wotson

  • Dokumenty43 350
  • Odsłony2 221 819
  • Obserwuję1 467
  • Rozmiar dokumentów64.9 GB
  • Ilość pobrań1 772 888

Marion Chesney (jako M. C. Beaton) - Hamish Macbeth 28 - Hamish Macbeth i wczorajsza śmie

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

Marion Chesney (jako M. C. Beaton) - Hamish Macbeth 28 - Hamish Macbeth i wczorajsza śmie.pdf

Użytkownik wotson wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 230 stron)

SERIA KRYMINAŁÓW Hamish Macbeth TOM 28 Hamish Macbeth i wczorajsza śmierć M.C. Beaton

W SERII KRYMINAŁÓW Hamish Macbeth ukażą się: Tom 1. Hamish Macbeth i śmierć plotkary Tom 2. Hamish Macbeth i śmierć łajdaka Tom 3. Hamish Macbeth i śmierć obcego Tom 4. Hamish Macbeth i śmierć żony idealnej Tom 5. Hamish Macbeth i śmierć bezwstydnicy Tom 6. Hamish Macbeth i śmierć snobki Tom 7. Hamish Macbeth i śmierć żartownisia Tom 8. Hamish Macbeth i śmierć obżartucha Tom 9. Hamish Macbeth i śmierć wędrowca Tom 10. Hamish Macbeth i śmierć uwodziciela Tom 11. Hamish Macbeth i śmierć zrzędy Tom 12. Hamish Macbeth i śmierć macho Tom 13. Hamish Macbeth i śmierć dentysty Tom 14. Hamish Macbeth i śmierć scenarzysty Tom 15. Hamish Macbeth i śmierć nałogowca Tom 16. Hamish Macbeth i śmierć śmieciarza Tom 17. Hamish Macbeth i śmierć celebrytki Tom 18. Hamish Macbeth i śmierć osady Tom 19. Hamish Macbeth i śmierć oszczercy Tom 20. Hamish Macbeth i śmierć nudziarza Tom 21. Hamish Macbeth i śmierć marzycielki Tom 22. Hamish Macbeth i śmierć pokojówki Tom 23. Hamish Macbeth i śmierć milusińskiej Tom 24. Hamish Macbeth i śmierć czarownicy Tom 25. Hamish Macbeth i śmierć walentynki Tom 26. Hamish Macbeth i śmierć kominiarza Tom 27. Hamish Macbeth i śmierć zimorodka Tom 28. Hamish Macbeth i wczorajsza śmierć

Tytuł serii: Seria kryminałów Hamish Macbeth Tytuł tomu: Hamish Macbeth i wczorajsza śmierć Tytuł oryginalny tomu: Death of Yesterday, A Hamish Macbeth Mystery

Moim wspaniałym sąsiadom, Louise Bowles i Samancie Burke, z wyrazami sympatii

Rozdział pierwszy Niech wrócą do mnie z tułaczki moje oczy, Co tak długo na tobie spoczywały William Blake Morag Merrilea była studentką wydziału sztuki, a w wakacje dorabiała jako sekretarka w Shopmark Fashions w Cnothan, położonym w szkockim hrabstwie Sutherland. Była Angielką i uważała się za lepszą od swoich kolegów z pracy, wśród których była bardzo nielubiana. Wyglądała niezbyt atrakcyjnie. Miała cienkie brązowe włosy i wyłupiaste zielone oczy. Kochała jednak sztukę i uwielbiała studiować twarze innych ludzi. Shopmark Fashions była nową fabryką, znajdującą się na obrzeżach miasteczka, powstałą w miejscu starego, opuszczonego sklepu z wiktoriańskimi meblami. Cnothan jest ponurym miejscem z jedną główną ulicą, biegnącą w kierunku sztucznego jeziora, nad którym wznosił się szary mur tamy miejscowej hydroelektrowni. Morag przyjęła tę posadę, ponieważ marzyła jej się praca w romantycznej szkockiej wiosce i nigdy do końca nie otrząsnęła się z szoku kulturowego, związanego z przebywaniem w Cnothan, gdzie zgorzkniali mieszkańcy szczycą się tym, że pilnują własnego nosa. W sobotni wieczór usiadła ze swoim szkicownikiem w tym samym co zwykle rogu szkockiego pubu. Z zapamiętaniem szkicowała twarze klientów, a także twarz kogoś zaglądającego przez okno do środka. Morag zawsze piła w samotności. Pozostali pracownicy fabryki zbierali się w pubie nad jeziorem i o dziwo, nikt nie komentował samotnego picia dziewczyny, ponieważ nie była lubiana, a miejscowi od niej stronili.

