ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 248 432
  • Obserwuję984
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 303 148

Harrod-Eagles Cynthia - Dynastia Morlandów 02 - Gniazdo 02

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.5 MB
Rozszerzenie:pdf

Harrod-Eagles Cynthia - Dynastia Morlandów 02 - Gniazdo 02.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK H Harrod-Eagles Cynthia Harrod-Eagles Cynthia - Dynastia Morlandów
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 312 stron)

Cynthia Harrod-Eagles Z angielskiego przełożyła Anna Krasko STUDIO 96 Polgara & Irena scandalous

Księga druga Biała róża Polgara & Irena scandalous

Rozdział pierwszy 1 Chłopiec urodził się pierwszego września. Na cześć opie­ kuna rodziny Eleonora dała mu na imię Ryszard. Zwróciła się też do księcia, żeby zechciał otoczyć go szczególną opieką, i ku jej wielkiej radości książę Yorku nadesłał serdeczną i przychylną odpowiedź, a wraz z nią podarunek z okazji chrzcin dziecka: bardzo piękny komplet srebrnych łyżek. Pod­ czas ceremonii księcia reprezentował jego pełnomocnik z Fo- theringay. Był to wspaniały gest ze strony protektora, co ogromnie Eleonorę ucieszyło. Nadanie dziecku takiego właś­ nie imienia zdało się stosowne również z innych względów. Przecież tak samo ochrzciła swego najmłodszego synka księż­ na Cecylia. Eleonora pamiętała, że pierwszym potomkiem książęcej pary była dziewczynka, której, podobnie jak jej wła­ snej pierworodnej, dano na imię Anna, natomiast pierwszego syna obie rodziny poleciły świętemu Edwardowi. Imię Ry­ szard zamykało pewien ciąg wydarzeń i w tych okoliczno­ ściach wydawało się nader odpowiednie. Boże Narodzenie owego roku było radosne i smutne zara­ zem. Smutne, gdyż po raz pierwszy obchodzono je bez Rober­ ta. Eleonora głęboko skrywała ból, nigdy o nim nie wspomina­ jąc, lecz jej bliscy doskonale wiedzieli, jak bardzo cierpi. Izabella, która nikogo w rodzinie nie miłowała tak mocno jak ojca, stała się jeszcze bardziej ponura. Tylko Harry i Jan nie tracili pogody ducha. Dodatkowe źródło smutku stanowił zgon ojca Cecylii - pan Shawe zmarł osiemnastego grudnia - oraz mniej ważna, lecz szalenie bolesna śmierć Lepidy, którą 7Polgara & Irena scandalous

znaleziono martwą na padoku przy domu. Jej sierść była już co prawda biała jak śnieg, lecz choć klacz dożyła dwudziestu ośmiu lat, Eleonora spodziewała się, że pożyje o wiele dłużej - jej utrata była więc silnym wstrząsem. Za to radością napawał fakt, że Cecylia, żona Edwarda, za­ szła w ciążę; potomka dynastii Morlandów spodziewano się w lipcu tysiąc czterysta pięćdziesiątego dziewiątego roku. Cie­ szyło również doskonałe zdrowie małego Ryszarda oraz zapo­ wiedź, że w styczniu zawita do nich z krótką wizytą książę Yorku, będący przejazdem w okolicy. Kolejną drobną, lecz napawającą satysfakcją sprawą okazało się przychylne rozpa­ trzenie złożonej przez Roberta prośby o przyznanie rodzinie Morlandów tarczy herbowej. Herb opisano jako „srebrzysty, poprzecznie dzielony idący środkiem pola dwoma czarnymi pasami, z centralnie umieszczonym na ich tle białym zającem w biegu". Eleonora szalenie się tym ucieszyła i czym prędzej obstalowała dla służby liberię z herbem, żałując, że nie zdąży jej zaprezentować na przyjazd Ryszarda. Książę Yorku wyruszył z domu po mszy w pierwszy ponie­ działek po Trzech Królach i do Morland Place przybył we wto­ rek. Przywitali się z Eleonorą ciepło, przyglądając się sobie z zainteresowaniem; zapewne dostrzegli zmiany, które zaszły w obojgu. Eleonora, nie patrząc bynajmniej zbyt bezstronnym okiem, dostrzegła, że książę, choć się postarzał i ma zmęczoną twarz, jest równie czarujący jak dawniej. Nadal uważała go za najprzystojniejszego mężczyznę, jakiego w życiu spotkała. Ry­ szard przywiózł podarunki dla całej rodziny, w tym płaszcz dla Eleonory, karminowofioletowy, podbity futrem z czarne­ go lisa - importowanym znad dalekiego Bałtyku - dar tak wspaniały, że na jego widok omal nie wybuchnęła płaczem. Najmłodsze dziecko dostało puchar ze srebra. - Jak się miewa mój chrześniak i imiennik zarazem? Nawet go nie zobaczę? - Ależ oczywiście,, że go zobaczysz, książę. - Eleonora ła­ two przechodziła od łez do śmiechu. - Mieliśmy kłopot z po- 8 Polgara & Irena scandalous

wstrzymaniem jego piastunki: chciała wybiec ci na spotkanie w pół drogi do Fotheringay. Anys podeszła do księcia z ubranym na biało niemowlę­ ciem. Ryszard spoważniał i obrzucił dziecko spojrzeniem doświadczonego ojca. - Udany, zdrowy chłopiec, pani. Krzepki i bystrooki - oświadczył. - A ja się na tym znam. Naoglądałem się takich swego czasu. Daj no mi go, nianiu. Daj, daj, nie lękaj się, pani - naglił, widząc wahanie piastunki. - Jak dotąd żadnego jeszcze nie upuściłem. Dziecko chętnie poszło do niego na ręce i już niebawem gruchało wesoło i machało piąstkami. W pewnej chwili trafiło księcia w podbródek. Książę udał, że cios był bardzo bolesny, i oddał chłopca niani. - Widzę, że już teraz chce się ze mną zmierzyć - rzekł żałoś­ nie, rozcierając podbródek. - Boję się myśleć, co będzie, kiedy dorośnie. Zmieni się pewnie w takiego samego olbrzyma jak mój Edward. Masz pojęcie, Eleonoro, że chłopak ledwie co skończył siedemnaście lat, a ma już ponad sześć stóp wzrostu? I sądzę, że na tym nie koniec. Pogodnie rozmawiając, weszli do wielkiej sali, gdzie czekała już uczta i rozrywki. - Jak się miewa moja pani, a twoja żona, książę, oraz wasze dzieci? - spytała grzecznie Eleonora. - Dzięki Bogu, dobrze, choć obawiam się, że moja nie­ obecność odbija się na najmłodszych. Mimo wysiłków i sta­ rań Cecylii, Jerzy i Małgorzata są rozbrykani jak dzikie zwierzątka, przyznaję jednak, że mały Ryszard jest dziec­ kiem posłusznym i pilnym. - Westchnął, lecz jego oczy skrzyły się wesołością. - Podobny do mnie, biedactwo. Po­ zostałe jaśnieją złotawą urodą ich matki, tymczasem mały Ryszard jest ciemny i poważny jak ja. - Muszę wyrazić wdzięczność twojej pani, książę, za serce, jakie okazała mi w chorobie męża. Przysłała lekarstwo i ser­ deczny list - powiedziała Eleonora. 9 Polgara & Irena scandalous

