w tej masywnej przestrzeni, a ja byłam obok niej. Wiedziałam tylko jedno: Dziewczyna Gallaghera musi być tak samo dobra jak jej przykrywka. Znaczy się , że Macey była bardzo dobra. -Przejdźmy przez to wszystko razem i wróćmy już do szkoły dobrze ? – spytałam. -Dobrze – odparła. Przez chwilę mogłabym przysiąc, że dostrzegłam na jej twarzy cień uśmiechu. Mógłby się on rozwinąć gdyby nie odgłos zbliżających się do nas kroków i głosu mówiącego: -Witam panie. Nie wiem jak wy , ale gdy słyszę , że chłopak usiłuje nazywać nastolatki paniami nie kojarzy mi się zbyt dobrze. Zazwyczaj jest to przystojniak , używający więcej pianki do włosów niż ty. No i jest to zazwyczaj podejrzane. Jednak Winter Preston .. nie jest jednak taki. Był wysokości Macey , jednak wątpię że przesadzam sądząc iż nawet Liz pokonałaby go w walce na pięści. Jego garsonka wisiała na nim ,a na ręce miał zegarek Spidermana jakby startował do programu „Jak się nie ubierać” - Mam pytanie – szepnęła do mnie Macey – kiedy twoja mama wspomniała, na koniec roku o tym, że nie mamy używać ochrony i egzekwowania ruchów innych 3, nie miała czasami na myśli, wyjątków w postaci synów kandydata na prezydenta ? - Myślę, że to się tyczyło szczególnie ich. Nie wiem czy to w związku z obecnością tajnych agentów czy naszej siostrzanej więzi, Macey wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się ( szept w języku portugalskim jest naprawdę złym słowem ). - Wyglądasz dziś bardzo .. patriotycznie panno McHenry . – powiedział Preston lustrując Macey od góry do dołu. Spojrzałam na Macey. Była ubrana w swetrowy zestaw w kolorach : białym , błękitnym i czerwonym ( tak Macey ubrała swetrowy zestaw ! ) i o mało co nie wybuchnęłam śmiechem. -Nie wierzę , że kiedyś się spotkaliśmy – powiedział chłopak zwracając się do mnie i wyciągając rękę . – Jestem Preston . A ty musisz być .. - Zajęta – wtrąciła Macey starając się mnie odciągnąć od Wintera. - Cammie. – powiedziałam nie zwracając uwagi na współlokatorkę , która ciągnęła mnie tak długo dopóki nie uścisnęłam ręki Prestona. – Współlokatorka Macey. Chłopak ukłonił się lekko i powiedział : -Miło cię poznać Cammie współlokatorko Macey... Zanim skończył usłyszałam krzyk : -Rodzina McHenry proszę iść w lewy róg sceny.

Wymuskana kobieta lawirowała między krzesłami aby dojść do podwyższenia, a rodzice Macey podążali tuż za nią. Kobieta miała podstawkę do notowania. I małe okulary w rogowych oprawkach zwisające na grubym łańcuchu zawieszonym na szyi.. I ( aż ! ) dwa ołówki wciśnięte w jej czarny kok uformowany na środku głowy. -Rodzina Winterów , proszę na prawo! Jako , że kandydat na prezydenta był jedną z najpotężniejszych wagowo osób jakie widziała mnie mogłam , nie zauważyć iż spojrzał się on przezornie na kobietę z podstawką. -Rodzina McHenry – powiedziała znowu kobieta – Brak kompletu.. -Tutaj jestem – Macey skierowała się w stronę sceny. Na jej słowa pani McHenry wywróciła oczami, a ojciec spojrzał na zegarek. Jednak Podkładowa Lady stwierdziła tylko : - Świetnie ! Nie możemy zbudować nowego Camelotu bez naszej młodzieży. Wystarczy tylko spojrzeć na ich zdrowe twarze. - Właściwie zawdzięczam tą zdrową skórę pani, pani McHenry – cała grupa wydawała się zaskoczona odpowiedzią Prestona – zwłaszcza jego. 3 Protection and Enforcement moves (ang.) nie wiem jak to dokładnie przetłumaczyć ;) Lecz chłopak zamiast się zamknąć , ciągnął dalej : - Ten nowy krem do twarzy jest po prostu cool. Dobra robota. – dodał kiwając głową, świadomy, iż Podkładowa Lady mierzy go wzrokiem : - To ja ustanę tutaj. – powiedział i skierował się w stronę rodziców Kandydaci wraz z rodzinami przechodzili raz po raz przez podium dając złudzenie biało – niebiesko-czerwonego dywanu. Macey stała tam w centrum uwagi, kiedy ja zostałam ustawiona z tyłu sceny wśród cieni. Ilość razy , gdy Podkładowa Lady dawała praktyki gubernatorowi Winterowi i ojcu Macey w ściskaniu rąk i odwróceniu się do tłumu : 14 Liczba spojrzeń jakie Macey posyłała matce : 26 Ilość razy , kiedy to Preston próbował zwrócić na siebie uwagę Macey i został kompletnie zignorowany : 27 Ilość razy kiedy to Macey miała „spontanicznie” zacząć tańczyć ze swym ojcem : 5 Ilość minut , które przesiedziałam zastanawiając się czy wolność i demokracja to coś dobrego : 55 W południe Podkładowa Lady oznajmiła co będzie ich czekać na samym końcu : - Dokładnie o 8.04 pojawi się muzyka – kobieta podniosła ręce w dramatycznym geście. - W tym momencie – powiedziała spoglądając na kandydatów i ich rodziny poprzez ciemne okulary . – Czas zacząć spontaniczny taniec. Preston uśmiechnął się do Macey na co dziewczyna drgnęła.

- Balony spadną o 08.06, a wtedy pozostanie nam tylko świętowanie, tańce i znów świętowanie. - Już koniec ? – zapytałam się, kiedy obok mnie pojawiła się Macey parę minut później. Wyglądała bardziej odprężona niż kiedykolwiek ją widziałam ( i to nawet w tym czasie gdyprofesor Fibs powiedział , że nie będzie potrzebna aby pomóc w „nie” bolącym eksperymencie. Brak udziału w nim był cholerną ulgą .) - Chodźmy . – powiedziała Macey , kiedy zorientowałyśmy się, że Preston i tak będzie za nami szedł. - Więc może zaproszę panie na poczęstunek ? Słyszałem, że delegacja Hawai zamierza upiec świnię.. W tym momencie poczułam żal do Prestona , gdyż była to najbardziej głupia rzecz jaką kiedykolwiek słyszałam. Jednak chłopak nie przejął się tym za bardzo. Żadna cześć Prestona Wintera nie czuła chyba żalu do samego siebie. Był jedną z osób, która nie ukrywała się pod żadną przykrywką i zaczynałam go chyba za to coraz bardziej lubić. -Sorry Preston – powiedziała Macey łapiąc mnie za ramię i wskazując mi metalowe drzwi: - Obowiązki wzywają. Z dzieckiem polityków podobno się nie zadziera więc, chcąc nie chcąc ruszyłam w ich kierunku. - Hej – Preston nie dawał za wygraną – Chce iść z wami. Byłyśmy dziesięć kroków za nim jednakże chudy facet , jeden z tajnych agentów był bardzo szybki i dogonił nas. Czy oni wszędzie muszą za nami chodzić ? Macey nie namyślając się długo podeszła do wskazanych przez siebie metalowych drzwi i je pchnęła. Starszy mężczyzna, jeden z agentów , w białych roztrzepanych włosach i krzaczastych brwiach podszedł do nas bliżej. Obok nas przeszły dwie kobiety ubrane w koszulki z nadrukiem „Waszyngton dla Wintera”, kiedy to Preston dogonił nas i szedł za nami uprawiając prawie jogging. -Więc panie chodzą do tej samej szkoły , tak ? – zadyszał chłopak. - Czy wszystkie Dziewczyny Gallaghera chodzą we dwójkę ? Macey spojrzała na niego jak na karalucha. - Faktycznie , robimy to co nam najlepiej wychodzi. -Tak Preston – powiedziałam zmieniając temat. Mijaliśmy właśnie jakieś obskurne drzwi. - Musisz być podekscytowany... wiesz twój ojciec, ty jako pierwszy syn i w ogóle. - No tak – odpowiedział chłopak –Jestem bardzo podekscytowany planami ojca..

