wotson

  • Dokumenty43 350
  • Odsłony2 221 819
  • Obserwuję1 467
  • Rozmiar dokumentów64.9 GB
  • Ilość pobrań1 772 888

Marion Chesney (jako M. C. Beaton) - Hamish Macbeth 14 - Hamish Macbeth i śmierć scenarz

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

Marion Chesney (jako M. C. Beaton) - Hamish Macbeth 14 - Hamish Macbeth i śmierć scenarz.pdf

Użytkownik wotson wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 225 stron)

SERIA KRYMINAŁÓW Hamish Macbeth TOM 14 Hamish Macbeth i śmierć scenarzysty M.C. Beaton

W SERII KRYMINAŁÓW Hamish Macbeth ukażą się: Tom 1. Hamish Macbeth i śmierć plotkary Tom 2. Hamish Macbeth i śmierć łajdaka Tom 3. Hamish Macbeth i śmierć obcego Tom 4. Hamish Macbeth i śmierć żony idealnej Tom 5. Hamish Macbeth i śmierć bezwstydnicy Tom 6. Hamish Macbeth i śmierć snobki Tom 7. Hamish Macbeth i śmierć żartownisia Tom 8. Hamish Macbeth i śmierć obżartucha Tom 9. Hamish Macbeth i śmierć wędrowca Tom 10. Hamish Macbeth i śmierć uwodziciela Tom 11. Hamish Macbeth i śmierć zrzędy Tom 12. Hamish Macbeth i śmierć macho Tom 13. Hamish Macbeth i śmierć dentysty Tom 14. Hamish Macbeth i śmierć scenarzysty

Tytuł serii: Seria kryminałów Hamish Macbeth Tytuł tomu: Hamish Macbeth i śmierć scenarzysty Tytuł oryginalny tomu: Death of a scriptwriter, A Hamish Macbeth Mystery

Dla Mary Devery z Cheltenham, z wyrazami miłości

ROZDZIAŁ PIERWSZY Niestety, ta wiosna przekwitnie wraz z róża! Tak jak ten rękopis, co młodością pachnie! Edward Fitzgerald Patricia Martyn - Broyd od lat nie napisała żadnej powieści kryminalnej. Gdy skończyła siedemdziesiąt lat, przeszła na emeryturę i przeniosła się w góry, do miejscowości Cnothan, położonej na wschodzie Sutherland, gdzie zamieszkała w schludnym, niskim, bielonym domku. Na obrzeżach Cnothan mieszkała już od pięciu lat. Miała nadzieję, że te dzikie, puste tereny zainspirują ją ponownie do pisania, jednak za każdym razem, kiedy siadała do swojej starej, wysłużonej maszyny marki Remington, czuła ciężar porażki, który kładł się jej na ramionach, a słowa nie chciały przychodzić. Od piętnastu lat nie wydała żadnej książki. Ostatni kryminał jej autorstwa, „Sprawa przypływów" z 1965 roku, której bohaterką była szkocka pani detektyw z wyższych sfer, lady Harriet Vere, odniosła umiarkowany sukces. Jak na swój wiek, Patricia wyglądała wspaniale. Miała gęste, śnieżnobiałe włosy, szczupłą, wysportowaną sylwetkę i mocne, proste ramiona. Nos Patricii był wąski i zakrzywiony jak dziób ptaka, a na jej jasne, błękitne oczy opadały ciężkie powieki. Była córką pośrednika handlu ziemią, jej ojciec nie żył od wielu lat, podobnie jak jej matka. W młodości Patricia była przewodniczącą klasy, która bardziej słynęła z tytułów, jakie zdobyli jej uczniowie, niż z poziomu nauczania. Zauroczenie nauczycielem angielskiego było początkiem jej zainteresowania się powieściami detektywistycznymi, a po nieudanym wystąpieniu na londyńskim balu debiutantek postanowiła zająć się pisaniem.

Nigdy nie zapomniała, jak bardzo była wzruszona po wydaniu swojej pierwszej książki. Fabuły jej powieści były skomplikowane i starannie opracowane. Lubiła wątki związane z rozkładami kursów pociągów, czasami przypływów i odpływów czy trasami londyńskich autobusów. Główna bohaterka jej powieści, lady Harriet Vere, dorastała wraz z Patricią w świecie, gdzie każdy znał swoje miejsce w społeczeństwie i wiedział, co należało się lepiej urodzonym. Lekkości fabule nadawali zabawni służący lub nikczemni kamerdynerzy i ogrodnicy czy też nieporadni policjanci, którzy zawsze byli oszołomieni odkryciami lady Harriet. Świat się zmieniał, a Patricia pozostała taka sama, tak samo jak bohaterzy jej książek. Powieści zaczęły się gorzej sprzedawać. Miała dochód z rodzinnego majątku, więc nie musiała szukać innej pracy. W końcu doszła do wniosku, że wyjazd na daleką północ Szkocji powinien ją zainspirować. Chociaż jej bohaterka lady Harriet była Szkotką, sama Patricia nigdy nie widziała Szkocji, zanim nie przeniosła się na północ. Upór nie pozwalał kobiecie przyznać się, że popełniła straszny błąd i do ciężaru porażki dorzuciła jeszcze samotność. Wróciła niedawno z wakacji w Atenach. W Grecji było ciepło i słonecznie, a wieczorami ulice miasta były jasno oświetlone i pełne ludzi. Wakacje skończyły się zbyt szybko i musiała wrócić do Londynu, żeby złapać połączenie do Inverness. Samolot przebił się przez powłokę chmur wiszących nad Heathrow. Wszystko wydawało się takie ciemne i ponure. Było zimno i deszczowo. Ludzie byli znużeni i niezadowoleni. Czekał ją lot do Inverness, potem lądowanie i jeszcze więcej deszczu i ciemności, aż wreszcie długa jazda samochodem do domu. Hrabstwo Sutherland jest największym i najsłabiej zaludnionym terenem w zachodniej Europie, pełno tutaj jezior, gór i ciągnących się kilometrami ponurych wrzosowisk. Kiedy