Prowadząc ją do podium, gdzie ustawiono stół, Ryszard nakrył dłonią rękę Eleonory, którą wcześniej wsunęła pod ofiarowane jej ramię. - Przykro mi, że mikstura nie przyniosła lepszych rezulta­ tów - rzekł. - Choć nie wolno nam kwestionować wyroków naszego Pana, trudno jest się pogodzić z taką stratą. Eleonora uśmiechnęła się lekko i przymknęła oczy, żeby ukryć piekące łzy. - Powiedz mi, pani - zaczął, kiedy usiedli za stołem - jak sobie radzisz? Przyznaję, że majątek wydaje mi się szalenie zadbany. - Jest łatwiej, niż się spodziewaliśmy - odparła. - Mam do­ skonałych parobków, mam też wspaniałego majordomusa i rzetelnego rządcę. Zarządzanie majątkiem zawsze mnie in­ teresowało, dlatego wiedziałam, jak pomóc Edwardowi w przejęciu gospodarki. To bardzo zdolny chłopak. Robert dobrze go do tej roli przygotował, a chłopak uczy się szybko i niewiele zapomina. Ryszard zerknął na koniec stołu, gdzie siedział Edward z żoną. - Ożenił się od czasu, kiedy pisałaś do mnie ostatni raz? - Tak, zeszłego lata. Z Cecylią Shawe. - Z jedną z bardziej gładkich i rwących oczy dziewcząt, jakie mi przyszło oglądać. - Mój syn Tomasz nazwał ją stokrotką, więc wołamy ją Daisy. To imię do niej przylgnęło. I moim zdaniem bardzo do niej pasuje. Jest już brzemienna, Bogu niech będą dzięki. W oczach Ryszarda zabłysła wesołość. - A więc niebawem zostaniesz babką, pani Courteney? - Mam nadzieję, że nie ostatni raz. - Roześmiała się i nagle spoważniała. - Książę, mów, jak stoją twoje sprawy. Od po­ czątku zimy nie mieliśmy żadnych wieści. Ryszard potrząsnął głową. - Wieści są niedobre. Królowa jest uparta i zdecydowana nas zniszczyć. Prędzej czy później musi dojść do zbrojnego 10 Polgara & Irena scandalous

starcia. Król mnie miłuje i darzy zaufaniem, lecz pozostaje pod wpływem królowej i robi wszystko, czego ona zapragnie. Jak długo się da, będę grał na zwłokę, ale w końcu... Cóż, nie mogę pozwolić, żeby zniszczyła mi rodzinę. Kiedyś zmusi mnie do walki. - Jeśli do niej dojdzie - powiedziała niskim, nabrzmiałym uczuciem głosem - daj mi znać, panie. Przyślę ci tylu ludzi, ilu będę mogła. Obiecuję co najmniej dwudziestu, a kto wie, czy nie znajdzie się więcej. I dam ci całe złoto, jakie tylko mam. Zrobię co w mojej mocy. - Dziękuję - rzekł z prostotą. Później, gdy wszyscy już kładli się spać, Eleonora i Ryszard - w asyście służby idącej kilka kroków za nimi - wchodzili po schodach na górę. - Muszę ci podziękować za gościnność, pani - powiedział. - I za łaskę, jaką mi wyświadczyłaś. - Twoja wizyta, książę, jest dla mnie zaszczytem - odrze­ kła. - To ty, panie, wyświadczyłeś mi łaskę. Dotarli do miejsca, w którym korytarz rozchodził się w dwie strony, i przystanęli. Ryszard ujął jej dłoń i złożył na niej dworny pocałunek - gest bardzo u żołnierza wzruszający. - Nadchodzą ciężkie czasy - stwierdził. - Będzie mi po­ trzebna pomoc wszystkich przyjaciół. Dobrze jest wiedzieć, że stojąc twarzą w twarz z wrogiem, za plecami ma się przychylnych sobie ludzi. - Z całego serca żałuję, że nie jestem mężczyzną i nie mogę walczyć u twego boku, panie - odrzekła zapalczywie. - Ale wyślę ci zbrojnych i będę się za was modliła. - Zachowam to w pamięci. Jeden Bóg wie, kiedy się znowu spotkamy. Gdyby coś się ze mną stało... - Myślisz, panie, o swoim synu Edwardzie - wpadła mu w słowo Eleonora, rozumiejąc w lot jego myśli. - Będę równie lojalna wobec niego, panie, jak lojalna jestem wobec ciebie. - Niech cię Bóg za to błogosławi. Dokoła tyle zdrady... ale wiem, że twoja rodzina na pewno dochowa wierności. 11 Polgara & Irena scandalous

Eleonora pomyślała o Robercie i o tym, jak go zmusiła do złamania słowa danego Beaufortowi. - Tak, wierności na pewno dochowamy - zapewniła. Rozstali się i poszli do swoich komnat. Książę wyruszał w dalszą drogę przed świtaniem, nie mieli już więc okazji do rozmowy. Choć obok spała Anys, Eleonora leżała w łożu sa­ motna, a myśli wirowały jej w głowie niczym kamienie porwa­ ne trąbą powietrzną. Raz po raz słyszała słowa Ryszarda: „Nadchodzą ciężkie czasy. Jeden Bóg wie, kiedy się znowu spotkamy". A potem przypomniała sobie, co mówił Robert: „Mężczyzna niedbający o honor jest niczym. A kiedy da się słowo, to na zawsze, i zmieniać tego nie wolno". Lord Edmund umierał zdradzony. Zdrada, najboleśniejszy z cio­ sów... A ona? Kimże jest ona? W domu panowała cisza. Wszyscy leżeli w łóżkach. Eleono­ ra wstała z pościeli, narzuciła płaszcz na koszulę nocną i po ci­ chutku wymknęła się z sypialnej, by stanąć przed drzwiami komnaty, w której spał Ryszard. Stała tam rozdarta między miłością i honorem, wpatrując się w drzwi, jakby zrobiono je ze szkła. Zdawało się jej, że widzi przez nie czuwającego Ry­ szarda. Jeden Bóg wie, kiedy się spotkamy... Ryszard to żoł­ nierz, a ciągłe rozstania to żołnierska rzecz. Ona owdowiała. Robert nie żył i dawne uczucie odezwało się w niej z jeszcze większą mocą. Uniosła dłoń do klamki, lecz nim zdążyła jej dotknąć, drzwi uchyliły się cicho. Spojrzeli sobie w oczy. - Wiedziałam, że przyjdziesz - szepnęła. 2 Latem tysiąc czterysta pięćdziesiątego dziewiątego roku, za­ kończywszy studia w Cambridge, Tomasz wrócił do domu. Chciał zażyć krótkiego odpoczynku przed wyjazdem do Tempie w Londynie, gdzie zamierzał kontynuować naukę pra- 12 Polgara & Irena scandalous