On mógł być synem polityka, a ja córką szpiega ale i tak słyszałam kłamstwo w wypowiedzianym zdaniu. Kiedy dotarliśmy do windy Macey zaczęła molestować przycisk do jej wzywania, w tym samym momencie mentalnie planując jak pozbyć się Prestona. Nie powiedziała tego jednak ja to wiedziałam. Kiedy tak staliśmy i czekaliśmy na windę, przypomniała mi się inna winda i inny chłopak. Kiedy jej drzwi w końcu się otworzyły, wszyscy weszli do środka. Było trochę ciasno więc jeden z tajnych agentów pozostał na zewnątrz. -To jest Charlie , tak w ogóle. – powiedział nagle Preston wskazując na białogłowego agenta , który wszedł do windy z nami. - Od kiedy jesteś z nami co ? Od Missouri , chyba ? Charlie nic nie odpowiedział, a jedyne co usłyszałam to szept Prestona : -To były dobre czasy. Przejazd w górę zajmował trochę dłużej niż przejazd w dół. Powinno mnie to zaniepokoić , jednak uspokoiłam się, kiedy usłyszałam cichy dzwonek oznajmiający iż jesteśmy na miejscu. Kiedy drzwi się otworzyły zobaczyłam nieznany korytarz. Mogliśmy być jedynie w innym kraju – znacznie mniejsze było podejrzenie , że jesteśmy w tym samym budynku. Weszliśmy do pokoju oświetlonego fluorescencyjnym blaskiem bez żadnych dywanów, patriotycznych koszyków. Były tutaj tylko wielkie kosze do prania. Hałas działających niedaleko maszyn i ciepło było prawie nie do zniesienia. - Na pewno wybrałaś dobry przycisk ? – zapytałam Macey. - Na kartce było napisane, 12.05:kręcenie promującego video. Na piętrze R...- zwróciła uwagę na duże R wymalowane na ścianie przed nami. Spojrzałam na Charliego , który zachowywał spokój jednakże po chwili powiedział do swojego mankietu: -Wszystko pod kontrolą . Jestem z Pawiem i Złym Psem. Obok mnie Preston szepnął: -Tą nazwę wybrałem sam. Lecz Charlie ciągnął dalej rozmowę z mankietem marynarki: -Jesteśmy na poziomie R . Czy to tu ma odbyć się kręceni filmu, czy nastała jakaś zmiana? Agent skończywszy spojrzał na mnie i powiedział: - Sprawdzają to. Powietrze było gorące i czerstwe, pokój do którego nas zaprowadzono zbyt mały, a drzwi posiadały jedynie małe okienko. -Założę się, że nie mamy tutaj być – Macey zaskoczyła mnie swoim stwierdzeniem. W tej chwili pragnęłam tylko jednego : wydostać się stąd jak najprędzej. Otworzyłam jedyne drzwi i stwierdziłam z zaskoczeniem iż znajdujemy się w jednym z najwyższych pięter, a przede mną rozciągają się schody prowadzące na dach. - Znalazłam lepsze zajęcie niż siedzenie w tym ciemnym pokoju..Za krótka namową, wyszliśmy na dach hotelu. Wiał silny wiatr zamykając metalowe drzwi , którymi tam

dotarliśmy. Podchodząc do krawędzi dachu zobaczyliśmy zabytkowy kościół i wieże górujące nad drapaczami chmur. Cześć miasta było wybudowana w nowszym stylu jednak niektóre widoczne miejsca zatrzymały się w czasie. W dole poruszały się samochody i autobusy tkwiące w korkach, ale na dachu hotelu ten cały chaos zdawał się być daleko , daleko. A to, jak sądzę, był już problem. Nie było tutaj żadnych operatorów kamer, ani specjalistów do spraw wyglądu. Spojrzałam na Macey, która powiedziała to co akurat myślałam: -To nie jest w porządku. – potem zwróciła się do Prestona. -Gdzie mamy być dokładnie ? – wyciągnęła do niego dłoń.. – Pozwól mi obejrzeć twój plan. - Okey... to ... czekaj, muszę poszukać... – Preston utknął i następnie przyznał: - Moja mam ją ma ... Spojrzałam za nami szukając Charliego , ale nigdzie go nie znalazłam. W tym momencie wszystko wydawało się zmieniać. Może to przez moje cztery lata szkolenia albo to , że byłam córką Rachel Morgan , ale w jakiś dziwny sposób wiedziałam , że jest coś nie tak w staniu na hotelowym dachu. W następnej chwili rzuciłam się w kierunku drzwi. -Hej jesteś .. – Preston spojrzał na mnie i powiedział – ... naprawdę szybką biegaczką. Ledwie to słyszałam ciągnąc drzwi z całych sił. Zostały zablokowane lub zamknięte więc ostatnia droga powrotu została odcięta. - Coś jest nie tak . – Macey nie wyczuwała wszystkiego tak dobrze jak ja , gdyż jej agencka cześć została zagłuszona przez córkę polityka , którą była. Nie spodziewała się chyba , że będzie potrzebowała swoich szpiegowskich talentów w czasie wakacji. - Coś po prostu .. – urwała nagle. Jej niebieskie oczy spojrzały na swoje ręce, w których trzymała swój dopiero co wyciągnięty plan, a następnie z powrotem na mnie. A potem w kierunku śmigłowa , który leciał zbyt nisko i zbyt szybko, kierując się prosto na nas...