otwierała drzwi swojego domu, wiatr szalał wokół, zawodząc dziko i przejmująco. Zmęczona Patricia pomyślała samobójstwie, ale szybko wybiła to sobie z głowy. Martynowie - Broydowie nie popełniali samobójstw. Chociaż Patricia była anglikanką, uczęszczała do miejscowego kościoła szkockiego, ponieważ podróż do najbliższego kościoła episkopalnego byłaby zbyt długa i męcząca. Potrzebowała przyjaciół, jednak ci, których uważała za równych sobie, nie byli zainteresowani bliższymi kontaktami, natomiast tych, którzy chcieli, uznawała za zbyt nisko urodzonych. Może postrzegano ją jako trochę zimną czy wyniosłą, ale w taki właśnie sposób została wychowana. Miała znajomych w miasteczku, kilkoro miejscowych, którzy czasem zatrzymywali się na pogawędkę, jednak żadnych bliskich przyjaciół. Tydzień po powrocie z Aten nadal czuła się nieswojo, postanowiła więc wybrać się na kolację do Hotelu Zamek Tommel. Mieszkał tam pułkownik Halburton - Smythe, który w czasie kryzysu zmienił swoją posiadłość w świetnie prosperujący hotel. Dom nie zatracił atmosfery wygodnej, górskiej rezydencji, a Patricia czuła się tam jak u siebie. Poweselała, kiedy usiadła przy stole i rozejrzała się wokół. Był czerwiec, po ponurej zimie i mroźnej wiośnie, a syberyjskie wiatry ze wschodu, przynoszące zawieje, wreszcie zmieniły kierunek na zachód, dając przedsmak lepszej pogody. W jadalni było sporo gości. Salę zdominowała grupa wędkarzy siedząca przy głównym stole. Patricia chętnie by porozmawiała z nimi, jednak oni zachowywali się całkowicie obojętnie wobec samotnej starszej damy siedzącej w rogu. Nadbiegły kelnerki i z zapałem zaczęły zestawiać pozostałe stoły, tak aby uformować jeden duży. Do sali weszła wycieczka autokarowa. Zaczerwieniem od wiatru ludzie

zajmowali miejsca przy dużym stole. Zachowywali się bardzo głośno. Patricia zmarszczyła brwi. Kto by pomyślał, że Hotel Zamek Tommel zgodzi się na przyjęcie wycieczki autokarowej? Prawda była taka, że pułkownik Halburton - Smythe razem z żoną udali się do znajomych z wizytą, ich córka przebywała w Londynie, a menedżer, pan Johnson, doszedł do wniosku, że grupa turystów w średnim wieku nikomu nie zaszkodzi. Kiedy wysoki, patykowaty mężczyzna wszedł do jadalni, Patricia właśnie skończyła zupę i chciała zdobyć się na odwagę, żeby odwołać resztę zamówienia. Stanął i rozejrzał się wokół. Zauważyła ogniście rude włosy i inteligentne, orzechowe oczy. Miał dobrze skrojony garnitur, śnieżnobiałą koszulę i jedwabny krawat. Do tego jednak włożył parę okropnych buciorów. Wyszedł szef służby i Patricia usłyszała, jak kwaśno oznajmił: - Nie mamy wolnych stolików, Macbeth. - Dla ciebie pan Macbeth, Jenkins - usłyszała przyjemny, rozbawiony głos rudowłosego mężczyzny. - Jestem pewien, że coś się wkrótce zwolni. Obaj przystanęli obok stolika Patricii. - Nie, nie w najbliższym czasie - powiedział szef służby. Mężczyzna o nazwisku Macbeth zauważył, że Patricia mu się przygląda, więc uśmiechnął się do niej. Kobieta sama nie mogła w to uwierzyć, jednak usłyszała swój głos, mówiący: - Ten pan może dosiąść się do mnie, jeśli ma ochotę. - To nie będzie konieczne... - zaczął Jenkins, ale rudowłosy mężczyzna ochoczo usiadł naprzeciwko niej. - Zmykaj, Jenkins - powiedział. - Idź dręczyć kogoś innego.

