wotson

  • Dokumenty43 350
  • Odsłony2 221 819
  • Obserwuję1 467
  • Rozmiar dokumentów64.9 GB
  • Ilość pobrań1 772 888

Marion Chesney (jako M. C. Beaton) - Hamish Macbeth 17 - Hamish Macbeth i śmierć celebry

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

Marion Chesney (jako M. C. Beaton) - Hamish Macbeth 17 - Hamish Macbeth i śmierć celebry.pdf

Użytkownik wotson wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 249 stron)

SERIA KRYMINAŁÓW Hamish Macbeth TOM 17 Hamish Macbeth i śmierć celebrytki M.C. Beaton

W SERII KRYMINAŁÓW Hamish Macbeth ukażą się: Tom 1. Hamish Macbeth i śmierć plotkary Tom 2. Hamish Macbeth i śmierć łajdaka Tom 3. Hamish Macbeth i śmierć obcego Tom 4. Hamish Macbeth i śmierć żony idealnej Tom 5. Hamish Macbeth i śmierć bezwstydnicy Tom 6. Hamish Macbeth i śmierć snobki Tom 7. Hamish Macbeth i śmierć żartownisia Tom 8. Hamish Macbeth i śmierć obżartucha Tom 9. Hamish Macbeth i śmierć wędrowca Tom 10. Hamish Macbeth i śmierć uwodziciela Tom 11. Hamish Macbeth i śmierć zrzędy Tom 12. Hamish Macbeth i śmierć macho Tom 13. Hamish Macbeth i śmierć dentysty Tom 14. Hamish Macbeth i śmierć scenarzysty Tom 15. Hamish Macbeth i śmierć nałogowca Tom 16. Hamish Macbeth i śmierć śmieciarza Tom 17. Hamish Macbeth i śmierć celebrytki

Tytuł serii: Seria kryminałów Hamish Macbeth Tytuł tomu: Hamish Macbeth i śmierć celebrytki Tytuł oryginalny tomu: Death of a Celebrity, A Hamish Macbeth Mystery

Benjaminowi Wigginowi z Honington Hall w Warwickshire, z wyrazami sympatii

Rozdział pierwszy Nie gwiazdy winne, o! drogi Brutusie! Ale my sami winni, żeśmy karły. William Shakespeare (przeł. Adam Pajgert) Hamish Macbeth nie lubił zmian i nie przyznawał się do tego nawet sam przed sobą, uważał się za przebojowego, nowoczesnego człowieka. Mieszkał w wiosce Lochdubh na północnym zachodzie Szkocji. Miejsce to bardzo mu odpowiadało. Jako wiejski posterunkowy znał tu wszystkich. Lubił przechadzać się po wiosce oraz przejażdżki wśród wrzosowych wzgórz, wpadając to tu, to tam na pogawędkę przy filiżance herbaty. Do Lochdubh prowadziła kręta, jednopasmowa droga. Wiła się u stóp dwóch ogromnych gór aż do podłużnego jeziora, znad którego oceaniczne wiatry wiejące nad Atlantykiem niosły niespodziewane zmiany pogody. Poza paroma turystami w miesiącach letnich rzadko pojawiali się tu jacyś obcy. Dni mijały tak samo jak w minionym wieku, chociaż ceny owiec spadały na łeb na szyję, więc pomniejsi farmerzy cienko przędli. Z odległych Glasgow i Edynburga sugerowano, żeby gospodarze urozmaicali uprawy, ale gleba była twarda i kamienista, zatem nadawała się jedynie do hodowli owiec. Hamish czuł, że pojawienie się redakcji gazety na jego terenie wniesie niepokojące zmiany. Właściciel i redaktor, Sam Wills, zajął stary wiktoriański pensjonat położony malowniczo na nabrzeżu. Dzięki dotacji otrzymanej od Komisji Gór i Wysp Szkocji założył tygodnik „Czas szkockich gór". Odniósł natychmiastowy sukces, zwiększył nakład do prawie tysiąca egzemplarzy - a to, na słabo zaludnionym obszarze szkockich gór, naprawdę było wyczynem. Stało się tak nie dzięki relacjom prasowym, ale z

powodu doniesień o charakterze plotkarskim, przepisów kulinarnych, a przede wszystkim bardzo popularnych horoskopów. Horoskopy układane przez Elspeth Grant były zadziwiająco szczegółowe. Poruszeni mieszkańcy szkockich gór czytali na przykład, że ucierpią na skutek bólu pleców dokładnie w poniedziałek o ósmej rano, a jako że ból pleców był typową wymówką, by nie iść do pracy, ludzie mawiali, że to niesłychane, jak przepowiednie dokładnie się sprawdzają. Początkowa niechęć Hamisha zaczęła przemijać, mimo że uważał astrologię za totalne brednie. W redakcji pracowały trzy osoby: Sam, Elspeth i pewien stary, często pijany reporter, który w jakiś sposób zapisywał całe sześć stron gazety. Hamish nie wiedział, że wielki świat mediów miał wkrótce wtargnąć w jego spokojne życie. *** Tymczasem Stacja Telewizji Strathbane miała poważne kłopoty. Program wypełniały głównie powtórki starych amerykańskich sitcomów i kilku niskobudżetowych lokalnych programów. Groziła im utrata licencji, jeśli nie staną się bardziej innowacyjni. W sali konferencyjnej odbywało się posiedzenie pełne napięcia i niepokoju. Pomimo znaków „Nie palić", powietrze było ciężkie od papierosowego dymu. - Potrzebny jest nam - przekonywał szef działu reportażu, Rory MacBain - nowy ciekawy program. Na ekranie telewizora nad jego głową migała właśnie powtórka „Konia, który mówi" („Koń, który mówi" - serial produkcji amerykańskiej.). - Ludzie przyjeżdżają w szkockie góry, ale tu nie zostają. Dlaczego?