Choć nie odznaczała się wybitną wyobraźnią, tego wieczoru czuła, jak bardzo obce i odległe jest dla niej Sutherland i miała klaustrofobiczne wrażenie, jakby wznoszące się wokół góry przybliżały się coraz bardziej, skradając się przez wrzosowiska. Dlatego piła więcej niż zwykle. W pubie było sporo pracowników leśnictwa, gospodarzy i bezrobotnych. Morag potrafiła wspaniale szkicować ludzi i miała wrażenie, że przeniesienie ich na papier daje jej władzę nad nimi. W pewnym momencie poszła do toalety. Kiedy wróciła, zobaczyła, że jej szkicownik zniknął. Poskarżyła się barmanowi i innym klientom pubu. Gdy odpowiedziały jej jedynie puste spojrzenia, wychyliła do końca swojego drinka i ruszyła w stronę drzwi. Na zewnątrz zasłabła i zabrano ją do szpitala. Kiedy zbudziła się następnego ranka, wysłuchawszy wykładu młodego lekarza na temat zgubnych skutków nadużywania alkoholu, Morag poczuła nagle niepokój, że może stała się alkoholiczką. Wypiła cztery kufle piwa i doszła do wniosku, że musiał urwać jej się film. Nie była w stanie przypomnieć sobie wczorajszego wieczoru. W Hornsey Art College, gdzie studiowała, miała jedną przyjaciółkę, Celię Hedron. Zadzwoniła do niej i opowiedziała o utracie pamięci. Celia skomentowała ostro: - Pomyślałaś, że ktoś mógł wrzucić ci do piwa tabletkę gwałtu? Po czymś takim niczego nie pamiętasz. To dramatyczne wyjaśnienie sytuacji przemówiło do Morag. Nie chciała uważać siebie za pospolitą alkoholiczkę. Cały tydzień wahała się, aż w końcu wsiadła do autobusu kursującego z Cnothan do Lochdubh i poszła na posterunek policji. Poinformowano ją, że tamtejszy sierżant, Hamish

Macbeth, jest odpowiedzialny również za Cnothan i nie tylko. Teren jego patrolu obejmuje spory obszar Sutherland. Hamish Macbeth nie wywarł na niej dobrego wrażenia. Kiedy przyjechała, stał właśnie na drabinie i czyścił rynnę. Jego leniwy posterunkowy, Dick Fraser, pulchny mężczyzna z siwymi wąsami, spał sobie w najlepsze na leżaku w ogrodzie. - Hej! - krzyknęła Morag. - Niech pan natychmiast zejdzie z tej drabiny. Przyszłam zgłosić popełnienie przestępstwa. Hamish zszedł powoli. Stanął przed nią wysoki mężczyzna z ogniście rudą czupryną i orzechowymi oczami. - Czym mogę służyć? - spytał. Morag odrzuciła głowę do tyłu i oświadczyła: - Zostałam odurzona, zgwałcona i ukradziono mój szkicownik. - W takim razie proszę ze mną do biura. - Co się stało? - wymamrotał Dick i po chwili wrócił do drzemki. Hamish zaprowadził dziewczynę do bocznego wejścia. Przez kuchenne drzwi weszli do środka, a potem do małego biura. Podsunął jej krzesło, spisał adresy w Cnothan i Londynie oraz numer telefonu domowego i do pracy. - To było tak... - zaczęła. Przedstawiła mu swoją wersję wydarzeń, razem z informacjami o swoim wieku - dwadzieścia trzy lata - oraz pracy sekretarki w fabryce odzieżowej. - Kiedy dokładnie to się stało? - spytał Hamish. - W zeszłą sobotę. Hamish sporządzał notatki. Odłożył długopis. - Jeśli została pani odurzona tabletką gwałtu, teraz w pani organizmie nie ma już śladu po narkotyku. Czy zrobiła pani obdukcję na wypadek gwałtu? - No cóż, nie.

- Myślę, że powinniśmy natychmiast pojechać do szpitala, żeby mogła się pani poddać badaniom. Morag zagryzła wargi. Sama obejrzała się dokładnie i wiedziała, że na jej ciele nie było żadnych siniaków ani śladów po wymuszonej penetracji. - Nie mam zamiaru zawracać sobie tym głowy - odparła. - W takim razie nie wiem, czego pani ode mnie oczekuje - powiedział cierpliwie Hamish. - Jest pan pomylony? - zdenerwowała się Morag. - Mógłby pan przynajmniej zadać sobie trochę trudu, żeby odzyskać mój szkicownik, o ile czasem ruszy pan tyłek, żeby cokolwiek zrobić. - Co pani szkicowała? - Twarze ludzi z pubu. Och, i jeszcze kogoś, kto zaglądał przez okno. - Jest pani w tym dobra? - spytał Hamish, nie owijając w bawełnę. Dziewczyna otworzyła swoją przepastną torbę, wyjęła mały szkicownik i wręczyła go Hamishowi. Jego zainteresowanie wzrosło. Rzeczywiście była bardzo utalentowana. - Muszę spisać osoby, które znajdowały się tego wieczoru w barze. Pamięta pani jakieś nazwiska? - Dla mnie są tylko twarzami. Jakiś Angus i Jimmy jakiś tam. Nie zadaję się z miejscowymi wieśniakami. Pracownicy fabryki chodzą do pubu Loaming nad jeziorem. - Z takim nastawieniem... - Hamish stał się bardziej oficjalny, a jego syczący akcent wskazywał na zdenerwowanie. - Jestem szczerze zdziwiony, że nikt nie próbował pani sprzątnąć, a nie tylko dosypać czegoś do drinka. - Jest pan tak samo bezużyteczny, jak cała reszta... - Niech się pani uspokoi. Mam pewien pomysł...