Hamish Macbeth odwrócił się do Patricii. - To bardzo miło z pani strony. Kobieta natychmiast pożałowała swojego zaproszenia i tego, że nie wzięła ze sobą książki. - Jestem Hamish Macbeth - przedstawił się i znów uroczo uśmiechnął się do niej. - Jestem posterunkowym z Lochdubh, a pani jest panną Patricią Martyn - Broyd i mieszka pani w Cnothan. - Nie przypominam sobie, żebyśmy się kiedyś spotkali - odpowiedziała Patricia. - Nie spotkaliśmy się - odparł Hamish - ale wie pani, jak jest tutaj w górach. Wszyscy wszystkich znają. Słyszałem, że wyjechała pani na jakiś czas - mówiąc to, przechwycił menu od zabieganej kelnerki. Przejrzał je szybko. - Poproszę zupę i pstrąga. - Właśnie wróciłam z Grecji - delikatnie uśmiechnęła się Patricia. - Zna pan tamte rejony? - Nie wiem za dużo o miejscach położonych poza górami Szkocji - stwierdził smutno Hamish. - Podróżuję palcem po mapie, taki ze mnie kanapowy podróżnik. Jestem zaskoczony, że tak długo została pani tutaj. - Dlaczego? - spytała Priscilla. - Tutaj można się czuć samotnie. Anglicy, którzy tu przyjeżdżają, to zwykle alkoholicy lub romantycy, a powiedziałbym, że pani raczej nie pasuje ani do jednych, ani do drugich. - Rzeczywiście - odparła Patricia i zaśmiała się niewesoło. - Jestem pisarką. - O czym pani pisze? - Powieści kryminalne. - Sporo czytam takich książek - uśmiechnął się Hamish. - Chyba pisze pani pod pseudonimem.

- Muszę z żalem przyznać, że moje książki nie ukazują się już od jakiegoś czasu. - Ach, no cóż - powiedział Hamish, czując się niezręcznie. - Jestem pewien, że znajdzie pani tutaj inspirację. - Nie wydaje mi się, żeby w Sutherland roiło się od przestępców. - Chodzi mi o to, że pejzaże są niezwykłe i mogą powodować, że w głowie zaczynają rodzić się dziwne fantazje. - Akcja mojej ostatniej powieści miała miejsce w Szkocji, a pozostałe rozgrywały się na południu, głównie w wiejskich posiadłościach. - Jak u Agathy Christie? - Tylko trochę lepsze warsztatowo, jeśli mogę tak powiedzieć - zaznaczyła Patricia i znów zaśmiała się w ten swój irytujący sposób. - No to dziwne, że już nie drukują pani książek - powiedział Hamish złośliwie. - To nie moja wina. Mój wydawca był kiepski i nie potrafił ich odpowiednio wypromować, a agent był jeszcze gorszy - warknęła Patricia, a potem, ku własnemu zdumieniu, zaczęła płakać. - Już, dobrze, dobrze - uspokajał Hamish. - Proszę nie płakać. Jeszcze pani nie doszła do siebie po podróży, a zima była naprawdę ponura. Chciałbym przeczytać którąś z pani książek. Patricia wyciągnęła z torebki małą, białą, wykrochmaloną chusteczkę, osuszyła oczy i wytarła nos. - Wydaje mi się, że współczesny świat jest mi zbyt odległy, żebym znów mogła pisać kryminały - powiedziała, zastanawiając się przez cały czas, dlaczego zwierzała się wiejskiemu policjantowi.

- Mógłbym pani pomóc, dzieląc się kilkoma informacjami, jeśli oczywiście sobie pani życzy. - To bardzo miło z pana strony. Nie sądzę jednak, żeby to w czymś pomogło. Próbowałam napisać nową powieść, osadzoną w Szkocji, jednak chyba mój umysł pozostaje w Anglii. - Może powinna pani poznać nas lepiej - stwierdził Hamish. - Wtedy będzie łatwiej. - Być może - powtórzyła smutno. - Jednak, jeśli mogę zauważyć - ostrożnie zaczął Hamish - Cnothan to nie jest najbardziej przyjazne miasteczko w okolicy. Tak naprawdę powiedziałbym, że to ponure i smutne miejsce. Uśmiechnęła się do niego blado. - Nie to co Lochdubh, prawda? - Nigdzie nie jest tak jak w Lochdubh - z przekonaniem oznajmił Hamish. - Jeżeli przestanie pani pisać przez jakiś czas, może natchnienie samo wróci. Wędkuje pani? - Wciąż mam moje wędki, ale od dawna nie miałam ich w ręku. Gdzieś w głowie Hamisha zapaliła się czerwona lampka, mówiąca mu, żeby trzymał się z dala od niedorajdy, od tej kobiety, która została już ochrzczona przez miejscowych jako „paskudna, stara snobka". Zaproponował jednak: - Jutro mam wolne. Zabiorę panią nad Anstey, jeśli ma pani ochotę. To był dobry pomysł, Patricia uważała to przedsięwzięcie za właściwe i odpowiednie. Wędkowanie nad szkocką rzeką z policjantem, dla bezpieczeństwa w jej mniemaniu, było towarzysko akceptowalne. - Dziękuję - odparła. - Będę potrzebowała pozwolenia. Hamish zaczął wiercić się nerwowo. - Och, zajmę się tym. Przyjadę po panią o dziewiątej rano.