Rozdział 3 Oto co na temat tajnych operacji : naprawdę złe rzeczy stają się kiedy najmniej się tego spodziewasz, zło nigdy nie walczy fairplay. Nawet nie pozwoli ci poczekać trzydziestu minut po posiłku. I nigdy , przenigdy nie pozwoli ubrać ci wygodnych butów. Tak więc szkolenie w zakresie takiego rodzaju życia oznacza, jedno : szkoła szpiegowska nie robi „prawdziwych” sesji. W pewnym momencie patrząc na kawałek kartki, którą Macey trzymała w rękach powiedziałam sobie , iż mógł być to tylko mały błąd, malutka zmiana planów. To nie oznacza jeszcze, że nasi nauczyciele celowo ściągnęli Macey na dach – ani, że znalazłam się tutaj przypadkiem razem z nią aby pomóc jej zdać jakiś straszny test. To nie oznaczało jeszcze, że nie będziemy walczyć. To nie pomagało mi uspokoić mojego galopującego serca. Ciągle jeszcze patrzałam na moją współlokatorkę gdy zapytałam ją: - Myślisz o tym samym co ja ? Macey wzruszyła ramionami. - Gdyby to byli nasi nauczyciele to by raczej nie zrobili mi tego przed nim.- dziewczyna wskazała na Prestona. Chłopak pochylał się nad balustradą obserwując chaos panujący na dole, zupełnie nieświadomy zbliżającego się niebezpieczeństwa. Pomyślałam o jego brakującym planie: - Może jego nie miało tu być ? Nie dowiedziałam się nic więcej od Macey , gdyż krążący śmigłowiec zadecydował w końcu wylądować. To tak jakby jej przykrywka byłą totalną klapą. W hotelu było mnóstwo ludzi , którzy widzieli w niej tylko córkę kandydata ale już tam – i teraz – było wiadome , że nikt nie dowiedział się prawdy kim jest naprawdę Macey Mchenry. - Hej spójrzcie – Preston ocknął się dopiero i wreszcie zauważył śmigłowiec. Zatrzymał się nagle ,kiedy lina wypadła z helikoptera i zwisała miotana podmuchami wiatru. Usłyszałam jeszcze jak metalowe drzwi ,które zostały przedtem zablokowane otwierają się. Obróciłam się pewna ,iż ujrzę nadchodzącego Charliego. Zamiast niego ujrzałam dwie zamaskowane postacie, które stanęły w słońcu. A potem nie mogłam się powstrzymać i krzyknęłam : - Jestem na wakacjach ! Czułam Macey za swoimi plecami. Preston wpatrywał się w ciemną postać, która zjeżdżała z helikoptera , jakby wdepnął w jakąś chorą grę lub koszmar. - Oni nie wyglądają na niezdecydowanych wyborców – powiedział jakby sarkazm był jego życiową bronią i miał nadzieję, że tym razem to też wypali. Zamaskowane postacie nie spieszyły się by nas dorwać. Nie było to niechlujne. Było to

zamierzone. Byli dobrzy, poruszali się do swojego celu, rozpraszając się na dachu, w równych odstępach. Macey i ja stałyśmy do siebie plecami skupiając się na centrum dachu. -Preston ! – krzyknęłam.- Padnij ! Chciałam go ukryć. Chciałam aby był nieprzytomny albo niewidomy. Chciałam go wszędzie ale nie tu. Wiedziałam już, aż za dobrze co może się stać jeżeli w Tajną operacje zostanie wmieszany cywilny chłopak. To był rozdział, którego nie chciałam przerabiać jeszcze raz. - To nie jest ... – odpowiedziałam, gdy odparowałam pierwszy cios napastnika - ... bardzo ... – wzięłam pół kroku w prawo i wylądowałam na jednym z kolan zamaskowanych postaci - ... dobry czas dla mnie ! Zamaskowany mężczyzna stanął przede mną. Za maską zaświeciły białe zęby. Prze ułamek sekundy myślałam, że to uśmiech pana Salomona. Pierwszy atakujący , który przybył z helikoptera miał niewątpliwe kobiece łuki i jakaś część mnie zastanawiał się czy to nie czasem moja matka. Jednak nagle poczułam padające z nikąd uderzenie, cios tak doskonały, że aż znalazłam się an lepkim smolistym dachu. Zobaczyłam trochę więcej – i się dowiedziałam. Wiedziałam, że nikt z Akademii Gallaghera nie byłby tak nie dbały. Wiedziałam, że pan Salomon i moja matka woleliby umrzeć niż narazić naszą szkole na tego typu sceny. Zrozumiałam, że chodzi o coś więcej przy uderzeniu pięścią – celowali nie w nadgarstek ale pomiędzy oczy. Właśnie wtedy też zdecydowałam, że muszę wyprowadzić Macey i Prestona z dachu jak najszybciej. Nie wiem jak to wytłumaczyć ale właśnie w tej chwili wszystkie lekcje P&E1 wróciły do mnie bardzo szybko. W tym momencie wiedziałam , żeby przetrwać nie wystarczą same kopnięcia i ciosy – chodzi tutaj też o geometrię i czas oraz o to aby twój refleks był szybszy , a umysł zwalniał. Być może trwało to minutę lub miesiąc. Wszystko co wiem na pewno to , to , że jeden z mężczyzn podszedł do mnie. Uchyliłam szybko głowę, kiedy to on próbował mnie znokautować. W tym czasie szybko zeskanowałam dach w poszukiwaniu jakieś broni, drogi wyjścia lub obu. I właśnie wtedy to zauważyłam – podest , którzy używają czyściciele okien, które akurat wisiało od strony dachu. Miał szyny po obu stronach i został podłączony do krążku linowego. Moje serce waliło, a wiatr huczał w uszach kiedy dotarłam do Prestona i łapiąc go krzyknęłam : - Chodź ! Usłyszałam za sobą kroki i poczułam rękę na swoim ramieniu. Obróciłam się ale zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, Preston uderzył napastnika w gardło. To był szczęśliwy traf ale i tak byłam pod wrażeniem potencjału syna kandydata na prezydenta kiedy prowadziłam go w kierunku podestu. - Uderzyłem go – Preston z szokiem wymalowanym na twarzy wpatrywał się w swoją dłoń. -Wiem, widziałam. Dobra robota. – powiedziałam kierując go na podest, jednak Preston zauważył, że kieruję go na coś co wisi przy boku budynku, który ma sześćdziesiąt pięter.

-Czekaj. – krzyknął. - Będzie dobrze. – mruknęłam. -Ale czy nie powinienem .. – powiedział z miną chłopca, który wie iż ma zachowywać się po rycersku ale za bardzo nie wie jak. Za mną usłyszałam jak Macey krzyczy z bólu. Nacisnęłam zielony przycisk wzywający podest i wepchnęłam tam Prestona. Program & Evaluation – sięgnęłam do poprzednich dzieł – to są zajęcia z samoobrony i walki wręcz - Trzymaj się – krzyknęłam, a w następnej chwili Preston znajdował się na dwudziestym piętrze, bezpieczny. Mogłabym delektować się tym faktem nieco dłużej jednak skupiłam się na tym iż kobieta podnosi rękę i wskazuje ją Macey, która stała obok mnie. - Bierz ją .- nakazała kobieta. Spojrzałam na moją przyjaciółkę, córkę senatora Stanów jednoczonych i jednej z najbogatszych kobiet na świecie. Moją przyjaciółkę, która była opisywana w każdym magazynie w Ameryce. Moją przyjaciółkę, która mogła być jedynie w snach porywaczy. Macey i ja cofaliśmy się powoli, coraz bliżej ściany i wiedziałam, że zostałyśmy przyszpilone do muru. - Nie ! – załkałam jakby miało to w czymś nam pomóc. I wtedy zobaczyłam stary odpowietrznik2 parę metrów na prawo od drzwi. To była nasza jedyna nadzieja. Upadłam na ziemię i kopnęłam odpowietrznik tak mocno jak tylko mogłam poczułam, że trochę się poruszył. Kopnęłam ponownie gdy mężczyzna rzucił się na Macey. Usłyszałam obrzydliwy trzask. Odwróciłam się i zobaczyłam, że moja współlokatorka upada z krzykiem na ziemię trzymając się za rękę. Kopnęłam odpowietrznik jeszcze raz i w końcu stary metal ustąpił. Wzięłam ten kawałek w rękę i rzuciłam w kierunku mężczyzny, który schylał się nad Macey. Usłyszałam tylko trzask metalu trafiającego w głowę. Nie zatrzymałam się jednak aby to obejrzeć tylko chwyciłam szybko Macey i zaczęłyśmy się poruszać w kierunku dziury w ścianie , którą zrobił odpowietrznik. Wystartowałam aby pobiec w jej kierunku kiedy poczułam, że ktoś złapał moje ramiona w stalowym uścisku. Jedyne co mogłam robić to drapać z całych sił. Kiedy moja wolna ręka atakowała z całych sił przed moimi oczyma mignął złoty pierścień z wygrawerowanym godłem, i mogłam przysiąc, że widziałam już gdzieś ten znak wcześniej. Szamotałam się coraz mocniej modląc się w duchu aby przez to moje tempo nie wypadło z rytmu, i abym szybko dostała się do wyjścia. Nagle przypomniało mi się, że mam na sobie jedną z koszulek z napisem „Winter- McHenry”. Miała ona z przodu guziki , które mogły mnie oswobodzić. Pociągnęłam z całej siły za przód koszulki i w tym samym usłyszałam trzask pękanej tkaniny. Usłyszałam z tyłu nerwowy wrzask kobiety. W biegu wzięłam Macey za rękę i zaczęłam ją pchać w kierunku otworu w ścianie: -Macey ! Uciekaj ! – krzyknęłam – Biegnij !