- To jasne - odpowiedział dyrektor naczelny, Callum Bissett. - Pogoda jest paskudna i cholernie trudno tu się utrzymać. Gdy rozlał się potok narzekań i wyjaśnień, Rory oparł się wygodnie na krześle i zadumał. Przypomniał sobie interesujący wieczór spędzony w Edynburgu z reporterką zbierającą materiały dla BBC. Poznał ją na corocznym rozdaniu nagród telewizyjnych podczas jakiegoś festiwalu. Zaskoczyło go, że taka przebojowa, fascynująca blondynka była tylko reporterem. Jeszcze bardziej był zdziwiony, gdy zaciągnęła go do łóżka. Obiecał, że będzie o niej pamiętał, jeśli kiedykolwiek pojawi się szansa na wypromowanie jej. Ocknął się, pochylił i huknął, starając się przekrzyczeć trwającą dyskusję: - Mam pomysł. Wszyscy spojrzeli na niego z nadzieją. - Naszą największą porażką - zaczął wyważonym tonem - jest program „Krajobraz wiejski". Felicity Pearson, która była jego producentką, zaskrzeczała w ramach protestu. - Oglądalność jest kiepska, Felicity - brutalnie stwierdził Rory. - Przede wszystkim jest on w języku gaelickim (Język gaelicki szkocki - język z grupy języków celtyckich, wywodzi się z dialektu języka irlandzkiego, obecnie posługuje się nim ludność zamieszkująca północno - zachodnią Szkocję oraz archipelag Hebrydów.). Powinniśmy ruszyć z nowym serialem, nazwać go, powiedzmy, „Życie w szkockich górach", i załatwić kogoś rewelacyjnego, efektownego, żeby go prowadził. Trzeba skończyć z mitem o biednym gospodarzu. - Ale oni naprawdę są biedni - zaprotestowała Felicity. - Cały czas ceny owiec utrzymują się na strasznie niskim poziomie.

Rory mówił dalej, jakby jej nie usłyszał. Twierdził, że chociaż ludzie nie chcieli mieszkać w szkockich górach, to jednak lubili oglądać programy o okolicy. Cykl prowadzony przez czarującą prezenterkę z trafnymi, ostrymi, ciętymi puentami może zainteresować tutejszą społeczność. A im bardziej Rory przypominał sobie wdzięki blond reporterki - jak ona się nazywała? Crystal French, tak, to była ona - tym bardziej nabierał przekonania. W końcu jego pomysł przyjęto. Wrócił do biura i przeszukał swoje kontakty, odnalazł numer telefonu do Crystal w Edynburgu. Po skończonej rozmowie Crystal odłożyła słuchawkę z bijącym sercem. Nadarzyła się wielka szansa, chciała ją dobrze wykorzystać. Z radością wyrwie się z Edynburga, bez żalu skończy prace zwykłej reporterki. Często reporterzy pracowali po godzinach niewiarygodnie długo i musieli spełniać zachcianki każdego prezentera. Kto by pomyślał, że przelotna, miłosna przygoda z tym grubym, niskim mężczyzną tak jej się odpłaci? Do tej pory sądziła, że chyba jednak kobieta nie może zrobić kariery przez łóżko! Nie zdawała sobie sprawy, że to jej reputacja, na którą sama zapracowała, przeszkadza w osiąganiu celów. W zarządzie stacji w dzisiejszych czasach jest wiele pań, które dostały się na szczyt dzięki ciężkiej pracy, tęgiej głowie i które nie patrzyły przychylnie na kobiety próbujące wciąż innych metod. Gdy zgłaszano ją do awansu, zawsze jakaś baba w zarządzie zadbała, by tę propozycję odrzucono. Kiedy spotkali się na stacji w Strathbane, Crystal ponownie zrobiła na Rorym oszałamiające wrażenie. Długie blond włosy opadały jej na ramiona, szczupła sylwetka odziana była w służbowy kostium, z krótką spódniczką, by pochwalić się pięknymi nogami. Bardzo duże zielone oczy prawie go hipnotyzowały. Na powitanie Crystal pocałowała go ciepło w policzek. Nie miała zamiaru iść z nim znowu do