Prowadzili dalej uprzejmą rozmowę, Hamish przyjaźnie, Patricia natomiast z każdym zdaniem zdradzała swoją paskudną nieustępliwość. Rozstali się po kolacji, każde z innymi odczuciami. Hamish żałował swojego szczerego gestu, Patricia natomiast była raczej zadowolona. Przyznała w duchu rację, że Hamish Macbeth był rzeczywiście dość inteligentny. Wielka szkoda, że był tylko wiejskim posterunkowym. Być może z jej pomocą mógłby wyjść na ludzi. Patricia w dobrym nastroju pojechała do domu, nie wiedząc, że dołączyła właśnie do długiej listy kobiet, którym wydawało się, że uda im się zmienić zadowolonego z życia i pozbawionego ambicji szkockiego posterunkowego. *** Pomyślała, że ten piękny, wietrzny poranek, który nastał, to dobry znak. Jednak kiedy minęła dziewiąta, zaczęła wpadać w panikę. Jeśli Hamish nie przyjedzie, oznaczało to, że będzie musiała wrócić do swojej przygnębiającej samotności, w której przyszło jej teraz żyć. O dziewiątej trzydzieści z ulgą zobaczyła policyjnego land rovera, kołyszącego się na dziurawej drodze, z wystającą przez okno wędką. Wyszła, żeby się z nim przywitać. - Przepraszam za spóźnienie - powiedział Hamish. - Czy ma pani kalosze? Zapomniałem spytać. - Tak, chociaż od dawna ich nie używałam. Mam nadzieję, że nadal są wodoodporne - odparła Patricia. - Jeśli nie ma pani nic przeciwko, pojedziemy pani samochodem - zaproponował Hamish. - Nie powinienem przewozić ludzi radiowozem, chyba że muszę ich aresztować. Wkrótce wędkowali już nad rzeką Anstey. Po raz pierwszy od miesięcy szczyty gór były dobrze widoczne na tle czystego, błękitnego nieba. Patricia z zadowoleniem odkryła, że nie

straciła swoich dawnych umiejętności. Chciała właśnie zaproponować przerwę na lunch, kiedy przedsiębiorczy posterunkowy powiedział, że przygotował piknik. Patricia złapała dwa pstrągi, Hamish natomiast tylko jednego. - Zanim zaczniemy jeść, powinniśmy spakować nasze rzeczy i schować je w samochodzie - zaproponował Hamish. - Ale dlaczego? - Patricia poczuła ostre ukłucie zawodu. - Miałam nadzieję, że potem jeszcze powędkujemy. Hamish rozejrzał się po brzegu rzeki i okolicznych wzgórzach. - Tak, no cóż, będziemy dalej łowić, ale schowajmy nasze rzeczy. Zdjęli kalosze, rozmontowali wędki i włożyli sprzęt do bagażnika. Hamish wyciągnął kosz piknikowy, z którego wyjął grube kanapki z kurczakiem i termos z kawą. Siedzieli na płaskich kamieniach nieopodal brzegu rzeki. Nagle zza pleców dobiegł ich wojowniczy głos. - Mam nadzieję, że nie łowiłeś ryb w tej rzece, Macbeth. - Och, to ty, Willie - odpowiedział Hamish, nie odwracając się. - Nie, nie, z panną Martyn - Broyd urządziliśmy sobie tutaj piknik. Patricia odwróciła się z pełną buzią. - Willie MacPhee, strażnik wodny - przedstawił go Hamish, posyłając jej ostrzegawcze spojrzenie. Willie był postawnym mężczyzną z krzaczastymi brwiami na czerwonej, zniszczonej wiatrem twarzy. Miał mocną, okrągłą szczękę, a głowa zwężała się ku górze, co sprawiało, że twarz wyglądała, jakby odbijała się w lśniącym balonie. Strażnik podszedł do samochodu Patricii i zajrzał przez okna. Serce kobiety biło mocno. Nagle zrozumiała, dlaczego Hamish chciał schować cały sprzęt wędkarski do bagażnika. Nie miał pozwolenia!

Willie wrócił i stanął nad nimi. - Mam nadzieję, że pani wie - powiedział, zwracając się do Patricii - że nie wolno łowić ryb w Anstey bez pozwolenia. Córka pośrednika handlem ziemią poczuła się dość nieswojo. Zastanawiała się, jak mogła nie domyślić się, że szkockiego policjanta raczej nie byłoby stać, żeby zapłacić horrendalną zapewne kwotę za pozwolenie na połów ryb. Nie lubiła jednak, kiedy ją niepokojono. Panna Patricia Martyn - Broyd wstała. - Czy oskarża mnie pan o kłusownictwo, dobry człowieku? - zapytała lodowato. Willie wykonał dziwny ruch głową, jak pies, który spuszcza łeb przed silniejszym przeciwnikiem. - Tylko się upewniam - burknął. - Ten tutaj Macbeth nie ma za grosz szacunku dla prawa. Mówiąc to, odszedł. Patricia czekała tak długo, aż uznała, że nikt ich nie usłyszy. Zwróciła się do policjanta: - Jak pan mógł? Jest pan przecież policjantem. - Cóż, jestem też góralem, a tutaj połów ryb w rzece nie jest uważany za zbrodnię. - Jeśli to nie jest przestępstwem, to dlaczego macie prawa związane z łowiectwem i po co wam strażnicy wodni? - To - kontynuował niezrażony Hamish - jest po to, żeby dodać trochę adrenaliny do tego sportu. Skończymy jeść i spróbujemy coś złowić. - Czy pan oszalał? Ja w każdym razie nie mam ochoty pojawić się przed szkockim sądem. - On nie wróci - zachęcał wesoło Hamish. - Jest leniwy. Szuka sobie tylko łatwego celu. Patricia właśnie miała ostro zasugerować, że zamierza zaraz wracać, jednak w tym momencie stanął jej przed oczami obraz jej domu i hulającego wokół wiatru. Wyrwawszy się z