Nie myślałam. Na dodatek żadna strategia nie przychodziła mi do głowy. Żadne słówko. Nic. Był to odwieczny problem, kiedy to z teorii nagle przechodziłeś do praktyki. Spojrzałam na Macey, której ramię zwisało pod dziwnym kątem. Czułam też , że moje żebra są posiniaczone a może nawet złamane. Wiedziałam też, że walka byłabym najgorszą z opcji i zakończyłaby się szybko więc musieliśmy znaleźć stąd jakieś wyjście. Weszliśmy do wyrwy i znaleźliśmy się w budynku. - Biegnij .- powtórzyłam. W tej samej chwili usłyszałam jak za nami otwierają się metalowe drzwi i kątem oka zobaczyłam jak wyłaniają się zza nich dwie , wygięte pod dziwnym kątem nogi , które znajdowały się w jednym z pokojów maszynowych. -Charlie ... – szepnęła Macey. Otrząsnęłyśmy się z szoku i biegiem rzuciłyśmy się w kierunku windy. Mijaliśmy roztrzaskane meble i wazony. Można by pomyśleć , że od ranka minęła jakaś dekada samych wojen. Kiedy odnalazłyśmy windę poczułam, że mogę zaraz się rozpłakać. Drzwi windy były otwarte , a panel sterowania był zniszczony. Teraz nie było miejsca , w które mogłyśmy uciec czy się ukryć. Zauważyłam za nami trzy skradające się postacie 2 Urządzenie służące do odpowietrzania grzejników itp. zbliżające się aby skrzywdzić moją przyjaciółkę. Aby porwać ją do jakiegoś miejsca, którego nie mogłam sobie wyobrazić. Rozejrzałam się w poszukiwaniu broni ale dostrzegłam jedynie wózek jakim kelnerzy worzą do stołów większe posiłki. Pchnęłam go w kierunku napastników modląc się aby to coś dało i zrobiło im wielką krzywdę. Niestety trójka mężczyzn odskoczyła bezpiecznie w bok. - Cam ... – szepnęła Macey. Jej lewa ręka urosła podwójnie ale udało się jej wykonać ruch, który pokazał mi kwadratowy otwór w ścianie będący zsypem lub rynną innego rodzaju. Nie wiedziałam co to było ani dokąd prowadziło. Pchając Macey w tamtym kierunku modliłam się tylko aby stąd uciec. Jeden z mężczyzn rzuciła się do przodu z krzykiem „ nie” ale było już za późno. Grawitacja przejęła nade mną kontrolę, a ja popędziłam w nieznanym kierunku modląc się aby było to lepsze niż to co zostawiłyśmy za sobą. Spadając poczułam jak moja głowa uderza w jakiś kawałek metalu. Coś gorącego i mokrego sączyło się na moje oczy , a ja nadal czułam nadzieję. Poczułam zawroty głowy. Odwróciłam się i zobaczyłam nieprzytomną Macey leżącą na białym prześcieradle. Poczułam nagle ból , a świat wokół mnie zaczął się kręcić. W oddali słyszałam : - Narodowa Tajna Agencja ! Otwórz te drzwi ! Mój umysł zamglony i oszołomiony podryfował do ostatniego wspomnienia kiedy to moje życie wywróciło się do góry nogami. Chłopak obejmował mnie i całował czule , stojąc ze mną w mojej szkole. Przez chwilę mogłam niemal zobaczyć jego twarz pochylającą się ku mnie. Twarz zamazywała się jak nie dostrojony ekran telewizora. I nagle zapadła ciemność.

Rozdział 4 Nie wszystkie sny są takie same, jestem tego pewna. Po tym wszystkim mam już doświadczenie z wielu rodzajów snów. Jednym jest sen po wyzwaniu Bex, do walki kickboxingowej, zmęczenie przejmuje twoje ciało i rzadko coś ci się śni. Jest też rodzaj po wspaniałym obiedzie babci Motgan, który przychodzi w miejscach gdzie czuję się naprawdę bezpiecznie. I oczywiście jest też ten najgorszy kiedy to mama mówi że tata już nie wróci. Przychodzi on kiedy umysł nie ma już nic do roboty i błąka się po ciele. Może i ciało odpoczywa ale serce ma wtedy inny problem. A kiedy obudzisz się już z tego snu to modlisz się aby jeszcze raz nie przyszedł. Nigdy nie wiedziałam, iż byłoby możliwe spełnieniu tych trzech snów naraz ale jakoś tego teraz doświadczyłam. Nie pytajcie jak to się stało. Sama tego nie wiem. - Nie ruszaj się.- usłyszałam głęboki głos. Poczułam jak moje zamknięte oczy palą się do tego aby odwrócić głowę w bok gdyż zostały zaatakowane źródłem światła. Przez moją głowę przemknęło piętno nieznośnego bólu. Głęboki głos zachichotał: - Wiem, że nie lubisz przestrzegać reguł, panno Morgan ale kiedy mówię abyś się nie ruszała to radzę robić to co mówię. Mrugnęłam i powoli ułożyłam się w pozycji siedzącej czując lekki szpilki atakującego bólu. Ktoś podał mi coś do picia. Czułam jednak jakby moje usta były napełnione piaskiem , a na oczach ktoś kładł rozżarzone węgle. Starałam się siedzieć prosto lecz po kilki próbach zrezygnowałam i opadłam na poduszki. Zamrugałam parę razy i wśród rozmazanego obrazu rozpoznałam moją matkę, dyrektorkę mojej szkoły i najlepszego kobiecego szpiega na świecie. Potem odnalazłam jakoś siłę aby zapytać: - To nie był test, prawda ? Nie wiedziałam gdzie jestem ani ile czasu upłynęło od utraty mojej świadomości, ale widziałam twarz mojej matki i to mi wystarczyło. - Witamy z powrotem. – powiedział głęboki głos usłyszany już wcześniej. Odwróciłam się i zobaczyłam stojącego Joe Salomona stojącego u stóp mego łóżka. Co dziwne po raz pierwszy nie interesował mnie stan moich włosów od kiedy go spotkałam. - Panie ... – zaczęłam moich szorstkim głosem. - Tutaj – moja matka podeszła do mnie ze szklanką wody ale ja nie mogłam się napić. - Macey – zaszlochałam siadając nagle prosto. Moja głowa dryfowała, gardło miałam spalone ale nic nie mogło mnie zmusić abym przestała myśleć o mojej współlokatorce.