łóżka. On już dostał swoje. Był jedynie szefem działu reportażu. Jeśli to będzie konieczne, uwiedzie któregoś z jego przełożonych. Do tej pory Hamish Macbeth nie oglądał telewizji zbyt często. Za to chętnie przeglądał gazety. Ostatnio przeczytał, że nowy program „Życie w szkockich górach" miał zadebiutować reportażem na temat wiejskich sklepów w okolicy. Zaintrygowany postanowił go obejrzeć. Spodziewał się, że będzie to seria kameralnych wywiadów. Program zaczynał się o dziesiątej wieczorem. Właśnie sadowił się przed telewizorem, gdy rozległo się pukanie do kuchennych drzwi. Otworzył je i wpadł w osłupienie, przed drzwiami ujrzał siostry Currie. Ponieważ zaczęło padać, z bliźniaczek skapywały krople deszczu, z ich identycznych plastikowych kapeluszy przeciwdeszczowych, identycznych okularów oraz identycznych płaszczy przeciwdeszczowych. - Nasz telewizor się zepsuł - na powitanie powiedziała Nessie, przeciskając się obok niego. Za nią podążyła Jessie, zdejmując plastikowy kapelusz i strząsając krople deszczu na podłogę w kuchni. - Właśnie kładłem się spać - skłamał Hamish, ale one odwiesiły płaszcze i potruchtały do salonu, jakby go nie usłyszały. Hamish westchnął i ruszył za nimi. Siostry Currie, niezamężne panie w średnim wieku, miały duże wpływy w tutejszej parafii. Jedna z sióstr, Jessie, irytowała wszystkich nawykiem powtarzania ostatnich słów wypowiedzi. - Przyszłyśmy, żeby zobaczyć ten nowy program, ten nowy program - powiedziała, włączając telewizor. - Nie masz pilota, pilota? - Nie używam ze względu na potrzebę ruchu - odparł zdenerwowany Hamish.

- Filiżanka herbaty dobrze by nam zrobiła - dodała Nessie. - Zajmę się tym w przerwie na reklamy - warknął Hamish. - Cii... - upomniała go Nessie. - Już się zaczyna. Prezenterka przechadzała się ulicą w jakiejś wsi. - To Braikie - syknęła Nessie, rozpoznając okolicę. Słychać było głos Crystal: - Ludzie ubolewają nad upadającymi wiejskimi sklepami. Trzeba zadać sobie pytania: Czy robisz zakupy w jednym z nich? Czy raczej jedziesz do najbliższego dużego miasta albo supermarketu? Jeśli tak, to dlaczego ubolewasz? - Wchodzi do sklepu tej staruszki, pani Maggie Harrison - komentowała Jessie. - Och, spójrzcie na twarz pani Harrison. Nie przećwiczyli tego wcześniej, nie przećwiczyli. Ona osłupiała. - Jesteśmy z Telewizji Strathbane - mówiła Crystal. - Zaraz rzucimy okiem na półki w pani sklepie. Chwyciła koszyk. - Ta spódniczka ledwie zakrywa jej pupę! - wykrzyknęła Nessi. - Co my tu mamy? Crystal podniosła puszkę z fasolą. - Dlaczego tak wiele puszek ma wgniecenia? - spytała. Mrugnęła łobuzersko do kamery. - W tym sklepie chyba nie ma ani jednej nieobitej puszki. - To dlatego, że sprowadza je po niskich cenach - wymamrotała Nessie. - Ale sprzedaje je również tanio. Są w porządku. Jak inaczej biedna, starsza baba może konkurować z supermarketami? - A to? Chwyciła paczkę herbatników.

- Minęła ich data ważności. I Crystal w tym stylu ciągnęła dalej, widocznie niepomna na fakt, że pani Harrison trzęsła się i płakała. Kiedy w końcu ta okropna blondynka zaprzestała tortur, Hamish poczuł wielką ulgę. W następnym ujęciu przeniosła się do sklepu wielobranżowego Jocka Kennedy'ego w Drim. Właściciel zdecydowanie nie miał ochoty na wysłuchiwanie obraźliwych uwag. - Wynoś się stąd, ty wstrętna krowo - grzmiał. I tak toczył się program, od sklepu do sklepu. - Sami widzicie - podsumowała Crystal na tle gór i wrzosowiska. - Upadek wiejskich sklepów następuje dlatego, że nie mogą one zaoferować tych samych produktów w tych samych cenach co supermarkety. Po co opłakiwać ich odejście? Powiedziałabym, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Siostry Currie siedziały oszołomione. - Cóż, ja nigdy bym tego nie powiedziała, nie powiedziała - stwierdziła Jessie. - Będzie tyle skarg, że zdejmą ten program - dodała jej siostra. Hamish po cichu ocenił, że program osiągnie cel. W przyszłym tygodniu rozsierdzeni widzowie włączą odbiorniki, jedynie po to, żeby zobaczyć, co się może zmienić. A oglądalność skoczy w górę. Było bardzo mało reklam, ale zdobędą ich więcej. Wyłączył telewizor i odprowadził siostry Currie do drzwi. Były zbyt zdenerwowane, żeby zauważyć, że nie podał im herbaty. Upokorzenie pani Harrison poruszyło widzów i mieszkańców wsi do tego stopnia, że tłumnie odwiedzali jej sklep w ciągu całego tygodnia, żeby zrobić zakupy i wyrazić swoje współczucie. Prasa przeprowadziła z nią wywiady.