długotrwałej samotności, tak naprawdę nie miała ochoty tam wracać. Uśmiechnęła się blado. - Jest pan dziwnym człowiekiem. Jest pan po trzydziestce i nadal jest pan tylko posterunkowym. Czy to z braku szacunku dla prawa? - Ja szanuję prawo, poza wędkowaniem - odrzekł Hamish. - Jednak lubię Lochdubh i nie znoszę Strathbane, a tam musiałbym się przenieść, gdyby mnie awansowali. - Chyba każdy ma jakieś ambicje. - Ale nie każdy jest szczęśliwy. Ma pani przed sobą wyjątek potwierdzający regułę. Łowili całe popołudnie w ciepłym słońcu, ale nie złowili już nic, jednak Patricia bawiła się wyśmienicie. Pod koniec dnia zaprosiła Hamisha na kolację, odmówił jednak, musiał jeszcze przepisać kilka raportów. Chciała spytać, czy się jeszcze zobaczą, ale poczuła nagłą nieśmiałość, która związała jej język i niczym nastolatka bała się odrzucenia. Hamish, z niemal telepatyczną intuicją górala, wiedział, co działo się w jej głowie. Pomyślał, że nie jest wcale najgorszym kompanem. Może teraz trochę się otworzy. „Nie angażuj się" - krzyczał głos w jego głowie. „Jest w porządku, jednak jest trochę oschła i wyniosła, a jeśli jest samotna, to tylko i wyłącznie jej wina". Jednak kiedy wysiadał z jej samochodu, odezwał się cicho: - Może mógłbym pani pomóc w pomysłach na powieść? Może zjemy jutro kolację? Jej twarz się rozjaśniła. - To bardzo miło z pana strony, ale to ja stawiam. Gdzie chciałby pan pójść? - Do Napoli, to taka włoska restauracja w Lochdubh. - Wspaniale - podchwyciła wesoło Patricia. - Widzimy się o dwudziestej.

Odwróciła się i weszła do domu. Z wycieraczki podniosła pocztę. Już po jej wyjściu listonosz dostarczył listy. Zaniosła je do salonu i rzuciła na stolik. Nigdy nie przychodziło nic interesującego. Zwykle były to wyciągi bankowe i jakieś reklamy. Nuciła sobie, przygotowując filiżankę herbaty. Zaniosła ją do swojego małego saloniku połączonego z jadalnią i usiadła przy stole. Wtedy zauważyła, że jeden z listów opatrzony był napisem „Telewizja Strathclyde". Powoli otworzyła kopertę. „Droga panno Martyn - Broyd - czytała. - Z przyjemnością przeczytaliśmy kilka pani powieści kryminalnych i jesteśmy zainteresowani nakręceniem na ich podstawie serialu, prawdopodobnie zaczynając od "Sprawy przypływów". Chcielibyśmy skontaktować się z pani agentem, jeśli zechce nam pani podać jego nazwisko, adres i numer telefonu. W razie czego proszę do nas zadzwonić, abyśmy mogli zorganizować spotkanie, na którym przedyskutujemy nasz projekt. Z poważaniem, Harry Frame, kierownik produkcji, Telewizja Strathclyde." Patricia przeczytała list kilkakrotnie, po czym powoli odłożyła go drżącą ręką. Po tych wszystkich latach wreszcie ją doceniono! *** W nocy zapadała w przerywany sen i obudziła się o świcie, czekając, aż nadejdzie godzina, kiedy urzędy będą otwarte, a ona będzie mogła zacząć dzwonić. Musiała czekać do dziesiątej, żeby wreszcie porozmawiać z Harrym Frame'em. - To prawdziwy zaszczyt - zagrzmiał. - Czy mogę mówić do pani Patricia? - Proszę bardzo... Harry. - Patricia poczuła, że zrobiła właśnie olbrzymi krok w kierunku współczesnego świata.

- Czy masz jakieś zastrzeżenia odnośnie ekranizacji twojej książki? - Bardzo mi to pochlebia - zaćwierkała Patricia. - Kto zagra lady Harriet? - Jeszcze za wcześnie na takie rozmowy. Może mogłabyś odwiedzić nas w Glasgow, abyśmy mogli przedyskutować warunki umowy? Albo może wolisz, żebym skontaktował się z twoim agentem? Patricia poczuła nagłą niechęć do swojego dawnego agenta, który nie zrobił nic, kiedy jej cenne książki przestawały wychodzić. - Nie - powiedziała stanowczo. - Sama zajmę się negocjacjami. Tak więc ustalili szczegóły. Była środa. W piątek Patricia miała pojechać wczesnym pociągiem z Inverness do Perth, gdzie przesiądzie się w pociąg do Glasgow, a tam będzie czekać taksówka, która zabierze ją do Telewizji Strathclyde. Kiedy odłożyła słuchawkę, twarz miała zarumienioną, a jej serce biło mocno. Potem, po kolejnej ożywczej filiżance kawy, wykręciła numer swojego starego wydawcy i poprosiła, żeby połączono ją z dawnym redaktorem, Brianem Jonesem, i dowiedziała się, że pan Jones nie żył. Wytłumaczyła powód swojej prośby, więc połączono ją z redaktorką Jessicą Durnham. Patricia opowiedziała jej o serialu telewizyjnym. Ku jej rozczarowaniu, nowina ta nie spowodowała przedstawienia jej oferty tysięcy wznowień wszystkich książek. Redaktorka odpowiedziała ostrożnie, że przedyskutuje tę sprawę na zebraniu i poinformuje ją o wyniku lub może zadzwoni do jej agenta. - Nie, będzie się pani kontaktować ze mną - zapowiedziała stanowczo Patricia.