wa. Dostrzegł, że w Morland Place wiele się zmieniło od czasu wesela brata. Pierwszym zaskoczeniem okazał się widok wyż­ szych rangą służących w liberii z eleganckiego, czerwonawo- brązowego sukna, z biało-czarną tarczą herbową na plecach i podwójnym godłem zająca i wrzosu na piersi. Edward i cała ich rodzina została wciągnięta do oficjalnego herbarza. Choć Tomasz z tego pokpiwał, sprawiło mu to przyjemność. Przeżył wstrząs na widok matki w czerni, gdyż zawsze lubi­ ła żywe kolory: rubinowe odcienie czerwieni, zieleń, szafir i bursztynowy żółcień. Doszedł jednak do wniosku, że w czer­ ni jest jej do twarzy, gdyż ciemna barwa podkreślała błękit jej oczu oraz jasność cery. Zauważył też, że przestała się uśmiechać tak często, jak miała to w zwyczaju. A jednak kipiała energią, zdecydowaną ręką zarządzała majątkiem - często denerwując tym Edwarda - i jeszcze znajdowała czas, żeby ujeżdżać krnąbr­ nego kasztanka, który zastąpił ukochaną Lepidę. - Oczywiście nazwę go Lepidus - oznajmiła Tomaszowi, kiedy podziwiał nieokiełznane zwierzę i z niedowierzaniem kręcił głową, pewien, że matka wcześniej połamie sobie kości, niż złamie opór źrebaka. Na domiar wszystkiego w pokoju dziecinnym zjawiły się dwa maluchy: jego brat Ryszard, który skończywszy dziewięć miesięcy, chodził już i mówił jak dwulatek, oraz bratanek, sy­ nek Edwarda i Daisy. Mały dostał rodowe imię Edward, ale dla odróżnienia od ojca nazywano go Nedem. Był dość wą­ tłym dzieckiem i rodzice w równym stopniu się o niego nie­ pokoili, co go rozpieszczali. Tomasz oglądał brzdąca długo i skrupulatnie, po czym oznajmił: - Wyraźnie się czymś martwi. Pewnie ciąży mu ta potwor­ na odpowiedzialność. - Jaka znów odpowiedzialność? - spytała Izabella trochę zbyt agresywnym tonem. Bardzo przywiązała się do obu malców, a po­ nieważ miała skłonność do obdarzania uczuciem słabszych stwo­ rzeń tego świata, mocniej umiłowała bratanka niż własnego brata. 13Polgara & Irena scandalous

- Pomyśl tylko o bogactwie, które pewnego dnia odziedzi­ czy - wyjaśnił Tomasz, wskazując niedbałym gestem dom i majątek Morlandów. - Pan na sześciu dworach, mistrz cecho­ wy Kompanii Składowej, szlachcic herbowy. Kto wie, może kiedy dorośnie, zostanie jeszcze hrabią? Nic dziwnego, że się tak frasuje. Daisy parsknęła śmiechem i objęła Izabellę, z którą ser­ decznie się zaprzyjaźniła. - On tak tylko żartuje, Izabello - rzekła. - Ale nawet jeśli mówi poważnie, mały Ned poradzi sobie ze wszystkim. Wcale się nie frasuje, nic go nie kłopocze, jest najwspanial­ szym szlachcicem, jakiego ziemia nosiła. - No i bez wątpienia ożeni się z księżniczką - dokończył za nią Tomasz. -Jeśli dobrze rozumiem, mama chce zrezygnować z handlu wełną i zainwestować w sukiennictwo, niewykluczo­ ne więc, że mały będzie jeszcze bogatszy niż lord Sałisbury. - Nie mogła się już doczekać śmierci ojca, żeby jak naj­ szybciej wprowadzić swój plan w życie - wtrąciła Izabella z nieoczekiwaną złośliwością. - Tylko tata ją powstrzymywał. Nie zdziwiłoby mnie... - Izabello! - mitygowała ją Daisy. - Uważaj, co mówisz! - Och, Bello, chyba nie odgrzewasz w sobie zadawnionej urazy? - Tomasz westchnął. Wziął siostrę za rękę i pociągnął do okna. Był rześki, słoneczny dzień, wiatr ścigał po niebie białe obłoki. - Spójrz tylko, jaki świat jest piękny. Piękny. Zbyt cudowny na to, żeby strawić życie w goryczy i niena­ wiści. Czymże mama na nią zasłużyła? - Ty nic nie wiesz. Ty po prostu nic nie wiesz. Od lat nie mieszkasz w domu. Nie widziałeś, jak wciąż mu się sprzeciwiała i umniejszała znaczenie wszystkiego, co robił. Wreszcie wpędzi­ ła go do grobu. Kto wie? Może nawet podała mu pomocną dłoń. - Izabello, nie wolno ci tak mówić! - wykrzyknęła zszo­ kowana Daisy. - Niby dlaczego? Czy ukarała chłopaka, który zaniósł oj­ cu jedzenie? Nie. Postarała się za to, żeby zniknął ze dworu 14 Polgara & Irena scandalous

i żeby nikt nie mógł go o nic wypytać. Nawet nie kazała go wychłostać, choć przecież zabił swojego pana. Tomasz uniósł brew, rzucając Daisy pytające spojrzenie, ale ona tylko potrząsnęła głową. - To bzdury i sama o tym wiesz - powiedziała z mocą. - Twój ociec uwielbiał mamę, a jego śmierć była tragicznym wypadkiem, przez nikogo nie zawinionym. Mama bardzo nad jego śmiercią bolała. Uważam, że powinnaś pójść do kapelana i poprosić o pokutę za niegodziwe myśli. - Dziwi mnie, że stajesz po jej stronie - odparła ze złością Izabella. - Sama chyba widzisz, jak traktuje Edwarda. Pomiata nim zupełnie tak samo jak ojcem. Nigdy nie pozwala, żeby o czymkolwiek decydował, a przecież to on jest głową rodziny. Daisy już otwierała usta, by jej odpowiedzieć, kiedy w utarczkę zdecydowanie wmieszał się Tomasz. - Dość tego, dziewczęta - oznajmił. - Nie kłóćmy się cały dzień. Chodź, Bello, zajrzymy do stajni. Pokażesz mi nowe źrebaki. Jestem pewien, że znajdą się również inne zwierzęta, którymi zechcesz się pochwalić. Chodź, chodź, za ładny ma­ my dzień, żeby siedzieć w murach... Pociągnął ją za sobą, a chęć pochwalenia się trzódką zwie­ rząt i stadem sokołów okazała się dla siostry zbyt silna, by stawiła mu opór. Izabella nadal przepadała za polowaniem i wypuszczaniem sokoła, być może nawet teraz jeszcze bar­ dziej niż dawniej, gdyż poza tym nie miała właściwie innych zajęć. Jej zachowanie jednak ogromnie Tomasza zmartwiło. Najwyraźniej bowiem miała szalenie emocjonalny stosunek do matki, którą wciąż podejrzewała o spowodowanie śmierci Łukasza. Kwestię przyszłości siostry poruszył jeszcze tego dnia, znalazłszy się z matką sam na sam. - Jakie są twoje plany względem Izabelli, mamo? - zapytał. Eleonora westchnęła i odłożyła robótkę. - Przyznaję, że mam z nią pewien kłopot - odrzekła. Ro­ bert uważał, że należy wysłać ją do klasztoru i w ten sposób zabezpieczyć jej przyszłość. 15Polgara & Irena scandalous