Elspeth napisała ostrą krytykę programu oraz artykuł pochlebny o pani Harrison i jej sklepie. Mieszkańcy szkockich gór opowiedzieli się za słabszym, zapominając, że pani Harrison sprzedawała niepełnowartościowy towar, a jej lokalny przydomek - jeszcze sprzed występu w telewizji - brzmiał Maggie Salmonella. Mimo że Elspeth napisała kolejny artykuł, w którym namawiała, by nie oglądali następnego odcinka programu, ponieważ niska oglądalność jest jedyną rzeczą, która może być powodem jego zdjęcia, wszyscy w Lochdubh, wliczając w to Hamisha Macbetha, włączyli odbiorniki na następną emisję „Życia w szkockich górach". Odcinek był zatytułowany: „Mit biednego gospodarza". Pierwszy wywiad przeprowadzono z Lordem. Lord wcale nie był lordem, tylko gospodarzem, Barrym McSweenem, który dorobił się takiego przydomka, po tym jak kupił kilka gospodarstw, tworząc sporych rozmiarów posiadłość. Jednak spadek cen owiec mocno osłabił kondycję farmy i znacznie pogorszył jego nastrój. Ubój owiec był drogi, ponieważ zgodnie z rządowymi regulacjami należało z tusz usunąć kręgosłup, a to ogromnie podnosiło koszty. Barry kupił sobie nowe volvo, mając nadzieję na lepszą koniunkturę. Na początek kamera skupiła się na nowych tablicach rejestracyjnych, potem przeniosła się na czerwoną, okrągłą twarz gospodarza. Z początku Crystal umizgiwała się do niego, delikatnie wspominając, jak kiepska jest ogólna sytuacja hodowców, i pytając, jak on sobie radzi. Barry, tak jak wielu ludzi, marzył o tym, by wystąpić w telewizji. Zaprosił ją do domu, który został rozbudowany w czasach prosperity. Kamera zrobiła najazd na kosztowne umeblowanie salonu, a potem zajrzała do dużej, przestronnej kuchni, w której zamontowano wszystkie możliwe urządzenia usprawniające pracę. Barry radośnie

przechwalał się swoim stanem posiadania, podczas gdy Crystal uśmiechała się i umiejętnie kierowała rozmową. W uniesieniu Barry puszył się i nawet się pochwalił, że ma dobry głos, i zapytał, czy może chciałaby usłyszeć jakąś piosenkę w jego wykonaniu? Crystal chciała. Hamish modlił się, by nieświadomy niczego Barry zaśpiewał szkocką pieśń, ale on zaintonował „I Did It My Way" okropnym, nosowym brzęczeniem, podczas którego kamera przesunęła się na piękną twarz Crystal, wykrzywioną kpiącym śmiechem. Kiedy skończył i zadowolony z uśmiechem na twarzy rozwalił się na skórzanej kanapie, Crystal zaczęła przygotowywać się do ostatecznej rozgrywki. Powiedziała, że szczególnie na południu ludzie wiele słyszą o biednych gospodarzach, a nie są świadomi, że ktoś taki jak Barry posiada tyle ziemi i żyje w takim luksusie. Zbyt późno Barry zorientował się, że wywiad jest już nagrywany. Oszołomiony bąknął, że tak naprawdę teraz ledwo wiąże koniec z końcem. Crystal bezlitośnie kontynuowała swoje podsumowanie. Barry w końcu wyprosił ją z domu. Na nieszczęście w tym właśnie momencie żona Barry'ego, której polecił trzymać się z dala, ponieważ chciał pokazać się sam, podjechała swoim jaguarem. To był stary jaguar, Barry kupił go okazyjnie po niskiej cenie. Ale żona bardzo się troszczyła o swoje auto. Zadbany prezentował się niesamowicie kosztownie. Gdyby Crystal na tym skończyła, reakcja na jej program nie byłaby aż tak gwałtowna, ponieważ Barry nie był lubiany. Jednak ona wybrała do programu jeszcze innego gospodarza, Johnny'ego Liddesdale'a, cichego, niskiego mężczyznę. Sam przez lata wytrwale powiększał swój dom. Meble też zrobił własnoręcznie, wykazując się dużym poczuciem estetyki. Podczas wywiadu jąkał się i rumienił. Crystal natomiast sprawiła, że wyszedł na głupca, i to na kłamliwego głupca. Jak