Resztę dnia spędziła pogrążona w słodkich marzeniach i dopiero pod wieczór przypomniała sobie o umówionym spotkaniu z posterunkowym. Zmarszczyła brwi. Nie będzie się szwendać z jakimś policjantem. Dobry Boże! Co by było, gdyby tamten strażnik wodny przyłapał ją na nielegalnym wędkowaniu i przekazał sprawę do sądu? Osobistość taka jak Patricia Martyn - Broyd musi dbać o swoją reputację. Zadzwoniła na posterunek i zostawiła krótką wiadomość na sekretarce. *** Hamish odwiedzał właśnie swoich rodziców w Rogart, potem pojechał prosto do restauracji. Samotnie zjadł posiłek, po czym odsłuchał wiadomości. Głos nagrany na automatycznej sekretarce brzmiał obraźliwie szorstko. Wzruszył ramionami. Pewnie jej już nie zobaczy, niewielka strata. *** Pół godziny przed przyjazdem Patricii do Telewizji Strathclyde, Harry Frame prowadził zebranie. Kilka osób siedziało wokół stołu, każda z nich miała przed sobą „Sprawę przypływów". Udało im się zdobyć tylko jedną książkę i reszta egzemplarzy była skopiowana. - Chcecie, żebym to wyprodukowała? - zapytała ostro Fiona King, koścista, uzależniona od papierosów kobieta, ubrana z lesbijskim wyrafinowaniem: króciutkie włosy, krótki sweter odsłaniający żółtą skórę brzucha, dżinsy i duże, wojskowe buty. - To będzie ciekawe wyzwanie. - Osobiście uważała, że to najnudniejsza szmira, jaką kiedykolwiek czytała, jednak na pewno uda się coś z tym zrobić. - Chodzi o to - powiedział znużony Harry - że od lat nie wydawano jej książek, więc nie będzie droga. Akcję umieścimy w latach sześćdziesiątych, dzwony, białe buty i krótkie spódniczki.

- Czy to ma być niedzielna telewizja rodzinna? - dopytywała się Fiona, zapalając kolejnego papierosa, pomimo wiszącej nad jej głową tabliczki „Zakaz palenia". - Wiesz, ten chłam, jakim zachwycają się durnie ze środkowej Anglii, żłopiący kakao? - Tak - odparł Harry. - Nadal chcemy ich szokować. Damy dużo seksu. - Ale ta krowa, lady Harriet, przez całą książkę nie spuszcza tych swoich tweedowych spodni od Harrisa. - My je ściągniemy, damy jej jakiś powód, żeby się mogła tarzać po wrzosowiskach. - Gdzie chcecie to kręcić? - spytał researcher. - Mamy sporo miejsc w górach. - A kto zagra lady Harriet? - Penelope Gates. - Jezu - jęknęła Fiona. - Ta mała z napompowanymi ustami? - Ma świetne cycki i jest przygotowana, żeby rozłożyć nogi przed kamerą. - I poza kamerą też - zauważyła kwaśno Fiona. - Co na to wszystko powie ta stara jędza Martyn - Broyd? - Musimy ją tylko przekonać, żeby podpisała umowę. Potem będzie musiała to jakoś przełknąć. Tak naprawdę, to jej się to spodoba. Dziś wszyscy chcą trafić do telewizji. Widziałaś te tanie programy ze Stanów? Ludzie na wizji są gotowi się rozwieść, jeśli to przyniesie im chwilę sławy. Nie podoba mi się twój ton, Fiona. Nie chcesz tego robić? - Uważam to za zaszczyt, że mnie wybrałeś, Harry - rzuciła szybko Fiona. Sekretarka wsunęła głowę przez drzwi i oficjalnie zapowiedziała: - Panna Martyn - Broyd.

Weszła zarumieniona Patricia. Na stacji nie czekała na nią taksówka. Wszystkie stacje telewizyjne słynęły z tego, że nie odbierały ludzi z lotnisk i dworców, jednak Patricia nie wiedziała o tym i odebrała brak czekającego pojazdu jako obrazę. Co więcej, oczekiwała czegoś bardziej eleganckiego, a nie betonowego budynku usytuowanego przy autostradzie. W środku zaś nie podobały się jej poplamione dywany i sztuczne rośliny. W recepcji dostała plastikowy identyfikator z nazwiskiem, który miała sobie przypiąć do tweedowej garsonki, jednak po drodze ze złością wepchnęła plakietkę do torebki. Przypomniało jej to o pewnym okropnym amerykańskim przyjęciu. Dostała karteczkę z napisem „Cześć! Mam na imię Patricia", którą miała sobie przypiąć do sukienki. Wciąż miała dreszcze na wspomnienie o tamtych chwilach. Asystentka Sheila Burford spojrzała ciekawie na Patricię. Ta twarz wygląda jak ze średniowiecza, pomyślała, przyglądając się jej przymkniętym, jasnym oczom i zakrzywionemu nosowi na białej twarzy. Harry Frame na powitanie cmoknął Patricię w policzek, co wywołało wyraźny grymas na twarzy kobiety. Patricia była rozczarowana Harrym Frame'em, tak samo jak i budynkiem. Był dużym mężczyzną z grzywą brązowych włosów i pucołowatą twarzą. Miał na sobie koszulę w kratę, jak u robotnika, do tego rozpiętą prawie do pasa, przez co widać było gęsto owłosioną klatkę piersiową. - Proszę usiąść, Patricio - zagrzmiał. - Kawa? Herbata? Coś mocniejszego? - Nie, dziękuję - odparła Patricia. - Chciałabym od razu przejść do rzeczy. - Prawdziwa businesswoman - zauważył Harry. Przedstawił ją pozostałym, kończąc słowami:

- A to jest Fiona King, która będzie naszym producentem. Patricia ukryła swoją konsternację. - Nie jestem zaznajomiona z pracą waszej telewizji, panie Frame. Jakie sukcesy macie na koncie? - Spisałem wszystko dla ciebie - powiedział Harry, podając jej listę. Patricia spojrzała na nią z oszołomieniem. Większość to były filmy dokumentalne, zatytułowane na przykład: „Więdnąca Szkocja?", „Czy Anglicy to dranie?", „Argumenty za home rule" (Żądania stawiane Zjednoczonemu Królestwu przez irlandzkie ruchy oporu na początku XIX wieku.), „Szkockie wysiedlenia" czy „Tradycyjne pieśni z Gorbals". Nie widziała ani nie słyszała o żadnym z tych programów. - Nie widzę tutaj żadnych programów kryminalnych - podsumowała Patricia. Harry zignorował tę uwagę. - Dzięki temu twoje książki wrócą do druku - uśmiechnął się. - Proponujemy zawarcie porozumienia z Pheasant Books. Zamierzamy rozpocząć serial od ekranizacji „Sprawy przypływów". Zaniepokojona Patricia spojrzała na niego z obawą. Potem nagle też się uśmiechnęła. Mimo obskurnego budynku pełnego ludzi, których nie można było zaliczyć do dam i dżentelmenów, Telewizja Strathclyde i wszystko z nią związane zaczęło emanować jakimś złotym blaskiem. Ledwie słyszała pozostałą część dyskusji. Zgodziła się jednak podpisać umowę terminową na tysiąc funtów i porozumienie, w imię którego w wypadku, gdyby serial został sprzedany BBC, ITV lub innej stacji, otrzyma dwa tysiące funtów za odcinek. Pieniądze nie były istotne dla Patricii, miała zapewniony wygodny byt, jednak myśl o tym, że jej ukochane książki wrócą do druku sprawiła, że kobieta odsunęła od siebie inne wątpliwości.

Kiedy sprawy służbowe dobiegły końca, Fiona i Harry zaproponowali, że zabiorą Patricię na lunch. Prowadzili pisarkę w kierunku drzwi, Harry spojrzał na stół, przy którym wciąż siedziała Sheila Burford, sporządzając notatki. Sheila miała króciutko ostrzyżone blond włosy, duże niebieskie oczy i doskonałą figurę, której nie udało się jej do końca ukryć pod luźną kurtką i dżinsami. - Ty również chodź z nami, Sheilo - zaproponował Harry. Restauracja, do której zmierzali, znajdowała się naprzeciwko telewizji. Nazywała się Rudera Rubasznego Tommy'ego i cała była przesiąknięta zapachem starego tłuszczu. Obsługiwał ich sam Rubaszny Tommy, wielki osiłek z ogoloną głową, kolczykiem w uchu i podbitym okiem. Patricia była zawiedziona. Myślała, że firma telewizyjna zabierze ją do jakiegoś lokalnego odpowiednika Ritza. Z ponurą miną zamówiła brukiew, ziemniaki i haggis (Tradycyjna szkocka potrawa przyrządzana z owczych podrobów, podawana zwykle z brukwią i ziemniakami.) Rubasznego Tommy'ego, myśląc, że te regionalne potrawy będą bezpieczniejsze niż bardziej egzotyczne propozycje z menu. Okazało się jednak, że haggis było za suche, brukiew rozgotowana, a ziemniaki miały chemiczny posmak, charakterystyczny dla warzyw z paczki. - W mojej książce - zaczęła Patricia - akcja rozgrywa się w fikcyjnym miasteczku o nazwie Duncraggie. - Och, będziemy kręcić to w szkockich górach! - wykrzyknęła radośnie Fiona. - Piękne scenerie i mnóstwo dobrych szkockich aktorów. - Ale bohaterowie są Anglikami! - zaprotestowała Patricia. - To jest szkocki dom wypoczynkowy. Lady Harriet rzeczywiście ma szkockie pochodzenie, ale kształciła się w Anglii. Harry machnął ręką.