Tysiące pytań przyszło mi do głowy ale i tak na wierzch wypływało tylko to najważniejsze. - Macey, czy ona ... - Ma się dobrze . – uspokajała mnie mama. - Lepiej od ciebie – rzekł pan Salomon – Złamana ręka to drobnostka przy .. – ciągnął dalej, a ja w tym momencie poczułam, że mam bandaż na głowie Pamiętam upadek i to jak krew spływała na moje oczy. Następnie będąc szpiegiem czy nie , poczułam lekkie zawroty głowy i zapragnęłam opaść z powrotem na poduszki. - Gdzie ja jestem ? – zapytałam zauważywszy, iż ubrana jestem w swoją najbardziej znoszoną i najbardziej ciepła miękką piżamę. Moje ciało bolało tak jakbym nie ruszała się z rok, a świeże siniaki też dawały o sobie znać więc zmodyfikowałam moje pytanie : - Ile już tu jestem ? - Coś ponad już jeden dzień. Przenieśliśmy cię tutaj jak najszybciej.- powiedział pan Solomon. - Tutaj ? – rozejrzałam się wokół. Ściana stojąca obok mojego łóżka była szorstka w dotyku, a podłogę pokrywało lite drewno. Zdałam sobie sprawę , że muszę znajdować się w jakieś szkole lub budynku CIA. - Czy ten dom jest bezpieczny ? – nie miałam pojęcia jak było tutaj bezpiecznie . - Mam nadzieję, że tak .W końcu to mój dom. Pan Solomon miał dom. Miał ten dom. Ten kawałek normalności. Szczerze to zdziwiłam się, że mężczyzna ma w ogóle jakiś dom. - Nie używam go za często – zaczął tłumaczyć pan Solomon jakby czytając moje myśli.- Czasami się przydaje...- mężczyzna ważył słowa - ... przy okazji. Zaczęłam rozmyślać o „okazji” pana Solomona . Wiedziałam, że moja wyobraźnia jest bardzo rozległa więc pomyślałam o czymś innym zbierając odwagę aby zadać pytanie: - Charlie ? ... Mama się uśmiechnęła wygładzając swoje długie włosy. - On miał zamiar to zrobić Cam. Ma się jednak dobrze. Nie uspokoiło mnie to za bardzo. Spojrzałam okno. Słońce już zachodziło. - A Macey też tu jest ? Mój nauczyciel skinął głową. - Jest poza tym budynkiem. Minie trochę czasu zanim ucieknie spod skrzydeł agentów ale – w tym momencie spojrzał na moją matkę i znów na mnie – ciebie też to czeka. Czasami wydaje mi się jakbyśmy w Akademii spędzamy pół naszego czasu zastanawiając się co takiego widzieli i zrobili nasi nauczyciele. Jednak dziś wolałam nie pytać o szczegóły. W ten dzień widziałam tyle, że nie chciałabym słuchać żadnych opowiastek.

- Co się stało ? – nie patrzałam ani na moją matkę ani na mojego nauczyciela tylko na wzorek kołdry, którą byłam przykryta. Byłam jedyną uczestniczącą w tej akcji jednak nic innego zrobić nie mogłam niż zapytać właśnie o to. - To znaczy ... - Próba porwania ? – Pan Solomon zakończył to zdanie. Skinęłam głową starając się wyglądać równie profesjonalnie co on. – Takie rzeczy dzieją się częściej niż myślisz. Skinęłam powoli głową, uśmiechając się. Po tym wszystkim miara tajnych operacji wynikała z tego ile nikt nie wie. Jednak ludzie musieli coś o tym wiedzieć. – Te procenty nie są aż takie wielkie ale ... - Zdarzają się – potwierdziłam trząść się w duchu. Pan Solomon skinął głową. – Pewnie. – powiedział tonem oznaczającym iż jakaś jego część jest pod wrażeniem minionych wydarzeń –Tajni agenci są ciekawi co się wydarzyło na poziomie szóstym . Panno Morgan , wiesz co będziesz musiała im powiedzieć ? Kiwnęłam potwierdzająco. – Moja współlokatorka zaprosiła mnie do zwiedzania budynku. Zostałyśmy zaatakowane na dachu ale jakoś uciekłyśmy. – czułam, że recytuję jakaś wymówkę. Pomyślałam, że tą historyjkę mogłabym opowiedzieć w czternastu różnych językach. Przyszło mi do głowy też to, że moim życiem rządzą zasady których nie mogę wypowiedzieć. Spojrzałam przez okno i zauważyłam iż nie daleko znajduję się jezioro. Przy pomoście stała Macey. - Mieliśmy szczęście.. – dodałam cicho, w tym momencie odechciało mi się leżeć. W tym samym momencie zadzwonił telefon mojej matki. Kiedy ona była zajęta rozmową , wstałam i skierowałam się do staroświeckich drzwi, które prowadziły na dwór. - Nie ma tam nic złego – powiedział pan Salomon Zatrzymałam się i odwróciłam do niego, kiedy patrzał w moim kierunku. - Uwierz mi Cammie, wszystko będzie dobrze. – dotknął wyblakłej blizny na swojej skroni. – Wiem coś o tym. Pan Salomon był najlepszym nauczycielem jakiego kiedykolwiek miałam. Nie chciałam go zawieźć więc powiedziałam. - Wiem. - Hej.- powiedziałam docierając do molo. Macey stała tam patrząc na spokojne jezioro. Miała zadrapania na lewym policzku, a jej prawe oko miało czarną obwódkę. Lewe ramie nie prezentowało się lepiej. Kiedy tu szlam chciałam jej pomóc ale teraz patrząc na nią cieszyłam się, że to nie ja tak wyglądałam. - Witamy z powrotem – powiedziała – Dzięki. Jak głowa? - Boli. A Twoje ramie ? Moja współlokatorka nie odpowiedziała. Tak samo nie skomentowała mojej okropnej fryzury i siniaków na twarzy , których nie dało zakryć się korektorem.