mógł przyznawać się do biedy, skoro miał taki piękny dom? Hamish nie wytrzymał dłużej i wyłączył telewizor. Pół godziny później rozległo się pukanie do kuchennych drzwi. Mieszkańcy nigdy nie przychodzili od strony pomieszczeń posterunku policji. Otworzył drzwi i rozpoznał Elspeth Grant. - Wejdź - zapraszał Hamish. - Co cię sprowadza? Gwiazdy źle wróżą? - Właściwie to tak - Elspeth się uśmiechnęła. Była wczesna jesień, ale noce były już mroźne. Miała na sobie tweedowy kapelusz wędkarski i męską kurtkę. Zdjęła kapelusz i razem z kurtką powiesiła na oparciu krzesła. Gęste brązowe włosy otaczały twarz, ale to jej oczy były najbardziej niezwykłe. Jasnoszare, prawie srebrne, czasem jak czysta woda w strumyku, czasem jak kwarc, a emocje i myśli mknęły przez te ogromne oczy niczym cienie chmur nad wzgórzami w letni dzień. Jej łagodny głos miał zaśpiew rodem ze szkockich gór. Hamish nie przepadał za nią. Swoimi astrologicznymi przepowiedniami najwyraźniej stroiła sobie sprytne żarty z czytelników. - Kawy? - spytał Hamish. - Tak, proszę. - To nie jest bezkofeinowa. - To nic. Sądzisz, że to ma dla mnie jakieś znaczenie? - Tak. Myślałem, że pewnie jesteś również wegetarianką. Oparła swój spiczasty podbródek na dłoniach i przyglądała mu się przez chwilę. - Dlaczego? - Och, chodzi o astrologię i tym podobne. Wsypał do dwóch kubków kawę i zalał wodą z czajnika, który stał na płycie pieca na drewno. - Jesteś bardzo tradycyjnym mężczyzną, jak widzę. Hamish wręczył jej kubek z kawą i usiadł naprzeciw.

- Przychodzisz o tak późnej porze, żeby rozprawiać o moim charakterze? - Nie. Widziałeś ten program? - Ten z Crystal French? - Właśnie ten. - Dlaczego pytasz? - Ktoś zamierza ją zabić - spokojnie zakomunikowała Elspeth. - Co?! To jakieś bzdury, dziewczyno. Ten okropny program będzie miał sporą oglądalność przez jeden sezon. Potem jego oryginalność spowszednieje, a ona albo zniknie bez śladu, albo wyjedzie do Londynu. - Nie sądzę. Myślę, że zostanie zamordowana. - Zobaczyłaś to w gwiazdach? - naigrawał się Hamish. - Można tak powiedzieć. Jest w niej coś takiego. Ona prosi się, żeby ją zabić. - I kogo podejrzewasz? - Ach, gdybym to wiedziała, może mogłabym temu zapobiec. - Obawiam się, że w świecie telewizji można zobaczyć wielu, jak występny pyszni się i rozpiera jak cedr zielony (Cytat za Księgą Psalmów, psalm 37,35; Biblia Tysiąclecia.) - wyrecytował Hamish. - Cytujesz Biblię, Hamishu? Ty? - Dlaczego nie? Nie jestem poganinem. Zastanówmy się, przyszłaś tu do mnie w środku nocy, żeby opowiedzieć o swoim przeczuciu. Hamisha akcent ze szkockich gór stawał się zawsze bardziej wyraźny, gdy był zdenerwowany. - Wyglądasz na rozsądną dziewczynę, ale ci nie ufam. Sądzę, że przyszłaś tu, żeby zabawić się moim kosztem. Chociaż na jej twarzy malował się spokój, Hamish miał przeczucie, że gdzieś w środku Elspeth uważała go za błazna.

Dopiła kawę. Potem założyła kapelusz i zarzuciła kurtkę na ramiona. - Tylko potem nie mów, że cię nie ostrzegałam. Oparł się na krześle i spojrzał na nią. - I co niby mam zrobić z tym ostrzeżeniem? Zadzwonić do przełożonych i oświadczyć, że mam przeczucie morderstwa? - Możesz powiedzieć, że otrzymałeś anonimowy telefon od ludzi grożących, że ją zabiją. - Sądzę, że tego rodzaju telefony już docierają do Telewizji Strathbane. Lekko wzruszyła ramionami. - Cóż, przynajmniej próbowałam. A potem jakby się rozpłynęła. Wyszła tak szybko i cicho, że Hamishowi wydawało się, iż w jednej chwili zniknęła, zostawiając drzwi otwarte na oścież. Próbował pozbyć się męczących myśli o tym zajściu, ale cały czas czuł niepokój. Rory MacBain pławił się w sukcesie Crystal. Dwa pierwsze odcinki programu planowano wyemitować w telewizji krajowej, a za nimi miały iść kolejne. Rozsierdzeni widzowie atakowali go telefonicznie, torba na listy była pełna pogróżek. I to właśnie jest sukces. Odzew był sukcesem. Czuł się trochę rozczarowany, że Crystal wciąż odrzucała jego zaloty, ale pochwały, które zbierał za sam pomysł, wynagradzały mu w zupełności jego żal. Będzie więcej, dużo więcej pieniędzy na następny odcinek. Ten pierwszy wymyślono naprędce, upłynął mniej niż tydzień od pomysłu do jego realizacji. W ten poniedziałek zdecydowano o nowym temacie. „Zza koronkowych firanek" miał ujawnić to, co naprawdę działo się w wioskach szkockich gór. Reporterzy wyszukujący materiały przekopywali stare