- Anglicy, Szkoci, wszystko jedno. Przecież wszyscy jesteśmy Brytyjczykami. Sheila powstrzymała uśmiech. Harry był zaciekłym działaczem na rzecz niepodległości Szkocji. - Podejrzewam... - zaczęła ponownie Patricia, ale Harry objął ją swoim niedźwiedzim ramieniem. - Już nie zaprzątaj sobie głowy sprawami telewizji. Pomyśl tylko, jakie to będzie wspaniałe widzieć twoje książki ponownie na półkach księgarni. Mężczyzna sprytnie założył, że z czasem Patricia zgodzi się na wszystko, pod warunkiem że jej książki zostaną ponownie wydane. - Kto zagra główną rolę? - spytała pisarka. - Myślałam o Dianie Rigg. - Jest już trochę za stara - odparła Fiona. - Myśleliśmy o Penelope Gates. - Nigdy o niej nie słyszałam - zdziwiła się Patricia, odsuwając od siebie talerz, wciąż pełen jedzenia, którego prawie nie tknęła. - Och, to wschodząca gwiazda - powiedziała Fiona. Do tego tania, pomyślała cynicznie Sheila. - Czy mogłam ją w czymś zobaczyć? Fiona i Harry wymienili szybkie spojrzenia. - Czy ogląda pani często telewizję? - spytała Fiona. - Prawie wcale. - Och, gdyby pani oglądała - wzruszyła ramionami Fiona - zobaczyłaby ją pani w wielu produkcjach. W większości z nich nago, pomyślała Sheila. Szkocka odpowiedź na Sharon Stone. Sheila nie polubiła zbytnio Patricii, ale trochę szkoda jej było tej starszej damy. Spytała Harry'ego, czemu, na Boga, wybrał niedrukowane już nigdzie książki jakiejś starej wiedźmy. Nie zamierzają przecież koncentrować się za bardzo

na bohaterach czy fabule, ale Harry odparł, że przyzwoitość okraszona seksem to klucz do sukcesu. Poza tym akcja książki, którą postanowili zekranizować, toczy się w latach sześćdziesiątych, a on chce mieć dużo spodni dzwonów, szerokich klap, trapezowych minisukienek a la Twiggy i barów kawowych, chociaż moda lat sześćdziesiątych umknęła książkom Patricii. Kobietę zaczynała boleć głowa. Miała ochotę uciec z tej paskudnej i śmierdzącej restauracji i od tych dziwnych ludzi. Wszystko wróci do normy, kiedy znajdzie się w domu i będzie mogła w samotności rozkoszować się myślą o tym, że jej książki wrócą do druku. Zadali jej kilka standardowych, uprzejmych pytań, jakie zwykle zadaje się pisarzom. Skąd czerpie pani inspirację do fabuły? Czy tworzy pani harmonogram pisania? Patricia odpowiadała, za każdym razem starając się sobie przypomnieć, jak to jest siadać każdego ranka do pisania. Wreszcie, kiedy lunch dobiegł końca, Patricia sprawdziła rozkład jazdy i oświadczyła, że jej pociąg odjeżdża za pół godziny. - Sheila zamówi dla ciebie taksówkę, która zabierze cię na dworzec - powiedział Harry. Patricia wymieniła ze wszystkimi uścisk dłoni. Sheila wybiegła pierwsza, żeby złapać taksówkę. - To wszystko musi wydawać się pani trochę przytłaczające - zaczęła rozmowę Sheila, kiedy ruszyły na dworzec. - Tak, raczej tak - wycedziła Patricia. Rozpierając się na siedzeniu, poczuła się nagle bardzo ważną osobą, teraz, kiedy sława była na wyciągnięcie ręki. - Kiedy mam spodziewać się wieści od was?

- To trochę potrwa - odpowiedziała Sheila. - Najpierw musimy znaleźć głównego scenarzystę, wybrać lokalizację, aktorów, a potem sprzedać serial BBC lub ITV. - To by było wspaniale, gdyby udało się z BBC - rozmarzyła się Patricia. - Nie lubię tego drugiego kanału, pełno tam tych wstrętnych reklam. To takie wulgarne. - W każdym razie to potrwa kilka miesięcy - stwierdziła Sheila. - Czytała pani „Sprawę przypływów"? - spytała Patricia. - Tak, to była część mojego zadania jako researchera. Bardzo mi się podobała pani książka - odpowiedziała Sheila, która uważała powieść za niezwykle nudną. - Przywiązuję wielką wagę do szczegółów - podkreśliła z naciskiem Patricia. - Zauważyłam - odparła Sheila, przypominając sobie długi i szczegółowy opis przypływów i odpływów. - Czy Dorothy Sayers nie wykorzystała motywu fal w „Jego zwłokach"? Patricia zaśmiała się z wyższością. - Zawsze uważałam, że historie tworzone przez panią Sayers trochę nie trzymają się kupy. - Dorothy Sayers od dawna nie żyje, ja mam się dobrze, a moje książki zostaną zekranizowane przez telewizję, pomyślała Patricia z zadowoleniem. Pożegnała się z Sheilą na stacji, uważając, że to przykre, że taka ładna dziewczyna nosi takie dziwne i ponure ubrania. Jak tylko Sheila upewniła się, że jej podopieczna wygodnie rozsiadła się na siedzeniu w rogu przedziału, poszła z powrotem peronem, pogrążona we własnych myślach. Podrapała się po krótkiej blond czuprynie. Czy Harry zdawał sobie sprawę, jak próżna była Patricia Martyn - Broyd? Ale on przecież nie po raz pierwszy toczy boje z pisarzami. Uchodzili oni bowiem za najgorsze szumowiny.