- Coś podobnego! - Och, niech pani zamilknie i wreszcie mnie posłucha. Znam pewnego hipnotyzera ze Strathbane. Mógłby panią zahipnotyzować i spróbować odzyskać utracone wspomnienia. Wyłupiaste oczy Morag rozbłysły. Dramatyzm tej propozycji przemawiał do niej, jak również chęć wystraszenia tego kogoś, kto dosypał jej narkotyku do drinka. - Umówię się z nim na spotkanie i dam pani znać - zaproponował. Kiedy tego samego dnia po południu Hamish wyjeżdżał razem z Dickiem do Strathbane, zastanawiał się, dlaczego zadawał sobie tyle trudu, żeby pomóc komuś tak niemiłemu jak Morag Merrilea. Przeklął w duchu samego siebie, że nie spytał, ile dokładnie tego wieczoru wypiła. Może po prostu urwał jej się film. Przypomniał sobie jednak, że i tak nie miał w tej chwili nic lepszego do roboty. Lato było niezwykle ciepłe, a okropne, krwiożercze szkockie komary atakowały zawzięcie. Miejscowy sklep Patela wyprzedał już wszystkie środki przeciw insektom. Kiedy wjeżdżali pod górę, Dick zauważył: - Za każdym razem, kiedy widzę Strathbane, cieszę się, że udało mi się stamtąd wyrwać. Strathbane postrzegano jak wrzód na pięknym krajobrazie Sutherland. Dawniej było to ważne miasto portowe, jednak kiedy połowy ryb się zmniejszyły, zaczęło podupadać. Do miasta trafili handlarze narkotyków i wokół czuć było brud i zepsucie. - Nie podoba mi się ten pomysł z hipnotyzerem. - Dick nie by przekonany. - Wygląda mi to na czarną magię. - Och, nawet policja ze Strathbane korzysta czasem z usług pana Jeffreya. - Obiecali, że zapłacą za tę wizytę?

Hamish poruszył się niespokojnie na swoim siedzeniu. Wiedział, że inspektor Blair, zmora jego życia, zadba, żeby tak się nie stało. - Będzie dobrze - rzucił lekko. - Jak zwykle, wyślę im rachunek razem z innymi. Dick był zawiedziony panem Jeffreyem. Spodziewał się spotkać jakiegoś leciwego guru. Jeffrey był po trzydziestce, szczupły, z brązowymi włosami związanymi w kucyk. Miał na sobie podarte dżinsy i koszulkę. - Popatrzmy... - wertował terminarz. - Mógłbym ją wcisnąć na piętnastą w następną sobotę. Hamish zadzwonił na komórkę Morag. Dziewczyna była zachwycona: - Niech no tylko ci dranie z pubu się o tym dowiedzą! - Na pani miejscu nie rozpowiadałbym o tym na prawo i lewo - ostrzegał ją Hamish. - Przyjadę po panią w sobotę i razem pojedziemy do Strathbane. Trzy dni przed planowaną wyprawą do Strathbane Hamish i Dick snuli się bez celu po posterunku. Dla Dicka Frasera był to istny raj. W komendzie głównej w Strathbane uchodził za bezużytecznego, został więc wysłany do Lochdubh. Był uzależniony od różnego rodzaju gier, brał udział w teleturniejach, a w kuchni pełno było jego lśniących trofeów: ekspres do kawy, zmywarka, nowa pralka i kuchenka mikrofalowa. Panny i wdowy z miasteczka widziały w nim idealnego kandydata na męża, ale Dick nie wykazywał żadnego zainteresowania romansami. Wolał oddawać się marzeniom sennym na leżaku w ogrodzie w ciągu dnia, wieczorami natomiast oglądał telewizję. W sobotę z letargu wyrwał go Hamish.

- Powinniśmy już jechać po tę Morag - powiedział sierżant. - Włóż mundur. Morag wynajmowała mieszkanie w wiktoriańskiej willi na obrzeżach Cnothan. Kiedy Hamish zadzwonił do drzwi, nikt nie odpowiedział. Mieszkanie dziewczyny znajdowało się na najwyższym piętrze. Sierżant odsunął się i spojrzał w górę. Zasłony były rozsunięte, ale nie widać było żadnego znaku życia. - Głupia krowa - mruknął. - Jestem pewien, że nie zapomniała - nacisnął dzwonek właścicielki budynku. Pani Douglas otworzyła mu drzwi. Była niską, krągłą kobietą z niechlujną strzechą siwych włosów. Nosiła okulary o grubych szkłach. - Co znowu? - zapytała niegrzecznie. - Przyjechaliśmy po pannę Morag - powiedział Hamish cierpliwie. - Czy jest w domu? - Nie wiem. - Czy mogłaby pani pójść i sprawdzić? Kobieta ruszyła na górę po schodach, mamrocząc coś do siebie wielce niezadowolona. Policjanci czekali na nią przed domem w promieniach słońca. W końcu pani Douglas wróciła i wręczyła Hamishowi pocztówkę. - To było wetknięte w drzwi jej mieszkania - fuknęła. Na pocztówce ktoś starannie napisał: „Wyjechałam do Londynu. Będę w kontakcie". Brakowało podpisu. - Nie podoba mi się to - skomentował Hamish. - Czy mogłaby nas pani wpuścić do jej mieszkania? - Ma pan nakaz? - Nie, nie mam! - tracił cierpliwość Hamish. - Ale jeśli nie wpuści mnie pani do środka, wrócę z odpowiednim pismem i przewrócę to miejsce do góry nogami, włącznie z pani mieszkaniem.