Zbyt wiele rzeczy było do powiedzenia więc nie naciskałam na nią. Zamiast tego przesunęłam się w bok słuchając jak trzeszczą deski uginające się lekko pod moją wagą. Myślałam o tym, jak to nasza szkoła przygotowywuje nas do sytuacji jaka zdarzyła się na dachu, jednak nie uczą nas co robić po takich przeżytych wydarzeniach. W tej chwili chciałam siedzieć w klasie od tajnych zadań 1 i słuchać wykładu pana Salomona na temat jak mamy się koncentrować na każdym ruchu , oddechu, spojrzeniu czy zapachu. Chciałam też zablokować wspomnienia związane z wydarzeniem na dachu. Chciałam wiedzieć również kto to zrobiła i dlaczego. Wątpię jednak , że kiedyś się tego dowiem. Chciałam porozmawiać z kimś kto był już w takiej sytuacji i co z tym zrobił. Chciałam tysięcy rzeczy w tym momencie. Najważniejszym życzeniem było to aby znów znaleźć się w Bostonie , w hotelu , jak gdyby cała ta sytuacja z porwaniem się nie zdarzyła. W ciągu moich rozmyślań przestałam zwracać uwagę na Macey. Teraz kiedy już skończyłam filozofować stwierdziłam, że ktoś musi przekazać jej pewną „miłą” nowinę. - Wiesz , że Charlie brał w tym udział ? – powiedziałam. Macey zachowała kamienną twarz. - Miałaś jakiś kontakt z Prestonem ? Rozmawiałaś z nim ? Znów cisza. Jej wzrok skupiony był na jeziorze. - Macey ? – próbowałam nawiązać nią kontakt. – Macey ? - Podoba mi się to. – powiedziała cicho. – Znaczy ta woda. - Będziemy musieli odpowiedzieć na parę pytań. Wiesz ... - Wiem. Powiedzieli mi już o tym. Panuje tutaj atmosfera która ma uchodzić za bezpieczną. Ale tak nie jest. Prawda Cam ? – Macey odwróciła się do mnie. - Tak Macey . – przytaknęłam. – Tu nie jest bezpiecznie. Robiło się późno. Mój wewnętrzny zegar zadziałał. Coś po sposobie ułożenia słońca mówiło mi, że zbliża się już ósma. - Już czas. – powiedziała Macey jakby czytając mi w myślach. – Moi rodzice zaraz tu będą Muszę tu dotrzeć zanim ... - Rozumiem.- wyrwało mi się. - stracą głosy . –Macey dokończyła. W tym momencie w zapomnienie poszły siniaki i ból głowy. Moja współlokatorka zmusiła się do uśmiechu. – Prowadzimy aż 10 punktami w sondażach. CoveOps – tajne zajęcia (przedmiot) Nie wiedziałam co mam na to odpowiedzieć, więc nie mówiłam nic. Stałam tak słuchając dźwięków pochodzących z lasu aż w końcu nad horyzontem ukazał się helikopter. Woda jeziora została wzburzona gdy maszyna podchodziła do lądowania. Zawiał chłodny wiatr. Macey otuliła się zdrową ręką lekko drżąc. Nie było to spowodowane zimnem , a lądowaniem helikoptera domyślałam się. Jej imię było chyba we wszystkich wiadomościach w Ameryce. Nie trudno było sobie wyobrazić, że jeszcze w Bostonie, w pokoju pełnym stażystów, każda jej mowa czy chociażby krótkie ukazanie się w telewizji było solidnie przygotowywane.

Ale to wszystko było jakimś innym światem i stojąc przy przyjaciółce zdałam sobie sprawę , że po raz pierwszy w historii pan Salomon się pomylił. Ja nie odchodziłam w gorszym stanie od Macey Mchenry. Nie na długi okres czasu. Rozdział 5 Znam dźwięki jakie wydaje moja szkoła, piskliwe kroki i skrzypienie drzwi, ściszony głosy w ostatnim tygodniu roku szkolnego. głośny chaos w głównym holu przed kolacją. Pierwszy dzień nowego roku ma swoje własne dźwięki jak zatrzymujące się limuzyny, odpinanie pasów i zamykanie drzwi samochodu ,trzask walizki przed poręcze, piski dziewcząt oraz powitalne przytulanie .. Oto pierwszy semestr moich młodszych lat ... Ten semestr rozpoczął się od szeptów tak cichych że prawie ich nie usłyszałam. - Czy Mercey zrobi sobie semestr przerwy? Jedna ze starszych zapytała inną kiedy stały stłoczone poza biblioteką. - Słyszałam że musieli amputować rękę Macey i zastąpić ją bioniczną kończyną którą doktor Fibs stworzył w swoim laboratorium. Powiedziała ósmoklasistka kiedy przechodziłam przez drzwi do ich wspólnego pokoju. Dziewczyny Gallagher spędzały wolny czas rozsiane w 4 kątach pokoju ale w tym roku każda dziewczyna która wróciła z wakacji zadaję te same pytania. Więc jestem w ruchu i kręcę się po spokojnym holu jak cień aż do momentu kiedy skręciłam za róg i pobiegłam do Tiny Walters. - Jesteś cała! Powiedziałam a potem znowu. – Jesteś cała, prawda? -Tak Tina, jestem cała. -Bo słyszałam że zabiłaś jednego z nich za „przycisku kampanii’’ Tina jest nastoletnim szpiegiem w trakcie szkolenia i jedyną córką premiera publicystów plotek więc nic dziwnego że na swoje szalone teorie. Ma ich dużo przez cały czas. Ale w tamtej chwili mój umysł powrócił do tej chwili na słonecznym dachu. Zobaczyłam cień czyichś ramion, poczułam ręce które chwyciły mnie za ramiona a później usłyszałam płacz bólu jak dźgnął Winters-McHenryprzycisk do strony noszenie pierścienia, i byłam pewna że widziałam to już wcześniej. -Cam? Zapytała Tina a ja po prostu skinęłam głową.-Tak Tina. Moje gardło zrobiło się dziwne kiedy to powiedziałam. – Coś w tym stylu. I wtedy poszłam sobie. Kiedy jesteś znana jako Kameleon czasami możesz poczuć się tak jakby twoje życie było opracowaną grą w chowanego. Na szczęście jestem bardzo dobra w ukrywaniu się. Niestety moje najlepsze przyjaciółki są też bardzo dobre w szukaniu.

-Cam! Ktoś zawołał z cienia.- Wiemy że tu jesteś. Głos był miękki i miał delikatny południowy akcent i wiedziałam że może być tylko jedna osoba na tyle mała aby prze3pełzać nad tymi deskami bezszelestnie. -Och, Cammi.! Liz praktycznie śpiewała kiedy wkradła się do starożytnego korytarza który chyba był kiedyś bardzo ważną częścią podziemnej drogi i był ostatnio używany do znacznie mniej szlachetnego celu. –Pomyślałam że znajdziemy cie tutaj. Inny głos. Moja druga współlokatorka utorowała sobie drogę z cienia. Jeśli to możliwe myślę że Liz dostała nawet tinier a Bex jeszcze bardziej wyładniała w czasie wakacji. Blond włosy Liz niemal całkowicie zbielały po całym lecie spędzonym w słońcu. Akcent Bex był silniejszy jak zawsze po spędzeniu miesiąca z rodzicami w Anglii. ( Oczywiście. Bex przysięgła że sporą część tego czasu spędziła nadzorując z M16 pewien afrykański kraj, który powinien pozostać anonimowy.) Jej ciemna skóra świeciła a włosy były dłuższe niż na początku lata. – Czy nie jest jeszcze za wcześnie na ukrywanie się kochanie? Drażniła się Bex. Próbowałam się uśmiechnąć – Comnie zdradziło? Zapytałam. – Nieregularne wzory pyłu przed wejściem. Powiedziała Bex. -Robisz się niechlujna. A potem zamilkła. Silna, odważna Bex wydawała się odrzucona gdy zdała sobie sprawę z tego co powiedziała – Nie miałam na myśli.. – W porządku Bex. Powiedziałam.-Nie byłaś niechlujna. Powiedziała. Wtedy wtrąciła się Liz. – Wszyscy mówią o tym jak świetna byłaś … Jeśli by cie tam nie było to nie skończyło by się tak dobrze jak sie skończyło. Nikt nie chcę myśleć o tym jak zdarzenie mogło się skończyć. Bex „złagodzone na jeden z przewróconego pudła pudełka, które wypełnione pokoju.’’(może sami to jakoś zinterpretujecie bo ja nie umiem) – Widziałaś ją? – Nie, od następnego dnia po tamtym zdarzeniu. Zaprowadzili nas do letniego domku pana Salomona ale potem zabrał ją powrotem do rodziców. – Ona wraca. Zapytała Liz Bo wraca prawda? – Nie wiem. Powiedziałam wzruszając ramionami. To znaczy nie chcieliby żeby była z nimi cały czas, prawda? Oni chcą jej tu gdzie jest bezpieczna? -Nie wiem Liz. Powiedziałam ostrzej niż zamierzałam. –Mam na myśli.. Nie wiem czy ona …(coining) Powiedziałam ciszej. Nie wiem kto próbował to zrobić ani dlaczego.. Po prostu nie wiem. Znowu szeptałam Potem odwróciłam się i spojrzałam przez małe okrągłe okno. -Ona mnie zaprosiła. Głos bex przeszył cisze. – Przed naszym wyjazdem zadzwoniła do naszego mieszkania i zapytała czy przyjadę ale moja mama i tara byli w domu i… Bex