- Może tak byłoby najlepiej? Potrząsnęła głową. - Chciałabym wydać ją za mąż. Wiem, wiem, skończyła już dwadzieścia dwie wiosny, ale zaopatrzona w duży posag nie jest jeszcze na małżeństwo za stara, mnie zaś potrzebny jest sojusznik pośród sukienników. Tak, muszę jej znaleźć zamoż­ nego sukiennika. Najlepiej bezdzietnego wdowca. Szkoda by było zmarnować ją dla Kościoła. - Ależ z ciebie paskudna poganka! - zażartował. Roześmiała się. - Poza tym w klasztorze nie byłaby szczęśliwa. Ona uwiel­ bia puszczać sokoły, polować i jeździć po wrzosowiskach. Cóż by robiła zamknięta w klasztorze jak w klatce? Przecież to czy­ ste okrucieństwo. Nie, to wcale nie jest dobre rozwiązanie. - Widzę, że naprawdę się o nią troszczysz - zauważył. Na twarzy Eleonory odbiło się zdumienie. - Naturalnie! Czyżbyś uwierzył w te bajania, że zabiłam Łukasza? Wstydziłbyś się, Tomaszu, myślałam, że masz wię­ cej oleju w głowie. Oczywiście, że pragnę jej szczęścia. Najle­ piej takiego, które nie kłóci się z obowiązkiem. Tomasz skinął głową. - Skoro mowa o obowiązku:.. - zaczął. - Jakie przywozisz wieści? - wtrąciła szybko. - Byłeś bliżej centrum wydarzeń ode mnie. Tomasz zaliczał się do równie zagorzałych yorkistów jak Ele­ onora, co całkiem zrozumiałe, albowiem jako ulubieniec matki od najwcześniejszych lat wychowywał się pod jej wpływem. - Szykują się kłopoty. Chyba już wiesz, że książę Ryszard przeniósł rodzinę do Ludłow? Oczywiście są tam też jego dwaj starsi synowie. - Owszem, słyszałam, że cała książęca rodzina wyjechała z Fotheringay, ale nic ponadto. Co się dzieje? - Królowa zbiera armię. Tym razem postanowiła skończyć z księciem Yorku raz na zawsze. On zaś nie ufał fortyfikacjom w Fotheringay, dlatego spakował się i okopał w Ludłow, gdzie 16 Polgara & Irena scandalous

ma lepsze warunki do obrony. Podobno królowa zbiera woj­ sko w Coventry. Nie wątpię też, że druga armia gromadzi się teraz w Ludlow. - Nadszedł czas rozstrzygnięć. Myślisz, że dojdzie do wojny? - Na to wygląda. - Muszę natychmiast wysłać tam ludzi! Obiecałam! Powie­ dział, że da znać, ale, na Boga, chyba nie jest jeszcze za późno?! - Na nic nie jest za późno. Uspokój się, mamo. To dopiero początek. Nie lękaj się, przyśle wici, gdy będziesz mu potrzebna. - Mimo wszystko musimy być w pogotowiu. Trzeba wiele przyszykować. Ubrania, broń, jedzenie... I trzeba wyznaczyć ludzi. Musimy być gotowi do natychmiastowego wymarszu, kiedy nadejdzie pora. - My? - zapytał ze śmiechem, choć chwila była poważna. - Mamo, gotów jestem uwierzyć, że sama byś się tam wybrała z wojskiem! - Gdybym miała szczęście urodzić się mężczyzną - odpar­ ła ponuro - czekałabym w Ludlow z mieczem w ręku! - Dzięki Bogu, że urodziłaś się kobietą - odrzekł Tomasz. - Nie poradzilibyśmy sobie bez ciebie. Ale będziesz tam miała swego pełnomocnika. Gdy książę przyśle wici, pojadę do Ludlow. Przez moment wpatrywała się w niego bez słowa, wreszcie mocno go uścisnęła. - Mój syn! Mój najprawdziwszy syn! - wykrzyknęła, po­ tem wyprostowała się i tonem, jakim załatwia się interesy, dodała: - Chodź, trzeba wszystko zaplanować. Wezwanie od księcia Yorku nadeszło w sierpniu. Przywiózł je konny posłaniec. Przekazał także wieści, że hrabia Salisbury ruszył na czele znacznych sił Yorkshirczyków i starł się w po­ tyczce z siłami królowej, co znacznie nadwerężyło armię Jej Królewskiej Mości. Znaczyło to, że muszą ruszyć do boju. Syn Salisbury'ego, Warwick, prowadził już załogę garnizonu w Ca­ lais, a książę Yorku wystosował do Eleonory krótką notkę, w której między innymi pisał: „Przyślij, pani, co tylko możesz". 17Polgara & Irena scandalous