wycinki prasowe, odnajdując skandale, których uczestnicy mieli nadzieję, że już dawno zostały puszczone w niepamięć. Crystal nie miała dużo do roboty, wszystkie materiały zebrano za nią, scenariusz został już napisany. Korzystała z tego, co przygotowano, ale czasem wolała wtrącić komentarz od siebie w ostatniej chwili. Miała trochę wolnego czasu, więc postanowiła wyrwać się ze Strathbane i pojeździć po okolicznych wioskach. Tego dnia jej ścieżka miała przeciąć się ze ścieżką Hamisha Macbetha i dokładnie tego dnia Hamish wyraźnie czuł, że w jego świecie wydarzy się coś niesamowitego. *** Wczoraj rano przeczytał swój horoskop dla Wagi, w którym Elspeth napisała: „W poniedziałek otrzymasz wiadomości, które sprawią, że będziesz miał złamane serce. Ale pamiętaj, kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa. To nie koniec świata. To początek całkiem nowego rozdziału". - Bzdury - wymamrotał Hamish. Nakarmił swojego psa Lugsa i właśnie przygotowywał się do wyjścia, kiedy zadzwonił telefon. To była pani Wellington, żona pastora. - Domyślam się, że jeszcze o tym nic nie wiesz - zaczęła. - Czytasz „Czas"? - Nie - odpowiedział Hamish. - Tak myślałam. To pojawiło się w rubryce towarzyskiej cztery dni temu, a teraz krąży po wsi. Mówiłam, że ktoś powinien cię powiadomić, ale potem pomyślałam, że jak zwykle to muszę być ja. - O czym powiadomić? - spytał cierpliwie Hamish. - Priscilla Halburton - Smythe wychodzi za mąż... Jesteś tam? - Tak.

- To było w rubryce towarzyskiej. Wychodzi za jakiegoś Petera Partridge'a. - Dziękuję - odrzekł ponuro. Odłożył słuchawkę i usiadł, wpatrując się ślepo w biurko. Lugs zaskomlał i położył mu na kolanie swoją dużą łapę. Priscilla Halburton - Smythe, córka pułkownika, który był właścicielem hotelu na zamku Tommel, była kiedyś miłością jego życia. Zaręczyli się nawet. Mogła mu sama o tym powiedzieć. Wmawiał sobie, że wszystko wygasło dawno temu, ale wciąż męczył go smutek i osamotnienie. Przypomniał sobie swój horoskop i się rozzłościł. Elspeth usłyszała tę plotkę, bo Elspeth znała wszystkie plotki. Musiała poznać datę jego urodzin. Pewnie uważała to za bardzo zabawne. Pogłaskał Lugsa po głowie i powiedział: - Zostań tu, chłopie. Pójdzie jak zwykle na obchód, będzie pracował jak zawsze. Życie toczy się dalej. Właśnie wsiadał do policyjnego land rovera, kiedy zauważył, że w porcie jasnozielone bmw zawróciło o sto osiemdziesiąt stopni i popędziło wzdłuż nabrzeża, sporo przekraczając ograniczenie prędkości. Wskoczył do samochodu i z wyjącą syreną, błyskającym niebieskim światłem „kogutem" ruszył w pościg. Wyćwiczony w ściganiu pędzących samochodów, jedną ręką wystawioną za oknem trzymał radar, który na szczęście tym razem leżał na przednim siedzeniu. Nagle bmw zatrzymało się na garbatym moście, który znajdował się na wyjeździe z Lochdubh. Hamish zatrzymał się za nim i wysiadł. Pochylił się i zajrzał do bmw, patrzyła na niego Crystal French.

Rozdział drugi Bowiem w gwiazdach, przejrzystszych od szkła, jest zapisana, o Boże, który znasz każde imię, godzina śmierci każdego człowieka. Geoffrey Chaucer Hamish zawsze pogardzał policjantami, którzy wyładowywali niepowodzenia swojego życia osobistego na zwykłych obywatelach, istniały więc szanse, że jedynie upomni Crystal, tak jak robił to zazwyczaj, ale jej pierwsze słowa wypowiedziane w bezczelny sposób brzmiały: - Nie wiesz, kim jestem? - Jesteś kierowcą, który właśnie przekroczył niebezpieczną prędkość. Dokumenty poproszę. - Proszę posłuchać, nie mam ich przy sobie... - W takim razie proszę dostarczyć je w ciągu tygodnia na najbliższy posterunek policji - chodzi o dokument własności, rejestr przeglądu technicznego i ubezpieczenie. Prawo jazdy poproszę. - Jestem Crystal French. - Dziękuję za tę informację, panienko. Prawo jazdy poproszę. Pogrzebała w ogromnej skórzanej torebce i wyjęła je. - Nie powinieneś łapać przestępców, zamiast molestować praworządnych obywateli? - Jazda z nadmierną prędkością to łamanie prawa. Sprawdził prawo jazdy i oddał je. - Proszę wysiąść z samochodu. - Dlaczego? - Przeprowadzę badanie alkomatem. - Nie bądź głupi. Crystal włączyła silnik.