zamilkła nie wiedząc co powiedzieć. Przypuszczam że chęć spędzenia czasu z rodzicami nie jest oznaką słabości. – Powinnam tam być. Nie brzmiała jakby była zła że przegapiła dobrą walkę. Zamiast tego brzmiała jakby czuła się winna. – Ja też. Powiedziała Liz zatapiając się w zakurzonej podłodze. Mogłam jechać ale zostało mi tylko kilka dni z rodzicami więc odmówiłam. Skinęłam głową. Wszyscy myślą że mamy dużo czasu żeby spędzać czas razem ale w każdym życiu, szczególnie szpiega to że jutro będziesz żył nie jest gwarantowane. I to jest najważniejsza rzecz jakiej nauczyliśmy się w czasie naszych letnich wakacji. -Tina Walters mówi że rodzice Marcey wynajęli ex-nay seal aby podszywał się pod Szerpa o ukrył Marcey w Himalajach ż wybory się skończą. Zaoferowała Liz. -Tak, Tina Walters mówi wiele rzeczy i zwykle jest w błędzie.. Odpowiedziała Bex. Myślałam o tym jak bliska prawdy może być teoria Tiny: Pamiętam jak Tina przez lata mówiła że nie ma/ było żadnej elitarnej szkoły szkolącą chłopców na szpiegów, a my wszystkie myślałyśmy że to jakaś szalona plotka aż do ostatniego semestru kiedy Instytut Blackthorne przeniósł się do Fast Wind dosłownie kilka stóp od miejsca w którym teraz jesteśmy. Więc rozejrzałam się po tej pustej, zakurzonej przestrzeni i powiedziałam: Nie zawsze. Zeszłej wiosny dowiedzenie się kim są chłopcy oraz tego czy są godni zaufania wydawało się najważniejszą misją w naszym życiu. Wiele podsumowań nadzoru oraz wzorców zachowań wisiało nadal wzdłuż ścian naszej dawnej kwatery głównej ale taśma zaczynała się już odklejać. Przewody nadal biegły do wschodniego skrzydła przypominając czasy kiedy chłopcy z Blckthorne wydawali się być jak misja która ma nas przygotować do życia w realnym świecie dopóki nie osaczył nas na dachu w Massachusetts. Liz musiała chyba czytać mi w myślach bo usłyszałam jak mówi: - Czy miałam jakieś wieści od.. no wiesz.. Wróciłam myślami do wszystkich wirujących obrazów które wypełniały mój umysł zanim wszystko stało się ciemne i straciłam przytomność żę prawie zapytałam –Czy mam halucynacje po tylu urazach głowy? Ale nie zrobiłam tego ponieważ: A) Mogę być na bardzo dobrej drodze do szaleństwa a dla dziewczyny Gallagher jej szaleństwo może najniebezpieczniejszym rodzajem szaleństwa jaki w ogóle istnieje. Więc zamiast odwrócić się i nadal patrzeć przez okno na długie rzędy limuzyn wjeżdżających Highway 10 odwożąc moje koleżanki ze szkoły do bezpiecznych murów naszej szkoły. To ta sama scena którą widuję od lat, te same samochody, te same dziewczyny ale w następnej chwili ta scena całkowicie się zmieniła. ‘’Mats dziesiątki z nich pędził w dół drogi. poślizgu do rowów po stronie drogi.’’ (sorry ale nie miałam pojęcia jak to przetłumaczyć) Ludzie obracali się i zaczęli regulować anteny satelitarne i inne urządzenia. Wokół szkoły roiło się od śmigłowców.

- OMG! Mruknęłam wciąż patrząc czując Bex i Liz tłumiące się wokół okna po obu moich stronach. Patrzyłam na moje najlepsze przyjaciółka kiedy dźwięk syren rozdarł powietrze: Kod czerwony, kod czerwony, kod czerwony! - CO to znaczy? Krzyknęła Liz. Bex i ja tylko się uśmiechnęłyśmy. - Macey wraca do domu. *ex-nay seal coś w stylu ochroniarzy czy tajniaków jak mniemam

Rozdział 6 Nie trzeba być geniuszem aby wiedzieć, że cały świat może sie zmienić w mgnieniu oka i zaraz po tym jak wybiegłam z tajnego przejścia wychodząc na korytarz na drugim piętrze mogłam zobaczyć, usłyszeć i poczuć różnice. Na co dzień czuło się jak w grobie a teraz zamiast ciszy i kamienia cała szkoła była w ogniu (bez prawdziwego pożaru oczywiście). Czerwone światła błysnęły niewyraźnie. Po prawej stornie plakat reklamujący okazję spędzenia semestru w Paryżu zsunął się zasłaniając wyświetlacz tajnych technik pisania używanych od wieków. ( które nie do końca były potrzebne bo od tego miesiąca używamy m.in. niewidzialnego atramentu). Kiedy minęłyśmy szyfrowanie i dział kodowania zobaczyłam plakietkę na drzwiach na której widniał napis Biuro Łącznikowe Ivy League. Nasza szkoła pozostanie tajemnicą ciągnąc dalej swoja przykrywkę tak sprawnie jak to potrafi zrobić każdy doświadczony agent operacyjny. Kiedy Bex, Liz i ja wpadłyśmy w tłum ośmioklasistek w drodze do na straży poza ochrony i egzekwowania stodoła, nie mogłam pomóc, ale się uśmiechałam. Po wszystkim, minęło 364 dni od kiedy Macey po raz pierwszy do nas przybyła (oda red. Wydawało się że tylko dopasowanie może sprawić żeby wróciła do nas w jednym kawałku. Gdy biegłyśmy Holem Historycznym patrzyłam jak miecz Gillian Gallagher znika do miejsca w którym przechowujemy nasze największe skarby i coś mnie tknęło. Nie mieliśmy Czerwonego Kodu z powodu Macey, mieliśmy go z powodu Macey i kogoś kto wracał z nią. Drzwi z gabinetu mojej mamy była otwarte/uchylone. Wewnątrz zobaczyłam naszą panią dyrektor ubraną w jej najlepszy garnitur i ponury wyraz twarzy. - Przypuszczam że jesteśmy gotowi do naszego zbliżenia. Powiedziała. W momencie w którym weszłyśmy do biura usłyszałyśmy więcej głosów. - Teraz cała Ameryka czeka na pierwszy wywiad z Macey McHenry, odważną, młodą kobietą, która tak niedawno była w centrum uwagi i niebezpieczeństwie. Oczywiście częścią kodu czerwonego jest doprowadzenie dyrektorki i biura do wyglądu biurowego jak w każdej normalnej szkole oraz dodanie telewizji) Bex przerzucała kanał po kanale aż doszliśmy do obrazu który nas zamroził. Oto on:

-Wysoki korespondent powiedział do mikrofonu kiedy ona przechadzała się po znanym odcinku autostrady nr 10 poza bramą Akademii Gallagher dla wyjątkowych młodych kobiet gdzie jedna z właśnie tych wyjątkowych kobiet wkrótce powróci po najbardziej traumatycznym zdarzeniu w jej życiu. Jednak pozostaje pytanie: Czy te mury wystarczą by utrzymać Macey McHenry bezpieczną? Syreny w końcu ucichły. Moja mama powiedziała – Już czas. - Dobrze więc są rzeczy które musisz wiedzieć o szkole dla szpiegów. Nie chodzi o ukrywanie jej. Nie. Bo nie oszukujmy się. Szkoła ma uczniów, uczniowie mają rodziców a rodzice mają pytania. Według Liz rodzice którzy nie są szpiegami mają dużo oczywistych pytań takich jak np.: To gdzie tak właściwie jest ta twoja szkoła? (W przypadku rodziców którzy są szpiegami jest bardziej prawdopodobne że włamią się do bazy danych rządowych lub umieszczą swojemu dziecku moduł GPS w zębach czy coś w tym stylu). W każdym razie trzeba mieć rzeczywisty obraz szkoły do pokazania całemu zewnętrznemu światu ale jak wszystko w moim życiu moja szkoła nie jest dokładnie tym na co wygląda. Zeszłam za moja mama w dół rozległych schodów do ogrodu, nie mogłam pomóc ale myślę że nasza pierwsza linia obrony była wystawiona na próbę bo nawet jeśli Akademia Gallagher nigdy nie była tak naprawdę ukryta (w końcu jest to duża rezydencja) to moja szkołą nie lubiła znajdować siew centrum uwagi. Kiedy Lillian Gallagher przekształciła jej rodzinny dom w szkołę gdzie młode kobiety mogą się uczyć tajnych umiejętności których mężczyźni nigdy ich nie nauczyli miała swój powód żeby nie umieszczać na przed szkoła znaku „ Akademia Edukacji Pracowników Rządowych Gallagher” od 1865roku. Zamiast tego nazwała to szkoła kształcącą dla najbardziej niezwykłych kobiet czasów. Nasza okładka ewoluowała z czasem ale nasz główna misja pozostała ta sama: upewnij się że nikt nie wie jak wyjątkowe naprawdę jesteśmy. Co nie oszukujmy się jest to dużo łatwiejsze kiedy twoich ruchów nie nagrywa na video 20 załóg krajowych wiadomości. Gdy dotarliśmy do drzwi głównych mogłabym przysiądź że wszyscy w szkole wstrzymali oddech gdy moja matka je otworzyła i wyszła na zewnątrz. Ciepłe promienie słoneczne schodziły w dół. Mój żołądek burczał i przez sekund zastanawiałam się co nasz szef kuchni szykuję dla nas na powitalny obiad ale kiedy zobaczyłam 3 czarne Suvy przejeżdżające przez bramę straciłam całkiem apetyt. -Secret Service szepnęła do nas moja mama gdy jechali w dół alei. Pamiętam że nawet protektorowie Macey nie wiedzieli co naprawdę kryje się za murami naszej szkoły. Mężczyzna wyglądający na wyszkolonego(skutecznego) z nuta szarości przechodzącą po jego ciemnych włosach wysiadł z jednego z pojazdów i podszedł do nas. -Pani Morgan? Agent Hughes. Rozmawialiśmy przez telefon. -Tak. Powiedziała mama. Jest pan agentem rodziny McHenry zajmującym się szczegółami bezpieczeństwa. To ten termin zgadza się? Spytałam jakby to było dla niej

coś zupełnie nowego. Mężczyzna uśmiechnął się i skinął głową. – Tak proszę pani. Powiedział - Proszę się o nic nie martwić. Nasi przedstawiciele będą odpowiadać za bezpieczeństwo panny McHenry. Odpowiedzą na wszystkie pytania jakie pani ma i poinformują panią czego od pani potrzebują. Nikt nie oczekuje od pani że będzie pani myślała jak profesjonalny ochroniarz. - To dla mnie duża ulga. Powiedziała moja mama w najbardziej niewiarygodnym i nie ironicznym głosem jaki kiedykolwiek słyszałam. ( Czy już wcześniej wspomniałam że moja mama jest NAJLEPSZYM SZPIEGIEM JAKI BYŁ!) – Och, przepraszam.. powiedziała moja matka patrząc na agenta Hughes a następnie na nas. – Proszę pozwolić mi przedstawić współlokatorki Macey. To jest To jest Elżbieta Sutton Rebecca Baxter i moja córka Cammie. Ale agent Hughes jej nie słuchał. Był zbyt zajęty gapiąc się na mnie, dziewczynę na którą prawie nikt nie patrzył. – Byłaś na dachu? Zapytał ale nie było to pytanie i podszedł bliżej. Jego wzrok przemknął po bandażu na mojej głowie jakby jego oczy przeszukiwały myśli. - O nic się nie martw młoda damo. Będziemy dbać o was wszystkich. Skinęłam głową patrzyłam przed siebie myśląc o mojej przykrywce. Miałam się bać, być zmęczona i gotowa by pozwolić komuś innemu walczyć za Macey. Wtedy przypomniałam sobie że najlepsza przykrywka zawsze ma swoje korzenie w prawdzie. – Mury otaczają cały teren? Zapytał agent Hughes kiedy przechodziliśmy naokoło kampusu. – Tak. Powiedziała moja mama. -Zgodnie z planem macie tu kamery? Jego wzrok dryfował po ścianach pokrytych bluszczem. – Tak. Powiedziała spokojnie moja mama. – Niektóre. (Faktycznie istnieje 2546 ale z oczywistych względów nie miała zamiaru dzielić się z nim tą informacją.)- Cóż mówił dalej agent.- Jestem pewien że nasi ludzi mogą w jakiś sposób sie porozumieć. Zdawał się rozważać swoje słowa- I poprawić(dokręcić) parę rzeczy. -Tak. Powiedziała moja mama patrząc na mnie jak na córkę która prześlizgiwała się przez bariery ochrony Akademii Gallagher od lat. – To byłoby bardzo pomocne. A potem panika Secret Service miała się jeszcze zaostrzyć Secret Service zamierzało dokręcać rzeczy? - Jako zespół przekazaliśmy wam że będziemy umieszczać jednego z naszych agentów z panna McHenry. -Secret Service zamierza wprowadzić tu swoich ludzi -Na cały czas. Dodał agent Hughes. – Ktoś będzie chodził z nią do klasy. Mieszkać tu. Towarzyszyć jej wszędzie. -Secret Service będzie towarzyszyć nam cały czas? Spojrzałam na moje przyjaciółki i widziałam że czują ten sam strach który ja teraz czułam. Nasza szkołą przygotowywała