- Oczekiwaliśmy tego wezwania - rzekła Eleonora. - Rano będziemy gotowi. Zatrzymasz się u nas, żeby odpocząć po tru­ dach podróży? - Dziękuję ci, pani - odparł posłaniec z niemałą ulgą w glo­ sie. - Przyłączę się do twych ludzi i wskażę im drogę. - Cieszył się, że nie będzie musiał wracać samotnie, gdyż w Midlands wrzało. Tego wieczoru, w przededniu wyjazdu na wojnę, kiedy ro­ dzina zebrała się w świetlicy, by wspólnie spędzić kilka spokoj­ nych chwil, Eleonora miała okazję lepiej poznać nastroje swo­ ich dzieci. Pierwszy podszedł do niej Harry, który ostatnio dzielił czas między naukę w Morland Place i pracę w majątku pana Shawe'a, coraz częściej zwanym Shawes. Rozmawiał już wcześniej z Tomaszem, swoim idolem, i z całego serca pragnął wraz z nim jechać do Ludlow. - Ale masz dopiero piętnaście wiosen - odparła zaskoczona Eleonora. - Nie skończyłeś jeszcze nauki. - Mamo, w przyszłym miesiącu są moje szesnaste urodzi­ ny, jestem już mężczyzną. Edward nie może jechać, bo musi pilnować majątku, więc wypadło na mnie. Posłaniec mówił, że w armii są nawet dwunastoletni chłopcy. Chłopcy! Przecież ktoś musi dzierżyć proporzec Morlandów. Tomasz nie może jechać sam. Co będzie, jeśli polegnie? Eleonorę przeszył zimny dreszcz. Przeżegnała się. - Wypluj to! - krzyknęła oburzona. Nawet nie brała pod uwagę możliwości, że Tomasz może zginąć. - Jesteś za młody, Harry. Więcej pożytku będzie z ciebie, jak skończysz naukę i poćwiczysz fechtunek. A teraz sza! Ani słowa! Harry odszedł wcale nie przekonany i zdecydowany walczyć z matką przy najbliższej sposobności. Eleonora wstała, żeby powitać Helenę i Jana Butlera, którzy przyjechali specjalnie na ten wieczór. Jan wyruszał rano z za­ ciągiem Morlandów, Helena zaś miała czekać na jego powrót u boki matki. Z trudem powstrzymała się od łez, mimo to ro­ sła z dumy, że Jan zabiera giermka i pachołka i jedzie się bić za 18 Polgara & Irena scandalous

Yorka. Jako osoba mieszkająca w mieście nasłuchała się o yor- kistach znacznie więcej dobrego niż jej rodzina w Morland Place; wspomaganie Ryszarda było więc dla niej jedynym słusznym i naturalnym posunięciem. Za to Izabella przyglądała się całemu zamieszaniu z wyraź­ ną przyganą w oku. - Głupota zapalczywych głów - powiedziała na stronie do Heleny. - Gdybyś była chłopakiem, nie mówiłabyś w ten sposób - odparła jej siostra. - Na pewno nie. Za wszelką cenę chciała­ byś się do nich przyłączyć. Mówisz tak, bo im zazdrościsz. Odkąd do rodziny weszła Daisy, która zaprzyjaźniła się z Izabellą, zażyłość sióstr zdecydowanie ostygła. Szczerze mó­ wiąc, Izabella opowiadała się przeciw wyprawie do Ludlow głównie po to, żeby dokuczyć Helenie. - Nasz tata by nie pojechał - stwierdziła. Helena spojrzała na nią z wyższością. - I tu się mylisz. Nasz tata walczył pod St. Albans, choć wy­ godniej ci o tym zapomnieć. - Walczył, ale wbrew sobie - upierała się Izabella. - Potem tego żałował. Gdyby żył, na pewno do Ludlow by nie pojechał. - Nie wolno ci tak mówić - wtrąciła Daisy. - Bił się za Yor­ ka niezależnie od swoich uczuć. - Nie słyszałaś, co mówił na łożu śmierci - warknęła Izabella. - Ty też nie. - W głosie Daisy zabrzmiało ostrzeżenie. - A właśnie, że tak. Wszyscy wiedzą... - Urwała, czując na ramieniu czyjąś krzepką rękę. - Na twoim miejscu, Bello, trzymałbym język za zębami - syknął Tomasz. - Mama może usłyszeć. - Niby co takiego miałabym usłyszeć? - spytała Eleono­ ra, podchwyciwszy słowa syna pośród szybko cichnących rozmów. - Izabella mówi, że gdyby wiedziała, iż ujdzie jej to płazem, ruszyłaby jutro z zaciągiem przebrana za chłopca —rzekł To­ masz, osłaniając siostrę. 19Polgara & Irena scandalous

Wszyscy się roześmiali na wspomnienie dziewczęcych wybryków Izabelli. Lecz jej wcale nie zależało, żeby ktoś rato­ wał ją z opresji. - Niczego takiego nie mówiłam - rzuciła buńczucznie. - Powie­ działam, że całe to zamieszanie jest głupotą zapalczywych głów. - Nikt cię nie pytał o zdanie, Izabello - odparła chłodno Eleonora. - Mimo wszystko, mamo... - bąknął nieswojo Edward. Czując nutę sprzeciwu w jego głosie, matka usiłowała go powstrzymać. - Nie możesz jechać, Edwardzie. Jesteś potrzebny na miejscu. - Doprawdy? - zapytał cierpko. - Cóż, bez względu na to, czy jestem tu potrzebny, czy nie, na pewno zdajesz sobie spra­ wę z wagi tego, co robisz, mamo? Podnosisz broń przeciwko naszemu królowi. Jeśli królowa wygra... - Żadna z niej królowa, tylko żona króla, który królem nie jest! - prychnęła ze złością Eleonora. - I na pewno nie wygra. - Mamo, miłościwy pan, król Henryk, już szósty o tym imieniu, jest koronowanym i namaszczonym władcą i bez względu na to, czy naszym zdaniem zasłużył sobie na berło, czy nie, powstanie przeciw niemu jest zdradą stanu. Jeśli kró­ lowa wygra, stracimy całe mienie, a może nawet i życie. - Jego przodkowie inaczej rozumowali, kradnąc koronę prawowitemu królowi. Teraz ów prawowity spadkobierca tro­ nu wreszcie ją sobie odbierze. Zwycięży York i prawo, gdyż Bóg jest po naszej stronie. - Mimo wszystko ten zaciąg to zdrada stanu - tłumaczył cierpliwie Edward. - Król Henryk jest synem poprzedniego króla i ma do tronu prawo... - Ma prawo? Nie, nie ma żadnego prawa! Jego dziad ten tron ukradł, więc oddanie berła prawowitemu królowi nie jest bynajmniej zdradą. Rano nasi zbrojni wyruszą do Ludlow, a poprowadzą ich moi dwaj synowie. - Objęła Tomasza i Harry'ego. Harry uśmiechnął się pod nosem, zadowolony, że kierowana dumą matka zezwoliła mu na wyjazd. - Swoją 20 Polgara & Irena scandalous