- Jeśli odjedziesz bez badania alkomatem, będziesz musiała udać się ze mną do doktora Brodie'ego i oddać krew do badania. Crystal otworzyła drzwi samochodu tak gwałtownie, że Hamish musiał odskoczyć, żeby go nie uderzyła. Spojrzała na policjanta z ogniście rudymi włosami i warknęła: - Cóż, miejmy to już za sobą. Alkomatem wykazał, że nie piła. - Proszę tu zaczekać - polecił. Podszedł do land rovera, sprawdził wskazania na radarze i zaraz wrócił. - Masz już sześć punktów na swoim koncie za jazdę z nadmierną prędkością - oznajmił. - Radar pokazuje, że jechałaś sześćdziesiąt pięć mil na godzinę w obszarze z ograniczeniem do trzydziestu. Crystal patrzyła na niego w osłupieniu. Wiedziała, że to więcej niż prawdopodobne, iż zabiorą jej prawo jazdy na trzy lata. Zmieniła taktykę i uśmiechnęła się do niego. - Proszę posłuchać, panie władzo... Jak się nazywasz? - Hamish Macbeth. - Jestem pewna, że mamy lepsze rzeczy do roboty, niż stać tu i się kłócić. Zwilżyła sobie usta i położyła mu dłoń na ramieniu. Strząsnął jej rękę, jakby to był owad. - Wkrótce dostaniesz powiadomienie, kiedy masz stawić się w sądzie - zakomunikował obojętnie. Crystal zaczynała wpadać w rozpacz. Bmw było nowym zakupem i uwielbiała nim jeździć. Sięgnęła do samochodu i wyciągnęła torebkę. Otworzyła ją i wyjęła portfel, odemknęła go i przetrząsnęła banknoty. - Jako wiejski posterunkowy nie możesz zarabiać zbyt wiele - uśmiechała się figlarnie.

- Ale nie biorę łapówek, chyba że prosisz się o kolejny zarzut, więc radzę ci schować portfel. Crystal straciła panowanie nad sobą. - Nie zamierzałam cię przekupić, ty wiejski głupku. Hamish również wybuchnął. - Tylko dlatego, że jesteś telewizyjną celebrytką i ciągle uprzykrzasz ludziom życie, nie znaczy, że możesz narażać życie mieszkańców Lochdubh brawurową jazdą. Kobiety, niech je szlag trafi - pomyślał Hamish, kiedy podnosił głos. - Do diabła, po prostu stąd znikaj. - Co tu się wyprawia? - spytał chłodny głos. Hamish odwrócił się. Za nim stała Elspeth. Miała na sobie podarty T - shirt pod luźnym swetrem, sztruksowe spodnie i adidasy. - Reprezentuję „Czasy szkockich gór" - przedstawiła się. - Jesteś sławną Crystal French. O rany, równie piękna w rzeczywistości jak i w telewizji. Hamish z niesmakiem przyglądał się im obu. - Do zobaczenia w sądzie - rzucił do Crystal. Wsiadł do land rovera i odjechał na posterunek policji, skąd wysłał raport do Strathbane. Oparł się pokusie i nie pojechał do hotelu na zamku Tommel, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o Priscilli. Już po wszystkim. Koniec z tym. Założył Lugsowi smycz i poszedł odwiedzić Angelę Brodie, żonę doktora. - Wejdź - zapraszała Angela, a jej szczupła twarz rozpogodziła się z zadowolenia. - Czy Lugsowi będą przeszkadzać moje koty? - Jest zbyt leniwy - odrzekł Hamish, a Lugs na dowód tego poczłapał do kuchni, zignorował koty, położył się w kącie i zamknął oczy. Jego wielkie uszy rozpostarły się niczym skrzydła.

- Co nowego? - spytała Angela. Tylko Angeli Hamish mógł opowiedzieć o Priscilli. - Zatelefonowała do mnie pani Wellington z wiadomościami o zaręczynach Priscilli - zaczął. - Sama powinnam ci była o tym powiedzieć - stwierdziła smutno Angela. - Wszyscy w wiosce o tym mówili. Potem słyszałam, jak pani Wellington informowała Elspeth Grant, że zamierza cię o tym powiadomić za kilka dni, jeśli nikt inny tego wcześniej nie zrobi, a Elspeth spytała, kiedy masz urodziny. - Domyśliłem się, że to było podstawą mojego horoskopu - stwierdził Hamish. - Jak to przyjąłeś? Zdruzgotany? - Czułem się zraniony i trochę zdenerwowany. Ale teraz sam nie wiem, jak się czuję. Mogła mi sama o tym powiedzieć. W każdym razie puściły mi nerwy przy okazji spotkania z tą okropną kobietą, Crystal French. Opowiedział jej historię o przekroczeniu prędkości. - Założę się, że każą ci zapomnieć o sprawie - wyraziła swoją opinię Angela. - Dlaczego? - Callum Bissett jest masonem. To dyrektor działu zarządzania w Telewizji Strathbane. - I co z tego? - Cóż, to tak samo jak Peter Daviot, twój szef. - Daj spokój. Nie ośmieliliby się. - Mogą spróbować, kiedy prawnicy z Telewizji Strathbane dobiorą im się do skóry. Zgodnie z przewidywaniami Hamish po południu otrzymał telefon od Petera Daviota. - Wolałbym, żebyś jej to po prostu odpuścił - zaproponował Daviot. - Rozmawiałem przez telefon z