- No już, już, po co te nerwy - irytowała się, myśląc o schowanych pod materacem pieniądzach, od których nie płaciła podatków. - Pójdę po klucz. Weszli za nią do ciemnego korytarza oświetlonego kolorowym światłem wpadającym do środka przez szkiełka witraża we frontowych drzwiach. Dick zmierzył wzrokiem strome schody. - Zaczekam na pana na zewnątrz, sierżancie. - Och, w porządku - nasrożył się Hamish. Poszedł na górę za dyszącą panią Douglas. Kobieta wsunęła klucz do drzwi znajdujących się na szczycie schodów. - Nie ma potrzeby, żeby pani na mnie czekała. Odniosę klucz, kiedy skończę. Mieszkanie składało się z małego saloniku, wnęki sypialnej, oddzielonej zasłoną kuchni i łazienki. W salonie znajdował się mały stoliczek zawalony przyborami plastycznymi i dwa twarde krzesła, stojące pod oknem. Nad pustym kominkiem wisiała wyblakła reprodukcja „Jelenia na rykowisku". Obok kominka stał wysłużony fotel zwrócony w stronę małego telewizora. Deski ułożone na cegłach służyły za półki na książki. Hamish wszedł do sypialni. Otworzył szafę. Wisiało tam kilka bluzek, spódnic i zimowy płaszcz. Na szafie leżała duża walizka. Ściągnął ją i otworzył. Była pusta. Odłożył na miejsce, po czym otworzył komodę. Było tam sporo zaskakująco frywolnej bielizny: stringi i wykończone koronką pończochy. Sierżant usiadł na łóżku i rozejrzał się wokół. Mogła mieć jakiś plecak, do którego spakowała trochę ubrań. Nigdzie nie widać było torebki, paszportu czy portfela. Zamknął mieszkanie i zszedł na dół. W korytarzu czekała na niego pani Douglas.

- Czy ona miała samochód? - spytał, oddając kobiecie klucze. - Nie, jeździła na rowerze. - Gdzie go trzyma? - Na zewnątrz. Ale teraz go nie ma. - Kiedy widziała ją pani po raz ostatni? - Nie pamiętam. - Proszę się zastanowić! - Och, już sobie przypominam. To było wczoraj rano. Wychodziła do pracy. - Czy miała ze sobą walizkę albo jakiś bagaż? - Nie. Po prostu wsiadła na rower i odjechała, tak jak zawsze. Hamish był zaniepokojony. Wsunął pocztówkę do foliowej torebki i wyszedł. Dołączył do Dicka. - Sprawdźmy lepiej fabrykę, w której ta dziewczyna pracuje - zaproponował. - Mam złe przeczucia. W Shopmark Fashions dowiedzieli się, że Morag pracowała jako sekretarka szefa, Harry'ego Gilchrista. Pan Gilchrist kazał im czekać na siebie dziesięć minut, co Hamish potraktował jako typowy dla szkockich szefów sposób, żeby wydać się ważniejszymi, niż byli w istocie. Pan Gilchrist był wysokim, szczupłym mężczyzną po czterdziestce. Miał gęste czarne włosy, schodzące na czole we wdowi szpic, ziemistą twarz z mokrymi brązowymi oczami. - Pracuje pan w sobotę? - spytał Hamish. - Zawsze jest coś do zrobienia - odparł Gilchrist. - Czego chce ode mnie policja? - Czy Morag Merrilea pojawiła się wczoraj w pracy? - Prawdę mówiąc, nie było jej. Zamierzałem w poniedziałek wysłać kogoś, żeby sprawdził, co się z nią dzieje, jeśli nadal nie będzie jej w pracy.