obecnością zaświadczą, że nasza rodzina popiera Yorka bez względu na to, co przyniesie przyszłość. - Dobrze powiedziane, mamo! - wykrzyknął Tomasz, klaszcząc w dłonie i rozładowując napięcie śmiechem. - Daj spokój, Edwardzie. Ostrożność zabrała już głos i słuchaliśmy cię bardzo grzecznie, lecz teraz zapomnij o ostrożności i przy­ znaj lepiej, że aż cię skręca z zazdrości, tak bardzo byś chciał jechać z nami. Edward postanowił wycofać się elegancko ze sprzeczki. - Daisy by mnie nie puściła - rzekł z udawanym żalem. - Brat Jan wystąpi w imieniu żonatych. Od tego momentu zaczęli rozmawiać pogodnie; słychać było nawet przechwałki o przyszłych bohaterskich czynach na polu bitwy. Mężczyźni mówili, kobiety słuchały - Eleonora z dumą, Izabella z ponurym licem, Daisy oraz Helena z niepokojem. Kiedy wieczorem kładły się na spoczynek, do Eleonory pode­ szła Anys, chcąc prosić ją o przysługę. Jej czternastoletni bratanek rwał się do wojaczki i Anys błagała panią o zgodę na to, by chło­ pak mógł towarzyszyć Tomaszowi i Harry'emu jako ich pachołek. - Czy jego matka też tego pragnie? - spytała Eleonora. Anys skrzywiła się zabawnie. - Nie sądzę, żeby jakakolwiek matka pragnęła oglądać swe dziecko w drodze na bój, lecz prawdę mówiąc, nie bardzo by sobie sama z nim radziła, chociaż to dobre dziecko. Skoro wszak idzie jego ojciec... - Doskonale - przerwała jej Eleonora. - Niech chłopak do­ łączy do wyprawy. Wielka władza zdała się Eleonorze czymś dziwnym: jedną decyzją mogła przesądzić o życiu lub śmierci chłopca. Mieli wyruszyć o świcie. Już o trzeciej nad ranem ksiądz Ja­ kub odprawił w kaplicy mszę w intencji odjeżdżających do Ludlow. Przyjąwszy najświętszy sakrament, mężczyźni poszli po raz ostatni uścisnąć żony i rodziny, później zaś stawili się na majdanie przed dworem. Kto żyw wyszedł ich żegnać. Ele- 21 Polgara & Irena scandalous

onora weszła między szeregi, z każdym z zaciągu zamieniła kil­ ka słów, a potem przekazała im wszystkim swoje błogosła­ wieństwo. Oni zaś skłaniali przed nią głowy, gdyż nie tylko dla Yorka szli w bój, ale także dla niej, wielbili ją bowiem jak najprawdziwszą królową. Stało ich tam dwudziestu pięciu chłopa, z czego dwudziestu dwóch nosiło barwy Morlandów: rdzawobrązowawe płaszcze tworzyły ciepłe plamy w nie roz­ świetlonej brzaskiem szarości, wyraźnie też było widać naszy­ te na plecach biało-czarne herby. Pozostali trzej, giermek, pachołek i młody Colin, który niosąc proporzec, miał iść na czele kolumny, tworzyli grupkę Jana Butlera. Trzej członkowie rodziny dosiedli wierzchowców i moc­ no ściągali wodze, tymczasem kobiety układały fałdy ich płaszczy na końskich zadach. Odjeżdżał Jan Butler, dobro­ duszny człowiek, miły i solidny; zaróżowiony z emocji Har­ ry, młodzieniec z mlekiem pod nosem; i Tomasz, wysoki, przystojny, skory do żartów rycerz, uwożący ze sobą serca niemal wszystkich dziewcząt. Eleonora żegnała się z każ­ dym z osobna. Nakazała Janowi, żeby na siebie uważał, Harry'emu, żeby słuchał brata, lecz gdy doszła do Tomasza, nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Chwyciła dłoń syna i tylko na niego spojrzała. On zaś uśmiechnął się do matki z rozbrajającym wdziękiem. - No, mamo - powiedział. - Życz mi powodzenia i pożegnaj uśmiechem. Chcę pamiętać, jak bardzo jesteś piękna. Piękna niczym gwiazda. Kiedy myślę o tobie, będąc z dala od domu, jesteś dla mnie najpiękniejszą gwiazdą. - Eleonora rozchyliła usta, a jej oczy wezbrały łzami. - Tak, tak - mówił dalej To­ masz - wiem, że ciągle się zamartwiasz, co też porabiam w Cambridge. I boisz się, czy pewnego dnia nie przywiozę ze sobą żony. Spij spokojnie. Jesteś moją jedyną miłością. To o to­ bie wciąż myślę. O, widzisz? Śmiejesz się, teraz już jest lepiej! - Synku mój ukochany! - Ścisnęła jego dłoń. - Kiedy zoba­ czysz naszego księcia, powiedz mu... powiedz... powiedz, że przywiozłeś dwudziestu pięciu zbrojnych. I złoto. Bezpiecznie 22 Polgara & Irena scandalous

je schowałeś? To dobrze. Niech cię Bóg prowadzi, moje dziec­ ko. Sercem będę przy tobie. - Nie opuszczę go, mamo - oświadczył poważnie To­ masz. - Jestem już jego żołnierzem. Cofnęła się, a wszyscy ucichli, żeby ksiądz Jakub pobłogo­ sławił jadących na wojnę. Potem zaś rozległ się krzyk, od któ­ rego zadrżało niebo, i przy akompaniamencie tupotu stóp i brzęku końskich uprzęży kolumna mężczyzn ruszyła spod dworu i wyszła na gościniec. Zbiwszy się w ciasną gromadkę, rodzina odprowadzała wzorkiem oddalający się pochód. Otwierali go trzej urodziwi mężczyźni na dorodnych wierz­ chowcach; ich barwne troje, przywodzące na myśl kolory ptasich piór, spływały po lśniących końskich zadach. Za nimi rozhuśtanym krokiem szły szeregi pieszych w rdzawobrunat- nych płaszczach, a pośród nich - młody chłopaczek, niemal dziecko jeszcze, z dumą dzierżący proporzec z herbem Mor- landów. Szli na wojnę, by walczyć. Niektórzy z nich mogli polec i nigdy nie wrócić do domu, o tym jednak Eleonora wolała nie myśleć. Kiedy kolumna zbrojnych i jeźdźcy zniknęli z pola widze­ nia, odwróciła się w stronę dworu. Tuż przy niej stał Hiob. Spojrzeli sobie w oczy i zrozumieli się bez słów. - Tomasz jedzie dla mnie. - Zabrzmiało to tak, jakby błagała go, by ją rozgrzeszył i zapewnił, że wszystko jest, jak być powinno. - On to rozumie. Nasz pan też by zrozumiał. Każdy musi dochować wierności. - Tak jak ty - dodała z uśmiechem, po czym wsparłszy się na jego ramieniu, weszła do domu. Do walki nie doszło. Przez cały wrzesień obie strony zbie­ rały siły: do Ludlow ciągnęli ludzie Yorka, do Coventry - od­ działy królowej. Wreszcie pod koniec października królewska armia ruszyła na zachód. Kiedy dotarła do Worcesteru, książę Ryszard wysłał do króla pismo, w którym zapewniał go uro­ czyście o swojej lojalności i pragnieniu zachowania pokoju, nie 23Polgara & Irena scandalous