Callumem Bissettem i prosił mnie, żeby zapomnieć o sprawie. Mówisz, że złapałeś ją na radar? - Tak, proszę pana. - No cóż, w takim razie będziesz musiał to doprowadzić do końca. Ale to źle, bardzo źle. - To prosta sprawa przekroczenia prędkości w terenie zabudowanym. - Nie chodzi tylko o to. Crystal French zamierza przygotować gruntowny raport na temat pilnowania porządku w szkockich górach, kończąc na wywiadzie z tobą. - Nie muszę się na to zgadzać. - A tak, musisz - warknął Daviot. - To rozkaz. Musimy pokazać, że nie mamy nic do ukrycia. - W porządku - niechętnie zgodził się Hamish. Dwukrotnie został zdegradowany ze stopnia sierżanta i zdawał sobie sprawę, że reporterzy Crystal dokopią się do każdego szczegółu, który będą mogli wykorzystać przeciwko niemu. - Wywiad ma się odbyć w przyszły poniedziałek o czternastej. - Czy muszę? - Czy muszę co? - To znaczy, czy muszę to zrobić, proszę pana? - Tak. - Wie pan, że próbowała mnie poderwać, a kiedy to nie zadziałało, usiłowała mnie przekupić? - Masz na to świadków? - Nie. - Cóż, i tu cię mamy. Po prostu się z tym pogódź. Po tym, jak się rozłączył, długo jeszcze wpatrywał się w telefon. Może Elspeth coś widziała. Jak długo tam stała? Podniósł słuchawkę, wybrał numer „Czasu szkockich gór" i poprosił do telefonu Elspeth, ale Sam poinformował go jedynie o tym, że Elspeth była w terenie na zawodach szkockich gór w Braikie.

Hamish wsadził Lugsa do land rovera i wyruszył do Braikie. I tak miał tam jechać po południu na patrol. Zawody szkockich gór nie były tak dużym widowiskiem, jak te w Drumnadrochit albo Balmoral. A babie lato wciąż miało się dobrze i łagodne słońce świeciło podczas wydarzeń i występów towarzyszących imprezie. Hamish z jakiegoś powodu myślał, że nie będzie trudno odnaleźć Elspeth. Niejasno założył, że pewnie przepowiada przyszłość w jednej z budek. Potem przypomniał sobie, że Sam mówił, iż miała robić reportaż o zawodach. Skierował się do namiotu prasowego. Rozpoznał kilku miejscowych reporterów pijących piwo przy chybotliwych stołach. - Czy ktoś widział Elspeth Grant? - spytał. - Właśnie wyszła - odparł jeden z nich. - Rzut kłodą. Hamish skierował się w stronę głównego ringu, gdzie odbywało się rzucanie kłodą. Tęgi mężczyzna zataczał się wokół, próbując podrzucić ogromny pal. - Nie powinien nawet próbować - stwierdził jeden ze zdegustowanych widzów. Hamish rozejrzał się po tłumie. Nie było specjalnego sektora dla prasy, ale wiedział, że zazwyczaj gromadzą się, żeby porównywać wyniki. Zobaczył kamerę telewizyjną i poszedł w jej kierunku. Z początku nie rozpoznał Elspeth, ponieważ miała na głowie wyświechtaną czapkę bejsbolową i schowane pod nią włosy. Ale odwróciła się, spojrzała w tył i wtedy dostrzegł te jej dziwne oczy. Uśmiechnęła się do niego, a on zawołał: - Muszę zamienić z tobą słówko. Elspeth dołączyła do niego. - Jak długo wtedy stałaś, kiedy rozmawiałem z Crystal French? - zapytał. - Niecałą minutę. Hamish poczuł się rozczarowany.

- Nie widziałaś więc, jak próbowała mnie przekupić? - Nie, ale potwierdzę to, jeśli ci to pomoże. - Chyba nie zamierzasz dla mnie kłamać?! Wzruszyła ramionami. - Oferta jest aktualna. Możesz tego potrzebować. - Tak przy okazji, ten numer, który mi wywinęłaś, był wstrętny. - Co? - Ten horoskop - fuknął Hamish ze złością. - Dowiedziałaś się, kiedy mam urodziny, usłyszałaś o zaręczynach Priscilli i o tym, że pani Wellington zamierza mi o nich powiedzieć, więc umieściłaś te bzdury: „kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa". - Po co miałabym to robić? Horoskop dla znaku Wagi nie jest skierowany tylko do ciebie. - Wiesz, że jestem Wagą. Dowiedziałaś się o tym, kiedy spytałaś Angelę Brodie o moje urodziny. - Jeśli nie masz nic przeciwko temu, wrócę do pracy. Elspeth wróciła do oglądania zawodów. - Mam zdawać z tego relację. To fascynujące, oglądać mężczyzn rzucających pnie drzewa. - Po prostu trzymaj się ode mnie z daleka - wycedził wściekle Hamish. Odwróciła się. - To ty mnie tu znalazłeś, ja się do ciebie nie zbliżam. Hamish oddalił się niczym rozdrażniony kocur. W policyjnej przyczepie zgłosił się na oficjalne pełnienie służby w trakcie trwania zawodów. Gdy patrolował teren występów, męczyła go myśl o zbliżającej się sprawie w sądzie, w której Crystal została oskarżona o przekroczenie dozwolonej prędkości. Miał przecież dowód na radarze. Z pewnością nie było się czym martwić. Jednak wciąż czuł, że z powodu zdenerwowania mógł popełnić błąd.