- W drzwiach swojego mieszkania zostawiła pocztówkę. Napisała, że wyjechała do Londynu. - Czyż to nie typowe dla dzisiejszych pracowników! - wykrzyknął Gilchrist. - Cóż, jeśli ją pan znajdzie, proszę jej przekazać, że jest zwolniona. - Czy wspominała, że wybiera się do hipnotyzera? - Nie. Hipnotyzer? A po co? Hamish opowiedział, że Morag podejrzewała, że dosypano jej czegoś do drinka i że jej szkicownik został skradziony. - Och, o to chodzi. Skarżyła się chyba wszystkim wokół. Lubiła sobie wypić. Poza tym miała w zwyczaju zmyślać różne historie. - Czy przyjaźniła się z kimś w pracy? - Nie, nikomu się nie zwierzała. Tak jak to całe cholerne Cnothan - pomyślał Hamish. Dick i Hamish postanowili odwiedzić pub. Brytyjskie puby zmieniały się ostatnimi czasy, przerabiano je na przyjemnie wyglądające restauracje, jednak w szkockich górach czas jakby stanął w miejscu. Tamtejszy lokal składał się z jednego ciemnego pomieszczenia z poobijanymi stolikami i rozklekotanymi krzesłami. Ściany były brązowe od dymu z papierosów z czasów, kiedy nie obowiązywał jeszcze zakaz palenia. Jedyne jedzenie dostępne w ofercie pubu wystawiono na barze w szklanej gablotce: nie pierwszej świeżości kanapki i samotny kawałek zapiekanki z jagnięciną. Hamish rozpoznał barmana i właściciela w jednej osobie, Stolly'ego Maguire'a. Kiedy policjanci podeszli do niego, Stolly czyścił właśnie szklankę brudną ścierką. Był masywnym, łysym mężczyzną w podkoszulce bez rękawów, naciągniętej na spęczniały od piwa brzuch. Hamish wytłumaczył mu, że starają się ustalić jakieś fakty dotyczące Morag Merrilea.

- Ta artystka? - spytał Stolly. - Nie widziałem jej ostatnio. Zwykle przychodziła tu w sobotę wieczorem. - Była tu dwa tygodnie temu - tłumaczył Hamish cierpliwie. - Zauważyłeś wtedy, żeby ktoś podchodził do jej stolika, kiedy wyszła do toalety? - Nie. Był duży ruch. Hamish odwrócił się i przyjrzał klienteli lokalu. Sami gospodarze, pasterze, budowlańcy i bezrobotni. - Który z nich był tutaj w sobotę dwa tygodnie temu? - Nie pamiętam - odparł Stolly. - Może ich zapytasz? Widziałem, jak przewróciła się po wyjściu z pubu i zadzwoniłem po karetkę. Hamish i Dick zaczęli więc chodzić od stolika do stolika, otrzymując te same opryskliwe odpowiedzi, z których wynikało, że widzieli dziewczynę w sobotni wieczór, ale nikt nie zauważył, żeby ktoś ukradł jej szkicownik lub dosypał czegoś do alkoholu. Jednak pewien młodzieniec z tłustymi włosami powiedział, że zauważył wówczas jakiegoś nieznajomego. - Mógłby go pan opisać? - spytał Hamish. - Jak się pan nazywa? - Fergus McQueen. - No więc, Fergus, opowiedz nam, jak ten nieznajomy wyglądał? - Trudno powiedzieć. Miał na głowie czapkę baseballową zsuniętą na twarz. Był drobny i chudy. - W co był ubrany? - Czarną koszulkę i czarne dżinsy. - Czy na jego czapce było jakieś logo? - Nie. Była ciemnozielona z pomarańczowym paskiem. - Podaj mi swój adres. Być może zostaniesz poproszony o stawienie się w komendzie w Strathbane, żebyśmy mogli przygotować portret pamięciowy tego mężczyzny.

Kiedy wrócili do Lochdubh, Hamish usiadł przy komputerze i wysłał raport. Czuł niepokój. To, że zniknęła w dniu, w którym miała wizytę u hipnotyzera, było zbyt dużym zbiegiem okoliczności. Zaskoczony, po południu odebrał telefon od detektywa Jimmy'ego Andersona. - Blair postanowił przyjrzeć się tej sprawie. - Jak to? Byłem przekonany, że z radością zamknie całą sprawę - dziwił się Hamish. - Wydaje mi się, że Blair uważa, że jeśli wydarzyło się jakieś przestępstwo, to on chce je rozwiązać. Ukradłeś mu tyle sposobności do chwały. - Lepiej wrócę do Cnothan i dołączę do niego. - Kazał ci siedzieć na posterunku i pilnować swoich owiec, a dochodzenie zostawić ekspertom. Hamish jęknął. Znał metody Blaira polegające na zastraszaniu i tyranii i wiedział, że mieszkańcy Cnothan staną się jeszcze mniej rozmowni. *** Hamish czekał z ponurą miną na to, co nieuniknione. Oczywiście po jakimś czasie otrzymał e - mail od Blaira, w którym inspektor stwierdził, że ta sprawa to szukanie wiatru w polu i żeby więcej nie marnował czasu policji. Przede wszystkim na przyszłość nie wolno mu korzystać z usług hipnotyzera bez wcześniejszej zgody przełożonych. Niezrażony tym Hamish wrócił do Cnothan, chodził od drzwi do drzwi i wypytywał mieszkańców, jednak bez powodzenia. Był wściekły. Kiedy wrócił do Lochdubh, odebrał telefon od nadkomisarza Daviota. Mieszkańcy Cnothan złożyli skargę z powodu nękania ich przez policję. Blair niczego się nie dowiedział, a Hamish miał zostawić tę sprawę w spokoju.