chciał bowiem powstawać przeciw miłościwemu panu. Tym­ czasem w odpowiedzi królowa przesłała jedynie obietnicę wy­ baczenia, obejmującą wszystkich, którzy opuszczą szeregi księcia Yorku. Dwunastego października wraz z wojskiem sta­ nęła pod Ludlow, każąc rozbić obóz ledwie milę od zamku. Armia królewska była dwukrotnie liczebniejsza od sił zgro­ madzonych w Ludlow. Rycerze i zbrojni Yorka - w wyniku wyczerpującego napięcia związanego z długim oczekiwaniem na starcie oraz pod wpływem królewskiej obietnicy darowa­ nia zdrady - zaczęli się wyłamywać z szeregów. Nocą załoga garnizonu w Calais - jedyni sprawdzeni w walce ludzie w yor- kistowskiej armii - przeskoczyła mury i przeszła na stronę króla. Dla Ryszarda był to prawdziwy cios, i to bardzo bole­ sny - zdrada zawsze rani - więc pospiesznie zwołał naradę do­ wódców, na której ustalono, że w obecnej sytuacji jedynym wyjściem dla reszty oblężonych jest ucieczka. Książę Ryszard wraz ze starszymi synami, Edwardem, pa­ nem na March, i Edmundem, dziedzicem Rutlandu, oraz z hra­ bią Warwickiem i lordem Salisburym uciekali konno z bardzo nieliczną obstawą. Księżna Cecylia z dwojgiem małych dzieci musiała zostać w Ludlow, zdana na łaskę króla, tymczasem reszta armii wymykała się z twierdzy pod osłoną nocy, by wró­ cić do domu i czekać na rychle wezwanie księcia. Ucieczka z Ludlow przypominała scenę ze złego snu: ludzie pędzili w popłochu, oświetlając sobie drogę drżącym światłem po­ chodni, które rzucało długie cienie na mury i powały starego zamczyska, a wszystko to odbywało się w grobowej ciszy, wyjąwszy przypadkowy stukot podkowy o bruk bądź nerwo­ we rżenie konia. Gotowi do drogi żołnierze Morlandów zebrali się w zwartą grupę. Jan i Harry, czekając na Tomasza, trzymali konie za uzdę. Chcieli wyruszyć jak najprędzej, zanim się rozwidni. Zda­ wało się, że w przenikliwym chłodzie nocy trwają tak długie go­ dziny, gdy z ciemności wyłonił się wreszcie Tomasz. W skąpym blasku pochodni wyglądał blado i starzej niż zwykle. Polgara & Irena scandalous

- Nie jadę z wami - oświadczył bez ogródek. - Obiecałem mamie, że nie opuszczę pana, więc ruszam razem z nim. Dajcie konia, bo szkoda każdej chwili. Na moment zapadła cisza. - Ja z tobą - oznajmił Harry. -Nie. - Muszę. Gdzie ty, tam ja. Mama by tego chciała. - Dobrze więc. Musimy jechać natychmiast. Jan, zadbaj, żeby ludzie bezpiecznie dotarli do domu. Wiem, że potrafisz. Podali sobie dłonie. Tomasz spojrzał w szczere oczy szwagra. - Uściśnij od nas mamę. Powiedz, że musimy uciekać, żeby zebrać rozproszone siły, ale niedługo wrócimy. - Wiesz, dokąd jedziecie? - spytał Jan. - Chyba do Irlandii. Irlandczycy miłują księcia. Musimy ruszać. Bywajcie. Niech was Bóg ma w opiece. Dwaj młodzi mężczyźni dosiedli koni i zniknęli w mroku nocy. Jan Butler został dowódcą i opiekunem całego zaciągu Morlandów. Już miał rzucić rozkaz do wymarszu, gdy wtem dostrzegł, że mały Colin otwarcie płacze. - No, no, nie bój się - uspokajał łagodnie chłopca. - Do­ trzemy do domu bez przygód. - Och, panie, nie dlatego płaczę - wydusił z siebie mały. - Wcale się nie boję. Tylko myślę, że powinienem był jechać z ni­ mi. Jestem ich pachołkiem. Teraz na zawsze będę pohańbiony. Jan oparł dłoń na chudym barku chłopca. - W tym, że zostałeś z nami, nie widzę żadnej hańby. Nie mając konia, nie mogłeś im towarzyszyć. Nie wstydź się zatem, bo nie ma ku temu powodu. Chłopiec spojrzał na niego oczyma, w których zabłysła iskierka nadziei. - Oni dobrze o tym wiedzą - dodał Jan. - A teraz chodźmy już. Unieś proporzec i wyjdźmy stąd jak mężczyźni. Dosiadł konia, a mały Colin dumnie dźwignął rodowy sztandar Morlandów wysoko ponad głowę. Tak oto zaczęli długą podróż do domu, dokąd wieźli smutną nowinę. Polgara & Irena scandalous

Rozdział drugi Dopiero w lutym, kiedy minęły aż cztery ciągnące się w nie­ skończoność miesiące od chwili, gdy Jan Butler sprowadził zaciąg do domu, Eleonora otrzymała od synów pierwsze wiadomości. Przedtem docierały do niej wyłącznie pogłoski oraz oficjalne ko­ munikaty, z których wiele się potrafiła domyślić Powszechnie było wiadomo, że yorkistowscy baronowie rozpierzchli się w róż­ ne strony niemal natychmiast po wyjściu z Ludlow, a także, że Ryszard wraz z synem, lordem Rutlandu, wsiadł do łodzi, którą przedostał się do Irlandii. Tymczasem hrabia Warwick, lord Salisbury i Edward March uciekli do Devonshire, by stamtąd przepłynąć Kanał do Calais. Natomiast księżna Cecylia oraz dzie­ ci zostały pojmane przez królewską armię i osadzone w areszcie domowym u lady Buckingham, rodzonej siostry księżnej. W styczniu nadeszła wiadomość, że zwołany w grudniu Par­ lament uznał pięciu yorkistowskich baronów - oraz wielu ich co znaczniejszych popleczników - za winnych zdrady, co łączyło się z przepadkiem mienia. Zrozpaczona Eleonora wysłała do swojej córki Anny list, w którym pytała o chłopców, jednak nie otrzymała odpowiedzi. Wreszcie w lutym przyszła wiadomość od Harry'ego, ukryta w sprowadzonych z Calais belach z owczym runem - w jednym z ostatnich transportów wełny, który przepłynął Kanał, nim król wydał zakaz handlu z tym miastem. Harry pisał o wyjściu z Ludlow oraz o tym, jak ucie­ kający podzielili się w drodze na jeszcze mniejsze grupki. Zostałbym z Tomaszem, ale książę chciał zatrzymać przy sobie tylko sześciu jeźdźców. Wziął więc Tomasza, gdyż ten przysięgał, że go nie opuści, ja natomiast musiałem zostać przy Edwardzie z March... 26 Polgara & Irena scandalous