Nadal było niezwykle gorąco. Trzy tygodnie po zniknięciu Morag Merrilea dwóch mężczyzn ładowało bele z koszulkami na ciężarówkę przed Shopmark Fashions. Nagle przerwali pracę. - Ta bela strasznie śmierdzi - zauważył jeden z nich. - Poza tym jest też wyjątkowo ciężka. - Lepiej ją otwórzmy - zaproponował towarzysz. - Może w środku jest jakieś martwe zwierzę. Mężczyźni rozcięli taśmę trzymającą belę i rozwinęli ją. Martwe i rozkładające się ciało Morag Merrilea wypadło na ziemię i leżało w ostrych promieniach słońca.

Rozdział drugi Być może, gdy doskwiera letni znój, Gdy senne ptaki kończą śpiew, Złote owoce spadają z drzew, Gdy słońca braknie i chmur na niebie brak, Nie wiesz, czy ciepły wiatr ustał, czy wieje tak, Być może wtedy wyjawię sekret mój, Albo spróbuj zgadnąć sam. Christina Rossetti - Pomyślałbyś - złościł się Hamish Macbeth - że taka tragedia rozwiąże ludziom języki. A oni są bardziej małomówni niż kiedykolwiek. Blair powierzył Hamishowi i Dickowi zadana przesłuchania mieszkańców Cnothan. Umęczyli się patrzeniem na pozbawione wyrazu, smutne twarze oraz słuchaniem krótkich, nic niewnoszących odpowiedzi. Poszli do położonej przy głównej drodze kawiarni, żeby na pocieszenie napić się paskudnej kawy. - To jest tak - zaczął Dick. - Mamy tu wioskę, która miała być przyjaznym miejscem. Ale potem zjawiła się tutaj komisja hydroelektryczna. Wybudowali tamę, wykopali jezioro, a dawna osada została zalana. Miejscowi mówią więc, że nad tym miejscem ciąży klątwa. - Bzdury! - skwitował Hamish. - Wszyscy zostali przesiedleni. Nikt nie utonął i nie wrócił, żeby tu straszyć. - Tak, ale kościół znalazł się pod wodą. Ludzie mówią, że czasem słychać stare dzwony, zwiastujące nieszczęście. - Moja matka pamięta czasy, kiedy była tu stara wioska - powiedział Hamish. - Twierdzi, że mieszkała tu banda drani. Nie znoszę, kiedy odsuwają mnie od śledztwa. - Jimmy Anderson o wszystkim panu opowie. Przed chwilą widziałem, jak szedł w stronę pubu.

- Racja! Chodźmy tam, sprawdzimy, czy ma nam coś do powiedzenia. Jimmy siedział w rogu pubu i sączył podwójną whisky. - Poszczęściło ci się, Hamishu? - A jak myślisz? - spytał gniewnie Hamish. - Mam ochotę aresztować całą tę wioskę za utrudnianie śledztwa. - Skoro już o tym mowa, możesz również oskarżyć całą fabrykę - dodał Jimmy. - Siadajcie i napijcie się czegoś. - Ja się napiję - skusił się Dick. - Jeszcze jeden dla pana? - Chętnie. - A ty, czego się napijesz, Hamishu... to znaczy sierżancie? - Sok pomidorowy. - Blair jest wściekły - kontynuował Jimmy, a jego lisia twarz i przekrwione oczy jaśniały z rozbawienia. - Jedna z jego najlepszych uwag brzmiała: „Nie zdziwiłbym się, gdyby Hamish sam zamordował tę dziewczynę, żeby tylko mnie zdenerwować". - Muszę odnaleźć młodego mężczyznę, Fergusa McQueena - odparł niewzruszony Hamish. - Widział jakiegoś młokosa w pubie tego wieczoru, kiedy Morag skradziono szkicownik. Mieszka w domu na wzgórzu. Byłem tam, ale nikt mi nie otworzył. - Próbowałeś u niego w pracy? - Jest bezrobotny. Dick wrócił z baru, niosąc drinki. - Chyba powinienem tam wrócić - zastanawiał się Hamish - i rozejrzeć się po jego pokoju. - Będziesz potrzebował nakazu. - Może właściciel nas wpuści. Możemy powiedzieć, że ktoś skarżył się, że czuć stamtąd gaz. - Poczekajcie, aż skończę drinka - powiedział Jimmy - wtedy mogę jechać z wami. Nic innego nie mamy.

W wiosce, niedaleko miejsca, w którym mieszkała Morag, stał wysoki budynek w stylu króla Jerzego. Część okien zamurowano jeszcze w czasach, kiedy właściciele próbowali uniknąć podatku okiennego. Kiedy weszli do ponurego korytarza, Jimmy zwrócił uwagę, że na pewno budynek nie był remontowany. Jedynie wstawiono ścianki działowe i podzielono duże pokoje na kilka małych. Pomimo ciepła panującego na zewnątrz, w środku było zimno. Właścicielem był Anglik, Jason Clement, niski, żylasty mężczyzna, który, ku ich zaskoczeniu, wydawał się zachwycony, że może pokazać im pokój Fergusa. - To dobry chłopak - chwalił, prowadząc ich na górę. - Czynsz zawsze płaci w terminie. - Raczej nie bierze pan od niego zbyt dużo - powiedział Hamish. - Chyba że pracuje gdzieś na czarno. - Nie interesują mnie takie rzeczy, dopóki dostaję pieniądze za czynsz - odparł Jason. - Jesteśmy na miejscu - otworzył drzwi na drugim półpiętrze. Pokój był bardzo mały i miał tylko połowę okna, druga połówka prawdopodobnie należała do pomieszczenia obok. W środku znajdowały się podstawowe sprzęty: mały stolik, trzy krzesła, wąskie łóżko i biurko. Wnęka zasłonięta kotarą zastępowała szafę. - Nie ma kuchni ani łazienki - zauważył Hamish. - Moi goście korzystają z łazienki na pierwszym piętrze, a kuchnia jest na parterze - objaśnił Jason. - Co sprowadziło pana tutaj z Anglii? - spytał Hamish. - Szukałem lepszego życia. - Co? W Cnothan? - To naprawdę piękne miejsce. Trochę wędkuję. Podoba mi się tu. Jimmy odsunął kotarę „szafy".

- Wszystkie ubrania są tutaj - stwierdził. - Walizka też - otworzył ją. - Jest pusta. Gdy znaleźli się przed domem, chmura zasłoniła słońce, a Hamish z trudem powstrzymywał dreszcze. - Nie podoba mi się to, Jimmy. Wydaje mi się, że razem z Dickiem powinniśmy tu zostać i sprawdzić, czy Fergus wróci. W tym momencie jest naszym jedynym świadkiem. - Jak chcecie. - Komórka Jimmy'ego zaczęła dzwonić. Spojrzał na ekran telefonu. - Blair na wojennej ścieżce. Nie zamierzam odbierać, ale lepiej będzie, jak wrócę do tej fabryki. *** Hamish usiadł na twardym krześle i rozejrzał się po pokoju. Nie wyglądało, że mieszka tu młody mężczyzna. Nie było komputera, na ścianach nie wisiały żadne plakaty, które rozweseliłby pokój. Żałował, że nie zadał Fergusowi więcej pytań na temat jego życia. Drzwi otworzyły się, lecz to był tylko Dick. Początkowo chciał zostać przed domem, ale zaczął się nudzić. - Właśnie przyszło mi coś do głowy - zastanawiał się Hamish. - Nie pamiętam, żebym widział jakieś szkicowniki w mieszkaniu Morag. Przecież mogła mieć szkic Fergusa. - Może zabrała je ze sobą, kiedy wyjeżdżała - powiedział Dick. - Ale przecież ona nigdzie nie wyjechała! - wykrzyknął zirytowany Hamish. - Będziemy tu tak siedzieć cały dzień? - Jeśli będzie trzeba. Dick usiadł na drugim twardym krześle, naprzeciwko Hamisha. Zamknął oczy, splótł pulchne dłonie na brzuchu i zasnął.

Godziny ciągnęły się w nieskończoność. Mewa zaskrzeczała ostro za oknem. Gdzieś zaszczekał pies. Z dołu zaczęły dochodzić odgłosy gotowania. - Pójdę przesłuchać innych lokatorów - postanowił Hamish. Dick chrapnął cicho. - To bez sensu - mruknął i ruszył na dół, do kuchni. Przy stole siedziało trzech mężczyzn, jedli bekon, jajka i smażone haggis (Szkocka potrawa z podrobów baranich.). - Chciałem porozmawiać z wami o Fergusie McQue - enie - zagadnął Hamish, wyjmując notes. - Kiedy widzieliście go po raz ostatni? Przysadzisty mężczyzna z rzadkimi siwymi włosami i olśniewająco białą protezą powiedział: - Nie pamiętam. Był bardzo cichy i spokojny. My trzej pracujemy w leśnictwie. Fergus przychodził zawsze, żeby coś od nas wydębić. - Hamish! Hamish odwrócił się. W drzwiach stał Jimmy. - Chodź na zewnątrz. Mam coś. Wyszedł za detektywem. - Sprawa wygląda tak - zaczął Jimmy. - Nasz Fergus figuruje w policyjnej kartotece. Nic wielkiego, drobna kradzież. Jego rodzice mieszkają w Dingwall. Może pojechał do nich. - Podaj mi adres, pojadę tam. - Nie ma sensu. Zajęła się tym policja z Dingwall. - Jimmy, Morag rysowała twarze miejscowych, ale nie pamiętam, żebym widział jakikolwiek szkicownik w jej mieszkaniu. - Kiedy morderca wsunął tę kartkę w jej drzwi - tłumaczył cierpliwie Jimmy - można przypuszczać, że wszedł do środka i zabrał wszystko, co mogłoby go w jakiś sposób obciążać. Nie było również telefonu komórkowego ani komputera. Jest