Ryszard zatrzymał przy sobie Tomasza! Cudownie! Tak właśnie miało być! W dalszej części listu Harry informował, że zajmuje się w Calais zbiórką pieniędzy i zdobywaniem po­ parcia dla sprawy Ryszarda. Pomagają nam kupcy z Kompanii, a ja wykorzystuję jak mogę nasze nazwisko i sympatię, jaką cieszył się tata. Nie mo­ gę nic pisać o naszych planach, na wypadek gdyby list został przechwycony Choć Harry zachował w tej mierze powściągliwość, na do­ brą sprawę cały kraj wiedział, że baronowie z Calais i książę Yorku planują tego lata przeprawę do Anglii. I wszyscy, prócz pałacowej koterii oraz feudałów popierających Lancasterów, czekali na to z radością. Król i królowa nie cieszyli się sympa­ tią narodu; nakładali wysokie podatki, a ich rządy były wielce nieudolne. Dlatego ludzie spoglądali z nadzieją na Ryszarda, licząc na to, że gdy zasiądzie na tronie, naprawi wszelkie krzywdy i zło. Lud potrzebował tej wizji ku pokrzepieniu serc. Tamtego roku w Anglii nastało tak fatalne lato, jakiego nie pamiętali nawet najstarsi mieszkańcy: lało bez przerwy, ni­ sko położone tereny stały pod wodą, zboże gniło, a nad kra­ jem zawisło widmo głodu. Deszcz zmył drogi z powierzchni ziemi łub pokrył je grubą warstwą błota, powodzie zrywały mosty, zmywały ludzkie domostwa, odcinały od reszty kraju ogromne połacie - ludzie ginęli setkami. Ciepłe i wilgotne po­ wietrze sprowadziło istną plagę insektów. I właśnie w takim deszczu dwudziestego szóstego czerwca nadpłynęli baronowie z Calais, a dobiwszy do brzegów Anglii w Sandwich, gdzie nie napotkali oporu, ruszyli na Londyn. A tam ich powitano z otwartymi ramionami. Królowa wraz z całym dworem bawiła w Coventry, król zaś i jego armia prze­ bywali nieco dalej na południe, w okolicach Northampton. Tam właśnie dziesiątego lipca doszło do zbrojnej konfrontacji. Bitwa była krótka i krwawa. Zakończyła się po godzinie. Króla pojma- 27Polgara & Irena scandalous

no w jego prywatnym namiocie; drżącego ze strachu, przewie­ ziono do Londynu i osadzono w Tower. Natomiast królowa na wieść o porażce Henryka uciekła wraz z synem do Walii. Kiedy Eleonora o tym usłyszała, aż jęknęła ze zgrozy. To przecież królową należało uwięzić, nie króla! We wrześniu znów nadszedł list od Harry'ego. Dostaliśmy wieści, że książę Yorku dobił do Chesteru, a księżna małżonka wyjechała mu na spotkanie w iście kró­ lewskiej karocy; jej wybijany szafirowym aksamitem pojazd ciągnęło osiem wspaniałych rumaków. Wiem z całą pewno­ ści, że Tomasz jest przy księciu, więc odetchnij, Mamo. Jak tylko książę dotrze do Londynu, zwoła Parlament, który - jak sądzę - obwoła go regentem z uwagi na niezdolność kró­ la do sprawowania władzy. Król traktowany jest z wielką uprzejmością i głęboko wierzę, że gdyby rzecz zależała od Niego i gdyby zwrócono się doń o oddanie korony, zrzekłby się jej choćby jutro, bo kiedy nie ma przy nim królowej, naj­ chętniej cały dzień czyta i oddaje się pobożnym zajęciom. Ach, Mamo, muszę Ci opowiedzieć o lordzie Edwardzie Marchu! Jego godłem jest promieniste słońce o ludzkiej gło­ wie, które pasuje do niego jak ulał. Podobnie jak nasz Tomasz, lord March jest wysoki i barczysty, ale złotowłosy. Ma jasną, lecz rumianą cerę i prawdziwie boską urodę. Nie znam kobie­ ty, która nie przyszłaby do niego na jedno kiwnięcie palcem, choć on, podobnie jak my wszyscy, niewiele ma czasu na zaba­ wę. Mimo to co dzień znajduje wolną chwilę, żeby odwiedzić młodszych braci i siostrę oraz spytać o ich zdrowie i postępy w nauce. Często towarzyszę mu w tych wizytach, z przyjem­ nością obserwując, jak miło się do nich zwraca i jak bardzo go miłują, zwłaszcza zaś Ryszard, który zapewne żyje w przeko­ naniu, że ma do czynienia z wysłannikiem niebios. W listopadzie Eleonora otrzymała list, który sprawił jej szaloną radość. Tylko widok synów mógłby uczynić ją jesz- 28 Polgara & Irena scandalous

cze szczęśliwszą. Dostała list od Tomasza. List był krótki, lecz zawierał najważniejsze wiadomości. Dziesiątego października zjawiliśmy się w Londynie i jego mieszkańcy witali Ryszarda niczym króla. A kiedy wjechali­ śmy do Westminsteru na spotkanie z baronami czekającymi w malowanej komnacie, gdy książę podszedł do tronu, gdzie obwieścił, że zjawił się tu, by na nim zasiąść i tym samym przejąć koronę jako należną mu prawem spuściznę - serce podeszło mi do gardła i omal mnie nie udusiło, a oczy wez­ brały mi łzami wzruszenia. Tak pięknie wówczas wyglądał, tak władczo i dzielnie, iście po królewsku się tego dnia pre­ zentował. Baronowie jednak nie mieli jego odwagi i bali się zdetronizować Henryka, zaczęły się więc długie dysputy, po których to zawarto w końcu porozumienie: książę Ryszard ma sprawować regencję do końca dni króla Henryka, a po je- go śmierci panować we własnym imieniu. W ten sposób syna królowej pozbawiono prawa do tronu, co powszechnie uzna­ no za czyn sprawiedliwy, wielu bowiem uważa, że nie jest on synem króla. Ale królowa jest wolna, Mamo, i jak zapewne wiesz, zbie­ ra przy sobie wojsko, dlatego wyjeżdżamy z Londynu, żeby się z nią rozprawić. Potrzebujemy zbrojnych i książę Ryszard prosi, byś przysłała mu tylu, ilu tylko możesz. Wyszykuj ich jak najszybciej i wyślij nam na spotkanie w Northampton, do­ kąd spodziewamy się dotrzeć w dzień po świętym Mikołaju. Skończywszy czytanie listu, natychmiast zawołała Hioba, a kiedy przybiegł, przedstawiła mu wiadomości i nakazała po­ wołać ludzi pod broń. - Tym razem rozprawią się z królową raz na zawsze. I wresz­ cie będziemy mieć pokój - rzekła ucieszona. - Idź, zbieraj ludzi. I wyślij umyślnego po Jana Butlera. Jest nam potrzebny. Tomasz i Harry znowu byli razem. Spotkali się i padli so­ bie w ramiona tego pięknego dnia, gdy Ryszard wjechał ni- 29Polgara & Irena scandalous