coś jeszcze. Wstępne oględziny ciała wykazały, że została uduszona szalikiem. Poza tym była w trzecim miesiącu ciąży. Miejscowy lekarz, powołujący się dotąd na ochronę danych pacjenta, wykrztusił wreszcie, że Morag była u niego w tej sprawie. - To znaczy, że miała z kimś romans - dedukował Hamish. - Na pewno ktoś musi wiedzieć, kim był ten mężczyzna. - Możliwe. Jednak kiedy Blair skończy już krzyczeć i zastraszać świadków, wątpię, czy ktokolwiek będzie miał ochotę powiedzieć mu cokolwiek. - Gdzie jest teraz Blair? Jimmy wzruszył ramionami. - Wypadł z biura, grożąc, że wróci rano. - Skoro go nie ma, pójdę porozmawiać z ludźmi z wioski. Czy fabryka jest wieczorem zamknięta? - Nie, pracują też na nocną zmianę. - Pójdę tam. - Do jutra - pożegnał się Jimmy. Hamish całkiem zapomniał o Dicku, skupiony na tym, żeby znaleźć cokolwiek, co doprowadziłoby do przełomu w sprawie. Światła fabryki odbijały się w ciemnych wodach jeziora. Słyszał stukot maszyn do szycia. Zdziwił się, że wciąż ich używano, z jakiegoś powodu wyobrażał sobie, że powinien je zastąpić jakiś skomputeryzowany wynalazek technologiczny. Dowiedział się, że jest to małe przedsiębiorstwo, wspierane przez rządowe dotacje, żeby zapewnić nowe miejsca pracy w tej części szkockich gór. Przy maszynach pracowało osiem kobiet, pomiędzy nimi przechadzała się nadzorczyni, sprawdzając postępy w pracy. Hamish podszedł do niej. Zgadywał, że była po pięćdziesiątce, miała pucołowatą, umęczoną twarz i świńskie oczka.

- No nie, znowu policja! - zawołała, przekrzykując stukot maszyn do szycia. Hamish uśmiechnął się do niej czarująco. - Jestem przekonany, że te panie poradzą sobie chwilę same, a my możemy napić się czegoś w pubie. - No cóż, nie odmówię. Nad brzegiem jeziora znajdował się pub Loaming, do którego chodzili pracownicy fabryki. Hamish z ulgą zauważył, że o tej porze lokal był prawie pusty. Nadzorczyni, która przedstawiła się jako Maisie Moffat, zamówiła wódkę z Red Bullem. Hamish poprosił o tonik i poprowadził ją do stolika w rogu. Kobieta upiła łyk drinka. - Przypuszczam, że chcesz porozmawiać o tej zamordowanej dziewczynie. - Była w ciąży - poinformował Hamish. - W trzecim miesiącu. Wiesz może, kto mógł być ojcem? - Kiedy przyjechała tutaj trzy miesiące temu, zauważyłam, że ugania się za Geordie'em Flemingiem. Nie powiedziałam o tym temu Blairowi. Wstrętny buc. Geordie to wrażliwy, delikatny człowiek. Jeśli to on miał z tym coś wspólnego, byłoby to niepokalane poczęcie. Boże, tak bym chciała zapalić. Cholerne państwo opiekuńcze. Mogę prosić jeszcze jednego? - Jasne. - Hamish ruszył do baru, mając nadzieję, że uda mu się dopisać te drinki do swoich wydatków. Kiedy wrócił do stolika, spytał: - Gdzie mieszka Geordie? - W dużym domu na lewo, nazywa się Ben Cruachan, nie sposób go przeoczyć. Przed nim rośnie duża igława. - Czym się zajmuje w fabryce? - Jest księgowym. Pracuje w małym biurze obok Morag. - Jak długo trwał ich związek?

- Och, raz poszli do kina w Strathbane. Morag była zarozumiałą i nieprzyjemną dziewuchą. Uważała, że jest lepsza od nas wszystkich. Wydaje mi się, że po tygodniu rzuciła Geordie'ego. - Czy miała jakieś przyjaciółki. - Może jedną. Fredę Crichton, pracuje przy projektowaniu. Kolejna snobistyczna jędza. - Gdzie ona mieszka? - Przy głównej ulicy, w domu obok poczty. Dom Geordie'ego Fleminga nie był duży. Schludny, parterowy budynek. Hamish spojrzał na igławę i zastanawiał się, czy drzewo rosło tutaj, zanim wybudowano ten dom. Na pewno - myślał - skoro jest aż tak wysokie. Nacisnął na dzwonek i czekał. Na dalekiej północy Szkocji nigdy nie robi się zupełnie ciemno. Wokół panuje perłowy blask, według starszych mieszkańców to wróżki, które wychodzą, żeby zwodzić na manowce nieświadomych niczego górali. Drzwi się otworzyły i w progu stanęła młoda kobieta, spoglądając na wysoką postać Hamisha. Była to prawdziwa góralska piękność. Miała bladą skórę i złotobrązowe oczy, skrzące się jak bursztynowa woda wypływająca z bagien. Jej gęste, lśniące czarne włosy sięgały prawie do pasa. Miała na sobie cienką batystową bluzkę, szorty i płaskie sandałki. Hamish ściągnął czapkę. - Czy zastałem pana Fleminga? - Mój brat bierze właśnie prysznic. O co chodzi? - Prowadzę śledztwo w sprawie śmierci Morag Merrilea. - Proszę, niech pan wejdzie do domu. Dziewczyna zaprowadziła go do salonu. - Proszę usiąść. Powiem bratu, że pan przyszedł. Hamish rozejrzał się wokół. Pokój był zbyt zwyczajny i nudny, żeby mogła w nim mieszkać taka bogini. Znajdował się tutaj